Gość Au suivant 08.04.2004 15:55 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Kwietnia 2004 Jef muz. i sł. J. Brel, przekł. W. Młynarski, wyk. Michał Bajor Nie Jef, nie jesteś samI wierz mi, robisz błądGdy tak rozpaczasz, żeKolejna z twoich damTleniona zołza blondPuściła w trąbę cięJef, sam nie jesteś, nieI wierz mi, że to wstydGdy ronisz gorzkie łzyŻe to półk..wie złeWymalowane zbytWypchnęło cię za drzwiWięc nie rób dłużejPośmiewiska z siebieDla zgorszonych mam i cioćZ chodnika wstańSpadamy stądSpadamy, JefChodź, chodź Chodź, mam jeszcze parę stówPójdziemy przepić jeNiedrogie bistro znamChodź, gdy stracę parę stów Też bracie nie martw sięJak król mam kredyt tamBędziemy tęgo jeśćKrewetki, frytki razKrewetki, frytki bisI wino pić do dnaGdy nie pomożeTo zmienimy lokalBo Madame Andre od dziśDziewczyny nowe maI świat się będzie śmiałI zaśpiewamy znów Jak kiedyś, ile sił.....Jak gdybym forsę miał.....Jak gdybyś młody był Nie Jef, nie jesteś samWięc rozchmurz bracie twarzI dźwignij cielsko sweWiem, że pod swetrem tamPęknięte serce maszŻe smutno ci i źleJef, Jef, nie gadaj miŻe prosi serce tweO ostateczny ciosŻe czeka szyja twaNa zaciśnięty sznurŻe tak swój skończysz losDokoła widzów mocNiekiepskie kino maZa darmo z ciebie JefWięc wstawaj jużSpadamy stądSpadamy JefPsiakrew Chodź, gitarę jeszcze mamDla ciebie błysną z niejPłomyki jasnych nutChodź, piosenki takie znamCo ulżą doli twejRozgrzeją serca lódSprawdzimy w bankuKurs dolara USASkoczymy tam na murGdy los ciut grosza daGdy smutny będziesz wciążPoradzę ci, psia maćCo zrobić, żeby sięRockefellerem staćZnów zaśpiewamy takJak gdyby każdy z nas Na śmierć zapomniał już.....Że kieszeń pusta.....A parszywa starość tuż Chodź JefChodźJef Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość Au suivant 08.04.2004 15:57 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Kwietnia 2004 Następny muz. i sł. J. Brel, przekł. W. Młynarski, wyk. Michał Bajor Skrywając męskość mąW ręczniczek szczupły ciutI w garści mydła ćwierćHołubiąc ile siłNastępny, następny Dwadzieścia miałem latI stało nas tak stuI każdy przed kimś byłI każdy po kimś byłNastępny I towarzyski szlifÓw pierwszy szlif mi dałWojskowy burdel, coNa gumach kółka miałNastępny I choć nie było w tymCzułości nic a nicChoć wolał przy tym bymNie śpieszyć się, mieć czasAle następny I choć nie WaterlooLecz i nie AusterlitzW objęciach owych damOczekiwałoNastępny I wielu z nas ten głosCo ciszę ciął jak nóżDo wielkiej armii ciotNa zawsze wcielił jużNastępny I klnę się tutaj naMych krętków blady tłumŻe ten naglący głos Po nocach mi się śniNastępny I czosnek śmierdzi w nimI chrzczony wodą rumTo jest narodów głosTo głos wezbranej krwiNastępny To jest kobiety głosKtóra w spełnienia czasW sekundę potem jużMamrocze: zrób to razNastępny Następni wszystkich rasZe wszystkich świata stronSwą dłoń mi dajcie, leczNie pocieszajcie mnieNastępny Że być następnym niżPoprzednim lepiej jestŻe mimo wszystko toMniej upokarza cięNastępny Na stryczek splatam sznurNóż ostrzę nocą złąBo jeśli żyć, to jakJak żyć, by nie być wciążNastępnym Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość Au suivant 08.04.2004 15:59 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Kwietnia 2004 Walc na tysiąc pas muz. i sł. J. Brel, przekł. W. Młynarski, wyk. Michał Bajor W pierwszym takcie walca jesteś Sama, lecz uśmiechasz się jużW pierwszym takcie walca jestemSam, lecz wiem, że ty jesteś tużParyż sam rytm walca odmierzaI uczucia moje i tweParyż sam równiutko odmierzaI cichutko powiada nam, że To jest walc na trzy pasCo tę zaletę maMa tę zaletę, że Nie śpieszy się, ma czasI nie ponagla nasI nie ponagla nasTo walc na cztery pasTańczony znacznie mniejTańczony znacznie mniejLecz równy w gracji swejWalcowi na trzy pasA już po chwiliTo walc na dwadzieścia pasTo walc na prawdę pysznyZnacznie bardziej niżDaleko bardziej niżTen biedny walc na trzyA już po chwili toTo jest walc na sto pasTo jest walc na sto pasI na ulicznym skrzyżowaniuBiałe bzy miłośnie nucą go W paryskiej wiosny dniTo walc na tysiąc pasTo walc na tysiąc pasWalc, który dopadł czasI w tysiąc pytań zgadłCo trzeba zrobić, byZnów mieć dwadzieścia latTo walc na tysiąc pasTo walc na tysiąc pasWalc, który dopadł nasI śpiewa naszym dniomŻe już budować czasMiłości jasny dom No, a w drugim takcie walcaPłyniesz już w ramionach mych iW drugim takcie tego walcaZe mną w głos liczysz już raz, dwa, trzyParyż sam rytm walca odmierzaI uczucia moje i tweParyż sam równiutko odmierzaI powtarza i nuci nam, że To jest walc na trzy pasCo tę zaletę maMa tę zaletę, że Nie śpieszy się, ma czasI nie ponagla nasI nie ponagla nasTo walc na cztery pasTańczony znacznie