Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

(Pół)dziennik gwoździka


Recommended Posts

  • 5 months później...
  • Odpowiedzi 392
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

…… Hmmm …. Jak zacząć ten post? ….

Wpierw pomyślałem, że najlepiej od kropek … i tak też zacząłem, jak to miałem w zwyczaju.

Kiedyś (Matko, kiedy to było!!!) miałem w zwyczaju, że ilość kropek na początku postu wskazywała na ilość dni nieobecności na forum…. potem wskazywała na ilość tygodni…..

(gdyby ktoś chciał wrócić do starych moich postów może to sprawdzić).

Tak teraz szybko liczę, że od stycznia kropek liczących tygodnie, nie mówiąc już o liczących dni, uzbierało się ciut za dużo….

 

 

Nie,no bez jaj... chyba nie liczycie na to że liczę kropki …

Nie wiedziałem jak zacząć, więc zacząłem od tematu zastępczego….(czas chyba zapisać się do jakiejś partii, najlepiej nierządzącej).

 

A teraz do rzeczy…

Ale zanim przejdę do rzeczy cztery słowa „ojca dyrektora” do ewentualnego nowego forumowicza, który przypadkowo wpadnie na ten post ……

Gwoździkowa, to …… moje siedlisko ….

To ważna uwaga, biorąc pod uwagę poniższy tekst.

 

No więc,

Gwoździkowa się sprzedaje i się nie sprzedaje. Jak dziewica… i chciałaby i boi się. Spróbuję wyjaśnić… tzn. spróbuję, bo nigdy nie byłem dziewicą i tak naprawdę nie wiem jak to jest. Domyślam się, że bardzo niekomfortowo. W tym momencie liczę na merytoryczne wsparcie Szanownych Koleżanek.

W każdym razie Gwoździkowa ogłosiła, że się sprzedaje.

Znalazło się dwóch cwaniaków, którzy źle odczytali ogłoszenie i chcieli za półdarmo … a Gwoździkowa to nie jakaś tam … no wiecie, żeby za półdarmo…. A co jakaś pryszczata czy co?

Znalazło się jednak kilku dżentelmenów, którym Gwoździkowa naprawdę się spodobała i nie sposób było tego nie zauważyć…. ale od zachwytu do kupna bardzo długa droga, sami wiecie. Więc jak na razie dżentelmenom się nie sprzedała.

 

I weź tu człowieku decyduj, czy jeszcze jakieś drzewko zasadzić, czy coś wyremontować, czy nie robić nic i czekać na dżentelmena.

 

Pinezka wpadła więc na pomysł, żeby zrobić coś, czego nie będzie żal przy ewentualnej sprzedaży …

No więc wykopałem koparką duży dół i zakopaliśmy tam 200 kg eternitu ….

 

 

 

 

 

Nie, no bez jaj, chyba nie uwierzyliście….

 

Pinezka kupiła 3 liny, 2 karpie i karasia …. I wpuściliśmy je do stawu.

http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/2015%20czerwiec05/DSC05328_zpsmj1aujhs.jpg

 

 

Argo nie mógł uwierzyć, że ani nie szczekają ani nie miauczą

http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/2015%20czerwiec05/DSC05315_zpsnnxnt9la.jpg

 

ciąg dalszy nastąpi....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year później...

Cześć Gwoździk.

To ja - Gwoździk.

Trzeba coś napisać ku pamięci. Nie trzeba. Po prostu znowu się zachciało.

 

Zaniedbany (Pół)Dziennik... oj zaniedbany. Zdjęć nie widać, chociaż naprawdę starałem się i nawet odzyskałem konto na Photobucket, na którym od początku pobytu na FM trzymałem zdjęcia. Nawet płaciłem za konto, bo wiem z doświadczenia, że za darmo to można jedynie dostać piłą spalinową w głowę. Niestety, po 2 latach Photobucket się obraził i zdjęć starych nie pokazuje, nie może znaleźć lub nie chce. To niech spieprza.

