Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Recommended Posts

Na małą prywatę sobie pozwolę.

 

Murator robi właśnie konkurs na najciekawszy Dziennik Budowy. Czy właśnie mój jest najciekawszy - nie wiem, nie mi oceniać, dla mnie oczywiście jest, ale mi tutaj trudno zachować obiektywność :)

 

W każdym razie, gdyby czytające mnie osoby były łaskawe oddać głos właśnie na mnie - będę wdzięczny

 

http://forum.muratordom.pl/showthread.php?164947-Dzienniki-Forumowcz%C3%B3w-zamykamy-quot-nab%C3%B3r-quot

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,3k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Oj łooj, naprawdę się nie spodziewałem. Zresztą już jestem na drugim miejscu...

 

CO jeszcze nie odpaliłem, bo umowa z ZG jeszcze nie podpisana (ta o dostawę gazu), no i grzejników jeszcze niet. Umowę własnie załatwiam, a grzejniki - też jakoś niedługo.

 

Jak załatwiłem CWU - nie wiem, o co pytasz?

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam, od około roku codziennie ślędzę Pana dziennik jednak dopiero teraz postanowiem sie wypowiedziec.

Gratuluję wspaniałego dziennika, jest prowadzony systematycznie i z wielkimi szczegółami.

Budowa także postępuje szybko i sprawnie.

 

Jednak mam proźbę, o umieszczenie jeszcze parę zdięć kotłowni.

Jestem ciekawy kotła i zasobnika cwu oraz sterowania pompami cyrkulacyjnymi.

Gdyby dla Pana to nie był problem to bym bardzo prosił.

 

Oczywiście głos na Pana dziennik oddałem. Gratuluję pierwszego miejsca.

 

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@slawek_wlkp - dzięki :)

 

A wracając do samego dziennika - żeby odpocząć od emocji związanych z forumowymi wyborami, pojechałem dziś na budowę. Zasadniczym powodem wyprawy było umówienie się z poddaszowcem, ale oczywiście, jak już tam byłem, wziąłem się przy okazji za robotę.

Pracowałem sobie, pracowałem i stary kawał mi się w pewnej chwili przypomniał, jak to jeden pan docent drugiemu panowi docentowi przedstawiał zalety płynące z posiadania kochanki:

- żona myśli, że jestem u kochanki, kochanka myśli, że jestem u żony, a ja tup tup tup... i do biblioteki!

 

Tu już w duchu widzę czerwoną lampę z wielkim napisem "ALARM' zaczynająca błyskać w głowie czytającej te słowa mojej małżonki, ale nienienie, broń Panie Boże, żadnej kochanki nie planuję, kawał ten przypomniał mi się tylko i wyłącznie z powodu moich obecnych wizyt na budowie. W których mi jako żywo obowiązek chodzenia do pracy przeszkadza...;)

 

A co dziś na budowie?

Przede wszystkim i na dzieńdobry powitał mnie piękny, iście wiosenny widok: wschodzi! Ładnie wschodzi, zwłaszcza tam, gdzie się chodziło, albo gdzie bieżnik koła od koparki miał wypukłości. No jak to trawa, lubi ścisk...

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGQ_xsgJxJI/AAAAAAAADXU/O61viWg8knM/s912/JP120725.jpg

 

Zdjęć poddaszowca nie będę pokazywał, nie robiłem zresztą, ale jako pozostałość po jego wizycie, zostały m.in. listy do dekarzy, którzy jutro jeszcze się u nas zjawią, poprawki robić:

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGQ_xwLa8jI/AAAAAAAADXY/SL6DTbt8Hpo/s912/JP120727.jpg

 

A ja... no co ja, jak gdzieś są kable, to wiadomo, że mnie do tych kabli będzie ciągnąć. I dziś mnie przyciągnęło do racka, zacząłem go sobie już kablować:

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGQ_x1m-G0I/AAAAAAAADXc/mG5_W7G7Ksw/s640/JP120728.jpg

 

I w trakcie tego kablowania, moje ulubione wnętrze w całym domu, mój ukochany i wypieszczony szacht instalacyjny mnie wk... no zdenerwował mnie.