mniejTańczony znacznie mniejLecz równy w gracji swejWalcowi na trzy pasA już po chwiliTo walc na dwadzieścia pasTo walc na prawdę pysznyZnacznie bardziej niżDaleko bardziej niżTen biedny walc na trzyA już po chwili toTo jest walc na sto pasTo jest walc na sto pasI na ulicznym skrzyżowaniuBiałe bzy miłośnie nucą go W paryskiej wiosny dniTo walc na tysiąc pasTo walc na tysiąc pasWalc, który dopadł czasI w tysiąc pytań zgadłCo trzeba zrobić, byZnów mieć dwadzieścia latTo walc na tysiąc pasTo walc na tysiąc pasWalc, który dopadł nasI śpiewa naszym dniomŻe już budować czasMiłości jasny dom No, a w trzecim takcie walcaPrzybył ktoś - tym kimś miłość jestW trzecim takcie tego walcaTroje nas tańczy po balu kresParyż rytm równiutko odmierzaI w tym rytmie serca nam drżąParyż sam rytm walca odmierzaZ nami radość wyśpiewać chce swą To jest walc na trzy pasCo tę zaletę maMa tę zaletę, że Nie śpieszy się, ma czasI nie ponagla nasI nie ponagla nasTo walc na cztery pasTańczony znacznie mniejTańczony znacznie mniejLecz równy w gracji swejWalcowi na trzy pasA już po chwiliTo walc na dwadzieścia pasTo walc na prawdę pysznyZnacznie bardziej niżDaleko bardziej niżTen biedny walc na trzyA już po chwili toTo jest walc na sto pasTo jest walc na sto pasI na ulicznym skrzyżowaniuBiałe bzy miłośnie nucą go W paryskiej wiosny dniTo walc na tysiąc pasTo walc na tysiąc pasWalc, który dopadł czasI w tysiąc pytań zgadłCo trzeba zrobić, byZnów mieć dwadzieścia latTo walc na tysiąc pasTo walc na tysiąc pasWalc, który dopadł nasI śpiewa naszym dniomŻe już budować czasMiłości jasny dom Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość Au suivant 08.04.2004 16:37 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Kwietnia 2004 STARZY LUDZIE muz. J.Brel, G.Jonannest i J.Corti, sł. J.Brel, przekł. Wojciech Młynarski Nie mówią prawie nic, bezradnie patrzą w krągWyblakłym wzrokiem swym.Choć mogą forsę mieć, to biedni przecież są,Bo marzeń braknie im.W ich domach zapach ziół i zapach dawnych słówWśród smutnych ścian się zbiegł.W Paryżu żyje się jak na prowincji,Gdy ktoś przeżył życia wiek.A gdy wpadają w śmiech,Głos pęka im, gdy o swych świetnych piszczą dniach.A gdy wpadają w płacz,Ich zmarszczek gęsta sieć perliście lśni we łzach.A jeśli trochę drżą,Drżą słysząc zegar, co w salonie mierzy czasI gada noce, dnie swe "tak" i swoje "nie",I gada "czekam was".Nie mają złudzeń już,Ich książki dawno śpią, pianino w kącie śpiI kot już dawno zdechł.Niedzielne winko zaśJuż nie rozgrzewa krwi.Tak skurczył się ich świat,Że nie ruszają się za wiele, zwłaszcza żePrzy oknie zaśnie się, w fotelu zaśnie się,Spać mogą byle gdzie.Jeśli wychodzą, to wychodzą wbici w czerńI człapią resztką siłPochować kogoś, kto był jeszcze starszyI kto jeszcze brzydszy był.I opłakując go zapomnieć chwile chcąO tamtych myślach złych,Że zegar noce, dnie, swe "tak" i swoje "nie"Gadając czeka ich.Nie umierają, nie,Lecz zapadają w sen, któremu końca brak.Wczepieni w dłonie swe, Tak rozstać bojąc się, rozstają się i tak.Kto z dwojga został sam, wciąż dotyk będzie czuł stygnących drogich rąk.Kto z dwojga został sam, bez trudu znajdzie swój ziemskiego piekła krąg. Zobaczyć można ich, jak z trudem niosą w deszczParasol swój i wstyd,Że mówią cicho zbyt, że chodzą wolno zbyt,Że żyją długo zbyt.A jeśli czegoś chcą, chcą komuś chociaż razPowierzyć myśli swe,Że zegar gada wciąż swe "tak" i swoje "nie",I gada "czekam cię".Że zegar raz po razSwe "tak" i swoje "nie" gadając, czeka nas. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość Au suivant 08.04.2004 17:09 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Kwietnia 2004 "Jeśli mieć pragniesz przyjacielaco ma swój sąd głupocie wbrewposłuchaj pieśni Pana Brelawsłuchaj się w jego mądry śpiew..." Wojciech Młynarski Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość Uhu 08.04.2004 22:04 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Kwietnia 2004 Julia Hartwig Wahanie Wchodzę w ciemność nocygotowa na jej przyjęcieCo mi się przydarzy?Wypalone pola pamięci przepływają jak wyspypod zamkniętymi powiekamiCzy to będzie podróż zaplanowanaprzez podrzędną agencję która pomyli nazwyznajomych mi miasta może leżeć będę tylko w twoich ramionachi wróci letnie powietrze mórzi krzyk zaglądającej w okna zorzyNie zapominaj o przyjaciołachprzecież kiedyś cię kochaliCicho cicho Spróbuj coś wybraćAle każdy wybór ma za sobą jakąś historięw której być może nie okażesz się bez winyWspaniałe winogrona Wspaniałe czereśnieJakże ucieszyłyby cię gdybyś była jeszcze dzieckiemI jaka piękna miłość i jaki kojący dotyk tej dłoniPowracają obrazy błahe i lekkie jak motyleJest już tylko powietrze i przestrzeńciężary opadają