Baru 12.02.2009 14:38 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 12 Lutego 2009 kiedyś widziałam gościa odjeżdżającego spod sklepu mającego na dachu ... całą zgrzewkę jajek nie dał rady nic uratować Za to my mieliśmy farta z jajcami... Mój tato został poproszony o zakupienie 3 wytłaczanek jajec u wiejskiej aby. A że nasza pierworodna malutka wtedy była, więc każdy wyjazd z domu - nieważne, że 10 minut jazdy samochodem - to było pakowanie kilku toreb z akcesoriami dla dziecka . W drogę powrotną udawały się z nami owe akcesoria no i jajca. Akcesoria zapakowałam ja, dziecko do fotelika ja a małż miał jajca w opiece. Nie wiem jak mu się to udało, ale jednak - jajca zostały na dachu. Dojechaliśmy do domu, wszystko przynieśliśmy do domu, pytam go gdzie jaja?! Małż za głowę się złapał, wsiadł w samochód i pojechał. Jak wrócił to myślałam, że mi padnie ze śmiechu. Okazało się, że jajca spadły nam z dachu na wjeździe na obwodnicę i tam sobie leżały. Wszyscy skwapliwie objeżdżali pakunek, bo wytłaczanki owinięte były w szary papier i nie widać było co to jest. Nie uwierzycie, ale stłukły sie wtedy 4 słownie: CZTERY!!! jajca!! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
anetina 13.02.2009 07:53 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Lutego 2009 Wszyscy skwapliwie objeżdżali pakunek, bo wytłaczanki owinięte były w szary papier i nie widać było co to jest. Nie uwierzycie, ale stłukły sie wtedy 4 słownie: CZTERY!!! jajca!! ale mieliście fuksa Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
jarkotowa 13.02.2009 11:54 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Lutego 2009 Odebrałam rower z serwisu. Był taki wypieszczony, wyregulowany, wymienione to i owo. Rower wieźliśmy na dachu samochodu. Całą drogę do domu powtarzaliśmy z mężem "nie wjeżdżać do garażu, nie wjeżdżać do garażu....." Zaczęliśmy nawet żartować, że musiałabym znów oddać rower do serwisu przyznając się, że go rozwaliłam na drzwiach garażowych ha ha ha. Potem gadu gadu o tym i o tamtym. Wjeżdżamy do garażu i huk..."O k.... rower!" Myślałam, że się zaczepił o drzwi garażowe. Więc odrobinę wycofuję auto, a mąż krzyczy "stój". Okazało się, że gdy zaczepiliśmy o drzwi, zamek w bagażniku się złamał i rower zjechał za samochód (czego nie zauważyłam) i za nim leżał. A ja wycofując jeszcze na niego najechałam. Koło skrzywione, pedał skrzywiony, coś tam szura i obciera..... A taki był idealny po serwisie Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Margoth1719503976 13.02.2009 13:50 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Lutego 2009 Odebrałam rower z serwisu. Był taki wypieszczony, wyregulowany, wymienione to i owo. Rower wieźliśmy na dachu samochodu. Całą drogę do domu powtarzaliśmy z mężem "nie wjeżdżać do garażu, nie wjeżdżać do garażu....." Zaczęliśmy nawet żartować, że musiałabym znów oddać rower do serwisu przyznając się, że go rozwaliłam na drzwiach garażowych ha ha ha. Potem gadu gadu o tym i o tamtym. Wjeżdżamy do garażu i huk..."O k.... rower!" Myślałam, że się zaczepił o drzwi garażowe. Więc odrobinę wycofuję auto, a mąż krzyczy "stój". Okazało się, że gdy zaczepiliśmy o drzwi, zamek w bagażniku się złamał i rower zjechał za samochód (czego nie zauważyłam) i za nim leżał. A ja wycofując jeszcze na niego najechałam. Koło skrzywione, pedał skrzywiony, coś tam szura i obciera..... A taki był idealny po serwisie No nie, to chyba najlepszy numer, gdyby ktoś Was sfilmował, wygrałby nagrodę roku w Śmiechu warte Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
jarkotowa 13.02.2009 14:02 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Lutego 2009 Dodam, że rower był serwisowany u znajomego. Oczywiście następnego dnia pytał, jak się jeździło na rowerze. Nie przyznałam się do porażki. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
anetina 13.02.2009 18:58 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Lutego 2009 Dodam, że rower był serwisowany u znajomego. Oczywiście następnego dnia pytał, jak się jeździło na rowerze. Nie przyznałam się do porażki. nagroda roku wam się należy:D Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
oorbus 14.02.2009 02:37 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Lutego 2009 Przejechałem kiedyś około 15 km z komórką między relingami. Droga równa ale mnóstwo zakrętasów. W Norwegii. Z pracy do hotelu. Oczywiście dostrzegłem ją dopiero przy wysiadaniu z auta. Pozdrawiam. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
