-
Liczba zawartości
1 018 -
Rejestracja
an.i's Achievements
ELITA FORUM (min. 1000) (6/9)
10
Reputacja
-
Dzięki dziewczęta za pozytywne fluidy miło się robi po takim ciężkim dniu.. Nefer - czekam na jakąś wiadomość, dziękuję za pomoc Sure - sprawdzam właśnie strony, które podałaś, ciekawe rzeczy tam są, muszę się zagłębić w temat a na stoiska z grami edukacyjnymi to wchodzę zawsze, jak tylko takie zobaczę. Tylko, że powoli się uczymy, co mama może, co ją zainteresuje, i z większości tych rzeczy rezygnuję, jak tylko na nie spojrzę. Ale chyba zacznę próbować wszystkiego, bez względu na to czy łatwe, czy nie, bo a nuż coś tam zaskoczy i polecenie będzie zrozumiałe a wtedy to już z górki. Jakiś ten dzień nie po drodze mi dziś był, więc idę się czymś odstresować.. Pozdrawiam serdecznie i życzę spokojnej nocy
-
Ah, ile to się działo... Oprócz zwyczajowych ćwiczeń, tygodnia za tygodniem , takiego samego rozkładu zajęć, to właściwie jedno tylko wydarzenie, które mną chyba najbardziej wstrząsnęło, może dlatego, że widziałam je na własne oczy,a inni nie. Pierwszy raz wrzeszczałam na lekarzy i było mi z tym dobrze ale po kolei. Ćwiczenia przebiegały w porządku, delikatne postępy widoczne były już nie z dnia na dzień, już nie z tygodnia na tydzień, wszystko zwolniło. Normalne. Logopedzi też nie za bardzo się przykładali do roboty, ale podpatrywałam co robią i jak, pytałam neuropsychologa, kupiłam książki (na polskim rynku są 2!!!zaledwie książki o neurorehabilitacji...a to i tak raczej teoretyczne, bo o rodzajach zajęć i ćwiczeń jakoś nie piszą...). Głównie dawałam sobie radę sama. I zaczęły się podszepty, że może by już wyjąć pega (tą rurkę z brzucha), bo skoro mama sama je i nawet pastylki można jej dać, to po co to.. też tak myślałam. Pojechaliśmy do szpitala na zabieg. Podczas usg brzucha mama dostała napadu padaczkowego. Potem jak się okazało, kolejnego. Ewenement, że dwa nastapiły po sobie, ale nie precedens. Neurolog, bardzo miły człowiek, wytłumaczył mi, że owszem, u każdej osoby po urazie mózgu napady padaczkowe się pojawiają, zawsze do roku czasu od urazu. Już jak się wystałam 4,5 godziny żeby się do niego dostać (a i tak skonsultował mamę na moje kategoryczne żądanie, bo nasz gastrolog powiedział, cytuję "a, no tak, to pewnie napad padaczkowy" i dalej klikał w monitorze, wyglądało jakby grał w pasjansa...), to dowiedziałam się, że że po prostu musi brać leki i tyle. Napady mogą się powtórzyć a mogą i nie. Nie wiem, czy wiecie, jak wygląda taki napad i jak wygląda i zachowuje się osoba po takim napadzie, ale myślałam przez moment, że juz po mamie.... to było ok południa. Późnym wieczorem już się zaczęła do nas uśmiechać, więc powolutku wracało do normy. Ale pewne zachowania, których się nauczyła się cofnęły i trzeba było zaczynać od nowa. Niewiele, bo większość sama wróciła po pewnym czasie, ale blokowanie nogi przy chodzeniu ćwiczyliśmy od początku. Trudno. Głowa do góry i - jak to mówiłam do mamy, jak nam się śpieszyło - pędź jak gazela Powolutku do przodu szło wszystko, i głowa i ciało. A 17.07 nasza pani doktor powiedziała, że co mogli to już osiągnęli, że najlepiej żeby mama pojechała już do domu, bo widać, że zmęczona tym wszystkim.. "Szykuję wypis na 24-25.07, żebyście państwo mieli czas na przygotowanie mieszkania." No ok. Po prostu NFZ daje 3 mies.w tej placówce, wyznaczony termin minął więc do widzenia. Burza mózgów, co z mamą zrobić. Czy mieszkanie, gdzie jest 28m2, gdzie trzeba wstawić specjalistyczne łózko, jakąś szafkę, wózek... Zdecydowaliśmy, że póki będzie można, to jednak dom