Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

jedynak


Recommended Posts

oj pluszku a tobie żal ?

opisujesz sytuację bardzo podobną do mojej , tyle że ja sama świadomie zostawiłam mojej siostrze domek i wzięłam kredyt na swój własny .

to prawda że to pokolenie z lat póżniejszych jest zupełnie inne(takie jakby bardziej roszczeniowe?) i w innych realiach się wychowujące ale to nie ma nic do kontaktów między rodzeństwem (dla mnie przynajmniej)

nie zazdroszczę siostrze górala i lego i barbi i tych wszystkich zabawek więc nie rzuca mi się to na miłość do niej . a to że ona ma większość rzeczy "na gotowo" a ja muszę się o to postarać .... no w końcu jestem już dużą dziewczynką, lubię być samodzielna i nie lubię nikomu nic zawdzięczać :wink:

w sumie tu nie chodzi o zazdrosc. Bardziej chodzi o to by samemy nie powielac pewnych zachowan ktore z perspektywy czasu odbieram jako bledne.

Ktos tam kiedys w rodzinie powiedzial, ze nie zdecyduje sie na drugie dziecko bo nie umiałby sprawiedliwie podzielic miłości miedzy dzieci. Miłosc mozna podzielic, gorzej z podziałem czasu i uwagi jaka sie poswieca dzieciom. A finanse? Chyba najlepszym rozwiazaniem jest nie rozdawac dzieciom nic ze swojego majatku lub rozdawac rowno. Tylko jak rowno podzielic 1 mały domek miedzy dwojke dzieci w sytuacji gdy jedno drugiego splacic nie moze?

Wiec nie jest to wina rodzenstwa a pewna niekonsekwencja w postepowaniu rodzicow, ktorzy choc kierowali sie miłościa do dzieci to swoim nierownym traktowaniem powoduja rodzinne zgrzyty i podziały. W mojej rodzinie tego nie ma bo ja przez całe zycie sie do tego przyzwyczaiłem a moja żona jest osobą ugodowa. Beneficjentem wszelkich dobr jest brat z żona. Lecz gdyby były odwrotnie, gdyby to mnie przypadł wiekszy kawałek tortu to bratowa by nam oczy wydłubała i po sądach ganiała. Bo do brania jest pierwsza ale gdy trzeba było pomoc rodzicom przy starym domu to sie wypieli "bo oni przeciez tu nie mieszkaja" a gdy brat miał własną matke zawiesc 20 km do szpitala to zazyczył sobie za to pieniedzy na benzyne mimo iż zawoził matke samochodem jaki dostał w 3/4 od ojca.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 212
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Pluszku...aż czuć przez monitor ten wylewany żal :-?

Mój tata miał 6 rodzeństwa. Nikt nic od dziadków nie dostał, bo była bieda. Kilkanaście lat temu mój tata wykupił od gminy dom dziadków, który nadawał się do kapitalnego remontu. Po wcześniejszym ustaleniu z rodzeństwem czy ktoś nie chce tego kupić. Nikt nie chciał. Dom i 7 arowa działka za śmieszne pieniądze -ok. 2 tysięcy złotych.Tata włożył tam mnóstwo pieniędzy, żeby ten dom wyremontować, założył m.in. centralne ogrzewanie, żeby babcia nie musiała palić w piecach kaflowych. Naprawił dach, okna,elewację. Gdy babcia chorowała zajmowali się nią moi rodzice. Dziadkowie przeprowadzili się do nich, a domem opiekowali się zaufani sąsiedzi. Babcia zmarła. Ze względu na to, że moi rodzice pracują dziadek przeszedł do swojej córki, która chodzi do pracy po południu, a jej córki były z nim po południu. Wszystko było ok do czasu kiedy dziadek nie przestał kontrolować swoich potrzeb fizjologicznych. Własna córka powiedziała, że go nie chce, i że mają go zabrać. Reszta rodzeństwa odwróciła się plecami. Dziadek jest u moich rodziców. Teraz wszyscy wypominają dom, że nikt nic nie dostał, że tata miał dom (który potem sprzedał, bo to jest 100 km od Torunia). Nikt nie liczy kasy, która była tam włożona. Siedmioro dzieci, a dziadkami nie ma kto się opiekować....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

pluszku... Niejestem pewna, czy słusznie oskarżasz brata... może to bardziej rodziców wina, ta niesprawiedliwośc?

