Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 3,3k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

A dziękuję i nawzajem :)

Kuna to w ogóle zła nie była, ta ostatnia jedynie grzbiet do mnie zrobiła (fretkowate robią grzbiet całkiem, jak kot, a że mają proporcje ciała inne, to wyglądają przy tym, jak Ω ) i nawet niespecjalnie się bała. Rudy był, jak widać na filmie nastawiony dość proszalnie, ten drugi zaś - czysta wścieklizna :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 year później...

Dzieńdobry, to sem ja, Jarek.P :)

 

Dawno mnie tu nie było, dziennik budowy porzucony przed laty dogorywa gdzieś w czeluściach forum (choć nie powiem, miło mi się na duszy robi, gdy sprawdzam popularność wg ilości odwiedzin i widzę nasz Dziennik wciąż na pierwszej pozycji, z ponad dwoma milionami odsłon :) ). No ale taka jest naturalna kolej rzeczy, Dziennik Budowy był dziennikiem budowy, a ponieważ budowa się już dawno zakończyła, to i na koniec Dziennika był czas.

 

Oczywiście, historia Domu w Lesie toczy się cały czas, jestem z tych ludzi, którzy w spokoju nie usiedzą i zawsze sobie coś do roboty znajdą, a lista rzeczy zostawionych w czasie budowy i wykańczania była potężna i cay czas jeszcze jest dość długa, więc i jest co robić. Dla przykładu: "Ściana RTV" wykonana teraz, tuż przed wigilią (w sobotę meble przyjechały):

 

eHkFu-FXvfnFE34eUXGLCyb5neNUUGDyKOH1LhtSSOlPguJ2rJnyzsBBOMMftJZDnAmTKjBld0G3VlnJzM5Ok6boe7MBklO03ogauM6eKqrzuLVToL8XTQ3Oih4zrIFLfj_CfVThgdcTFJlPw12kCRSA3iMWUqDKt9BJ628EZV9FV_n8BV9-ul01cPVdAkpzfyI5KLnuYSrtL7LirUStNSLev-U4oN9GnslkMmVqGX1el7tuHGEvmh6YgFE4IyQw1P57DXdZl7eftHsNWBufPcyds_mRQWgRmqM3w-AMMD3h5Oi8-RJUpNZcv21_f4PL6qDXneksWD3WaeLo3wiAUoAKekI6SJ30mgTCLDmpd9DUOIxxtQ9K0PKoQKF9FB15UDwGu3AklaDYzNHUW0vDiMUugwSbLbjnxefLTdJeKYjVf2zqOPnJfTM8-k_VPsVayzNsBu9vAB0HTOIUWZI4gyVMuBn_MUR1JTAjaNZjQrEuMezHQD2JpXzE8Q0Q7IzJvauXfzYm6bOvG2KTbyYChBsiX56bAg3cB7yeRubNSWaRJfxTpAhkNDBgpY-2tkIEGDO4H43OW_T3fGEjR0aP31Hn5VDqEmvbC1ySEt-HDWGd9-o_ndqaG1WxWVOjPpgsKCSuA7PFf1RgTGUKM9uP1K-fzZoF_ENiz-NWw5AAhZPVPV_y3Y7DoPgZtwOxnW0morWQCSXR2a701-Gc4-E=w1369-h770-no

 

Brakuje jeszcze na niej kinkietów, ale te uparłem się, że zrobię sam, więc pewnie tak przynajmniej do wiosny trzeba będzie poczekać...

 

Ale do rzeczy, do rzeczy, panie P. - po co w ogóle ten Dziennik wyciągam z czeluści? Ano, po to, by go zamknąć :) Trafiło nam się coś, co stanowi chyba doskonały temat na zakończenie historii budowy Domu w Lesie. Mianowicie, małżonka już od jakiegoś czasu powtarzała, żeby jakoś ten nasz Dziennik utrwalić, najlepiej wydrukować, żeby był. Kopię bezpieczeństwa w postaci zrzutu zawartości strony do PDF wykonałem już dawno temu, ale tego wyszło w sumie ponad 2000 stron A4, raczej nie było mowy, by to drukować na papierze.

Gdy jednak małżonka o coś prosi, każdy szanujący się mężczyzna w końcu to robi, nie trzeba mu co pół roku przypominać, prawda? Takoż i tutaj, jakoś tak temat naokoło mnie chodził i chodził i w końcu dojrzał w postaci pomysłu: a gdyby tak Dziennik wydrukować naprawdę? Ale tak naprawdę naprawdę, w postaci książki, czy też raczej albumu? Pełnego zdjęć i stanowiącego było nie było, rodową historię? Ładnie wydaną "na elegancko", którą zainteresowane osoby znajdą w Wigilię pod choinką jako prezent, może nie całkiem od Świętego Mikołaja, ale jednak prezent?