w Konstancinie. Ludzie się wyprowadzili, trzeba go odnowić, dużo miejsca, mało schodów, ogród.. Więc przewieźliśmy mamę do domu, mamy rehabilitację domową, 4x w tyg, na godzinę. I muszę powiedzieć, że mama - oczywiście, ma górki i dołki, zarówno w stanie zdrowotnym, siłowym jak i umysłowym - ale chyba jej dobrze w domu moim zdaniem, znacznie się poprawiła mentalnie. Zrobiłam jej z tektury klocki, czy raczej puzzle, podobne do tych, które miała logopeda, i radzi sobie z nimi całkiem dobrze. Ale ciągle trzeba coś nowego, bo jak pozna jedną rzecz, to już jej się nie chce. Więc bazuję na własnej pomysłowości głównie, bo jak mówiłam- na polskim rynku gotowych pomocy neurorehabilitacyjnych brak. Pani logopeda mówiła o jakiejś niemieckiej książce, z tego, co pokazała, wnioskuję, że ma z 700-800stron, że jakiś niemiecki pacjent jej dał, bo już nie potrzebował, no ale kto to przetłumaczy...więc pani logopeda ~ neuropsycholog też wykorzystuje własną wyobraźnię i metodę prób i błędów. I pierwszy raz faktycznie, mogę Was o coś poprosić. Jeśli macie jakieś pomysły, albo znacie jakiegoś neuropsychologa - ja słucham. Sama mam trochę pomysłów, ale właśnie dostałam zgodę od promotora na przedłużenie (kolejne!) seminarium, a to oznacza, że muszę nadrobić różnice programowe. Więc mniej czasu z mamą, mniej na robienie klocków, puzzli, obrazków. Chodzi o najprostsze polecenia - np dopasuj dwie rzeczy, kształtem, kolorem, rodzajem.. Może wyjaśnię, jak wyglądają te puzzle, które ja zrobiłam, będziecie wiedzieć,na jakim materiale mentalnym (że się tak wyrażę) pracować. Są pary puzzli, np motylek i kwiatek, jabłko i jabłoń, prezent i choinka, pies i kość itp. Każda z tych par ma różne 'ząbki', żeby połączyć jeden obrazek z tym do pary, więc też nie wetknie kółka w kwadrat. Rozkładam np 4 pary, załóżmy te, które wymieniłam, biorę motylka do ręki (uprzednio tłumaczę długo, dlaczego te pary do siebie pasują i co na nich jest narysowane) i proszę, żeby położyła go tam, gdzie pasuje. Czasem kładzie, czasem nie. Ale to są tego typu zadania. Najprostsze. Więc jeśli macie jakiekolwiek pomysły, proszę o informacje, mogą to być pomysły własne, podsłuchane, może coś, co dzieci robiły, jeśli miały trudności z zadaniami, może jakieś publikacje.. cokolwiek. Zaraz przyjdzie rehabilitacja, więc się zbieram, i przepraszam, że tak długo nic tu nie było mam internet i będę zaglądać. Pozdrawiam Was serdecznie i przesyłam ucałowania od Mamy ps. gdyby ktoś miał możliwość konsultacji z neuropsychologiem czy terapeutą zajęciowym, czy logopedą, służę dokładnym opisem tego co może i czego mama nie może zrobić, zrozumieć lub wykonać, aby lepiej dobrać materiał do zajęć. Dziękuję Wam bardzo za nieustające zainteresowanie stanem Mamy, jesteście Kochane!! - kochani, gdyby pojawił się pierwiastek męski
-
Dziś niestety była kolejna operacja. Zdjęcie CT głowy wykazało jakieś nieprawidłowości w pracy zastawki, wobec czego jeszcze raz operowali mamę. Potem lekarz powiedział, że skrzep zapchał zastawkę (w końcu to tylko cienka rurka), więc odetkali i powinno być ok. O 2:30 zabrali Mamę, o 3:30 już była na pooperacyjnej, weszliśmy do niej na chwilę, mimo, że spała, ale po chwili otworzyła oczy i nawet gadała trochę i podnosiła głowę, ale miała aparat tlenowy i kazaliśmy jej się rozluźnić i odpoczywać. A potem nas doktor wywalił, bo podobno za dużo ludzi było. Więc wszystko się znowu przesuwa, ale może teraz już będzie dobrze.. dziękuję za dobroci, obiecuję przekazać Mamie ps. mój głóg zasadzony w zeszłym roku zakwitł, jezu, jakie to piękne drzewko!!
