Gość promyczek 27.03.2004 09:55 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Marca 2004 Wiosna Lubię gdy wiosna tanecznym krokiem od strony lasu zmierza. Z naręczem bazi wiankiem z narcyzów. Forsycję zazdrość pożera. Przed nią figlarny wietrzyk wieje i wróble skaczą wesoło. Słońce wydłuża zaś swe promienie. Wnet obudzi się lato. henia21.04.2003r. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość 27.03.2004 15:33 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Marca 2004 Który skrzywdziłeśKtóry skrzywdziłeś człowieka prostegoŚmiechem nad krzywdą jego wybuchając,Gromadę błaznów koło siebie mającNa pomieszanie dobrego i złego, Choćby przed tobą wszyscy się skłoniliCnotę i mądrość tobie przypisując,Złote medale na twoją cześć kując,Radzi że jeszcze jeden dzień przeżyli, Nie bądź bezpieczny. Poeta pamięta.Możesz go zabić - narodzi się nowy.Spisane będą czyny i rozmowy. Lepszy dla ciebie byłby świt zimowyI sznur i gałąź pod ciężarem zgięta. Czesław Miłosz Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość 27.03.2004 16:23 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Marca 2004 Czesław Miłosz Traktat Poetycki (1957) WSTĘP Mowa rodzinna niechaj będzie prosta.Ażeby każdy, kto usłyszy słowoWidział jabłonie, rzekę, zakręt drogi,Tak jak się widzi w letniej błyskawicy. Nie może jednak mowa być obrazemI niczym więcej. Wabi jąod wiekówRozkołysanie rymu, sen, melodia.Bezbronnąmija suchy, ostry świat. Niejeden pyta dzisiaj co to znaczyTen wstyd, jeżeli czyta księgę wierszy,Jakby do gorszej natury w nim samymZwracał się autor w niejasnym zamiarzeMyśl odsuwając i myśl oszukując. Z przyprawążartu, błazeństwa, satyry,Jeszcze się umie podobać poezja.Jej znakomitość wtedy się docenia.Ale te walki, gdzie stawkąjest życieToczy się w prozie. Nie zawsze tak było. I nie wyznany dotychczas jest żal.Służą, nie trwają, romanse, traktaty.Bo więcej waży jedna dobra strofaNiż ciężar wielu pracowitych stronic. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ponury63 28.03.2004 10:45 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Marca 2004 Wisława Szymborska "Rozmowa z kamieniem" Pukam do drzwi kamienia.- To ja, wpuść mnie.Chcę wejść do twego wnętrza,rozejrzeć się dokoła,nabrać ciebie jak tchu. - Odejdź - mówi kamień. -Jestem szczelnie zamknięty.Nawet rozbite na częścibędziemy szczelnie zamknięte.Nawet starte na piaseknie wpuścimy nikogo. Pukam do drzwi kamienia.- To ja, wpuść mnie.Przychodzę z ciekawości czystej.Życie jest dla niej jedyną okazją.Zamierzam przejść się po twoim pałacu,a potem jeszcze zwiedzić liść i krople wody.Niewiele czasu na to wszystko mam.Moja śmiertelność powinna Cię wzruszyć. - Jestem z kamienia - mówi kamień -i z konieczności muszę zachować powagę.Odejdź stąd.Nie mam mięśni śmiechu. Pukam do drzwi kamienia.- To ja, wpuść mnie.Słyszałam że są w tobie wielkie puste sale,nie oglądane, piękne nadaremnie,głuche, bez echa czyichkolwiek kroków.Przyznaj, że sam niedużo o tym wiesz. - Wielkie i puste sale - mówi kamień -ale w nich miejsca nie ma.Piękne, być może, ale poza gustemtwoich ubogich zmysłów.Możesz mnie poznać, nie zaznasz mnie nigdy.Całą powierzchnią zwracam się ku tobie,a całym wnętrzem leżę odwrócony. Pukam do drzwi kamienia.- To ja, wpuść mnie.Nie szukam w tobie przytułku na wieczność.Nie jestem nieszczęśliwa.Nie jestem bezdomna.Mój świat jest wart powrotu.Wejdę i wyjdę z pustymi rękami.A na dowód, że byłam prawdziwie obecna,nie przedstawię niczego prócz słów,którym nikt nie da wiary. - Nie wejdziesz - mówi kamień. -Brak ci zmysłu udziału.Nawet wzrok wyostrzony aż do wszechwidzenianie przyda ci się na nic bez zmysłu udziału.Nie wejdziesz, masz zaledwie zamysł tego zmysłu,ledwie jego zawiązek, wyobraźnię. Pukam do drzwi kamienia.