Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Zapal świeczkę...


Recommended Posts

Kraj

PAP/IAR, JP /2004-04-10 21:23:00

 

Jacek Kaczmarski nie żyje

 

 

 

Zmarł Jacek Kaczmarski - poinformował Mirosław Chojecki, szef działającego w podziemiu wydawnictwa "Nowa", jeden z przyjaciół Kaczmarskiego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1,4k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Jacek Kaczmarski

 

"Hiob"

 

Ta wyprawa była dla nas przyjemnością

Kiedy z gór zeszliśmy w kwitnące doliny

Parobcy porzucili domy broń i stada

Obrońcy zginęli śmiercią bohaterską

Równaliśmy z ziemią winnice i zasiewy

Nasze ręce dymiły ludzką krwią i tłuszczem

I z całej krainy nie pozostał po nas

Kamień na kamieniu ani zdrowy człowiek

 

Widzieliśmy łupów naszych właściciela

Cały w strupach i wrzodach trwał w pogorzelisku

Tuż przed naszym najazdem stracił wszystkie dzieci

W gruzach domu przez piorun zburzonego w nocy

Nie znał chyba ten człowiek łaski swego Boga

Lecz wielbił go nadal choć nieludzkim głosem

Staliśmy milcząc dobić ktoś go chciał z litości

Ale stracił śmiałość wobec takiej wiary

 

Gdy zgwałcili mi żonę - sławię słodycz jej ciała

Braci synów już nie ma - ja wciąż z nimi rozmawiam

Roztrzaskali domostwo - ja kamień całuję

Zawlekli mnie na śmietnik - w słońce się wpatruję

Zmiażdżyli mi podbrzusze - miłości nie da się zgubić

Wyszarpali mi język - więc palcami coś mówię

Wykłuli mi źrenice - myśl się z myślą zaplata

Dzięki Ci Boże! Stworzyłeś najpiękniejszy ze światów!

 

Wódz gotowych na wszystko bitnych górskich plemion

Chciałbym być bogiem takich jak ten człowiek ludzi

Jeden starczył by dźwignąć i utrzymać w górze

Świat Boga i nicość przez Niego mu daną

 

Chociaż zniszczyć Go jednym mógł wzruszeniem ramion

 

Gdy zgwałcili mi żonę - sławię słodycz jej ciała

Braci synów już nie ma - ja wciąż z nimi rozmawiam

Roztrzaskali domostwo - ja kamień całuję

Zawlekli mnie na śmietnik - w słońce się wpatruję

Zmiażdżyli mi podbrzusze - miłości nie da się zgubić

Wyszarpali mi język - więc palcami coś mówię

Wykłuli mi źrenice - myśl się z myślą zaplata

Dzięki Ci Boże! Stworzyłeś najpiękniejszy ze światów!

 

 

1979

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zbigniew Herbert

 

"U wrót doliny"

 

Po deszczu gwiazd

na łące popiołów

zebrali się wszyscy pod strażą aniołów

 

z ocalałego wzgórza

można objąć okiem

całe beczące stado dwunogów

 

naprawdę jest ich niewielu

doliczając nawet tych którzy przyjdą

z kronik bajek i żywotów świętych

 

ale dość tych rozważań przenieśmy się wzrokiem

do gardła doliny z którego dobywa się krzyk

 

po świście eksplozji

po świście ciszy

ten głos bije jak źródło żywej wody

 

jak nam wyjaśniają

krzyk matek od których odłączają dzieci

gdyż jak się okazuje

będziemy zbawieni pojedynczo

 

aniołowie stróże są bezwzględni

i trzeba przyznać mają ciężką robotę

 

ona prosi - schowaj mnie w oku

w dłoni w ramionach

zawsze byliśmy razem

nie możesz mnie teraz opuścić

kiedy umarłam i potrzebuję czułości

 

starszy anioł

z uśmiechem tłumaczy nieporozumienie

staruszka niesie

zwłoki kanarka

(wszystkie zwierzęta umarły trochę wcześniej)

był taki miły - mówi z płaczem

wszystko rozumiał

kiedy powiedziałam -

jej głos ginie wśród ogólnego wrzasku

 

nawet drwal

którego trudno posądzić o takie rzeczy

stare zgarbione chłopisko

przyciska siekierę do piersi

- całe życie była moja

teraz też będzie moja

żywiła mnie tam

wyżywi tu

nikt nie ma prawa

- powiada -

nie oddam! nie oddam!

nikt nie ma prawa

- powiadam -

nie oddam!

