Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Realne skutki kryzysu


Szelma29

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 230
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Nie widze powodow dlaczego rzad miałby z moich podatków pożyczać komuś na spłatę kredytu, czyli de facto

a) ratować banki

b) trzymać zbyt wysokie ceny nieruchomości.

 

Nie brałem kredytu, bo bałem się "co będzie jakbym ja albo żona stracili pracę". Z jakiej racji ja teraz (rozsądniejszy) mam płacić za tych, co tak rozsądni nie byli?!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy podzielimy los Japonii?

 

Zbigniew Papiński | Środa [20.05.2009, 14:10]

 

29 grudnia 1989 roku indeks tokijskiej giełdy Nikkei dotarł w ciągu sesji do najwyższego poziomu w historii, czyli 38 915,87 punktów. W tym roku minie okrągła 20. rocznica tamtego rekordu, a jednak nie będzie ona zbyt radosna. Mimo odbicia się od ostatnich minimów Nikkei zamknął się dziś na 9344,64 punktów, czyli aż 76% niżej niż przed dwudziestu laty. Jeśli weźmiemy pod uwagę stracony czas i koszt alternatywny kapitału inwestowanie długoterminowe w Japonii nabiera nieco innego znaczenia niż na innych rynkach.

 

Tymczasem aktualne wieści z japońskiej gospodarki są naprawdę ponure. Dzisiejszy „Financial Times” podał informację, że PKB Kraju Kwitnącej Wiśni skurczył się licząc kwartał do kwartału aż o 4%. Powodem był gwałtowny spadek popytu krajowego i kurczący się eksport. Gdyby taka tendencja potrwała dłużej PKB Japonii spadłby ponad 10% w tym roku.

 

Oczywiście oficjele zapewniają, że już widzą światełko w tunelu (oby to nie nadjeżdżał pociąg) i dzięki wydatkom rządowym gospodarka japońska zacznie wkrótce wracać do równowagi. Rodzi się tu pewna wątpliwość czym jest równowaga w kraju od lat pogrążonym w stagnacji?

 

Dlaczego mamy akurat teraz zajmować się Japonią? Nie, nie chodzi o byłego prezydenta, który nam obiecywał stworzenie nad Wisłą „drugiej Japonii”, ale o coś zupełnie innego bardzo luźno powiązanego z polityką.

 

Japonia przeżywała kryzys podobny do amerykańskiego już w latach dziewięćdziesiątych XX wieku. Jak łatwo się domyślić, zaczęło się od nadmuchania spekulacyjnej bańki na rynku nieruchomości. Nie było to wcale trudne w kraju o tak niewielkiej powierzchni. Ziemia i położone na niej budynki stały się cenne niemal na wagę złota, a Tokio zyskało renomę najdroższego miejsca na świecie. Metr kwadratowy działki położonej w dzielnicy Ginza kosztował około milion dolarów. Po pęknięciu balona w ciągu kolejnych 5 lat cena spadła stukrotnie.

 

Oczywiście jak zawsze doszło do nadużyć i korupcji - tak niedomiennie bywa w sytuacjach, gdy w grę wchodzą olbrzymie pieniądze. Tymczasem władze uznały, że najlepiej będzie jeśli obetną stopy procentowe do jak najniższych możliwych poziomów i udzielą pomocy rządowej bankom, a sytuacja jakoś sama się unormuje. Czy to nie brzmi dziwnie znajomo? Tak, właśnie w bardzo podobny sposób, ale ze znacznie większym rozmachem próbują zażegnać kryzys obecnie Amerykanie i wtórujące im rządy innych najbardziej rozwiniętych państw.

 

Poprzednio taka taktyka do niczego dobrego nie doprowadziła, a tym razem skala kreacji pustego pieniądza sprawia, że wkraczamy w zupełnie nowy nieznany okres w historii. Jedyne, czego możemy być pewni to wyższa inflacja, a wyłączną zagadką jest kiedy ona się pojawi. W końcu ten strumień pieniądza zmusi ludzi do ucieczki do wszelkich aktywów, które są od niego niezależne.

 

I tu pojawia się pewna nadzieja dla posiadaczy akcji. Całkiem prawdopodobne, że już nie ujrzymy nowych minimów na rynkach giełdowych, ale tylko dlatego, że pusty pieniądz musi zostać na coś zamieniony, a nie z powodu jakości notowanych spółek. Już teraz w Polsce dostrzegamy ciekawe zjawisko, że realne stopy procentowe stały się ujemne. Jakoś przeszło to niezauważone tylko dzięki temu, że trwa wojna depozytowa między łaknącymi środków bankami, które w wielu wypadkach oferują oprocentowanie wyższe od tego z rynku międzybankowego (WIBOR 3M wynosi 4,03%). Tymczasem podstawową stopę referencyjną NBP ustalono na 3,75% (taka jest minimalna rentowność siedmiodniowych bonów pieniężnych), a inflacja roczna z ostatniego odczytu to 4%.

