Jarek.P 10.07.2010 18:30 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 10 Lipca 2010 (edytowane) Dziś na budowie byłem z pomocnikiem. Pomocnik dysponował sprzętem ciężkim i zajął się robieniem porządku w styropianowych trocinach: http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TDiyZGJODBI/AAAAAAAADSo/7MaKWfH0zFg/s800/JP100508.jpg Co prawda styropian wcześniej był ładnie podmieciony na kupkę, po tych pracach zaś... no... tak jakby dwa razy tyle się go zrobiło i na powrót na połowie salonu, ale pracował! (Wyjątek pracował. Styropian nie pracował, styropian leżał i był pracowany). Ja tymczasem... No co ja innego mogłem na budowie teraz robić? http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TDiyZYHJtPI/AAAAAAAADSo/B8Fm5M5KcJk/s640/JP100510.jpg Może nie widać różnic w porównaniu z poprzednim ujęciem tego samego miejsca, ale przybywa, przybywa. Tu, w tym widoku, brakuje już w zasadzie tylko żółtozielonych przewodów PE i takiego czarnego grubasa 16x2x0,5, który będzie robił za połączenie korespondencyjne między serwerownią a rozdzielnią. No i samej rozdzielni, która w powyższym zdjęciu będzie widoczna od strony pleców, konkretnie samego ich szczytu, w dziurze u dołu zdjęcia. Po jej zamontowaniu wstęp do szachtu będzie już tylko na czworakach przez dziurę 60x50cm i dla osób raczej nie mających klaustrofobii A w górnej, poddaszowej części szachtu - w zasadzie należałoby już zacząć składać do kupy racka. Przewody, które mają do niego wchodzić w zasadzie już czekają, wymagają jedynie uporządkowania w końcowym odcinku: http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TDiyZUtyNtI/AAAAAAAADSo/evw1ii5aIlk/s800/JP100511.jpg A i przy okazji dzisiejszych prac zostało jeszcze dokonane odkrycie. Odkryliśmy otóż wraz z Wyjątkiem, że jednej instalacji nie zrobiłem w domu. Mimo, że mogłem. Baaardzo przy tym życie usprawniając domownikom. Instalacji, która nie jest niczym nowym, niegdyś była niezwykle popularna. Fakt, nie w domach mieszkalnych i w ogóle chyba nie w domach, ale była. I mogłaby być. Bo jest tania, skuteczna, obywa się bez zasilania, raz zrobiona po prostu działa na wieki wieków amen, a jedyne, co jej zagraża, to chyba tylko myszy i zbiegłe świnki morskie. O co mi chodzi? O rury głosowe. Takie, jak na statkach sprzed wieku. Póki co w roli tych rur znakomicie funkcjonuje orurowanie od odkurzacza centralnego i działa zadziwiająco sprawnie, przez taką rurę można normalnie porozmawiać O trąbieniu i wydawaniu mnóstwa innych dźwięków rzecz jasna nawet nie wspominając Nic, u nas rur głosowych nie będzie, będzie centralny odkurzacz, ale gdzieś na forum widziałem taki wątek "jakie instalacje przewidzieć w domu", chyba dopiszę J. Edytowane 10 Lipca 2010 przez Jarek.P Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 11.07.2010 18:58 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Lipca 2010 Krótki dziś pobyt na budowie był, spowodowany dwoma ważnymi wizytami.Po pierwsze przyjechała do nas moja Mama, obarczona wielce odpowiedzialnym zadaniem objęcia opieki nad Wyjątkiem i odciążenia w ten sposób mojej małżonki dociążonej w sposób znaczny trzema i pół kilogramami nowych obowiązków. Po drugie - umówiłem się na dziś z jednym z forumowych bogów od ogrzewnictwa celem zainstalowania takiej zabawki: http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TDoNfe4ShKI/AAAAAAAADSs/D5HTPBE5z3E/s640/JP110513.jpg Kilka dni wcześniej robiliśmy na budowie wizję lokalną n/t sposobu zainstalowania kotłowni i wyszło nam, że pompy obiegowe od CWU najlepiej będzie wsadzić do szachtu. A ponieważ szacht ów ja już lada dzień zamknę tablicą rozdzielczą od elektryki i potem dostęp do niego będzie tylko na czworakach, ustaliliśmy, że pompy założą teraz, zaraz. Niestety, jedyne "zaraz", jakie nam obu pasowało odnośnie terminów wypadało w niedzielę, więc... siła wyższa. Przyjechali we dwóch, całym ruchomym warsztatem, zainstalowali, pojechali. Ja zaś... no cóż... jak już byłem na budowie... http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TDoNfX8ncJI/AAAAAAAADSw/Flv4RuEei68/s640/JP110515.jpg Zmontowałem i próbnie wstawiłem na miejsce dół od racka serwerowego. Muszę mu jeszcze jakieś posadowienie wymyślić, bo bezpośrednio na nadprożach (te betonowe żebra widoczne w dziurze podłogi to położone tam na płask typowe prefabrykowane nadproża - naddały się w czasie budowy i zostały na moje życzenie w ten sposób wykorzystane) to trochę niezdrowe dla stali będzie, dół racka i tak już zresztą lekko skorodowany jest, on był uratowanym od "utylizacji" wyrzutkiem z demontażu, dół był trochę sfatygowany a i dwa lata stania na balkonie na zdrowie mu nie wyszły, tą dolną część będę chyba musiał trochę odświeżyć i pomalować na nowo. A posadowienie... papy tutaj nie dam, jakieś plastikowe podkładki trzeba będzie wykombinować.Arot nasadzony na jednym narożniku to robota Wyjątka, uparł się, że to tak ma być i koniec. Przewody oczywiście będą wyciągnięte górą, a dziurę w wylewce przed rackiem zawylewkuję już we własnym zakresie na równo. J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 17.07.2010 19:04 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 17 Lipca 2010 (edytowane) Mądrzy ludzie powiadają, że co czwarty człowiek na ziemi, to żółtek. Muszą skubańcy wiedzieć, co mówią... Dokładnie czwarty członek naszej rodziny bowiem, wykluwszy się był co prawda w normalnych dla noworodka rozlicznych odcieniach czerwieni i fioletu, kiedy jednak tylko te barwy maskujące z niego zeszły, okazał się być żółty jak cytryna. Co było robić, pojechaliśmy z dzieckiem pod pachą do szpitala z reklamacją, z początku co prawda zderzyliśmy się ze smutną rzeczywistością państwowej służby zdrowia, w końcu jednak po licznych perypetiach zwrot reklamacyjny przyjęli, po dwóch dniach jednak go nam oddano, jakoby po serwisie gwarancyjnym. Temat co prawda mało budowlany, ale piszę o nim, żeby się wytłumaczyć ze skandalicznego braku aktywności naszego Dziennika. No właśnie. Wszystko przez tych żółtków! Cośtam się u nas jednak dzieje. Np. forumowe guru od spraw CO machnęło mi w szachcie pion CO a także zainstalowało drugą pompę obiegową od CWU: http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEHwT0W0-zI/AAAAAAAADTM/frw3HlzkOSo/s640/JP170520.jpg Dlaczego dwie pompy od CWU? Ano dlatego, że utrzymanie ciepłej "od zaraz" wody w rurach jest dość kosztowną sprawą i bynajmniej (wbrew dość często widywanemu przeze mnie na forach mniemaniu) nie chodzi tutaj o prąd pożerany przez te pompy, bardziej o wychładzanie samych zapasów ciepłej wody przy "przekręcaniu" ich przez instalację. I tu właśnie postanowiłem zadbać: pompy będą dwie. Jedna będzie kręcić wodą w dolnej łazience i w kuchni, czyli generalnie w strefie, w której się przebywa za dnia. Druga zaś będzie kręcić wodą na piętrze, czyli tam, gdzie się przebywa rano i wieczorem. I teraz w najprostszym przypadku sterowanie recyrkulacją będzie się odbywało czasowo: na górze będzie działać właśnie rano i wieczorem, a poza tym niet, na dole - w ciągu dnia, dodatkowo można wyróżnić przedziały czasu w dni powszednie, kiedy nikto ne je doma. W troszkę bardziej skomplikowanym wydaniu recyrkulacje może uruchamiać centralka alarmowa stwierdziwszy swoimi czujkami, że ktoś wchodzi do łazienki/kuchni, ten pomysł byłby idealny gdyby nie dłobiazg: idąc umyć ręce do umywalki od drzwi łazienkowych dochodzimy w kilka sekund, czas przekręcenia zimnej wody, żeby z kranu poleciała ciepła to będzie raczej kilkadziesiąt sekund. Tak więc tak czy tak z kranu poleci nam wpierw woda zimna, tyle dobrego, że ciepła pojawi się o wiele szybciej. Trzeci zaś sposób, to inteligentny sterownik uczący się zwyczajów domowników i na bieżąco reagujący na ich zmiany. Przykładowo: zwykle wstajemy o siódmej - znaczy o siódmej musi być w kranach łazienek na piętrze (tam gdzie sypialnie) ciepła woda. Pojawiają się regularne dni, w których domownicy nie wstają o siódmej a o dziewiątej - wyliczywszy, kiedy są te dni, w nie kręcić wodą te dwie godziny później. I tak dalej i tak dalej... Brzmi to póki co może troszkę fantastycznie, ale jest całkowicie realne, kwestia tylko czasu na zaprojektowanie i zrobienie własnego sterownika albo kasy na zakup fabrycznego. Wracając jeszcze do samego zdjęcia - w