- To ja, wpuść mnie.Nie mogę czekać dwóch tysięcy wiekówna wejście pod twój dach. - Jeżeli mi nie wierzysz - mówi kamień -zwróć się do liścia, powie to, co ja.Do kropli wody, powie to, co liść.Na koniec spytaj włosa z własnej głowy.Śmiech mnie rozpiera, śmiech, olbrzymi śmiech,którym śmiać się nie umiem. Pukam do drzwi kamienia.- To ja, wpuść mnie. - Nie mam drzwi - mówi kamień. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość Abelard 28.03.2004 13:00 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Marca 2004 Coraz krótsze listy od ciebie Coraz krótsze listy od CiebiePiszesz, że ogrodnik umarłNikt się tej śmierci nie spodziewałNawet kwiaty, które sadził wczorajNawet kwiaty, które sadził wczoraj Piszesz jeszcze, że jesień jest ładnaPo ogrodzie, po sadzie szalejeJabłka nad ranem strąca wszystkiePowoli woła do siebiePowoli woła do siebie U Ciebie też ze zdrowiem kruchoWiem, choć o tym nie wspominaszPoszarpane całkiem Twoje nerwyI jeszcze innych sto sprawI jeszcze innych sto spraw Coraz rzadsze listy od CiebieListonosz tu chyba nic nie winienCoraz krótsze listy od CiebieSzukamy się już tylko we mgleSzukamy się już tylko we mgle Adam Ziemianin Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość Uhu 28.03.2004 15:53 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Marca 2004 Ernest Bryll *** A chociaż to był kamień wesoło siedliśmyI jako chlebem spólnie dzieliliśmyKażdy trzymał go w dłoniach, rozgrzewał oddechemUmiękczał słowem, smarował uśmiechemAż stał się cud - gdy w skale zapachniało zbożemI granit ciało gorące otworzył. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość ogienek 28.03.2004 21:03 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Marca 2004 Obrazy Przez moją głowę Przebiegają obrazy z naszych spotkań Jak zdjęcia Poprawiane przez najnowszą technologię Mojego umysłu Dodaję co chcę Jak operator komputera Doprowadzam sceny do perfekcji Szkoda tylko, że w rzeczywistym życiu Mam ograniczone możliwości [Dorothee Veronique Egare] Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
chmurka 29.03.2004 08:32 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Marca 2004 Kazimierz Przerwa - Tetmajer Narodziny wiosny Gdy pierwszy nastał dzień wschodzącej wiosny młodej,najpierwszy zbudził się śpiący na dnie bóg wodyi powstał z chłodnych łez, i głową kędzierzawauderzył w lód, co legł na rzece lśniącą lawą,i rozpękł z hukiem lód, i z prądem kry się suną,a w słońcu suszył bóg swa głowę krętoruną.A gdy gorącej blask słoneczny padł na gaje,bogini wonnych ziół z pościeli miękkiej wstajei rozpuściła włos, co aż do ziemi spływa,i naga polem szła bogini złotogrzywa,a kędy pola tknie jej włos, tam wnet się trawyzielona puści ruń i szczaw zielono-rdzawy.Owiana ciepłem zórz, wiosennych tchem powiewów,pieszczona wonią sfer, z różanych wyszła krzewówi uśmiechnęła się do złocistego słońcabogini, córa nieb, kwiatami władająca.W złocisty szafir ócz objęła świat miłośnie,a kędy spojrzy, kwiat prześliczny wnet wyrośniei wkoło lilii, róż, narcyzów kwitnie mnóstwo,a wśród nich słońcu śle uśmiechy jasne bóstwo.I powstał lasów bóg, strząsł zwiędłe liście z głowyi z świeżych sobie wnet splótł liści wian dębowy,i rozkołysał drzew gałęzie i konary,i słuchał -- płynął hymn, hymn uroczysty, stary,i długo słuchał bóg w powadze i zadumieodwiecznych baśni w tym rozkołysanym szumie.Brodatych faunów huf i śnieżne nimfy społem,za ręce wziąwszy się, pląsają nadzy kołemna łące, kędy blask od słońca złoty pada --przy cudnej wiatru grze tam pląsa bóstw gromada,świat pachnie, lśni się w krąg i jakąś moc miłosnalubieżnie pieści go... Rodząca wstała wiosna. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
