Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Zapal świeczkę...


Recommended Posts

Kac

 

Jacek Kaczmarski

 

Kaca nie mam i nie miewam,

Jak wypiję - to zaśpiewam;

Ale, kiedy braknie sił

Pytam siebie - pocoś pił?

 

Na to respons mam gotowy:

Picie idzie wszak do głowy

I, za sprawą pięciu stów,

W bród mam myśli, snów i słów!

 

Ale potem - niepokoje,

Duszne skargi: "Masz za swoje"!

(Za to odpowiadam sam

Co ja z tego targu mam).

 

Zamiast się domysłem dręczyć -

Dajcie mi się, gdy chcę, męczyć!

Pot, alkohol, ślina, krew

To po prostu ja.

Plus śpiew.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1,4k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Starzejesz się, stary...

 

Jacek Kaczmarski

 

( Przemkowi )

 

Starzejesz się, stary - i ja się starzeje

latami nie liczy się losu:

Gdzieś się zapodziały młodzieńcze nadzieje

W bliskości stosu i trzosu.

 

Stos płonie tak tylko, jak wicher zawieje,

Gdy Ciszę oddziela od Głosu:

Trzos karmi tak długo, jak długo gorzeje

W tym wichrze - czyjegoś żar stosu.

 

Z dnia na dzień trzos nagle się pustka zaśmieje

I popiół rozwieje się stosu.

A nam pozostaną młodzieńcze nadzieje

Jak głos zwęglających się osób.

 

Ten płomień, co płonie, ten głos, który grzeje

To tylko na życie jest sposób.

Starzejesz się, stary - i ja się starzeje

Ale los nut - losem głosu

 

Jacek Kaczmarski

16.09.1990

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacek Kaczmarski

 

Dęby

 

( Dziadkom - Alicji i Stanislawowi Trojanowskim )

 

Pośród nas żyją ci, co przeżyli

Choć przeżyć przecież nie mieli prawa

I jeszcze cieszą się z każdej chwili

Którą ich los im zostawia

 

Żyją wyrokom wieku na przekór

Wieku, co siejąc śmierć - sam umiera

Rano po mleko drepczą do sklepu

I sadzą dęby na skwerach

 

Prawem kaduka, w drodze wyjątku

Niepowtarzalni, jak starodruki

Żyją co dzień, dzień w dzień - od początku

I troszczą się o prawnuki

 

Przegapił Hitler, pogardził Stalin

Nie dały rady - zawał, prostata.

Czytają, czego nie przeczytali

I wciąż ciekawi są świata

 

Nie pysznią się - bliźniacy stulecia

Że ich nie dorzucono do stosu

Ich życie ma się powtórzyć w dzieciach

- Jesteśmy cześcią kosmosu!

 

 

Częścią kosmosu - popiół we włosach

Popiół tych wszystkich, co nie przeżyli

Nieusuwalna pamięć, jak osad

Spalonej kolekcji motyli

 

Czasem sję z -losem godzi czas

Mleko i motyl, dąb w rozkwicie

Ci, co przeżyli - żyją wśród nas

Tak obrażonych na życie

 

 

21.08.97

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Żyło raz przyjaciół dwóch;

Jeden mieli smak i słuch

I na świat patrzyli takim samym wzrokiem;

A na świecie wojna trwała;

Wojna ludzi rozdzielała;

Oni cało szli przed siebie równym krokiem.

 

Razem naciskali spust;

Razem brali chleb do ust

I do domów list pisali w jednej chwili;

Walczyć wspólnie było raźniej;

Gdy w około krwawe łaźnie;

A po łaźniach raźniej kiedy razem pili.

 

W tym ich cały dramat tkwił:

Jeden pił i drugi pił;

Lali w gardła co popadło równocześnie;

Lecz choć razem wypijali,

W jednej chwili zakąszali -

Jeden później się upijał drugi wcześniej.

 

Któryś z nich zobaczył raz

Słup na który zaraz wlazł -

Milczą dzieje czy był trzeźwy czy pijany;

Wtem krzyk straszny przyjaciela:

- Złaź! Zobaczą i zestrzelą!

- Gdzie i po co!? Na dół złaź! Na boskie rany!

 

Czemu zaraz mam być trup?

To jest bardzo dobry słup;

Żeby móc poszerzyć sobie horyzonty!

Patrzę w górę i na boki

I niekiepskie mam widoki;

A poza tym sięgam wzrokiem ponad fronty!