 

Ekonomiści co prawda przewidują, że inflacja zacznie spadać, ale RPP także w takim przypadku może dalej ciąć stopy aż do 3%. Wtedy niezadowoleni ze spadającego oprocentowania lokat klienci zechcą poszukać czegoś ryzykowniejszego i skierują się w stronę rynków akcji kupując na przykład jednostki funduszy na zasadzie wyboru mniejszego zła, nie do końca przekonanych do jakości spółek i ich wyników.

 

Podobne zjawisko występuje w wielu krajach i stąd dodatkowo wykreowana rzeka kapitału płynie na rynki akcji, które rosną na przekór fatalnym danym ze spółek czy gospodarek. Same wskaźniki wyprzedzające raczej nie uzasadniają aż tak gwałtownego odbicia jak to, które trwa i wcale nie jest powiedziane, że już się zakończyło.

 

Niestety doświadczenia japońskie wskazują, że świat może pójść podobną ścieżką, ale tym będziemy się martwić dopiero za jakiś czas, kiedy zmiecione pod dywan śmieci zaczną niezbyt przyjemnie pachnieć.

 

Źródło

http://www.notowany.pl/artykul/7869/czy-podzielimy-los-japonii

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bezrobocie i jeszcze raz bezrobocie będzie niebawem u nas powtórnie dużą bolączką. Mamy obecnie 1,7 mln bezrobotnych (zarejestrowanych) czyli około 11%. W ciągu roku prawdopodobnie wzrośnie do 16%. Wówczas zacznie się w Polsce przykry scenariusz. Mniejszy popyt (konsumpcja) co się przełoży na sprzedaż wyrobów przez firmy. Mniejsze wpływy podatkowe a szczególnie składki zusowskie. Koło zatoczy się wokół całej gospodarki. Nie będzie wesoło. Do tego zapewne dojdą podwyżki podatków, zamiast polepszyć konkurencyjność naszego kraju. Jeżeli dodamy 2mln osób, które w ostatnich latach wyjechały za granicę wówczas dowiemy się co tak bardzo obniżyło bezrobocie w ciągu ostatnich trzech lat.

Najgorsze co zauważam, jest to że Polska a zarazem de facto My jesteśmy coraz bardziej niebezpiecznie zadłużeni przez prowadzoną politykę wszystkich rządów od początku lat 90.

Podczas ostatniego kryzysu w 2000 roku mieliśmy zadłużenie na poziomie 200mld. Wówczas rząd aby pobudzić gospodarkę, zaczął zadłużać Polskę osiągając 450mld w 2005 roku. Wpompowano gigantyczną sumę 250mld która pomogła szybciej wyjść ze spowolnienia. ale powstał dług który bardzo szybko rośnie. Późniejsze rządy przejadły wysoki wzrost, pozostawiły deficyt co roku i dług do dzisiaj rośnie.

Boję się, że obecny rząd doprowadzi do tego samego co na początku 2000roku do znacznego wzrostu długu. Już się mówi o zwiększeniu deficytu a zarazem długu Polski. Za kilka lat będziemy mieli garba (dług) na plecach z którego nie będziemy mogli się podnieść. Nikt nie myśli o przyszłości naszych dzieci, nadchodzącej bombie emerytalnej, czy nie adekwatnych przywilejach.

Do tego od początku lat 90 sprzedaliśmy większość majątku narodowego i nawet połowa z tych pieniędzy nie wystarcza na same odsetki od długu. Wynoszą obecnie rocznie 35mld zł około 20000zł na jednego Polaka. Nikt się nie przejmuje słowem deficyt. A tak naprawdę zapłacimy za dług My w postaci wyższych podatków czy nowych przepisów szukających pieniędzy w naszych kieszeniach.

Powiedzcie jak długo Państwo może żyć na kredyt? Wiem, że inne Państwa mają wyższy procent zadłużenia do PKB (d>50%), ale nie porównujmy się z najgorszymi a najlepszymi. Z czego my to w przyszłości spłacimy??? Skończy się prywatyzacja, zacznie bomba emerytalna, bezrobocie, wyższe podatki, do tego coroczny potężny deficyt handlowy=wyjazd z Polski dewiz przez zagraniczne: instytucje finansowe, firmy przemysłowe, usługowe które określa się pięknie mianem inwestorów zagranicznych. Zamiast od początku transformacji postawić na wzbogacenie się Polskiego kapitału, postawiono na ulgi dla zagranicznych firm, którzy wymieniali walutę na złotówki czasowo (od lat 90), by po kilku latach wymienić złotówkę na waluty z wiele większym strumieniem (obecnie). Dzięki czemu mamy małe, słabe rezerwy i musimy pożyczać za granicą, powiększając zagraniczny dług.