na dnoi patrzą stamtąd uważnymi i szeroko otwartymi oczami Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ponury63 09.04.2004 05:22 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Kwietnia 2004 Dnia 9 kwietnia 1821 roku urodził się Charles Baudelaire, poeta francuski, prekursor symbolizmu i poezji nowoczesnej Charles Baudelaire "Albatros" Na statku podziwiają czasem albatrosaJak piękny polatuje wysoko w niebiosachBezwiednie towarzysząc zmęczonej załodzeW jej morskiej trudnej ciemnej i niepewnej drodze A kiedy go schwytają i dadzą na pokładKsiążę wzlotów wygląda jak ciura wymokłaŻałośnie wlekąca swoje olbrzymie skrzydłaZe sobą całe jakby uwięzione w sidłach Jakże śmieszna jest teraz skrzydlata niezdaraKiedy z trudem po deskach poruszać się staraTaki wzniosły w przestworzach a tutaj pokornieKażdemu daje powód do kpin niewytwornych To jest poeta władca podniebnych okolicKtórego nigdy nic mimo burz nie zniewoliPóki jest w górze ale pośród kpin na ziemiWielkie skrzydła nie dają mu iść za innymi. tłum. Jerzy Adamski "Albatros" Niekiedy dla igraszki żeglarze załogiChwytaja albatrosy, bujne ptaki morza,Które ciągną, senliwe towarzysze drogi,Za okrętem prującym gorycze bezdroża... Lecz zaledwie na pokład je złożą, na deski,A już Ci króle nieba w niezgrabnych podskokachKulą żałośnie skrzydła, sny dali niebieskiej,Włócząc je jak dwa wiosła obwisłe po bokach. Ten podniebny wędrowiec jak razi i śmieszy!Niegdyś piękny - jak brzydko i słabo ucieka!Jeden dziobem wygraża zebranej w krąg rzeszy,Inny chroma boleśnie - skrzydlaty kaleka. Poeta jest jak książę przestrzeni i blasków,Który wyzywa burze, drwi z strzałów i sidła,Lecz na ziemię wygnany wśród szyderstw i wrzaskówNie może chodzić, bo mu zawadą są - skrzydła tlum. Bronisława Ostrowska "Albatros" Czasami dla zabawy uda się załodzePochwycić albatrosa, co śladem okrętuPolatuje, bezwiednie towarzysząc w drodze,Która wiedzie przez fale gorzkiego odmętu. Ptaki dalekolotne, albatrosy białe,Osaczone, niezdarne, zhańbione głęboko,Opuszczają bezradnie swe skrzydła wspaniałeI jak wiosła zbyt ciężkie po pokładzie wloką O jakiż jesteś marny, jaki szpetny z bliska,Ty, niegdyś piękny w locie, wysoko, daleko!Ktoś ci fajką w dziób stuka, ktoś dla pośmiewiskaPrzedrzeźnia twe podrygi, skrzydlaty kaleko! Poeta jest podobny księciu na obłoku,Który brata się z burzą, a szydzi z łucznika;Lecz spędzony na ziemię i szczuty co krokuWiecznie się o swe skrzydła olbrzymie potyka tłum. Wisława Szymborska Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ponury63 09.04.2004 05:28 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Kwietnia 2004 Charles Baudelaire "Śmierć kochanków" Zapachów lekkich pełne będą nasze łoża,Łoża jak grób głębokie - a w środku komnatyBędą dla nas w wazonach kwitły dziwne kwiaty,Rozkwitłe pod jaśniejszym błękitem przestworza. Wśród mdlejących upałów ich woni ostatnichDwa nasze serca będą jako dwie pochodnie,Co odbiją swe blaski szeroko i zgodnieW duchach naszych złączonych, tych zwierciadłach bratnich. W mistyczny zmierzch, przez róże i błękity senne,Niby łkanie przeciągłe, żegnaniem brzemienne,Zamienimy jedynej błyskawicy lśnienie... A potem drzwi otworzy lekka dłoń anioła,Co radosny i wierny do życia powołaZamącone zwierciadła i martwe płomienie. tłum. Bronisława Ostrowska "Śmierć kochanków" Będziemy mieli łoże, pełne wątłych woni,Tak przepastne jak grobu przesmutne otchłanie.Oto na etażerce kwiat ku nam się kłoni,Tak smutny, jak dalekie jego zakwitanie. Serca, gdy pożegnalnych łaknące pożarów,Zaklęte w jedno, jednym staną się płomieniem,Jak bliźniacze zwierciadła miłosnego żaruMyśli naszych, gdy czułość woła o spełnienie. O zmroku, co barwami opalu zachwyca,Połączy nas jedyna owa błyskawica,Jak długi szloch, nad którym rozstanie zawiśnie. A potem w uchylonych drzwiach Anioł się zjawi,Wierny, pełen radości, owa radość sprawi,Że lustra znowu zalśnią, a płomień znowu tryśnie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ponury63 09.04.2004 05:36 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Kwietnia 2004 Charles Baudelaire "Do przechodzącej" Miasto wokół mnie tętniąc huczało wezbrane. Smukła, w żałobie, w bólu swym majestatyczna Kobieta przechodziła, a jej ręka śliczna Lekko uniosła wyhaftowaną falbanę. Zwinna, szlachetna, z posągowymi nogami. A je piłem, skurczony, dziwaczny przechodzień, W jej oku, niebie modrym, gdzie huragan wschodzi, Rozkosz zabijającą i słodycz, co mami. Błyskawica... i noc! Pierzchająca piękności, Co błyskiem oka odrodziłaś moje serce, Czyliż mam cię zobaczyć już tylko w wieczności? Gdzieś daleko! Za późno! Może nigdy więcej! Bo nie wiesz, dokąd idę, nie wiem, gdzieś