 

Przecież nie jego wina,że urodził sie w lepszych czasach niż ty, prawda? Albo chyba na złośc tobie nie robi wyciagając rękę po kasę rodziców.

 

Chyba że jest typowym przykładem "pasożyta", wykorzystującego swoją sytuację z usmiechem...

 

To strasznie przykre, jeśli relacje z rodzeństwem są "obce" przez pieniądze właśnie. Dla mnie to wogóle nie jest problem.

Ktoś mi ostatnio powiedział, że powinnam od brata wymagac pieniędzy, bo mieszka w domu, który wybudowali (do stanu surowego zamkniętego) rodzice.

Zareagowałam tak: :o :o :o

No bo dlaczego niby? Nie mam absolutnie do niego żalu za to. To decyzja jego i rodziców co mnie do tego?

Wiem tez że mój dom rodzinny dostanie moja młodsza siostra. I tez mnie serce nie kłuje.

Za to starsza siostra mieszka za granicą i choc jej sie nie przelewa, nie dostaje od rodziców pomocy finansowej.

ja zdecydowałam sie na budowe, mieszkam u teściów. Rodzice nie zgadzali sie z naszą decyzją (o rozpoczęciu budowy) wiec nie pomagają nam też ani finansowo ani przy budowie (jedynie tata zrobił mi balustradę wewnętrzną).

Trudno.

Przykro mi było,że mnie nie wspierali, ale nie o to, że nie wyciągali kasy z skarpetki.

Uważam że ich dorobek to ich sprawa!

Moge ich doceniac za to, że bez problemu zostają mi z dziecmi w razie potrzeby, że mam tam zawsze ciepły kąt dla siebie, moge wpadac nawet codziennie z dzieciakami.

 

Pieniądze to nie wszystko.

 

Czytając wasze wpisy zaczełam sie zastanawiac jak to zrobię z moimi dziecmi - kiedys tam w przyszłości.

 

Ale jakos tak mi sie wydaje,że w zgodnych rodzinach takie problemy rozwiązują sie same :wink:

obym sie nie myliła :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(...)Rodzice nie zgadzali sie z naszą decyzją (o rozpoczęciu budowy) wiec nie pomagają nam też ani finansowo ani przy budowie (jedynie tata zrobił mi balustradę wewnętrzną).

Trudno.

Przykro mi było,że mnie nie wspierali, ale nie o to, że nie wyciągali kasy z skarpetki.

 

A co oni, nadzór budowlany, żeby wyrazić zgodę, bądź jej nie wyrażać? ;-)

 

Niemniej jednak, wsparcie bliskich - ważna rzecz, tu się zgadzam.

 

 

Uważam że ich dorobek to ich sprawa!

 

a ja nie jestem tego tak do końca pewna, tylko nie wiem, czy uda mi się to jasno opisać. Oczywiście, że dorośli ludzie mają nieograniczone prawo do suwerennych decyzji finansowych. Ale, jednocześnie, decydując się na jakiś tam duży wydatek - np budowa domu - rezygnują z innych. Na przykład, obóz czy sprzęt sportowy, fotograficzny, komputerowy, zagraniczne wakacje. Więc takie decyzje mają wpływ na to, w jaki sposób realizowane są potrzeby / zachcianki dzieci. Szczególnie, gdy wobec jednego dziecka mamy postawę: nie dam ci na nic, bo dom spłacam, idź pilnuj młodszego brata, a wobec tego młodszego brata juz mamy inaczej, bo domu spłacac nie trzeba. chce na motor - ma na motor.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

(...)

Ale jakos tak mi sie wydaje,że w zgodnych rodzinach takie problemy rozwiązują sie same :wink:

obym sie nie myliła :roll:

 

Nie podzielam twojej opinii. Kasa potrafi rozbić nawet najbardziej zżyte rodziny :-?

A mnie się wydaje, że jest odwrotnie. Jeżeli pojawiają się problemy związane z kasą, to znaczy, że wcześniej, gdzieś głęboko była już jakaś rysa.

Gdyby wszystko było super, to o pieniądzach i ich dzieleniu mówiłoby się otwarcie.