Realnie patrząc na podane szczegóły nie widzę w przyszłości silnej Polski, gospodarki a zarazem dobrych perspektyw dla Nas Polaków czy jeszcze gorzej dla naszych dzieci.

Szkoda tylko, że rządzący są tak krótkowzroczni i nikt tego nie dostrzega bądź nie chce dostrzegać.

Chciałbym się mylić...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bezrobocie i jeszcze raz bezrobocie będzie niebawem u nas powtórnie dużą bolączką. Mamy obecnie 1,7 mln bezrobotnych (zarejestrowanych) czyli około 11%. W ciągu roku prawdopodobnie wzrośnie do 16%. Wówczas zacznie się w Polsce przykry scenariusz. Mniejszy popyt (konsumpcja) co się przełoży na sprzedaż wyrobów przez firmy. Mniejsze wpływy podatkowe a szczególnie składki zusowskie. Koło zatoczy się wokół całej gospodarki. Nie będzie wesoło. Do tego zapewne dojdą podwyżki podatków, zamiast polepszyć konkurencyjność naszego kraju. Jeżeli dodamy 2mln osób, które w ostatnich latach wyjechały za granicę wówczas dowiemy się co tak bardzo obniżyło bezrobocie w ciągu ostatnich trzech lat.

Najgorsze co zauważam, jest to że Polska a zarazem de facto My jesteśmy coraz bardziej niebezpiecznie zadłużeni przez prowadzoną politykę wszystkich rządów od początku lat 90.

Podczas ostatniego kryzysu w 2000 roku mieliśmy zadłużenie na poziomie 200mld. Wówczas rząd aby pobudzić gospodarkę, zaczął zadłużać Polskę osiągając 450mld w 2005 roku. Wpompowano gigantyczną sumę 250mld która pomogła szybciej wyjść ze spowolnienia. ale powstał dług który bardzo szybko rośnie. Późniejsze rządy przejadły wysoki wzrost, pozostawiły deficyt co roku i dług do dzisiaj rośnie.

Boję się, że obecny rząd doprowadzi do tego samego co na początku 2000roku do znacznego wzrostu długu. Już się mówi o zwiększeniu deficytu a zarazem długu Polski. Za kilka lat będziemy mieli garba (dług) na plecach z którego nie będziemy mogli się podnieść. Nikt nie myśli o przyszłości naszych dzieci, nadchodzącej bombie emerytalnej, czy nie adekwatnych przywilejach.

Do tego od początku lat 90 sprzedaliśmy większość majątku narodowego i nawet połowa z tych pieniędzy nie wystarcza na same odsetki od długu. Wynoszą obecnie rocznie 35mld zł około 20000zł na jednego Polaka. Nikt się nie przejmuje słowem deficyt. A tak naprawdę zapłacimy za dług My w postaci wyższych podatków czy nowych przepisów szukających pieniędzy w naszych kieszeniach.

Powiedzcie jak długo Państwo może żyć na kredyt? Wiem, że inne Państwa mają wyższy procent zadłużenia do PKB (d>50%), ale nie porównujmy się z najgorszymi a najlepszymi. Z czego my to w przyszłości spłacimy??? Skończy się prywatyzacja, zacznie bomba emerytalna, bezrobocie, wyższe podatki, do tego coroczny potężny deficyt handlowy=wyjazd z Polski dewiz przez zagraniczne: instytucje finansowe, firmy przemysłowe, usługowe które określa się pięknie mianem inwestorów zagranicznych. Zamiast od początku transformacji postawić na wzbogacenie się Polskiego kapitału, postawiono na ulgi dla zagranicznych firm, którzy wymieniali walutę na złotówki czasowo (od lat 90), by po kilku latach wymienić złotówkę na waluty z wiele większym strumieniem (obecnie). Dzięki czemu mamy małe, słabe rezerwy i musimy pożyczać za granicą, powiększając zagraniczny dług.

Realnie patrząc na podane szczegóły nie widzę w przyszłości silnej Polski, gospodarki a zarazem dobrych perspektyw dla Nas Polaków czy jeszcze gorzej dla naszych dzieci.

Szkoda tylko, że rządzący są tak krótkowzroczni i nikt tego nie dostrzega bądź nie chce dostrzegać.

Chciałbym się mylić...