-
Witam, przepraszam za zwłokę, ale dużo jest do ogarnięcia, i nie zawsze ma siły na siadanie do internetu, swoją pocztę nawet sprawdziłam pierwszy raz od 1,5tygodnia.. otóż w niedzielę 15.05 Mamę przeniesiono z Konstancina z powrotem do szpitala. Nasz niepokój o senność Mamy wreszcie został wzięty pod uwagę, zrobiono tomografię, co niestety wykazało zbierający się płyn w mózgu, co z kolei doprowadziło do decyzji o wstawieniu zastawki odprowadzającej płyn do otrzewnej. W poniedziałek rano była operacja, Mama podobno obudziła się już wieczorem, we wtorek już była na salach ogólnych. Oprócz tego, że znowu zgolili Mamie włosy, ma szwy na głowie i na brzuchu (choć z głowy już zdjęli), to wszystko jest ok i tak jak było bardzo szybko wraca do siebie, właściwie to od paru dni nawet ponawiamy stawanie jest nawet lepiej - bo udało nam się załatwić przedłużenie terminu w Konstancinie, wobec czego wracamy tam albo 6 albo 9 czerwca. No cóż.. Mama najlepiej - najwięcej - gada przez telefon, twarza w twarz dużo mniej, a świat jest o niebo piękniejszy, jak się śmieje prawdopodobnie, jeśli będzie dobrze wszystko, w ciągu dwóch - trzech miesięcy będą chcieli robić plastykę czaszki - tzn 'wklejać' ten brakujący kawałek ze sztucznego tworzywa. Czyli nadal trzymamy kciuki, żeby było tylko do przodu, i próbujemy jakoś żyć, żeby to wszystko było 'normalne'.. Nie podziękowałam za życzenia świąteczne, ale przekazałam Mamie, ciężko stwierdzić, czy pamięta całe to forum, ciężko stwierdzić co w ogóle pamięta czy co kojarzy, ale się uśmiechała, więc może pamięta W imieniu Mamy dziękuję za życzenia i mam nadzieję, że wasza wiosna jest tak piekna, jak nasza działka teraz, a także bardziej uporządkowana ... nie wiem niestety, jakie drzewka czy krzewy przycinać, oprócz tui, ale na te 2metrowe kolosy nie mam siły w tym roku. Mama coś mówi, dużo nawet, jak o tym wspominam, ale nie rozumiemy, więc..przykro nam, chcielibyśmy z nią rozmawiać. Czasem się udaje, ale nadal za rzadko.. No dobrze, tu już się późno robi, chyba się niedługo położę. Życzę spokojnego, niedzielnego wieczoru, oraz dużo słońca dla Waszych ogrodów i ciepła dla domów
-
Wreszcie się wyspałam przez ostatni tydzień jeździłam do Mamy do Konstancina autobusem, bo auto w naprawie..i przez tydzień pobudka o 4:30, na 7:40 do Mamy, wychodziłam z Kubą (brat) po 20:00, ok 21:00 byłam w domu, trzeba było się umyć, trochę ogarnąć itp..spać przed lub tuż po 24:00..ale dość o mnie Mama robi nam huśtawki, jednego dnia dobrze, innego nie bardzo. Kiedy stajemy na nogach na rehabilitacji potrzeba jest kilku osób do pomocy, żeby podtrzymywać nogi, które się zginają w kolanach, stopy, biodra, prostować plecy, podnosić głowę. Ale we wtorek sama się prostowała i patrzyła przed siebie, dużo mówiła, nawet udało nam się z nią porozmawiać, powiedziała - oczywiście niewyraźnie, ale brat się pytał, czy właśnie to powiedziała, a ona mówiła ładnie 'tak' - że bardzo nam dziękuje za pomoc, że jest wdzięczna i coś w stylu, że czuje się zobowiązana (może do walki o siebie...?). Potem opowiadała, że babcia i ciocia same przyjechały do ośrodka i same pojechały. To był piękny dzień!! ale następnego była już zmęczona, w czwartek jeszcze bardziej, piątek przespała od 8:00 rano do 17:00..ale wczoraj znowu się 'przebudziła' długo jeździliśmy na wózku po ośrodku, spytała