 

- Ale ja o ciebie drżę!

Złaź tu do mnie, błagam cię! -

Woła druh i odbezpiecza broń w rozpaczy:

- Dla twojego dobra przecież

Towarzyszę ci po świecie!

Dla mnie przyjaźń zawsze przyjaźń będzie znaczyć!

 

Palca spust posłuchał i

Spod chmur ciężkich w barwie krwi

Spadł jak worek ten co szukał śladu gwiazd;

Nikt się nigdy nie dowiedział;

Co zobaczył gdy tam siedział -

Słup, jak słup - a przyjaciela ma się raz!

 

Jacek Kaczmarski

29.1.1982

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacek Kaczmarski

 

Japońska rycina

 

W kamieniu, krzewie i potoku

W źdźble trawy, w płatku białej lilii

Mieszkają duchy naszych przodków

Patrzące na nas w każdej chwili

Kształt, barwa, zapach, śpiew, gałązki

Przypominają obowiązki

Wobec tych, co przed nami żyli

 

W sposobie ułożenia szaty

W ukłonie według starych reguł

W tym, jak przyrządza się herbatę

Jak się szanuje każdy szczegół

Wyraża się nasz dług wdzięczności

Dla stwarzającej nas przeszłości

Od której uciekamy w biegu

 

Wreszcie wyborem umierania

Gdy honorowe ostrze w dłoniach

Śmierć czyni przedłużeniem trwania

Bo życie przecież to agonia

Stwarzamy wodę, kwiat i kamień

W których na zawsze zamieszkamy

Wśród tych, co będą żyli po nas

W kamieniu, krzewie i potoku

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacek odszedł... zostały płyty, kasety, słowa i muzyka...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacek Kaczmarski

 

Światło

 

Wszyscyśmy z płócien

Rembrandta:

To tylko kwestia

Światła;

 

Wszyscyśmy z drwin

Sokratesa:

Nierozpoznana

Niewiedza;

 

Wszyscyśmy z myśli

Descartes'a:

Tłuszcz zamiast duszy

Na kartach;

 

Wszyscyśmy z fałszu

Afiszy:

Płaski wrzask

W wielkiej ciszy.

 

11.12.1988r

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zbigniew Herbert

 

Przesłuchanie anioła

 

Kiedy staje przed nimi

w cieniu podejrzenia

jest jeszcze cały

z materii światła

 

eony jego włosów

spięte są w pukiel

niewinności

 

po pierwszym pytaniu

policzki nabiegają krwią

 

krew rozprowadzają

narzędzia i interrogacja

 

żelazem trzciną

wolnym ogniem

określa się granice

jego ciała

 

uderzenie w plecy

utrwala kręgosłup

między kałużą a obłokiem

 

po kilku nocach

dzieło jest skończone

skórzane gardło anioła

pełne jest lepkiej ugody

 

jakże piękna jest chwila

gdy pada na kolana

wcielony w winę

nasycony treścią

 

język waha się

między wybitymi zębami

a wyznaniem

wieszają go głową w dół

 

z włosów anioła

ściekają krople wosku

tworzą na podłodze

prostą przepowiednię

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"Piotr Najsztub:- Jak Pan przeżył wiadomość o raku ?

Jacek Kaczmarski: - Przez dwa tygodnie byłem w takim stanie półświadomości. Leżałem, piłem sporo wina. Użalałem się nad sobą. Z drugiej strony pojawiło się jakby uczucie pewnej ulgi.

- Dlaczego ulgi ?

- Jest w człowieku taka podskórna tęsknota do śmierci, tęsknota do tajemnicy albo chęć pozbycia się wszystkich ziemskich kłopotów.

- Na wieść o chorobie nie miał Pan myśli: "Zaraz, przecież nie napisałem jeszcze najważniejszego !" ?

- Nie, już dawno przestałem przywiązywać jakaś nadmierną wagę do swojej twórczości. Na wiadomość o raku napisałem parę wierszy z metaforami niewartymi nawet przytoczenia, mimo że pisząc je, odczuwałem rozkosze cierpienia.

- To pierwszy taki czas, kiedy śmierć Panu towarzyszy ?

- Miałem takie depresje, kiedy myśl o śmierci towarzyszyła mi w sposób permanentny. To było związane z alkoholem: delirki, telepy, lęki poranne. Śmierć towarzyszyła mi od dawna: pierwszą swoją pracę na studiach pisałem o wątku śmierci w literaturze średniowiecznej.