głębi widać drabinkę (taką normalną, aluminiową). Ona oczywiście tam rolę tymczasowego podestu jedynie pełni, żeby dało się upiąć przewody na poziomej drabince kablowej. Od góry, w pozycji "głową w dół", jakoś, kurcze, trudniej... http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEHwT5wvfEI/AAAAAAAADTQ/9qPh0f79-Ds/s800/JP170524.jpg Z moich prac się tu wiele nie posunęło, ale z niemoich... dwa ostatnie dni spędził na budowie mój brat. I narozrabiał. Konkretnie: popsuł mi taką wygodną wskazówkę, dzięki której tłumaczyłem do tej pory kolejnym umawianym na budowie ludziom, jak mają dojechać. Wskazówki brzmiały mniej więcej: jedź Pan tędy, skręć owędy i jak po lewej stronie będzie posesja z takim przepotwornym bałaganem wokół i wielką górą śmieci i gruzu od frontu - o, to będzie właśnie tutaj. No i pięknie to do niedawna działało, taki widok od ulicy trudno było przegapić: http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEH9WMsbLzI/AAAAAAAADTk/ceAfnNnKP4Y/s800/JP159538.jpg Obecnie, za sprawą mojego Brata miejsce to wygląda tak: http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEHwT3o3mRI/AAAAAAAADTU/jSyb8uzfGL0/s800/JP170527.jpg A tak na poważnie - resztki śmiecia widoczne na pierwszym planie są do zapakowania w wór i wywiezienia, kolejna sterta desek i gałęzi widoczna po prawo oczywiście zniknie, podobnie jak widoczna w głębi sterta kartonów po połaciówkach, wtedy przyjedzie duuuża wywrota pełna ziemi, kipnie to przez płot, ktoś albo coś tą ziemię rozgarnie po całości i wyrówna, porobi chodniczki, skalniaczki, klombiki, wiedeńskie rabatki, strzyżone żywopłociki i wiele innych elementów architektury ogrodowej idealnie pasujących do domu w lesie i wtedy przynajmniej od frontu będzie pięęęęknie A co się stało z tym gruzem? A ło: http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEHwUMMo3vI/AAAAAAAADTY/8xYZ_QTLJ_w/s800/JP170531.jpg Po przesypaniu piachem, wyrównaniu i obłożeniu kostką bauma od góry, będzie z niego elegancki podjazd do garażu. J. Edytowane 17 Lipca 2010 przez Jarek.P Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 20.07.2010 20:06 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 20 Lipca 2010 Szczególnych postępów wartych odnotowania co prawda brak, ale ad acta jedną ważną rzecz muszę wpisać. Otóż rozpoczyna się właśnie kolejny istotny etap naszej budowy: glazura. Nawet nie byłoby nam do niej tak spieszno, ale lada dzień będzie się montować kotłownia, warto więc by choć ten fragment pomieszczenia gospodarczego, w którym ona ma stanąć, wypłytkować. I teraz będzie dygresja: Dawno dawno temu, kiedy jeszcze byłem wolny jak ptak, żywiłem się zupkami chińskimi (i piwem), a w charakterze zupełnego kulinarnego szaleństwa od czasu do czasu robiłem sobie na obiadokolację mrożone pyzy z mięsem i do tego podsmażaną na patelni cebulę (i piwo, rzecz jasna niepodsmażane), no krótko mówiąc, jeszcze za kawalerskich czasów, kiedy będąc tymże kawalerem wykańczałem obecne mieszkanie, kwestie wyboru kafelków do kuchni czy łazienki były trywialnie proste: pojechałem do dużego salonu z płytkami, wszystkie rzucające się człowiekowi tamże wprost pod nogi ekspozycje płytek zagramanicznych ominąłem szerokim łukiem, z krajowych płytek spojrzałem co jest, co się mieści w przeznaczonym budżecie i co mniej więcej odpowiada mi stylistycznie, wybrałem "jakieś ładne", poszukałem gdzie można je kupić najtaniej, kupiłem i już, finito. Całość mi w zasadzie jedno sobotnie przedpołudnie zajęła. Potem zaś miałem nielichy ubaw przyglądając się i biernie asystując moim dwóm koleżankom, które wtedy również kupiły mieszkania i które nad podobnymi wyborami spędzały dnie całe i noce nieprzespane, odbywając niezliczone wycieczki na Bartycką (niezorientowanym od razu wyjaśniam, że Bartycka to takie budowlane Eldorado w stolycy, bardzo duży kompleks skupiający niezliczone firmy, firemki i firmiska z budowlanego tematu) i dobierając hiszpańskie płytki do włoskiej terakoty, a do tego wszystkiego farba z mieszalnika typu "biel złamana bielą z delikatnym odcieniem bieli. Koniec dygresji. I teraz, współcześnie, cały czas pomny tamtych doświadczeń, do tematu wyboru glazury podchodziłem z pewną taką delikatną obawą. Faktu, że to małżonka będzie decydować o wzorach i kolorach nie negowałem, bałem się tylko owych dni spędzonych na jeżdżeniu po kolejnych sklepach, przekonywaniu się, że jedyne miejsce, w którym produkują płytki pasujące do naszej kotłowni to Nowa Zelandia, RPA albo w ostateczności Antarktyda. A ponieważ małżonka od trzech tygodni jest raczej mało mobilna (za sprawą niemal na stałe do niej przywieszonej 3,5kilowej przywieszki), akcję "szukamy glazury" rozpocząłem już teraz. I co? Ano, szok, Panie, szok! Jedna Castorama - oboje zgodnie stwierdzamy, że nie ma. Jest co prawda jakiś gres podłogowy, który na ścianie by nawet nieźle wyglądał, ale w tym momencie na podłogę nie ma opcji. Jedziemy więc do LerłaMerła i tam... Hosanna! W 10 minut decydujemy się na płytki na ścianę do kotłowni, na podłogę do kotłowni i z rozpędu jeszcze na superpromocyjny gres na posadzkę w garażu. Wszystko krajowe, niewymyślne, tanie, ładne, tanie, promocyjne i za grosze! A i tanie w dodatku (ja wbrew pozorom wcale nie jestem AŻ TAKI sknera, przypominam, że chodzi o płytki do kotłowni) Na domiar dobrego jeszcze, okazuje się, że LerłaMerła pozwala iść z nią na taki układ, że płytki u nich rezerwujemy i jedynie zadatkujemy, a potem sobie je sukcesywnie odbieramy ze sklepu w miarę potrzeb, choćby i po jednej paczce. Pierwsze płytki na ścianie pojawią się niebawem, póki co na to konto nabyłem dziś zestaw "Mały Glazurnik", na który składają się: - maszyna do cięcia glazury (ręczna, ale porządna) - piłka wolframowa - pilnik wolframowy - "gumka glazurnicza" (kawał cienkiej gumy "od majtek" plus na jej końcach dwie blaszki do zaczepiania o krawędzie płytek, całość służy do równego klejenia płytek na ścianie) - gąbka do fugowania - kliny i krzyżyki. I tyle. W sobotę mam nadzieję zamontować na swoim miejscu rozdzielnię, w następną sobotę chyba już te płytki zacznę kleić. J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 24.07.2010 20:22 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 24 Lipca 2010 (edytowane) Zacznę dziś od całkowicie niezwiązanej z budową dygresji, słyszałem bowiem tekst tak piękny, że muszę, po prostu muszę się nim podzielić z całym światem. Czy kto mnie tam czyta... Ano, przechodziłem pod blokiem, takim typowym mieszkalnym. Przed blokiem bawiły się dzieci. Też typowe i bawiły się typowo, jak na obecne czasy. Znaczy sprawdzały, które głośniej potrafi piszczeć, bawiły się w molestowaną blądynkę ("Ą"!!!), czy sam nie wiem, w co jeszcze, głośno w każdym razie było i wysokotonowo. Dokładnie w momencie, kiedy przechodziłem, otworzyło sie okno gdzieś na piętrze i jakas starsza pani zawołała jedno z bawiących się dzieci: - Areeek? - Taaaak? - A powiedz no tym dzieciom, żeby tak nie piszczały głośno Na co Arek, troszeczkę starszy i o głowę wyższy od reszty dzieciarni, stanął na wysokości zadania i przetłumaczył dzieciątkom, na zrozumiały dla nich język, czego pani od nich chce: - macie nie drzeć ryja A swoją drogą, ja ani chybi starzeję się, bo z rozrzewnieniem wspominam czasy własnego dziecięctwa, kiedy po pierwsze pod blokiem można się było bawić nie drąc się przy tym co sił w płucach, a jeśli nawet ktoś zaczął, to najdalej po kilku minutach wrzasków ktoś przez okno w różnych słowach tłumaczył winowajcom, co z nimi zrobi, jak się zaraz nie zamkną. I co więcej, to działało, dzieci się grzecznie uciszały i bynajmniej prosząca o spokój osoba nie miała następnego dnia powybijanych kamieniami szyb w domu przez "nieznanych sprawców", ani nawet nikt ową osobę na policję nie ciągał za grożenie Baczność! DZIECIOM!, Spocznij. Tyle dygresji, teraz może wróćmy do Dziennika. Po raz pierwszy chyba, odkąd każdą wolną chwilę spędzam na budowie, udało mi się wykonac 150% normy. Normalnie chyba sobie zaraz medal Budowniczego Polski... yyy.... no tej... IVRP (czy która tam teraz jest) z kartofla wytnę (i to naprawdę nie jest żadna aluzja polityczna). Zawsze do tej pory było tak, że jadąc na budowę zakładałem, że zrobię to, to, tamto i owamto, po czym na miejscu okazywało się, że tego się nie da, bo