się mnie, co jadłam na obiad na stołówce (czasem pani z pokoju Mamy mnie zabiera, kiedy jest wolne miejsce, bo jakiś pacjent gdzieś pojechał). No i wydaje nam się, że jest bardziej aktywna wobec osób, które widuje często i często z nimi pracuje - np. Ania z rehabilitacji, która ćwiczy Mamę przez 1,5godz dziennie. We wtorek stawała chętnie na nogi, i po ćwiczeniach nachyliła się do Ani - ona się pyta 'czy chce mi pani coś powiedzieć?', ja mówię - 'nie, chce ci dać buzi' i pocałowała ją w policzek :) a potem poklepała po ręku w podziękowaniu. Jak wieczorem przyjechał Kuba, to mu opowiadała, co się działo i chciała mu pokazać, jak wstaje, więc jej pomogliśmy przy łóżku stanąć - i jak stała to się do niego przytuliła :') Kuba opowiadał o koledze, któremu złamali żebro na treningu - prychnęła, a jak Kuba powiedział, że tamten od 12 lat ćwiczy karate, to się śmiała z niego dziś Kuba był na rano, a ja jadę na 14. Nie wiem, w jakich miejscach w Polsce Wy mieszkacie, ale tu - w Warszawie potwornie wiało, pojechałam wczoraj po południu na działkę, żeby zobaczyć, czy wszystko ok. Wykorzystałam chwilę słońca i obleciałam teren dookoła. I jakaż wielka moja radość była, kiedy zobaczyłam, że wszystkie kwiatki, które w zeszłym roku sadziłyśmy z Mamą teraz już wychodzą z ziemi! cały ten wstrętny grobowiec nad butlą z gazem będzie okwiecony wydaje mi się, że wychodzą hiacynty.. zakochałam się w nich ostatnio, więc strasznie się z tego cieszę. Porobiłam parę zdjęć, pokażę jej dziś. Tutli_putli- u nas wiosna wygląda podobnie dziękuję za zdjęcie. Także tak to wygląda. Raz są dni piękne i radosne, kiedy indziej łzy się cisną do oczu, że Ona tak cierpi, widać, jak bardzo ją to męczy - nie tylko fizycznie..nie wiem, na ile ją znacie, ale dla niej największe zmartwienie to, że jest dla nas problemem, że musimy się nią opiekować..a ona tak pięknie wyraża wdzięczność!! i wspólną radość, kiedy coś jej się udaje. Jesteśmy z niej tak bardzo dumni!! Dobrze, że mnie mili ludzie dokarmiają, bo do pani w okienku w McDonaldzie mówiłabym już po imieniu.. ok, zbieram się powoli. Mam nadzieję, że w Waszych domach, ogrodach i sercach również panuje już wiosna Pozdrawiam serdecznie
-
Ło jejku jejku, tyle się dzieje ostatnio, że nie wiem, o czym pisać Przeprowadzkę do Konstancina robimy 31.03. Mama wykazuje żwawość i aktywność, coraz lepiej przekazuje emocje i chęci, a umysł ma już prawie 'czysty', tak mi się wydaje no i zaczyna gadać!!! nie ma już rurki tracheotomijnej, więc teraz będzie coraz bardziej używała gardła. Większość pokarmu dostaje nadal przez sondę bezpośrednio do żołądka, to się jakoś nazywa, ale nie pamiętam..ale dużo je normalnie - ustami, normalne 'całe' obiady tyle, że zmiksowane. Zaraz wychodzę więc muszę kończyć, ale obiecałam, że napiszę, więc to robię a- lekarze na obchodzie stali z rozdziawionymi ustami, kiedy ja, p.logopeda i pielęgniarka opowiadałyśmy, że mama wykonuje polecenia, odpowiada na nie, jest aktywna i chętna do nauki. Rano przyszedł ta najważniejsza szycha w szpitalu i prosił Mamę, żeby pokazała mu język. Zrobiła to, też był zdziwiony. Dlatego zastanawialiśmy się, czy by nie nauczyć Mamy pokazywać palec dopiero by byli zdziwieni ok, uciekam. Dziękuję za Waszą serdeczność, na prawdę, powtarzam Mamie Wasze pozdrowienia i dziś też to zrobię miłego dnia życzę!
