Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 3,3k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Dzień dobry. Ja tu pierwszy raz. Pięknie, tak w lesie dom stawiać. Ależ będziecie mieli żywiczny zapach śpiąc przy otwartych oknach... Samo zdrowie!

Zazdraszczam!

 

A dziękuję, dziękuję, na to właśnie liczymy, choć niestety dom w lesie ma też i swoje złe strony:

- całe, liczne zoo usiłujące mieszkać wraz z nami, zaczynające się od legionów pająków a póki co na kunie kończące

- igliwie bardzo skutecznie zapychające rynny i obróbki blacharskie, do wybierania kilka razy w roku, niestety.

- każda silniejsza wichura będzie połączona z nerwowym spoglądaniem na sufit poddasza i zastanawianiem się, czy któreś drzewo tym razem poleci wprost na dach, czy jeszcze nie. Tak, dom ubezpieczony, ale co z tego...

Te drzewa niby stoją tam jakieś 40 lat (licząc po słojach) i niejedną wichurę przeżyły, ale obecnie są i bardziej odsłonięte i niektóre mają korzenie podcięte, więc realne ryzyko jest.

 

Ale i tak zgodnie z żoną twierdzimy, że dom z obejściem "jak na wczasach" jest tego wart 8)

Ech, tylko żeby ten las zaczął być wreszcie na powrót do lasu podobny...

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I kolejny odcinek dziennika

Narobić, to ja się dziś nie narobiłem za dużo, temperatura mnie odstraszyła.

Rano na termometrze balkonowym mieliśmy -13.3, a jak w południe jechałem na budowę, samochodowy wskazywał -10. Tak więc nastawiony byłem na to, że pewnie tylko posiedzę tam chwilę i tyle, ale niestety, to tak się nie da, wrodzone poczucie obowiązku (hehe) połączone z prozaicznym faktem, że te roboty sprawiają mi wielką przyjemność, nie pozwoliły na lenistwo 8)

 

Najpierw jednak pozachwycałem się zimową scenerią. Oto i ona:

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Syz1MhS4z4I/AAAAAAAACZA/TXpPR6Ualbw/s720/7766_Dom%20zimą.jpg

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Syz1Lw2_b_I/AAAAAAAACY8/Lz0PDXp4pns/s720/7765_Dom%20zimą.jpg

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Syz1LK2rbTI/AAAAAAAACY4/bN1NuXtAKV8/s720/7764_Dom%20zimą.jpg

 

Przyjrzawszy się ostatniemu zdjęciu można u dołu na śniegu zobaczyć ciekawostkę: ścieżki wydeptane przez nasze domowe zwierzątko, które nawiasem mówiąc znów zostawiło w domu pamiątki, tym razem oflankowało schody: u góry i u dołu.

Na samej działce śladów kunich było mnóstwo, oprócz kunich chyba zając. Znaczy ja harcerzem kiedyśtam byłem, ale harcerzem miejskim, nie leśnym, sprawności tropiciela nigdy nie zdobywałem, jednak jeśli w okolicy jest mnóstwo zajęcy i coś zostawia ślady ewidentnie "kicające", to co to może być jak nie zając?

No i trzeci rodzaj sladów, którego niestety nie potrafię wytłumaczyć inaczej, jak wizytą UFO. O, proszę:

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Syz1GU-2SUI/AAAAAAAACYA/UFrwX6EF8qw/s512/7759_Ślady%20przeróżne.jpg

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Syz1F4B4x3I/AAAAAAAACX8/b1a0hJbah9k/s720/7758_Ślady%20przeróżne.jpg

 

Na obu zdjęciach widać ścieżkę wydeptaną przez kunę, a obok niej coś, co wygląda, jakby ktoś wziął zrzynek deski i delikatnie, najwyżej na 2-3 mm "stemplował" jej czołem w śniegu. Na zdjęciu tego może wyraźnie nie widać, ale to były równo odciśnięte prostokąty, absolutnie bez zaokrąglonych rogów, w dwóch rozmiarach: bardziej podłużnym, oraz bardziej "klockowym". Na ślady zwierzęce nie wyglądało toto absolutnie, po pierwsze dlatego, że nie ma chyba w przyrodzie zwierzęca z kanciastymi łapami, po drugie - ślady znikąd nie przychodziły, ani nigdzie nie prowadziły, po prostu były sobie w tym miejscu.

Jedyne, co mi przychodzi do głowy, to duże ptaszysko (srok tam pełno jest), które coś usiłowało "ukraść" i trochę nie mogło tego czegoś udźwignąć, w rezultacie stemplując tym po śniegu.

Nic, najprawdopodobniej zostanie to zapisane w "Wielkiej Księdze Niewyjaśnionych Tajemnic Domu w Lesie" :D

 

A z konkretów: po pierwsze, system podgrzewania rur się sprawdził! Jechałem dziś na budowę z "pewną taką nieśmiałością", poważnie zastanawiając się nad dwiema prawdopodobnymi sytuacjami:

1) rura wodociągowa pęknięta, wnętrze zamarznięte, całe przyłącze szlag trafił

2) j.w., ale z dodatkową atrakcją polegająca na wylewie wody po pęknięciu rury i znajdującej się w pomieszczeniu gospodarczym miniaturze lodowca grenlandzkiego

 

Na szczęście jednak na miejscu powitała mnie świecąca raźnie neonówka sygnalizująca fakt grzania, a woda w rurze cały czas ciepła :) Już nie mocno gorąca, jak przy dodatnich temperaturach a jedynie ciepła (nie ledwie ciepła, nie bardzo ciepła, po prostu ciepła), ale jeśli uznać, że miała ze 35 stopni, a za oknem jest -10 to i tak widać, że do poziomu temperatur gdzieś a'la środkowa Syberia przy niezbyt silnej zimie nie mam się czego obawiać :)

 

Napaliwszy dziś w kozie, jak wyżej wspominałem, najpierw chciałem tylko posiedzieć chwilę, obejść kąty i wracać, potem jednak przyszło mi do głowy, że wymierzę sobie miejsce na szacht do trzeciej i ostatniej łazienki. Jak już go jednak wymierzyłem, to nie wytrzymałem, polecałem po mesel, młotek i zacząłem kuć. A jak już zacząłem, to za chwile poszedłem po młotowiertarkę i w rezultacie wykułem całość. O, proszę:

 

Tu będzie szacht z zaworami do trzeciej łazienki.

