Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Recommended Posts

Wiesz, Compi, ja tu sobie jaja robię, ale tak naprawdę, to mi się płakać chce, jak do tamtego pokoju wchodzę. Koszty póki co nie są jeszcze takie dramatyczne, myślę, że opędzę je dwiema rolkami wełny, jedną, może z półtorej płyty GK, parę metrów folii i worek gipsu, potrzebną resztę szczęśliwie mam, razem zmieszczę się w stówie.

Ale: mieć stówę i nie mieć stówy to razem będzie dwieście, które mógłbym wydać choćby na zabawki dla dzieci albo żonie "na waciki" (już nawet nie mówię, że już dawno sobie żadnych zabawek nie kupowałem, a marzy mi się od jakiegoś czasu piła szablasta, takiej jeszcze nie mam), do tego czas na to wszystko poświęcony, robocizna, która zlecona fachowcom kosztowałaby już zapewne całkiem realną kasę - to są koszta niewymierne, ale wcale przez to nie mniej dotkliwe.

 

Ale swoją drogą... po "naszej" stronie domu budziliśmy się, jak nam kuna po dachówkach biegała. U Wyjątka dostała się pod deskowanie, biegała wprost po gipskartonach, niemalże nad jego głową. A on nic!

Wyjątek jest dzieckiem, które jest w stanie spać w dowolnych warunkach i w dowolnym hałasie, on bywa, że odprowadzany do łóżka (jak zdarzy mu się paść przed telewizorem) śpi na stojąco, śpi idąc, śpi wchodząc na schody (oczywiście na pół prowadzony, na pół niesiony), przez sen się przebiera w piżamę (robi to sam, wykonując proste, powtarzane po 10x polecenia dotyczące konkretnych ruchów, które ma wykonać), po czym pada i śpi dalej. Żadne hałasy, żadne wołania, potrząsania za ramię nie są w stanie go obudzić.

 

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,3k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Życzę powodzenia w bojach o własny dom, ale ta kuna to nie wszystkie w okolicy. Musisz zrobić wszystko, aby ta ani następne nie mogły się dostać do poddasza.

Każda doba jej popisów skutkuje zniszczeniami i stratami dla Was.

Pułapka ma niezabezpieczone boki, a jej wywrotka z pozycji pionowej ze schwytaną kuną doprowadzi do uwolnienia harcownika. Pozdrawiam serdecznie.

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, Compi, ja tu sobie jaja robię, ale tak naprawdę, to mi się płakać chce, jak do tamtego pokoju wchodzę.....J.

 

To pewnie nie będzie pocieszenie i nie wiem jak to traktować, ale chyba można to uznać jako PRZEZNACZENIE. Bo kto lepiej jak nie Ty doglądał szczegółów, kto nie lepiej jak Ty pilnował drobiazgów typu siateczka, w końcu masz też zrobione wszystko raczej lepiej niż poprawnie? Po prostu z pewnymi sprawami trzeba się zmierzyć w swoim życiu. Tobie przypadła w udziale kuna : ).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poddasze jest już zabezpieczone, od miesiąca kuna tam nie wchodzi, więc póki co jedyne nowe zniszczenia, jakie się pojawiają, robię ja sam, a jestem w tym niestety sporo wydajniejszy od kuny, tyle tylko że nie sram (za przeproszeniem) po kątach i nie śmierdzi po mnie tak przeraźliwie :(

Kuna obecnie zjawia się (tzn my ją zauważamy w taki czy inny sposób) średnio raz na tydzień, ale ogranicza się do biegania po dachu. Dojścia na sam dach jej niestety nie wyeliminuję, zbyt wiele dróg do odcięcia (kuna jest skoczna jak wiewiórka, na dach może sobie hycnąć nawet z drzewa, a tych przecież nie wytnę). Stracha na kuny wyłączyłem, w końcu teraz zależy mi, żeby przyszła i poczuła się choć przy tych deskach "jak u siebie" :)

Sama pułapka jest dość ciężka, nie wiem, czy szalejąca w środku kuna dałaby radę ją wywrócić, na wszelki wypadek jednak całość jest jeszcze zablokowana od góry położonymi na niej deskami. Niezabezpieczone boki - chodzi Ci o to, że powinny być też osłonięte? Mogę tą klatkę całą stawić tymi deskami, ale właśnie miałem wrażenie, że taka poodsłaniana będzie bardziej "zapraszająca".