KLIO 29.03.2004 12:43 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Marca 2004 Dopóki nauka odkryćzródeł życia nie potrafi,i w morzu lub niebie będą przepaścieopierające się wyliczeniom;dopóki ludzkość wciąż idąca naprzódnie będzie wiedziała dokąd idzie;dopóki będzie istnieć tajemnica dla człowieka,będzie poezja. Dopóki czuć będziemy, że cieszy się duszachociaż nie śmieją się usta;dopóki płakać się będzie, chociaż płacznie zachmurzy zrenicy;dopóki rozum i sercebędą nadal walczyć,dopóki będzie istniała nadzieja i wspomnienie,będzie poezja. Dopóki będą oczy, które odbijać będąoczy w nie patrzące,dopóki odpowiadać będą wargi wzdychającewargom, co wzdychają;dopóki czuć się będą mogły w pocałunkudwie dusze stopione,dopóki istnieć będzie jedna piękna kobieta,będzie poezja. Gustavo Adolfo Becquer Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość Kamień 29.03.2004 20:51 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Marca 2004 Słońce już dawno przykryte - Bitles Słonce już dawno przykryteCiemną zasłoną, utkaną ztysiąca małych gwiazdszklanka wypada z rąkpowieki sennie się klejączłowiek na nogach ledwo się trzymamyśli kotłują się w głowiejeszcze tylko mała czarna kawai już za chwile głowę przykleiszdo poduszki szepniesz po cichudobranoc i zaśnieszzmęczony trudami codziennościby śnić, śnić i śnićo tym co takcenne jest w twym życiua rano oczy otworzysz byznowu wszystko zacząć od nowa Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
chmurka 30.03.2004 12:58 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Marca 2004 DZIWNI LUDZIE Dziwni ludzieLiczą zmarszczki, pieniądze i dniCzasem liczą na to,Że się spełni, co nocą się śni. Już nie liczą na siebieJuż nie liczą się z sobąZe słowami nie liczą się wcale Choć pewności nie mająŻe do maja przetrwają,Nie kochają- hodują swe żale Dziwni ludzieLiczą zmarszczki, pieniądze i dniCzasem myślę,Że ci dziwni ludzie to my Że ci dziwni ludzieTo także myŻe ci dziwni ludzieTo ja i ty. Ola Kiełb Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
chmurka 30.03.2004 14:01 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Marca 2004 Adam Ziemianin "Wiosna pod Żegiestowem" Jaskółka zaczyna wiosnęMiędzy niebem a ziemiąSkrzydłem swym niczym wiosłemPomaga mieszać zieleń Panu Bogu Mieni się w oczachBo lot swój zniża to podnosiKaczeńce całkiem w doleZupełnie żółte z zazdrości I my oniemiali w zachwycieTak jak każdej wiosnyStoimy przed wielką tajemnicąJak na początku ludzkości Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ponury63 30.03.2004 15:08 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Marca 2004 Dnia 30 marca 1844 roku urodził się Paul Marie Verlaine (zm. 1896), poeta francuski Paul Verlaine "Na przechadzce" Niebo takie łagodne, drzewa takie giętkie Zdają się uśmiechać do szat jasnych tonów, Co, powolne kaprysom fałdów i festonów, Mienią się z ruchem każdym - niedbałe, a miętkie. Wiatr ciepły o sadzawki taflę ledwo trąca, A poprzez topolową cienistą aleję Ułagodzona jasność słoneczna się leje - Niebieskawa i jakby z umysłu mdIejąca. Zwodziciele