 

Kiedyś dobra książka nie potrzebowała zdjęć. Czytelnik, czytając tekst, tworzył w swojej wyobraźni obrazy, które pozostawały na długo w pamięci. I wiele lat później, jak już o danym dziele zaczęły powstawać filmy, to często okazywało się, że film jest do dooopy. Rzadko bywało odwrotnie..... (i nie chodzi tu o dupę do filmu).

 

Mam jakieś zdjęcia, ale teraz ich nie wstawię, bo jak przeczytałem sobie to, co napisałem 3 linijki wyżej, przykleję się chociaż na chwilę do wersji "dobrej książki" - ze zwykłej próżności, cynizmu i innych najgorszych cech mego charakteru ;)

Właściwie to jestem tak zadowolony ze swojego posta, że chyba już nic nie muszę pisać .... ;):p

 

 

.. ale napiszę ...

 

jutro

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

.... za darmo to można jedynie dostać piłą spalinową w głowę...

 

.... dokładnie 4 września 2015 r. uniknąłem kalectwa lub śmierci. Dostałem piłą spalinową w głowę. Pamiętam datę,bo jestem zapalonym kibicem piłkarskiej reprezentacji, a w tym dniu graliśmy mecz z Niemcami. Święto dla kibica.

Ale po kolei.

Mamy działkę budowlaną, która niedługo będzie należała do Gwoździka Juniora. Zarosła po wielu latach porządnie i trzeba było powycinać na niej drzewa i drzewka póki nie osiągnęły słusznych rozmiarów i 10-letniego "wieku". Warto zwrócić uwagę, że nie było w tamtym okresie nawet w planach ustawy Lex Szyszko o ochronie !!!!! przyrody.

Przywiozłem kumpla z solidną piłą, sam wziąłem mniejszą i weszliśmy na działkę. Pierwsze duże drzewko padło szybko i zostało pocięte na kawałki. Drugie drzewo po ścięciu oparło się o inne pod kątem 45 stopni. Proponuję zepchnięcie go na ziemię, ale kolega stwierdza, że przetnie je na wysokości ok 2 metrów i samo opadnie. Ok. Odpalił piłę.

Ja w tym czasie stałem dosyć daleko (tak mi się zdawało) i schyliłem się aby podnieść wcześniej pocięty kołek i .....

.... nagle poczułem silne uderzenie, jakby młotkiem, blisko prawej skroni, a na lewe przedramię chlapnęła duża ilość krwi. Później się okazało, że piła na wysokości "odbiła" od drzewa Pomimo, że była trzymana w dłoni zrobiła jakby solidny zamach do tyłu i hamując (na szczęście) uderzyła mnie końcówką (na szczęście) łańcucha w kość czaszki (na szczęście), a nie w nos, oko, ucho lub szyję, bo pewnie..........

Złapałem rękawiczkę, przyłożyłem do skroni i krzyknąłem do kumpla, żeby wsiadał za kierownicę i gnał do szpitala, który na szczęście był kilka km od działki. Kolega w nerwach nie mógł ruszyć. Ze trzy razy mu zgasł. Wreszcie ruszył. Kazałem mu otworzyć wszystkie okna, bo bałem się że zemdleję, puszczę rękawiczkę i będzie naprawdę kiepsko. Nigdy wcześniej tak się nie bałem o swoje zdrowie. Wykonałem telefon do Pinezki, której musiałem kilka razy potwierdzać, że to nie głupi żart. Chciałem, żeby wyszła z domu i wskoczyła po drodze do samochodu. Wolałem, aby była ze mną w szpitalu. Kolega łamiąc wszystkie przepisy, przejechał kilka kilometrów w ekspresowym tempie, omijając korki poboczem, po drodze zabierając zatroskaną Pinezkę z mokrym ręcznikiem, który od razu wylądował na mojej głowie. W szpitalu najpierw pan na szlabanie chciał dwa złote, ale jak zobaczył mnie zakrwawionego i dostał "letki" opierdol to otworzył. Potem Pani spisywała dane ... ospale. Nie powiem, szybko mnie wezwali i położyli na SOR ... a ponieważ byłem przytomny, to ... tak przeleżałem z pół godziny zanim zaczęto mnie zszywać. Ale warto było czekać. Trafiłem na Panią Doktor, której się chciało. Zszywała mnie etapami prawie 50 minut, po kolei zakładając szwy wewnętrzne, a potem zewnętrzne. Łącznie - bardzo dużo. W tym czasie Pinezka i Syn z dziewczyną czekali w poczekalni na wieści. Po zszyciu musiałem przejść tomografię komputerową głowy, która miała wykluczyć uszkodzenia i krwawienia wewnętrzne... i te oczekiwanie było najgorsze. Dla mnie i Moich Najbliższych. Ale na szczęście czacha wytrzymała, za co jestem jej niesamowicie wdzięczny.