Zakładamy: dwoje dzieci, rodzice mają ograniczone zasoby, postanawiają pomóc tylko jednemu. Jeżeli rodzina jest OK, to rodzice podejmują taką decyzję tylko w razie konieczności. Drugie dziecko rozumie konieczność, zgadza się na to i nie czuje żalu, bo wie, że bratu/siostrze ta pomoc jest w tym momencie niezbędna. Wie też, że gdyby tak nie było, rodzice podzieliliby kasę równo. Wie, że gdyby sytuacja się odwróciła, może liczyć na pomoc brata/siostry, wszelką pomoc, nie tylko materialną.

Jeżeli coś jest nie tak jak powinno, taka decyzja rodziców może wywołać zazdrość, kłótnie. Może rodzice są niesprawiedliwi? Może źle oceniają sytuację, bo jedno dziecko kochają bardziej i chcą, żeby było mu lepiej? Może nawet nie uświadamiają sobie tego, ale tak jest. A może mają rację - jedno dziecko bardziej potrzebuje pomocy, ale to drugie tego nie chce widzieć?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A mnie się wydaje, że jest odwrotnie. Jeżeli pojawiają się problemy związane z kasą, to znaczy, że wcześniej, gdzieś głęboko była już jakaś rysa.

to chyba tez nie to - przypuszczam że zalezy od nas samych - juz doroslych co z tą Rysą zrobimy, jak ją zinterpretujemy i czy nie odpuścimy , czy bedziemy chcieli jednak wziąc odwet za te wszystkie gorsze momenty...

 

hipotetycznie też mam kupę powodów by zamknąc sie na mojego brata...całkiem podobne przemyslenia co pluszek o moim braciszku- farciarzu... :x :wink: jakby inne pokolenie...rodzice tylko powiększali bariery miedzy nami...

 

ja dzis tez mam kredyt "do końca zycia", ale zaczynałam od wynajmowanej kawalerki z karaluchami, przez 10 lat znienawidzona praca - z poczucia obowiazku, tyle wyrzeczeń...

jemu mieszkanie "spadło" z nieba - bo juz mial dosyć mieszkania z rodzicami...i vice versa :o pracuje jak sie mu chce...nie jest samodzielny...nie potrafi zaplanowac wydatków na 1 miesiąc...czynsz za jego mieszkanie do niedawna oplacali rodzice...żyje w ciagłym zadziwieniu przyziemnością tego swiata...

cale życie mowili o nim że taki biedny bo nieporadny życiowo, że trzeba mu pomagać bo to bo tamto pielegnujac w nim brak samodzielności...o czymś zamarzył:bach miał to na najbliższa okazję - ja sobie zarobię - mąz mi kupi czy wezmę kredyt - ale dam sobie radę i już...

 

przez kilka miesięcy mieszkalismy razem - w jego mieszkaniu...spał do południa...wszędzie bałagan...atrystyczny...pralki nie potrafił wlączyć, jadł jak cos zrobiłam...dla mnie to był normalnie szok - bo ja go jednak kompletnie nie znałam :roll: ja sie wtedy spinałam szczególnie bo dom wykanczalam a on bujal w obłokach i udawal dorosłego za niewlasna kasę...

 

było parę awantur...bo dusilo mnie aż z poczucia rodzinnej niesprawiedliwosci...

 

ale po jakims czasie odpusciłam sobie...to nic nie dawało a widziałam że sie rozmijamy, zaczyna mnie unikać...zauważylam że mówie do niego jak do moich dzieci - chce go wychowywać, matkowac...może gdybym wtedy szla w zaparte nie udałoby sie tego dzis naprawić...usłyszał oczywiście jak ja to widzę i dostał po głowie ale ja też wsłuchalam się w to co mówi...

 

zrozumiałam że to jest Jego życie...totalnie inne niż moje...ale kto powiedzial że gorsze? może lepsze? że sie nie ściga? może to nawet lepiej...idzie swoja ścieżką - wolniej ale idzie...

nie założyl rodziny - jest sam więc jest odpowiedzialny za siebie i swój nos...nie moge być zła na to że to co mu spadlo z nieba ja musiałam wyszarpywac z życia pazurami...no mial szczęście ale ja nie mam prawa tego oceniać czy mu tego zadroscić...

skupiłam się na pozytywach...widzę że przede wszystkim jest DOBRYM CZŁOWIEKIEM...jest dobry dla moich dzieci...zależy mu na nich...

jest specyficzny...trochę dziwaczny...ale ja zaczęlam w tym zauważać wiele plusów...bo w sumie fajnie miec takiego oryginalnego brata, wujka, szwagra...pieknie gra na gitarze, żyje z pasją...tej przeciez nie sposób przecenić... :roll:

dlatego "pożyczam" sobie od niego troche tego luzu...sama już zesztywniała od tej prozy życia...odrzucam moj małomiasteczkowy wyssany z mlekiem matki sposób myslenia...akceptuję go takim jak jest...i widzę wtedy że mi z tym lepiej...i tęsknię za gówniarzem jak zbyt dlugo go nie ma... :roll: jak jest obok zaraża mnie swoim dystansem do otaczajacej rzeczywistosci- ja go moim czarnowidztwem i jest równowaga...jest ok 8)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szacuneczek, Joan!