- W Pańskim świecie sa jakieś zaświaty ?

- Nie.

- Kompletnie nic ?

- Jestem zwolennikiem tezy Lema: nic nie było przedtem i nic nie będzie potem dla człowieka - bytu biologicznego. Jednocześnie wierzę w jakiś absolut czy niebywałą tajemnicę, ale ona nie przenosi człowieka poza śmierć. Nie ma tak zwanej duszy"

 

 

["Przekrój" nr 25, 2002 r.]

 

 

 

Jacek Kaczmarski

 

"Oddział chorych na raka a la Polonaise A.D. 2002"

 

Pięciu na jedną salę kładli na Banacha

(miejsca ciągle za mało, a rak coś się pleni),

więc pięciu nas leżało, a każdy miał stracha,

że to kres jego drogi na tej ciężkiej ziemi.

Ten spod okna z godnością znosił swoje lęki:

szlafrok, kapcie, tranzystor, oficerska mina.

Dyrygował, jak mamy korzystać z łazienki...

a ja - nic nie mówiłem. Czytałem kryminał.

 

Drugi, z guzem na wardze, lubił telewizję,

więc każdą wolną chwilę na kobiecym siedział:

mówił - wie pan, w cywilu to ja jestem fryzjer,

ale teleturnieje mnie biorą, ta wiedza!

Godny zgodził się, owszem, że bez wiedzy nijak,

on jednak osobiście zwykł chadzać do kina;

po czym włączył tranzystor na Radio Maryja,

a ja - nic nie mówiłem. Czytałem kryminał.

 

Trzeci wciąż się naświetlał, miał głowę w bandażach,

skórę twarzy jak sandał i dziurę po uchu.

Znikał "płucka przewietrzyć i raczka podsmażać"

Nikotynka - powiadał - podtrzymuje na duchu.

Ten od teleturniejów odmawiał jej zalet.

- Panie! Pański nowotwór, to ta nikotyna!

Obrażał się Palacz - Przecież uchem nie palę!

A ja - nic nie mówiłem. Czytałem kryminał.

 

Czwarty też małomówny. Wwieźli go o zmierzchu

i wcisnęli na siłę w kąt pod Krucyfiksem.

- Tak na oko - oświadczył - jestem zdrów! Po wierzchu!

Ale rak mnie wyżera, jak Żyd krem w Bar Micwę!

Tu Godny się ożywił słysząc temat "Żydzi".

- Zlatują się, jak muchy, a my - jak padlina!

Nie dość, że takie żyje, to jeszcze z nas szydzi!

A ja? - nic nie mówiłem. Czytałem kryminał.

 

- Polacy Adzikowi* winni są pomniki

za to, że tyle tego robactwa wypalił!

- Ale żydki się w Krzyżu kryją, jak korniki!

Papieżowi jarmułkę założyć kazali!

- Odwiedzał synagogę - tłumaczył Telewidz,

ale go zakrzyczała rakowa rodzina.

- Niech pan tutaj nie broni żydowskiej bolszewii!

A ja - nic nie mówiłem. Czytałem kryminał.

 

- Pan zgasi już to światło! Przecież spać chcą chorzy! -

Sklął mnie potem wsłuchany w radiowe nieszpory

Ów, co godnie ból znosił, ale się położył,

Bo po takiej dyskusji poczuł, że jest chory.

Z twardą kulą w przełyku łaziłem po ciemku

zimną wodą spod kranu chłodzić suche usta,

a Bezuchy po łóżku ciskał się i stękał

- Kładą tu byle kogo i nie można usnąć!

 

Rano mnie wypisali zaraz po badaniach.

Teraz już tylko dni do wyroku odliczać...

Pod oknem siedział Godny. Wkładałem ubranie.

Nagle, ni stąd, ni z owąd mówię - Zdrowia życzę...

Wyrwał się z odrętwienia, jakbym był majakiem.

- No proszę! Jednak umie pan mówić, jak widzę!

A myśmy już myśleli: z książką, to snob jakiś...

- Nie, proszę pana - mówię - nie snob. Jestem Żydem.

 

Oj, odjęło mu mowę. Bo o co tu pytać?

Wyraźnie było widać kiedy się przeraził,

że pacjent-żyd już wie, kto jest antysemitą

i zgładzi go przez Spisek Żydowskich Lekarzy!