czegoś brakuje, w zamian za to wskoczyła dodatkowa robota, w rezultacie na owamto brakło czasu. Dziś nie tylko udało mi się zrobić wszystko co chciałem, to jeszcze odwaliłem robotę nadprogramową Tak po kolei: Dokończyłem wicie przewodów w szachcie. Wszystko to, co wewnątrz jest już pięknie poupinane, dalsze wicie przewodów nastąpi po zmontowaniu racka oraz po skończeniu instalacji na poddaszu, gdzie trafi cała RTV-ka. Zrobiwszy te przewody, wygarnąłem z dna szachtu cały gruz, jaki się tam przez całą budowę uzbierał (dobre pół taczki wyszło) i ułożyłem na jego dnie izolację z papy: Właśnie się wściekłem. Spędziłem ostatnie pół godziny dorabiając do poniższego zdjęcia piękne opisy informujące co jest czym, po czym sie okazało, że teksty w chmurkach przy formacie akceptowalnym przez to forum są nieczytelne. Grrrrrr.... http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6f2QCiZI/AAAAAAAADT4/CfkkcNGqYug/s800/JP240536.jpg W każdym razie, na zdjęciu widać chyba wszystkie zasadnicze instalacje, jakie są u nas w domu i nie chwalący się, za wyjątkiem pionu CO (grube, w szarej otulinie u dołu po lewo), jam je wszystkie uczynił. No... pompa recyrkulacyjna widocza na zdjęciu to też nie moja robota, ale za to na mojej rurze! Jeszcze Główna Szyna Wyrównawcza na zbliżeniu: http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6gPyfNNI/AAAAAAAADT8/qpPD6uvqX7w/s800/JP240538.jpg Zrobiwszy na dnie szachtu izolację z papy, ułożyłem na nim warstwę ocieplenia. Najgrubszą w całym domu. Więcej powiem: dwa razy grubszą, niż w reszcie domu. Cały parter jest opędzony 10cm styropianu, tu zaś jest 20. Dokładniej jest to 5cm podłogowego i na to 15cm fasadowego, wszystko z resztek pozostałych po elewacjuszach i po mnie samym (ten podłogowy). Na to folia od ogrzewania podłogowego (pół rolki mi się zostało, to co mam z nią zrobić?) i po wierzchu wylewka. Wylewka! nie żadna wysypka, uczciwie mieszana kielnią w wiadrze i rozkładana "temi rencami", proszę: http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6gIu6-YI/AAAAAAAADUA/1eCIexjhUvg/s640/JP240541.jpg Kolejny Kamień Milowy na budowie - rozdzielnia. Ta główna, bo trzy inne już od dawna na swoich miejscach. Ta główna od dziś nareszcie też na swoim miejscu i od dzisiaj wstęp do szachtu tylko na czworakach i tylko dla osób nie mających skłonności do klaustrofobii. http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6l0avTnI/AAAAAAAADUM/PntXfj6-51Q/s640/JP240549.jpg Rozdzielnia taka troszkę większa, niż typowo spotykane w budownictwie jednorodzinnym, ale nijak nie mieściłem się w mniejszych. I nie, nie chodzi o to, że każde gniazdko mam na osobnym bezpieczniku i osobnej różnicówce (co prawda są osoby, które nie dość że niemal tak mają, to jeszcze się tym szczycą, jak ich elektryk wycyckał), u mnie taka ogromna rozdzielnia wyszła głównie za sprawą miejsca potrzebnego na sterowniki oświetlenia i tym podobne rzeczy "dodatkowe". Jak widać na zdjęciu, rozdzielnia budowlana, popularnie zwana eRBetKą, jeszcze jest prowizorycznie podłączona, ponieważ nie miałem już dziś czasu na rozszycie rozdzielni i puszczenie prądu normalnie na gniazdka, a prąd na budowie być musi, ale to już jej ostatnie dni, przy odrobinie szczęścia zniknie za tydzień. W samej rozdzielni zaś wprowadziłem już kabel zasilający cały dom, WLZkę znaczy. http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6mHgxXPI/AAAAAAAADUQ/GkHAHUbIX1A/s640/JP240556.jpg Kabel kończy się bezpośrednio na "zabeśpieczeniu pepoż" (Copyright and wymowa by strażak z "Pieniądze to nie wszystko"), obok niepodłączone póki co zabezpieczenie przeciwprzepięciowe. A sam kabel w ochronnym peszlu właściwie głównie po to, żeby ładniej było. I specjalnie dla elektrycznych purystów - tak, wiem, że niebieski peszel, to do wody się stosuje. Ale: - zgodnie z Polską Normą, kolor niebieski sygnalizuje instalacje do 1kV, więc jest akurat. A że chodzi o ziemne instalacje? No to co? Tu ziemia blisko, raptem półtora metra poniżej. - peszel niebieski akurat miałem, podoba mi się, idealnie się mieści i tak ma być. Bo tak! I dotąd mniej więcej był zakres prac przewidzianych na dziś. A ekstra udało mi się jeszcze zacząć przerabiać pierwsze pomieszczenie w naszym domu do postaci docelowej, wykończonej. Co prawda, owym wiodącym pomieszczeniem jest kotłownia, ale... ważne, że jest! Malować zacząłem !!!! http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6gf7J33I/AAAAAAAADUE/CAxBb7seQhk/s800/JP240546.jpg http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TEs6gdwe8gI/AAAAAAAADUI/d30Y_80M9vg/s800/JP240548.jpg Farba póki co podkładowa, marki "Castorama", miejsca przeznaczone pod glazurę niemalowane, na drugim zdjęciu widać też niepomalowany fragment ściany, który wiosną udało mi się zachlapać pianką poliuretanową z przebitego pojemnika, ta pianka na ścianie cały czas jest, muszę ją czymś zeszlifować, dopiero się pomaluje. Na tymże drugim zdjęciu straszy również cały czas nieotynkowana i pobazgrana wczesnymi i nieaktualnymi wersjami planów hydraulicznych (robionych sprayem na "żywej naturze") ściana, docelowo do zabudowania gipskartonem. (dodane po niewczasie: znaczy straszyłaby, gdyby skrypt forum boku fotografii nie obciął...) I to wszystko. J. Edytowane 15 Sierpnia 2010 przez Jarek.P Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 25.07.2010 07:58 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 25 Lipca 2010 I ciąg dalszy pisaniny, na który wczoraj zabrakło mi już siły. A dwie rzeczy do opisania mi jeszcze zostały. po pierwsze - Zwierzyniec. Do grona Zwierząt, Które Pojawiły Się W Naszej Okolicy dołączył wczoraj lis. Taki fajny, rudy lisek, przemaszerował sobie najspokojniej w świecie drogą, w pierwszej chwili myślałem, że to pies, ale psy zwykle nie mają ogonów, jak wiewiórka. Nasze starsze dziecko (mój Boże, jak to brzmi ) ogląda na minimini taką bajkę "małe zoo Lucy", o co w niej chodzi (w tej bajce, nie w Lucy) nie wiadomo, za trudne to dla dorosłego, ale w każdym razie dziewczynka pod domem ma cały zwierzyniec. I nasza okolica w zasadzie wiele się już nie różni, jeszcze tylko słonia brakuje, małpy i żyrafy. Na chwilę obecną, tak wg mojej pamięci, pojawiły się: - sarna - łoś - zające, co nam żarnowiec zeżarły - kuna, taka jej mać - coś, co ma szare aksamitne, dość krótkie futerko, nie wiem, co, bo tylko resztki tego futerka kuna zostawiła. Nie, nie mysz, futerko było krótkie, ale nie aż tak. - niezliczone ilości bażantów drących niemiłosiernie mordy (nie można tego określić nijak inaczej, to jest skrajnie odległy od ptasiego ćwierkania dźwięk, mi osobiście kojarzący się z odgłosem wyciągania gwoździa z mokrej deski) od rana do wieczora - całe kuropatwie rodziny wraz z pisklętami - dzięcioł - wrony. Dużo - kawki. Dużo - pająki. Bardzo dużo - najprzeróżniejsze owady biegające, w większości nigdy przeze mnie wcześniej nie widzianych gatunków. No ale ja nie muchołap, nie znam się. - przypłaszczek granatek. Nie wiem, jak wygląda, ale drzewa nam niszczy, bydle jedno. - cetyniec. J.w. Kuna najwyraźniej szuka schronienia przed upałami i gdzie miała iść? "Na swoje" przyszła. A tu zonk, wejścia nie ma, wszędzie drzwi i okna... Póki co składa "ofiary" pod drzwiami frontowymi z resztek upolowanych przez siebie zwierząt (ptasie szczątki i ostatnio to futerko), co będzie do zimy - zobaczymy. Ja w każdym razie dziś od rodziców przywożę łapkę. I tyle o zwierzyńcu, osobnym tematem (w zasadzie też się już chyba do zwierzyńca kwalifikującym) są moje spodnie robocze. Wyfasowałem je dawno dawno temu w pracy jako przysługujący mi z racji pracy w terenie ubiór służbowy. I nie, nie chodzi o to, że ja gdzieś z łopatą w kanałach w pracy pracuję, po prostu pracowało się w terenie, przy takich ulicznych szafach z elektroniką (a że z laptopem nie z łopatą, to szczegół), odzienie robocze się należało jak psu buda. W czasach świetności mojego pracodawcy, jako odzienie służbowe fasowaliśmy odzież trekkingową, potem nastały lata chude i nie fasowaliśmy nic, w ostatnim rzucie starego obrządku ktoś postanowił, że zapis o pracy w terenie wykreślą nam z umów, a na pożegnanie odzież dostaniemy jeszcze raz. Ostatni. Tylko, że tym razem nie będą to jakieśtam turystyczne kurtki z goreteksu. Żadne tam buty Chiruca i takie tam, teraz