 

Zaczęło się niewinnie: duże i mocno splątane pęto cienkich i dość wiotkich przewodów wyprostowałem sobie, zwinąłem w kłębek, skleiłem taśmą, żeby się kupy trzymał i odłożyłem na bok, żeby nie przeszkadzał. Wszystko to działo się na poddaszu, a przypominam, że szacht nie ma stropu, poddasze i parter jest jednym pionowym ciągiem, przedzielonym jedynie rurami od CO i konstrukcją nośną od racka, widać to od biedy na zdjęciu powyżej.

 

Zrobiwszy to, zacząłem upinać grubsze kable. Te cienkie odsunąć chciałem w pewnej chwili bardziej na bok. A one, bydlaki jedne, wzięły i przeważyły. I dostojnie, powolutku się zaczęły zsuwać.

- Najpierw z burty racka na podstawę.

- z podstawy na rury CO

- z rur CO na poziomą cześć drabinki kablowej

- z drabinki kablowej...

-... fiuuuuu....

- ...uuuu....

-...uuuu....

- ...echo...echo...echo...

- ...mać! mać! mać!

- aż na sam poziom ZERO według projektu, czyli podłogę parteru. Położoną w miejscu... delikatnie mówiąc, obecnie trudno dostępnym.

 

Co było robić, pomamrotałem sobie pod nosem różne wyrazy na temat tych przewodów, grawitacji, siły tarcia i tak dalej i zszedłem z poddasza na dół, a tam, mozolnie, noga za nogą, żebro za żebrem wcisnąłem się na czworakach i bokiem (i proszę mi się tu nie śmiać, tylko spróbować się w domu w ten sposób wcisnąć choćby między nogi stojącego i obciążonego kimś , żeby się nie suwało, krzesła) do środka szachtu.

Wcisnąłem się, spadnięte przewody wrzuciłem z powrotem na drabinkę, skąd już je mogłem sięgnąć i... i chciałem wyjść na zewnątrz, tą samą metodą, którą wszedłem.

W tym celu, zacząłem proces schylania się do pozycji mniej więcej poziomej (w szachcie można swobodnie stanąć w pionie, tyle, że bardzo ciasno jest). I... i w pewnej chwili poczułem, że seneda. Że coś mnie trzyma. Za plecy. Trzyma i nie puszcza, gdzieś na wysokości łopatek. W pozycji byłem wtedy takiej mniej więcej kucznej, ale raczej mniej niż więcej, więc ani wstać, ani klęknąć, ani wygodne to nie było, ani manewrów nie ułatwiało.

- co jest, [....], do ciężkiej [....]w [...] [...] i [...] - wymamrotałem pod nosem. I zakląłem szpetnie. Szarpnąłem się raz, drugi... i nic.

Kurcze, myślę sobie, telefon, jakby co, mam przy sobie, ale głupio tak, wzywać pomocy, bo wyjść z dziury we własnym domu nie mogę. Zacząłem się więc zastanawiać, co mnie trzyma.

Pierwsze skojarzenie - Barejowi "Zmiennicy" i pamiętna scena z pijaczkiem, który marynarkę założył na siebie i pomagającą mu jak raz utrzymać pion uliczną latarnię. Sytuacja była jako żywo podobna, bo trzymało mnie w podobnym miejscu. Odruchowo, nawet spróbowałem filmowego zaklęcia:

- nopuśćtamnie! Hyp! Puśtamnienooo... - ale nic nie pomogło. Może dlatego, że byłem trzeźwy jak świnia, nie wiem, ale ten z filmu był z kolei pijany jak świnia i też mu to nic nie dało.

Szarpnąłem się dla zasady jeszcze dwa razy i zacząłem myśleć. Myślałem, myślałem i przypomniało mi się to:

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGRJ5rOIZ-I/AAAAAAAADXk/ZWJ47SVA-08/s640/JP240536_przyciete.jpg

 

A konkretnie, widok tej klamki od zaworu przed pompą recyrkulacyjną. I fakt, że kotłownicy dopiero co robili próby szczelności i na pewno te zawory pootwierali. Ustawiając je wajchami do góry. I robiąc z nich piękne haczyki. A moje robocze spodenki mają z tyłu niemniej piękne szelki. Ułożone na krzyż i spięte klamerką jeszcze. I to było właśnie to. Uwolnienie się z pułapki, kiedy już wiedziałem o co chodzi, okazało się nie takie trudne. A żeby sprawy nie powtarzać, w sobotę już chyba w racku założę podłogę, odcinając tym samym parterową część szachtu niemalże całkiem.