Odszedłem, bezskutecznie próbując przełykać

i w ustach mi gęstniała tysiącletnia ślina.

- Spluń za siebie - mówiło mi coś - spluń i zmykaj!

A ja obracałem w pamięci kryminał.

 

 

Osowa, 5.06.2003

 

*Adzik - w pewnych kręgach czułe zdrobnienie od Adolfa (Hitlera).

 

Wiersz z tomu "Tunel", który ukaże się nakładem wydawnictwa Tower Press

 

 

wszystkie powyższe teksty pochodzą z "Przekroju" nr 16/2004

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

STANISŁAW RYSZARD STANDE

 

 

OJCOSTWO (fragmenty...)

 

 

Córeczko moja, masz dziesięć lat

ach, jak ten czas ucieka!

I piszę do ciebie te listy,

listy z daleka.

 

Córeczko moja, wielki jest świat -

człowiek na nim jak mucha.

Jak wiatrem miotany wciąż listek,

ten list cię szuka.

 

Czy go zrozumiesz? Nie wiem. Może,

nie dziś, to jutro, za rok.

Dzisiaj bardzo szybko się rośnie,

i szybki jest krok.

 

Dziś w ziemię wrastamy jak korzeń

i całą chcemy ją mieć

będzie, będzie jeszcze radośnie

dla nas, dla dzieci ...

 

... Pamiętam, gdyś była mała,

gdyś miała kilka miesięcy,

gdyś po nocach płakała,

brałem cię wtedy na ręce

i chodziłem z tobą długo

po małym pokoju,

i pieśń ci jedną za drugą

śpiewałem, by płacz twój ukoić...

 

 

... Śpij, śpij i nie płacz,

zdrowie jest we śnie,

co ci zaśpiewać,

tak mało znam pieśni?

 

Spij, śpij, dziecino,

śnij barwne kwiaty -

"Krew naszą długo

leją katy..."

Spij, śpij, dziecino,

śnij barwne sny

"Wciąż płyną ludu

gorzkie łzy..."

 

Spij, śpij, dziecino,

śnij barwne kwiaty

"Nadejdzie jednak

dzień zapłaty..."

 

Śpij, śpij, dziecino,

śnij barwne sny __

"Sędziami wówczas

będziem my..."

 

Śpisz?

Śpisz.

 

brzoza

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 19 kwietnia 1943 roku w getcie warszawskim wybuchło powstanie. Walka ta, z góry skazana na klęskę, była rozpaczliwym świadectwem protestu przeciwko ludobójstwu i eksterminacji Żydów. Powstanie w getcie warszawskim trwało do 16 maja 1943 r. i miało tragiczne konsekwencje. W walce zginęła większość powstańców, Niemcy zabili ponadto około 7 tys. osób, ponad 6 tys. spalili żywcem, a około 50 tys. wywieźli do obozu zagłady w Treblince

 

>>> Powstanie w getcie warszawskim

 

 

 

Jacek Kaczmarski

 

"Ballada o spalonej synagodze"

 

Żydzi, Żydzi wstawajcie, płonie synagoga!

Cała Wschodnia Ściana porosła już żarem!

Powietrze drży, skacze po suchych belkach ogień!

Wstawajcie, chrońcie święte księgi wiary!

 

Gromadzą się ciemni w krąg płonącego gmachu,

Biegają iskry po pejsach, tlą się długie brody,

W oczach blask pożaru, rozpaczy i strachu,

Gdzie będą teraz wznosić swoje próżne modły?!

 

Płonie synagoga! Trzask i krzyk gardłowy!

Belki w żar się sypią, iskry w górę lecą!

Tam w środku, Żyd został! Jeszcze widać ręce!

Już czarne! O, Jehowo, za co? O, Jehowo?!

 

Noc zapadła. Stoją wszyscy wielkim kołem,

Chmury nisko, w ciemnościach gwiazda się dopala.

Patrzą na swe chałaty porosłe popiołem,

Rząd rąk i twarzy w mrok się powoli oddala...

 

Stali tak do rana, deszcz spadł, ciągle stali

Aż popiół się zmieszał ze szlamem.

- Jeden Żyd się spalił! Jeden Żyd się spalił!

Śpiewał w knajpie nad wódką włóczęga pijany.