 

ci którzy jak się zdaje

bez bólu poddali się rozkazom

idą spuściwszy głowy na znak pojednania

ale w zaciśniętych pięściach chowają

strzępy listów wstążki włosy ucięte

i fotografie

które jak sądzą naiwnie

nie zostaną im odebrane

które jak sądzą naiwnie

nie zostaną im odebrane

 

tak to oni wyglądają

na moment

przed ostatecznym podziałem

na zgrzytających zębami

i śpiewających psalmy

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacek Kaczmarski

 

"Listy" (Armando Valladaresowi)

 

"Szanowny Panie Prezydencie Francji!

Piszę w sprawie mego męża, poety.

Od lat trzynastu w pełnej izolacji,

Od lat dwudziestu trzech zamknięty w twierdzy.

 

Siedzi przed murem w inwalidzkim wózku,

(Coś po torturach w kręgosłupie zaszło)

Był oskarżony o kontrrewolucję,

A pan podobno zna Fidela Castro.

Mąż mi pisał, że czuje się wolny

I to jest prawda - jest i będzie ze mną,

A ja po świecie błąkam się potwornym

I szukam kogoś, kto by się tym przejął."

 

"Szanowny Panie Prezydencie Stanów!

Piszę w sprawie mego męża, poety.

Od lat dwudziestu trzech izolowany,

Ma pojedynczą celę w ciężkiej twierdzy.

 

Prezydent Francji nie mógł nic poradzić,

A mąż mój cierpi za parę słów prawdy.

I chyba wiedział, że prawda go zdradzi,

Ale nie myślał, że zdradzi go każdy!

Pan się nie musi przejmować układem!

Proszę mi pomóc, perswazją tub siłą!

Mąż jest kaleką, marzeń nie ma żadnych,

Prócz tego byśmy wspólnie lat dożyli."

 

"Szanowny Panie Pierwszy Sekretarzu!

Piszę w sprawie mego męża, poety.

Ponad dwadzieścia lat podlega karze

Naprawdę nazbyt ciężkiej dla człowieka.

On nic nie zrobi, nic już nie napisze.

Będziemy żyli, jakby nas nie było.

On w swoim wózku przecież tylko myśli

O przyjaciołach, którzy już nie żyją.

Nie proszę łaski - proszę o pogardę,

Jeden wzgardliwy ruch wszechwładnej ręki.

Niech pan napisze: A poszli do diabła!

I odejdziemy. I skończą się męki."

 

- Boże Jedyny, dzięki Ci za siłę,

Którą nam dałeś na te długie lata.

Bo, choć osobno - jesteśmy silniejsi

Od kata - oraz od przyjaciół kata.

 

 

10.2.1982

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacek Kaczmarski

 

"Świadkowie"

 

 

Od trzydziestu lat szukam syna. Wojnę przeżył, wiem to - bo pisał. Na tym zdjęciu jest razem z dziewczyną, która mieszka ze mną do dzisiaj. W jego liście ostatnim? - przeczytam: "Jadę do was, uściskaj tatę, mam dla niego na wojnie zdobytą marynarkę w angielską kratę. Sam ją noszę na razie choć mała". (Syn był wielki, barczysty i silny). Jeśli wie ktoś, co się z nim stało - niech da znać. Bardzo proszę. Pilne.

 

 

 

Droga Pani! W programie "Świadkowie" oglądałem panią przypadkiem. Od trzydziestu lat w Rembertowie mieszkam, z wojny pamiątki mam rzadkie. Okradałem kiedyś skrzynki pocztowe (w listach były pieniądze czasami). Wśród tych listów są trzy obozowe. Może będą ciekawe - dla Pani?

 

 

 

"Bracie, braciszku! Wojnę przeżyłem, a z lasu wyszedłem za wcześnie.

We wsi mnie jakiś patrol przydybał i taki był koniec pieśni.

Siedzę w obozie razem z Niemcami, NSZ i AK.

Trzymam się zdrowo, do domu wrócę kiedy się tylko da.

 

Wczoraj niektórzy z nas uciekali. Ja się trzymałem z daleka.

Gdy się z takiego obozu pryska - trzeba mieć dokąd uciekać.

Dziś ciężarówką zwieźli połowę, resztę skreślono z list.

