Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

granice......


daggulka

Recommended Posts

To też mnie zmobilizowało do zamknięcia pewnego rozdziału.

Ewidentnie wyładowywałam frustrację na własnej rodzinie. Albo byłam zła na siebie. Albo byłam załamana. Albo płakałam.

Wigilia długo była dla mnie smutna. Dopóki dawałam się ranić tak było.

Aż w końcu zrozumiałam, że mój problem się rozprzestrzenia - i powiedziałam dość. Nie będę tego robić mojej rodzinie, przyjaciołom i współpracownikom ( bo do pracy też "zanosiłam")

 

P.S Gawełku :oops: nie wiem czy moje zachowanie jest mądre. Po prostu walczę o przetrwanie :)

 

no może i tak ale metody walki jak najbardziej słuszne,najgorsze jest wewnętrzne gryzienie się to doprowadza do depresji powody mogą dotyczyc relacji rodzinnych, zawodowych itp. Jak człowiek czegoś konsekwentnego nie zrobisz i tak sie bedziesz kręcic w kółko to masakra :cry:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 670
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Ja też niestety zapisuję się do klubu - a w zasadzie mój mąż, bo to dotyczy jego matki. Moja była cudowna i mąż zawsze mówi, że takiej teściowej, jaką miał to wszystkim życzy.

Rodzice mojego męża są straszni. I już pomijam nawet, że w stosunku do nas. Najgorsze jest, że niestety w stosunku do naszych dzieci też. Nie wiem, jak ochronic moje maluchy przed tą trucizną, której one jeszcze nie rozpoznają.

My już się chyba nareszcie odetniemy od nich całkowicie. Ostatni numer po prostu nas kompletnie wkurzył, załamał i zdeterminował jednocześnie do tego kroku. Jak byście skomentowały taką sytuację: parę lat temu wybudowaliśmy garaż w pobliżu osiedla, gdzie mieszkaliśmy (teściowie tez mieszkają w pobliżu). Ale, że nie byliśmy członkami spółdzielni (a to był warunek) więc garaż jest na mamę. Oczywiście my wszystko sfinansowaliśmy. Teraz chcieliśmy go sprzedac, ale rodzice mają inne plany w sosunku do NASZEGO garażu - złożyli nam propozycję nie do odrzucenia: "kupią" nasz garaż po kosztach. Obecnie w tym rejonie za garaz można dostać 8000, rodzice dają nam ... 3000(tyle nas kosztował w 2000 roku). Oczywiście próbowaliśmy im to powiedziec, podkreślając, że mamy kupca za tę cenę i przecież kredyt, do domu sporo nam brakuje itp. Awantura była nieziemska, jak my możemy zarabiać na rodzicach. Postanowiliśmy za te 5000 kupić sobie wolność: sprzedajemy garaż rodzicom i na odchodne powiemy, że zrobili świetny interes: nabyli garaz i stracili dzieci.

Mamy dość ciągłego manipulowania teściowej, która jest mistrzynią w jątrzeniu i przekręcaniu słów i faktów. Ona jest chora, jak gdzieś nie namiesza - niestety nas upodobała sobie szczególnie. Zabolało mnie najbardziej, że nie przyszła do małej do przedszkola na Dzień Babci i Dziadka, bo zajmowała się wtedy córką brata męża (to ten dobry) i mimo propozycji bratowej, że załatwi zastępstwo na te 2 godzinki nie przyszła. Szczęście, że dzięki naszej interwencji dziadek się pojawił bo inaczej dziecko mówiłoby wierszyk do ściany (a raczej nie mówiłoby bo pewnie by się rozryczało, widząc, że inni dziadkowie są a do niej nikt nie przyszedł) - dziadkowie emeryci.