PS. Zdążyłem jednym okiem jeszcze obejrzeć druga połowę meczu. Oglądałem jednym okiem nie dlatego, że przegrywaliśmy, ale dlatego ,że prawe oko stawało się coraz bardziej "podbite".

PS2. Dwóch chirurgów oceniło zszywanie jako bez mała operację plastyczną, tak dobrze wykonanej roboty nie widzieli od dawna. Szybko doszedłem do siebie. Tylko przez ponad pół roku gwizdało mi w uchu i nie pomagały żadne leki. Samo przeszło.... albo się przyzwyczaiłem ...

PS3. Po pół roku od zdarzenia wynająłem faceta, który zrobił to, mieliśmy zrobić 4 września. Nic mu się nie stało.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz o czymś innym ...

 

Na początku marca br., po "sesji zimowej" , pojawiłem się w Gwoździkowej aby sprawdzić stan inwentarza. Ponieważ świnek, krówek, koników i innych alpag nie posiadamy, słowem "inwentarz" określam rybki w stawie i .... tyle.

No może czasami po zimie można zaliczyć do inwentarza dwie lub trzy zmumifikowane myszy, ale one generalnie nie pływają, nie chcą jeść i są generalnie drętwe ... A ja drętwych bardzo nie lubię.

 

Szczególnie ludzi. :mad:

 

 

Stan wody w stawie WRESZCIE wrócił do normy. :rolleyes::rolleyes::rolleyes:

Przez ostatnie 3 lata suchych i słabych zim poziom wody obniżył się o połowę. Czapla miała więcej możliwości na łapanie ryb. Było słabo. Coraz mniej wody i coraz mniej ryb. To, co kupiła Pinezka w 2015 r. (trzeci czy czwarty post powyżej) zaginęło pewnie już rok temu.

No, ale wreszcie jest full wody .... pomyślałem w marcu br.

 

.... i jakbym wykrakał ....

 

 

... bo kilkanaście dni później umówiłem się z Nowym Panem Hydraulikiem (dalej zwany NPH), wskazanym przez Zakład Usług Wodnych. Po uiszczeniu odpowiedniej opłaty NPH miał mi wymienić uszkodzony wodomierz na nowy. Zero prywaty. Umówiłem się o 18 na Gwoździkowej.

 

I tu czas na pewną refleksję....

Czasy się zmieniają i niekoniecznie na gorsze. NPH zrozumiał, że nie mogę przyjechać wcześniej i dopasował się do mnie. Zaskoczył mnie tym po raz pierwszy.

Przyjechał punktualnie. Zaskoczył mnie po raz drugi.

A wychodząc z samochodu, uśmiechnięty, wyciągając rękę na powitanie, przedstawiając się z imienia i nazwiska i patrząc przy tym prosto w oczy - zaskoczył mnie po raz trzeci ... nie ostatni ...

Koniec refleksji ....