 

Z doniesień znawców tematu wynika mi, że zlikwidowanie jednej kuny (w dowolny sposób) na jakiś czas (piszą, że minimum na jeden sezon) zabezpiecza i przed innymi kunami. Nie wiem, czy chodzi o terytorium cały czas śmierdzące kuną, dzięki czemu inne kuny nie wchodzą, czy o coś innego, w każdym razie nawet po pozbyciu się tej kuny czujność zachowam, pułapka będzie sobie na strychu czekać na kolejne okazje. Podobnie jak strach na kuny, który chyba zostawię na dachu na stałe, tylko najwyżej przeprogramuję, żeby się odzywał jedynie z rzadka i może tylko poza słyszalnym dla człowieka zakresem.

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To pewnie nie będzie pocieszenie i nie wiem jak to traktować, ale chyba można to uznać jako PRZEZNACZENIE. Bo kto lepiej jak nie Ty doglądał szczegółów, kto nie lepiej jak Ty pilnował drobiazgów typu siateczka, w końcu masz też zrobione wszystko raczej lepiej niż poprawnie? Po prostu z pewnymi sprawami trzeba się zmierzyć w swoim życiu. Tobie przypadła w udziale kuna : ).

 

Wiesz Compi, tam, gdzie ja montowałem siatki przeciwkunowe kuna nie przeszła :) A szczegółów wykańczania poddasza niestety nie mogłem doglądać, planowałem, ale plany poszły się walić niestety. Miałem wtedy do wyboru doglądać robotników albo siedzieć przy umierającej mamie, więc wybór dla mnie był prosty, a skutki teraz wychodzą od czasu do czasu.

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poddasze jest już zabezpieczone, od miesiąca kuna tam nie wchodzi, więc póki co jedyne nowe zniszczenia, jakie się pojawiają, robię ja sam, a jestem w tym niestety sporo wydajniejszy od kuny, tyle tylko że nie sram (za przeproszeniem) po kątach i nie śmierdzi po mnie tak przeraźliwie :(

 

J.

 

:lol2:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobrze że nie zastrzeliłeś futrzaka w napadzie gniewu, straty byłyby niepowetowane.

Pojmanie tej kuny w klatkę,pozwoli Ci zrekompensować straty, poniesione przez jej lokatorstwo bez żadnej umowy.

Zrób jej obrożę, taką jak miał bohater filmu "człowiek-pies", jako biegły elektronik powinieneś sobie poradzić (rozmiar sobie wygooglasz). Następnie zwierzę wypuścisz w las, przy każdej potrzebie i okazji. Oczywiście pod pełną kontrolą, przed każdą wyprawą pokażesz jej zdjęcie co ma przynosić, Zające, króliki, bażanty, przepiórki, kuropatwy powinny w końcu wyrównać straty.

Tylko licz skrupulatnie! Nie daj się wziąć na litość, przed końcowym rozliczeniem. Takie zakąski, do Twojego domowego piwa, będą na pewno pożądane przez forumowych gości. A i rodzina pewnie nie pogardzi dziczyzną,

Jak już ta kuna swoje odrobi, to miejmy nadzieję że następną gdzieś namierzysz. Szkoda by było taki potencjał zmarnować. Mając już klatkę, obrożę, wybrane ulubione mięsiwa, nie wypada rezygnować z takiej współpracy. Tylko nie pokazuj jej zdjęć żubrów czy łosi, piwa może zabraknąć zanim przyniesie zakąskę!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiedy w tym sęk, że wraz z żoną jesteśmy gorącymi zwolennikami dziczyzny hodowanej w chlewie. Tak więc co najwyżej pastowanego kabana. Dziki - niech sobie ryją! :(

Nie wydaje mi się też, żeby kunę dało się nauczyć przerabiać złapane zające od razu na pasztet, a jest to jedyna forma, w jakiej ja zająca toleruję.

 

Ale pomysł wdzięczny i wart rozpatrzenia. Kuna z obrożą a'la ta sadystyczna przeciwszczekowa dla psów, aktywowana zbliżeniem się do ogrodzenia naszej posesji dajmy na to. Przy pierwszej aktywacji pisk ostrzegawczy, przy drugiej - ostrzegawczy strzał wysokiego napięcia, przy trzeciej ostrzegawcze zdetonowanie petardy. Nie za dużej...

 

http://www.elektroda.pl/rtvforum/files-rtvforum/petarda4_7324.jpg

 

(zdjęcie linkowane z portalu Elektroda, Właściciela przepraszam, ale urzekła mnie ta konstrukcja :) )

 

Dałoby się zrobić. A piwo - spoko wodza, też się wypije.

 

J.