Albo inna sytuacja: córka bardzo chciała nocować u dziadków. Ok. 21 telefon - mamusiu przyjedź, bo tęsknię. Przyjeżdżam i mała płacze, że nikt się nią nie zajmował, bo przyszła ciocia (bratowa) i babcia z dziadkiem zajmowali się tamtą wnusią a moje dziecko miało sobie bajki oglądać. Jak powiedziałam dziadkom, że zabieram dziecko i powiedziałam dlaczego rozgorzała awantura: do mojego dziecka (6 lat), że kłamie i do mnie, że nastawiamy ją negatywnie do nich. Wyszłam czym prędzej ale i tak pierwsze słowa córki do męża po przyjeździe do domu: Tatusiu, babcia z dziadkiem krzyczeli na mnie i na mamę i płacz. Od tamtej pory (lipiec) Mała ANI RAZU nie wspomniała o dziadkach, wczesniej była z nimi bardzo związana i staraliśmy się, żeby mieła częsty kontakt z nimi. My się staraliśmy, bo dziadkowie nie odwiedzali nas wcale, mimo, że mieszkaliśmy 3 min spacerkiem od nich. Teraz to jest 5 min jazdy samochodem i bardzo dobrze. Nadmienię jeszcze, że od tej akcji w lipcu z córką nie odezwali się do nas aż do przedwczoraj, kiedy to jak gdyby nigdy nic mama złożyła nam ofertę kupna garażu. 3 dni wcześniej miałam imeniny - życzeń nie usłyszałam.

Nasi znajomi twierdzą, że kieruje nimi zazdrość, że się wybudowaliśmy. Fakt, że w czasie budowy nigdy o nic nie zapytali w związku z domem, przyszli też do naszego nowego domu raz - na parapetówę (mieszkamy od lutego). O domu nie powiedzieli nic: ani że ładny, brzydki do d...y - nic. Za to uraczyli nas szczegółami jak to brat męża (czyli ich drugi syn) remontuje właśnie przedpokój i jak to pięknie mu wychodzi. Było nam przykro, że rodzice nie docenili wysiłku włożonego w budowę domu (oczywiście bez najmniejszej pomocy z ich strony). Nawet na to ich nie stać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie, nie zauważyliśmy ...

to chyba subiektywna ocena :):)

 

Choć nie powiem - takie problemy hartują i zmusząją do zastanowienia sie nad sobą. Więc prawdopodobnie ludzie o takich doświadczeniach częsciej niż inni rozwalają problemy moralne i egzystencjonalne. Bo muszą.

Ale czy są ciekawymi osobowościami ? yyyyyyyy to chyba kwestia gustu :):)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czytałam kiedyś ciekawy artykuł o pokoleniu prawie 40 latków (w czasie emisji serialu 39 i pół :) )

O poszukiwaniu, kryzysie i tak dalej (wtajemniczeni wiedzą o co chodzi :) ) Generalnie w tym wieku przychodzą przemyślenia a po co mi to wszstko, czy na pewno tego w życiu szukam, bo może dotychczasowe 40 lat było bez sensu, może trzeba coś zmienić, może wszystko etc. Macie też tak? Ja wszystko teraz rewiduję, zrobiłam sobie przerwę w robocie (2 letni urlop), cierpię szukam, myślę, zastanawiając się jaka jestem i gdzie moje miejsce (na stare lata). Wiem że nie mogę żyć dalej tak jak żyłam. To chyba tak jak w tym filmie ...

 

Konkluzja byla taka: żeby się z sobą w tym kryzysie pogodzić, trzeba dojrzeć. Cytuję dalej za tuym artykułem: "A żeby dojrzeć, musimy przyjąć naszych rodziców takimi jakimi są. [...] Dopiero kiedy pokochamy naszych rodziców z wszystkimi ich niedoskonałościami a nawet z bólem jaki nam zadali - możemy tworzyć szczęśliwe związki, ale przede wszystkim dojrzeć. Na tym polega przedziwny paradoks życia - miłość zaczyna się tam, gdzie kończy się doskonałość"

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Edybre, jakbym czytała o moich teściach :roll: :evil:

Do przedszkola na dzień babci i dziadka również nie przyszli, bo siedzieli z wnuczką (córka ich córki). Nie docierało do nich, że mogli przecież ją również zabrać na takie występy (miała prawie 3 latka). Do przedszkola mają 10 minut wolniutkim spacerkiem. Dobrze, że byli moi rodzice, bo mała pewnie by się zapłakała. W trakcie budowy nie było ich u nas ani razu. Na koniec przyjechali i stwierdzili, że nie wiedzą na co tu poszło tyle pieniędzy :-?