 

 

1987

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

19 kwietnia minęła 16 rocznica śmierci Jonasza Kofty ( 1942-1988)

Rzecz o pamięci i nadziei

 

Chociaż historia wszystkim doskwiera

Nie dajmy rosnąć przemilczeń murom

W świecie bez pamięci

Nadzieja umiera

W świecie bez nadziei

Pamięć jest torturą

--------------------------------------

Źródło"

 

Źródłem byłam

w którym się przejrzałeś źródłem

źródełkiem

Twe spojrzenie obdarzyło mnie ciałem

I twoje zdziwienie wielkie

Zapłakałam nad tym, co się stało

A ty zdjąłeś mi z czoła koronę

Żródłem byłam

Które już wiedziało

Pozostanie na zawsze zmącone

 

---------------------------------------

Pamiętajcie o ogrodach

 

Bluszczem ku oknom

Kwiatem w samotność

Poszumem traw

Drzewem co stoi

Uspokojeniem

Wśród tylu spraw

 

 

Pamiętajcie o ogrodach

Przecież stamtąd przyszliście

W żar epoki użyczą wam chłodu

Tylko drzewa, tylko liście

Pamiętajcie o ogrodach

Czy tak trudno być poetą

W żar epoki nie użyczy wam chłodu

Żaden schron, żaden beton

 

Kroplą pamięci

Nicią pajęczą

Zapachem bzu

Wiesz już na pewno

Świeżością rzewną

To właśnie tu

 

Pamiętajcie o ogrodach...

 

I dokąd uciec

W za ciasnym bucie

Gdy twardy bruk

Są gdzieś daleko

Przejrzyste rzeki

I mamy XX wiek

 

Pamiętajcie o ogrodach...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jonasz Kofta Chcę zrobić dla ciebie coś

 

Chcę zrobić dla ciebie coś

Żebyś oniemiała wprost

Swój kapelusz zjeść

W czarnym fraku biec przez deszcz

 

Żebyś ze mną nie nudziła się

Żebyś może zadziwiła się

Żebyś wreszcie uwierzyła, że ja;

Mam niezaprzeczalny wdzięk

 

Chcę zrobić dla ciebie coś

Żebyś oniemiała wprost

Śpiewając na cały głos

Wyszczotkować lwa pod włos

 

Żebyś nigdy mnie nie miała dość

Żeby prędko ci mijała złość

Żebyś zawsze pamiętała to;

Jestem niewątpliwie ktoś

 

Chcę zrobić dla ciebie coś

Żebyś oniemiała wprost

Na razie przyniosłem bez

Biały jest

ładny jest

Weź!

 

brzoza

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jonasz Kofta

 

Zapatrzony

 

Zapatrzony, zapomniałeś, ze tu jestem

Nieobecny, oniemiały i daleki

Zostawiłeś mnie w pół słowa

W pół uśmiechu

Tak wysoko uniesione masz powieki

W twoich oczach okno, stół, za oknem drzewo

Ja w nich jestem, ale o tym nawet nie wiesz

Z odchyloną nagle w stronę światła głową

Zapatrzony gdzieś daleko, poza siebie

Pozwalasz mi się domyślać wszystkiego

W bezruchu już tylko papieros się tli

I mgłą melancholii przesłania twój profil

To boli,

Bo nie wiem gdzie ja, a gdzie ty

 

Zapatrzony, zapomnialeś, że tu jestem

Smutek przyszedł i tak nagle nas rozłączył

Zostawiłeś mnie w sekundzie

Takiej długiej,

Gdy przeglądam się w twych oczach niewidzących

A ja płaczę, łezka kap, a potem druga

Zdaje mi się, że na zawsze ciebie tracę

Bez powodu nagle stanął czas i jesteś

Zapatrzony gdzieś daleko, poza siebie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

GDY UCICHNIE MUZYKA ...

 

"Powiedzmy po prostu, że próbowałem dotrzeć do granic rzeczywistości. Byłem ciekaw, chciałem zobaczyć, co się stanie. To było to i nic więcej: po prostu ciekawość".

http://republika.pl/czarnesloneczko/jim.jpgMiłość ukrywa się.