 

 

Siła gospodarki jest rzeczą względną i zależy w dużej mierze od pozycji innych krajów. Jak na razie na tle innych krajów cały czas się lepiej rozwijamy i póki tak będzie żadna tragedia gospodarcza nam nie grozi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siła gospodarki jest rzeczą względną i zależy w dużej mierze od pozycji innych krajów. Jak na razie na tle innych krajów cały czas się lepiej rozwijamy i póki tak będzie żadna tragedia gospodarcza nam nie grozi.

 

1) Od ponad roku różni analitycy ostrzegają, że mamy swój własny odpowiednik kredytów subprime - tysiące niespłacalnych kredytów. Problem narósł do tego stopnia, że zaczęto o nim nawet przebąkiwać w zwykłych gazetach

2) Produkcja przemysłowa tąpneła 12 % jeżeli dobrze pamiętam

3) Do kraju może wrócić kilkaset tysięcy Polaków, dla których nie będzie pracy.

4) Polska ma gigantyczny dług, oraz ggantyczny deficyt. Do tej pory pokrywano to tak, że zadłużano się po to by spłacać stare długi. OOps - nikt nie chce kupować nowych obligacji

5) Rządzą nami ludzie, którzy dla ideologii mało co by nie zarżnęli nam gospodarki (forsując na siłę wejście do euro). Marna pociecha, że mogłoby być gorzej i mogliby nami rządzić ludzie chcący wzrost zadłużania i deficytu.

 

Naprawdę, nie ma żadnych powodów do optymizmu. Jeżeli spełnią się prognozy ludzi, których czytam i szanuję, to czeka nas jeszcze długi i bolesny zjazd w dół.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siła gospodarki jest rzeczą względną i zależy w dużej mierze od pozycji innych krajów. Jak na razie na tle innych krajów cały czas się lepiej rozwijamy i póki tak będzie żadna tragedia gospodarcza nam nie grozi.

 

1) Od ponad roku różni analitycy ostrzegają, że mamy swój własny odpowiednik kredytów subprime - tysiące niespłacalnych kredytów. Problem narósł do tego stopnia, że zaczęto o nim nawet przebąkiwać w zwykłych gazetach

A wszyscy pozostali trąbią, że jesteśmy na poziomie sporo lepszym niż w innych krajach europejskich.

 

2) Produkcja przemysłowa tąpneła 12 % jeżeli dobrze pamiętam

 

 

 

Po okresie znacznie większego wzrostu, a poza tym to i tak lepiej niż u sąsiadów

 

 

3) Do kraju może wrócić kilkaset tysięcy Polaków, dla których nie będzie pracy.

 

 

Straszą powrotami tylko media. Emigranci nie planują powrotów jak sami twierdzą. Gdyby jednak wrócili to pracy jest dosyć, tylko nie tak dobrze płatnej. No i po co oni mieliby wracać jeśli u nas nie ma pracy? Kilka lat temu bezrobocie było przynajmniej 2 razy większe.

 

 

4) Polska ma gigantyczny dług, oraz ggantyczny deficyt. Do tej pory pokrywano to tak, że zadłużano się po to by spłacać stare długi. OOps - nikt nie chce kupować nowych obligacji

 

Za dużo używasz słów gigantyczny.

 

 

5) Rządzą nami ludzie, którzy dla ideologii mało co by nie zarżnęli nam gospodarki (forsując na siłę wejście do euro). Marna pociecha, że mogłoby być gorzej i mogliby nami rządzić ludzie chcący wzrost zadłużania i deficytu.

 

 

No i tu się popisałeś. Gdybyśmy weszli do strefy euro to właśnie gospodarka zyskała by bez wysiłku. Export bardziej zyskowny, import tańszy (brak strat na kursie).

 

Naprawdę, nie ma żadnych powodów do optymizmu. Jeżeli spełnią się prognozy ludzi, których czytam i szanuję, to czeka nas jeszcze długi i bolesny zjazd w dół.

 

 

 

Pogorszenie jest bezapelacyjne i być może będzie jeszcze gorzej, ale do apokalipsy wciąż będzie daleko. Kryzysy głównie biorą się właśnie z szerzenia takich opinii jak Twoja. Informacja, że idzie kryzys zawsze wstrzymuje zakupy co może w prostej drodze prowadzić do kryzysu, chyba, że ludzie przestaną głupot słuchać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

No i tu się popisałeś. Gdybyśmy weszli do strefy euro to właśnie gospodarka zyskała by bez wysiłku. Export bardziej zyskowny, import tańszy (brak strat na kursie).

 

Panie Zbigmor, prosze porównać sytuację Słowacji (weszła do euro) i Czech (zdecydowali się pozostać pryz własnej walucie). A już pisanie, że przy euro eksport byłby bardziej zyskowny, jest dość kontrowersyjne.