amalfi 14.02.2009 13:41 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Lutego 2009 Dziś odwoziłam córkę na autobus, którym pojechała na obóz narciarski. Cała w nerwach (ja, nie córka), bo zakopianka zakorkowane, śniegu po pas. I tak przejechałam całe miasto w dwie strony ze sprzętem do odśnieżania na dachu (dwie łopatki, szczotka do zamiatania). Nie spadły, bo kiepsko dach odśnieżyłam. Ludzie z innych samochodów olądali się, a ja myślałam, żem taka ładna z rana kiedyś zdarzyło mi się zostawić klucze od domu w furtce i pojechac na kilkugodzinne zakupy. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
malka 14.02.2009 14:13 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Lutego 2009 W czasach podstawówkowych, jeden z moich klasowych kolegów, zostawił informację w drzwiach :" mamo, klucz jest pod wycieraczką, jestem u ......." Mieszkał na parterze w bloku bez domofonu Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
amalfi 17.02.2009 12:31 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Lutego 2009 Był u nas ostatnio znajomy, który opowiadał, że wyszedł od swojego kolegi, wsiadł do samochodu, pojechał do sklepu, znowu wsiadł i już miał ruszać, gdy zauważył, że jakiś facet krzyczy do niego coś o pampersach. "Jakiś zdrowo walnięty" pomyślał znajomy i pojechał dalej. okazało się, że na dachu miał persa (kota) swojego kolegi i tak z nim jeździł po okolicy. Zaśnieżone, ślisko, więc jechał bardzo wolno, a kot się nie ruszał. Facet spod sklepu najprawdopodobniej krzyczał "ma pan persa", a nie "pampersy" Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość elutek 17.02.2009 13:22 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Lutego 2009 Był u nas ostatnio znajomy, który opowiadał, że wyszedł od swojego kolegi, wsiadł do samochodu, pojechał do sklepu, znowu wsiadł i już miał ruszać, gdy zauważył, że jakiś facet krzyczy do niego coś o pampersach. "Jakiś zdrowo walnięty" pomyślał znajomy i pojechał dalej. okazało się, że na dachu miał persa (kota) swojego kolegi i tak z nim jeździł po okolicy. Zaśnieżone, ślisko, więc jechał bardzo wolno, a kot się nie ruszał. Facet spod sklepu najprawdopodobniej krzyczał "ma pan persa", a nie "pampersy" mógł prościej: ma pan kota! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
EZS 17.02.2009 14:06 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Lutego 2009 Był u nas ostatnio znajomy, który opowiadał, że wyszedł od swojego kolegi, wsiadł do samochodu, pojechał do sklepu, znowu wsiadł i już miał ruszać, gdy zauważył, że jakiś facet krzyczy do niego coś o pampersach. "Jakiś zdrowo walnięty" pomyślał znajomy i pojechał dalej. okazało się, że na dachu miał persa (kota) swojego kolegi i tak z nim jeździł po okolicy. Zaśnieżone, ślisko, więc jechał bardzo wolno, a kot się nie ruszał. Facet spod sklepu najprawdopodobniej krzyczał "ma pan persa", a nie "pampersy" mógł prościej: ma pan kota! pewnie, i dostać po .. buzi Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
anetina 19.02.2009 14:42 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Lutego 2009 hihihihi chichoczę , a w pracy dziwnie na mnie patrzą Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
monika.KIELCE 28.02.2009 22:37 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Lutego 2009 A mój mąż zostawił w samochodzie... rękę!Odwoziłam go na lotnisko. Ucałował, wysiadł, otworzył tylne drzwi aby zabrać torbę z siedzenia, po czym drzwi zamknął a ja odjechałam.Kilka godzin później, przez telefon, dowiedziałam się, że zamykając drzwi przytrzasnął sobie paluszka. Odruchowo szarpnął ręką, ja w tym samym czasie ruszyłam, paluszek wyszedł bez otwierania drzwi. Biedak ssał go przez cały lot (podobno dawało to lekką ulgę), a po wylądowaniu pojechał prosto na prześwietlenie.Do dziś oboje zachodzimy w głowę, jak można samemu sobie przytrzasnąć palca w samochodzie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
monia i marek 01.03.2009 08:26 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 1 Marca 2009 Po zakupach, obładowana siatami i paletą jajek, z banknotem 50zł wydanym z zakupów, podeszłam do samochodu. Celem ułatwienia sobie otwarcia samochodu, położyłam banknot na dachu i na to paletę jaj. Jeździłam z tym po całym mieście - dobrze, że bagażnik dachowy zatrzymał paletę, bo byłaby jajecznica Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