 

Sam rack w całej okazałości, czekający już na patchpanele i łączówki do zakończenia przewodów, póki co tak sobie przewieszonych:

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGQ_x8uvlUI/AAAAAAAADXg/Yeyn9ew3AaM/s640/JP120730.jpg

 

J.

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jednak mam proźbę, o umieszczenie jeszcze parę zdięć kotłowni.

Jestem ciekawy kotła i zasobnika cwu oraz sterowania pompami cyrkulacyjnymi.

 

@Piotrek18 - dzięki za pochwały i za głos, a choć gratulacje n/t pierwszego miejsca się póki co zdezaktualizowały, to też dziękuję :)

 

Akurat nie mam innych zdjęć kotłowni wartych zamieszczania w dzienniku ponad te zamieszczone wyżej, ale postaram się coś zrobić i zamieścić jeszcze.

Sterowanie pompami cyrkulacyjnymi - póki co brak. Pompy są nawet nie podłączone. Tymczasowo je podłączę wprost do pieca (ma wyjście do zasilania pompy recyrkulacyjnej, choć szczegółów tutaj jeszcze nie znam, nie zagłębiałem się w nie i nie wiem, np. czy piec jakoś sam z siebie stwierdza, że woda w instalacji się już "przekręciła"), dwie pompy równolegle zamiast jednej nie będą chyba problemem), później, również tymczasowo będą już przepięte do centralki alarmowej (przez jakiś przekaźnik rzecz jasna), żeby zrealizować owo wspominane już kilka wpisów temu sterowanie recyrkulacją przez czujki PIR wykrywające, że ktoś wchodzi do łazienki/kuchni.

 

A bardziej inteligentne sterowanie - "kiedyś się zrobi". A ponieważ spraw z takim statusem jest już całkiem sporo, owo "kiedyś" może być i w lata liczone. Nic, zobaczymy...

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam, dziękuję za odpowiedź.

Chciałbym jeszcze zapytać o automatyke pieca, jest pogodowa? oraz czy będzie Pan miał termostat pokojowy w domu.

I jeszcze ostatnie pytanie czy zakupił Pan kocioł kondensacyjny czy konwencionalny.

 

Pytam bo muszę podiąć decyzje o wyborze kotła.

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam, dziękuję za odpowiedź.

Chciałbym jeszcze zapytać o automatyke pieca, jest pogodowa? oraz czy będzie Pan miał termostat pokojowy w domu.

I jeszcze ostatnie pytanie czy zakupił Pan kocioł kondensacyjny czy konwencionalny.

 

Kocioł to Junkers Cerapur Smart 14kW, jest to kocił kondensacyjny.

Do tego zbiornik - nasz krajowy Biawar Quattro 150l (znacznie tańszy niż oryginalne junkersa)

Automatyka do pieca jest pogodowa, ale sama elektronika od tej automatyki mierzy tez temperaturę wewnątrz mieszkania, planuję ją zainstalować w holu na poddaszu jako miejscu, które powinno dość dobrze uśredniać temperaturę z całego domu.

 

Pozdrawiam

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trzynastka jest pechowa! A w piątek trzynastego, to już jest zupełnie przerąbane!

Wiadomo o tym tak mniej więcej od czasu smutnego końca zakonu Templariuszy a i na przestrzeni dziejów wielokrotnie było potwierdzane, żeby wspomnieć jedynie Ala Capone, czy Apollo 13, który nie tylko na księżyc nie dotarł, ale i na ziemię ledwo wrócił, m.in. dzięki skarpetce i rolce taśmy klejącej.

 

Do tego wszystkiego dodać jeszcze należy, że takie piątki trzynastego lubią działać z poślizgiem...

Tak też było i u mnie. Sam piątek trzynastego upłynął wręcz wzorcowo (choć mało budowlanie, więc nie wnikam w szczegóły), dziś natomiast... Zgrrrroza!

 

Zaczęło się niewinnie: miłe przedbudowlane zakupy w moim ulubionym sklepie na literę "C", na budowie planowałem sobie na dziś, że szybciutko pomaluję swój warsztat podkładówką, ze dwie godziny przeschnie, to machnę sufit białą i ściany docelowym kolorkiem, a jak zdążę, to jeszcze przy racku sobie podłubię...

 

Echhh....