 

Co tu dużo mówić, pomysł spodobał mi się. Jego realizacja to była spora epopeja, począwszy od konieczności nauczenia się podstaw obsługi profesjonalnego programu do składu i typografii (usiłowałem to robić najpierw w Wordzie, ale szybko się przekonałem, że w Wordzie to sobie można podanie napisać, do składu publikacji nie nadaje się ten program kompletnie), poprzez przerycie się przez cały niniejszy dziennik i zdecydowanie strona po stronie, co przenoszę, a co pomijam (na dzieńdobry postanowiłem przenieść jedynie zasadniczą historię, pomijając wszystkie komentarze i dyskusje poboczne, choć z bólem serca to czyniłem, bo wiele z nich było arcyciekawych, ale u licha... trzeba było. Konsekwencją tego była konieczność przepisania od nowa fragmentów tekstu nawiązujących do komentarzy... i tak to się kręciło), poskładanie tego, połamanie tekstu, poustawianie zdjęć w tekście... zajęło mi to mniej więcej miesiąc. Kolejny miesiąc zajęło użeranie się z drukarnią, jedną jedyną, którą znalazłem (obdzwoniłem kilkadziesiąt), a która zgodziła się wydrukować tak mały nakład ze wszelkimi bajerami (kolor, twarda oprawa) za cenę, która była do przyjęcia, bowiem normą były niestety dwie opcje: "tak małych nakładów nie robimy w twardej oprawie" bądź: "zrobimy, nie ma sprawy, cena za osiem egzemplarzy: dwa tysiące pięćset złotych. A i to jest cena netto."

Smaczku tej robocie dodawał fakt, że robiłem to w całkowitej konspiracji przed rodziną, ukrywając wersje robocze w czeluściach laptopa i starannie chowając korespondencję z drukarnią głębiej w mailowych archiwach.

 

Ciężkie to było zadanie, z przyjemnością jednak mogę się już pochwalić publicznie, że zadanie wykonane :) Albumowe wydanie "Dom w Lesie - Dziennik Budowy" zaś, jeszcze pachnąc drukarnią przedstawia się... o tak:

 

YON0lBWJ4yTREJxVYJwow067FywIBgtO2uQINopuqeJ78Sysw0A6gqSrQ68NSqgdsewIZ4roxeDnNJqNEq43eq6UlHiUS2y8NJIRR3abOInd2X5hnULh_RPmf6ZS-rdhqJZoj-WOB74C9bybNezEoYt4wrH4nhTJFWAYCT_WbANoTANjzfCuwyQCGA6-kfPIcu4YTsosr-NwSLGZuGifoHl_O0pA6HQq49_iMTMdLf-yHZuUxCpBSZf5vUIJ7F68qR1toiznqe40gd0GohFbBRIWXZNXNxm5kaBK9ZduyAYARJY4DYvqdf_Y5YdM_chOQbGqjm--Zc_hLnHaxMR--7AOuXfskzMet1021RRTgi2QNeHOsHfV-Za2F0AJ4PryKks8U-WzltN9VWT7odDvvAdEEMvnhCHiDb2gF2BKwA4WPS47hmnUWjqGRkh011xF_7SUXzK3b4Gmzdd7dBWLw8mkrNAVjIcw6532OyyipYXDeqkg9XuJvkxg5XLXuF3D8MVTSHf5bVTcrKTJdtsnnQAO-Xa4cXrIfGRtS4OcSmdh04db4YM1IoR9Bccvvwvh95WgX8HMQzR7v7vl5aVuE8Oo7jBbbqpbfpudgkFKSlZJKdAuQ-95w3LJcmvXqVMGH1TsSNt63G42DdkMOKuANygUo2Fy6EhUMYWkduFGdtA9CyetG1HB1VvQPvycjXWPK6Og4vB7WJpEjxQyVh4=w1369-h770-no

 

322 strony 100% kolor na kredowym papierze, całość szyto-klejona, w twardej, foliowanej oprawie. Nakład: 8+1 egzemplarzy (tak, wiem, na zdjęciu jest tylko 5, ale jest ich w sumie 9, uwierzcie) :)

 

