Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Jak pogodzić pracę i budowę domu


Recommended Posts

Od razu mowie ze nie ma czegos takiego jak sprawdzeni robole. Musi byc ciagly nadzor. Ja wzialem miesiac urlopu. Potem za dnia ojciec ich pilnowal, przywozil materialy itp, a po poludniu przyjezdzalem ja. I tak kazdego dnia robilem 140km przez kilka miesiecy(ciekawe czy wasze wozki by to przezyly). W domu okolo polnocy. W sumie bylo przesrane. Ale to nic, potem idzie wykonczeniowka. Co moge powiedziec, powodzenia, bo bedzie potrzebne.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 61
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Gość rob***
Dzięki za podpowiedzi i porady. faktem jest że nikogo nie mam do pomocy.

Z waszych odpowiedzi wynika to co przeczuwałem już prędzej -- dobra ekipa; bardzo dobry Kierbud; konkretna hurtownia oraz ograniczone zaufanie --- Ale tak to tylko w ERZE :roll: Błędy napewno popełnie. Ufam że na następne moje zapytania też będe otrzymywał tak konkretne odpowiedzi.

Jeszcze raz dzięki wielkie

 

Witam kolegę, a gdzie budujesz ( chcesz budować ) jeśli można wiedzieć ? Na Dolnych czy Suchej, a może w Kazimierzowie ? Jest kilka osób z tego rejonu na forum - w kupie zawsze łatwiej, można coś doradzić, skorzystać z pomysłu, kogoś polecić, etc.

Ja zamierzam budować w Kaźmierzówce i ma ten sam problem - praca do wieczora, zero kontaktów z budowlańcami, fachowcami itp.

Jakoś trzeba sobie radzić !

 

pozdrawiam Robert

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Budowe do stanu zamkniętego + elewacja zleciłam jednej firmie, która budowała z materiałami.

Byłam pod telefonem. Zmieniłam prace na bliżej budowy, więc mogłam się tam zjawić w razie czego w ciągu 15 min.

Często na budowie umawiałam się o 6:30 później do pracy na 7h, następnie po 15 zjawiałam się ponownie na budowie.

Jak nie mogłam się wyrwać w trakcie pracy to mój "nie mąż" jeździł.

To i tak nie ustrzegło mnie przed drobnymi fuszerkami.

Teraz zaczynam etap drugi wykończeniówka, tutaj już sama kupije materiały (oprócz kabli od elektryki i rurek od hydrauliki). Mam sprawdzonych fachowców a płace im za wykonaną prace, cenę uzgodnioną wcześniej - wypłata po poszczególnych etapach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja codzień przed pracą jadę zobaczyć co słychać i czym niczego nie trzeba. Dobrze że mogę się spóźniać do pracy po 2-3 bo inaczej było by ciężko z urlopem. Ostatnio o 7 rano musiałem zamawiać deski szalunkowe na TERAZ. A urlop zachowam sobie na wykończeniówkę.

Na marginesie - jutro zalewają strop więc pewnie posiedze tam z nimi rano.

 

Moją ekipa sama się pilnuje. Jak potrzebują czegoś małego to jadą sami na skład a jak coś większego to ja załatwiam (>100zł).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

stan surowy otwarty dopilnowałem osobiście. Wziołem urlop i stałem nad budowlańcami. Natomiast do hydraulika miałem zaufanie i zostawiałem go samego ( nic nie spartolił :D ) inne rzeczy robiłem już sam. Czyli rano do pracy powrót z pracy po 16 i na budowę. Tak przez rok czasu. Wracałem z udowy ok 12 lub 1 w nocy. Ale nie polecam nikomu takiej harówki. Przez to straciłem trochę kontakt z rodziną i żona znalazła sobie pocieszyciela :(
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak pogodzić pracę z budową, zapewne jest to ciężkie. Ja jak są pracownicy na budowie, to jestem codziennie, albo rano albo po pracy.

Mam super ponieważ budowę mam dokładnie po środku drogi do pracy i z.

Mieszkamy w Warszawie, budowę mamy pod W-wą i też tam pracuję. Mąż pracuje w W-wie więc nie ma szans żeby jeździł na budowę-potworne korki do W-wy.

Gdybyśmy mieli budowę zupełnie w innym miejcu niż mamy, nie wiem jak dalibyśmy radę, a i tak rodzice bardzo dużo pomagają.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

stan surowy otwarty dopilnowałem osobiście. Wziołem urlop i stałem nad budowlańcami. Natomiast do hydraulika miałem zaufanie i zostawiałem go samego ( nic nie spartolił :D ) inne rzeczy robiłem już sam. Czyli rano do pracy powrót z pracy po 16 i na budowę. Tak przez rok czasu. Wracałem z udowy ok 12 lub 1 w nocy. Ale nie polecam nikomu takiej harówki. Przez to straciłem trochę kontakt z rodziną i żona znalazła sobie pocieszyciela :(

 

I dlatego bywam na budowie, ale nie stoję nad głową cały dzień.

Bywam codziennie ( na szczęście to 15 minut trasą szybkiego ruchu).