-
Witam Was. Próbowaliśmy zapisać Mamę do kliniki w szpitalu na Sobieskiego, pojechała tam karetką na konsultacje, czy jej stan zdrowia i sprawności pozwala na zakwalifikowanie jej do tego ośrodka. Mama jednak była bardzo zmęczona, przeziębiona i przez dwa dni nie dostawała leków pobudzających, więc niestety nie wypadła najlepiej - nie przyjęli jej tam. Szukamy dalej. I niech sobie mówią, co chcą (cytuję panią, która w szpitalu zajmuje się znajdywaniem miejsca dla osób takich, jak mama - "jeśli pacjent zostaje przyjęty do kliniki i przez parę dni mu się 'nie chce', czy jest zmęczony i nie współpracuje, to nikt nie będzie się z nim bawił, tylko go po prostu wypiszą do domu") !!! szaleństwo!!! jak można - ubezpieczoną osobę - w 100% niesprawną, na kroplówkach, z tracheotomią, pożywiającą się przez sondę w nosie - tak 'po prostu' wypisać do domu?!?! myślałam, że brat zatłucze tą babę na miejscu.. a ja bym poprawiła. No więc - niech mówią, co chcą, ale Mama czuje się coraz lepiej, wczoraj przekręcała kartki gazety zupełnie sama, a za naszą namową nawet śliniła sobie palce, żeby było łatwiej oczywiście te ruchy nie są takie, jak nasze, ale siostry w szpitalu i rehabilitantka sadzają ją na łóżku, czasem nawet staje na nogach.. wczoraj przez minutę siedziała ze spuszczonymi nogami sama! i wraca jej świadomość. Dwa razy widzieliśmy, jak ruszała ustami, tak, jakby mówiła, ale oczywiście bezgłośnie. Ale to już wielkie COŚ jesteśmy dobrej myśli i staramy się załatwić jej miejsce w Konstancinie. Zaraz wychodzę do szpitala, niedługo znów się odezwę, szybciej niż ostatnio. A tak długie przerwy są spowodowane tym, że piszę pracę magisterską i mam mało czasu. Pozdrawiam Was gorąco i dziękuję za pamięć! powtórzę Mamie, że ciągle o nią pytacie i życzycie jej zdrowia!!