Pożyczyliśmy kiedyś od nich 3 tysiące złotych, bo zabrakło na obudowę kominka. Umówiliśmy się, że za 3 miesiące oddamy. Po tym czasie teściowa powiedziała, że nie mamy jej oddawać, że to prezent od nich. Jakiś czas temu powiedziała, że mamy jej oddać te pieniądze, bo ona musi dołożyć córce do samochodu :o No cóż....i tu nie chodzi chyba o uzależnianie się finansowe od rodziców. Moi rodzice badzo nam pomogli w czasie budowy. Nie tylko finansowo, ale mieliśmy u nich duże wsparcie, że tak powiem "duchowe". W tej chwili tata kończy nam elewację. Na szczęścia ma firmę budowlaną, wpadł ze swoimi pracownikami i tynk położony. Jednak nigdy, przenigdy nie usłyszałam od nich jakiegokolwiek słowa, że mamy to czy tamto dzięki nim.

Ostatnio byłam z moją mamą w Niemczech. Oczywiście wybrałyśmy się na zakupy. Pierwsze co to mama pilnowała, żebym nie zapomniała kupić czegoś mężowi :wink

Po co ludzie tak bardzo utrudniają życie innym?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wracając do istoty wątku...

 

Trudne relacje z matką...

 

Czy zwróciliście uwagę, że w tym nurcie spotykają się najciekawsze osobowości na forum? :roll:

 

nie , po prostu choć raz wszyscy piszą pod swoimi nickami :wink: :lol:

 

Wczoraj był u mnie brat . Przy okazji pogadałam z nim o mamie- on wie jaka jest mama i wątpi, że coś zmienię. Od zawsze się z nią kłócił , nawet po wyprowadzce jak mu robiła jazdy z jakiegos powodu przez telefon to mówił , że nie bedzie z nią rozmawiał , i przerywał połączenie . Ma spokój, ale za cenę ... no własnie ...czego? Braku troski, braku miłości, braku zainteresowania, braku kontaktu dziadków z jego 4-letnim synkiem. Moja mama własnie taka jest (i ja tez już wiem po kim to mam :-? ) ...popada w skrajności...."albo wiem wszystko i trzymam ręke na pulsie albo mam was gdzieś i róbcie co chcecie".

 

Dobra, skoro juz zaczęłam sie wywnętrzać (i o zgrozo pod swoim nickiem :roll: ), to skończe ...napiszę cała prawdę bo to dopiero da Wam obraz całości.

 

Nad zaburzonymi relacjami z mamą pracowałam kilka lat temu na terapii grupowej przy okazji leczenia z bulimii (której głównym powodem okazała się właśnie mama) - no i niestety nie udało mi sie z tym uporać ( z bulimią -tak, z mamą - nie)... dlatego, że u podstaw leży wielki żal o brak miłości w dzieciństwie i brak możliwości wybaczenia z mojej strony. To wszystko jest bardzo skomplikowane , ale to nie chodzi tylko o jej nadopiekuńczość. Miałam ojca alkoholika, mama - współuzależniona z ewidentnymi cechami - całą swoją energię wykorzystywała na kontrolę ojca - uważała, że jeśli dziecko jest czyste, najedzone, i wyspane to juz nic więcej nie trzeba . Zero uczuć, zero bezinteresownego uśmiechu, zero przytulania, zero ...hm...miłości? :roll:

I moją reakcją na to wszystko co teraz robi, że teraz próbuje ...nie wiem ...nadrobić? - jest własnie opór z mojej strony i brak chęci wpuszczenia jej do swojego życia emocjonalnego. Taka zemsta za dzeciństwo - nie potrafię wybaczyć . I dlatego nie potrafię z nią rozmawiać - każde słowo o jakichkolwiek moich emocjach wypowiedziane z moich ust w jej stronę przechodzi mi jak kaktus przez gardło bo ja nie chcę żeby ona wiedziała co ja czuje ... teraz jest już za późno i nie ma do tego prawa - miała swoją szanse dać mi miłość w dzieciństwie- nie wykorzystała i teraz juz nie da się tego naprawić. A im bardziej ona próbuje tym bardziej ja sie odsuwam.