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Syz1NUwqWXI/AAAAAAAACZE/uAsESiIH_x8/s512/7767_Wykułem%20sobie.jpg

 

Łazienka znajdować się będzie za ścianą, a to, co widać na zdjęciu, to sfotografowane z hallu na poddaszu coś a'la przedpokoik prowadzący do pokoju gościnnego. Zawory będą dostępne na jego ścianie, bo tu nie będą ani razić ani przeszkadzać, podczas gdy w łazience nie za bardzo było na nie miejsce. Jedyne wchodzące w grę, to był środek ściany widoczny centralnie po wejściu do łazienki, a to nam niezbyt pasowało.

 

A to już sama łazienka, zdjęcie z drzwi wejściowych, po prawo będzie natrysk, u dołu widać przebicie na rury zasilające łazienkę w wodę, obok niego przepust przez strop z kanalizacją brodzika, a na wprost będzie umywalka.

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Syz1N_-EY3I/AAAAAAAACZI/oFmUfiSxDro/s720/7772_Wykułem%20sobie.jpg

 

I to tyle, dalszy ciąg - mam nadzieję we wtorek.

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W międzyczasie budowlana dygresja będzie, dotycząca naszego obecnego mieszkania.

Mieszkamy bowiem obecnie w blokach, popełnionych jakieś 9 lat temu przez najbardziej chyba znaną i najbardziej kontrowersyjną firmę deweloperską w Polsce. Ja nie będę jej nazwy wymieniał, ja powiem tylko, że w ogólnosąsiedzkich dyskusjach na naszym forum osiedlowym posługiwaliśmy się zwyczajową nazwą wynikającą z ogółu naszych uczuć do firmy, brzmiała ona: "Jot WAŁ"

 

Kupowałem od nich mieszkanie jeszcze jako kawaler, robiłem to z pełną świadomością, że budują tanio, byle jak i z byle czego. Dlaczego więc kupiłem? Ano dlatego, że w interesującym mnie zakresie cenowym, lokalizacyjnym i powierzchniowym następna na liście była firma oferująca podobne mieszkanie w odrobinkę lepszej lokalizacji za cenę ponad 30 tys wyższą i z terminem oddania dobry rok późniejszym. No i zostawały jeszcze na rynku spółdzielnie (od których chciałem się trzymać jak najdalej) oraz firmy typu "Pan Józek ze śfagrem - pol, import-export", co do których nie miałem śmiałości. A Jot WAŁ przy całej swojej kontrowersyjności przynajmniej budował, robił to dość terminowo, bankructwo mu nie groziło, a jakość - no cóż, budowę swojego mieszkania wizytowałem regularnie od kiedy tylko się zdecydowałem (blok miał wtedy stan surowy), robiłem to samodzielnie i całkowicie nielegalnie, ale na takiej wielkiej budowie osoba poruszająca się pewnym krokiem, wyposażona w twardy notatnik i poziomicę wejdzie niezatrzymywana właściwie wszędzie. I generalnie nie miałem dużych zastrzeżeń, budowane było z byle czego i byle jak, ale ja nie planowałem w tym mieszkaniu do końca życia mieszkać, to miało być na kilka lat jedynie. A zaoszczędzone 30 tysięcy (plus opłaty za rok dłuższego wynajmu mieszkania) wolałem włożyć w wykończenie.

 

Decyzji nie żałuję, ale czasem na Jot WAŁ jednak klnę. Kląłem jak szewc na okno, które przy każdej wichurze wyło jak całe stado dusz potępionych (wyobraźcie sobie takie dość głośne: uuuuuuu.... UUUÓÓÓÓÓóóóóóuuuu... uuuuUUUUUUUuuuu....... Uuuułłłłuuuuuuuu.... trwające np. całą noc), bo tak było zrobione, że wiatr gdzieś w profilu gwizdał. Reklamowałem je kilkakrotnie, zmieniano w nim uszczelnienia, regulowano, wszystko na próżno aż w końcu kiedyś sam się zawziąłem i sam to zrobiłem w trakcie trwania wichury, kiedy mogłem weryfikować sprawę na bieżąco - przyczyną były źle zamontowane okucia zamków.

 

No i klnę dzisiaj. Również jak szewc. Klnę od momentu, kiedy całkowitym przypadkiem dziś spojrzałem w łazience na sufit. Oto i ten sufit, już po akcji ratunkowej:

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sy4kiOwO9ZI/AAAAAAAACZk/JHCM2r1Ibnc/s720/7784_Sufit%20nam%20spada.jpg

 

Na zdjęciu może nie widać za dokładnie, ale nie chodzi o trywialne pęknięcie sufitu na styku płyt żerańskich. Tu zresztą takich płyt nie ma, sufit jest laną na miejscu żelbetowa płytą, a te pęknięcia wyznaczają "osie symetrii" płata odparzonego tynku, który już dość mocno obwisł i w zasadzie wisiał jedynie z powodu niezorientowania się w porę, że mógł już spaść (pierwsza zasada dynamiki z filmów animowanych: ciało zawieszone w przestrzeni pozostaje w bezruchu tak długo, póki się nie zorientuje w swojej sytuacji).

Tego odparzonego jest jakiś metr kwadratowy, trzyma się obecnie na słowo honoru i na tej taśmie i niestety, musi wytrzymać do nowego roku, bo wcześniej tego nie mam kiedy zrobić, a roboty jest sporo, to wszystko trzeba skuć, od nowa zagruntować, zatynkować, pomalować, echhh...

 

Z tego, co wiem, przypadków spadnięcia sufitu na głowy było już na naszym osiedlu kilka, najprawdopodobniej fachowcy Jot WAŁ smarowali czymś tłustym płyty do szalowania stropów, żeby sobie ułatwić ich czyszczenie, a potem taki sufit był po prostu tynkowany, w dodatku byle czym i byle jak. No i jest robota...

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tu zresztą takich płyt nie ma, sufit jest laną na miejscu żelbetowa płytą, a te pęknięcia wyznaczają "osie symetrii" płata odparzonego tynku, który już dość mocno obwisł i w zasadzie wisiał jedynie z powodu niezorientowania się w porę, że mógł już spaść (pierwsza zasada dynamiki z filmów animowanych: ciało zawieszone w przestrzeni pozostaje w bezruchu tak długo, póki się nie zorientuje w swojej sytuacji).

 

Wiem, że może nie wypada ale rozwaliłeś mnie tym tekstem

:lol: :) :D :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zimno. Było zimno. Mimo, że cieplej jak poprzednio, to zimniej :( Bo temperatura może i była wyższa, ale wilgotność powietrza też musiała wzrosnąć, no i wiatr jakiś wiał, bo dziś wymarzłem trochę.

 

Przy niższych temperaturach w każdym razie hydrauliki z PP nie da się robić, bo już dzisiaj miałem problemy z cięciem rur, miały tendencję do pękania. Na szczęście to już sama końcówka.