Teraz ich biorą na przesłuchania; patrzę, nie mówię nic.

 

Był jeden taki, przyjemnie spojrzeć; wysoki obszerny w barach.

Wyższy, silniejszy nawet ode mnie, (znasz mnie, trudno dać wiarę).

Miał marynarkę w angielską kratę, razem z tamtymi pruł.

Gdy go złapali i przesłuchali - wyszło człowieka pół.

 

Zapadł się w sobie, chodzić nie może, niższy jest chyba o głowę;

nie znam się na tym, ale wygląda jakby miał żeber połowę.

Tak tu żyjemy. List ten wysyła Rosjanka (kocha tu mnie).

Jak mam już siedzieć - wolę u swoich, zawiadom o mnie UB"

 

 

 

"Tatusiu, uciec się nie udało, nie wiem czy jeszcze napiszę.

Ten w marynarce w angielską kratę z daprosa na czterech wyszedł.

Wiec teraz ja się nim opiekuję tak, jak on mną przez lat cztery.

Trochę się boję co z nami zrobią. Szkoda do jasnej cholery!"

 

 

 

"Mamasza, mnie siemnadcat' liet, a ja uże liejtnant.

Zdies' wsio w pariadkie, polskich my unicztożim banditow,

tagda ja napiszu pismo i wsio skażu ja wam.

Sczas' nie chwatajet s'ił i spit moj major, Szachnitow.

Atcu skażi szto u mienia jest' dla niewo padarok -

pidżak s anglijskoj kritoczkoj papał mnie prosta darom"

 

 

 

Wejdźmy głębiej w wodę kochani

Dosyć tego brodzenia przy brzegu

Ochłodziliśmy już po kolana

Nasze nogi zmęczone po biegu

 

Wejdźmy w wodę po pas i po szyję

Płyńmy naprzód nad czarną głębinę

Tam odległość brzeg oczom zakryje

I zaschniętą przełkniemy tam ślinę

 

Potem każdy się z wolna zanurzy

Niech się fale nad głową przetoczą

W uszach brzmieć będzie cisza po burzy

Dno otwartym ukaże się oczom

 

Tak zawisnąć nad ziemią choć na niej

Bez rybiego popłochu pośpiechu

I zapomnieć zapomnieć kochani

Że musimy

zaczerpnąć

oddechu

 

 

1978

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacek Kaczmarski

 

"Ciąg Dalszy"

 

A kiedy umrze ostatni obrońca,

Co o zasadach pojęcie miał jeszcze -

Będziemy modły wznosili złowieszcze

Do słońca.

 

Opór w nas przyśnie niewypowiedziany,

To znaczy taki, jakby go nie było.

Wbrew woli będzie powietrze koiło

Nam rany.

 

Cisza nastanie w naszych dusz kopalni,

Lśnić nieodkryte będą złote żyły.

Staniemy światu twarzą w twarz - bez siły,

Normalni.

 

I piasek ulgi - cudzej - nas przysypie,

Że oczy piorunami już - nie łzawią.

W domu żałoby goście też się bawią -

Na stypie.

 

 

23.3.1987

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacek Kaczmarski

 

Rozmowa

 

Pan śpiewał, świat widzi ponuro

Wciąż tylko o stosach i grobach

Pan wiesza poddanych torturom

Głos Pana to wieczna żałoba

Przetrwają, Pan za złe ma murom

A mnie się to życie podoba

 

Proszę Pani, ja życie lubię

W jego prawdzie i jego złudzie

Ale człowiek dąży ku zgubie

Wiedzieć o tym nie chcą ludzie

 

Właśnie ludzie, niech Pan pomyśli

Starczy im prawdziwych przepaści

A najgorsze jeszcze się przyśni

W cierpieniu wszyscy są właśnie

Pan mówi, że życie to czyściec

A oni pragneliby baśni

 

Proszę Pani, przecież to robię

Opowiadam baśnie choć smutne

Kim by był niepojętny człowiek

Bez braci Grimm prawdy okrutnej

 

Właśnie prawda, po co Pan pyta

Obcy Panu brak wątpliwości

To Pan śpiewa, co Pan przeczyta

Po prostu świat w książkę uprościli

Pan gra, kiedy wszechświat zgrzyta

Pan przeczy człowieczej miłości

 

Proszę Pani, cierpieć się staram

Proszę spytać żony i dzieci

Kocham, miłość księga stara

Którą warto Bogu polecić

 