 

Głównym argumentem przeciw euro zawsze było, że w razie kłopotów nasza gospodarka mogłaby się bronić dzięki słabej złotówce (drugim argumentem była samodzielna polityka monetarna). Oba te argumenty zawsze były zbywane przez eurolemingi. Obecnie, gdy po raz pierwszy od bardzo dawna Polska ma niewielkie nadwyżki w przepływach finansowych, nieśmiało co niektórzy przebąkują, że słaba złotówka ratuje nieco nasz eksport. Gdybyśmy teraz byli w euro, to eksport by siadł.

 

Wystarczy tylko się rozejrzeć. Estonia na siłę wprowadziła euro nawet wbrew radom EBC. Wcale jej to nie pomogło, wręcz zaszkodziło. Hiszpania ma euro. Niemcy mają euro. Gdzie jest ten magiczny wpływ posiadania euro na lepszą sytuację gospodarczą?

 

Co do deficytu i długu, nie ma ŻADNEJ przesady w pisaniu "gigantyczny". Ile wynoszą SAME ODSETKI od tego długu?

 

Nie wiem, jakich pan czyta analityków. Są owszem tacy, co są optymistami, ale to nie są ci, których ja czytuję i szanuję.

 

A kryzys nie bierze się z "opinii" tylko z nieodpowiedzialnej polityki rządów i banków centralnych. Tak jak obecny kryzys wywołany polityka rządu USA oraz samobójcza polityką FEDu. W Estonii wszyscy byli optymistami i kupowali na potęgę, zadłużając się przy tym ile wlezie (bo kredyt był zbyt tani.. właśnie dzięki wejściu do euro). Jakoś im to nie pomogło.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

No i tu się popisałeś. Gdybyśmy weszli do strefy euro to właśnie gospodarka zyskała by bez wysiłku. Export bardziej zyskowny, import tańszy (brak strat na kursie).

 

Panie Zbigmor, prosze porównać sytuację Słowacji (weszła do euro) i Czech (zdecydowali się pozostać pryz własnej walucie). A już pisanie, że przy euro eksport byłby bardziej zyskowny, jest dość kontrowersyjne.

 

Głównym argumentem przeciw euro zawsze było, że w razie kłopotów nasza gospodarka mogłaby się bronić dzięki słabej złotówce (drugim argumentem była samodzielna polityka monetarna). Oba te argumenty zawsze były zbywane przez eurolemingi. Obecnie, gdy po raz pierwszy od bardzo dawna Polska ma niewielkie nadwyżki w przepływach finansowych, nieśmiało co niektórzy przebąkują, że słaba złotówka ratuje nieco nasz eksport. Gdybyśmy teraz byli w euro, to eksport by siadł.

 

Wystarczy tylko się rozejrzeć. Estonia na siłę wprowadziła euro nawet wbrew radom EBC. Wcale jej to nie pomogło, wręcz zaszkodziło. Hiszpania ma euro. Niemcy mają euro. Gdzie jest ten magiczny wpływ posiadania euro na lepszą sytuację gospodarczą?

 

Co do deficytu i długu, nie ma ŻADNEJ przesady w pisaniu "gigantyczny". Ile wynoszą SAME ODSETKI od tego długu?

 

Nie wiem, jakich pan czyta analityków. Są owszem tacy, co są optymistami, ale to nie są ci, których ja czytuję i szanuję.

 

A kryzys nie bierze się z "opinii" tylko z nieodpowiedzialnej polityki rządów i banków centralnych. Tak jak obecny kryzys wywołany polityka rządu USA oraz samobójcza polityką FEDu. W Estonii wszyscy byli optymistami i kupowali na potęgę, zadłużając się przy tym ile wlezie (bo kredyt był zbyt tani.. właśnie dzięki wejściu do euro). Jakoś im to nie pomogło.

 

 

 

Na obecną sytuację składają się wszystkie plusy i minusy. Nie rozumiem dlaczego wejście do strefy euro miłoby pogrążać naszą gospodarkę?

Czy ktoś jest w stanie określić szacunkowo ile cały kraj traci ze względu na różnice kupna/sprzedaży walut? Są to grube kwoty, o które nasz towar byłby tańszy w strefie euro co raczej jednak poprawi wyniki? A co z kosztami ubezpieczeń od zmiany kursu?

Jako inny przykład można dać kredytobiorców. Wszyscy, którzy wzięli kredyt w euro z marszu zyskają na racie. Dla tych złotówkowych prawdopodobnie się poprawi bo kredyty w euro są niżej oprocentowane. Reszcie nic się nie zmieni.