 

Tak wygląda wykuta poprzednio wnęka, wypełniona krzywymi jak cholera, bo jeszcze niepoustawianymi rurami:

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SzEromuFnTI/AAAAAAAACac/lStjZFdYJQI/s512/7796_Szacht.jpg

 

Biała płaszczyzna za murami to odwrotna strona tablicy ostrzegawczej pewnej firmy ochroniarskiej, którą dostaliśmy od ich agenta celem powieszenia. Znalazłem dla niej o wiele pożyteczniejsze zajęcie :wink: choć zastanawiam się jeszcze, czy tej wnęki od wewnątrz po prostu nie wytynkować gipsem. Tak jak jest mogłoby być, ale... chodzi o to, co będzie pod ta płytą: tam jest zaledwie 4cm grubości ściana z resztek ceramicznego pustaka, w dodatku w niej jest jeszcze podkute na 2cm pod profil mocujący te rury, w tym miejscu pustaka zostało zaledwie 2cm i boję się, że to będzie pękać, albo cós... Od strony łazienki tam będzie tynk i glazura, jednak może tynk od tej strony zamiast tej płyty tez by nie zaszkodził?... Nie wiem, zastanowię się jeszcze.

 

A tu zaczęta już ostatnia łazienka:

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SzErlvhCGMI/AAAAAAAACaY/-_3XCtx3dw0/s720/7800_Trzecia%20łazienka.jpg

 

To na wprost to oczywiście umywalka z widoczną recyrkulacją (recyrkulację kończę przy umywalkach, bo tu chyba ciepła woda "od zaraz" jest najistotniejsza, ani w wannie ani pod natryskiem raczej się nie puszcza wody od razu wprost na siebie, zawsze przynajmniej ja zaczynam od kontrolnego strzału w podłogę :) ) Kanalizacja póki co stoi oparta o ścianę, żeby nie przeszkadzała, ale przymocuje się.

Po prawo widać końce mające zasilać natrysk, po lewo pójdą jeszcze rurki do kibelka. Dwie, bo małżonka zażyczyła sobie możliwości podłączenia przy kibelku "bidetty" (ja teraz jestem w tych sprawach baaardzo zorientowany, więc od razu wyjaśniam panom żyjącym w nieświadomości, że istnieją takie wynalazki: bidetta to taka malutka słuchawka prysznicowa, używana w sposób... powiedzmy przeciwległy do tradycyjnego prysznica).

 

I tak właściwie z hydrauliki zostało mi już tylko:

- w tej łazience dokończyć kibel, natrysk i kanalizację do umywalki

- w łazience robionej poprzednio wymienić deskę mocującą zawory na docelowy uchwyt (już zrobiony)

- sprowadzić z piętra na dół recyrkulację

- wyciągnąć osobną kanalizację do pralki na parterze

 

Wszystko to, co powyżej, myślę, że spokojnie w jeden dzień zrobię. Żona moja co prawda dziś, jak podobną kwestię wygłosiłem paszczowo, stwierdziła, że już któryś kolejny raz tak mówię. Może i tak (choć mam wrażenie, że ostatnio mówiłem o dwóch dniach), ale teraz jest to naprawdę realne!

I w tym momencie zostanie już tylko podpięcie tego wszystkiego do wodociągu i wykonanie próby ciśnieniowej. A z tym już jak wcześniej pisałem chcę zaczekać, przynajmniej na końcówkę zimy. Pośpieszyć nie pośpieszę, a po co mi potem problemy z wodą zamarzniętą w zaworach.

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nieszczęście...

 

Wodociąg dzięki instalacji grzewczej mrozy przeżył idealnie, nawet czajnik, w którym nieopatrznie zostawiona woda zamarzła sobie, został jeszcze w czasie trwania mrozów odmrożony metodą... no taką najbardziej oczywistą (czajnik elektryczny).

 

I tylko jeden z nielicznych póki co u nas przejawów cywilizacji padł ofiarą mrozu. Element bez którego znów będziemy zmuszeni tymczasowo się cofnąć do czasów latania w krzaczki czy szukania odpowiednio gęstych łopianów ;)

Jeszcze w czasie mrozów, przy poprzednim pobycie usiłowałem go ratować, lejąc doń gorącą wodę, niestety sprawa była beznadziejna. Wymyśliłem więc, że kupię bańkę zimowego płynu do spryskiwaczy i kibel zaleję tym płynem, niestety nie zdążyłem. W czasie dzisiejszej wizyty na budowie (już z płynem) odkryłem, że kibel pękł był sobie na samym spodzie i co do niego wlata, to i wylata. Wprost na wylewkę...

 

A przy okazji: miałem zamiar załączyć życzenia świąteczne dla wszystkich mających cierpliwość i ochotę czytać moje wypociny, ale niestety jakoś nie było kiedy, więc dla odmiany będą życzenia poświąteczne:

 

A więc:

 

Wszystkim, którym udało się przetrwać świąteczne obżarstwo

Wszystkim, zadowolonym z prezentów, jakie w tym roku Św. Mikołaj przytaszczył, oraz wszystkim tym, którzy jednak się zastanawiają, po co im np. kolejna para skarpet w za dużym rozmiarze

Wszystkim, którzy wysłuchując tak gdzieś od połowy listopada wyboru "Najpiękniejszych Polskich Kolęd" (znaczy czterech najpopularniejszych w milionie aranżacji i wykonań, poprzedzielanych nieśmiertelnym "dżingl bellz" na deser) nie rzucili się w końcu w hipermarkecie na kolejną śnieżynkę plastikowo radosnym głosem zachęcającą do kupienia świątecznego zestawu 10 torebek barszczu czerwonego (plus paczka maku gratis) celem nakarmienia jej owym barszczem torebka po torebce

A także wszystkim tym, którzy wysłuchując tak gdzieś od półtora miesiąca na niemal wszystkich możliwych stacjach radiowych (sprawdzić, czy nie Radyjo) puszczane po ileś razy dziennie "Last Christmas" naprzemiennie z "driving home for christmas" wyją do księżyca i tocząc pianę z pyska zastanawiają się, czy nie wysłać Chrisowi Rea choć kilku złotych na bilet na samolot, żeby w końcu dojechał na te święta i przestał już smęcić wreszcie.

 

No, wszystkim Wam życzę, żeby kolejne święta za rok były... jeszcze lepsze :D I żeby choć nad Chrisem się ktoś w naszych radiach zlitował i dał mu już wreszcie spokój!