Właśnie Bóg, Pan boga nie lubi

Ale mówi, że wciąż Go czyta

W Pańskich trwogach można się zgubić

Pojąć Pańską sztukę to sztuka

Pan publicznie z losem się czubi

Jakaż z tego dla nas nauka

 

Proszę pani, proszę nie czekać

Na nauki, tezy i wnioski

Jestem egzemplarz człowiek a to znaczy

Diabli, Czyśćcowy i Boski

 

 

7.12.1991

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacek Kaczmarski

 

"Nasza klasa"

 

Co się stało z naszą klasą? Pyta Adam w Tel-Avivie

Ciężko sprostać takim czasom, ciężko w ogóle żyć uczciwie

Co się stało z naszą klasą? Wojtek w Szwecji w porno-klubie

Pisze: dobrze mi tu płacą za to, co i tak wszak lubię

 

Kaśka z Piotrkiem są w Kanadzie, bo tam mają perpektywy

Staszek w Stanach sobie radzi, Paweł do Paryża przywykł

Gośka z Przemkiem ledwie przędą - w maju będzie trzeci bachor

Próżno skarżą się urzędom, że też chcieliby na zachód

 

Za to Magda jest w Madrycie i wychodzi za Hiszpana

Maciek w grudniu stracił życie, gdy chodzili po mieszkaniach

Janusz, ten co zawiść budził, że go każda fala niesie

Jest chirurgiem - leczy ludzi, ale brat mu się powiesił

 

Marek siedzi za odmowę, bo nie strzelał do Michała

A ja piszę ich historię - i to już jest klasa cała

Jeszcze Filip - fizyk w Moskwie, dziś nagrody różne zbiera

Jeździ kiedy chce do Polski, był przyjęty przez premiera

 

 

7.05.1983

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacek Kaczmarski

 

"Nasza klasa 2"

 

Odnalazłem klasę całą na wygnaniu, w kraju, w grobie

Ale coś się pozmieniało: każdy sobie żywot skrobie

Odnalazłem całą klasę wyrośniętą i dojrzałą

Rozdrapałem młodość naszą, lecz za bardzo nie bolało

 

Już nie chłopcy, lecz mężczyźni. Już kobiety, nie dziewczyny

Młodość szybko się zabliźni, nie ma w tym niczyjej winy

Wszyscy są odpowiedzialni, wszyscy mają w życiu cele

Wszyscy w miarę są normalni, ale przecież to niewiele

 

Nie wiem sam, co mi się marzy, jaka z gwiazd nade mną świeci

Gdy wśród tych nieobcych twarzy szukam ciągle twarzy dzieci

Czemu wciąż przez ramię zerkam, choć nie woła nikt: Kolego!

Że ktoś ze mną zagra w berka, lub przynajmniej w chowanego

 

Własne pędy, własne liście zapuszczamy każdy sobie

I korzenie oczywiście na wygnaniu, w kraju, w grobie

W dół, na boki, wzwyż, ku słońcu, na stracenie, w prawo, w lewo

Kto pamięta, że to w końcu jedno i to samo drzewo...

 

 

3.06.1987

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacek Kaczmarski

 

"Ci wszyscy ludzie"

 

Ci wszyscy ludzie, którzy poszli precz

Z naszego życia, z naszego życia

To także nasza rzecz - nie tylko ich to rzecz

To stawka winy nie do przebicia

 

Ci wszyscy ludzie, których kazał minąć

Nasz pośpiech nagły, nasz pośpiech nagły

Nieodwracalnie z pamięci naszej giną

I całych światów kształt odchodzi w diabły

 

Ci wszyscy ludzie, których nie ma już

Nas dla nich nie ma też, nas dla nich nie ma

Wiedzą, że nawet nie wiemy, gdzie ich grób

Że oni dla nas to tylko rozmów temat

 

Ci wszyscy ludzie, którzy wokół nas

Zawsze nie tacy, zawsze nie tacy

Niegodni rozmów i niegodni łask

Są, żyją, błądzą, więc nie mają racji

 

Ci wszyscy ludzie - czyli wszyscy my

My pominięci, my pochowani

Żyjemy, jak pozwalaliśmy żyć

Niepamiętanym, niewysłuchanym

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacek Kaczmarski

 

"Hymn"

 

