Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 3,3k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Jarek

 

gdzies czytalem jak ktos walczyl z Kuna, wlasnie przy pomocy elektrycznego pastucha, takiego na duze zwierzatka np krowy... :)

 

Ten ktos wyczail ze mu kuna wspina sie po narozniku elewacji. Wiec na elewacji zamocowal siatki stalowe z drobnym oczkiem, jedna na jednej sciane i druga na drugiej, przy samy narozniku. te siatki pozostaly nie podlaczone, taka prawie drabinka dla kuny. Tymczasem na samej gorze, pod okapem, tam gdzie juz czlowiek nie dosiegie zamontowal identyczne siatki jak te nizej... ale podlaczone do pastucha...

 

Jak sie juz zwierzaczek po dolnych siatkach rozpedzi to go te gorne moga ciut zaskoczyc i przyhamowac... :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak będą włazić na dach po rynnie, to za przeproszeniem... jeszcze im mogę grabki u dołu na ziemi położyć, całkowitym przypadkiem zębami do góry ;)

 

Dla normalnych osób ta część rynny, którą owijałbym drutem jest niedostępna bez drabiny.

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Technicznie nie byłoby problemu, ale chyba nie ma sensu. Te urządzenia nie kosztują dużo, a sam nie zrobiłbym tego wiele taniej, a musiałbym się trochę nakombinować.

Pomysł mi się w każdym razie bardzo podoba i zapewne go zrealizuję, ale musi swoje odstać w kolejce rzeczy czekających na realizację. Póki "stara koszula w sprayu" działa, nie śpieszy się. A kolejka rzeczy do zrobienia niestety również ma często gęsto swoich kombatantów i swoje kobiety z dzieckiem na ręku. Ot, choćby wczoraj wyskoczyła mi taka kobieta, z kaloryferem na ręku.

Opisywałem wczesnym latem chyba jakoś instalację grzejnika w garderobie. Wierni czytelnicy na pewno pamiętają, bo widoku grzejnika w pluszowych paputkach "króliczkach" z uszkami nie da się zapomnieć :lol:. Instalowałem go dawno po sezonie grzewczym, więc nie za bardzo było jak przetestować. Powiesiłem więc go na ślepo, uznając, że rurki do których się wcinałem są rozłożone dokładnie tak samo, jak wszystkie pozostałe wcześniej: zasilanie z lewej, powrót z prawej. I tak też zrobiłem wcinkę.

I co? I przyszedł Murphy i namieszał: "Jeśli coś może pójść źle - na pewno pójdzie".

Przyszła jesień (tak, wiem, jeszcze nie przyszła. Ale jak ktoś ma wątpliwości, to do ciężkiej Anielki, niech sobie wyjrzy przez okno!), kocioł CO zaczął się nocami już uruchamiać. I kicha, grzejnik nie grzeje. Myślałem, że może zapowietrzony. Myślałem, że podłączony równolegle do nieistniejącego jeszcze łazienkowca, w miejsce którego jest "zwarcie", nie grzeje, bo woda po linii najmniejszego oporu płynie. Byłem tego pewien, no bo dlaczegóżby indziej miał nie grzać, u licha. Nurtowało mnie to tak, że wczoraj wziąłem w końcu 'żabkie' i ze zwarcia (znaczy bypassu łączącego rurki TX i RX w miejscu grzejnika w trzeciej łazience) zrobiłem opornik: po prostu zgniotłem tworzącego pętlę PEXa, a potem go jeszcze zgiąłem "na pół" :)

Pewien sukcesu podszedłem do grzejnika, dotykam go i.... i różne wyrazy zacząłem mamrotać pod nosem. Zimny. Kombinuję, po raz kolejny odpowietrzam, upewniam się, że zaworki u dołu są otwarte, że zawór termostatyczny się nie zakleszczył, że kryzy jakaś Łajza w czasie, kiedy grzejnik stał luzem, oparty o ścianę, nie przestawiła. Myślałem jeszcze o jakichś niezdjętych zabezpieczeniach na przyłączu (musiałbym być ślepy w czasie instalacji, żeby je przeoczyć), ewentualnie o wrzuconych przez dzieci do wnętrza grzejnika klockach, które go zatkały, kiedy jeden z zaworków odcinających zaczął się robić bardzo delikatnie ciepły. Konkretnie był to zaworek powrotu...

 

Kląłem długo.

 

 

 

 

 

Bardzo długo.

 

 

 

 

 

I głośno.