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze nie, ale od kiedy wyłączyłem stracha na kuny dopiero wczoraj w nocy się pokazała, a dziś nawet ją po dachu pogoniłem (znaczy... przez otwartą połaciówkę pięścią w dachówki napierdzielałem), bo mnie wku... no zdenerwowała mnie, pogoniłem ją w każdym razie tak, że do rana nie wróciła.

 

Natomiast co do łapania - w poradniku pisało, że niezbędna jest cierpliwość, bo kuna jest bardzo ostrożna i z klatką musi się wpierw oswoić. Może się złapać po dwóch dniach, a może i po miesiącu...

Jak się złapie, to będzie relacja w dzienniku szczegółowa. Mniej więcej...

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten... Bagaż, znaczy? Właściwie, jest to moja najulubieńsza "postać" z całego Pratchetta i w sumie to baaardzo chętnie :) Mógłby sobie mieszkać w moim warsztacie, w kącie z deseczkami, hmmm.... do rżnięcia :lol:

 

(nieznający "Świata Dysku"... mają pecha po prostu, tego się nie da streścić w dwóch zdaniach)

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kotów u nas sporo, ale mam wrażenie, że jakiś pakt o nieagresji z kuną zawarły, ewentualnie kuna przy pierwszym przypadku agresji pokazała kotom, gdzie ich miejsce i od tamtej pory jej rewir obchodzą z daleka. Inaczej, to jajeczko wyłożone poza klatką na zanętę znikłoby w przeciągu kilku godzin, koty w końcu dokarmiamy na codzień, więc nie wahałyby się.

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

OK, to będzie kilka zdjęć do podziwiania w takim razie :lol:

 

Temat pokoju Wyjątka zmierza szczęśliwie do zamknięcia. Po wyniesieniu w sumie pięciu worów wełny, niedużego wiaderka kunich gówien oraz dodatków ekstra w stylu zdechłych (śmiercią tragiczną) kretów, smrodek w pokoju Wyjątka opadł do całkiem znośnego poziomu. Niepokoiło mnie mocno, że nie zniknął całkiem i nawet myślałem o tym, czy nie szukać dalej, robiąc kolejne odkrywki, ale na całe szczęście nie chciało mi się. Jedno, co zrobiłem, to wziąłem wiadro z ciepłą wodą, "ostrą" gąbkę i najbardziej agresywny środek czyszczący, jaki znalazłem w domu (jakiś specjalistyczny zajzajer do czyszczenia przypaleń w piekarnikach, grillach itp, używanie bez rękawic niemożliwe, skóra piecze od pierwszego zetknięcia) i dokładnie umyłem profile w tym rejonie, gdzie kuna miała kibelek. A było co myć, profile były na tyle zasikane, że ocynk miejscami skorodował.

Tego dnia, po umyciu trudno było coś stwierdzić, zajzajer śmierdział tak intensywnie, że zabijał wszelkie inne zapachy, następnego dnia jednak wszedłem do Wyjątkowego pokoju z duszą na ramieniu i na wstrzymanym oddechu, wciągam powietrze... i....

 

Hosanna! Nie śmierdzi! Jedynie jakiś delikatny zapaszek niewiadomoczego się unosi w powietrzu, tak jakby resztki kuny pół na pół z chemikaliami. Lukarna tak czy tak była już wtedy pozbawiona gipskartonów i wełny całkowicie (a ja uświadomiłem sobie właśnie, że nie zrobiłem ani jednego zdjęcia dokumentującego ten stan, mam jedynie pokazywany już wcześniej etap z samymi odkrywkami, potem, kiedy zerwałem cały gipskarton w cholerę, nawet o tym nie pisałem, nie miałem siły, głównie psychicznej...), więc można było spokojnie zacząć jej odbudowę.

 

Oczywiście, w praktyce najpierw się okazało, że pisząc niedawno o kosztach odbudowy, mocno niedoszacowałem. Cóż, zdążyło się zapomnieć, jakie są ceny wełny i do wyliczeń przyjąłem naiwnie, że te kwoty "16zł", "20zł" wiszące w Castoramie nad belami wełny to są ceny za całą belę, nie za m2. Hehe, naiwniak :lol:

Koszty już na realnie:

- wełna (po beli: 15 i 10cm): 170zł łącznie

- folia paroizolacyjna: 16zł

- taśma dwustronna do klejenia folii: 18zł

- półtorej płyty GK: ~30zł

- worek gipsu "z włóknem" - 68zł (cały worek 15kg kupiłem, bo przyda się jeszcze)

- worek gładzi szpachlowej - 28zł

RAZEM: 330zł. Plus ileś dni pracy. Plus gładź finiszowa i farba, których nie doliczam do rachunku, bo mam, a które też przecież mają swoją wartość. Wszystko to wydane, bo panom poddaszowcom pożałowało sie kilku zszywek ze staplera, żeby siatkę przeciwkunową porządnie zamocować. Grrrrrrrr!!!!!!