Kto w twierdzy wyrósł po co mu ogrody

Kto krew ma w oczach nie zniesie błękitu

Sytość zabije nawykłych do głodu

Myśl upodlona nie dźwignie zaszczytów

 

Kto się ukrywał szczuty i tropiony

Nigdy nie będzie umiał stanąć prosto

Zawsze pod murem będzie pochylony

Chyba że nagle uwierzy w swą boskość

 

Kto w życiu oparł się wszelkim pokusom

Tu po tygodniu jest ostoją grzechu

Dawniej jedyną uciśnioną duszą

A teraz jednym z tysięcy uśmiechów

 

Z ran zadawanych kto krzyczał w agonii

Na męki dając ciało by myśl pieścić

Nie widzi sensu w nauce harmonii

Ani nie umie śpiewać o tym pieśni

 

Kto świat opuścił w zastanej postaci

Ten nie zaśpiewa hymnu dziękczynienia

Choćby i przez to miał zbawienie stracić

Nie ma, o nie ma zadośćuczynienia

 

Nie dla wiwatów człowiekowi dłonie

Nie dla nagrody przykazania boże

Bo każdy oddech w walce ma swój koniec

Walka o duszę

Końca mieć nie może

 

 

1980

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacek Kaczmarski

 

Obława

 

Skulony w jakiejś ciemnej jamie smaczniem sobie spał

I spały wilczki dwa, zupełnie ślepe jeszcze

Wtem stary wilk przewodnik, co życie dobrze znał

Łeb podniósł, warknął głucho, aż mną szarpnęły dreszcze

 

Poczułem wokół siebie nienawistną woń

Woń, która burzy wszelki spokój, zrywa wszystkie sny

Z daleka ktoś, gdzieś krzyknął krótki rozkaz: goń!

I z czterech stron wypadły na nas cztery gończe psy!

 

Obława, obława na młode wilki obława

Te dzikie zapalczywe, w gęstym lesie wychowane

Krąg śniegu wydeptany, w tym kręgu plama krwawa

I ciała wilcze kłami gończych psów szarpane!

 

Ten, który na mnie rzucił się, niewiele szczęścia miał

Bo wpadł prosto mi na kły i krew trysnęła z rany

Gdym teraz ile w łapach sił przed siebie prosto gnał

Ujrzałem młode wilczki na strzępy rozszarpane

 

Zginęły ślepe ufne tak, puszyste kłębki dwa

Bezradne na tym świecie złym nie wiedząc, kto je zdławił

I zginie wilk-przewodnik, choć życie dobrze zna

Bo z trzema na raz walczy psami i z ran trzech naraz krwawi

 

Obława, obława na młode wilki obława

Te dzikie zapalczywe, w gęstym lesie wychowane

Krąg śniegu wydeptany, w tym kręgu plama krwawa

I ciała wilcze kłami gończych psów szarpane!

 

Wypadłem na otwartą przestrzeń pianą z pyska tocząc

Lecz tutaj też ze wszystkich stron zła mnie otacza woń

A myśliwemu, co mnie dojrzał już się śmieją oczy

I ręka pewna niezawodna podnosi w górę dłoń

 

Rzucam się w bok i na oślep gnam, aż ziemia spod łap pryska

I wtedy pada pierwszy strzał, co kark mi rozszarpuje

Biegnę, słyszę jak on klnie, krew mi płynie z pyska

On strzela po raz drugi, lecz teraz już pudłuje

 

Obława, obława na młode wilki obława

Te dzikie zapalczywe, w gęstym lesie wychowane

Krąg śniegu wydeptany, w tym kręgu plama krwawa

I ciała wilcze kłami gończych psów szarpane!

 

Wyrwałem się z obławy tej, schowałem w jakiś las

Lecz ile szczęścia miałem każdy mi to przyzna

Leżałem w śniegu jak nie żywy długi, długi czas

Po strzale zaś na zawsze mi została krwawa blizna

 

Lecz nie skończyła się obława i nie śpią gończe psy

I giną ciągle wilki młode na całym Bożym świecie

Nie dajcie zedrzeć z siebie skór, brońcie się i wy

O, bracia wilcy brońcie się nim wszyscy wyginiecie

 

Obława, obława na młode wilki obława

Te dzikie zapalczywe, w gęstym lesie wychowane

Krąg śniegu wydeptany, w tym kręgu plama krwawa

I ciała wilcze kłami gończych psów szarpane!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacek Kaczmarski

 

Arka Noego

 

W pełnym słońcu w środku lata

Wśród łagodnych fal zieleni

Wre zapamiętała praca

Stawiam łódź na suchej ziemi

Owad w pąku drży kwitnącym

Chłop po barki brodzi w życie

Ja pracując w dzień i w nocy

Mam już burty i poszycie.