Nie wiem skąd wnioski, że gospodarce Estonii euro zaszkodziło, ale się nie upieram. Proszę tylko o przykłady konkretne, że gospodarka straci ze względu na przyjęcie euro.

Przed wejściem do UE także wielu wieszczyło totalny gospodarczy upadek kraju, a w praktyce sprawa wygląda całkiem odwrotnie.

jeszcze raz bardzo proszę o przykłady, że na wejściu do strefy euro gospodarka (jakaś jej część) ewidentnie straci, bo przykłady że część bezwzględnie zyska to już opisałem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na obecną sytuację składają się wszystkie plusy i minusy. Nie rozumiem dlaczego wejście do strefy euro miłoby pogrążać naszą gospodarkę?

Nie "pogrążyć", to może jednak za mocne słowo, ale "pogorszyć" sytuację. Czyli jeden z małych plusików zamienilibyśmy na minusik.

Bo jak złotówka jest tańsza, to:

1) Mniej się opłaca import, a więc bardziej się opłaca kupować produkty krajowe

2) Słabsza złotówka powoduje, że Polaków nie stać na wyjazdy zagranicę, a więc bardziej się opłaca wydać ją w Polsce

3) Słaba złotówka powoduje, że jesteśmy krajem tanim dla turystów zza granicy (także tym kupującym)

4) Nasze towary są tańsze, a więc więcej można ich sprzedać

5) Większośc naszego zadłużenia jest denominowana w złotówkach

6) RPP ustala stopy procentowe pod kątem naszej gospodarki, a nie pod kątem gospodarki UE.

7) W czasie ERM2 będą wymagane interwencje w obronie złotówki, na co dostaniemy tzw. pomoc z EBC (który będzie nam na te cele pożyczał pieniądze)

 

 

Czy ktoś jest w stanie określić szacunkowo ile cały kraj traci ze względu na różnice kupna/sprzedaży walut? Są to grube kwoty, o które nasz towar byłby tańszy w strefie euro co raczej jednak poprawi wyniki?

Wątpliwe. Poza tym, eksportujemy nie tylko do strefy euro.

 

A co z kosztami ubezpieczeń od zmiany kursu?

Nie znikną.

 

Reszcie nic się nie zmieni.

Nie wiem skąd wnioski, że gospodarce Estonii euro zaszkodziło

Zaszkodziło, bo EBC ustala stopy procentowe dla całej strefy euro. Ustalił wiec stopy procentowe za niskie dla gospodarki Estonii, w wyniku czego był wyjątkowo tani, za tani kredyt i inflacja. Normalnie bank centralny Estonii stopy by podniósł aby zwalczać, ale nie mógł tego robić.. no i efekt mamy.

 

Przed wejściem do UE także wielu wieszczyło totalny gospodarczy upadek kraju, a w praktyce sprawa wygląda całkiem odwrotnie.

Ale akurat nie ja i nie ci analitycy których czytam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na obecną sytuację składają się wszystkie plusy i minusy. Nie rozumiem dlaczego wejście do strefy euro miłoby pogrążać naszą gospodarkę?

Nie "pogrążyć", to może jednak za mocne słowo, ale "pogorszyć" sytuację. Czyli jeden z małych plusików zamienilibyśmy na minusik.

 

Który?

 

 

Bo jak złotówka jest tańsza, to:

1) Mniej się opłaca import, a więc bardziej się opłaca kupować produkty krajowe

2) Słabsza złotówka powoduje, że Polaków nie stać na wyjazdy zagranicę, a więc bardziej się opłaca wydać ją w Polsce

3) Słaba złotówka powoduje, że jesteśmy krajem tanim dla turystów zza granicy (także tym kupującym)

4) Nasze towary są tańsze, a więc więcej można ich sprzedać

5) Większośc naszego zadłużenia jest denominowana w złotówkach

6) RPP ustala stopy procentowe pod kątem naszej gospodarki, a nie pod kątem gospodarki UE.

7) W czasie ERM2 będą wymagane interwencje w obronie złotówki, na co dostaniemy tzw. pomoc z EBC (który będzie nam na te cele pożyczał pieniądze)

 

OK. W pełni się zgadzam, ale po wejściu do strefy euro nie będziemy już mówić o sile złotówki bo jej już nie będzie. Cały ten wywód nie dotyczy tej dyskusji.

 

 

 

 

Czy ktoś jest w stanie określić szacunkowo ile cały kraj traci ze względu na różnice kupna/sprzedaży walut? Są to grube kwoty, o które nasz towar byłby tańszy w strefie euro co raczej jednak poprawi wyniki?