wytworni, zalotnice wabne, Serca zapalne, w więzy przysiąg nie zakute, Ścieramy się kunsztownie na wesołą nutę - Kochankowie kochankom strzały ślą jedwabne. Czasem niedostrzegalnie chyża rączka mała Policzkiem skarci za coś. Przestępca skruszony Kładzie w zamian swe usta na paznokć toczony Najmniejszego z paluszków. - Ta bezczelność śmiała I skora obcesowość doznają odprawy W druzgocącym spojrzeniu, wyniosłym i suchym. - Przecie niezbyt licują z surowym tym ruchem Kąciki ust zalotne i dąs dość łaskawy. "Beams" Stąpać pragnęła poprzez morskie fale, A że podmuch łaskawy nawiał ciszę senną, Chętnie karku ugięliśmy w obłędne lenno, Oto gościńcem gorzkim kroczymy wspaniale. Słońce w niebie wysokim, wielce lśniące, pała: W jej splotach jasnych drgają pozłoty promienie, Szliśmy śladem spokojnym, o, wielkie olśnienie, Jak toczenie się nurtów i jak piana biała! Kołysały się ptaki wokoło siwawe, I żagle w dali białe w ukośnym kołysie, Niekiedy wodorosty, jak piana na misie, Przez które się ślizgały stopy w fal kurzawę. Odwróciła się, niemal ukojona, płowe Oczy spojrzały ledwo, czy idziem spokojni? Nas, radosnych wybrańców, ujrzała i wolniej Szła przodem, poblask złocił jej wyniosłą głowę. "Niemoc" Jam Cesarstwo u schyłku wielkiego konania, Które, patrząc, jak idą Barbarzyńce białe, Układa akrostychy wytworne, niedbałe, Stylem złotym, gdzie niemoc sennych słońc się słania. Duszy, samiutkiej, mdło aż, w nudzie, co ochłania. Skądciś tam wieści niosą walk olbrzymich chwałę. O, nie móc, przez tę słabość, przez żądze tak małe, O, nie chcieć zaznać nieco tego falowania! O, nie chcieć, o i nie móc umrzeć chociaż nieco! Wszystko wypite! Ty tam, nie śmiej się z mych żali! Wszystko, wszystko wypite! zjedzone! - Cóż dalej? Tylko garść słabych wierszy, co ot, w ogień lecą, Tylko niewolnik nicpoń, co nie dba o pana, Tylko ból jakiejś troski, co żre pierś, nieznana. "Spleen" Żarem się pali czerwień róży, Bluszcz czarnym liściem wzwyż się pnie. Miła gdy tylko się poruszysz, Rozpacze me znów budzą się. Niebo zbyt modre jest, zbyt tanie Zielenie mórz i dali mdłej. Wciąż boję się - ach to czekanie! - Jakiejś ucieczki strasznej twej. Zbrzydł mi bukszpanu liść zielony I już do reszty zbrzydł mi wrzos I ten krajobraz nieskończony, Wszystko prócz ciebie - masz ci los! * * * A więc to będzie w jasny, letni dzień:Weselne słońce, spólnik mej radości,Zrobi piękniejszą - w szat białych świetności -Twą drogą piękność - od prawdy i śnień; Niebo niebieskie, jak namiot wysoki,Fałdów przepychem wokół naszych czółDrgać będzie szczęsnych, lecz przybladłych w półZ oczekiwania, z błogości głębokiej; I przyjdzie wieczór, wonny oddech różPieścić cię będzie, igrać z twym welonem,A gwiazd orszaki okiem uśmiechnionemPozdrowią szczęsnych - nowożeńców już. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość never more 30.03.2004 20:43 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Marca 2004 Ostrowska Bronisława - Śmierć kochanków Zapachów lekkich pełne nasze loża,Łoża jak grób głębokie - a w środku komnatyBędą dla nas w wazonach kwitły dziwne kwiaty,Rozkwitłe pod jaśniejszym błękitem przestworza. Wśród mdlejących upałów ich woni ostatnich,Dwa nasze serca będą jako dwie pochodnie,Co odbiją swe blaski szeroko i zgodnieduchach naszych złączonych, tych zwierciadłach bratnich. W mistyczny zmierzch, przez róże i błękity senne,Niby łkanie przeciągłe, żegnaniem brzemienne,Zamienimy jedynej błyskawicy lśnienie... A potem drzwi otworzy lekka dłoń anioła,o radosny i wierny do życia powołaZamącone zwierciadła i martwe płomienie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