 

W sumie skleroza, bo po wykańczaniu obecnego mieszkania (fakt, to już dziesięć lat...) powinienem pamiętać, jak to z tym malowaniem jest, że to wbrew pozorom jest ciężka i męcząca praca fizyczna. Czy można mieć po malowaniu zakwasy? Oooo... o! (o jak mnie w krzyżu łupnęło...)

W każdym razie zacząłem malować z mozołem, jak mi ręce od malowania sufitu odpadały, przerzucałem się na ścianę, jak przy ścianie "odpocząłem", z powrotem sufit i akurat cała dzisiejsza dniówka:starczyła na samą podkładówkę. A ja w tej chwili rąk nie czuję...

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGb-G5MGRWI/AAAAAAAADXs/9izJzzLPIxY/s800/JP140746.jpg

 

Możebym i zrobił więcej (i wtedy ręce by mi już odpadły od tych kołków, na których się obracają, z całą pewnością), gdyby właśnie nie ten piątek trzynastego. Działający z poślizgiem na sobotę...

 

Zaczęło się od zamiatania śmieci z podłogi. Uzbierała się tego zgrabna góra, która sobie podmiotłem na środku warsztatu i poszedłem po szuflę. Wróciwszy, stanąłem w drzwiach i usłyszałem:

- Tata, ja tez zamiatam - szczęśliwy Wyjątek zamiatał co sił w łapkach, roznosząc całą moją górkę po znacznej części podłogi. Co było robić, Wyjątka pogoniłem, zamiotłem jeszcze raz, Wyjątka pogoniłem, przygotowałem wałek malarski, pogoniłem Wyjątka, otworzyłem farbę, zapowiedziałem Wyjątkowi, że jak jeszcze raz tu wlezie, to inaczej pogadamy, że ja tu będę teraz malował i że ma nie wchodzić, bo się ubrudzi farbą.

- a to jest falba?

- tak, to jest farba.

- I co się falbą lobi? Falbuje?

 

Nic, Wyjątek wreszcie sobie poszedł, zacząłem malować. Oczywiście nie trwało długo, przyszedł. I pierwsze, co zrobił, to przyłożył brudną, upiaszczoną łapę do świeżo malowanej ściany...

 

Tak mniej więcej w połowie malowania zaczął się prawdziwy cyrk. Malowałem wałkiem na teleskopowym kiju. Farba podkładowa, wcierana dość mocno, maluję, maluję i nagle... duuup! Wałek wraz z oprawą stał się niezależną od kija częścią. Cały gwintowany koniec kija, na który się tą oprawkę do wałka nakręcało, się od niego odłamał...

Zakrzyknąłem sobie gromkim głosem (korzystając z nieobecności Wyjątka) wezwanie do Budowlanej Bogini i jej mamy, po czym pozbierawszy połamane elementy zacząłem kombinować. Drewniany kijaszek, z dębiny, zastrugany tak, żeby pasował, wbiłem go w jedną i w drugą część, przyblokowałem wkrętami "pchełkami" i idę malować.

Chyba ze dwa pasy pomalowałem i trrrach! Kijek puścił. Widać taka licha dębina u nas, pomyślałem sobie i kombinuję dalej. Gwintowaną końcówkę won, sam koniec rury w oprawkę wcisnę i wkrętem zablokuję.

Zrobiłem, zanurzyłem wałek w wiadrze, obciekłem, przystawiłem do ściany i... i miejsce łączenia się w przegub zmieniło. Tu już pomamrotałem sobie trochę dłużej, choć cicho, bo dziecię przyleciało zwabione wcześniejszymi moimi wrzaskami i się dopytywało, co się stało. Co mu miałem, odpowiedzieć? Że się [...], [...] kij od [...] wałka, taka jego mać, [...]?

Poszedłem po kolejne dwa wkręty i złapałem w trzech punktach, naokoło. I co? I nic, przy pierwszej próbie malowania obłamała się cała osłabiona dziurami plastikowa końcówka obsadki wałka.

 

I tu już trafił mnie szlag! Nie będzie mi tu byle kij zasrany bruździł. Złapałem za młotek, jak nie pierdyknę rąbem z góry, osiowo w bok końcówki kija, jak nie poprawię z drugiej strony, z trzeciej strony, z czwartej strony, aż w pewnej chwili usłyszałem z boku odrobinkę zaniepokojony głos małżonki:

- Kochanie, ale ty będziesz jeszcze dziś malował?

