Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

nastolatka w dobre ręce oddam...


kania

Recommended Posts

. A czasem coś gotowały.

o to to!

w pewnym wieku przychodzi czas na samoobsługę...

 

szczytem mojej beztroski było ostatnio zostawienie Zuzy i jej koleżanki z tatusiem. Zaprosiła sobie koleżankę na sobotę. Ale sorry, ja w sobotę wyjeżdżałam na jakiś zjazd i absolutnie nie miałam głowy na koleżanki młodej. Nawet obiadu specjalnie nie miałam głowy im przygotować, miałam swoją pracę. No i dały sobie radę. Mąż mówił, że jedzeniowo został obsłużony super a dziewczyn przez 2 dni jakoś nie widział, on coś dłubał na zewnątrz a one miały swoje zajęcia. Czyli można :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 344
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Można, można. Ja ostatnio miałam spotkanie po latach z kiloma koleżankami z liceum. Mąż był na wycieczce, a jedna z moich koleżanek miała nocować u mnie. Przyjechała z synem młodszym od mojej nastolatki o 2 lata. Czyli moja lat 14, a Kamil 12. Rano, to znaczy koło 11 dzieci zaprosiły nas do ładnie nakrytego stołu i podały jakieś kluski z sosem pomidorowym. Ale smakowało!!!

 

Nie mówię o sytuacjach, kiedy córka wraca ze szkoły z koleżanką i zanim my wrócimy, koleżanki już nie ma. Na to też jest sposób, bo zawsze na komodzie leży rezerwowe pare złoty, aby mogły sobie pójsć do pobliskiej pizzerii, albo na lody. Mówię o sytuacjach takich jak na przykład te z ostatnich dni. Dwie sytuacje dla porównania. Kilka dni temu młoda bardzo chciała zobaczyć jakiś film. Jeden kolega też chciał, więc umówili się do kina. Rodzice kolegi pozwolili mu pójść tylko pod tym warunkiem, że weźmie sporo młodszego brata i pójdą na jakąś bajkę. Młoda więc za swoje pieniądze obejrzała bajkę, niańcząc braciszka kolegi, bo jak powiedziała, brakło jej odwagi, aby wyjść. Do tego była umowa, że odbierzemy dzieci ze skrzyżowania ulic (umówione miejsce dogodne do parkowania). Spóźniłam się kilka minut, bo od mojej strony są korki i naprawde trudno obliczyć czas dojazdu. Poza tym jechałam z pracy, więc różnie mogło być, bo nie wychodzę o stałej porze. Zastałam młodą stojącą w nocy na przystanku w krzakach. Tatuś kolegi podjechał, zabrał swoje dzieci i odjechał.

I sytuacja z dzisiejszego dnia. Młoda chodziła po mieście z kolega w celu zakupu prezentu na jutrzejsze urodziny. Przyjechałam po córkę i co zastałam? Mimo, że z tym dzisiejszym ojcem nie byłam wcale umówiona na odbieranie dzieci na godzine i pomimo, że on podjechał wcześniej, to kolega czekał z młodą, aż przyjadę, powiedział dobry wieczór, pomachał na pożegnianie i dopiero wsiadł do samochodu taty, który też pomachał i odjechaliśmy każdy w swoją strone. Jak sie Wam wydaje, który z tych chłopców będzie lepiej wychowany? I to nie chodzi o płeć, że niby chłopiec ma czekać a dziewczyna odjedzie, bo bywałam w sytuacjach odwrotnych i moja młoda nie miała prawa zostawić samego kolegi i wsiadać do samochodu.

O takie rzeczy mi chodzi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ano widzisz, tak bywa.

Do pierwszego razu.

Oczywista jest, że córka ani do ani z tym pierwszym kolegą by więcej nie poszła. A tatuś spotkany przeze mnie przy jakiejś okazji - dużo by usłyszał.

To nie rodzice są beznadziejni, to ludzie nie widzą dalej własnego nosa.