przepadła, Ty, którą mógłbym kochać, ty, coś to odgadła! tłum. Mieczysław Jastrun "Do przechodzącej" W piekielnym zgiełku miasta roiły się tłumy. Smukła, szczupła, w żałobie, jak posąg cierpienia, Minęła mnie kobieta, ręką od niechcenia Unosząc tren i welon ruchem pełnym dumy. Gdy zręcznie i poważnie przechodniów wymija, Patrząc na nią skulony, niby obłąkany, Piłem z błękitu ócz jej, gdzie śpią huragany, Tę słodycz, co czaruje, rozkosz, co zabija. Błyskawica... noc potem! Zniknęłaś piękności, W której spojrzeniu nowe mi zabłysły zorze! Czyliż ujrzę cię znowu dopiero w wieczności? Gdzie indziej, stąd daleko! Późno! Nigdy może! Ja nie znam twojej dróg, tyś mojej nie znała, Ty, którą byłbym kochał, ty, coś to wiedziała! tłum. J. Opęchowski Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ponury63 09.04.2004 05:46 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Kwietnia 2004 Charles Baudelaire "Do Czytelnika" Głupota, grzechy, błędy, lubieżność i chciwość Duch i ciało nam gryzą niby ząb zatruty, A my karmim te nasze rozkoszne wyrzuty, Tak jak żebracy karmią szat robaczywość. Upór jest w naszych grzechach, strach jest w naszych żalach, Za skruchę i pokutę płacim sobie drogo- I wesoło znów kroczym naszą błotną drogą, Wierząc, że zmyjemy winy - w łez mizernych falach. A na poduszce grzechu szatan Trismegista Nasz duch oczarowany kołysze powoli, I tak trawi bogaty kruszec naszej woli Trucizną swą ten stary, mądry alchemista. Diabeł to trzyma nici, ci kierują nami! Na rzeczy wstrętne patrzym sympatycznym okiem - Co dzień do piekieł jednym zbliżamy się krokiem Przez ciemność, która cuchnie i na wieki plami. Jak żebraczy rozpustnik, co gryząc przyciska Męczeńską pierś strudzonej nierządnicy, Kradniem rozkosz przejściową - w mroków tajemnicy Jak zeschłą pomarańczę, z której sok nie tryska. Niby rój glist co mrowiem gęstym się przewala, W mózgu nam tłum demonów huczy z dzikim śmiechem, A śmierć ku naszym płucom za każdym oddechem Spływa z głuchymi skargi, jak podziemna fala. Jeśli gwałt i trucizna, ognie i sztylety Dotąd swym żartobliwym haftem nie wyszyły Kanwy naszych przeznaczeń banalnej niestety! Ale pośród szakalów, śród panter i smoków, Pośród małp i skorpionów, żmij i nietoperzy, Śród tworów, których stado wyje, pełza, bieży, W ohydnej menażerii naszych grzesznych skoków - Jest potwór - potworniejszy nad to bydląt plemię, Nuda, co, chociaż krzykiem nie utrudza gardła, Chętnie by całą ziemię na proch miałki starła, Aby jednym ziewnięciem połknąć całą ziemię. Łza mimowolna błyska w oczu jej pryzmacie, Ona marzy szafoty, dymiąc swe haszysze, Ty znasz tego potwora, co jak sen kołysze - Hipokryto, słuchaczu, mój bliźni, mój bracie! tłum. Antoni Lange "Padlina" Przypomnij sobie, cośmy widzieli, jedyna, W ten letni, tak piękny poranek: U zakrętu leżała plugawa padlina Na ścieżce żwirem zasianej. Z nogami zadartymi lubieżnej kobiety, Parując i siejąc trucizny, Niedbała i cyniczna otwarła sekrety Brzucha pełnego zgnilizny. Słońce prażąc to ścierwo jarzyło się w górze, Jakby rozłożyć pragnęło I oddać wielokrotnie potężnej Naturze Złączone z nią niegdyś dzieło. Błękit oglądał szkielet przepysznej budowy, Co w kwiat rozkwitał jaskrawy, Smród zgnilizny tak mocno uderzał do głowy, Żeś nieomal nie padła na trawy. Brzęczała na tym zgniłym brzuchu much orkiestra I z wnętrza larw czarne zastępy Wypełzały ściekając z wolna jak ciecz gęsta Na te rojące się strzępy. Wszystko się zapadało, jarzyło, wzbijało, Jak fala się wznosiło, Rzekłbyś, wzdęte niepewnym odetchnieniem ciało Samo się w sobie mnożyło. Czerwie biegły za obcym im brzmieniem muzycznym Jak wiatr i woda bieżąca Lub ziarno, które wiejacz swym ruchem rytmicznym W opałce obraca i wstrząsa. Forma świata stawała się nierzeczywista Jak szkic, co przestał nęcić Na płótnie zapomnianym i który artysta Kończy już tylko z pamięci. A za skałami niespokojnie i z ostrożna Pies śledził nas z błyskiem w oku Czatując na te chwilę, kiedy będzie można Wyszarpać ochłap zewłoku. A jednak upodobnisz się do tego błota, Co tchem zaraźliwym zieje, Gwiazdo mych oczu, słońce mojego żywota, Pasjo moja i mój aniele! Tak! Taką będziesz kiedyś, o wdzięków królowo, Po sakramentach ostatnich, Gdy zejdziesz pod ziół żyznych urodę kwietniową, By gnić wśród kości bratnich. Wtedy czerwiowi, który cię będzie beztrosko Toczył w mogilnej ciemności, Powiedz, żem ja zachował formę i treść boską Mojej zetlałej miłości! tłum. Mieczysław Jastrun "Pech" By Syzyfowy dźwigać głaz, Trzeba nie lada dzielności. Chociaż nam nie brak pilności, Sztuka jest długa, krótki czas. Grobowców słynnych mija rząd Serce me, będen stłumiony, W cichej cmentarnej ustroni Żałobny marsz wybija