W takiej sytuacji mogłaś obrazić się na rodziców za nierówne traktowanie i na brata za korzystanie z tego, zerwać wszelkie kontakty żyć z poczuciem krzywdy. Udało Ci się jednak znaleźć jakąś wartość dla siebie i całej rodziny, odrzucić żal. Wyrazy uznania!

 

Zastanawiam się, czy tak trudne jest równe traktowanie dzieci, żeby żadne nie miało poczucia krzywdy. Nie myślę tu o żalach typu: bo ona dostała wczoraj loda, a ja nie, bo ona ma droższe tenisówki, bo była w kinie itp. Chodzi mi o takie uogólnione poczucie krzywdy w wieku nieco dojrzalszym. Wiem, że to możliwe. Ja, oczywiście, też przeżyłam te dziecinne chwile buntu, poczucia, że młodszy brat jest bardzie kochany, że więcej mu wolno itp. Jednak teraz już wiem, że, choć może i kiedyś było tak jak czułam, to nie mam poczucia krzywdy. Nie jesteśmy traktowani jednakowo, bo nie jesteśmy jednakowi, ale sprawiedliwie.

Ciekawe, czy nam się uda. Już widzę, że inaczej traktuję dziewczynki, bo są różne. Ale nie tylko dlatego. Kiedy Madzia miała 3 latka a Małgosia 3 miesiące, pozwalałam Madzi chodzić z Weroniką na zorganizowane w Niepołomicach podczas wakacji zajęcia i wycieczki. Oczywiście były pod opieką pań, Madzią zajmowały się też starsze dziewczynki, była taką ich maskotką. Magda chciała chodzić na zajęcia, była samodzielna i śmiała. W zeszłym roku złapałam sie na myśli, że nie wiem, czy wysłałabym na takie zajecia Małgosię (miała 3 latka)! Zajęć nie było, więc to tylko teoretyczne rozważania. W tym roku jednak jest stacjonarny obóz karate. Dzeci będą spały w tutejszej szkole, będą miały zajęcia i treningi, wycieczki, pokaz i egzaminy na wyższe stopnie. Magdę zapisałam, ale Małgo też chce chodzić przynajmniej na zajęcia przedpołudniowe. Czy ja będę umiała ją zostawić pod opieką trenerów?

Hmmmm... to nie jest równe traktowanie dzieci!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ale takie zupełnie jednakowe traktowanie dzieci jest niemożliwe... :roll:

 

wydaje mi się że ważne sa takie same glówne założenia wychowawcze - ustalenia wspólnych reguł, zasad...ale podejście jednak do każdego indywidualne...no chyba że dzieci są charakterologicznie, wiekowo takie same i jeszcze tej samej płci- znaczy bliźnięta jednojajowe :roll: chociaż to też nie - bo podobno tak własnie zabija sie ich indywidualizm :roll: i bądź tu mądry...

 

przede wszystkim widzę jednak że nas - jako dzieci, najbardziej boli nierówne dzielenie "zasobów"przez rodziców - to akurat dzieci zauważają szczególnie i są pamiętliwe jak diabli..."Zasobów" - od ilości przydziału na słodycze (moje np. potrafią wyliczyć co do jednego lentilka), poprzez darowane kary, kieszonkowe, ... aż do pomocy - także finansowej- dzieciom już doroslym...