NIe wyopbrażam sobie, bym znienawidziła swój dom. A tak by było, gdybym wracała o 1 w nocy.

Ponadto są jeszcze dzieci.

Praca i budowa to pikuś , gdy między te dwie rzeczy trzeba wcisnąć dzieci, zakupy, wizyty lekarskie etc.- całe zajmowanie się domem.

Dlatego w kluczowych momentach jestem na budowie ja (ekipa, wykonawca, kierbud) a czasem też moja pani architekt ( np. hydraulika czy elektryka - ona robiła projekty, więc ona je odbiera od ekip)

Wymieniamy się i już. A mój wykonawca odpowiada za to co się dzieje na budowie i to jego głowa, by hulało.

Moim zadaniem jest przyjechać, zrobić zdjęcia, przedstawić swoje potrzeby ekipom.

Spędziłam raz na budowie cały tydzień, ale wtedy sie działo wiele : okna, drzwi, alarmy etc.

Ale się raczej opalałam niż stresowałam :)

 

Założyłam soebi , ze budowa nie zruinuje mnie psychicznie i finansowo. Inaczej bym się nie porwała na nią..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

niestety nie miałem takich możliwości ( opalanie) :D ponieważ z kasą było krucho to większość roboty musiałem nauczyć sierobić sam. Ale co do marnowania czasu i przewartościowania niektórych elementów w swoim życiu doszedłem dopiero póżniej. :(

 

 

Mirku,

Szczerze podziwiam ludzi takich jak Ty. Wiem, że nie dałabym rady i albo bym zrezygnowała z pracy (którą uwilbiam, więc byłabym nieszczęśliwa) albo bym się rozwiodła ( co tez by mi szczęścia nie przyniosło) albo bym chyba sie powiesiła.

Podziwiam za wytrwałość i siłę (i fizyczną i psychiczną).

Szacun.

Ja jestem za cienka na takie wyczyny.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jasne, architekt odbierze wszystko bo jemu/jej to rurka: nie bedzie tam mieszkac. Budowalem gospodarczo i musialem dopilnowac spraw dla wlasnego dobra. Co innego z kredytu, np. moj kolezka w ogole nie wie co sie tam dzieje, tylko lata do banku i potem robi przelewy. Inna sprawa ze ten kredyt bedzie splacal do 70-tki. Kazdy robi po swojemu.

 

 

 

 

stan surowy otwarty dopilnowałem osobiście. Wziołem urlop i stałem nad budowlańcami. Natomiast do hydraulika miałem zaufanie i zostawiałem go samego ( nic nie spartolił :D ) inne rzeczy robiłem już sam. Czyli rano do pracy powrót z pracy po 16 i na budowę. Tak przez rok czasu. Wracałem z udowy ok 12 lub 1 w nocy. Ale nie polecam nikomu takiej harówki. Przez to straciłem trochę kontakt z rodziną i żona znalazła sobie pocieszyciela :(

 

I dlatego bywam na budowie, ale nie stoję nad głową cały dzień.

Bywam codziennie ( na szczęście to 15 minut trasą szybkiego ruchu).

NIe wyopbrażam sobie, bym znienawidziła swój dom. A tak by było, gdybym wracała o 1 w nocy.

Ponadto są jeszcze dzieci.

Praca i budowa to pikuś , gdy między te dwie rzeczy trzeba wcisnąć dzieci, zakupy, wizyty lekarskie etc.- całe zajmowanie się domem.

Dlatego w kluczowych momentach jestem na budowie ja (ekipa, wykonawca, kierbud) a czasem też moja pani architekt ( np. hydraulika czy elektryka - ona robiła projekty, więc ona je odbiera od ekip)

Wymieniamy się i już. A mój wykonawca odpowiada za to co się dzieje na budowie i to jego głowa, by hulało.

Moim zadaniem jest przyjechać, zrobić zdjęcia, przedstawić swoje potrzeby ekipom.

Spędziłam raz na budowie cały tydzień, ale wtedy sie działo wiele : okna, drzwi, alarmy etc.

Ale się raczej opalałam niż stresowałam :)

 

Założyłam soebi , ze budowa nie zruinuje mnie psychicznie i finansowo. Inaczej bym się nie porwała na nią..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3241mirek napisał:

stan surowy otwarty dopilnowałem osobiście. Wziołem urlop i stałem nad budowlańcami. Natomiast do hydraulika miałem zaufanie i zostawiałem go samego ( nic nie spartolił ) inne rzeczy robiłem już sam. Czyli rano do pracy powrót z pracy po 16 i na budowę. Tak przez rok czasu. Wracałem z udowy ok 12 lub 1 w nocy. Ale nie polecam nikomu takiej harówki. Przez to straciłem trochę kontakt z rodziną i żona znalazła sobie pocieszyciela

czyli żona zrezygnowała z współmieszkania z Tobą w nowym domu rozumiem ...? (dla mnie byłaby to "oczywista oczywistość")

i współczuję serdecznie.