będziemy mieć specjalistyczną odzież uszytą na zamówienie przez specjalistyczną firmę. Wymiary nawet podawaliśmy indywidualnie. I uszyli... Kurtkę, model "Pan Kazio, co rozkopuje ulicę" i spodenki. O, proszę, zdjęcie sprzed roku: http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqLTIbPMp1I/AAAAAAAABms/MgLl92OotpA/s640/6739_Teksaska%20Masakra....jpg W tychże spodniach szalałem na budowie przez ostatni rok. Aktualnego ich zdjęcia niestety nie mam i może dobrze, ale spodnie osiągnęły już stan zasługujący na osobny opis. Rozwijać się bowiem zaczęły. Samoistnie. Doszły na przykład na nich nowe warstwy impregnujące. Głównie na kolanach i udach, równą warstwą dysperbitu z poprzyklejanym pyłem ceglano-betonowym. Same spodnie zaś... jak by to napisać... no groźne się stały. Pracowałem w nich, często intensywnie i często (zwłaszcza w ostatnie upały) pocąc się przy tym mocno i zaczęły one zyskiwać dość nieoczekiwane własności. Obecnie np. przelatujące koło mnie komary jakoś tak same z siebie opadają na ziemię po samym zbliżeniu się do mnie na odległość mniejszą niż metr. Albo jak wyjdę z domu, to ptaki na zawietrznej stronie nagle przestają śpiewać, co bliższe nawet potrafią spaść z gałęzi. Dlaczego to opisuję? Ano dlatego, że zastanawiać się zaczynam, co z nimi zrobić (ze spodniami, ptaki sobie jakoś radzą, po pierwszym szoku otrząsają się i odlatują co sił)? Do pralki nie wsadzę, pralke mamy dobrą i trochę jej nam szkoda. Ręcznie uprać też strach, spodnie mogą się zacząć bronić, zarzucą nogawki na szyję, wciągną w miskę z wodą i co będzie? Kto wykańczanie domu skończy? Można oddać do pralni, ale pralnie zwykle za pranie odzieży roboczej specjalne stawki mają, za te konkretne spodenki by chyba jeszcze z góry doliczyli za wymianę bębnów piorących, specjalny haracz "Biological Hazard" i pogłówne za pracowników, którzy padli w trakcie walki ze spodniami, może się nie opłacić suma sumarum. Można je w końcu wyrzucić, ale obawiam się mocno, że owe spodnie pozostawione samym sobie rychło by świadomość uzyskały i... i sam nie wiem, co. Co takie spodnie mogłyby zrobić. Może by chadzały wieczorami zachody słońca podziwiać, a możeby na ludzi napadały nocą? Lepiej nie ryzykować... Coś w każdym razie z nimi zrobić muszę, bo raz, że już szyby mi w oknach matowieją, jak się do nich zbliżam, po drugie, cały czas się obawiam tego życia, które się w spodniach zaczyna budzić i efektu z "Wściekłych Gaci" z cyklu "Wallace i Gromit" J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
tfor 28.07.2010 05:38 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Lipca 2010 W międzyczasie....................J. ten sufit to czasem nie na DW? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 28.07.2010 06:07 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 28 Lipca 2010 Nie, dokładnie przeciwległy koniec wawy, ale bloki identyczne, wg tego samego projektu budowane, więc i fuszerki pewnie te same J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 30.07.2010 20:26 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Lipca 2010 (edytowane) Ostatni wpis skończył się tematyka odzieżową, dzisiejszy, od takiejż tematyki się zacznie. Problem spodni bowiem rozwiązałem definitywnie, przywiózłszy od rodziców zadołowany tam dawno dawno temu "worek ze szpejem". Co to takiego "worek ze szpejem" to każdy, kto zetknął się z alpinizmem wie, ja dodam tylko, że alpinista ze mnie, jak z koziej... tej... no, trąbka, z alpinizmem się właśnie "zetknąłem", zaliczywszy na początku swojej kariery u swojego pracodawcy szkolenie wysokościowe i wyfasowawszy sprzęt do łażenia po masztach. Sprzęt się przydał ze dwa razy na krzyż, po czym ileś lat przeleżał w worku, aż wreszcie przypomniało mi się szczęśliwie, że oprócz szpeju w tymże worku skarby prawdziwe były, począwszy od kompletnego ubranka roboczego z goreteksu, na profesjonalnym kasku skończywszy W każdym razie wyciągnięte z worka spodenki są rewelacyjne (zdjęcia niet, bo nie miał kto zrobić), a kask się bardzo spodobał i bardzo przydał Młodszemu Pomocnikowi Budowlanemu (z lizakiem ogólnobudowlanym w buzi): http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFMpSMTWgcI/AAAAAAAADUk/iCKwlpsdymE/s800/JP300571.jpg Niezorientowanym chciałbym zwrócić uwagę, że biały kolor kasku, zgodnie z normami BHP oznacza na budowie kadrę inżynierską Ja zaś... zabrałem się za doprowadzanie pierwszego pomieszczenia do stanu docelowego: http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFMsNNxyfuI/AAAAAAAADU0/phocBFEwXUU/s640/JP300575.jpg I jak się rozpędziłem, tak machnąłem cały kąt kotłowniowy: http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFMpSX8j1kI/AAAAAAAADUo/CkHGZF-WCQ4/s640/JP300578.jpg Zostało tutaj jedynie dokleić docinane płytki u dołu, ale to jutro, jak już będzie tam podłoga. No i może między rurkami jeszcze jakieś wycinanki powstawiam. To co prawda zasłonięte będzie, ale... jakoś tak się lepiej będę czuł wiedząc, że jest tam zrobione jak należy. Glazura z ciut bliższego ujęcia: http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFMpSVVPwhI/AAAAAAAADUs/angSkNhin9k/s640/JP300580.jpg Z wrodzoną i niezmierzoną skromnością sobie tu napiszę, że chyba nie mam się czego wstydzić A dla innych chcących samodzielnie kłaść glazurę miniporadnik: 1) Zgodnie z odwiecznym prawem natury: wielkość ma znaczenie! W każdym razie ma w przypadku zębów. Wielkie zęby są lepsze niż małe zęby. Wielkie zęby dają większą swobodę, podczas gdy z małymi zębami trzeba się nakombinować. O powyższym radzę pamiętać przy zakupie pacy zębatej do nakładania kleju. Mam taką z zębami 8mm i chyba kupię nową, z zębiskami minimum 10mm, może nawet 12mm 2) Krzyżyki. Do tej roboty kupiłem takie krzyżyki z kółeczkami ograniczającymi głębokość wejścia w płytki, bo wydawało mi się, że to będzie fajne, wygodne i super. JEZUS MARIA... Nie wiem, kto to gówno wymyślił, ale produkowane jest ewidentnie jako jakaś zemsta zawodowców nad nieświadomymi amatorami, zapewne w sklepach nad półkami z tymiż krzyżykami ukryta kamera jest i zawodowi glazurnicy potem na tajnych spotkaniach oglądają, jak kolejni amatorzy z obłędem w oczach dobierający akcesoria glazurnicze sięgają po tek krzyżyki, kiwają z uznaniem głowami i ładują je do wózka. I rechocą przy tym złowrogo. Glazurnicy rechocą oglądając, amatorom glazurnikom stosującym potem owe krzyżyki do rechotania jest bardzo daleko. Owszem, amatorzy też potem wydają różne dźwięki, ale jest to raczej mamrotanie pod nosem, stłumione przekleństwa i różne takie komentarze na temat powyrywania różnych kończyn z towarzyszącym im części ciała osobie, która owe krzyżyki wymyśliła. Nigdy nie kupować krzyżyków z kółeczkami !!!! 3) Nie docinać na zapas. To aż kusi, żeby przy okazji cięcia kolejnego paska o szerokości 4,5cm naciąć kilka na zapas i potem mieć je pod ręką, ale jest więcej jak pewne, że natychmiast po nacięciu iluś płytek na takie paski, okaże się, że płaszczyzny ściany w narożniku się minimalnie schodzą i dalej jest potrzebne nie 4,5cm a 4,3cm (patrz punkt 6). I co? Ano: 4) Nie popadać w samozachwyt. W każdym razie nie przed końcem roboty. Po skończeniu klejenia można sobie popadać (jeśli jeszcze są powody), w trakcie - jest to proszenie się o kłopoty. I pół biedy, jeśli tylko, jak w moim przypadku będzie to przewrócone prosto pod nogi wiadro pełne wody... 5) Nie ma czegoś takiego, jak "odmierzona akurat na tą robotę porcja kleju". Choćbyśmy nie wiem jak mierzyli, ona na 100% okaże się za mała i trzeba będzie dorabiać. A ta dorobiona w drugim rzucie z kolei na mur będzie za duża i zostanie. 