Chciałem jeszcze o nieśmiertelnym świątecznym Kevinie napisać, ale ręce mnie opadli na samą myśl. Więc na tym zakończę :)

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moda na Sukces, odc. 189

 

W odcinku:

- Ty ruro! - zakrzyknął don Jaroslavo - ty... ty normalnie k... khem!... krzywa jesteś!

- a co sobie myślisz? Zostawiasz mnie samą w lesie, na mrozie, tu dzikie zwierzęta grasują, a potem nagle się zjawiasz, brutalnie przecinasz na pół, zgrzewasz byle jak i jeszcze masz jakieś wymagania? Sam się lepiej wyprostuj!

 

- najdroższa, chcę zobaczyć twoje kolanko, chcę je dotknąć, pogłaskać...

- ach... a przetrzesz je acetonem?

- oczywiście, najdroższa, tylko mi je pokaż. Oooo, nyplowe!!! Aaaaachhhh! Niech je tylko nasunę...

- ach, jak Ty mnie rozgrzewasz, rozpływam się, rozpływammmm...

 

- to juz ostatni raz! Koniec! Koniec z nami!

- don Jaroslavo! Jak możesz??? A... A my?

- jakie "my"?

- myślałam... Że coś dla ciebie znaczę. Że jestem czymś więcej. A ty mnie wykorzystałeś! Posłużyłeś się mną! Byłam dla ciebie tylko narzędziem. A teraz? Zgrzewarka zrobiła swoje, zgrzewarka może odejść? A ty... Ty... Pewnie teraz do tej zdziry pójdziesz, tak? O ja wiem, gdzie twe myśli cały czas krążyły. Tylko ona ci była w głowie! Seniorita Electricita! Och, jak ja jej nienawidzę! Tej zimnej, chudej jak drut małpy bez wyrazu!

- nie mów tak o niej!

- aaa, tu cię boli! Wiedziałam! Zawsze wiedziałam! Trzymałeś mnie za rączkę, ściskałeś między kolanami, a wzrok przy tym taki nieobecny miałeś, bo w duchu o jej puszkach myślałeś! Och, jak ja cię nienawidzę! Idź! Zejdź mi z oczu! A masz!!!!

- aaauuuu, oparzyłaś mnie! Jak mogłaś?!?

 

 

 

Żarty żartami, a na poważnie:

Hydraulikę w zasadzie moge już odfajkować jako zrobioną. Oczywiście nie ma tak dobrze, żebym mógł to powiedzieć z ręką na sercu, zawsze jest coś, co zostanie i bruździ. Dziś zresztą bruździć usiłowały różne rzeczy. Najpierw zabrakło kolanek i to mimo wcześniejszego wielokrotnego wyliczania, że jest ich akurat. Ponieważ to był sam początek dnia, zrobiłem sobie szybką wyprawę do Leroja, kolanka się znalazły. Potem, przy przerabianiu zaworów na recyrkulacji szybciej się posługiwałem obcinakiem niż mózgiem i przeciąłem sobie nie tą rurę, trzeba było dokładać mufkę. Na końcu wreszcie się okazało, że brakło mi kawałka rurki fi20. I niestety, tu już odpuściłem, do tej rurki jest wszystko gotowe, wystarczy kupić i dogrzać, 15 minut na to potrzebuję, więc suma sumarum...

 

*** Tadaaaaammmm !!!!! Zrobiłem hydraulikę !!!!! :D :D :D ***

 

Tak wygląda trzecia i ostatnia łazienka w stanie skończonym:

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SzuX-MY5LkI/AAAAAAAACcE/B1YWnL5XCbE/s720/7847_Koniec%20hydrauliki.jpg

 

Na wprost będzie umywalka, a po lewo kibel. Kanalizacja od kibla ukryła się za rogiem, a na zdjęciu widać podejścia zimnej wody do spłuczki oraz zimnej i ciepłej do bidetty. Wprawne oko zauważy zapewne, że zimna z ciepłą są na odwrót. No są. Bo tak. Bo tam i tak zabudowa z GK pójdzie i bidettę będę wężykami (metalowymi!) podłączał, to sobie zrobię na krzyż.

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SzuX-e5-5II/AAAAAAAACcI/yYbddwjC1Ts/s512/7849_Koniec%20hydrauliki.jpg

A tu będzie natrysk. Rurki elegancko wkute w ścianę, a jak się okazuje zupełnie niepotrzebna robota to była, tu też ma być GK i półeczki, o czym mi się zapomniało. Za to, jak widać u dołu zdjęcia, tutaj zimna z ciepłą już trafiają na swoje miejsca poprawnie :)

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SzuX-nJGU0I/AAAAAAAACcM/Vt9y94ULSg4/s512/7855_Koniec%20hydrauliki.jpg

I jeszcze z zaległości: szacht z zaworami w głównej łazience, zawory były już dawno, ale były przypaskowane trytytkami do eleganckiej deseczki. Elegancka deseczka została wywalona i trafi, gdzie jej miejsce (tzn do kozy), a tu już docelowe mocowanie. Przy okazji widać tutaj patent, który sobie dorobiłem na zasadzie "bo przyszło mi do głowy": skrajny lewy zawór to recyrkulacja. Ona na poddaszu się rozchodzi na dwie łazienki. A ponieważ woda jest leniwa, nie lubi się przemęczać, skubana, to często wybiera sobie drogę najmniejszego oporu. I mogłoby się okazać, że ta łazienka ze zdjęcia jest recyrkulowana, a ta druga już nie. Więc w obu szachtach z zaworami na poddaszu dorobiłem kryzowanie. Oczywiście można było obie gałęzie dławić tymi zaworami odcinającymi, ale po każdym ich zamknięciu (tudzież bawieniu się nimi przez naszego wielce ciekawskiego Wyjątka) trzebaby ich ustawienie dobierać od nowa. Wymyśliłem więc, że zawór odcinający będzie zaworem odcinającym, a pod nim znajdzie się szeregowo włączony drugi zaworek. Ze zdjętą wajchą, do jednorazowego ustawienia i ewentualnego korygowania w razie potrzeby za pomocą kombinerek.

A na skrajnej prawej rurze z kolei można zauważyć mufkę, której tam wcześniej nie było. To właśnie wspomniany wcześniej efekt używania obcinaka zamiast mózgu :) Miałem przeciąć rurę recyrkulacji i "trochę" mi się pomyliło :)

Ten szacht ogólnie zresztą jakiś strasznie pechowy się okazał, pisałem już wcześniej o przebojach, jakie z nim miałem, to całe mnóstwo mufek widocznych na zdjęciu to właśnie efekty tamtych bojów.

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SzuX-_36UlI/AAAAAAAACcQ/9-XMRN41Ktc/s512/7858_Koniec%20hydrauliki.jpg

I ostatnia robota hydrauliczna: podejście kanalizacji do pralki.