 

 

I co robić? Przypomniałem sobie, że kiedyś, gdzieś widziałem złącze "skrzyżowane" do grzejnika, ale nie wiem jeszcze, na ile realne jest kupienie czegoś takiego w sklepie hydraulicznym "za rogiem" i czy aby producent, korzystając bezczelnie z tego, że jest to towar z kategorii "ratunkowej", ustawił jego cenę na poziomie wyższym od kosztu samego grzejnika. Póki co w necie znalazłem toto w dwóch miejscach, w jednym za ponad dwie stówy, w drugim za niecałą jedną...

Druga opcja to przepięcie rurek na rozdzielaczach. O tyle atrakcyjna, że nie wymagająca żadnych kosztów dodatkowych, ale jak sobie pomyślę o wypinaniu z upchanego do pełna rozdzielacza rurek (nie, nie od brzegu), przedłużaniu jednej z nich, wciskaniu na miejsce... ech....

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Technicznie nie byłoby problemu, ale chyba nie ma sensu. Te urządzenia nie kosztują dużo, a sam nie zrobiłbym tego wiele taniej, a musiałbym się trochę nakombinować.

Pomysł mi się w każdym razie bardzo podoba i zapewne go zrealizuję, ale musi swoje odstać w kolejce rzeczy czekających na realizację. Póki "stara koszula w sprayu" działa, nie śpieszy się.

Będziesz miał przychówek do wyżywienia i doglądania /mój sąsiad jak się zorientował,że jego psinka jest przy nadziei-nazwał to alimentami :D/ bo w sierpniu kuny mają gody:

http://magazyn.salamandra.org.pl/m28a02.html

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

II Wojna Kunio-Jarkowa

 

(bo pierwsza miała miejsce na etapie prac wykończeniowych i została przeze mnie wygrana dzięki łącznemu użyciu broni biologicznej [mniejsza o szczegóły;)] i zamknięcia poddasza.)

 

Najnowsze wieści z frontu

 

Jak donoszą korespondenci, sytuacja na froncie zaogniła się. Kuna odepchnięta na dalsze pozycje dzięki użyciu broni biologicznej określanej roboczo mianem "Koszula w Sprayu" odczekała w odwodzie kilka dni aż efekty użycia broni wywietrzeją, po czym w dniu wczorajszym przypuściła kontratak. Użyła jakiejś własnej wersji "Koszuli w Sprayu", a przynajmniej czegoś, co dla zmysłów człowieka jest podobne w odbiorze, jak dla niej ta "Koszula". A proszę pamiętać, że kuna ma węch o wiele lepszy od naszego...

Dobra, mniejsza z oficjalnym komunikatem z frontu, wczoraj w pokoju Wyjątka zaczął się rozchodzić tak straszliwy smród, że wysiedzieć tam nie szło, smród z pokoju wychodził na resztę mieszkania. Postanowiłem więc też wprowadzić do walki nowe jednostki, z nowym uzbrojeniem.

Po pierwsze defensywa. Ponieważ cały czas jakoś nie mam ochoty na łażenie po naszym dachu (w desperacji nawet zacząłem się nad tym zastanawiać, ale żona zaprotestowała w sposób wielce stanowczy, jako czołowy argument wysuwając, że ona sama kredytu nie będzie w stanie spłacać), podszedłem więc do sprawy po inżyniersku, wykonując Piankę PU ze zdalnym sterowaniem :)

 

JP228968.jpg

 

Tymże orężem trochę jej przemeblowałem miejsce pobytu, powiedzmy, że jej metraż zmniejszyłem. Jeszcze nie do końca, zostawiony jest przewiew, żeby to, co ona tam narobiła, miało szansę wywietrzeć.

 

Do tego jeszcze dochodzą działania zaczepne. Mniejsza o szczegóły, powiedzmy, że kunie czarną polewkę podaliśmy ;) I po roboczych śladach sądząc, kuna wzięła sobie tą polewkę do serca :) Nic, zobaczymy...

 

 

A z innych spraw - cóż, jesień. Normalnych grzybów wciąż u nas jakoś ani śladu, jedynie kanie rosną coraz liczniej:

 

JP218960.jpg

 

JP218965.jpg

 

I malutkie:

 

JP218967.jpg

 

Prócz kani - jedynie purchawki, tęgoskóry i takie tam, jak widać, komuś też smakujące:

 

JP218962.jpg

 

J.

