Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

kto zostawił i zgubił na dachu auta przy tankowaniu


Recommended Posts

Wczesne lata 90. Jadę sobie maluszkiem z saszetką pełną nowo zarobionej kaski na favoritkę. Pilnuję jej jak oka w głowie ... z rąk nie wypuszczam... Knajpka przydrożna, kibelek... trudno tak guziki zapinać z kilogramem banknotów w ręce ... odożyłem na umywalkę. Po 100 klometrach zoriętowałem się, że saszetki nie ma ... To było najszybsze 100 kilometów dla tego malucha. Udało sie. Nikt nie popatrzył co jest w środku.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 58
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

  • 2 weeks później...

jakieś 10 lat temu , pierwsza praca , firma zajmująca się kredytami , ktore były wypłacane sklepom dla ich klientów . Oczywiście jak to w takim małych firmach skoro jechałem po drodze do domu to brałem kase i wiozłem do tych sklepów . Podczas takiego rozwożenia , pamiętam jak dziś , zatrzymałem się aby zatankować samochód , oczywiście przezornie wyjołem teczkę z samochodu aby nie zapomnieć w srodku kasa 34 tyś złotych ( w tedy było to ponad połowa wartości mieszkania m3 w Łodzi ) . Zatankowałem poszedłem zapłacić pochodziłem po stacji , wziołem przy okazji coś słodkiego , poszedłem zapłacić . Wychodzę z ze stacji i zamarłem , okazało sie ze aktówkę z całą kasą zostawiłem na dachu samochodu .

Na szczeście nikt się nie skusił .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie na ale w... żona odwoziła mnie na pociąg, jechałem jako organizator (nie główny uczestnik :)) wieczoru kawalerskiego, spinanie logistyczne całości itp. Wysiadłem z auta, pomacałem się po kieszeniach, dobra mam wszystko, żona zawróciła i w drogę do domu. Zachodzę na peron, krzykacz mówi, ze pociag opóźniony a ja macam jeszcze raz i nie mam...telefonu... został na półeczce w aucie. Czyli zero kontaktu, a zawodnicy na kawalerski jadą z całej Polski... Lekka panika, na peronie dwie osoby (moja stacja to mała stacyjka) szoruję do sympatycznie wygladajacej dziewczynki, proszę o mozliwosć skorzystania z fona a ona mowi, ze ma pustą kartę...szoruję do drugiej dziewczynki, ta ma parę złotych na koncie, dzwonię na swój numer, żona odbiera no i w tył zwrot jedzie spowrotem na stację. Dobrze, że pociag był opóźniony, akurat zdążyła mi dowieźć telefon. MIalem machnąć w sumie ręką, wiadomo smycz została w domu ;), ale w fonie był numer kontaktowy w sprawie głównej atrakcji wieczoru... 8)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kilka dni temu... przeprowadzka na Mazury, na raty. Powodów kilka, ale to nie ważne. Część gratów wiozę swoją "knedliczka". Pakuję z synem. Po wysokości na jakiej jest nad jezdnią hak widzę, ze więcej nie zabiorę. Proszę syna by zdjął bagażnik z relingów i odnióśł do domu. Syn mówi dobrze. Upycham jeszcze jakieś małe pakunki w środku i ruszam w trasę. Tłok na drodze, co chwila hamowanie, prędkość :evil: można sobie darować opis.

Ostatnie światła w okolicach Warszawy. Czerwone kiedy dojeżdżam. Hamuję. Nagle słyszę jak coś stuka na dachu samochodu. Wysiadam. Na dachu, pomiędzy relingami leżą dwie odkręcone poprzeczki. Przejechały luzem prawie 30 km...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż. ostatnio jechaliśmy z przyczepą do marketu, mąż położył na tylnym zderzaku taki korek do zakrycia haka (lekki, plastikowy) . Dojechał. Co śmieszniejsze w markecie zobaczyliśmy tą dekorację, pośmialiśmy się, że nie spadła, mąż postawił korek na dachu, żeby schować i... tak dojechaliśmy do domu :D .
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ja raz zostawiłam but na dachu samochodu :lol:

pojechałam do szpitala bo coś mi w nodze chrupało i bolało trochę, a tam sru w gips, a że przyjechałam samochodem to i samochodem chciałam wrócić, trochę z gipsem trudno, ale dałam radę, a ochroniarz przy wyjeździe ze szpitalnego parkingu dał znać i but odzyskany, wolno jechałam to nie spadł :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Podjechałem po supermarket, zaparkowałem obok golfa trójczyny, patrzę a tu w zamku klucze wiszą!!!!!!!!! :o nic tylko drzwi otworzyć i ruszać! Autko za darmo. Ale zanim rodzinka wytelepała sie z samochodu przyszła włścicielka(po godzinnych zakupach)!!!!!!!!!!!!!! Mina jej-BEZCENNA!! Po prostu zamkneła drzwi, ale kluczyka to już zapomniała!! Więcej szczęścia niż rozumu :D :lol: :D