6) Chyba najważniejszy. Nie ma czegoś takiego jak prosta, równa ściana, pionowy narożnik/winkiel, czy kąt prosty. Owszem, pojęcia istnieją, ale są to jakieś teoretyczne wydumane terminy rodem z geometrii analitycznej, przeniesione żywcem do teorii budownictwa i tamże funkcjonujące zaraz obok "rozpatrzmy konia w kształcie kuli poruszającego się ruchem jednostajnie zmiennym" (dowcip stary jak świat, kto nie zna, niech sobie to zdanie przeklei w gógla), czy równie abstrakcyjnych pojęć jak "nieskończoność", "przestrzeń n-wymiarowa" czy "rozmaitość riemannowska". W życiu zaś, podobnie jak nikt nigdy nie widział wielkości nieskończonej (i proszę mi tu bez przykładów z życia wziętych, ja wiem, też chadzam po urzędach, czy państwowej służbie zdrowia, jak ostatnio, ale to są jedynie aproksymacje!), tak i kątów prostych czy równych płaszczyzn nie ma! Tyle. Poradnik będę uzupełniał sukcesywnie wszystkim, co mnie jeszcze najdzie. Oczywistych rzeczy, jak konieczność używania poziomicy nie piszę. Co prawda, z uwagi na punkt 6 w zasadzie możnaby sobie odpuścić, ale jakiś punkt odniesienia, do cholery, trzeba w końcu mieć. Zakończywszy (na dziś) tematy glazurnicze, zająłem się naszym zwierzątkiem domowym. Kuną, znaczy. Bo nie może być tak, że bydlątko głodne chodzi, na ptaszki musi polować, nie dojada, męczy się, zadbać trzeba. Ulitowałem się nad zwierzątkiem, przywiozłem mu karmnik http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFMpSZ6W93I/AAAAAAAADUw/FK9zJEO3rq8/s800/JP300582.jpg J. Edytowane 30 Lipca 2010 przez Jarek.P Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 31.07.2010 19:30 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 31 Lipca 2010 (edytowane) Ale sobie, kurrrrcze, narobiłem! Normalnie, wtopa na całej linii i najgorsze jest to,że nie wiadomo, co teraz robić... Przed straszliwym wyborem bowiem stanąłem. Okazało się, że moje ulubione wnętrze w domu, znaczy wnętrze szachtu jest po wstawieniu rozdzielni dostępne dla mnie na styk... Wchodzę, czy też raczej wczołguję się tam z wielkim trudem, jedynie bokiem a i to ocierając bandziuchem o pompy cyrkulacyjne. Odrobinka mięśnia piwnego więcej i nie wejdę. Albo co gorsza wejdę i nie wyjdę... I co tu robić? Z piwa zrezygnować? Czy z szachtu? Oto jest pytanie... Do rzeczy jednak. Po pierwszej nocy karmnik dla kuny stał, jak go zostawiłem, nic się nie złapało. Kuna widać w surowym podśmiardniętym ochłapie użytym jako przynęta nie gustuje i nie dała się na chabaninę zwabić, zamiast kuny przyszli za to do nas na działkę Jehowi. Prawdziwi, jak z obrazka, z całym naręczem broszur i Pismem Świętym w ręku. Pogoniłem rzecz jasna, ale niech nikt mi nie usiłuje wmawiać, że to nie przez tą podśmiardniętą padlinę, że to zbieg okoliczności. Ta budowa w końcu już ponad rok się buduje, a wcześniej na samą działkę też jeździliśmy i nawet pół Jehowego nie było, a ledwo wystawiłem pułapkę z padliną na przynętę, zaraz przyszli i to dwoje od razu. I to jakie dorodne sztuki... Dziś był dalszy ciąg glazurnictwa. A wcześniej zakupy: paca z bardziej słusznym zgryzem (przy okazji: jak się okazuje, nie ma większych zębów niż 10mm) oraz normalne krzyżyki. Potem: najpierw wczoraj zrobiona ściana została wypaprana brązową paciają: http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0EFYPpII/AAAAAAAADU4/9jGVkrHvvyA/s640/JP310591.jpg Na zdjęciu, oparty o poziomicę, ciężko spracowany niżej podpisany, w nowych spodenkach roboczych oraz nowym bereciku z antenką, model "Jasiu, no jak piszesz chamstwu, no jak". Kupiłem sobie wreszcie, bo stwierdziłem przy pierwszym malowaniu, ze farbę z włosów się ciężko wyczesuje. Standardem tu są co prawda obecnie czapki bejsbolówki, ale stwierdziłem, że "trza mieć stajla" i musi być berecik z antenką. A zaraz potem... podłoga. Pierwsze płytki, z widocznymi porządnymi krzyżykami: http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0EPMTGHI/AAAAAAAADU8/I7BEPJVJCCU/s800/JP310593.jpg I to, co dziś miało być zrobione: http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0EAoI0OI/AAAAAAAADVA/Wxv0Nop3ZK0/s640/JP310595.jpg I tu mała zagwozdka - czy te docinane płytki na dole ściany nie powinny być z gresu podłogowego? Jako taki cokolik? Wspominane wczoraj wycinanki naokoło rur od CWU, z jeszcze niewytartą fugą. Tego i tak nie będzie widać, ale zrobiłem na... no może "na ładnie" to za dużo powiedziane, ale na ładniej niż bez tego. Przy okazji: na zdjęciu widac fuszerkę, która mi wyszła. Cała płytka nad tymi rurami była niedokładnie podparta i mi lekko obwisła, w rezultacie fuga na lewo od niej jest węższa, na prawo szersza, a skrzyżowanie w jej prawym dolnym rogu - w cały świat. Nic, to i tak będzie za zbiornikiem CWU... http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0EIkfJ6I/AAAAAAAADVE/ehZUjHcvY-0/s800/JP310601.jpg I na koniec, czekawszy aż fugę będzie można przetrzeć, zająłem się trochę rozdzielnią. Wprowadziłem do niej przewody uziemienia, tym samym Główna Szyna Uziemiająca zyskała docelowy stopień uprzewodowienia: http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0H4JRuSI/AAAAAAAADVM/nm2EnupiBxk/s640/JP310603.jpg I pierwsze przymiarki do szycia rozdzielni: http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFR0EQEMmCI/AAAAAAAADVI/3eDXCVXGGc4/s640/JP310602.jpg J. Edytowane 31 Lipca 2010 przez Jarek.P Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 05.08.2010 19:22 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Sierpnia 2010 (edytowane) Kuna - Jarek.P - 2:0Znaczy ani na surowe mięso, ani na surowe jajko nie dała się małpa zwabić... Tak w ogóle, cały ten tydzień, dzień w dzień spędzam na budowie, ale wracam późno i padnięty i na dziennik nie mam już siły. Dziś jednak postaram się nadrobić zaległości, bo i jest co nadrabiać. Bo choćby takie drewno poszalunkowe. Planując budowę optymistycznie zakładałem, że te parę metrów sześciennych desek to się wykorzysta do szalowania fundamentów, potem do szalowania stropu, a potem się z nich poszycie dachu jeszcze zrobi, w rezultacie zostaną najwyżej ścinki, zrzynki i króciaki. I wszystko w zasadzie się zgadzało. Gdyby nie drobiazgi. Pierwotnie zamówione 5m3 desek rozeszło się nie wiedzieć kiedy, trzeba było domawiać, owych zrzynków i króciaków wyszła jakaś dramatyczna ilość, do tego jeszcze dochodziły cały czas leżące po działce hałdy gałęzi ze ścinki sosen, w rezultacie byliśmy zewsząd otoczeni drewnem. Różnorakim. Osoby ciekawe szczegółów odsyłam do wcześniejszych zdjęć, w zasadzie na dowolnym pokazującym dom od zewnątrz łapie się któraś z licznych stert desek. I tu znów, pierwotne założenie było optymistyczne: a będę zimą siedział na budowie, to spalę w kozie. Spaliłem. Sporo spaliłem. Ale było tego może z 0,5% ogólnej ilości... Wreszcie została podjęta męska decyzja, znalazł się chętny na gratisowe drewno, połowy już nie ma, reszta mam nadzieję zniknie jutro. Do tego dziś skoro świt przyjechała wywrota pełna ziemi. Czarnej. Pieknej! http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFr76Xa5O0I/AAAAAAAADVg/mhdQA_wr-zA/s800/JP050634.jpg Ja jednak mam we krwi jakiś chłopski pierwiastek, bo to, co na tej wywrocie przyjechało, naprawdę jest dla mnie piękne. Czarna, tłusta ziemia, zwarta i kleista, po prostu cudo!Ziemia została wykipowana po drugiej stronie drogi dla wygody koparkowego, który potem ją rozwoził po działce. Wykonując docelowo takie piękne przedchałupie: http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFr8BjIoXlI/AAAAAAAADVw/cgv0NtKKPuE/s800/JP050651.jpg http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFsDAex6FDI/AAAAAAAADWA/_vKDFC_zlHU/s800/JP050649.jpg Na prawo pierwszego zdjęcia widać jedną z pozostałych jeszcze hałd drewna, jutro ma zniknąć. A sam teren przed domem póki co wysypany ziemią na równo, na urządzanie przyjdzie jeszcze czas. Pod jakieś chodniczki trzeba będzie ją trochę wykorytować i podsypać piaskiem, pod samym domem znów piasek i jakaś opaska, na pewno się ten teren też jakoś zróżnicuje ogrodową architekturą (krasnale, bociany, plastikowe muchomory, wiatraki, studnie z żurawiem i tym podobne. I posągi, obowiązkowo posągi!). Póki co, żeby to nie była sama tłusta, lepiąca się do butów ziemia, stwierdziłem, że trzeba ją czymś związać i kupiłem pudełko nasion trawy z koniczyną. I wysiałem przy zdecydowanym sprzeciwie małżonki, która przekonana jest, że docelowo nam przed domem wyjdzie trawnik wymagający koszenia, czego obydwoje chcemy uniknąć, a nie bierze pod uwagę, że na takiej świeżej ziemi, pierwsze co wyrośnie, to nie leśna roślinność, a perz, osty i tym podobne chwaściska. A koniczyna azotujac ziemię ma szansę chwasty powstrzymać, podczas gdy trawa ziemię zwiąże. Po czym, w leśnych warunkach, nie koszona i nie pielęgnowana, sama się zdegeneruje. Wracając do koparkowego jeszcze - trafił nam sie prawdziwy wirtuoz, precyzji, z jaką się poruszał swoją JCB-4 można mu było tylko pozazdrościć i powspominać wszystkich wcześniejszych baranów