 

Jej nadopiekuńczość nie wynika chyba z wielkiej miłości do mnie , nawet nie z troski o mnie tylko o wnuki - o moje dzieci. Bo skoro ja jestem w jej oczach małą dziewczynką która nie potrafi zadbać o swoje życie to ktoś musi i te biedne małe dziateczki dbać...a może to jest tak, że miłośc której nam (mi i bratu) nie dała -próbuje teraz realizowac na moich dzieciach. Nie wiem co siedzi w jej głowie bo tak naprawdę nigdy nie rozmawiamy o niej . I nie chcę już teraz .... chcę być wreszcie dorosłą kobietą odpowiedzialna za siebie i swoją rodzinę a nie małą wystraszoną wiecznie karconą dziewczynką .

 

Sorki za ten wywód, ale stwierdziłam, że skoro już zaczęłam to winna jestem naświetlenia całej sytuacji.

Rozważam udział w kolejnej terapii - bo czuję, że ten żal który we mnie tkwi jest tak ogromny , że chwilami wyciska mi łzy z oczu i wiem, że kiedyś musze sie z tym uporać- a sama nie potrafię i im prędzej to zrobię tym dla wszystkich lepiej.

Może wtedy wreszcie będę potrafiła sie jej przeciwwstawić, powiedziec głośno "NIE" i zacząć żyć własnym życiem :roll: .

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Daggulka, po pierwsze trzymaj się ciepło, masz w sobie dużo siły, jesteś super dziewczyną i poradzisz sobie z tym. Jeśli czujesz, że potrzebna jest Tobie terapia to skorzystaj z niej.

Po drugie gratulacje za odwagę i pisanie pod swoim nickiem. Kiedyś jak podejrzewałam mojego męża o początek alkoholizmu (na szczęście mamy to za sobą, za bardzo brałam wszystko do siebie)założyłam tu temat pod własnym nickiem....ciągnęło się to za mną jak smród za gaciami i wychodziło w różnych innych wątkach wyciągane bez ładu i składu. Pewnie tez dlatego dużo ludzi bardzo osobiste tematy porusza pod innymi nickami. Po to, żeby ominęła ich krytyka, kpina, wyśmiewanie ze strony innych osób.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jesli o "mamuśkach" męza też tutaj mozna to też zapisuję się do klubu. Z tym, że moja nie ma żadnych ulubionych córek, synów, wszystkich gnoi jednakowo - w zalezności od tego, kto akurat może się przydać :wink:

 

Konkretne kłopoty z "mamuską" zaczely sie po urodzeniu dziecka. Już przed porodem potrafiła zadzwonić do mojej mamy (mieszkamy razem, mamy taki telefon, że jak ktoś sie wydziera za bardzo to wszystko słychać) żeby posłała mnie do szpitala, bo powinnam leżeć :roll: , ponieważ to, ze czuję ruchy dziecka nic nie znaczy, martwy płód też może się przemieszczać.

Po urodzeniu wnuka pierwsze co zrobiła to się rozpłakała, bo mój mąż (jej syn) pomagał mi sie nim zajmować, a jej mąż (teść) podobno nigdy przy dzieciach jej nie pomógł :roll: . No i zaczęła wdrażać pomysł, zeby go od nas odciągnąć, udawała biedną, potrzebującą pomocy, każdą sobotę musiał do niej jeździć, jak przyszedł z pracy to od razu telefon, jak przyjeżdżała do nas to z listą zadań, nie było mi lekko, bo Młody był trudnym niemowlaczkiem, nadmierne napięcie mięśniowe, problemy neurologiczne. Wytrzymałam 9 mies., potem zrobiłam awanturę.