 

NPH szybko uporał się z wymianą wodomierza. Kazał mi się upewnić, że wszystkie krany są zakręcone, co zrobiłem i "puścił wodę". Zauważył, że woda cały czas "leci" ale ponieważ napełniany był bojler to było to wytłumaczalne. Minęło kilka minut. NPH prosi mnie o powtórne sprawdzenie, czy wszystkie krany zakręcone. Sprawdzam. I... nagle sobie przypominam, że wyprowadzenie wody na ogród jest otwarte. Wybiegłem przed budynek i zakręciłem kranik. Zadowolony obwieściłem NPH, że teraz już wodomierz nie będzie wskazywał poboru wody.

Niestety dalej wskazywał, ale ponieważ bojler jeszcze nie skończył pobierać wody poczekaliśmy trochę...

NPH zasugerował po chwili abym jeszcze raz sprawdził, czy wszystko zakręcone ... bo on ostatnio miał taki przypadek, że zalało "Warszawiakowi" łazienkę ... Zabawnie opowiadał. Uśmieliśmy się ..

 

Wyszedłem pro forma do głównej części "salonowej", gdzie wydzielona jest otwarta kuchnia ... i .......wpadłem w kałużę ...

Krzyknąłem "Zakręcaj, zakręcaj" ....

 

Około 30 m2 było zalanych wodą.

Okazało się, że z kranu nie leciało, ale pod zlewem i owszem. Rurka PP "się rozszczelniła" i popuszczała jak mój znajomy po zjedzeniu kapusty. Po cichutku, ale treściwie.

Na szczęście przy ścianie stały łopaty do śniegu, które zauważył NPH i zasugerował wykorzystać je do zbierania wody. Taki trochę strażacki sposób, ale w dechę. Ja bym zbierał szmatami ... przez kilka godzin.

Facet nie zostawił mnie z problemem, tylko zakasał rękawy, zmoczył buty i pomógł mi z własnej woli opanować sytuację - czym zaskoczył mnie po raz enty.

Czy w Polsce coś się zmienia, czy tylko ja mam takiego NPH?

 

 

 

PS. Po tygodniu wymieniłem sam uszkodzony element. Na razie nie było potrzeby wzywania NPH. Nie chcę aby czar prysnął. :cool:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month później...

Na nic zdały się moje próby odzyskania zdjęć z Photobucket'a. Nie wiem też, czemu znów z niego korzystam, bo przed chwilą zrzuciłem na swoje stare konto kilkanaście zdjęć. Chciałem porównać jak było kiedyś a jak jest teraz ... i dooopa.

W sumie może i dobrze, bo ktoś mądry kiedyś powiedział, że opłakiwanie przeszłości to zaniedbywanie teraźniejszości ... Więc nie będę płakał nad utraconymi zdjęciami tylko powstawiam nowe ...

http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/2017%20-%20czerwiec/image012_zps1lpuwihs.jpgto jest zejście do stawu

 

http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/2017%20-%20czerwiec/image004_zpslecjjgbs.jpgto byłe pole

 

 

http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/2017%20-%20czerwiec/image026_zpsz5t3jnkv.jpg funkje....w tle rododendrony,

 

http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/2017%20-%20czerwiec/image024_zpsvgell08z.jpg ...nie pytajcie ... coś tam coś tam

 

http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/2017%20-%20czerwiec/image013_zps55ymfobw.jpg ... ognisko, a w tle wkurw........ przy koszeniu ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... nie tylko one ... bo na terenie Gwoździkowej swój "raj" mają:

 

 

  1. ja jako Gwoździk - bo czuję wieś, nie czuję krów, gram kiedy chcę i głośno jak chcę, mam staw z rybkami i w ogóle...
  2. Pinezka - bo lubi "babrać" się w ziemi, sadzić, pielić, kosić i w ogóle ....
  3. Hufnal ze Szpilką - czyli Junior z Partnerką (ciekawe jak zareagują na ksywki?)- przyjeżdżają cyklicznie - nie lubią babrać się w ziemi, sadzić, pielić ....Nikt oczywiście od nich tego nie wymaga ....
    .....ale za to Hufnal przywiezie wzmacniacz z gitarami i "podżezuje" ze mną ...
    .....a Szpilka ....udaje, że jej się te granie podoba, a ja udaję, że jej nie rozumiem ;)