 

Z robót hydraulicznych zostało mi:

- dogrzanie tego brakującego kawałka rury. Wszystko do niej przygotowane, wystarczy dogrzać.

- podłączenie całości do wodociągu i wykonanie prób ciśnieniowych. Zrobię po zimie, wcześniej wpuszczanie wody w instalację nie ma sensu. I oczywiście mam nadzieję, że próba okaże się tylko formalnością, a nie czymś, po czym się okaże, że połowę instalacji z moimi zgrzewami trzeba zrobić od nowa... :-?

- położenie w pomieszczeniu gospodarczym rurki kanalizacyjnej do kratki w podłodze. Obecnie tej rurki nie ma, bo tylko by przeszkadzała, położę ją tuż przed styropianem podłogowym.

- wykonanie wyjść wody na zewnątrz domu. To będzie osobna instalacja, się zrobi jakoś na wiosnę, choćby i po tynkach. A przez ten czas się z małżonką zastanowimy, jak mają wyglądać krany w elewacji: czy zamykane szafeczki, czy ordynarne zawory czerpalne "ze ściany", czy może sikający (wodą !!!) chłopczyk z żeliwa podparty po bokach delfinkami i z łabądkiem u stóp, całość w żeliwnej absydzie okolonej różyczkami :p

- hydrofor do wody studziennej. To już wogóle w lato najwcześniej...

- i moze jeszcze porządkowe drobiazgi: pomocowanie podejść do baterii (niektóre pomocowałem, niektóre nie), zapiankowanie przepustów... w wolnej chwili się zrobi, nie pali się z tym.

 

A póki co, tematach budowlanych na ten rok to by chyba było tyle... Od nowego roku będę się bujał z senioritą electricitą :lol:

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pierwszy dzień robót budowlanych w nowym roku potraktowałem ulgowo, przeznaczywszy go na wykonanie mnóstwa dokrętek, które się uzbierały na zasadzie "teraz nie ma kiedy, to się kiedyś zrobi".

Pierwsze jednak, czym się zająłem po napaleniu w kozie, to kibel. Tak, ten, który zamarzł był i niestety nie przeżył tego, biedaczek. A zająłem się nim tym śpieszniej, że gniotło mnie dziś coś w jelitach i miałem cały czas wrażenie, że lada moment mogę takiego tronu pilnie potrzebować.

 

A co ze skubańcem zrobić? Pierwszą myślą było oczywiście: "trzeba kupić nowy", ale kiedy okazało się, że nawet chińskie promocyjne badziewia kosztują około stówy, zaparłem się, że mowy nie ma, nie będzie chińczyk pluł nam w twarz i kibli nam germ... no... zchińszczał. Ten kibel, co jest, to bardzo dobry kibel jest. Tylko mu denko odpękło. W całości odpękło, na pewno równo i porządnie, wystarczy skleić. Tak, skleić. No co się tak dziwicie, nigdy kibla nie kleiliście?

Kurcze, ja też nie. Kibel odkręciłem, postawiłem do góry dnem i faktycznie: całe denko równo odpęknięte, oczywiście przymarznięte, ale chwila z opalarką w ręku (znalazła się pod choinką, św. Mikołaj przyniósł :) ) wystarczyła, żeby odeszła. Pod nią jednak się ukazał grenlandzki lodowiec, któremu opalarka nawet pracująca pełną parą dawała radę baardzo wolno. Najwyraźniej jego pojemność cieplna była większa niż to, co opalarka z siebie mogła dać. Pomocny okazał się czajnik z wrzątkiem. Wystarczył jeden.

Żeby nie przedłużać pisaniny na gówniane tematy: dekiel po osuszeniu został przyklejony na epidian, dodatkowo uszczelniony uszczelniaczem zduńskim (wiem, że nie na temat, ale tylko taki był pod ręką, zresztą jakiśtam daleki związek jest... ), po czym cała wewnętrzna część miała zostać zalana pianką poliuretanową mająca dodatkowo zabezpieczać/uszczelniać całość na wypadek "większych obciążeń" (i mniejsza o szczegóły).

 

I tu się zdarzył wypadek. Pod choinką co prawda znalazłem również porządny pistolet do pianki, ale miałem jeszcze ze starych zapasów jedno opakowanie zwykłej pianki, takiej "w sprayu". I nie wiem, czy za długo na mrozie leżała i zaworek się zepsuł, czy jakaś felerna była, ale najpierw jej nie mogłem uruchomić. A jak już uruchomiłem, to... to się nie dawało wyłączyć. Napełniłem cały kibel i wpadłem sobie w panikę. Po czym zacząłem biegać z tą pianką po całym domu, na chybcika piankując różne przebicia przez ściany z hydrauliką, byle jak, byle zdążyć.

Kiedy pianka wyszła wreszcie cała (duże opakowanie), a ja ochłonąłem, miałem okazję podziwiać cudne ślady, jakie biegając po domu z tą pianką porobiłem. Niestety, nie przyszło mi do głowy zrobić zdjęcia tych wielokropków :D

 

Kibel już na swoim miejscu, póki co zalany płynem do spryskiwacza, ale to chyba nie jest dobry pomysł, bo ten okrutnie śmierdzi i chyba będzie wyparowywał. Póki co niech będzie, a przy następnej wizycie w Castoramie chyba kupię worek soli drogowej i będę sypał w kolanko sól po każdym użyciu 8)

 

A prócz kibla:

- wstawiona owa brakująca rurka, której mi poprzednio zabrakło.

- poustawiane na równo i pomocowane wszystkie punkty poboru wody

- bednarka głównej szyny uziemiającej wyczyszczona z zaprawy i wsadzona w termoskurcza, już ładnie obkurczonego.

- przy pomocy kredy "szkolnej" pozaznaczane na parterze miejsca pod puszki wyłączników, jedno na próbę już nawet koronką sobie wywierciłem, chciałem przetestować na własnej skórze czy na naszych ścianach lepiej z udarem, czy jak profesjonaliści radzą - bez udaru. No i bez udaru się da, ale z udarem idzie sporo szybciej, a zęby jakoś się nie wyłamują. Zresztą w tej mojej koronce są tak osadzone, że szczerze mówiąc nie przypuszczam, żeby w tym naszym pustaku się miały wyłamać.