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obawiam się, że trudno by było. Wtedy na dachu przydybałem ją przypadkiem całkowitym, liczyć na powtórkę byłoby ciężko. Mam jednak nadzieję, że "czarna polewka" wystarczy ;)

 

Póki co w każdym razie kunich galopów na dachu nie było. W pokoju Wyjątka tylko smród cały czas straszliwy, umawiamy właśnie dekarza, żeby nam pomógł zajrzeć w podejrzane miejsce i sprawdzić co tam jest. Niedojedzone pół kota, czy sama kuna osobiście, po spożyciu jakiegoś czegoś (tyle świństw różnych ludzie czasem wyrzucają...).

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie jest dobrze, niestety...

 

Wygląda na to, że w walce z kuną przegrywam póki co na wszystkich frontach. Czarna polewka była wykładana codziennie, tak, żeby żadne koty czy ptaki nie mogły się do niej dobrać, codziennie znikała, więc byłem przekonany, że pozbycie się cholernicy to tylko kwestia najbliższych dni.

Niestety, najwyraźniej trafił mi się egzemplarz z trybem nieśmiertelności, wybrany rodzaj polewki jedynie daje kunie odlot, jak po najlepszej niebieskiej mecie od Heisenberga (--> "Breaking Bad" - serial wszechczasów :)), bo znów się z nią oko w oko na dachu widziałem. Zaokrągliła się, na wadze przybrała...

Nie wiem, może właśnie teraz powinienem raptem przestać jej tą trutkę podawać?... ;)

Druga możliwość, to że ja nie kunę truję, a np. całą populację szczurów żyjących w lesie.

 

Był dekarz, wpadł "po znajomości" do starego dobrego klienta, niestety nie było mnie wtedy w domu, a żona przeziębiona nie wychodziła na dwór, więc nie wiemy, co dokładnie sprawdzał i przede wszystkim, czy zajrzał tam, gdzie mi najbardziej zależało (on twierdzi, że tak, ale ja w tamtym akurat miejscu nie widziałem żadnych śladów jego działań). Podobno wygarnął z zakamarków dachu całe mnóstwo gówien i resztek żarcia, ale nic to nie zmieniło w najistotniejszej kwestii: w smrodzie unoszącym się w pokoju Wyjątka.

 

Niestety, żarty żartami, ale smutna prawda jest taka, że ten pokój nie nadaje się obecnie do użytku, dziecko zostało stamtąd ewakuowane, śpi obecnie w gościnnym, a pokój stoi zamknięty na głucho. Smród w nim teraz jest z gatunku "łeb chce urwać", a ja całkiem na poważnie zaczynam już rozpatrywać opcję zrywania gipskartonów ze skosów w tym pokoju, żeby naocznie się przekonać, o co chodzi, czy gdzieś weszła jednak w wełnę, czy po prostu gdzieś w zakamarku dachu sra i sika, a to jakoś przecieka.

Wygląda na to, że trzeba to będzie zrobić, ale i nie ma to sensu, póki ta cholera cały czas grasuje ("Ta kuna nagrasowała nam na podłogę!" - przypomniał mi się cytat z Wyjątka, kiedy miał tyle lat, co Łajza teraz :) ).

 

W desperacji sięgnąłem po kolejne metody, zrobiłem wczoraj odstraszacz w oparciu o syrenę piezo z wydajnością 110dB, z dorobioną "na szybko" inną elektroniką generującą losowe tony z zakresu 12-25kHz:

 

20130928_010838.jpg

 

Z informacji z netu wyczytałem, że elektroniczne odstraszacze na kuny potrafią być skuteczne, jeśli są naprawdę głośne. Cóż, ten jest... Wystawiwszy go wczoraj nocą na dach, sprawdzałem, że po drugiej stronie domu słychać go wyraźnie (znaczy, te z tonów, które mieszczą się w zakresie słyszalności nie tak młodego już człowieka). Nic, liczę się z delegacją wściekłych sąsiadów, cała nadzieja w tym, że jest zimno, więc na podwórkach wieczorów nikt nie spędza, a mury i okna tak wysokie tony tłumią bardzo dobrze i wewnątrz nic nie słychać nawet u nas.

 

Na pociechę... grzybki z własnego ogródka. Grzybobranie w kapciach tuż przed kolacją - to jest niewątpliwy plus mania domu w lesie :D

 

20130925_184657.jpg

(komórką robione, automatyczny balans bieli w maliny poszedł, wybaczcie, nie chce mi się korygować)

 

I na gotowo:

20130925_192331.jpg

 

J.

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...