-
aha - zapomniałam - przyjechały schody. Dwóch panów dłubało je przez 9 godzin, ale są cudne!! Mama już oglądała zdjęcia, przynieśliśmy jej na komputerze i chyba się nawet troszkę uśmiechała, choć pewnie - jak ją znam - to już ma gotowe "ale.." w głowie Muszę powiedzieć, że montaż wyglądał niesamowicie. Przyjechało mnóstwo elementów, panowie wyjęli dwa długie kawałki - nazwali je wangi - i zaczęli wbijać w nie stopnie. Pytam się, czy sobie sami poradzą we dwóch, a główny na to, że spoko, nie takie rzeczy się robiło, te są wyjątkowo łatwe, najdłużej - ze 3-4 godziny zajmie im balustrada, bo kręcona na dole i metalowe rurki trzeba przycinać. Zbili panowie te schody na podłodze, a potem - o dziwo - po prostu je postawili i już mamy schody brat został z nimi, a ja pojechałam do szpitala. Nie było mnie od 14-17, a jak wróciłam, to schody były już przykręcone do ściany i stropu, poręcze wzdłuż schodów były gotowe, robili te na hallu na górze. I mamy piękne schody
-
Witam kochani. Damy radę!!!! będzie dobrze! Przepraszam za tak straszne opóźnienie, ale nie wiedzieliśmy właściwie, co się dzieje - czy drgania były od mięśni, czy Mama sama ruszała.. potem pielęgniarka pokazała nam jak z Mamą postępować - brać jej rękę na głowę i opowiadać, 'to jest twoja głowa, już włosy odrosły, tu blizna, tu oko, pościel, poręcz...' i 7 osób stało przy łóżku i patrzyło się, jak Mamie drgały palce, gdy pielęgniarka dotykała nimi jej głowy! nikt z personelu nawet słowa nie powiedział, nikt nie mówił - 'proszę wyjść, tylko dwie osoby przy łóżku. Ale przez łzy radości przebijał się potworny sceptycyzm - niby pielęgniarka z 15-to letnim stażem wie, jaka jest różnica między skurczem mięśnia, a świadomym ruchem, ale tak dziwnie to wyglądało.. przenieśli Mamę na drugą salę (taki duży pokój raczej), gdzie leży z innym panem, 90-cio letnim, który niestety ma schizofrenię i nam przeszkadza, bo się ciągle drze, ale możemy w weekend być wszyscy razem tam i nikt nas nie wywali. Od 2-3 dni oczy ma prawie ciągle otwarte jak jesteśmy (to zależy też od rehabilitantki, bo jeśli przyjdzie przed nami, to Mama jest bardziej zmęczona i mniej chętna do pracy z nami), zaczyna reagować na polecenia, a w porównaniu do zeszłego weekendu choćby, to teraz prawie że klaszcze! troszkę trzyma mięśnie lewej ręki, prawa jest bardziej leniwa niestety - to ta sparaliżowana strona, rusza palcami, ściska rękę, podąża za nami wzrokiem. Nadal dość często zdarzają się chwile 'zamyślenia', gdy patrzy przed siebie i nic się nie dzieje, ale wszyscy są zdziwieni, że nagle tak zaczęła pracować! A dziś piliśmy herbatkę!! bardzo słodką, z cytrynką.. ze strzykawki lub takich 'dziurawych' łyżeczek z baru, ale zawsze do ust, a nie przez sondę! i przełyka!! jejq, tak strasznie się cieszymy!!!! słuchała dziś Andre Bocelli'ego i ładnie ćwiczyła, no a potem, jak zwykle poszła spać Eh..będzie dobrze - nie idealnie, uszkodzenia są zbyt duże - paraliż i problemy z mową na pewno pozostaną, ale może wstanie sama i będzie w miarę 'samodzielna'... to by było super.. Tak więc Aka z Ina - wasze ciepłe myślenie zaprocentuje myślcie dalej, to może za miesiąc już będzie do nas machać, jak będziemy do niej przychodzić Dziękuję Wam wszystkim za wsparcie!!!!