Nefer Wysłany: Pon, 25 Sierpień 2008 12:39 Temat postu:

 

--------------------------------------------------------------------------------

 

3241mirek napisał:

stan surowy otwarty dopilnowałem osobiście. Wziołem urlop i stałem nad budowlańcami. Natomiast do hydraulika miałem zaufanie i zostawiałem go samego ( nic nie spartolił ) inne rzeczy robiłem już sam. Czyli rano do pracy powrót z pracy po 16 i na budowę. Tak przez rok czasu. Wracałem z udowy ok 12 lub 1 w nocy. Ale nie polecam nikomu takiej harówki. Przez to straciłem trochę kontakt z rodziną i żona znalazła sobie pocieszyciela

 

 

I dlatego bywam na budowie, ale nie stoję nad głową cały dzień.

Bywam codziennie ( na szczęście to 15 minut trasą szybkiego ruchu).

NIe wyopbrażam sobie, bym znienawidziła swój dom. A tak by było, gdybym wracała o 1 w nocy.

Ponadto są jeszcze dzieci.

Praca i budowa to pikuś , gdy między te dwie rzeczy trzeba wcisnąć dzieci, zakupy, wizyty lekarskie etc.- całe zajmowanie się domem.

Dlatego w kluczowych momentach jestem na budowie ja (ekipa, wykonawca, kierbud) a czasem też moja pani architekt ( np. hydraulika czy elektryka - ona robiła projekty, więc ona je odbiera od ekip)

Wymieniamy się i już. A mój wykonawca odpowiada za to co się dzieje na budowie i to jego głowa, by hulało.

Moim zadaniem jest przyjechać, zrobić zdjęcia, przedstawić swoje potrzeby ekipom.

Spędziłam raz na budowie cały tydzień, ale wtedy sie działo wiele : okna, drzwi, alarmy etc.

Ale się raczej opalałam niż stresowałam

 

Założyłam soebi , ze budowa nie zruinuje mnie psychicznie i finansowo. Inaczej bym się nie porwała na nią..

 

Nie zawsze jest tak różowo pod względem m.in. finansowym aby pozwolić sobie tylko na nadzór i doglądanie...

Poniekąd łatwo mi wczuć się w sytuację Mirka - w trakcie wykończeniówki bardzo dużo prac wykonuję sam (i nie tylko z powodów finansowych - argumenty pozostałe to brak fachowca , niepewność co do jego sumienności , jego brak zainteresowania ze wzgledu na mały front robót wg niego itp.) - z budowy do pracy mam 50 km i wiem , że kazde popołudnie to praca warta wg wycen wykonanwców od 100 do 200 PLN i wiedza jak została wykonana (plus gratis doswiadczenie) a co do życia rodzinnego - jeżeli nie ma uczucia to nie będzie zrozumienia i wyrozumiałości (takie sytuacje są świetnym testerem)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jasne, architekt odbierze wszystko bo jemu/jej to rurka: nie bedzie tam mieszkac. Budowalem gospodarczo i musialem dopilnowac spraw dla wlasnego dobra. Co innego z kredytu, np. moj kolezka w ogole nie wie co sie tam dzieje, tylko lata do banku i potem robi przelewy. Inna sprawa ze ten kredyt bedzie splacal do 70-tki. Kazdy robi po swojemu.

 

I tu się mylisz. Architekt wskazała wszystkie odstępstwa od projektu - czym nieźle wkurzyłam hydraulika, bo musiał kuć i łatać.

Nawet jesli to było 5 cm.

Nie wszyscy mają w d...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ale przetrwales Mirek :-) i dobrze. Ja mialem podobnie...gdy zaczela sie budowa zonka mi wyemigrowala ( bylo w tym tez troche mojej winy ) ..rok minal szybko..na nocke do pracy, potem 40 km do domu...w domu corka w trudnym wieku, pies i rybki...3 godziny spania i 40 km na budowe..i prosto z budowy do roboty, gdzie moglem sie umyc i zjesc, a po nocce znow 40 km do domu...i tak w kolko

 

 

a teraz wykanczamy razem :-)

 

pozdrooo

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to widzę, że nie jestem sam ;) - mi też budowa po rodzinie się przejechała (na szczęście w miarę lekko -dało się poodkręcać).

Całą jesień i zimę dwa lata temu przeżyłem traktując dom jak hotel - w pracy do 16..17-tej (na szczęście nie musiałem być na 8:00), potem 30km na budowę, tam do 01...02 w nocy (a czasem i do rana), do domu pospać trochę i znowu w kółko...

Największych strat doświadczyłem w pracy - akurat była pewna "restrukturyzacja" związana ze zmianą własciciela i, niestety, "przespałem" pewne ważne wydarzenia... i już nie jestem tym, kim byłem :(

Ale cóż, są rzeczy ważne i ważniejsze, nie?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Są rzeczy ważniejsze :):)

 

Mój małż w zasadzie ciągle zagranicą więc raczej spada na mnie. Dlatego nie dam rady sama nosić wiader z zaprawą (choć czasem miałabym ochotę).

Ale jak widać życie różnie sie układać.

Grunt, żeby wyjść z tego w całości :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...