Chcialabym podzielic sie moimi przemysleniami, bo wlasnie jestem na etapie podsumowan wychowawczych. Mam 16-letnia corke i zawsze staralam sie traktowac ja z szacunkiem i utrzymac bliski kontakt. Saralam sie aby zrozumiala dlaczego nie nalezy czegos robic i nigdy nie mowilam Nie bo Nie. Myslalam, ze poczucie wlasnej wartosci jest podstawa w zyciu. Niestety, mysle ze powinnam okazywac swoja przewage i sile, bo teraz wydaje sie tak pewna siebie, ze na nic sie zdaja moje argumenty. Ona wie przeciez lepiej, a pomysly ma rozne (np. teraz pojscie do bardzo kiepskiego liceum mimo dobrych wynikow, wyjazd na Woodstok czy wyjazd na wakacje z kolezankami na drugi koniec Polski ). Nie godze sie na najglupsze rzeczy, ale kosztuje nas to z mezem wiele nerwow i utruwa zycie. Wstyd sie przyznac, ale odzywa sie do nas nieladnie. Zaluje ze od malego jej nie ustawialam ostro i nie pokazywalam kto tu rzadzi. Moj maz tez zawsze traktowal ja powaznie