- i najgrubsza robota: przewijała się gdzieś na wcześniejszych zdjęciach specjalnie zaprojektowana wnęka, w której ma stanąć rack 42U mający docelowo stać się mózgiem całego domu. Wnęka ta jest jednocześnie wejściem do biegnącego przez cały dom od dołu do samego dachu pionowego szybu na instalacje wszelakie . No i wszystko byłoby pięknie, gdyby nie wymiary. Zorientowani komputerowcy zapewne wiedzą, że szerokość typowego racka to 60cm. No i "wejście" do tej wnęki miało mieć te 60cm. Po tynkach. Może nawet z centymetrem luzu. Niestety, murarzom się wymurowało w surowych ścianach na 59,5. No i trzeba było naciąć szlifierką (do tej pory kicham na rudopomarańczowo) po czym rozkuć. A na koniec wybrać gruz, który rzecz jasna głównie w sam szyb wleciał, tak, żeby było "łatwiej" go wybierać.

 

I to wszystko. Przy następnej wizycie będę dalej wiercił miejsca pod puszki, a potem już pójdą przewody. Setki metrów przewodów...

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako uzupełnienie do wczorajszej prozy kilka zdjęć.

 

Dolna łazienka po panicznej akcji wypełniania pianką przebić:

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0DxzqtIvQI/AAAAAAAACcs/VPVgdtGAqYM/s720/7867_Pianka.jpg

 

Jedna z łazienek na poddaszu,tu już weszła końcówka pianki, natomiast widać ładnie ślady po moim dzikim pędzie z sikającą z pojemnika pianą:

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0Dx0rxfdgI/AAAAAAAACcw/h76Yk8uSqes/s512/7874_Pianka.jpg

 

I ciekawostka: hałda ścinków powięźbowych, a ściślej mówiąc mniej więcej połowa pierwotnej hałdy, zajmującej cały ten kąt, od ściany do ściany. Druga połowa znalazła się w kozie...

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0Dx1szajXI/AAAAAAAACc4/n6EikSbCYH4/s720/7884_Drewno.jpg

 

I na koniec widoczki:

- przez okrągłe okienko ze stryszku-garderoby nad garażem. Być może już w przyszłym roku się tam zacznie budowa, więc pięknym widokiem póki co trzeba się nacieszyć.

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0Dx1Lmb4pI/AAAAAAAACc0/OSH0pRhoIFE/s720/7880_Widoki.jpg

 

I "zewnątrz" przy dzisiejszej cudnej (choć mroźnej) pogodzie:

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0Dx2MIOwxI/AAAAAAAACc8/BygM5fF_y5Y/s720/7888_Widoki.jpg

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0Dx3fY6_gI/AAAAAAAACdA/01a9X6aMoeU/s720/7890_Widoki.jpg

 

Pierwszoplanowe dekoracje niestety będą sobie może nawet i do lata. A'propos - czy palety to się gdzieś oddaje do skupu? I dostaje za to kasę, która pokrywa coś więcej niż koszt ich transportu? Czy gratis oddaje chętnym, ew. tnie na opał?

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie warto

pociąć i na opał

ja się najarałem bo miałem full i nie liczyłem te byle jakie tylko takie cacuśne i pisało na nich "EURO"

Jak się okazuje to były podróby (tak tak nawet palety podrabiają)

Nie dość że musza mieć wymiary, idealne klocki, być prawie nowe i mieć gwoździe chyba z jakimiś inicjałami (koleś sie przyglądał) to wtedy dadzą Ci z 15 zeta

inaczej

ja jedną sprzedałęm za 5 resztę chciał po 2 zł (zle tylko takie ładne)

na szczęście tylko kilka wziąłem przy okazji na przyczepkę

więcej nie jechałem, piła mechaniczna i sruuu do pieca

 

potnij, spal, grzej się

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nie warto

pociąć i na opał

ja się najarałem bo miałem full i nie liczyłem te byle jakie tylko takie cacuśne i pisało na nich "EURO"

Jak się okazuje to były podróby (tak tak nawet palety podrabiają)

Nie dość że musza mieć wymiary, idealne klocki, być prawie nowe i mieć gwoździe chyba z jakimiś inicjałami (koleś sie przyglądał) to wtedy dadzą Ci z 15 zeta

inaczej

ja jedną sprzedałęm za 5 resztę chciał po 2 zł (zle tylko takie ładne)

 

Aha, no to dzięki za rozwianie wątpliwości. Co prawda cięcie piłą takiego równo ułożonego stosu palet (naraz) wydaje się być całkiem atrakcyjnym zajęciem, ale jeszcze mam opcję zadzwonienia do składu budowlanego Jędrzejuków, żeby sobie przyjechali i toto zabrali. Oni strasznie łasi byli na takie, nawet byle jakie palety i jeszcze w trakcie budowy co jakiś czas się strasznie o nie dopytywali, czy mogą zabrać. I chyba tak zrobię, bo opału delikatnie mówiąc mam duuuuuuuuuóóóóóóóóuuuuuużo. 8)

 

piła mechaniczna

 

ŁAŃCUCHOWA !!!!! Grrrrrr!!!!!! :evil:

(patrz przypis w moim dzienniku, we wpisie z 5 września)

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nieee no, dialogi z rurą i zgrzewarka są pierwsza klasa! Ty się chłopie najmij do pisania tesktów dla telenoweli jakiejś :-)

 

I bardzo, ale to bardzo, chciałabym, aby ktoś nakręcił filmik z tej historii z pianką, która nie chce przestać :-) To by się świetnie oglądało na odstresowanie budowlane :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nieee no, dialogi z rurą i zgrzewarka są pierwsza klasa! Ty się chłopie najmij do pisania tesktów dla telenoweli jakiejś :-)

 

Eeee, w tej branży to chyba za duża konkurencja, ale dzięki za miłe słowo :)

Teksty powstały w zasadzie pod wpływem impulsu - uświadomiłem sobie, że ostatnich kilkadziesiąt wpisów dziennika pokazuje wciąż te same (niemal) rury i omawia w kółko tą samą hydraulikę, co jakiś czas jedynie uwzględniając dramatyczne zwroty akcji w stylu "o tu krzywo rura się zgrzała". I pierwsza myśl brzmiała: "Moda na Sukces mi wyszła?". A potem już samo poleciało :)

 

I bardzo, ale to bardzo, chciałabym, aby ktoś nakręcił filmik z tej historii z pianką, która nie chce przestać :-) To by się świetnie oglądało na odstresowanie budowlane :lol:

 

Tak, na pewno byłby to ciekawy filmik :D

Nie wiem tylko, czy odważyłbym się go opublikować... ;)

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

skup się pan, łań-cu-cho-wa, amen

heh się uśmiałem :)

oczywiście łańcuchowa, oczywiście - tak z rozpędu napisałem i proszę o przebaczenie :wink: :wink:

 

a składy pewnie że wezmą bo wożą to i tamto na paletach

tylko czy Ci zapłacą - wątpię :roll:

 

 

edit

tak mi się dowcip przypomniał - może znacie:

"Sytuacja w Angli się dzieje.