Jim Morrison

Miłość ukrywa się w miejscach najdziwniejszych

Miłość ukrywa się w twarzach najzwyklejszych

Miłość przychodzi, gdy wcale jej nie czekasz

Miłość ukrywa się, gdy mrugniesz powieką

Miłość jest dla tych, którzy jej szukają

Miłość ukrywa się w tęczy, tak

Miłość ukrywa się w jądrze komórki, tak

Miłość jest odpowiedzią

 

brzoza

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość smutek

Barykada

(Śmierć Baczyńskiego)

 

 

Tym galeonem barykady

Planetę ognia opływamy

Nic nie widzący, niewidoczni -

Przejrzyste cienie dni.

W popiołu plusz się zapadamy,

W który zmieniły się pokłady,

Niebo się coraz wyżej złoci,

Okręt nabiera krwi.

 

Unoszą nas ceglane fale -

Piętnastoletnich kapitanów

W spełnienie marzeń o podróżach

W nietknięty stopą świat.

I byle prędzej, byle dalej,

Wczepieni w burty potrzaskane

Nim ciało całkiem się zanurzy

W ciszę bezdenną lat.

 

Map popalonych czarne ptaki

Krążą dokoła gniazd bocianich,

Z których nikt nie zawoła - ziemia!

By zerwać nas ze snu.

Inne dziś nas prowadzą znaki,

My już dla świata - niewidzialni -

I jeden tylko zbudzi hejnał

Żelazne kule głów.

 

Tubylec się perłami poci

Tam, gdzie zielona i głęboka

Rzeka wśród palm leniwie gada,

Że nadpływamy - my:

Niosący w darze huk i pocisk,

Śmierć niezawodną w mgnieniu oka

Z którego cała nam wypadła

Planeta - grudka krwi.

 

 

 

Jacek Kaczmarski

 

23.08.1987

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość smutek

...Jackowi...

 

 

Odkrywco prostych prawd, głosie pokolenia,

Krzyku wbrew cenzora upartym nożycom...

Ty, który wiedziałeś jak wzruszyć sumienia,

jak ludzi obudzić i śpiew dać ulicom.

 

Byłeś jednym głosem, choć było was trzech

i serca biły mocno, z nadzieją, tak żwawo,

podchodziły do gardeł, zapierały dech,

oniemiałe "Krzykiem", "Murami", "Obławą".

 

Nie dałeś się ugłaskać ni schować wilczych kłów,

a przyznać się przed sobą do błędów umiałeś...

Lecz przyszedł wyrok... i decyzja, że zawalczysz znów,

bo chcieli głos Ci zabrać... a Ty śpiewać chciałeś...

 

Byłeś głosem sumienia i sumieniem świata,

z Monachium przez trzasków pełne odbiorniki

i w kraj na kasetach pędziłeś w plecakach,

choć szumów tam było więcej niż Muzyki...

 

Jesteś... w ludzkich sercach pomniki rosną Tobie

i wierzę, że anielskim chórom śpiewasz w Niebie.

Nagrobek Twój ja zawsze nosić będę w sobie

i umrę, nie spłaciwszy długu wobec Ciebie....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jacek Kaczmarski

 

"Testament 95"

 

za F. Villonem

 

W trzydziestym ósmym roku życia

Pod koniec dwudziestego wieku,

Co nic już chyba do odkrycia

Nie ma ni w sobie, ni w człowieku -

Za czarne pióro i atrament

Chwytam, by spisać swój testament.

 

Za mną już liczba chrystusowa

Ofiarnym kozłom przypisana,

Kiedy niewinna spada głowa

Za cudze grzechy - czyli za nas,

By z życia się wymknąwszy sideł

Uschnąć w relikwię wśród kadzideł.

 

Przede mną dziesięć lat niepewnych,

Gdy każdy zmierzch mężczyznę miażdży,

Od wewnątrz pośpiech szarpie gniewny,

A z nieba mu znikają gwiazdy.

Który to przetrwa, ten dożyje

Zaszczytu, że sędziwie zgnije.

 

Mniej ważne - ile czasu trawisz,

Niż - z jakim trawisz go wynikiem.

Niejedną twarz mi los przyprawił:

Byłem już zdrajcą i pomnikiem,

Degeneratem, bohaterem,

A wszystkie twarze były szczere.

 

Patrzono na mnie przez soczewki

Miłości, złości, interesu,

Przeinaczano moje śpiewki

By się stawały tym, czym nie są.

Tak używano mnie w potrzebie

Aż dziw, że jeszcze mam ciut siebie.

 

Poza tym zresztą mam niewiele.

Wpływy przejadłem i przepiłem.