Na mnie obrazila się zresztą duzo wczesniej, bo nie zgodziąłm sie na jej pomysł na nasze życie - nie zaproponowała, tylko stwierdziła, ze ona bedzie się opiekowac dzieckiem, a ja mam iść do pracy, bo jej syn nie będzie sie sam zaharowywał. Na szczęście nie zgodziliśmy się, chyba by nam się ta pomoc odbijała czkawką do końca życia.

JAk miała 50-tkę i robiła huczne urodziny, to obraziła się na nas, bo przyszliśmy z małym, po pół godzinie odwiexliśmy go do domu, bo on raczej z tych dzieci nie umiejących usiedzieć na miejscu, akurat raczkował, a to był październik, urodziny na sali, nie w domu, większość gości w kozaczkach, pełno błota, przez pewien czas nie było światła. Więc odwieźliśmy go i wrócilimy, bawiliśmy się do 20.00, po czym pojechaliśmy razem kąpać małego i usypiać.

Zadzwoniła na drugi dzień do mojej mamy 8) i nagadała na nas, że to jej wina, że jesteśmy xle wychowani, że ona nam prezent odda :lol: , bo jak tak mogliśmy zrobić, jak tak możę być, ze dziecko wazniejsze niż jej impreza, że mały za krótko tam był, a najgorsze to, że mąż pojechał ze mną, bo co to nie umiem sama małego okąpać?

CAłkiem rozluźniliśmy stosunki, mieszkamy jakieś 7 km od siebie, odwiedzamy sie Tylko w urodziny, ewentualnie czasami wpadniemy, ale bardzo żadko. Czyli jest ok.

Ale boję sie, bo zaczęliśmy budowę niedaleko teściowej. Zaraz po slubie dostaliśmy działkę (teraz raczej bym jej nie przyjęła). Babcia męża zostawiła to pole teściom z myślą na dzialki do synów, a teściowa do tej pory (4 lata) twierdzi, oczywiście za naszymi plecami, że musi kredyty spłacać, bo nam działkę dała. Do nas jest strasznie miła, aż się słabo robi.

Tak więc porobilśmy przyłącza, trochę kaski wydaliśmy, no i zrobił sie problem, bo ja sie nie chciałam tam budować, mąż za bardzo działki sprzedać nie chciał, był bardzo z Babcią związany, praktycznie to ona go wychowywała, bo "mamuska" była młoda i tylko po koleżankach ganiała, twierdzi, ze jakoś sobie z mamuśką poradzimy, więc budowa ruszyła.

A ja się nadal boję, bo chyba mam już jakiś rodzaj alergii na teściową, jak ją widzę, to od razu humor mi się psuję, no i czarno widzę to mieszkanie w pobliżu, bo wtedy często będę musiała ją oglądać :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

pamietam, Aga ten wątek, też się wypowiadałam :roll:

 

no właśnie to jest zawsze to ryzyko ... wypowiadanie się pod swoim nickiem - być może za bardzo ufam ludziom na forum ... ale naprawdę nigdy nic złego ze strony ludzi tu bywających mnie nie spotkało .... ale też do tej pory wywnętrzałam się bardzo niewiele :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

witaj daggulka

ja uważam , że dobrze zrobiłaś pisząc pod własnym nickiem,

jesteś tu na forum osobą znaną i lubianą pewnie też dlatego temat został potraktowany poważnie,

bardzo poważnie...

a swoją drogą, aż włos na głowie się jeży, ile osób ma tego typu problemy.....

moi rodzice są bardzo ok ! mają swoje życie i swoje sprawy,

ale wiem że w potrzebie poratują i nie wypomną,

są tacy normalni,

mój mąż do dziś się dziwi, że w domu można się czuc tak swobodnie, pewnie, no po prostu dodrze ...

często po powrocie od moich rodziców chodzi :evil: :evil: :evil: ,

czemu ....wa u jego rodziców tak nie może byc ?

no , właśnie dlatego śledzę ten wątek :-?