kotek999 10.03.2009 19:28 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Marca 2009 Dwa przypadki _ swego czasu miałam agencję reklamową, cały dzień robiliśmy tabliczki na targi - kupe roboty - skończyliśmy o 22 z groszami zadowoleni wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy, po 200 zorientowana że zostawiliśmy naszą ciężką robotę na dachu samochodu zaczynam się drzeć - niestety tabliczki po drodze spadły i połamały się - skończyliśmy robić nowe o 6 rano, ale na targi daliśmy radę - drugi - małżo rano idzie do samochodu - deszcz leje jak z cebra - patrzy na dachu leży nasz aparat cyfrowy - przez całą noc nikt go nie zgarnął, a po wysuszeniu działa dalej Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Afrodyta 26.05.2009 21:43 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Maja 2009 Dokumenty, umowy, kasa, telefony......A czy ktoś z Was jechał z tortem na dachu? Był jakiś ekstra dzień, że musiałam mieć tort. Zamówiłam sobie do sklepu, że jak będę robiła zakupy to go zabiorę. Zatowarowanie miałam w kilku sporych reklamówkach i do tego torcisko. Otwierając bagażnik kombi, położyłam tort na dachu, zapakowałam zakupy i machnęłam klapę, żeby zamknąć. Wzroku nie podniosłam, bo obracałam kluczykami, aby chwycić ten od stacyjki /od centralnego był inny/ jednocześnie idąc na miejsce kierowcy. Na szczęście po parkingu jeździ się wolno i dobrzy ludzie dali znać Tort był nienaruszony Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
taka_ja taki_on 28.05.2009 15:50 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Maja 2009 1. klucze, czy od domu, czy od auta, wiecznie szukam... mój zły na moją torebkę, bo w niej trudno coś znaleźć A ja jak wrzucę do środka, to nigdy nie wiem, w której kieszonce...najgorzej jak dzwoni telefon W domu mają swoje miejsce, ale wiecznie szukamy... 2. Raz wróciłam ze sklepu...koleżankę spotkałam po drodze, takie zagadane weszłyśmy do mnie na kawkę... stwierdziłyśmy, że napijemy się piwka Ponieważ ja byłam gospodynią, nie było mowy, aby moja kumpelka szukała pieniędzy. Biorę torebkę, szukammmm.... wertuję umysł i pojęcie- portfel... nie ma... wszystko z torebki wywalone..nie ma... Kumpelka pobiegła do sklepu spytać o portfel, ja obszukiwałam dom... Nie ma... Szukania 2 godziny... miałam już zablokować konto, kiedy - chyba po piwie dostałam olśnienia ( które kupiła kumpelka ), że sprawdzę w zamrażalce... Zaświtało mi pojęcie- mięso na jutro, na obiad... O dziwo, wrzuciłam zagadana widocznie z kumpelką nawet z jednorazówką, w której był portfel Moja kumpelka do tej pory mówi- ty wiesz najlepiej jak zamrozić pieniądze 3. Znajomy do pracy wiecznie dojeżdżał pociągiem, w końcu gdy miał w kieszeni prawko wybrał się autem wieczorem jego zona pyta: - a gdzie zaparkowałeś nasze autko? wtedy dostał szoku... bo auto zostało na parkingu firmy, a on wrócił- pociągiem Na drugi dzień rano biedak musiał jechać pociągiem znowu rano, ale wrócił juz autem ahahah. 4. Jadę ze swoim autem, samochody daja znaki- mój mówi: pewnie policja gdzieś stoi... ale po pewnym czasie tak zbyt chłodno mi się zrobiło... lato latem, ale skąd taki przeciąg..odwracam się... a my jedziemy z bagaznikiem otwartym... Nic nie zgubiliśmy Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
mcmagda 06.06.2009 20:31 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Czerwca 2009 Pojechałam raz zimowym porankiem rodziców Wolkswagenem Polo wiśniowym perła metalic do Urzędu jakiegoś. Wracam z tego urzędu no i próbuję się do samochodu dostać. Bzykam tym elektrycznym zamkiem, bzykam słyszę odgłos prawidłowy, ale drzwi za nic się nie chca otworzyć. No tak, bateria pewnie coś nie styka. Próbuję więc kluczykiem od strony kierowcy, od pasażera, nie mogę kluczyka wetknąć - no tak oczywiste - zamki nie używane kluczykiem pewnie pozamarzały sobie. Myślę, kombinuję, stwierdziłam, że może przez bagażnik wejdę. Przechodzę na tył samochodu, wkładam kluczyk, ale coś mi wzrok odciąga. Patrzę w prawo, a tam Punto pisze. Zgłupiałam. Idę na przód - znaczek Fiata. Patrzę na samochód obok - Wolkswagen Polo wiśniowy perła metalic. Patrzę na samochód przed siebie - Fiat Punto, wiśniowy metalic nawet nie perła. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.