od sprzętu ciężkiego, którzy upominani, że mają uważać na drzewa i tak je co i rusz okaleczali...A jak już był na miejscu, przy okazji wyrównał i wygładził nam podjazd do garażu. Oto i on: http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFr8B2zpdYI/AAAAAAAADV0/pmA-xs1fa-k/s800/JP050654.jpg Kolejna robota na zewnątrz została odwalona w całości przez mojego Brata. A miała ona początek tak ze trzy miesiące temu, kiedy urzędowali nam na budowie tynkarze. jakoś zaraz na początku padło z ust któregoś z nich pytanie:- inwestorze, gdzie możemy wyrzucać resztki z czyszczenia maszyny?W duchu zobaczyłem może z wiadro resztek i popłuczyn, stwierdziłem, że nie ma problemu i pokazałem im miejsce w kącie między ścianą zewnątrz ną i tarasem, gdzie i tak teren jest docelowo do podniesienia i gdzie sobie jakieś kawałki gruzu zrzucałem, bo i tak się potem zasypie. I w zasadzie niewiele się pomyliłem, nie przewidziałem jedynie, że tynkowanie będzie trwało trzy tygodnie, maszyna będzie czyszczona na koniec każdego dnia, a czasem i w trakcie, jak się np. zapcha i trzeba z niej całą zaprawę gdzieś wywalić, żeby ją przetkać. Do tego gigantyczne ilości resztek z zacierania tynków i w rezultacie wyszła tam hałda na całą ścianę i wysokości sporo ponad taras. Dodatkowo... no, nie był to piasek. Pytałem tynkarzy, czy to nie zwiąże aby na kamień, ale nieeee, a gdzie tam, to kruche jest. I owszem, było. Po wierzchu. Głębiej, niestety wymagało użycia specjalistycznych narzędzi: http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFr750b8GpI/AAAAAAAADVU/rXnq0gQ3lYc/s800/JP030625.jpg Na zdjęciu hałdy już w większości nie ma, napiszę jeszcze tyle, że tym kilofem tez było ciężko, wspomagaliśmy się jeszcze pożyczoną od kotłowników sporą młotowiertarką Makita. A wewnątrz domu - też same zmiany. Na przykład, cały czas rodzi się rozdzielnia. Duża i skomplikowana, dlatego rodzi się dłuugo, ale już jej jest bliżej niż dalej: http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFr8BiL-z-I/AAAAAAAADVs/9Rx4-CA73Yo/s640/JP050646.jpg Tu przy okazji sobie popsioczę. Na Moellera, którego produkcji jest ta rozdzielnia. Produkt z conajmniej średniej półki cenowej. Produkcji może nie elektrycznego Mercedesa, ale takiego dajmy na to Forda - spokojnie. I po pierwsze, żadnych systemowych rozwiązań wspierających montaż tej rozdzielni do ściany, musiałem rzeźbić wsporniki samemu.Po drugie - zbiorcza szyna "N". No co za kretyństwo??? Rozumiem rozdzielkę na kilkanaście modułów. Ale po co do ciężkiej Anielki JEDNA zbiorcza szyna N w rozdzielni 96 modułowej???? Czy projektanci Moellera wspierają często niestety spotykaną partaninę z jednym wyłącznikiem RP na całą rozległą instalację??? Szlaaaag!Szyna się przydała, po wywaleniu z niej wkrętów, użyłem jej jako szyny do mocowania przewodów trytytkami, w tej roli sprawdziła się rewelacyjnie. Bo oczywiście, Moeller jego mać, takiego drobiazgu, jak jakiś holder do mocowania przewodów w tej rozdzielni też nie przewidział... Powoli jest też montowany rack. Najpierw złożyłem go sobie na podłodze, ponieważ nie byłem do końca pewien, czy aby nie trzeba go będzie złożyć jeszcze raz, odwrotnie (nie pamiętałem składając go, czy drzwi on ma prawe, czy lewe,a drzwi w domu na balkonie cały czas czekają). http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFr76KOiBNI/AAAAAAAADVY/DFMhIpVSVa0/s640/JP040626.jpg W końcu został złożony, z wielkim mozołem wstawiony na miejsce, po czym się okazało, że kapelusz się nie mieści. Pokrywa nakrywająca ta konstrukcję od góry, nie wchodzi o 5mm. Jutro czeka mnie mała robótka z meslem i młotkiem i podnoszenie o 5mm wejścia do wnęki... http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFsDAJF-q0I/AAAAAAAADV8/Vpe2tInZz9o/s640/JP050648.jpg I jeszcze kotłownia. Kotłownicy rozrabiają w niej na całego, w efekcie czego w pięknie pomalowanej ścianie powstała np. taka oto dziuuuura: http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFr75i9DrKI/AAAAAAAADVQ/PxQXYPFwhJk/s640/JP020606.jpg W głębi dziury widać kolanko od komina, natomiast po bokach dziury widać... coś. Widzą? Myśmy po wykuciu tej dziury też zobaczyli. I klęliśmy dłuuuugo. Kotłownikom oddaję sprawiedliwość: wiedzieć o tych przewodach nie mogli, wykryć wykrywaczem by ich chyba nie dali rady (przewody są bez napięcia), a przeciąwszy je deklarowali się sami położyć nowe, bądź połączyć te przecięte. Stanęło na tym, że od tych przeciętych kabli dostępnych nieco wcześniej pociągnę nowy przewód do szachtu przez zrobioną przez kotłowników dziurę w miejscu docelowo do zakrycia sufitem podwieszanym. A przecięte przewody póki co zakończyłem łączówką, też pod gipskarton pójdzie: http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFr8BXmW9cI/AAAAAAAADVo/RgyYpHfkZ8s/s800/JP050640.jpg Na koniec jeszcze ciekawostka: kiedy porządkowaliśmy z Bratem teren przed domem, trafiliśmy na coś, co wyglądało na odrobinkę rozlanej zaprawy z betoniarki. na łopatę się jednak wziąć nie dało, młotkowi tez nie uległo, wspominanej wyżej młotowiertarce Makity poddawało się jedynie po odrobince. Okazała się to być spora bryła bardzo twardego i bardzo mocno związanego żwirowego betonu, ani chybi z czyszczenia pompy po zalewaniu stropu, czy czegośtam. I niestety, tak sobie zostało. Zasypane ziemią jest i nie widać, ale zastanawialiśmy się też, czy tam czasem korzystając z takiego zgrabnego fundamentu jakiegoś pomnika nie machnąć. Albo, dajmy na to... krzyża. Modne ostatnio. I takie... trwałe... J. Edytowane 5 Sierpnia 2010 przez Jarek.P Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 05.08.2010 20:52 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Sierpnia 2010 (edytowane) I Post Scriptum jeszcze: Małżonka odbierając dziś Wyjątka z przedszkola (odstawiany jest na przedszkolny dyżur wakacyjny, żeby nam dać choć odrobinkę wytchnienia) rozmawiała z opiekunką jego grupy, która (opiekunka, nie grupa) chwaliła Wyjątka, że taki rozmowny i "taki pocieszny". Wyjątek faktycznie jest jak na trzylatka bardzo wygadany i rozmawia się z nim bardzo pociesznie czasem, ale jakoś mnie ta informacja przez żonę przyniesiona gryzła. I wreszcie zacząłem drążyć temat:- Kubuś, a o czym ty z panią w przedszkolu rozmawiałeś, bo bardzo cię chwaliła, że się tak fajnie z tobą rozmawia?- aaaa nic, tak tylko, jak z ludźmi rozmawiałem- a o czym?- a że kuna nam nasrała i było prrrrut i smród. (całość oczywiście bez wymawianego "r"). I tak. Wierzę, że dla przedszkolanki taka informacja usłyszana w formie absolutnie wyzutej z wszelkiego kontekstu (a Wyjątek zwykle wszelkie opowieści w ten sposób snuje, nie wykraczając poza czyste sedno) mogła być pocieszna... J. Edytowane 5 Sierpnia 2010 przez Jarek.P Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
toor 06.08.2010 20:47 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Sierpnia 2010 witam podskoczylem ponownie zobaczyc jak prace sie posuwają, widze ze idzie ostro, z doswiadczenia nasunela mi sie jedna watpliowsc odnosnie drzwi zewnetrznych, nie wiem dlaczego ale sporo inwestycji posiada drzwi ktorych zawiasy znajduja sie na zewnatrz domu, a same drzwi otwiera sie na zewnatrz, zamykanie drzwi utrudnione, ktos przed drzwiami musi sie odsunąć aby wejśc do domu, u mnie stolarz tlumaczyl ze drzwi powinny otwierac sie do srodka, i innej opcji nie ma, nie wiem czy myslales nad tym? widze rowniez ze montujesz dehna , jest to B+C ? akurat zalapalem sie na promocje na ebay.de i udalo mi sie wytargac za 600pln DEHN 255 mod nowego typu, niestety 8 sekcji zajmuje,ale spoko, jeszcze nie mial okazji pokazac jak to cacko dziala oby jak najpozniej pozdrowka Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 06.08.2010 20:57 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Sierpnia 2010 (edytowane) Ech, ten rack serwerowy to mnie do grobu wpędzi... Zawiozłem dziś na budowę kapelusz, żeby go przymierzyć i sprawdzić, ile tego tynku z nadproża trzeba skuć. Wywlokłem ramę racka z dziury (a żeby nie było, że to takie sobie proste "wywlokłem i już", bydle jest dość ciężkie i pasowane niemal na styk, a dodatkowo ruchy utrudniają stosy kabli). Do wywleczonego przyłożyłem kapelusz i wtedy spłynęło na mnie... oświecenie. - zaraz, zaraz - pomyślałem sobie - a jak się toto cholerstwo przykręca? - acha, to