 

choc moja mama też nie należy do ciepłych, jednak wiem i zawsze wiedziałam że jestem kochana.

 

pozdrawiam wszystkie dorosłe dzieci :-?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

sluchajcie, terapia czasami jest potrzebna ale nie nalezy mieszac skutku z przyczyna i kata z ofiara. to osoby chore (nerwica, narcyzm, etc.) powinny sie leczyc. oczywiscie dotyka to rowniez ich bliskich lecz trzeba znac proporcje

 

juz w watku o tesciowych byla o tym mowa - jest tylko jedna recepta na osoby toksyczne: omijanie szerokim lukiem. reszta to mniej lub bardziej rozbudowane teorie zakrywajace wlasna bezbronnosc i nieporadnosc

 

daggulka (az zimno mi sie robi, bo twoj nick przypomina mi o siostrze...), nie ma trzeciej drogi. mozna sie podkladac toksycznej osobie, unieszczesliwiajac ja, siebie i swoja rodzine, albo rozstac sie - lub utrzymywac kontakt na swoich twardych warunkach (patrz: Nefer). reszta to uluda. te wszystkie teoryjki o 'pogodzeniu' z rodzicami, ktorzy bijali swoje dzieci, molestowali je fizycznie i psychicznie, nie okazywali czulosci, sa dobre do poczytanek psychologicznych na studiach. krzywda pozostaje i musi byc naprawiona przez sprawce, nie ofiare! jesli nie ma takiej mozliwosci, z katem nalezy sie rozstac, deklarujac swoje uczucia, stawiajac jasno sprawe

 

odbieranie dzieci ze szkoly, radosni dziadkowie (na fali chwilowej radosci i akceptacji), wszystko to pogarsza sprawe. nie ma i nie bedzie tutaj polsrodkow, ale niektorym zycia nie starcza aby to zrozumiec... cene placi sie okrutna, czasu zmarnowanego i zniszczonej psychiki nie da sie odwrocic. nalezy dokonac zmian TU I TERAZ

 

madrosc zyciowa swoja droga - warto poczytac o toksycznych osobach i psychopatologii nerwic

 

nie wiem czy zauwazyliscie, nawet z tego watku, ze to dotyczy glownie kobiet? dlaczego? sa bardziej 'wrazliwe', kochaja lepiej, wspolczuja, podczas gdy mezczyzni sie 'wypinaja' i 'uciekaja'?

 

NIE, nic bledniejszego! wspolczesne kobiety dzielnie zmagaja sie ze swiatem, sa wydawaloby sie silne i smiale, pracuja, bawia sie i bryluja w inteligentnych dyskusjach. ale brakuje im odwagi, by zmierzyc sie z upiorna rzeczywistoscia. czy bycie rodzicem daje prawo do totalnej kontroli i wypaczonej egzystencji, kladacej sie cieniem na zyciu wszystkich osob dookola? trzeba zerwac z ta fikcja.

 

milosc jest wspolczuciem, nie pluciem. jesli pozwalamy sie opluwac i skazujemy sie na nedzne relacje z tzw. 'bliskimi', plujemy na siebie samych i na osoby, ktore krzywde nam wyrzadzaja. trucizna krazy w powietrzu, zycie zatacza kola... jad saczy sie przez pokolenia, chcemy tego czy nie. kto wie jakie patologie to rodzi?

 

zerwac z tym raz na zawsze

 

'badz wytrwaly. bedac wytrwaly, wzrastaj w sile'

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moje dzieci wiedzą, że zawsze je kocham, bez względu na to, co zrobią i jak wyglądają. Jest nam mentalnie blisko do siebie.

Mam nadzieję, że nie będę im włazić z butami i robić z nich emocjonalne kaleki.

Mam nadzieję, że będę umiała zaakceptować ich wybór tej drugiej osoby i przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza.