Conieco w duszy tkwi i w ciele

(Co duszy wstrętne - ciału miłe),

Więc nie zostawiam potomności

Kont, akcji ani posiadłości.

 

Pierwszej małżonce mojej, Ince,

Nim się wyrazi o mnie szpetnie,

Zostawiam nasze wspólne sińce -

Pamiątki z wojny wieloletniej.

Ja się przeglądam w tych orderach,

Bo to, co boli - nie umiera.

 

Zaś drugiej mojej połowicy

Niczego nie zapiszę za nic,

Bo choćbym nie wiem jak policzył -

I tak mnie za rozrzutność zgani;

Więc nim się zrobi krótkie spięcie -

"Kocham cię" - piszę w testamencie.

 

Także synowi memu, Kosmie

Niewiele mam do zapisania.

Nie wiem co będzie, gdy dorośnie:

Czy zada cios mi, czy pytania

I próżno mi się dzisiaj biedzić,

Czy znajdę na nie odpowiedzi.

 

Paci zabawek nie pomnożę,

A zapisuję jej przestrogę,

Że choć się wiecznie bawić może -

Nie taką jej wyśniłem drogę.

Lecz snem nie będę córki dręczył:

Zjawi się drań, co mnie wyręczy!

 

Przykra to myśl, że - gdy czterdziestkę

Poranny wieszczy reumatyzm -

Tak łatwo w ten testament mieszczę

Wszystkie me lary i penaty:

Gitarę, książki i zapiski,

Butelkę po ostatniej whisky.

 

Nic nie zapiszę więc Wałęsom,

Pawlakom, Strąkom i Urbanom,

Co codziennością naszą trzęsą,

A ja ich muszę strząsać rano.

I przyjaciółki mej Grabowskiej

Grę z nimi biorę za słabostkę.

 

Zostały jeszcze pieśni. One

Już chcę czy nie chcę, nie są moje.

Niech cierpią los swój - raz stworzone

Na beznadziejny bój z ustrojem.

Szczezł ustrój, a słowami pieśni

Wciąż okładają się współcześni.

 

Ja z nimi nic wspólnego nie mam

(To znaczy z ludźmi, nie z pieśniami)

Niech sobie znajdą własny temat

I niech go wyśpiewają sami.

Inaczej zdradzą wielbiciele

Że nie pojęli ze mnie wiele.

 

Partnerzy także źródłem troski -

Ciąży przyjaźni kamień młyński:

Niezbyt wysilał się Gintrowski,

Nazbyt wysilał się Łapiński.

Tyleśmy wspólnie znieśli modlitw -

Rozeszliśmy się bez melodii.

 

W ten czas tak marny, hałaśliwy,

Gdy szybki efekt myśl połyka,

Chóralne plączą się porywy,

Muzyka wszelka w zgiełku znika.

Lecz, chociaż z nieuchronnym smutkiem,

Każdy niech swoją nuci nutkę.

 

O, nie samotne to nucenie!

Ani obejrzy się pustelnik -

Zjawią się wielcy ocaleni

Z Historii rusztów i popielnic

By szydzić wprzód, a potem kusić

I do sprostania im przymusić.

 

Bo nie przypadkiem przeszli czyściec

Odsiani z mód wartkiego ścieku

Po to by istnieć (a nie błyszczeć)

I wieść dysputę o człowieku.

W przepyszne wciągną cię katusze

Nie byle jakie łzy i dusze.

 

Dyskusja z nimi jest więc czysta.

Podstępna tylko z naszej strony.

Czym grozi nam antagonista

Co przed wiekami pogrzebiony?

A dodam jeszcze myśl, że i my

Niedługo już będziemy z nimi.

 

To samo pod rozwagę daję

Kochankom moim bez wyjątku:

Jakże do syta tym się najeść

Co końcem było od początku?

Imion rozkoszy więc nie podam,

Bo życia mało, czasu szkoda.

 

Dlatego też się kończyć godzi...

Nie wiem, czy jeszcze co napiszę,

Lecz tylem już wierszydeł spłodził,

Że jest czym okpić po mnie ciszę.

Zwłaszcza, że póki słońce świeci

Wciąż będą rodzić się poeci.

 

Jak ja bezczelni i bezradni

Spragnieni grzechu i spowiedzi

I jedną nogą już - w zapadni -

Dociekający - co w nich siedzi,

Co wciąż nieuchronności przeczy,

Że może życie jest - do rzeczy!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...