wciąż. Niejeden cenny klejnot śpi W ziemi, gdzie go nie dojrzy nikt, W mroku i zapomnieniu. Niejeden nader wonny kwiat, Zamiast swą wonią poić świat, Więdnie w osamotnieniu. tłum. Maria Leśniewska "Pragnienie nicości" Duchu mdły, ongiś dzielny, któryś w boju słynął, Gdy Nadzieja ostrogą budziła zapały - Dziś dosiąść ciebie nie chce! Spocząć by się zdało, Jak chabecie, co pada, bo się głaz nawinął. Dosyć już, serce moje! Śpij snem otępiałym. Duchu, poniosłeś klęskę! Cóż ci pozostało? Zew miłości, zew walki w dali się rozpłynął; Żegnaj, werblu wojenny, westchnienie wiolinu! Radość nie skusi serca, które skamieniało. Wiosno, wiosno czarowna, powab twój przeminął! I czas mnie wchłania z wolna, dni za dniami płyną Niczym śnieg, co wciąż sypie na bezwładne ciało; Dziś wzrokiem obejmuję z góry ziemię całą I nie szukam już na niej schronienia przed zimą. Porwij mnie, weź mnie z sobą, zniwecz mnie, lawino! tłum. Marianna Zajączkowska-Abrahamowicz "Spleen" Jestem jak władca kraju, gdzie deszcz siąpi szary Wśród swych bogactw bezsilny, wśród młodości stary, Który za nic ma dworzan służalcze pokłony I wśród psów swoich sfory jest wiecznie znudzony. Nic go już nie pociąga, zwierz łowny ni sokół, Ni lud, co pod balkonem dogorywa wokół. Ulubionego błazna ballada wesoła Choremu tyranowi nie rozchmurzy czoła; W grobowiec mu się zmienia wyrzeźbione łoże, Damy dworu - wszak dla nich piękny każdy książę - Nie umieją wymyśleć dość bezwstydnej szaty, By choć uśmiech wywołać na obliczu bladym. Znawca nauk tajemnych, co mu złoto robi, Próżno szukał odtrutki na jad tej choroby. W krwi go skąpać próbował rzymskim obyczajem, Co to dzierżącym władzę dotąd się przydaje, Ale trupa nie zdołał ożywić, niestety, W którym zamiast krwi płynie zdrój lodowy Lety. tłum. Marianna Zajączkowska-Abrahamowicz "Leta" Przyjdź do mnie, duszo głucha w okrucieństwie,Boski tygrysie, potworze wspaniały,Chcę, by się drżące me palce nurzałyW twych ciężkich, wonnych włosów grzywie gęstej. Zbolałą głowę swą zagrzebać pragnęW sukniach twych, co są pełne twojej woni,Ażeby wdychać, niby kwiat w agonii,Słodką stęchliznę miłości umarłej. Chcę spać! Sen raczej milszy mi niż życie.W śnie, co jest śmierci słodką zapowiedzią.Będę twe piękne ciało lśniące miedziąPocałunkami okrywał w zachwycie. Otchłanie łóżka twojego jedynieMogą pochłonąć mój jęk i westchnienia,W twych ustach jest potęga zapomnienia,Przez pocałunki twoje Leta płynie. Odtąd zmieniwszy w rozkosz przeznaczenie,Swojemu fatum uległy bez granic,Męczennik korny, niewinny skazaniec,Którego płomień podnieca cierpienie, Ssać będę, by utopić swoje krzywdy,Sok łagiewnicy i dobrą cykutęZ twych ostrych, oszałamiających sutek,Z piersi, co serca nie więziła nigdy. tłum. Mieczysław Jastrun Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość 09.04.2004 07:30 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Kwietnia 2004 W pozostałościach kiełkuje wiele nasionzamknięcie dopływu słonecznego spojrzeniawydobędzie kolczastość brak słów milczenie pustewyzwoli pnączeczepliwe jak łopian bez myśli miękkichjak woda deszczowauschnie wszystkoco do tej pory wyrosłona kamieniu Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
AgnesK 09.04.2004 08:02 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Kwietnia 2004 Charles Baudelaire Cała Dziś rano całkiem niespodzianieSam Diabeł przyszedł mnie odwiedzićI chcąc zaskoczyć mnie pytaniemRzecze przymilnie: "Chciałbym wiedzieć,Pośród prześlicznych częście owych,Co się składają na jej ciało,Wśród rzeczy czarnych i różowych,Co tworzą całość doskonałą -Co jest najsłodsze?" - Moja duszaOdrzekła Przeklętemu skromnie:"Jej piękność cała mnie poruszaI wszystko w niej przemawia do mnie.A skoro całość tak zachwyca,Kochanek wybrać nic nie może.Kojąca jest jak blask księżyca,Olśniewa niczym ranne zorze;Jej ciało rządzi się harmoniąI wdziękiem zbyt niewymuszonym,By analiza słabą dłoniąMogła zapisać wszystkie tony.O czarodziejska ty przemiano,Granica zmysłów mi umyka!Jej słowa wonią są różaną,Jej słodki oddech to muzyka!" Co powiesz w ten zmierzch... Co powiesz, duszo biedna, samotna w zmierzch błogi,Co powiesz, serce, serce me niegdyś zwarzone,Tej bardzo pięknej, bardzo dobrej, bardzo drogiej,Której wzrok boski z ciebie zdjął zwiędłą zasłonę?