Koleś idzie do sklepu z zamiarem zakupienia piły łańcuchowej.

No ale jak powiedzieć, myśli myśli

- Poproszę piłę, piiiiiłęęęęęęę!

- I don't know what is pila.

- Ball, yo know, ball - i tu pokazuje imitując odbijanie piłki koszykowej

- Aaaa ball, OK - rozkminia sprzedawca

- Teraz skup się PIŁA ŁAAŃCUUUCHOOOOWAAAAAAAA

 

 

oczywiście na żywo lepiej mi to wychdzi :)

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

tak mi się dowcip przypomniał - może znacie:

"Sytuacja w Angli się dzieje.

Koleś idzie do sklepu z zamiarem zakupienia piły

 

znamy, znamy, tekst: "skup się pan: łań-cu-cho-wa!" właśnie z tego kawału pochodzi, od siebie tylko 'amen' dodałem :)

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziś wiele nie zrobiłem, bo nie dość, że wszystkiego byłem na budowie 3 godziny, to jeszcze zmarzłem dość mocno. Na termometrze było -2, co w porównaniu choćby z poprzednimi kilkoma wizytami było wręcz upalną temperaturą, ale dość silny wiatr powodował, że niestety...

 

Zanim do budowlanych tematów jednak przejdę, chciałem jeszcze sobie trochę żalów powylewać w temacie obecnego naszego mieszkania. W którym, jak już wcześniej pisałem, sufit właśnie nam się zaczął walić na głowy.

Mówi się trudno, jest robota, trzeba zrobić, zrobię to sobie oczywiście sam, ale, jak sobie naiwnie wyobrażałem, skoro mieszkanie jest ubezpieczone i to dubeltowo (majątkowo i jako nieruchomość) od szkód wszelakich i stała się szkoda, to dlaczego mam nie dostać tego, co mi się jak psu buda należy z tytułu powstania tejże szkody? Wydawało mi się to tak oczywiste, jak to, że słońce wschodzi i zachodzi, więc oczywiście zgłosiłem szkodę. Uprzednio wysławszy opis koniecznego remontu do kilku firm z prośbą o wycenę i wybrawszy najdroższą ofertę jako podkładkę do uzasadnienia kwoty roszczenia.

 

Pierwszy zonk nastąpił, kiedy przyszedł do mnie rzeczoznawca. Rzeczowy, współczujący, zgadzający się ze mną, że to nie jest tylko niewielka łata, że to niemalże cała łazienka jest do wybudowania od zera, a już sufit to trzeba cały skuć i od nowa otynkować na pewno. I tylko wyprowadził mnie z błędu odnośnie ubezpieczenia, z którego to będzie zgłoszone. Przekonany byłem, że majątkowe, to majątkowe, pralka, telewizor, kryształy rodowe itp., a tu jest ewidentnie ubezpieczenie "murów", czyli to drugie. A nic z tego! Otóż wyobraźcie sobie drodzy niezorientowani w ubezpieczeniowych niuansach czytelnicy, że tynk na ścianach i suficie nie wchodzi w skład nieruchomości, tylko majątku :lol: Konkretnie jest to "stały element wyposażenia". Nic, ubezpieczone mam na szczęście i to i to, więc mi bez różnicy.

 

Już za dwa dni zadzwonił do mnie robot. Android. Jakieś ewidentne połączenie ubezpieczeniowego komputera z człowiekiem, który kiedyś był zapewne obiecującym naciągaczem z Amwaya albo akwizytorem czegośtam wspaniałego, tylko zatrudniając się w PZU lobotomię przeszedł, żeby się zbędnych emocji wyzbyć. Rozmowa wyglądała mniej więcej tak (z dokładnością do faktów, gadka była tak plastikowo-formułkowa, że nie jestem w stanie z pamięci tego odtworzyć):

- halo?

- dzień dobry, czy mam przyjemność rozmawiać z panem Jarosławem P.?

- tak, słucham?

- bardzo mi miło pana słyszeć, z tej strony [...], jestem odpowiedzialny za merytoryczne opracowanie zgłaszanej przez pana szkody i chciałbym pana uprzejmie poinformować o odmownym rozpatrzeniu wniosku o wypłatę odszkodowania.

- yyyy... a dlaczego?

- została podjęta decyzja odmowna, ponieważ szkoda zaistniała w związku z przyczyną nieobjętą w ogólnych warunkach ubezpieczenia.

Mniej więcej w tym momencie moje trybiki zaczęły się kręcić w nową stronę i zacząłem rozumieć, że wiem, co on do mnie mówi, ale nie za bardzo rozumiem, dlaczego. Postanowiłem poprosić go o rozwinięcie wypowiedzi:

- przepraszam, a czy może mi pan to powiedzieć jeszcze raz, ale po ludzku? - myślałem, że się uśmiechnie, czy jakoś zareaguje i zacznie ze mną rozmawiać, jak człowiek, ale niestety, on miał swoje formułki i swoją Standardową Procedurę Rozmowy Z Klientem

- uprzejmie pana informuję, że pana pana wniosek o wypłatę odszkodowania został...

- tak, to rozumiem, chodzi mi o powody - wpadłem mu w słowo

- uprzejmie informuję, iż przyczyną powstania szkody nie był ogień, zalanie, powódź, huragan, uderzenie piorunu, eksplozja, grad, upadek pojazd powietrznego, lawina, obsuwanie się ziemi - wyrecytował głosem z modulacją a'la zapowiedzi na dworcu Warszawa Zachodnia.

- no tak, we wniosku napisałem, co było przyczyną.

- z przykrością muszę pana poinformować, że tylko takie przyczyny, jak ogień, zalanie, powódź, huragan, uderzenie piorunu, eksplozja, grad, upadek pojazd powietrznego, lawina, obsuwanie się ziemi są objęte ubezpieczeniem.

 

Nie przedłużałem rozmowy, zwłaszcza, że "Przygody Dobrego Wojaka Szwejka" mi się zaczęły przypominać i musiałem się już pilnować, żeby po każdym "uprzejmie informuję" nie zaczynać w odpowiedzi zdania od "Posłusznie melduję".