 

To chyba częsty przypadek :D

 

Słowacja - parking, trzy samochody w tym jeden na polskich blachach - bus -a tam dyndające kluczyki w drzwiach - właściciela nie ma.

No to biorę te kluczyki - wciskam pod zderzak, a na (naszczęście brudnej ) szybie piszę - właścicielu tej bryczki zadzwoń pod numer 501....

Mija kilka godzin - odbieram telefon - dzwoni właściciel busa , o co chodzi - no to ja pytam gdzie ma kluczyki - on :o - no to proszę by opisał brelok - on opisuje - no to każę mu pogrzebać pod zderzakiem - okrzyk euforii.

Mija kilka godzin (szlak był oblodzony - troche nam zeszło) - wracam do samochodu a tam na szybie nr telefonu i "zadzwoń" - no to dzwonię - a tam zajrzyj pod samochód - no to padam na kolana - a tam sześciopak piwa . :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 months później...
Pewnego pięknego dnia wracaliśmy z ogniska do samochodu przechodząc kładką przez rzeczkę. Woda była duża i mocno mętna. Do auta było już blisko, więc kluczyki trzymałem w ręce. No i stało się. Chlup... i po kluczykach. Na szczęście córka zapomniała zamknąć tylne drzwi, ze stacyjką w PF 125p jakoś sobie poradziłem i pojechaliśmy do domu. Za około pół roku znów spotkaliśmy się na ognisku w tym samym miejscu. Poszedłem umyć ręce nad rzeczkę, schyliłem się i cóż widzę? Jakieś podrdzewiałe klucze. Od mego Fiata. Po pół roku i w odległości około 800 metrów od kładki, z której mi wpadły do wody.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość elutek
Pewnego pięknego dnia wracaliśmy z ogniska do samochodu przechodząc kładką przez rzeczkę. Woda była duża i mocno mętna. Do auta było już blisko, więc kluczyki trzymałem w ręce. No i stało się. Chlup... i po kluczykach. Na szczęście córka zapomniała zamknąć tylne drzwi, ze stacyjką w PF 125p jakoś sobie poradziłem i pojechaliśmy do domu. Za około pół roku znów spotkaliśmy się na ognisku w tym samym miejscu. Poszedłem umyć ręce nad rzeczkę, schyliłem się i cóż widzę? Jakieś podrdzewiałe klucze. Od mego Fiata. Po pół roku i w odległości około 800 metrów od kładki, z której mi wpadły do wody.

 

super :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. Pierwsza połowa lat 80-tych. Byłem w mieście, więc żonka poprosiła abym odebrał rajstopy z repasacji (czy ktoś jeszcze to pamięta?). Zbierała, zbierała cały woreczek, aby z każda parą nie latać. No i ten woreczek został na dachu mojego "kaszlaka" - i już nigdy się nie znalazł :( Wyobraźcie sobie, ile się w domu nasłuchałem. Starsze pokolenie pewnie jest w stanie to sobie wyobrazić. Rajstopy!

 

2. Czasy nowożytne - kolega podjechał na stację benzynową do sklepiku po coś tam (papierosy albo gazetę). Wrócił do domu pieszo i dopiero po dłuższym czasie się zorientował, że zapomniał... samochodu :o

 