 

Budujcie Arkę przed potopem

Dobądźcie na to swych wszystkich sił!

Budujcie Arkę przed potopem

Choćby tłum z waszej pracy kpił

Ocalić trzeba co najdroższe

A przecież tyle już tego jest

Budujcie Arkę przed potopem

Odrzućcie dziś każdy zbędny gest!

 

 

Muszę taką łódź zbudować

By w niej całe życie zmieścić

Nikt nie wierzy w moje słowa

Wszyscy mają ważne wieści

Ktoś się o majątek kłóci

Albo łatwy węszy żer

Zanim się ze snu obudzi

Będę miał już maszt i ster.

 

 

Budujcie Arkę przed potopem

Niech was nie mami głupców chór

Budujcie Arkę przed potopem

Słychać już grzmot burzowych chmur

Zostawcie kłótnie swe na potem

Wiarę przeczuciom dajcie raz!

 

 

Budujcie Arkę przed potopem

Zanim w końcu pochłonie was

Każdy z was jest łodzią, w której

Może się z potopem mierzyć

Cało wyjść z burzowej chmury

Musi tylko w to uwierzyć!

 

 

Lecz w ulewie grzmot za grzmotem

I za późno krzyk na trwogę

I za późno usta z błotem

Wypluwają mą przestrogę!

 

 

Budujcie Arkę przed potopem

Słyszę sterując w serce fal

Budujcie Arkę przed potopem

Krzyczy ten, co się przedtem śmiał

Budujcie Arkę przed potopem

Naszych nad własnym losem łez

Budujcie Arkę przed potopem

Na pierwszy i na ostatni chrzest!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacek Kaczmarski (1957-2004) polski poeta i pieśniarz, kompozytor, pisarz

 

http://www.strona.krakow.pl/foto/new/bard/bard3.jpg

 

 

Jacek Kaczmarski

 

"Śniadanie z Bogiem"

 

Mój Bóg pochyla się nade mną.

- Wstań - mówi, choć za oknem ciemno

I sen domaga się pointy.

Sam nie zna snu, więc mnie pogania

Do mycia zębów, do śniadania,

Siłą perswazji i zachęty.

 

Mój Bóg nie stworzył świata w tydzień.

Robota mu niesporo idzie

Ciągle się myli i przeklina;

Grzebiąc w szczegółach - gubi wątek,

Nie wie gdzie koniec, gdzie początek

I sarka, że to moja wina.

 

Wciąż mu nie dość

Zmylonych dróg -

Uparty gość

Mój Bóg.

 

Częściej bezradny niż zaradny

Okazji nie przepuści żadnej

By w ból się wtrącić czyjejś duszy.

Z rozsądkiem zawsze ma na pieńku,

Lecz nie potrafi machnąć ręką,

Nie umie ramionami wzruszyć.

 

Gdziekolwiek w świecie coś się święci

Tam, jak cierń w pięcie, On się wkręci -

Nieustający ostry dyżur.

Oddaje wieczność dla tej chwili

Gdy nad kimś czule się pochyli,

Chociaż go zdrowo łupie w krzyżu.

 

Na do drzwi stuk

Kogo by mógł -

Wpuści za próg

Mój Bóg.

 

Ma żal do swych niebiańskich Braci,

Że słono każą sobie płacić

Za swą do łask i kar gotowość,

Ale podziwia także dość ich

Za wszechmoc, za brak wątpliwości!

I za nieludzką pomysłowość.

 

Sam z rachunkami ma kłopoty;

Nikomu nie wyceni cnoty

I z grzechów też nie zbierze żniwa.

Trochę rozrzutny, trochę próżny -

Zawsze się czuje komuś dłużny,

Więc byle bydlę Go wykiwa.

 

A każdy dług

Zwala go z nóg -

Swój własny wróg -

Mój Bóg.

 

Nie dziw, że czasem już nie zdzierży!

Pić zacznie, jakby żył w oberży

I w cielesnościach się zatraca...

Szukam Go wtedy po melinach

I sam podsuwam rano klina,

Bo On szaleje - ja mam kaca.