W domu sam zajrzałem do OWU i faktycznie, "zdarzenia losowe" są ściśle zdefiniowane, "smarowania żelbetu olejem przed otynkowaniem" tam nie ma, żadnego innego nawet na siłę się podciągnąć nie da. Czyli dupa blada, nie będzie 2tys PLN na czysto :cry:

Chyba, że... to "zalanie" mi jeszcze chodzi po głowie. Ono jest zdefiniowane jako "szkoda powstała w wyniku działania wody lub innej cieczy [...] pochodzącej z urządzeń wodnych [...] w wyniku awarii tych urządzeń". Nigdzie tu nie jest powiedziane, że sufit zalać musi sąsiad z góry. Może sąsiadowi z dołu zalać mój sufit byłoby trudno, ale sam sobie mogę sufit zalać? Mogę. Może mi strzelić rurka przy kiblu tak, że woda będzie sikać wprost na sufit? Może! Tylko, niestety, już chyba za późno. Oczywiście mogę złożyć oświadczenie, w którym po namyśle stwierdzam, że przyczyną odparzenia tynku jednak nie jest tłusty żelbet, tylko rurka, która mi w lato pękła i zalała sufit, ale obawiam się, że tu nawet ten android by się śmiać zaczął z niedowierzaniem wymalowanym na twarz... na interfejsie wizyjno-głosowo-węchowym.

 

Na pociechę pojechałem sobie dziś na budowę. Przedzierając sie przez zaspy i gołoledzie, oglądając po drodze autobusy miejskie wpadnięte do przydrożnych rowów i porozbijane samochody, sam dojechałem szczęśliwie. Plastikowa łopatka mojego dziecka, cały czas wożona w bagażniku umożliwiła mi wjechanie na działkę, bo co prawda służbowy Focus dużo może i generalnie nie ma krawężnika, na jaki by nie wjechał, ale pokonywania ponad półmetrowej zaspy nawianej na wjeździe wolałem nie ryzykować, choć trochę ją rozrzuciłem najpierw.

A na działce...:

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jMxNtcc4I/AAAAAAAACd0/aXs4YsagbK4/s720/7959_Zima%20zła.jpg

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jMxtvSZPI/AAAAAAAACd4/gYU_jHFSBbs/s720/7963_Zima%20zła.jpg

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jM1rokKXI/AAAAAAAACeY/htdxAStnSqE/s720/7981_Barakowóz.jpg

 

Na tej ostatniej fotografii widnieje nasz terenowy oddział Sheratona, w skrócie zwany barakowozem, generalnie na wiosnę do sprzedania będzie, gdyby ktoś był chętny, polecam. Wewnątrz luksusowy apartament, umeblowany, wysoki standard, jakieś cztery w porywach do ośmiu gwiazdek (zależy, gdzie się stanie) :wink:

(a na poważnie - barakowóz ma podwozie, koła, zaczep holowniczy, na niewielkie dystanse jest w stanie jechać na holu. Wewnątrz biurko, wersalka, dwa fotele, zbita z desek prycza i jeszcze dwa materace do spania).

 

A co dziś zostało zrobione? Ano została po raz ostatni (póki co) uruchomiona zgrzewarka do rur. I z resztek rury 32mm (plus kilka dokupionych kształtek) powstała taka podstawa do rozwijania kabli:

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jMy6SL5PI/AAAAAAAACeE/8T7jhlMOmns/s512/7971_Rozwijadło.jpg

 

Rurki dodatkowo zostały usztywnione kijem od szczotki (a tak naprawdę kwadratową listwą, bo kij od szczotki był dosłownie o milimetr za szeroki). Tu rolka kabla jest tylko tak sobie nadziana, ale docelowo ma mieć specjalne bębenki ułatwiające wygodne rozwijanie. O, proszę:

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jM0yuqVPI/AAAAAAAACeQ/-OE0BA7jIgs/s720/7977_Szpule.jpg

 

Nie są to wbrew pozorom ani baby wielkanocne w trakcie wyrastania, ani znicze nagrobkowe, tylko specjalne profesjonalne szpule do nadziewania nań krążków kabla i nasadzenia na wyżej pokazany stojak.

Małżonka się co prawda w głowę stuka, po co ja czas na takie zabawki tracę, ale ja tą elektrykę będę robił sam, bez żadnych dodatkowych rąk do pracy, nie będzie miał kto stać obok i rozkręcać mi kabel z krążka, a dzięki temu patentowi trochę biegania zaoszczędzę.

 

Do wypełnienia tych doniczek uruchomiłem wreszcie pistolet do piany, znaleziony w święta pod choinką. I jestem zachwycony! W porównaniu z pianą ze spraya, ta pistoletowa to czysta rozkosz i rewelacja :D

Pianuje się tym tak fajnie, że od razu sobie obleciałem cały dom i popoprawiałem wszystkie przepusty, do których nie dobiegłem poprzednim razem, z pianą sikającą na wszystkie strony z uszkodzonego spraya. Tu przykładowe miejsce:

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S0jM0AY59EI/AAAAAAAACeM/Cf8Z2Ajfk48/s720/7974_Piana.jpg

 

 

A i na koniec jeszcze małe post scriptum do poprzedniego wpisu (tego z opisem robót). Stroiłem sobie tam żarty z ulubionego serialu mojej św.p. Babci, a w ramach strojenia sobie żartów, po mojej własnej wiernej, dzielnie mi służącej zgrzewarce jeździłem, nie patrząc, że ona nie zwracając uwagi na to, jak ją traktuję, na mrozie przechowuję, na ziemię czasem rzucam (w momencie, kiedy mając tylko dwie ręce po rozgrzaniu rur musiałem się śpieszyć z ich połączeniem i nie zawsze mogłem ją odstawić na podstawkę), wiernie mi służy, wypełniając każdą mą zachciankę i zgrzewając wszystko, jak trzeba. W końcówce tych wymyślanych przeze mnie żartów, doprowadzona do ostateczności, porzucana właśnie zgrzewarka czyni bohaterowi krzywdę. Parzy go, mianowicie.

I co? Ano "piszesz i masz, bohaterze" :wink:

 

J. (z bąblem na palcu)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie przedłużałem rozmowy, zwłaszcza, że "Przygody Dobrego Wojaka Szwejka" mi się zaczęły przypominać i musiałem się już pilnować, żeby po każdym "uprzejmie informuję" nie zaczynać w odpowiedzi zdania od "Posłusznie melduję".

 

...

 

Oczywiście mogę złożyć oświadczenie, w którym po namyśle stwierdzam, że przyczyną odparzenia tynku jednak nie jest tłusty żelbet, tylko rurka, która mi w lato pękła i zalała sufit, ale obawiam się, że tu nawet ten android by się śmiać zaczął z niedowierzaniem wymalowanym na twarz... na interfejsie wizyjno-głosowo-węchowym.

 

Znowu koledzy dziwnie na mnie patrzą jak chichoczę przed monitorem :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...