A wiesz gdzie to widać najbardziej? Na parkingu. U mnie w pracy na przyklad. Parking jest za ciasny, ludzie stają czasem w 2 rzedach. Ile razy sie zdarza jełop, który zajmie po skosie dwa miejsca albo zastawi kogoś i nawet kartki z telefonem na desce nie połozy. Też patrzy tylko na siebie...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do szkoły mojej młodej prowadzi bardzo wąska aleja. Taka na jeden samochód mimo, że dwukierunkowa. Odwożąc dzieci radzimy sobie tak, że ktoś musi poczekać w odnodze bocznej drogi, aby ktos inny mógł przejechać. Wiele razy nasłuchałam się różnych epitetów, że to niby ja powinnam ustąpić rozpędzonej terenówie prowadzonej przez tate albo mame, obok których siedzi wyjątkowe dziecię. Ech, zwykle ustępuję, bo my z moim dziecięciem mamy taki sposób, że jak nas lżą w czasie tego wymijania, to my machamy sie ładnie uśmiechamy. Zacięte miny tatusia i latorośli bardzo zniechęcają, ale sie nie poddajemy. Może latorośl kiedyś sobie to przypomni, gdy daj Boże zderzy sie ze światem i zacznie samodzielnie myśleć.

 

Jeszcze coś mi sie przypomniało. Młoda bywała u koleżanki - córki dawnej przyjaciółki mojego męża. Zawsze odbierał ją maż, więc jakoś to było, chociaż coś w wyglądzie młodej mi sie zawsze nie podobało i zawsze po tych wizytach chorowała. Raz z przyczyn koniecznych odebrałam ją ja i matczynym okiem wychwyciłam o co chodzi. Zastałam dziecko w mokrych rajtuzkach biegające po zimnych płytkach. Mama koleżanki opowiedziała, że były na długim spacerze nad rzeką. Moje dziecko nie było przygotowane i miało na sobie cienkie rajtuzki i cienką bluzę. Mama swoją córkę ubrała w polarek, szalik i czapkę, a moja poszła jak stała. Po powrocie koleżanka została przebrana i obuta w kapcie a moja latała jak wróciła. W podartych rajtuzach, mokrych, z mokrymi włosami, w samej bluzeczce. Miały wtedy może po 7 lat. Więcej tam już nie pojechała. Jak wzięłam młodą na spytki, to sie okazało, że tak było zawsze. Powiedziałm przy okazji wywiadówki co o tym myślę i jestem wrogiem do dziś, bo usłyszałam, że jej Marysia/Kasia/Asia to tqakie delikatne dziecko, to musiał je zabezpieczyć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Są ludzie i ludziska...

Ja na przykład nie bardzo lubię, kiedy przychodzi do nas jedna koleżanka córki. Właściwie do niej nic nie mam, chociaż okropnie kłamie. Za to denerwuje mnie, że zawsze z każdej imprezy jest odbierana jako ostatnia. Zawsze! Na zaproszeniach wyraźnie piszę, o której zamierzmy skończyć. Wszyscy rodzice odbierają dzieci o określonej godzinie. A ta dziewczynka zawsze zostaje godzinę - dwie dłużej. Kiedy my chcemy już posprzątać i odpocząć po imprezie (a jest po czym odpoczywać), wciąż plącze się po domu i szczebiocze dosyć męczące dziecko. A mamusia przychodzi po nią w swoim czasie i... nic. Żadnego usprawiedliwienia, choćby wymyslonego!

 

Inna sprawa - podwożenie do szkoły. Rzadko jeżdżę samochodem. Raz na miesiąc albo i rzadziej, kiedy coś muszę załatwić. Zawsze, kiedy zauważę po drodze kogoś znajomego, proponuję podwiezienie. Tak samo robi część znajomych, zabierając moje dziecię (tak średnio z raz na tydzień się trafia). Są jednak i tacy, którzy pomachają ręką i miną nas z uśmiechem. W sumie nie mam nic do nich - to mój wybór, że chodzimy pieszo. Tylko tak się dziwię...

 

Na szczęście wśród osób, u których bywają moje młodsze, przebranie przemoczonego dziecka, nakarmienie głodnego czy wypożyczenie odpowiedniego ubrania na wypadek zabaw podwórkowych zaraz po szkole to standard.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...