-
Witam Was wczoraj rano odłączyli Mamie respirator, teraz przez rurkę w tym urządzeniu wentylacyjnym od tracheotomii dostarczany jest tlen, żeby lepiej zaopatrzyć krew. Poza tym oddycha sama. Ale nadal brak jest jakichkolwiek przejawów świadomości.. tylko odruchy. No i żadnych innych zmian. Trochę jestem podziębiona i przekazuję bratu, co ma Mamie ode mnie powiedzieć, bo nie chcę się zbliżać do niej za bardzo, tylko jej nogi i ręce masuję i ćwiczę. Ale wspominam o Was. Dziękuję Wam bardzo, że tu zaglądacie:hug:
-
Aj tam, od razu niesamowita... dziękuję. Pisywałam lepsze, ale to nie moje miejsce. Podobno Mama miała dziś oczy otwarte, jak weszli do niej (brat, wujek i dziadkowie), ale mnie akurat przy tym nie było, więc nie mogę poopowiadać. Jednak nikt nie może stwierdzić, na ile to jest świadome, jeśli w ogóle.. Pozdrowienia przekazane, będę jej o Was przypominać. Pozdrawiam Wszystkich i dziękuję za ciepło, które od Was przychodzi
-
Aga.jeżyk po przeczytaniu Twojego postu, który był tu ostatnim jaki przeczytałam, zerknęłam na Twój podpis "Zbudować dom z nadziei chcę...". Nie będę przedstawiać mojego toku myślowego, bo nikt nie ma tyle czasu, żeby to czytać, dość że dopisałam resztę, z punktu widzenia Mamy i naszego. Nie lubię się dzielić takimi rzeczami, ale może wyjątkowo przedstawię to, co napisałam na sucho, bez poprawek..po prostu myśl ubrana w słowa, bez ładu i składu, ale.. Zbudować dom z nadziei chcę Z wiary w ludzką dobroć W powodzenie Z całej siły mej Fundamenty mocne jak stal Przyjmą każdy cios A okna w nim otwarte są Na nadchodzący los Nie zmyją murów łzy wylane Za te niepowodzenia Za nasze smutki wszystkie Za rany doznane Dom stawiamy całkiem sami Tylko z tego co nam dane Ma chronić mnie i mych bliskich I ja w moim kiedyś stanę Tak ma być. Dobranoc.
-
Witam. Przepraszam, że dopiero teraz piszę.. brak wiadomości może nie od razu oznacza dobre wiadomości Atija, jednak też nie złe. Otóż Mama czasem otwiera oczy, głównie przy mocnej zachęcie z zewnątrz - silnym potrząsaniu ramieniem, szczypaniem. Rzadko, ale jednak - słabo zaciska palce na czyjejś dłoni. Oddycha sama, choć nadal wspierana jest respiratorem, już nie przez usta, tylko przez tchawicę (tracheotomia). Z ostatniego zdjęcia wynika, że tętniak powolutku się wchłania, ale za wcześnie żeby mówić o jakiś znaczących postępach.. No i niestety ciągle Coś.... nie żadne bardzo poważne powikłania na szczęście, ale niestety (choćby konieczność przeprowadzenia tej tracheotomii). Dziś pierwszy raz lekarz prowadzący - zwykle mało wylewny, nigdy nie wartościujący stanu Mamy i niezbyt uprzejmy młody chłopak, który wygląda, jakby jeszcze studiował - powiedział, że chyba nieśmiało można stwierdzić, że jest troszkę lepiej. Także wszyscy trzymamy kciuki! Przez tą jedną godzinę dziennie, którą możemy przestać lub przesiedzieć przy niej, ciągle do niej mówimy, opowiadamy co się dzieje dookoła, staramy się zachęcać do walki i wysiłku. Zaczęła się też rehabilitacja. Bardzo mi tylko przykro, że właściwie nic nie robi z własnej woli, bo oczy tylko ze dwa razy sama uchyliła, na naszą słowną prośbę, a tak trzeba ją zmuszać. Ale to chyba na tym ma teraz polegać.... poza tym, z tego, co wyczytałam na forach, jest to tak potworny ból, że jedyne, co chce człowiek zrobić, to rozwalić sobie ten łeb do końca.. smutno mi. Przekazałam Wasze pozdrowienia, uściski i całusy. Myślę, że wiele dla niej znaczy wsparcie z Waszej strony. A w Paskudzie... wczoraj odebrałam płytki do salonu, bo zmieniła się koncepcja płytkowa i doszły kafle 60x60cm w bardzo podobnym stylu do tych, które leżą w hallu. Muszę przyznać, że wyglądają super! Zdjęcia robię na bieżąco, ale nie chcę się tu nimi chwalić. Najpierw Mama zobaczy, jak już będzie w stanie, wybierze te, które będzie chciała pokazać i wtedy Paskuda objawi się Wam w całej swej - coraz ładniejszej - okazałości W przyszłym tygodniu umówimy się chyba na montaż schodów (wywalczony w pocie czoła termin musiał zostać odwołany). Ale skoro są oznaki, że Mama jednak walczy, to my się zajmiemy tym, żeby jej otoczenie było takie, jak chciała. Mam nadzieję, że wszystko się uda.. Jeszcze raz przepraszam, że tak długo tu nie zaglądałam, dziękuję Atija, że wystąpiłaś w mojej obronie - uprzedzałam, że może się tak zdarzyć. Wiem, że się martwicie, postaram się częściej tu zaglądać, chociaż stan Mamy, jak widać, zmienia się baardzo powoli i często przez tydzień po prostu nie ma o czym napisać, bo nic się nie zmienia. Ale będę tu zaglądać i odpowiadać na pytania, jeśli jakieś będziecie miały. Wczorajsze latanie z łopatą, odśnieżanie tych 30m podjazdu, żeby mogła wjechać ciężarówka z płytkami, potem latanie za panami, żeby tych płytek nie potłukli, trzykrotne wypychanie tej ciężarówki z błota..troszkę to wszystko siadło mi na mięśniach więc na razie muszę się pożegnać. Ja nie umiem, tak jak Mama, uciąć sobie dwugodzinnej drzemki w ciągu dnia i odsypiam rankami jak normalny człowiek dlatego mówię Dobranoc i do zobaczenia niedługo! Pozdrawiam Was Wszystkie (-tkich) serdecznie!!
