Już wróciłem. Domyślałem się tego o czym wspomnieli koledzy. Ale wolałem zapytać. "Nowy" jestem w tym temacie. Oczywiście - całość się musi kompensować. Ile powietrza opuszcza "komorę" - tyle samo musi być do niej dostarczone - z zachowaniem "równowagi" ciśnienia. A jako że całość działa "grawitacyjnie" - układ zaczął kompensować sobie "braki" z miejsca z którego mu było "najlżej" - i padło na jeden z kanałów "wylotowych". Ale doprowadzenie powietrza do miejsca gdzie ma ono zostać ogrzane - jest że tak powiem "fabryczne". Czyli patrząc "od przodu" na kominek - przestrzeń pod wkładem. Jest ono wolne. Nie będzie tam składowane drewno - jak to jest często pokazywane na różnych fotkach reklamowych. Wkład jest otoczony (wewnątrz obudowy) płaszczem z blachy (wkład Jotul). Pomiędzy wkładem a tym płaszczem przepływa powietrze (ogrzewając się) które trafia do dystrybutora i dalej do kanałów wylotowych. Jako że kanały wylotowe pozostawiłem całkiem otwarte, mam: 3,14*(0,125m)^2 * 5(kanałów) = 0,245 mkw 3,14*(0,16m)^2 * 2(kanały) = 0,16 mkw 0,245 + 0,16 = 0,405 mkw Czyli na "wylocie" mam 0,4 mkw powierzchni. Na "wlocie" napewno tyle nie mam. A powierzchnia pomiędzy wkładem a płaszczem z blachy jest jeszcze mniejsza. Mniejszy przekrój - większe ciśnienie. Trudniej "pobrać" powietrze. Aby zatem całość "uspokoić" i "zrównoważyć" powinienem chyba zmniejszyć przekroje wylotowe (dolotowych nie mogę) - czyli założyć kratki i anemostaty. I dopiero potem przetestować całość. Czy poprawnie kombinuję?