chmurka 30.03.2004 21:56 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Marca 2004 Jeremi Przybora NIE BUDŹCIE MNIE Nie, nie,nie budźcie mnie!Śpi mi się tak ciekawie - jest piękniej w moim śnie niż tam, na waszej jawie. Bo tu - po tej stronie rzęscudowny bezsens sprawia,że bezlitosny sensmoich spraw sensu nie pozbawia. Więc jawą nie nudźcie mnie -nie, nie,nie budźcie mnie! Po łące brodzę kwietnej -mam we śnie nogi świetne -nogami wrastam w łąkęi teraz jestem pąkiem,po którym chodzi motyltak lekki jak sam dotyk.Lecz motyl trwa króciutko,bo wyczerpuje chód go.Więc ze zmęczenia przysnąłi teraz jest mężczyznąz brodatą buzią Freuda -w mankietach z celulojda - ten Freud się kocha we mnie, a mnie jest tak przyjemnie,że wciąż popełniam nowe czynności pomyłkowe. Nie, nie... (1965) Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ponury63 31.03.2004 09:03 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 31 Marca 2004 Dnia 31 marca 1914 roku urodził się Octavio Paz (zm. 20.04.1998), poeta meksykański, laureat literackiej nagrody Nobla w 1990 roku Octavio Paz "Stary poemat" Pod eskortą natrętnych wspomnień wspinam sięwielkimi krokami po stopniach muzyki.W górze, na kryształowych szczytach,światło zrzuca swe szaty. U wejściadwie strugi wodne prostują się,pozdrawiają mnie, skłaniają swerozgadane pióropusze, gasną wprzyzwalającym pomruku. Obłudne okazałości. Wewnątrz, w pokojachz portretami, ktoś znany mi stawiapasjansa zaczętego w 1870, ktoś,kto zapomniał o mnie, pisze list do przyjaciela,co się jeszcze nie naradził. Drzwi, uśmiechy, ciche kroki, szepty, korytarze,którymi maszeruje krew przy łoskociebębnów okrytych żałobą. W głębi, w ostatnim pokoju, płomyk naftowej lampy. Płomyk rozprawia, poucza, debatuje z samym sobą.Powiada mi, że nikt nie przyjdzie, żebym wygasił oczekiwanie, bo pora jużpołożyć krzyżyk na wszystkim i położyć się spać.Daremnie kartkuję me życie. Moja twarzodrywa się od mej twarzy i zapada sięwe mnie jak cichy, zepsuty owoc.Żadnego odgłosu, żadnego och. I nagleniepewna w świetle starożytna wieża rozniesiona między wczoraj i dziś, strzelistośćmiędzy dwiema otchłaniami. Znam, poznajęschody, wytarte stopnie, mdłości i zawroty głowy.Tutaj płakałem, tutaj śpiewałem.Zbudowałem cię z tych kamieni, wieżę ze słówpłonących i zawiłych, stos liter rozsypanych.Nie. Zostań, jeśli chcesz rozmyślać nad tym,który odszedł. Wyruszam na spotkanie tego,którym jestem, którym się właśnie staję,mego następcy i przodka, ojca i syna, obcego bliźniego.Człowiek tam się zaczyna, gdzie umiera.Idę ku moim narodzinom. tłum. Rajmund Kalicki *** Jak powój tysiącorękiJak żar i jego upierzenie żarłoczneJak wiosna w napaści rokuPalce muzykiPazury muzykiOgnisty bluszcz muzykiOkrywa ciała okrywa duszeCiała tatuowane płonącymi dźwiękamiJak ciało boga ułożone ze znakówJak ciało nieba tatuowane gniewnymi gwiazdamiCiała spalone dusze spalonePrzyszła muzyka i wydarła nam oczy(Nie widzimy nic oprócz błyskawicyNie słyszymy nic oprócz uderzenia świetlistych szpad)Przyszła muzyka i wydarła nam językWielkie usta muzyki pożarły ciałaSpalił się światSpłonęło jego imię i imiona które były jego ozdobąNie zostało nic tylko dźwięk wysokiSzklana wieża gdzie gnieżdżą się szklane ptakiPtaki niewidzialneUczynione z tej samej substancji światła tłum. Jan Zych "Drugi" Wymyślił sobie twarz,Poza niąŻył, umierał i zmartwychwstawałWiele razy.Jego twarzMa dziś już zmarszczki