 

Mamy wszyscy jednak wspólne hobby, które od jakiegoś czasu stało się normalną (tak jak koszenie trawy) czynnością na Gwoździkowej:

http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/2017%20-%20czerwiec/image002%202_zps0ey1umvt.jpgbroń krótka

 

http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/2017%20-%20czerwiec/image006%202_zpskb9719er.jpgbroń długa

 

http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/2017%20-%20czerwiec/image008_zps0hu1u5to.jpg

http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/2017%20-%20czerwiec/image010_zpspxoqivuf.jpg ostrzelany "Francuz"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj zabrałem się za staw. Pięknie wszystko rośnie, ale niestety nie wszystko jest pożądane.

Na przykład taki grzybieńczyk, który widać na powierzchni wody i wskazują go wszystkie strzałki ale od doopy strony ;). I tak dostał w dooopę po ostatnich 3 latach suszy i niskiego poziomu wód gruntowych , bo gdyby nie te czynniki, to pokryłby już całą powierzchnię ... Tak się zbieram i zbieram, ale kiedyś wreszcie poproszę sąsiada i wyrwie mi koparką korzenie grzybieńczyka, przy okazji czyszcząc dno stawu ...

 

 

http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/2017%20-%20czerwiec/af70b6f2-2a96-4cfb-b012-5e6de53efbf9_zpsttao56et.jpg

 

Druga sprawa to topole. Rosną u nas jak grzyby po deszczu, bo mamy na granicy działki olbrzymie, stare, bardzo stare okazy ... Na trawie wycinane są w sezonie przez kosiarkę, ale przy stawie już tak się nie da. Są dwie, no może trzy, którym od kilku lat pozwalamy "rosnąć i rozwijać się" na granicy stawu (czerwona strzałka).

Niestety te pozwolenie przywłaszczyły sobie pomniejsze mendy, których mnóstwo ...(czarne strzałki)

Trzeba je ręcznie wycinać za pomocą piły do drewna ... Można by piłą spalinową ... ale po pierwsze jej nie mam, a po drugie nie zaproszę znów kolegi do wycinki .... O NIEEE ;) :mad:

 

Idąc do brzegu ... wyciąłem małe topole z dwóch brzegów (zostały dwa - bo staw prostokątny). Pinezka w tym czasie zrobiła milion innych rzeczy, ale za to teraz odpoczywa, a ja pracuję ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwszy dzień lipca.

Od dzisiaj Dzień Kosiarza.

Nie wiem czy już istnieje czy nie, ale mam to gdzieś. Od dzisiaj Mój Dzień Kosiarza obchodził będę pierwszego lipca ...

 

... bo qrwa kosiłem wszystko jak leci ...

 

W momencie jak pisałem te wytłuszczone słowa przypomniał mi się pewien kolega z czasów szkoły średniej, który "kosił wszystko jak leci". Przynajmniej taka krążyła o nim opinia, której on zresztą nigdy nie podważał. Mówił często, że wszystkie laski są jego. Wszyscy mu po cichu zazdrościliśmy, bo kuźwa miał niesamowitą umiejętność "przylepiania" się do lasek. Był szarmancki, zawsze pachnący i nigdy nie przeklinał (w tamtych czasach rzeczy zupełnie nam nie znane).

Szybko stawał się ich przyjacielem, a one mu się zwierzały...... a my byliśmy pewni, że nie tylko zwierzały ...

Tak myśleliśmy ...

 

 

Tak myśleliśmy jeszcze dobrych kilka lat ... do momentu, gdy przyszła moda na "odwilż" i nasz kolega okazał się być gejem od urodzenia.

 

Podkreślone wyżej jego słowa nabrały ZUPEŁNIE INNEGO znaczenia..... i nikt już mu nie zazdrościł.

 

Koniec dygresji.

 

No więc, najpierw była kosiarka a potem kosa spalinowa ... i tak ar po arze ... W tym czasie Pinezka zapieprzała w środku Gwoździkowej, centymetr po centymetrze.