 

oczywiście zdarzaja się i przypadki gdy rodzice w sposób bardzo widoczny faworyzują jedno z dzieci a deprecjonują cały czas to drugie, no ale to oczywiście jest juz pewna dysfunkcja rodziny , czasem jest to fatalne w skutkach i tu pomóc może chyba tylko psychoterapeuta... :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

tu nie chodzi o jednakowe traktowanie tu chodzi o traktowanie sprawiedliwe

o widzenie zalet i wad

o zwykłą rozmowę

od lat szukam złotego środka jak być sprawiedliwym dla swoich dzieci

rozmawiam z nimi...słucham ich...i zawsze staram się jasno określać oczekiwania i równo realizować ich potrzeby... i różnie bywa a to dopiero początek :wink:

a jeśli chodzi o kasę to moja babcia na Boże Narodzenie dzieliła tak;

10zł prawnuki ....14 sztuk

20złł wnuki....16 sztuk

50zł dzieci....7sztuk

rencine miała raczej skromną ale pieniążki potrafiły czekać i pół roku jak ktoś nie dojechał...ach kochana to była babcia... :D

a rodzinka widomo...jednym było mało...inni gardzili...a i zazdrościli czsem

,,bo ma i jeszcze dostaje,,

ach...życie...każdy o swoim książke może pisąć...

...też bym napisała...smutna powieść by była....

:cry:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

tu nie chodzi o jednakowe traktowanie tu chodzi o traktowanie sprawiedliwe

o widzenie zalet i wad

o zwykłą rozmowę

 

dokładnie.

 

i jeszcze - o wsparcie, o życzliwe zainteresowanie.

 

w obydwu kierunkach.

 

 

 

niestety, znacznie łatwiej jest popełnić kardynalny błąd obciążający kilka pokoleń, niż tworzyć rodzinę z malutkimi tylko zgrzytami.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ale takie zupełnie jednakowe traktowanie dzieci jest niemożliwe... :roll:

prawda :D

 

(moje np. potrafią wyliczyć co do jednego lentilka)
tyz prowda, moje to jeszcze potrafią wyliczyć, że dziś to się dwa razy do jednego uśmiechnęłam, a do drugiego to trzy :roll:

 

oczywiście zdarzaja się i przypadki gdy rodzice w sposób bardzo widoczny faworyzują jedno z dzieci a deprecjonują cały czas to drugie, no ale to oczywiście jest juz pewna dysfunkcja rodziny , czasem jest to fatalne w skutkach i tu pomóc może chyba tylko psychoterapeuta... :roll:
to już jest istna patologia :roll:
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month później...
ale takie zupełnie jednakowe traktowanie dzieci jest niemożliwe... :roll:

prawda :D

 

 

oczywiście zdarzaja się i przypadki gdy rodzice w sposób bardzo widoczny faworyzują jedno z dzieci a deprecjonują cały czas to drugie, no ale to oczywiście jest juz pewna dysfunkcja rodziny , czasem jest to fatalne w skutkach i tu pomóc może chyba tylko psychoterapeuta... :roll:
to już jest istna patologia :roll:

 

Przeczytałam Wasza dyskusję i czuje potrzebe zabrania głosu...smutne to ale prawdziwe.

Ja jestem ta "środkowa" , starszy brat (o 3 lata) młodszy (o 10 lat) i idąc tokiem myslenia kaśka maciej jestem z rodziny patologicznej.

Starszy miał prawo "do wszystkiego" - bo jest starszy, młodszy bo "jak młodszemu można odmówić" , ja gdzieś w tym wszystkim byłam niewidoczna, tak bardzo ,że stałam się zupełnie niewidzialna, zarówno dla rodziców jak i dla rodzeństwa. Bardzo wcześnie (jak na polskie realia ) usamodzielniłam się - co było konsekwencją zaistniałej styuacji.

Nie bedę przynudzac użalaniem się "jaka to ja byłam biedna" - nie o szczegóły tu chodzi, lecz o to , że chcąc nie chcąc powielamy zachowania naszych rodziców, to najbliższe środowisko przekazuje nam modele zachowań i na zawsze "kodują się" one w naszej podświadomości.

Konkluzja z tego dla mnie jedna: nie będę miała więcej dzieci. Świadomie zdecydowałam się na jedno i przy tej opcji obstaję. Myślę,że większą krzywdę mogłabym zrobić synowi serwując mu rodzeństwo, niz wychowując go jako jedynaka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ale takie zupełnie jednakowe traktowanie dzieci jest niemożliwe... :roll:

prawda :D

 

 

oczywiście zdarzaja się i przypadki gdy rodzice w sposób bardzo widoczny faworyzują jedno z dzieci a deprecjonują cały czas to drugie, no ale to oczywiście jest juz pewna dysfunkcja rodziny , czasem jest to fatalne w skutkach i tu pomóc może chyba tylko psychoterapeuta... :roll:
to już jest istna patologia :roll:

 

Przeczytałam Wasza dyskusję i czuje potrzebe zabrania głosu...smutne to ale prawdziwe.