tamtej twarzy.Jego własne zmarszczki nie mają twarzy. tłum. Adam Komorowski "Pisane zielonym atramentem" Zielony atrament tworzy ogrody, lasy, łuki,Listowie gdzie śpiewają litery,słowa co są drzewami,frazy zielone konstelacje. Niech moje słowa spadną na Ciebie - białąI okryją jak liści deszcz ośnieżone pole,jak bluszcz posąg pokrywajak atrament tę stronę. Ramiona, kibić, szyję, piersi,twarz otwartą jak morze,kark - las jesienią,zęby szczypiące źdźbło trawy. Twoje ciało układa się z zielonych znakówjak ciało drzewa gdy znów się zieleni.Nie zajmuj się tak drobną i błyszczącą raną:Patrz w niebo, w zielone gwiazd tatuaże. tłum. Adam Komorowski "Świt" Prędkie ręce zimneOdwijają po koleiBandaże mrokuOtwieram oczyJeszczeJestem żywyW środkuRany jeszcze świeżej tłum. Jan Zych "Przyjaźń" Godzina oczekiwanaNa stół spadaNieustannieGrzywa lampyNoc przywraca ogromne oknoNie ma nikogoObecność bezimienna mnie otacza tłum. Jan Zych "Ostatni świt" Leżąca w przestrzeniach,Twoje włosy gubią się w lesie,Twoje stopy dotykają moich.Śpiąca większa jesteś od nocy,Ale twój sen mieści się w tym pokoju.Czymże jesteśmy tak mało jesteśmy tak wiele!Ulicą przejeżdża taksówkaW jej wnętrzu ładunek widm.Rzeka która odchodziZawszeJest z powrotem. Czy jutro będzie inny dzień? tłum. Jan Zych "Świt pod gołym niebem" Usta i ręce wiatruSerce wodyEukaliptusObozowisko chmurŻycie rodzące się z każdym dniemŚmierć rodząca się z każdym życiem Przecieram oczy:Niebo idzie po ziemi tłum. Jan Zych "Gdzie bez kogo" Nie maŻywej duszy między drzewamiI jaNie wiem gdzie odszedłem tłum. Jan Zych "Falowanie" - I Powróć do nocyZstąp w mroczne winogrono godzinSkosztuj owocu ciemnościi poznaj smak niewiedzy II Z dumą drzewawyprężonego na pełnym wietrzerozbierasz się Gestem wodytryskającej ze skały Opuszczasz swe ciałaLunatycznymi krokami podmuchurzucasz się w łóżko Przymykając oczyodsłaniasz tropy najstarszej nagości III Wdzieram się w ciebie ślepym uderzeniem faliTwoje ciało przyjmuje mnie jak odradzająca się falaWicher za oknem wyje i gromadzi wodyWszystkie lasy są jednym drzewemMiasto żegluje na pełnej nocyZiemia i niebo - przypływ nie ustajeSplecione żywioły tkająsukno nieznanego dnia IV Pustynia niezmierna i tajemne źródłoWaga ciszy i drzewo jęcząceCiało co się rozpina jak żagielCiało które się skręca jak głowniaSerce które wyrywam z nocySkorpion wessany w mą pierśPieczęć krwi na mym wieku męskim V (CZYNIĘ TO CO MÓWISZ) Twoje TAK -lampa co wiodła ciebie wprost do bramy snuTwoje NIE -waga co mierzy prawdę i kłamstwo pragnieniaTwoje ACH -kość zakwitająco ubiega twą śmierć VI (DZISIAJ, ZAWSZE DZISIAJ) Mówisz (i słychać głosy wielu deszczów)Nie wiem, co mówisz (dłoń zżółkła nas ochrania)Milkniesz (oddycha chmura ptaków)Gdzie my jesteśmy (zamyka nas purpura ciemnic)Śmiejesz się (rzeka sypko przebiera się w liście)I nie wiem gdzie idziemy (bo dzisiaj to jest jutrotu, pośrodku nocy)Dziś się otwiera i zamykaNigdy się nie porusza i nie stajeSerce co nigdy nie gaśnie.Dzisiaj - ptak co przysiadana kamiennej wieży Zawsze jest południe tłum. Krystyna Rodowska biografia i wiersze Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość wiosna 31.03.2004 09:36 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 31 Marca 2004 Z WIOSNĄ - INTERNAUTOM - LESZEK DŁUGOSZ Przez wiosenne roztopy Przez rozbryzgi - woda i kaczeńce spod kopyt Nie posyłamy już jeźdźca galopem Ale przycisk telefonu Internetu Włączony - I biegnie Wiadomość Ta sama Z wiosną Wciąż nieodmieniona – Bo to co serce z wiosną ma do