Zapomniałem na koniec porobić kilka zdjęć, ale może to i dobrze, bo po pracy ręce mi się trzęsły jak alkoholikowi przed pierwszą pięćdziesiątką i pewnie obraz byłby zamazany jak alkoholikowi po dziesiątej pięćdziesiątce.

 

W zamian wstawię kilka ...

 

ZDJĘĆ Z (W)AKACJI

 

czyli zdjęcia spod akacji

 

http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/2017%20lipiec/image034_zpswwxoeutc.jpg

http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/2017%20lipiec/image025_zpseg8h2jzq.jpg

 

a te nawet znam z nazwy ... perukowce

http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/2017%20lipiec/image017_zpshocmtzye.jpg

 

http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/2017%20lipiec/image013_zpsxrqnpkqx.jpg

 

 

No i rzecz ostatnia ... Uchodźca ...

 

... ale o nim napiszę jutro ...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uchodźca ...

 

dokładniej uchodźca - terrorysta ... bo to ważne

 

http://i280.photobucket.com/albums/kk194/mrjar_2008/2017%20lipiec/image036_zpsthqvtput.jpg

 

.....nie wiem, co mnie tknęło, aby zwykłego końskiego gza nazwać uchodźcą-terrorystą ... chyba kwestia podobieństw

 

Wymieniałem żarówkę w reflektorze.

Uchodźcy-terroryście wystarczyło najprawdopodobniej niewiele więcej niż kilkadziesiąt sekund, kiedy to niepostrzeżenie przekroczył nieszczelną granicę (czyli czas pomiędzy wyjęciem starej żarówki a włożeniem nowej). Pewnie się cieszył, bo wykiwał wszystkich. Wkroczył przecież niepostrzeżenie do czystego i transparentnego środowiska.

Miał jednak pecha ... Granice ponownie zamknięte (reflektor zamontowany) i nikomu nie chce się już ich ponownie otwierać.

Los uchodźcy-terrorysty przesądzony - pewnie spali się .....ze wstydu, że nie pasuje to tego transparentnego środowiska.

 

;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 lipca - w Dniu kosiarza - pisałem o dawnym znajomym co to wszystkie laski były jego ...

 

Teraz napiszę o innym przypadku ...

 

Miał na imię Daniel, albo Gabriel ... nie pamiętam, w każdym razie jakieś imię na el.

Nie był przystojny, a wręcz przeciwnie. Metr sześćdziesiąt w kapeluszu, dziobata twarz, staromodne okulary na nosie, nogi krzywe, chociaż w nogę nie grał a konia widział tylko na szachownicy. Generalnie był brzydki jak grzech śmiertelny....

... ale rwał wszystkie jak leci...

No może nie wszystkie, bo gustował w pulchniejszych, czasami ... wybaczcie za słowo ... wręcz brzydkich i starszych, które nigdy nie miały większych szans na taką karierę jak inne wokół i którym czasami brakowało śmiałości aby się przebić będąc w danym otoczeniu.

Krótko mówiąc, facet wyrywał takie "sztuki", które nie czuły się doceniane, a wręcz niepotrzebne .... Ale był jeden warunek ... Musiały być mądre, bardzo mądre.

Większość facetów miała mieszane uczucia co do gościa. Brzydki, ale zawsze z kasą, gustował w pulchniejszych ale mądrych. Nie wiadomo było czy mu zazdrościć czy nie.

Natomiast wszystkie sztuki, te pulchniejsze, brzydsze czy starsze zawsze mu się (p)oddawały. Może wyjątkowo, bardzo rzadko, dłużej nad jakąś popracował.... ale podobno w takich przypadkach podawał o jedną tabletkę gwałtu więcej ...

 

A najgorsze było to, że często wyrywał te, które już dawno związane były z innymi facetami ...

 

... Mi też wyrwał ....

 

 

 

... moja pulchną dolną ósemkę :cool:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...