 

Zdjęcia:

 

W trakcie odbudowy:

JP239386.jpg

 

Gipskartony zamontowane (prawie), jedna cała płyta 'normalna' i połówka zielonej, drugie pół ma iść do ostatniej łazienki(kiedyśtam, jak się za nią wezmę), dlatego zieloną kupiłem

JP239390.jpg

 

Siatka, szpachel...

JP249391.jpg

 

I tu mała dygresja. Psioczę w tym dzienniku na tych swoich poddaszowców i psioczę, więc dla sprawiedliwości jedną pozytywną rzecz o nich napiszę. Pamiętam, jak ustalałem z nimi, co im zamówić do pracy, namówili mnie wtedy na dużo droższy, ale jak twierdzili, dużo lepszy gips do spoinowania. Był to Semin, tego w skali całości nie było dużo, więc jakoś swoje sknerstwo zdusiłem, kupiłem im go. Z tamtych robót został mi się cały worek, który powoli zużywałem do różnych celów, bardzo fajnie się nim pracowało. Świetnie się mieszał, świetnie nakładał, był tak biały, że aż w oczy szczypało, a po związaniu był bardzo twardy. Niestety brakło mi go. W castoramie takiego czegoś nie było, miałem do wyboru Uniflot albo Cekol. Uniflot w cenie wyżej stówy za worek, Cekol połowę tańszy (bo mniejsze opakowanie), co prawda ćmiło mi się coś, że Netbet bodajże Uniflota kiedyś chwalił, ale Cekol też znana marka, "Dobre Bo Polskie", kupuję!

 

Wnioski pozakupowe: o ku...wa! Koniec wniosków.

To gówno jest bez-na-dziej-ne! Źle się miesza, źle nakłada, źle zaciąga i w dodatku beznadziejnie wygląda! O co mi chodzi widać nawet na powyższym zdjęciu: spoiny białe były robione Seminem, te sraczkowate - tym gównem! Właściwie sam sobie pluję w brodę, bo spodziewając się czegoś jak ten Semin kupiłem od razu worek, bo przyda się nieraz, lepiej mieć zapas, podczas gdy nie znając materiału trzeba było kupić małą paczuszkę. Teraz się z tym szajsem będę biedził dwa lata...

 

Gładź, warstwa pierwsza. Wiem, że są fachowcy nakładający gładź jedną warstwą już na finalnie, ja tak nie umiem, na to pójdzie jeszcze finisz i dopiero po nim będzie równo...ooooo.... no dobra, powiedzmy, że będzie równiej ;)

JP249393.jpg

 

Widoczne na powyższych zdjęciach zabezpieczone przed upapraniem jętki absolutnie nie stanowią żadnej reklamy producenta wełny do ociepleń i uprasza się o niezgłaszanie do moderacji za kryptoreklamę. No, chyba, że jakiś handlowiec Isovera czyta mój dziennik i byłby tak uprzejmy... z racji ogólnego doła finansowego jestem gotów dać się przekupić ;)

 

Pokój Wyjątka zaś na obecną chwilę wygląda tak (stan po montazu gipskartonów, przed zabawami z gipsem, do nich rozłożyłem na podłodze kartony):

JP239388.jpg

 

Jeszcze gładź, szlifowanie, malowanie, drugie malowanie, sprzątanie... Do świąt dam radę!

Póki co zaś najważniejsze tu jest dla mnie to, że od momentu założenia tych gipskartonów zapach kuny zniknął całkiem. Nie ma! Nie śmierdzi! Już, koniec! Uuuuuffff!!!!

 

Przyczyna zaś całego zamieszania - być może zrobiłem jej kuku. Być może...

Coś się złapało w klatkę. Nie wiem, niestety co, bo uciekło, zdemolowawszy wcześniej samą pułapkę. Tak klatka wygląda obecnie:

 

JP219315.jpg

 

Ta płyta pierwotnie była prosta (pozioma):

JP219316.jpg

 

Jedna z zapór zamykających pułapkę

JP219318.jpg

 

Śmieszne w tym wszystkim jest to, że tak naprawdę nie wiem ani co się złapało, ani w jaki sposób uciekło. Oczywiście, najbardziej podejrzana jest kuna, ale, kurczę, ta metalowa płytka na środku klatki mi tu bruździ. Czy kuna miałaby tyle siły, żeby ją tak zgiąć? To nie jest jakaś bardzo gruba blacha, wyprostowałem ją ręką, ale jednak musiałem do tego użyć trochę siły, nie wiem, czy kuna dałaby radę. Na zdjęciu nie widać zbyt dobrze, ale ta płyta ma nawet pozaginane narożniki!