VNsxm3mb2GYAjxltNEQKtkPc6wxrO_qJQm0HiNMjg18UTPzq1GYgJ6KvaJ8ZfetBm2JJqaV2ac-m2K8U2zl45dj--Ck4mr5yCfDihhX1Z1vjtlfLwL0n8GctC6LLwBKrujUpFXoJ4emp760KPbp4vQ0uqlf9Q5638g3b7oW8Nk9uf5jFBzVdc7bQAO3oXz9C7VCCUA1qJENjcGYEXVf53QT90852vvVOz5xR9yL3SIx-iuRfe-Y8dR2PGoQM0Dexh4Z-IMkmEUUh8azvMVOL2QK_tbch7Di_SdFIB6QmGpCelXZl2xm6216o3yHUe_i8pbI-4w7CYlGDej73sTiw6yeCpnG98Xq46INVRYGE6fyXU5MeZyux6W2MCh_SeueFFQjMkYPFoR0LKi4RYTWNyaF-x9GEK8iDAc_MYh-xd7ndfAyBGpyujvNkxKZ5nWfCpKCOxyNKwzyEz3BUVEKBbtxzmkZRHNlqKbuCYNLVmExLGlRrgzRQEdmprcVVA-wNU9kRlUrHV8c-soePJGEAYNhZ_LpDio4nKmcpS93Ynh1vNZLPEEGWMCZkOg5phDB8LcygjhXzuwuhPO3mtSlfES_siV1FCesvfrYJ9_uNAYVdUnmKu0Sw8i2vAu0re4PEd0umwMNTNdYp2OaHxktW7zodiKP4DXzn5uoB1KYpF2Y6bwDUB2tn7YTMuNFGi067w_5y-YtSHR7-tOWkwMQ=w1369-h770-no

 

I ostatnia strona okładki:

 

rrKSlmlFrErqNl0HDWJxaGo-sCX_pgja253RwXK4UZ1cbwFTGFesfkY3qMDWDmw5bovsA9yv36kpDd5nVM2JLvMs8SLJENAKNM397iBtFQ57x6lJdiaZCY5VMGMowJLcx6q5aOZJVdIjzToBEk43ERXHs1wfuQ8xcDTwNrpufcFVSStOzOP81VROZ_WIylEwv2Mr4zNYAAnRVfCdaucpkp6szA8JvXLcPVVIcr8jo5FecwaTMLA7mu5nQCh4ag4rnkg-E__AtzrMtzFjv9AQtmte1hIpNcrweHDYCGSIArdQZe9Or6sQXH9dneJIG5Hmef8CRPx4fLw6rfaYbxTi3yzbNhCAnfuKADIooUWlZaKz9uPCKfjCsMi6ya-z6VkrN2wiMUcsBN7XYTt89PljWGLC8DM2kR9B7XVxUQByT-MoeEG5MDq7pR_J2jMrexitiUlWzsGkk672igtq94TdWjSddlmqkjxgfTiqVF1pr3bc1RnIebfZ5E5axKW5Xxg7wjKD728KUVVyYauPsMsgLpN8y6MsFZNBP-eaCi7lHF5BsjtJLtsHEiZomFhcQwMydByRuCnxIzxS1-d-R4I_NYeLCMfDOv2UU2aXjSWiKr8LQCnWXGWwuNzlTA6Ntm6R8aw7DTTYwCZuCIzeZFS0uNvoIwZJGobg1CKBxOFCMAtTkcDmkhS_dqDdzIIEidjO3cehHHK6YuGl5TiMSdg=w544-h770-no

 

Robiłem tą książkę nie mając zielonego pojęcia o tajnikach składu, ucząc się na żywym organiźmie obsługi kobylastego i bynajmniej nie takiego prostego programu do typografii (Adobe Indesign), dodatkowo użerając się z drukarnią, która z takim zleconkiem traktowała mnie jak upierdliwą muchę, więc efekt końcowy nie jest może idealny, ale za to wpisuje się doskonale w całą historię Domu w Lesie, który też nie jest idealny. Ale za to nasz, "temi rencami" zrobiony, amen!

 

J.