Mam nadzieję, że rozumiem, iż jestem mamą po to, aby wspierać dzieci, a nie zatruwać im życie i pozbawiać miłości rodzicielskiej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja matka przyjeżdża jutro.

Już zbieram siły.

 

powodzenia, dobry duszku

 

PS: nie znam prawie nikogo z pokolenia 30-latkow, kto nie mial mniej lub bardziej patologicznego dziecinstwa. mam na mysli PATOLOGIE, zaburzone relacje kat-ofiara. niemal wszyscy dusza sie w tym sosie chorych relacji

 

tlenu! zamiast wentylacja mechaniczna, trzeba zajac sie wlasnym zyciem, czasem, ktory przecieka przez palce. zerwac z upokarzajaca fikcja TU I TERAZ!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dompodsosnami - trzymaj się , kochana :wink:

 

a ja własnie przed chwilą byłam w domu mamy - z bratem się umówiłam i oczywiście doszło do wymiany zdań z mamą - okazało się, ze mój brat też z nią rozmawiał o mnie i poparł mnie

powiedziałam jej spokojnie, że mam 34 lata i nie chcę żeby właziła z buciorami w moje życie , że będe robić co chcę bo jestem dorosła i jesli mam kaprys coś zrobić to zrobię bez względu na to czy jej się to podoba czy nie

na co ona, że przecież jest nasza matką i chce sie o nas troszczyc, chce wiedzieć jak cos bedzie źle żeby mogła pomóc .....grochem o ścianę :roll:

o mało się nie rozpłakała , ale nie dałam się wyrzutom sumienia i byłam stanowcza :roll:

może cos do niej dotarło a może nie :roll: ... zobaczymy :wink:

nie chcę jej odcinac od dziewczyn .....są z nia zżyte i wiem że dużo znaczą dla siebie nawzajem ... ale postanowiłam byc stanowcza i częściowo skorzystać z rad dompodsosnam o stoickim spokoju i ignorancji.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

na co ona, że przecież jest nasza matką i chce sie o nas troszczyc, chce wiedzieć jak cos bedzie źle żeby mogła pomóc .....grochem o ścianę :roll:

A nie wystarczy prosty komunikat:

"OK troszcz się o nas ale tak jak my tego potrzebujemy a nie jak się Tobie wydaje, że powinnaś."

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobrze,że jest ten wątek..Ja jeszcze nie mogę się otworzyć(nie umiem) ale czytam i wyciągam wnioski.Niestety do puki nie zamieszkam u siebie nie za bardzo mogę wygarnąć to co myślę o postępowaniu moich rodziców , głównie mamy bo tata już dawno stracił prawo do głosu :-? Jeszcze tylko rok..
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Andzik ... rok to niedługo ...zleci jak z bicza ...ale najwazniejsze, zebyś od samego początku mieszkania z daleka od mamy ustaliła sobie granice na których przekroczenie nie pozwolisz .

Nowy dom, nowe sytuacje, nowe życie ...ale rodzice ci sami i proszę Cię ...nie zrób błędu na początku i nie pozwól im zbyt wiele ...jak sobie na początku wypracujesz tak będziesz miała ...potem już coraz trudniej cokolwiek zmieniać.

 

Dziewczyny .... strasznie to wszystko trudne i pogmatwane ... zaszczepione w dzieciństwie priorytety nie pozwalają na drastyczne zmiany bez wyrzutów sumienia... niestety. Ale trzeba walczyć o siebie ...nigdy nie jest za późno ...choćby miało się skończyć jak u Neferki :roll: .

Ja jeszcze będę próbować - jest moją matką, moje dzieci ją kochają i ona je kocha , mój mąż ją bardzo lubi i ona go lubi ...problem tkwi we mnie i to ja muszę zmienić swoje zachowanie z podporządkowanego na konsekwentnie stanowcze.

Na zerwanie kontaktów zawsze jest czas ...to jest ostateczność, ale może warto jeszcze powalczyć- przynajmniej będę mogła powiedzieć sobie "zrobiłam wszystko". Trzeba tylko zmienić siebie , bo jej nie zmienię.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...