Wątpliwe. Poza tym, eksportujemy nie tylko do strefy euro.

 

 

Do strefy euro eksportujemy ponad 50 % naszego eksportu. Tu zyskujemy bezwzględnie. Przy imporcie również. Eksportując poza strefę też często rozliczamy się w euro, a wtedy kiedy nie to nic nie tracimy w stosunku do zł.

Wniosek z tego jest taki, że na handlu międzynarodowym po wejściu do strefy euro zyskujemy bezapelacyjnie i bezdyskusyjnie. Istnieją również dodatkowe zyski długofalowe, które dla uproszczenia można pominąć.

 

A co z kosztami ubezpieczeń od zmiany kursu?

Nie znikną.

 

W większości jednak znikną co jest również bezwzględnym zyskiem kraju.

 

Reszcie nic się nie zmieni.

Nie wiem skąd wnioski, że gospodarce Estonii euro zaszkodziło

Zaszkodziło, bo EBC ustala stopy procentowe dla całej strefy euro. Ustalił wiec stopy procentowe za niskie dla gospodarki Estonii, w wyniku czego był wyjątkowo tani, za tani kredyt i inflacja. Normalnie bank centralny Estonii stopy by podniósł aby zwalczać, ale nie mógł tego robić.. no i efekt mamy.

 

 

 

OK. Choć jak dla mnie było to wynikiem ich kryzysu, ale to nie ma znaczenia bo jednak różnimy się od Estonii i Litwy.

 

 

 

Przed wejściem do UE także wielu wieszczyło totalny gospodarczy upadek kraju, a w praktyce sprawa wygląda całkiem odwrotnie.

Ale akurat nie ja i nie ci analitycy których czytam.

 

 

Jakieś konkretne przykłady na czym nasza gospodarka straci po wejściu do strefy euro? To, że będą firmy i osoby, które w krótkim badź dłuższym okresie stracą na tym działaniu nie wątpię. Takie efekty dają również wszystkie inne działania gospodarcze w każdym systemie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Czyli jeden z małych plusików zamienilibyśmy na minusik.

 

Który?

SŁABĄ ZŁOTÓWKĘ!!! Własna waluta to jest właśnie ten plus!

 

OK. W pełni się zgadzam, ale po wejściu do strefy euro nie będziemy już mówić o sile złotówki bo jej już nie będzie.

No właśnie!!! Słaba złotówka to jest właśnie ten plusik, którego nie będzie!!!

 

Jakieś konkretne przykłady na czym nasza gospodarka straci po wejściu do strefy euro? To, że będą firmy i osoby, które w krótkim badź dłuższym okresie stracą na tym działaniu nie wątpię. Takie efekty dają również wszystkie inne działania gospodarcze w każdym systemie.

No przecież napisałem. Stracimy własną politykę monetarną i własną walutę. Obecnie słaba złotówka jest owym plusikiem, którego zabraknie. Własna polityka jest plusikiem, którego zabraknie.

 

I prosze już nie stosować tych erystycznych chwytów typu "nie podoba mi się argument przeciwnika, więc standarduję standardowe zbycie typu: >>jakieś konkrety<<".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

zbigmor , w pełni podzielam Twoje zdanie,a co do

Kryzysy głównie biorą się właśnie z szerzenia takich opinii jak Twoja. Informacja, że idzie kryzys zawsze wstrzymuje zakupy co może w prostej drodze prowadzić do kryzysu, chyba, że ludzie przestaną głupot słuchać.
to nic dodać nic ująć.

Wybacz szopen ,ale czytając Twoje wypowiedzi chciałoby się rzec PISs on you.

Pozdr.

sorry zbigmor,usunęłam,bo zdawało mi sie ,ze byłeś na liście zlotu :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[Czyli jeden z małych plusików zamienilibyśmy na minusik.

 

Który?

SŁABĄ ZŁOTÓWKĘ!!! Własna waluta to jest właśnie ten plus!

 

OK. W pełni się zgadzam, ale po wejściu do strefy euro nie będziemy już mówić o sile złotówki bo jej już nie będzie.

No właśnie!!! Słaba złotówka to jest właśnie ten plusik, którego nie będzie!!!

 

Jakieś konkretne przykłady na czym nasza gospodarka straci po wejściu do strefy euro? To, że będą firmy i osoby, które w krótkim badź dłuższym okresie stracą na tym działaniu nie wątpię. Takie efekty dają również wszystkie inne działania gospodarcze w każdym systemie.

No przecież napisałem. Stracimy własną politykę monetarną i własną walutę. Obecnie słaba złotówka jest owym plusikiem, którego zabraknie. Własna polityka jest plusikiem, którego zabraknie.