- By śpiewać jej pochwały, wznieśmy dumnie czoła:Jej słodkiej władzy wszelka słodycz pozazdrości;Uduchowione ciało jej ma woń Anioła,A jej oko odziewa nas w szatę światłości.Czyli to będzie w ciszy, wśród nocy samotnej,Czy to w ulicy, w tłumie, jej zjawisko lotneW powietrzu tańczy niby płomienie pochodni.Czasem mówi: "Jam piękna! Niech nad wszystko pomnąKochać Piękno, jeżeli miłości mej godni.Jestem Aniołem Stróżem, Muzą i Madonną." Muzyka Muzyka mnie ogarnia niekiedy jak morze!Ku mojej gwieździe bladejPod stropem mgły lub w puste eteru przestworzeRozpinam żagiel.Pierś ma naprzód podana, wzdymają się płuca,Niby płótno żaglowe,Na grzbiety fal się wdzieram, noc zasłonę rzucaNa moją głowę.I czuję, jak namiętnie tętnią w moim pulsieWszystkie tortury okrętu,Przychylny wiatr, i nawałnice, i konwulsjeWśród niezmiernego odmętuKołyszą mnie. Lub cisza płaska w morzu pustemJest mej rozpaczy lustrem! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość 09.04.2004 16:42 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Kwietnia 2004 Charles Baudelaire - "Alegoria" Oto kobieta piękna, postaci wspaniałej,Której włosów kędziory w wino pospadały.Ostre jady szynkowni, miłości pazuryŚlizgają się i tępią o granit jej skóry. Ona Śmierć i Rozpustę wyzywa ze wzgardą,Potwory, co wciąż drapią, koszą dłonią twardą;Wśród igraszek zniszczenia dłoń ich szanowałaTen surowy majestat jej mocnego ciała. Chód jej - chodem bogini, spoczynek - sułtanki,A wiarę żywi w rozkosz, jak mahometanki.Otworzyła ramiona, pierś nimi otoczy,Rodzaj ludzki na łono wzywają jej oczy. Ona wierzy, wie o tym dziewica bezpłodna,Której moc dla postępu świata niezawodna,Że w piękności cielesnej wzniosły dar się mieści,Co wydrze przebaczenie dla wszelkiej bezcześci. Ona nie wie, gdzie Piekło i gdzie Czyściec leży,A gdy wejścia w Noc czarną godzina uderzy,W twarz Śmierci spojrzy jasnym wzrokiem niemowlęcia,Bez cienia nienawiści i bez trwogi drgnięcia. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość L'albatros 09.04.2004 19:10 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Kwietnia 2004 Charles Baudelaire - "Zły szklarz" Z ciekawością obejrzałem wszystkie jego szyby, a potem krzyknąłem na niego:"-Co?! Kolorowych szyb nie masz ? Okienróżowych ? Okien niebieskich ? Okien czerwonych ?Rajsko -baśniowych okien ? Jakże śmiesz ,bezwstydny łobuzie, wałęsać się w dzielnicybiedoty i nie mieć przy sobie nawet takiego szkłaokiennego, przez które można by ujrzeć życiew pięknych barwach ?" Charles Baudelaire - "Marzenie Ciekawego" Mów, czy ci smak boleści, jako mnie, jest znany?Czyli, jak mnie, dziwakiem ogół cię nazywa?Miałem umierać. Był to w mej duszy zmieszanyPrzestrach z żądzą, jakowaś boleść osobliwa; Męka wespół z nadzieją. Opór był złamany.Im bardziej dobiegała klepsydra straszliwa,Ból przechodził w ostrzejsze, rozkoszniejsze stany;Serce me ciało rwało wszelkie ze światem ogniwa. A byłem na kształt chciwej widowisk dzieciny,Co - jak wszelkiej zawady - nie cierpi kurtyny...Aż naga prawda błyska licem lodowatym; Śmierć mnie nie zadziwiła; świtanie złowieszczeRozbłysło wokoło: "Jak to? Więc już koniec na tym?"Kurtyna podniesiona, ja - czekałem jeszcze... Charles Baudelaire - "Fontanna krwi" Niekiedy zdaje mi się, że krwi mojej faleUchodzą gdzieś ze mnie, słyszę ich rytmiczne żale,Jak bijącej fontanny przeciągłe westchnienia,Ale na próżno rany szukam bez wytchnienia. Poprzez miasta arenę rwie naprzód wytrwale,Tworząc wysepki w bruku, wciąż uchodzi w dale,Gasi wszędzie pragnienie wszelkiego stworzenia,Wszystkie barwy w przyrodzie w czerwoną zamienia. Nieraz chciałem zatopić w oszukańczym winiePamięć zgrozy, co skrzydła rozpięła nade mną,Lecz słuch się lepiej w ciszę, wzrok w noc wbijał ciemną! Myślałem, że mnie miłość w sen głuchy spowinie,Lecz była jak poduszka igłami natknięta,By mogły pić do woli okutne dziewczęta! Charles Baudelaire - "Niepowodzenie" Twój o Syzyfie, trzeba wskrzesić gest,By taki udźwignąć ciężar.Choć serce słabość zwycięża,Długa jest sztuka, a czas krótki jest. Z dala od grobów ozdobnych,By samotnego dołu znaleźć cień,Serce me - bęben otulony w czerń -Kroczy w takt marszów żałobnych. Niejeden klejnot skryty w skalny kąt,Z dala od rydla i łakomych sond,Śpi w ciszy i zapomnieniu. Z żalem niejeden purpurowy kwiat,Słodką jak sekret wonią pojąc świat,Usycha w osamotnieniu. Charles Baudelaire - *** Pewnej nocy ze straszną Żydówką spędzonej- Niczym trup obok trupa tak przy mnie leżała -Marzyłem obok tego kupionego ciałaO pięknej odtrąconej, chociaż upragnionej. Wyobrażałem sobie jej wdzięki wrodzone,Wzrok, w którym się odbija majestat i siła,Koronę bujną włosów, którą mnie olśniłaI na wspomnienie której zawsze cały płonę. Ach, jak żarliwie mógłbym całować twe ciałoI od twoich stóp chłodnych do czarnych warkoczySkarby pieszczot płomiennych i czułych roztoczyć, Gdyby raz się udało poruszyć cię całąI gdyby kiedyś, moja okrutna królowo,Łza zaćmiła twych oczu wspaniałość surową. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość Au suivant 09.04.2004 21:49 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Kwietnia 2004 Charles Baudelaire ~Ideał~ Nie, nigdy tych piękności winietkowych roje,Wytwory schorowanej, wynędzniałej ery,Z nóżkami do ciżemek, z twarzą bladej cery -Nie zadowolą serca takiego jak moje. Niech Gavarni, ten malarz istot z chorym ciałem,Weźmie swoich suchotnic szczebiotliwe stada!Nie dla mnie z tego grona żadna róża blada,Żadna się z mym nie zrówna krwawym ideałem. Otchłani mego serca, ciebie trzeba, ciebie,Lady Makbet, kobieto z potęgą zbrodniczą,Śnie Eschyla zrodzony na północnej glebie, Lub ciebie, Nocy, córo Michała Anioła,Co śpisz w milczeniu świętym z twarzą tajemniczą,Kutą rylcem genialnym, u tytanów czoła! ~Piękno~ Jam piękna, o śmiertelni, niby sen z granitu,A pierś ma, gdzie krwawiła niejedna pierś żywa,Jest dla poety źródłem, z którego wypływaMiłość wieczna i niema jak materia bytu. Króluję wśród lazurów jak Sfinks niezbadany,Biel serca łączę z śniegiem łabędziego puchu;Niszczącego harmonię nienawidzę ruchu;I łzy są dla mnie obce, i śmiech mi nie znany. Poeci u stóp mojej wyniosłej postawy,Którą, zda się, że wzięłam od dumnych pomników,Cały żywot swój strawią na nauce krwawej; Bo mam, by oczarować moich miłośników,Zwierciadła, w których świata pięknieją obrazy:Oczy me, wielkie oczy - o blaskach bez skazy! ~Poświęcam ci te wiersze~ Poświęcam ci te wiersze... Jeśli moje imięDożegluje bez szwanku w kraje przyszłych ludzi(Ni to łódź gnana wiatrem przemyślnym) i zbudziW ich sercach jakieś dziwne tęsknoty olbrzymie: Niech wspomnienie o tobie, co w mych słowach drzemie,Powtarzaniem się ciągłym czytelnika strudzi;Skutą bratnią wiernością, której czas nie studzi,Niech na moim wyniosłym kołysze się rymie. O przeklęta istoto, której (biada! biada!)Prócz mnie w całym wszechświecie nic nie odpowiada!Ty, która jak mścicielka w pawęży ze stali, Depcesz pogodnym wzrokiem i lekkim kolanemTych śmiertelników tępych, co się ciebie bali...Posągu czarnooki o czole miedzianem! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość 10.04.2004 06:18 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Kwietnia 2004 Spokojność *** Konstanty Maria Górski Zbudzić się, zerwać, uchylić firanek,Wyjrzeć w kwietniowy, błękitny poranek,Gdzie tylko wierzby kwitnące się złocąI tylko brzozy białym pniem migocą -A na toń niebios, wiosenną i bladą,Fijoletową sieć gałązek kładą...Obejść kasztany, których pąki, lśniąceNowymi soki, łowią chciwie słońceI główki śmiało w przestrzeń prą błękitną,Czując, że jutro w śnieżną kiść zakwitną... Chodzić po słońcu - powoli - jak we śnie,Wokoło sadu, gdzie kwitną czereśnie,U węgła domu przystanąć - posłuchać,Bo już gołębie zaczynają gruchaćI wilga gwiżdże w południe nad sadem,Gdy owad w trawie goni się z owadem.A w wieczór, kiedy gwiazdy wyjdą z toniBłękitnej, słowik pieśń swą ślubną dzwoni,Dziwiąc się wielkiej księżycowej łodzi,Co z białym żaglem na Ocean wschodzi.Słuchać tej pieśni, która pierś rozpieraOgromnej ziemi i w niebie zamiera,Ginąć w tej woni sadów i błękicie.Pić to wokoło budzące się życieI czuć z wszechświatem, nie pragnąc dla siebieSerca na ziemi ni gwiazdy na niebieNic nie zamarzyć, nie kochać, nie żądać.W przeszłość się tęsknym okiem nie oglądaćAni nie czekać, czy z tą nową wiosnąZ mogił zaklęslych niezabudki wzrosną...I wierzyć tylko, że gdy płomyk zgaśnie,Serce na wieczność - jak na zimę - zaśnie brzoza Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
chmurka 10.04.2004 06:40 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Kwietnia 2004 Julian Tuwim Brzózka kwietniowa To nie liście i nie listki,Nie listeczki jeszcze nawet -To obłoczek przeźroczysty,Pozłociście zielonawy. Jeśli jest gdzieś leśne niebo,On z leśnego nieba spłynął,Śród ogrodu zdziwionegoTuż nad ziemią się zatrzymał. Ale żeby mógł zzielenieć,Z brzozą się prawdziwą zmierzyć,Ściemnieć, smugę traw ocienić -- Nie, nie mogę w to uwierzyć. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
chmurka 10.04.2004 08:28 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Kwietnia 2004 Ewa Szelburg - Zarębina WIELKANOC Już nie kołaczą kołatki, już koniec wielkopostnej żałoby. Trzymamy w rękach kwiatki, idziemy z mamą na groby. W kościele w kamiennej grocie Pan Jezus z krzyża zdjęty. Jutro nam zmartwychwstanie radosny uśmiechnięty. Zadzwonią kościelne dzwony pełne wielkiego wesela: ucieszą się wszyscy ludzie. To bedzie Wielka Niedziela Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ponury63 10.04.2004 20:47 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Kwietnia 2004 Krzysztof Kamil Baczyński "Wielkanoc" Sklepienie - chwila - a niebo rozsadzi,jest jak pierś w górach coraz szersza, niosącstrumień biały, rzucony jak ogień z powały,który jest słońca