- tak, oczywiście - odparłem - tylko muszę odrobinkę koniec kija dopasować - tłumaczyłem, miażdżąc go żabą do rur i znów przy pomocy młotka formując z całego jego końca stożek. Na ten stożek nabiłem całą oprawkę wałka aż po nasadę, zablokowałem śrubką i to wreszcie było to!

 

Tak spreparowanym kijem domalowałem warsztat do końca i akurat została godzinka, żeby zająć się rackiem. Musiałem w nim dopasować położenie ramy wewnętrznej do półek. I tu niestety piątek trzynastego też bruździł. A t mi klucz spadł wprost przez dziurę az na samo dno szachtu (zszedłem, nie było wyjścia), a to nakrętka, rzecz jasna ostatnia w tą samą dziurę poleciała (i mowy nie było, żebym znów się tam wciskał, ryknąłem za nią, że pies ją trącał i niech sobie tam rdzewieje, sama i porzucona, a śrubę skręciłem "czekoladką" (inżynierowie "polowi" powinni wiedzieć o czym mowa, też nakrętka, ale specyficzna, do racka, gwint akurat miała taki sam)), dodatkowo jedno połączenie śrubowe, akurat skrajnie nieprzyjazne dla użytkownika, wymagające ekwilibrystyki z kluczem do którego nakrętkę przyklejałem na przylepiec, żeby ją podetkać pod przepchniętą przez otwór śrubę, kiedy już je skręciłem, okazało się, że nie w tą dziurę.

 

Ale i to w końcu się udało, oto rack z zamontowaną już ramą wewnętrzną i nawet założoną od góry jedną zaślepką:

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGb-GxlXChI/AAAAAAAADXw/_oRfXF50xys/s640/JP140749.jpg

 

Prócz tego.... z rzeczy wartych odnotowania:

 

- pojawiło się ostatnie, brakujące okno połaciowe. To, o którym pisałem, że nie weszło w planowanym miejscu, trzeba było zamówić nowe, mniejsze, a to stare w komis oddałem (wymienić tak po prostu się niestety nie dało). Za to udało nam się po starej cenie sprzed podwyżek kupić okno Roto uchylno-rozwierne.

 

Oto i ono. Śmiesznie wygląda, tak w rogu, ale przynajmniej światło w naszej łazience jakieś jest:

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGb-HGEJI0I/AAAAAAAADX4/luZYM9LsoNo/s640/JP140755.jpg

 

Na tym zdjęciu bardzo, bardzo słabo, ale widać wyznanie miłosne. Palcem w kurzu pokrywającym szybę jest wyrysowane serce i napis "LOVE". Żona zobaczywszy to niezależnie ode mnie, pytała się z nadzieją w głosie, czy to może ja, ale nie, musiałem rozczarować, to dekarze. Rzadki przykład uwielbienia fachowca do klienta swego ;)

 

I od zewnątrz:

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGb-OOSLOKI/AAAAAAAADYE/YOMOK2-F6EQ/s800/JP140760.jpg

 

- kolejna rzecz: obróbki blacharskie na kominach, również kratki przeciwptaszkowe. Widać od biedy na zdjęciu powyżej, lepsze zdjęcia może zrobię jutro.

 

- sfuszerowane krokwie przy oknach połaciowych - niby poprawione, ale nadal mamy zastrzeżenia, rzecz chyba jeszcze będzie wałkowana, żadne wyznania miłosne nic tu nie dadzą:

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGb-HJ1MaxI/AAAAAAAADX0/NwZ-ULxjewc/s800/JP140751.jpg

 

Zastrzeżenia sa zasadniczo dwa: te boczne wsporniki po bokach okna, czy nie powinny być aby dociągnięte (dosztukowane) do tego dodanego nad oknem wymianu - to po pierwsze. Po drugie - przez ten czas, jak krokiew była przecięta, zdążyła się wybrzuszyć do wnętrza domu, o dobry centymetr-dwa. I tu kierbuda się musimy poradzić, co z tym zrobić. Pewno nic, bo i co tu się teraz da zrobić, ale niech on nam to powie jako fachowiec.

 

I na koniec wreszcie: kolejny kamień milowy na drodze do naszego domu: pierwszy sznurek z praniem :lol:

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TGb-Gn14lTI/AAAAAAAADXo/Cn2O5nyLIXU/s800/JP140741.jpg

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...