 

I prosze już nie stosować tych erystycznych chwytów typu "nie podoba mi się argument przeciwnika, więc standarduję standardowe zbycie typu: >>jakieś konkrety<<".

 

 

Tylko, że ten plusik może być w zależności od sytuacji minusikiem, a pytałem o konkretne, bezdyskusyjne plusy nie wejścia do strefy euro nie dlatego, żeby wykazać, że ktoś głupoty pisze, ale dlatego, że sam staram się połapać w obecnej i nadchodzącej sytuacji.

Dziękuję za Twoje argumenty bo są prawdziwe i tylko potwierdzają moje wnioski, że gospodarka nasza po wejściu do strefy euro zyska.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Włączę się do dyskusji nt wprowadzenia euro.

Plusy:

- łatwość rozliczeń pomiędzy firmami, bankami

- szybka i łatwa porównywalność cen miedzy krajami przez różne podmioty, sklepy internetowe, aukcje etc.

- wszelkie ułatwienia turystyczne

- mniejszy problem z rezerwami kraju i łatwiejszą obsługą długu z czym obecnie mamy problem

- psychologiczny wzrost pensji

- polepszenie ratingu naszej gospodarki wobec zachodniego kapitału

- tańszy kredyt

 

Minusy:

- ukryta podwyżka cen

- gorszy bilans handlowy kraju (przy słabiej złotówce łatwiej konkurować na rynku europejskim)

- brak wpływu na politykę monetarną

- zwiększenie zadłużenia Polski i obywateli poprzez tańsze i łatwiej dostępne kredyty

- wzrost n cen nieruchomości

Niech każdy sam decyduje czy to dobre posunięcie czy złe.

 

Ja osobiście uważam, że Polska w obecnej sytuacji powinna wejść do euro, lecz dlatego że mamy źle prowadzoną o nastu lat politykę gospodarczą. Większość krajów europejskich posiada bądź będzie posiadać euro i nasz kraj jako rodzynek ze złotówką nie zyskałby na własnej walucie. Mocnemu gospodarczo państwu jak Niemcy łatwiej było mieć własną walutę.

 

Dowidziałbym "nie" ws euro gdyby sytuacja od lat 90 inaczej się rozwijała w naszym kraju.

Jeżeli Polska od lat wspomagała by własny kapitał i jej strategiczne gałęzie gospodarki (motoryzacja, stocznie, hutnictwo, energetyka, zbrojeniówka, etc) przy wsparciu małych firm, wówczas w sondażach zapewne podjęlibyśmy decyzję (ws euro) taką samą jak od lat Szwecja.

Podstawą utrzymania gospodarki jest jej konkurencyjność poprzez ułatwienie firmom prowadzenia działalności, a nie stwarzania przez lata kosztownych przepisów, barier które hamują rozwój.

Gdyby od lat postawiono na Polski kapitał i Polskie firmy wówczas nie mielibyśmy bezrobocia i zarazem emigracji. Firmy by nie splajtowały, zatrudniały by więcej osób, inwestowały w technologie, budowały by domy w naszym kraju pobudzając popyt. To nasze firmy by się wzbogacały i stały się znaczące w Europie Środkowej. Przejmował by firmy za granicą a nie odwrotnie, tworzyły by oddziały. Nie było by takiego drenażu pieniędzy za granicę jak to jest obecnie i ciągłego deficytu obrotów bieżących. Większe wpływy podatkowe-więcej pieniędzy do wydania.

 

Z innej gospodarczej beczki.

Obecnie zagraniczne koncerny nie płacą niemal podatków u nas, bądź transferują ogromne sumy za np używanie nazwy marki. Mają zwolnienia, ulgi. Jak my mamy z nimi konkurować. Niebawem przeniosą produkcję gdzie taniej i zostaniemy na lodzie. O hipermarketach i ich polityce personalnej nie wspomnę.

 

Nie wiem kto nami rządzi od lat? Co to za patrioci? Byle do wyborów i mnóstwo obiecanek na które się łapie nasze społeczeństwo od nastu lat.

Nie jest za późno. Zainwestujmy w prawdziwą edukację, bo nie widać innego rozwiązania jak mądrość narodu i jego rozsądne decyzje oraz decyzyjność przyszłych wyedukowanych włodarzy naszego kraju.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

PaniG(dżi) nie wchodźmy w politykę i jej podziały. Nie ma co przekrzykiwać czy wyciągać porównania gospodarcze które nie zmieniają się tak szybko jak wybory.

 

Mnie jednak "szopen" bardziej przekonuje niż bez urazy "zbigmor" który także ma trafne tezy, choć ja uważam że mniej horyzontalne. Lecz to moje zdanie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...