Ta kuna, z którą się widziałem oko w oko na dachu była wielkości przeciętnej tchórzofretki, czyli odrobinę tylko większa od wiewiórki... nie mam pewności, czy to, co się złapało, to nie był przypadkiem któryś z kotów patrolujących naszą posesję (dokarmiamy). Co prawda dwa najczęściej się zjawiające wyglądają normalnie, jeden dał się nawet ostatnio przekonać ostatecznie, że nie chcemy go napaść i zjeść i dał się głaskać, nawet mruczeć zaczął (oczywiście, nie popadajmy w przesadne zachwyty, o kocie mowa, dostał żreć i poszedł w długą nawet się nie obejrzawszy), ale może sponiewierało któregoś z tych rzadziej odwiedzających? Bo właśnie, na klatce były też jakieś krwawe ślady, musiało się biedactwo o tą blachę pokaleczyć... (ech, szkoda, że nie zaczekała, opatrzyłbym, przytulił... :lol:).

 

Zagadką pozostaje, jak się uwolniła. Klatkę zastałem w stanie, jak na pierwszym zdjęciu: stojąca w prawidłowym położeniu, zablokowane zapadnie, winowajcy brak. Przy opadniętych blokadach właściwie nie ma opcji, żeby się uwolniła szarpiąc, kopiąc, czy szalejąc. Rozpatruję dwie możliwości:

- mała kuna, która jakoś zdołała się przecisnąć przez szparę między bokiem klatki a zapadnią. Te boki są wzmacniane, tam jest centymetrowa szczelina, więc teoretycznie nie ma opcji, ale oszalałe zwierzę, na tye silne, żeby pogiąć tą blachę, a przy tym małe... kto wie?

- druga możliwość bardziej prawdopodobna - pisałem wcześniej, że klatkę zarzuciłem deskami. Na krawędzi jednej z tych desek są ślady pazurów, dość mocne. Podejrzewam, że zaczepiając mordą czy przednimi łapkami za tą deskę i "kopiąc" tyłem w klatkę, zdołała ją przechylić na tyle mocno, że blokady puściły, ona wtedy spierdzieliła, a klatka odepchnięta deską wróciła do pionu.

 

Rzecz miała miejsce w nocy z środy na czwartek. Od tamtego czasu kuny brak, żadnych śladów, żadnych nocnych przemarszów po dachu, więc może ma dosyć.

Na wszelki wypadek klatkę dokładnie umyłem pod silnym strumieniem wody ze szlaucha (jak myślicie, to wystarczy, żeby ją pozbawić zapachu przerażonego zwierza?) i postawiłem w zupełnie innym miejscu, w zupełnie innej aranżacji, dodatkowo przymocowaną drutem do czegoś większego i stabilnego, a całość przy użyciu desek (innych, niż poprzednio!) przerobiłem w coś w rodzaju przelotowego tunelu stojącego na drodze przemarszów kuny od nas do lasu. Oczywiście śmierdząca kuną zanęta rozsypana wokół, jajko na zachętę leży... Boje się tylko, że do klatki, która raz jej o mało nie złapała i w dodatku poraniła, żadna kuna już nigdy nawet się nie zbliży.

 

A i zupełnie na boku tych rewelacji - podbitkę mamy zrobioną :) Nie chwalę się zbyt mocno, bo nie ja robiłem, zleciliśmy fachowcom (z "polecenia" na muratorze, sprawdzili się, też polecam, gdyby ktoś potrzebował specjalistów od rynien, parapetów, obróbek blacharskich, podbitek itp. - pisać na priv). Zdjęcia - pokażę, jak zrobię, bo jakoś nie było kiedy.

 

J.

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z ostatniej chwili:

- wzór blachy wykorzystany przez nas do obróbek blacharskich - nie produkowany, producent zamknął interes

- hurtownia, która sprzedawała nam materiały na pokrycie dachu (dachówki, w/w blachę, rynny, połaciówki) - zbankrutowali (podobno z dużymi długami).

 

To już naprawdę na jakieś fatum wygląda...

Ja nie chcę nic mówić, ale jeśli ktoś z Was planuje jakieś zakupy budowlane, może niech dla pewności najpierw pyta tutaj, czy takiego konkretnie rodzaju nie braliśmy aby na jakimś etapie pod uwagę, nerwów to potem pozwoli zaoszczędzić :)

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...