Ja jestem ta "środkowa" , starszy brat (o 3 lata) młodszy (o 10 lat) i idąc tokiem myslenia kaśka maciej jestem z rodziny patologicznej.

Starszy miał prawo "do wszystkiego" - bo jest starszy, młodszy bo "jak młodszemu można odmówić" , ja gdzieś w tym wszystkim byłam niewidoczna, tak bardzo ,że stałam się zupełnie niewidzialna, zarówno dla rodziców jak i dla rodzeństwa. Bardzo wcześnie (jak na polskie realia ) usamodzielniłam się - co było konsekwencją zaistniałej styuacji.

Nie bedę przynudzac użalaniem się "jaka to ja byłam biedna" - nie o szczegóły tu chodzi, lecz o to , że chcąc nie chcąc powielamy zachowania naszych rodziców, to najbliższe środowisko przekazuje nam modele zachowań i na zawsze "kodują się" one w naszej podświadomości.

Konkluzja z tego dla mnie jedna: nie będę miała więcej dzieci. Świadomie zdecydowałam się na jedno i przy tej opcji obstaję. Myślę,że większą krzywdę mogłabym zrobić synowi serwując mu rodzeństwo, niz wychowując go jako jedynaka.

 

Wlasnie z tego samego powodu tez swiadomie mamy tylko jedno dziecko.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ale takie zupełnie jednakowe traktowanie dzieci jest niemożliwe... :roll:

prawda :D

 

 

oczywiście zdarzaja się i przypadki gdy rodzice w sposób bardzo widoczny faworyzują jedno z dzieci a deprecjonują cały czas to drugie, no ale to oczywiście jest juz pewna dysfunkcja rodziny , czasem jest to fatalne w skutkach i tu pomóc może chyba tylko psychoterapeuta... :roll:
to już jest istna patologia :roll:

 

Przeczytałam Wasza dyskusję i czuje potrzebe zabrania głosu...smutne to ale prawdziwe.

Ja jestem ta "środkowa" , starszy brat (o 3 lata) młodszy (o 10 lat) i idąc tokiem myslenia kaśka maciej jestem z rodziny patologicznej.

Starszy miał prawo "do wszystkiego" - bo jest starszy, młodszy bo "jak młodszemu można odmówić" , ja gdzieś w tym wszystkim byłam niewidoczna, tak bardzo ,że stałam się zupełnie niewidzialna, zarówno dla rodziców jak i dla rodzeństwa. Bardzo wcześnie (jak na polskie realia ) usamodzielniłam się - co było konsekwencją zaistniałej styuacji.

Nie bedę przynudzac użalaniem się "jaka to ja byłam biedna" - nie o szczegóły tu chodzi, lecz o to , że chcąc nie chcąc powielamy zachowania naszych rodziców, to najbliższe środowisko przekazuje nam modele zachowań i na zawsze "kodują się" one w naszej podświadomości.

Konkluzja z tego dla mnie jedna: nie będę miała więcej dzieci. Świadomie zdecydowałam się na jedno i przy tej opcji obstaję. Myślę,że większą krzywdę mogłabym zrobić synowi serwując mu rodzeństwo, niz wychowując go jako jedynaka.

 

Wlasnie z tego samego powodu tez swiadomie mamy tylko jedno dziecko.

 

Mnie rodzina i znajomi zarzucają z tego tytułu nienormalność, a teksty ,że powinnam sobie fundnąć córkę by maił się kto mną zająć na starość wzbudzają taką agresję o jaką sama siebie nie podejrzewałam.

 

"Miło " mi jednak wiedzieć ,że w tej "nienormalności" nie jestem jedyna :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestem jedynaczką i dobrze mi z tym(lubię tę Izę w głębi siebie :) )Moja mama ma siostrę-kochają się jak Alinka z Balladynką(beznadziejny związek)Strzeliłam se jednak dwójkę dzieci.Tylko,że w moich planach zagościł chochlik jakiś i trochę mi je pokrzyżował-młodszy syn urodził się chory i zamiast radosnej i pełnej symbiozy przyszłości obojga-zostawię po sobie niejaki kłopocik swojej starszej córci.Eh
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...