 

Więc kiwa głową przy śniadaniu

Cichy jak wstyd, jak myślnik w zdaniu

Co prawd najprostszych nie uniesie,

Że się za oknem czai ciemność,

Że musi umrzeć razem ze mną,

A mimo to tak żyć mu chce się!

 

Nie leje łez

Na mroku próg -

Potężny jest

Mój Bóg.

 

 

18.07.99

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacek Kaczmarski

 

"Strącenie aniołów"

 

Chóry śpiewały, chóry śpiewały, chóry śpiewały, milczał głos

Który powinien wszystko wyjaśnić

Szły tłumy białe, szły tłumy białe

Nad umowną krawędź przepaści

Nad umowną krawędź przepaści

Nad umowną krawędź przepaści

 

Tam stali oni, tam stali oni, tam stali oni i stał on

Skrzydła im ścierpły w długiej niewoli

A wokół skroni a wokół skroni

Nie mają już aureoli

Nie mają już aureoli

Nie mają już aureoli

 

Udowodniono, udowodniono, udowodniono wszytkim bunt

I wszyscy dzisiaj będą straceni

W twarzach znajomych, w twarzach znajomych

Nie blask niebiański się mieni

Nie blask niebiański się mieni

Nie blask niebiański się mieni

 

Niektórzy dumnie, niektórzy dumnie, niektórzy dumnie prężą kark

Gdy w dół ich miecz ognisty spycha

Tłumaczą w tłumie, tłumaczą w tłumie

Nie duma to lecz pycha

Nie duma to lecz pycha

Nie duma to lecz pycha

 

Niektórzy płaczą, niektórzy płaczą, niektórzy płaczą, krzyczą w głos

Ich wrzask zagłusza chór anielski

Niektórzy skaczą, niektórzy skaczą

Chcą być przeklęci pierwsi

Chcą być przeklęci pierwsi

Chcą być przeklęci pierwsi

 

Ostatni spadnie, ostatni spadnie, ostatni spadnie pierwszy z nich

Czerniejąc w locie po koronę

Po nim zostanie, po nim zostanie

Biel tłumu, głos stłumiony

Biel tłumu, głos stłumiony

Biel tłumu, głos stłumiony

 

Więc egzekucja, więc egzekucja, więc egzekucja dokonana

Anioł szatanem nazwie brata

Na chwałę Pana, na chwałę Pana

I wieczną rozpacz świata

I wieczną rozpacz świata

I wieczną rozpacz świata

 

 

1980

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacek Kaczmarski

 

"Konfesjonał"

 

- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus,

Formuły tej nauczył mnie przyjaciel

Myślałem o spowiedzi w formie listu,

Lecz słowa napisane brzmią inaczej.

Nie zmusza mnie do tego próżność, trwoga,

Ciekawość, nawyk, nastrój tej świątyni.

Nie wierząc w Boga - obraziłem Boga

Grzechami następującymi:

 

Za prawo me uznałem to, że żyję.

Za własną potem wziąłem to zasługę

I, co nie moje, miałem za niczyje,

Więc brałem, nigdy się nie licząc z długiem.

Uznałem, że mam prawo sądzić ludzi

Dlatego tylko, że mam tę możliwość.

Poznawszy sposób, jak sumienia budzić

Zbierałem obudzonych sumień żniwo.

 

Bogactwo zła, którego byłem świadom

Było mi w życiu tylko za ostrogę.

Cierpieniem cudzym żyłem i zagładą.

Gdy cierpieć, ani ginąć sam nie mogłem.

Stworzyłem świat na podobieństwo świata

Uznawszy, że na wszystko mam odpowiedź,

Lecz nie wyjąłem misy z rąk Piłata

I nie uniknął swojej męki Człowiek.

 

Wierzyłem szczerze w wieczne prawo baśni,

Co każe sobie istnieć - dla morału,

Że życie ludzkie samo się wyjaśni

I wola ma jedynie służyć ciału.

Więc nazywałem szczęściem nieodmiennie

To, co zadowoleniem było - z siebie.

I nawet teraz bardzo mi przyjemnie,

Że tak we własnych wątpliwościach grzebię.

 

Bo widzę, że ta spowiedź - to piosenka -

Dla siebie ją samego wykonuję

To też grzech - więcej grzechów nie pamiętam,

Ale tego jednego - nie żałuję!

 

 

7.04.1985

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...