proste - chwilę potem sam sobie mogłem odpowiedzieć - w rogach kapelusza są otwory na śruby. - ale, ale, jak są otwory na śruby, to te śruby trzeba w coś wkręcić, prawda? I tu nastąpił tak zwany zonk. A potem następny. A po nim... po nim starszy inspektor Jarosław.P dokonał kontroli organoleptycznej poprawności zmontowania racka. W wyniku przeprowadzonej kontroli zostało wykazane, że na górze ramy racka, jest 1 (słownie: jeden) otwór montażowy do kapelusza, pozostałe trzy otwory znajdują się omyłkowo na dole ramy. Poprzedni wykonawca montażu ramy, pan Jarek.P co prawda tłumaczył się, że demontował go ponad dwa lata temu i niuansów już nie pamięta, dodatkowo w trakcie składania tejże ramy miał na głowie dwójkę dzieci (w tym niezwykle skorego do pomocy trzylatka), żonę i własną mamę, w związku z czym siłą rzeczy musiał dzielić uwagę między mnóstwo czynników, jednak wobec tak skandalicznej fuszerki i tak karygodnego niedbalstwa został zdegradowany do stopnia młodszego montażysty i zabroniono mu dalszych samodzielnych prac z rackiem. Dyrektor Generalny robót mgr Jarosław.P wraz z inżynierem Jarkiem.P dokonali powtórnych oględzin racka, w wyniku czego została orzeczona konieczność jego częściowego demontażu i przełożenia łączników górnych na dół, a dolnych na górę. Operacji tej z racji jej znacznego skomplikowania logistycznego dokonał inż. Jarek.P osobiście. Kiedy jednak montaż był ukończony, powtórna kontrola dokonana przez inspektora Jarosława.P wykazała odwrotne zamontowanie belki mocowania podstawy. Winien niedopatrzenia inż. Jarek.P tłumaczył pomyłkę nerwami z powodu partaniny poprzedniego montażysty, pana Jarka.P, jednak złożył samokrytykę i obiecał poprawę oraz samodyscyplinujące odmówienie sobie jednego piwa przy robocie. Dyrektor Generalny Jarosław.P krytykę uznał i zezwolił na zakończenie montażu. Po tych dłuuugich i skomplikowanych perypetiach rack został powtórnie zaholowany do dziury, tym razem wraz z kapeluszem, po czym przy niewielkiej pomocy młotka oraz deski do pobijania okazało się, że wszystko się mieści. Na styk i bez nawet milimetra luzu, co widać na zdjęciu poniżej, ale wlazło! I o to chodzi http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFxfzP52RRI/AAAAAAAADWI/3Dakmvqj2is/s800/JP060687.jpg Cały rack z już wmontowaną drabinką kablową (żółte po prawo to poziomica): http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFxfy2elSgI/AAAAAAAADWE/cCaIY2r8XsY/s640/JP060686.jpg Osobny rozdział - schody do piwnicy. Te wylane wczoraj przez Brata i ten wylany dziś przeze mnie: http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFxfzCUjYyI/AAAAAAAADWM/qktM6mhkUU0/s800/JP060691.jpg Na pierwszym planie - moje robocze buciki, przez Wyjątka określane mianem "te obrzydłe adidasy" I kotłownia. Zaczęła już wyglądać jak porządna lokomotywa, brakuje jedynie wodowskazu i wielkich zaworów z kołem typu kierownica do kręcenia. http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFxfzDZGRXI/AAAAAAAADWQ/93X3-BYoktw/s640/JP060693.jpg http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFxfzBx_UJI/AAAAAAAADWU/6Bsz4F_ZJBA/s640/JP060694.jpg Liczne manometry są wstawione na moje wyraźne życzenie. Panowie kotłownicy co prawda mówili, że manometr jest w kotle i wystarczy, ale ja na to odparłem, że co to za kotłownia bez manometrów, manometry mają być i koniec I wreszcie rozdzielnia. Temat strasznie się ciągnie, a to za sprawą tego, że za każdym razem, jak mam dosyć obierania kolejnych przewodów, biorę się za coś innego i czekam, aż mi chęci do (tej) roboty wrócą. W każdym razie jest już bardziej skończona niż nieskończona, podłączone są wszystkie obwody poza specjalnymi (specjalne to wszystkie wydzielone od reszty domu, z osobnymi RP: obwody zewnętrzne, hydrofor, mój warsztat i serwerownia oraz obwody gwarantowane z UPSa). http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFxf338hhaI/AAAAAAAADWY/e5ed3pQ4oI8/s640/JP060696.jpg Jutro będzie próbny rozruch oraz poszukiwania zaginionego przewodu. Bo zginął. Nie wiadomo gdzie. Jego początek jest, w garażu w gniazdku, w rozdzielni natomiast się go już nie doliczyłem. I nie wiem, czy to błąd w opisach, czy też jego koniec jest gdzieś zalany wylewką, jutro pojadę tam z szukaczem przewodów i będę szukał. A ponieważ już dwie osoby mnie na priv pytały o szczegóły tejże rozdzielni, to po trochu postaram się ją opisać. Dla jasności: to nie jest żadna wzorcowa robota, na pewno można zrobić to lepiej, choćby ładniej ułożyć przewody (na zdjęciach jest cały czas sporo luźno wiszących, jeszcze nie podłączonych przewodów i to one głównie dają wrażenie plątaniny, niemniej pozostałe też tworzą malowniczy bałagan, choć w ogólnych zarysach, można się jednak rozeznać). Niemniej, tak sobie to wymyśliłem i zrobiłem, a jak ktoś ciekaw szczegółów, to zapraszam do lektury: http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TFxf3_S0wfI/AAAAAAAADWc/wivhyKHLUdY/s800/JP060698.jpg Rozdzielnia zaczyna się tak naprawdę w lewym górnym rogu. Tamże jest wyłącznik p/poż, do niego od dołu wchodzi bezpośrednio kabel z WLZ. Wyłącznik rozpina trzy fazy i N, PE jest wpięte do szyny w suficie rozdzielni. Owa szyna jest podłączona przewodem 16mm2 do głównej szyny wyrównawczej, drugi, osobny taki przewód 16mm2 jest położony od GSW do zabezpieczenia przepięciowego (czerwone, następne po wyłączniku). Taki sposób podłączania przepięciówki zaleca jej producent, jeśłi od niej do GSW jest więcej niż pół metra. U mnie jest równe pół metra, ale zrobiłem tak, jakby było więcej. Trzeci przewód, 10mm2, zarobiony z czerwonymi końcówkami łączy przepięciówkę z szyną PE w rozdzielni. Sama szyna PE zaś zbiera wszystko, co wchodzi do rozdzielni i jest żółtozielone. Z wyłącznika p/poż fazy są mostkowane listwą na zaciski przepięciówki i z niej dopiero rozchodzą się (przewodem 4mm2) na: - trzy jednofazowe różnicówki, po jednej na każdą fazę - różnicówkę 3F do obwodów 3F - różnicówkę 1F do obwodów zewnętrznych i mojego warsztatu (tu z możliwością rozbicia, jeśli dla warsztatu będę chciał mieć osobną) - zasilanie racka, który będzie miał własne różnicówki (dwie: jedna do normalnych odbiorników, druga za UPSem tamże zamontowanym) Za każdą różnicówką musi być osobna szyna N. Dlatego też dwa wpisy temu tak kląłem na Moellera, który montuje w rozdzielni szynę N wspólną dla wszystkich obwodów, no kto tak teraz robi???? Partacze???? U mnie, dla podstawowych trzech różnicówek pilnujących podstawowych obwodów domowych są trzy szyny N widoczne po prawo. Obwody specjalne będą miały swoją, czwartą, a trójfazowe to raptem dwa przewody są (kuchnia i warsztat), więc wepnę wprost w różnicówkę. Same zaś połączenia przewodu N - za wyłącznikiem P/poż i zestawem lampek sygnalizujących obecność trzech faz zasilania widać szynę rozdzielczą N - z niej N się właśnie rozgałęzia na poszczególne tory. Kilka uwag montażowych: - przewody opisywać! Dokładnie, jednoznacznie i oznaczeń pilnować. Ja niby tego przestrzegałem, a i tak jeden przewód mi "zginął". Czytając inne dzienniki widzę, jak czasem elektrycy robią to na żywioł i współczuję im potem szukania w razie wtopy. U mnie przewody oznaczane są na zewnętrznej izolacji przy jej końcu oraz na samych żyłach (fazowej i N), nasuwanymi na nie opisówkami. Strasznie fajna sprawa, którą znam ze swoich służbowych koneksji i nadziwić się nie mogę, że nie jest powszechnie stosowana w "normalnej" elektryce, przecież to kosztuje grosze i jest bardzo wygodne w stosowaniu. Nie widziałem tego tymczasem w żadnej hurtowni w sprzedaży, można zamówić wysyłkowo wprost u producenta, produkują to dwie firmy: Kurant i Partex, obie do znalezienia góglem na hasło "labelki kurant" albo "labelki partex". O wiele wygodniejsze i estetyczniejsze niż opisywanie przewodów na ścinkach taśmy izolacyjnej, zwłaszcza, że taką taśmę z opisami się potem z podłogi zbiera i zastanawia, skąd się urwała... - zostawiać w miarę możliwości zapasy przewodów na ewentualne późniejsze przeróbki. Nie ma siły, przy tak dużej rozdzielni, zwłaszcza robionej bez projektu, zawsze coś w trakcie jest modyfikowane, a jak starzy górale powiadają, łatwiej kijaszek pocieniasić, niż go potem pogrubasić, tak samo i z przewodami: skrócić zawsze można, z przedłużeniem jest problem. Oczywiście