3. Tez zostawiłem kiedyś kluczyki z pilotem do alarmu w zamku bagażnika. Był to stosunkowo niezły samochód Ford Mondeo, a my pojechaliśmy sobie radośnie na górę wyciągiem krzesełkowym w Myślenicach na dobrych kilka godzin. I miła Pani z Krakowa zabezpieczyła te kluczyki u parkingowego, zostawiając swój numer telefonu. Chcieliśmy jej to jakoś wynagrodzić, ale nawet słyszeć o tym nie chciała :) Tylko chciała się upewnić, że wszystko OK.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jechalismy sobie kiedyś z dzieckiem na wakacje. Dziecko jak to dziecko - puściło sobie po drodze pawika. Zatrzymaliśmy się więc na przydrożnym parkingu i poleciałam wyprać zarzyganą pieluchę. Po powrocie otworzyłam tylne drzwi od strony dziecka, żeby zajrzeć, jak się czuje. Kiedy sprawdziłam, co i jak, zamknęłam drzwi. Kiedy przechodziłam za tyłem auta, żeby wsiąść po swojej stronie, zobaczyłam, jak auto odjeżdża! Rozpaczliwie pomachałam do lusterka wstecznego i mąż zobaczył, że mnie zostawił. Potem powiedział, że myślał, że skoro trzasnęły drzwi, to wsiadłam.

 

Mój małżonek szedł kiedyś do garażu. Po drodze wyrzucił śmieci do kontenera. Do garażu mamy ok. 6-7 minut piechotą. Wziął auto i przyjechał pod dom, po drodze mijając ów kontener. Jadąc zobaczył w blasku słońca coś błyszczącego - swój telefon! Wyleciał mu z saszetki zapinanej na pasku. Minęło dobrych 10 minut, odkąd go zgubił. Całe szczęście, że nikt wtedy nie wyrzucał śmieci.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mój małżonek szedł kiedyś do garażu. Po drodze wyrzucił śmieci do kontenera. Do garażu mamy ok. 6-7 minut piechotą. Wziął auto i przyjechał pod dom, po drodze mijając ów kontener. Jadąc zobaczył w blasku słońca coś błyszczącego - swój telefon! Wyleciał mu z saszetki zapinanej na pasku. Minęło dobrych 10 minut, odkąd go zgubił. Całe szczęście, że nikt wtedy nie wyrzucał śmieci.

 

oj całe szczęście :)

ja tak nieraz znalazłam telefony :) ale kontaktowałam się pod numer najbardziej realny - typu mąż, żona, mama, tata, jak to kto miał wpisane :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month później...
Kiedy przechodziłam za tyłem auta, żeby wsiąść po swojej stronie, zobaczyłam, jak auto odjeżdża! Rozpaczliwie pomachałam do lusterka wstecznego i mąż zobaczył, że mnie zostawił. Potem powiedział, że myślał, że skoro trzasnęły drzwi, to wsiadłam.

 

a jakie macie auto? autobus? :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy przechodziłam za tyłem auta, żeby wsiąść po swojej stronie, zobaczyłam, jak auto odjeżdża! Rozpaczliwie pomachałam do lusterka wstecznego i mąż zobaczył, że mnie zostawił. Potem powiedział, że myślał, że skoro trzasnęły drzwi, to wsiadłam.

 

a jakie macie auto? autobus? :lol:

 

Na szczęście nie! Gdyby to był autobus, to bym się nie zdziwiła. :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

my zostawiliśmy dziecka torbę z piciem,pieluchami itp.Pojechalismy do lasu.Zadowoleni wysiadamy,pakujemy manele a tu zonk.Pojechaliśmy z powrotem pod blok i torba grzecznie stała na parapecie pobliskiego domu.Całe szczęście bo jak sie okazało były w niej klucze i dokumenty :roll:

Jak na razie była to nasza jedyna wpadka :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja to często mam takie przygody. Choroba jakaś czy jak? Niczym Hilary swoich okularów szukam swoich kluczy przeważnie :( Ale kiedyś pakowaliśmy ze znajomymi większy pakunek do mojego kombika, i roletę z bagażnika położyłem na dachu. Ujechałem jakieś 300m autostradą i zobaczyłem w lusterku wstecznym jak wiatr zwiał moją żaluzję z dachu. Zanim się zatrzymałem i do niej dobiegłem to już TIR z naczepą po niej przejechał. Często też zapominam na którym parkingu auto zostawiam i rano szok :o :lol: . Po kilku sekundach jak mam szczęście a kilkudziesieciu przeważnie przypominam sobie, że na innym parkingu zostawiłem, bo tu miejsca przecież nie było. Albo idę gdzieś, a jak dojdę to zapominam po co przyszedłem :roll: :lol: , ale co tam! U nienormalnych to normalne :lol: :lol: :lol: . Za to dla swoich dzieci wyrozumiały jestem w takich przypadkach, bo cóż one winne niebożęta, że po tatusiu jakieś skrzywienie odziedziczyły :lol: .Na szczęście im się to rzadziej przytrafia.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...