-
Dziękuję wszystkim za ciepłe słowa. Nam też ciężko jest uwierzyć, że - mimo iż w ostatnich latach los nie patrzył na mamę łaskawie - to teraz, raz jeszcze jej dołożył.. będę pisać, jak mama się czuje, ale proszę o cierpliwość, jak wspomniałam - najmniejsze nawet zmiany można zaobserwować jedynie na przestrzeni dni, a i tak są one minimalne. Pozdrowię mamę od wszystkich tu obecnych (w jej dzienniku, a wiem, że też w życiu) i miejmy nadzieję, że chęć opiekowania się roślinami, domem (a także domowym ogniskiem) i nami wszystkimi jest silniejsza od tego, co się z nią obecnie dzieje.. Proszę też nie tytułować mnie per 'pani', muszę przyznać, że trochę dziwnie się czuję, nie przywykłam do tego, może z racji wieku, choć dziękuję za szacunek wyrażony w ten sposób. A także za wsparcie, jakie dawałyście wcześniej mamie, i fakt, że nadal z nią jesteście; wiem, że teraz takie przyjaźnie wiele dla niej znaczą. Dlatego postanowiłam napisać tutaj o stanie jej zdrowia - my obie z mamą jesteśmy nie wierzące (a przynajmniej w Boga jako takiego), ale KAŻDA pomoc i rodzaj wsparcia się teraz przyda. Wiem, że się martwicie o nią, dziękuję Wam za to z całego serca!! Ponieważ w szpitalu jest tylko 1 godzina dziennie na odwiedziny, jeździmy do Paskudy i robimy, co możemy i umiemy, niestety musieliśmy na razie odwołać montaż schodów (które udało się wreszcie wykłócić), glazurników, odbiór płytek.. robię zdjęcia na bieżąco, żeby mama mogła je potem obejrzeć, ale nie chcę ich tu wstawiać, to Jej miejsce, i tak źle mi z tym, że piszę tu za nią.. pewnie będzie się dąsać, że tak robię, nie lubi być w centrum uwagi.. Jeszcze raz dziękuję, przekażę Wasze życzenia i pozdrowię od Was mamę. A póki co - dobranoc.
-
Witam Wszystkich. Nazywam się Agnieszka, jestem córką Anny. 8 stycznia mamie pękł tętniak w głowie. Obecnie jest w szpitalu, w śpiączce, w stanie krytycznym. Czekamy aż (choć lekarze dodają : "czy"...) się obudzi. Jeśli Państwo sobie życzą - głównie Panie, z tego co widzę - mogę co jakiś czas pisać tu o stanie zdrowia mamy. Lekarze mówią, że niestety nic nie da się zrobić, trzeba czekać. Mogę tylko powiedzieć, że razem z braćmi póki co kontynuujemy upiększanie Paskudy, jesteśmy w połowie malowania na biało. Tak myślę, że mama chce żebyśmy to robili.. będzie ładnie, jak wróci....