czasem taki zapas może przynieść więcej szkody niż pożytku, tak też jest i u mnie: przewody dochodzące do szyn N od dołu mają zapasy w formie litery U wywinięte pod szyne piętro niżej, te dochodzące zaś od góry zapasów nie mają, bo tam najzwyczajniej na te zapasy nie ma miejsca. Można niby było pętolić w poziomie, ale nie chciałem robić tam sieczki większej, niż jest. Tu jest jeszcze inna możliwość, taka "full profeszynal": przewody zakańczać na łącznikach ZUG, a dalej rozdzielnię sznurować linką, ale wtedy musiałbym chyba zamiast obecnej i tak ogromnej rozdzielni 96 modułów, dać z półtora raza większą, żeby same ZUGi na około 60 przewodów wchodzących do mojej rozdzielni pomieścić. A na taką rozdzielnię już by mi miejsca na ścianie zabrakło... I to tyle na dziś. Ciąg dalszy (mam nadzieję) nastąpi. Niebawem. J. Edytowane 6 Sierpnia 2010 przez Jarek.P Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 06.08.2010 21:05 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 6 Sierpnia 2010 @toor No cóż, urlop akurat miałem Co do drzwi - zewnętrzne powinny się otwierać na zewnątrz w myśl przepisów pepoż. Czy tak jest wygodniej czy mniej wygodnie - jak byś nie stanął, zadek i tak z tyłu. Przy takich jak moje musisz się odsuwać otwierając drzwi, przy takich, jakie robi twój stolarz, odsuwać się trzeba wychodząc z domu czy wpuszczając gości. Te nasze w każdym razie się otwiera wygodnie podest przed nimi jest na tyle duży, że minięcie się z drzwiami nie jest problemem i szczerze mówiąc nawet się o tym nie myśli, po prostu się otwiera drzwi i tyle. Moja przepięciówka to jest jak najbardziej B+C, kupiona trochę na wyrost, bo w mojej sytuacji (ponad 50m ziemnego przyłącza WLZ, a za złączem z tablica licznikową kabel ZE też ziemny) wystarczyłoby samo C, ale... J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 07.08.2010 21:00 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 7 Sierpnia 2010 (edytowane) Zaginiony przewód zasilający garażowe gniazdka się odnalazł. W salonie. Znaczy nie, nie został pomyłkowo dociągnięty do salonu, po protu przepisując opis z odcinanego kawałka kabla na krótsza część niewyraźnie trójkę napisałem, potem ją odczytałem jako siódemkę (tak, jest to możliwe, trójka jest do siódemki bardzo podobna. Przynajmniej w moim odręcznym piśmie.) i w rezultacie przewód z garażu trafił do wspólnego bezpiecznika wraz z drugim, jako dwie linie gniazdek z salonu. Znalazłem to zresztą nawet bez wykrywacza, najpierw włączywszy całość instalacji stwierdziłem, że w garażowym gniazdku jest napięcie, więc gdzieś musi być podłączone, koniec przewodu nie został pod wylewkami. Wtedy wystarczyło już tylko włączyć tam żarówkę i sprawdzić, który obwód ją zasila, metodą zrzucania kolejnych bezpieczników. Potem wystarczyło już tylko skontrolować, który z salonowych przewodów faktycznie jest salonowy, a który podszywającym się niecnie "pod salony" garażem i spuścić gościa, gdzie jego miejsce. Rozdzielnia w każdym razie już "prawie prawie" http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TF3BO-1WMjI/AAAAAAAADWw/7uDjuKMh3IE/s640/JP070707.jpg W porównaniu ze stanem z wczoraj pojawił się rządek obwodów "specjalnych", zmieniłem również na dłuższą szynę zasilającą bezpieczniki obwodów parterowych (niższy rząd, ten najdłuższy) oraz dołożyłem rząd dwudziestu paru ZUGów, na których zakańczam wszystkie przewody "rezerwowe", położone na wsiakij słuczaj między rozdzielnią a różnymi newralgicznymi miejscami (mniejsze podrozdzielnie, oczywiście oprócz przewodów normalnie do nich idących, serwerownia i tym podobne). W prawym dolnym rogu jest też założone gniazdko. Słabo je widać, bo się za przewody schowało, ale jest. Gniazdko to jest zasilane przez swój osobny bezpiecznik wprost z zabeśpieczenia pepoż, z pominięciem całej reszty bebechów rozdzielni, różnicówek i tym podobnych. Dałem je tak na wszelki wypadek. Żeby można było mieć gdzieś prąd (taki "remontowy"), mając jednocześnie prąd wyłączony w całym domu. W rozdzielni niezrobione jest właściwie już tylko sterowanie oświetleniem zewnętrznym (to są własnie te niepodłączone ostatnie przewody). Miejsce na sterownik też widać, jest to w zasadzie ostatnie wolne miejsce w tej rozdzielni. I kto mówił, że 96polowe rozdzielnie to w hotelach i biurowcach się stosuje, do domu jednorodzinnego jest za duża? W lewym górnym rogu można dostrzec jeszcze połączenia "na skuśkę" - to funkcjonująca cały czas resztka prowizorki budowlanej. RBTka już wywalona, czeka na odnowienie i wystawienie na sprzedaż, ale prowizoryczne oświetlenie i gniazdko cały czas są w użyciu i gdzieś je podłączyć trzeba było. Jeszcze dół rozdzielni wraz z ZUGami na zbliżeniu: http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TF3BO3sD2jI/AAAAAAAADW0/-5xw6Ct7xtQ/s800/JP070708.jpg Na tym zdjęciu widać ciekawostkę. Na dole, trójfazowa różnicówka na przy pomocy mazaka zamienione miejscami zaciski N z fazowym. Bo tak. Bo dzięki temu mogłem dalsze zabezpieczenia szyną podłączyć, a gdyby było tak, jak producent przewidział, musiałbym jakoś przez N przeskakiwać. Różnicówka jest w pełni symetryczna, nawet przycisk testowy jest międzyfazowo łączony, więc nie był to problem, a mocno życie ułatwił. I swoją drogą dziwię się producentowi, że sam sytuacji nie przewidział... I na tymże samym zdjęciu, może nie rzuca się w oczy, ale jest widoczna rzecz wielka. Kamień milowy w historii naszej budowy w zasadzie. Kamieniem tym jest ten jeden podniesiony do góry hebel. Ów hebel zasila coś takiego: http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TF3BO2RJKoI/AAAAAAAADW4/Z5MNrkw4XpU/s800/JP070709.jpg A za pośrednictwem owego cosia, w naszej jedynej póki co łazience, taki oto cud się dzieje: http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TF3BPPF0ktI/AAAAAAAADW8/03RJunlG-P4/s800/JP070710.jpg I działa! Naprawdę! Prócz tego... standard: wylałem ostatni stopień schodków do piwnicy, dla odmiany nawet nie dotknąłem się do racka, odbyłem kolejną rundę zbierania śmieci z terenu działki (tak, już chyba z powrotem można na ten teren mówić działka, już nie trzeba wstydliwie zaczynać tematu od "wiecie... to jest w końcu budowa, no sami rozumiecie..."). CDN J. Edytowane 9 Sierpnia 2010 przez Jarek.P Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
drejku 07.08.2010 21:11 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 7 Sierpnia 2010 Gratuluję walki z elektryką Ta przepięciówka w waszej rozdzielni to chyba DEHNguard 275 o ile się nie mylę i jest to samo C - wystarczające w waszym przypadku, bo odbierze szczątkowy prąd udarowy. Pełne B+C z Dehna zajmuje duużo miejsca (zgadzam się z @toor-em, też wyczaiłem na allegro Dehnport255 + Dehnbridge - łącznie 12modułów). Co do oznaczników - szkoda, że są niedostępne. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 07.08.2010 21:31 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 7 Sierpnia 2010 @drejku - zgłupiałem w tym momencie, żyłem w przeświadczeniu, że DEHN DG275 to B+C. Teraz sprawdzam w katalogu DEHNa, ale oni posługują się inną nomenklaturą i niestety nie wiem, co to jest "typ II". a trochę nie chce mi się drążyć tematu, zwłaszcza, że samo C mi też wystarczy, więc nawet jeśli się okaże, że masz rację i 275 to tylko C, nie będę się załamywał. A oznaczniki - jak pisałem, można zamówić u producenta wysyłkowo, przysyłają piorunem, koszt wysyłki poleconym to kilka złotych. J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
seru1983 08.08.2010 07:33 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Sierpnia 2010 Oznaczenia klas I, II i III są zgodne z obowiązującą z IE 61643-1, klasy B,C,D zgodne z DIN VDE 0675 Teil 6. Tak więc, klasa I to B, II to C, III to D Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 08.08.2010 08:48 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 8 Sierpnia 2010 Dzięki w takim razie za wyjaśnienie wątpliwości. Znaczy się mam C i jak sobie teraz przypominam, B+C brałem pod uwagę, ale odpadł z powodu dwa razy większej ceny i zajętości miejsca, zwłaszcza, że u mnie byłby zbędnym wydatkiem. Tylko, nie wiedzieć czemu, od zimy, kiedy go kupowałem, zdążyłem o tym zapomnieć, to B+C mi się zafiksowało i... ech, ta budowlana skleroza... J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.