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No! Wystarczyło się zapytać, DTP majstrów na forum pewnie nie brakuje -- choćby w mojej osobie, co to InDesigna (a wcześniej Twaroga czy inne PageMakery) męczę w zasadzie codziennie gdzieś od 18 lat. :p No ale skoro już wydrukowane to już nic nie napiszę. :p Swoją drogą, to mnie by się nie chciało DB składać w księgę -- chyba że córkę bym nauczył. :D
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Świetna decyzja z wydaniem książki. Ja po przeczytaniu w którymś dzienniku (chyba NETbet'a) o zawieruchach z dziennikiem od początku prowadzę dwie wersję: tą na forum oraz trochę rozszerzoną właśnie w Wordzie (po ostatnich kilku nocach z korektą rozmiarów zdjęć mam ponad 310 stron). Troszkę zasmuciłeś nie że takie problemy są z wydrukiem. Miałem nadzieje temat ogarnąć przez jakąś internetową drukarnie. Edytowane przez ufbufkruf
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z Wordem jest ten problem, że nie puści w CMYKu (tylko RGB, literalnie tekst nie będzie w 1, czarnym, kolorze, tylko w 4 składowych) -- dla drukarni to masakra, chociaż przy cyfrze to już mniejszy ból. Jak komuś nie będzie przeszkadzać że się tekst będzie mienić, to przełknie. Pod warunkiem że drukarnia taki plik w ogóle przyjmie. ;) Poza tym Word niestety formatowanie tekstu ma na poziomie elementarnym, właśnie żeby sobie podanie napisać (choć są specjaliści co i plakaty w tym robią). Wiszące spójniki, dziury między wyrazami przy justowaniu niczym kanion w kolorado, czy kompletny brak kontroli nad łamami to tylko jedne z nielicznych braków.

 

Także ściągnij sobie od razu InDesign (wersja CS5 jest udostępniona za darmo przez Adobe) i tam składaj jak należy. ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z samym drukiem problemów nie ma żadnych, wydrukuje Ci to dowolna drukarnia znaleziona "za rogiem", problemy się zaczynają, gdy zamarzy Ci się oprawić to na ładnie. Być może wyjściem byłoby zaniesienie wydrukowanego zamówienia do introligatora, ale nie wiem, czy są jeszcze introligatorzy robiący ładną oprawę "książkową", bo standard w tym zawodzie to zdaje się prefabrykowane okładki z wytłoczonym napisem "Praca Dyplomowa" :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Także ściągnij sobie od razu InDesign (wersja CS5 jest udostępniona za darmo przez Adobe) i tam składaj jak należy. ;)

 

O to to!

Drukarnia, jak z moich doświadczeń wynika, przyjmie wszystko (byle było w formacie PDF) i przy takiej wielkości zamówienia raczej nawet nie spojrzą na to, czy kolory są ok, czy nie. Co prawda RGB/CMYK, jak mi zorientowane osoby tłumaczyły robi masakryczną różnicę przy normalnym wielkonakładowym druku offsetowym, takie pierdółki są drukowane na drukarce cyfrowej, a te sobie zwykle z RGB radzą same, więc nie powinno być większego problemu, ale pozostaje kwestia składu. Jeśli tego twojego dziennika w Wordzie wyszło Ci 300 stron, to po porządnym połamaniu i poustawianiu tego w Indesignie spokojnie zrobisz z tego 200, bez żadnej straty jakości, a raczej jakość tylko zyska :)

Zresztą w ogóle, praca z tekstem w Wordzie, a w Indesignie to jak przesiadka z Painta, czy Notepada. Myjk o łamaniu tekstu już pisał, ja jeszcze dodam choćby kwestię ustawiania bloków tekstu czy obiektów (grafiki) na stronie. W Wordzie przy dużym, skomplikowanym dokumencie to wszystko żyje własnym życiem, kotwiczenie właściwie nie istnieje. W Indesignie, jak obiekt ustawisz u dołu strony, to on u dołu strony będzie. Jak ma być między linijkami tekstu - będzie! Niebo a Ziemia, powiadam! :)

Programu co prawda trzeba się ociupinkę nauczyć, to wielka kobyła, w której ot tak, bez tej odrobiny nauki wiele nie zrobisz, ale w sieci jest tyle poradników (również video), że ogarnięcie podstaw nie jest wielkim wyzwaniem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wg kalkulatora na tej stronie moja publikacja wyniosłaby równe 2000zł brutto, ta "moja" drukarnia zrobiła to połowę taniej. Ale ten Qprint i tak był drugi w kolejce jeśli chodzi o cenę, wszystkie pozostałe były albo jeszcze droższe albo niezainteresowane.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Programów do składu jest kilka, ale dla mnie pierwszym (i chyba największym) problemem, z którym się usiłowałem zmierzyć był import tekstu wraz z osadzoną grafiką oraz ze stylami z dokumentu Worda albo z PDFu. I tu właśnie, na tym etapie Indesign mi podszedł najbardziej, choć i tak się skończyło na tym, że zaimportowałem z pominięciem styli i robiłem je potem ręcznie, bo walka ze stylami z importu, w momencie gdy to wszystko i tak trzeba było inaczej porozkładać okazała się być dwa razy cięższa.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...