powiedzenia To się nie zmienia Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość 31.03.2004 14:35 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 31 Marca 2004 Takie tango muz. R. LipkoBudka Suflera Na sali wielkiej i błyszczącej tak jak nocne Buenos AiresKtóre nie chce spaćOrkiestra stroi instrumenty, daje znak i zaraz zacznieNowe tango grać Siedzimy obok obojętni wobec siebie jak turyściWystukując rytmNie będzie tanga między nami choćby nawet cud się ziściłNie pomoże nic Chociaż płyną ostre nutyW żyłach płonie krewNigdy żadne z nas do tańcaNie poderwie się Bo do tanga trzeba dwojgaZgodnych ciał i chętnych sercBo do tanga trzeba dwojgaTak ten świat złożony jest Zaleje w końcu Buenos Aires noc tak gęsta jak atramentA gdy przyjdzie brzaskCo było w naszych sercach kiedyś kiedyś jak świecący diamentCały straci blask I choć będą znowu graliBóg to jeden wieNigdy razem na tej saliNie spotkamy się Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
chmurka 31.03.2004 20:36 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 31 Marca 2004 Jonasz Kofta "Dobrze,że byłaś" Nie mam niczego do stracenia Jestem w ciemności, idę w ciemność Z istnienia przejść do nieistnienia Łatwo Dopóki jestes ze mną. Spod stóp się osunęła ziemia Cokolwiek złego było, wybacz -Jak mam ci pomóc? Boję sie ciszy - Słyszysz mnie? Słyszę Dobrze,że byłaś. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
skorpionka 01.04.2004 07:54 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 1 Kwietnia 2004 Mira, uważaj Żyłaś sobie jak Tangolitaco noc, co dzień -bo i myśliciel, i kobita,Syrena-Record, z bajki płyta,niebiański motor,o Szarlotto -sen. To było życie! cud fakira!Wszystko, coś chciała, miałaś, Mira:mirrę, kadzidło i złoto.A teraz co? Na Heraklita!Co w głowie masz! hoc-hoc?Wprost zwariowała ta kobita,ana chce być jak ironitaco dzień, co noc. Ha-ha, satyrki się zachciało -owszem, to pomysł dumny.Ale co będzie, proszę Miry,jeśli Kolumna Satyryzacznie obalać kolumny? Czy zapomniałaś, ze Voltairezostał obity przez lokajów?Ciężko z satyrą w każdym kraju,nawet w ZSRR. A tobie, jak na złość, potrzebapoetom dać kawałek chleba,chce ci się witza, fanfreluszki,satyry, Schneckenschnickenschnack,błysku szpady sans peur ni blague...Mira, na kręte wchodzisz dróżki,Mira, uważaj. Jak pragnę Boga, zadrzesz z rządem.Satyry nie kocha rząd.U nas, uważasz, trzeba z prądem,ty chcesz pod prąd...Powiedzmy, że Kolumna wyszła -sto lat! i byle prędzej!Jak gwiezdne niebo humor błyska,jak gwiazdy śmieją się ludziska,no, ale konsekwencje? Bo jeśli tak, bo jeśli, jeśliskandl z satyry się wybiesi -Mira, uważaj -Od tej satyry przyjdą rozbiory,no i Kościuszko, Insurekcja,Bartoszu-toszu, Uaszyngton,potem Królestwo Kongresowe,Szopen zacznie płakać na lekcjach,że chce do rodzinnych stron.Potem jak zwykle Mikołaj Pierwszyi kupppa wierszy, kuppa wierszy,a potem Adam i cholera,a potem Juliusz i suchoty.o filareci, biedne dzieci,kochany kraju złoty... A w końcu przyjdzie Do-OO-tyma.Mira, uważaj, Mira, trzymaj!!!Mira, nie mogę... *Kiedy ojczyzna zasnuje się kirem,wszyscy wskażą palcem na Mirę,że sprowadziła noc niedoli,och boli serce, och jak boli... A co się stanie z tobą potem?Wolę, Mireczko, nie mówić o tem: Daktyloskopia, czarne znaki,tajga i tundra, klątwy księży,Mira, uważaj, się zastanów -i ty, i ja znamy tych panów.Po co ci, Pani, despekt taki?Lepiej z Cyrano Berżerakiemlećmy na księżyc. Konstanty Ildefons Gałczyński1934 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.