promieniem i głosem,a w nim gołębie krążą znacząc ślady lotui jak pył w świetle cichym zmieniają się w złoto. Takich świątyń gotyku jest w powietrzu wtedyjak lśniących bąków, które krążą z bliska,unoszących spalone wiekami szkieletyi spokojnych, wyniosłych jak nieba kołyskana ziemi, gdzie pielgrzymem jest na placach ludnychkażde drzewo, a świętym każdy człowiek smutny. Ten czas jak w chwilę grozy przemieni się? Znacząccoś ponad ludzkie zgliszcza i twarze, co w głodziemają pozór stłuczonych kryształów i płaczą,i jeszcze płaszcz gwardyjski z fantazją uniosą,i jeszcze łzy kryształem, a krew nazwą rosą,i jeszcze wzniosą ramię i nazwą kościoły,choć im się zdają jakby z róż na połyz krzyżami budowane. O ty kraju! w tobieja znam za wiele oczu, które się dopalą,nim w nich ogień poznają, gdy proch stoczy w grobie,i zbyt wiele znam świątyń, które się rozwalą,nim im świętość przydadzą jak koronę królom. O ty kraju! ja jestem bólem twoim bólemi krwią krwi twojej białej - pszenicy łanowej,i krwi twej purpurowej, co jest w twojej mowie. Więc znów ten czas powraca, a co z nim co? gdy ziemiahuczy w nim na kształt miecza i na kształt płomieniajak z michałowych mieczów liść spadły jak z drzewa,który na ziemię lecąc - pali, nie ogrzewa,i wygania raz drugi, jak wtedy, z bram raju. Tak nam przemienia ziemię i serca w tym kraju,w którym wszystko zmienione na popiół - wytrzymai będzie jak czuwanie skutego olbrzyma,i będzie, gdy zawoła czas i znów dorosnąnowe w czerwień jak zieleń drzewo każde wiosną. Więc zawirują kształty najczystszych przeznaczeń,które staną się światłem, chociaż są rozpaczą,które wzniosą się z trwogi, bo w trwodze się stanąjedną z tych pięciu - odkupienia raną,jedną z tych pięciu - co głowami płaczą,jedną z tych pięciu - tą w serce zadaną. I kto jest człowiek tylko i cierpiał w tej ziemi,będzie skuty z jej śmiercią i jej przebudzeniem,i choćby w niej umierał jak nędzarz - to zbudzipo cierpieniu, w powstaniu powstawanie ludzii sam jak człowiek wzejdzie, i sam krew przebaczy,bo wie, co znaczy skonać i cierpieć co znaczy. I niech się święci w świetle wirowanie pyłu,i niech się święci ten dzień, co jest miłość,ten dzień, co niósł na sobie przez trumny i ruchyzłożenie w grobie ciałem, a wstawanie duchem. marzec 42 r. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
ponury63 10.04.2004 21:17 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Kwietnia 2004 Jacek Kaczmarski "Ze sceny" (wg. W.Wysockiego ) Wy w ciemnościach - reflektory chronią was -Oświetlając tylko scenę, na niej mnie!Jak na dłoni widać mą stężałą twarz, Gdy przez mrok próbują oczy przebić się!Mikrofony wychwytują każdy dźwięk,Mój najlżejszy oddech usłyszycie stąd!Ja przemogę sztywność zaciśniętych szczękWstrzymam myśli niekontrolowany prąd! Ja tu na krótko! Kochani - pozwolicie? Przed wami chcę naprawdę szczerze się wysilić! To dla was chwila, dla mnie całe życie! Nim zniknę - niech pokrzyczę krótką chwilę! Każdy chce mieć i każdy tak czy owak maTę chwilę krzyku między wejściem swym i wyjściem!Każdy na jakimś instrumencie gra,Choć nie każdego oklaskuje się rzęsiście.Lecz ja - ja wiem, ta krótka chwila długo trwaAle mam tyle, drodzy, wam do powiedzenia!Tylko przeszkadza mi ta za kurtyną twarzI ciągły szept, że to już koniec przedstawienia! Nie! Jeszcze trochę! Mamy czas! Bo widzicieDo stracenia nikt z nas nie ma nic - i tyle!A więc krzyczmy! Krótką chwilę - całe życie!Nim znikniemy - głośno krzyczmy krótką chwilę! Gwiżdże ktoś - nie mówię nic, nie było nic!Ja mikrofony mam i ja mam teraz głos!Tam, za kulisami wy! możecie iść!Przejmuję program i prowadzę dalej go!Nie przerywać! Tego, co warcholi - precz!Nie dla niego tutaj płuca w strzępy rwę!Hej, akustyk! Chrypnę! Gorzej słychać mnie!Silniej wzmacniacz! Głos mój teraz musi brzmieć!Rozciągnąć czas! Ej, wy tam w mroku - czy wierzycieMnie, który wie jak się w epokę zmienia chwilę? Otwórzcie drzwi! I zaraz zobaczycieJak marny czas, co gnębił nas, zostaje w tyle! Ktoś mi tutaj może powie, że już charczęŻe już nie rozróżniam poszczególnych słów,Ale mnie śpiewania jeszcze nie wystarczy!Jeśli przerwę - nigdy nie zaśpiewam znów!Nowych chwytów na gitarze nie wyćwiczę,Ale starych jeszcze dość - ja się nie mylę!Całe życie z sensem krzyczę, całe życie!Więc pokrzyczę jeszcze póki mam tę chwilę! Co się stało!? Czemu ten reflektor zgasł?Kto wyłączył mikrofony mi? Gdzie jesteście, kto stąd wyprowadził was? Kto zatrzasnął między nami drzwi?!Niech chociaż skończę! Bez pointy odchodzicie! A ma być śmieszna, najważniejsza, w wielkim stylu! I potrwa chwilę! Jedną w całym życiu! Nim zniknę.. niech rozśmieszę was na chwilę... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.