Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Recommended Posts

Myślę, że na tym etapie bez problemu będzie jak przeznaczenie Twojego przewodu żółto-zielonego zamienisz na ten szary. Będzie troszkę "lepiej".

Śledzę Twój dziennik budowy z wielkim zainteresowaniem i uwagą. Powodzenia w kontynuacji budowy.

 

Właśnie szarego nie chciałem. Kluczowanie tych przekaźników odbywa się neutralnym, a szary zgodnie z normami jest fazowy, więc od neutralnego skrajnie odległy. Poza tym kwestia czysto użytkowa: na tym przewodzie mogę powiesić trzy przyciski wykorzystując trzy przewody fazowe i ten przerabiany z żółtozielonego neutralny, taki układ wydaje się mi bardziej logiczny.

 

A za miłe słowa - dzięki :)

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,3k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Dzieje się na budowie bardzo dużo i normalnie, pisałbym kolejne odcinki Dziennika pewnie co drugi dzień, jak nie nawet codziennie, niestety, moja mama złożona poważną chorobą w szpitalu się znalazła, przez co jakoś nie mam weny...

 

Żeby jednak zbyt dużych zaległości nie robić, to tak po kolei:

 

Zima idzie.

Meteorolodzy przebąkują, że będzie wczesna, dłuuuga i mroźna. Co bardziej obrazowo się wysławiający meteorololololo twierdzą wręcz, że będzie to kolejna zima stulecia (która to już?). Ba, co tam meteorolodzy, ekoidioci nawet, przy wygłaszaniu swych idiotycznych teoryjek przestali już pierdzielić o globalnym ociepleniu, a zaczęli teraz mówić o "globalnych zmianach klimatu". Mającym słabszą pamięć przypominam (żona, Ty się nie śmiej pod nosem! Ja może i mam megasklerozę, ale pewne rzeczy pamiętam!), że na samym początku ekonagonki mowa była o globalnym oziębieniu klimatu i grożącej nam kolejnej epoce lodowcowej. Potem dopiero wobec faktów niezaprzeczalnych jak gdyby nigdy nic przestawili się na ocieplenie, teraz zaś nie chcąc wyjść na głupców (znów), dla bezpieczeństwa mówią po prostu o globalnych zmianach.

W każdym razie do zimy trzeba dom przygotować. I to już nie jest takie proste, jak rok temu, kiedy wystarczyła koza w salonie, deski w oknach i wypruty ze złomowanego masażera do stóp kabel grzejny na przyłączu wodociągowym. Teraz trzeba już dom ogacić do końca i jak należy ogrzać.

 

W związku z powyższym zjawili się u nas poddaszowcy. I jak weszli, tak od razu zaczeli psuć eleganckie profile i tnąc je na kawałki zaczęli budować coś takiego:

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TKd5n90r03I/AAAAAAAADek/E2xRDsvIBY0/s912/JP291233.jpg

 

Na zdjęciu pokój Wyjątka. Kierbud kiedy to zobaczył, zaczął się niemalże pukac w czoło i pyta poddaszowców:

- a jak teraz wełnę tam wepchniecie?

- normalnie

- znaczy jak?

- a będziemy ucinać kawałki z rolki na szerokość między krokwiami i wsuwać między poprzeczki.

- a nie wygodniej byłoby kłaść wzdłuż i sznurować, a odpad upychać w dziurach?

- aaa... ale szefie, a czy tak, jak robimy, jest źle?

- no nie, ale....

- no to jak nie, to będziem robić po naszemu.

Przysłuchiwałem się dyskusji w charakterze niemego świadka, bo i po co się mieszać. Mnie interesuje, żeby wełna znalazła się na swoim miejscu i żeby dziury też były nią obetkane.

 

Kolejne zdjęcie: wykusz przy naszej sypialni, docelowo "kącik herbaciany". Jętki mają być widoczne, dziś je zresztą wstępnie szlifowałem.

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TKd5oIS1lSI/AAAAAAAADes/S-zBlHUMI5s/s640/JP011248.jpg

 

Od samego ocieplenia jednak się cieplej nie zrobi, grzać trzeba. A żeby grzać, potrzebne jest paliwo. To akurat udało się załatwić na czas:

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TKePytRiNII/AAAAAAAADfY/sw_3MocIu8E/s640/JP011261_cr.jpg

 

A jak już gaz był w domu, przyszedł czas na uruchomienie kotłowni:

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TKePyQJGDYI/AAAAAAAADfQ/fZ4x_MF8ZH8/s640/JP011250_cr.jpg

 

I z trochę dalszej perspektywy, tak, żeby było widać manometry:

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TKePyUmlbmI/AAAAAAAADfU/uEsAmxDi7gE/s640/JP011256_cr.jpg

 

Jest ich (manometrów) bez liku (te i jeszcze jeden na obiegu CO) na moje wyraźne życzenie, po prostu, jak instalującemu moją kotłownię, forumowemu Rapczynowi tłumaczyłem, w porządnej, szanującej się kotłowni MUSZĄ być manometry i basta! Powinien zresztą jeszcze być rtęciowy termometr w stalowej obudowie z okienkiem i jeszcze jeden manometr na wylocie wody ciepłej ze zbiornika, tego akurat dziś mi brakowało.

A przewód malowniczo zwinięty na jednym z manometrów to prowizoryczne podłączenie czujnika temperatury zewnętrznej. Docelowo ma to przechodzić przez instalację niskonapięciową, której rozdzielnia jest jeszcze nie zrobiona (będzie w racku), a że podłączyć jakoś trzeba było - jest podłączone.

Aha - kocioł oczywiście będzie miał założoną obudowę, na zdjęciu jest zdjęta dla wygody po prostu.

 

Ostatnia rzecz, której brakuje do tego, żeby było ciepło - grzejniki. Te już zakładałem sam. A co!

Oczywiście, podejścia porobione na etapie "przed wylewkami" w połowie przypadków miały się nijak do rzeczywistych wymiarów założonych grzejników, trzeba je było przesuwać albo odrobinkę, jak na zdjęciu poniżej:

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TKd5SPpZm-I/AAAAAAAADeU/A8X7gML16J8/s640/JP281215.jpg

 

Albo i całkiem spory kawał, jak np. w salonie, gdzie w ogóle nam się zmieniła koncepcja odnośnie rodzaju zainstalowanych grzejników i trzeba było kuć bruzdy pod rury, żeby je przesunąć w zupełnie nowe miejsca na ścianie (nie dużo, ale robota była i jeszcze potem będzie z powtórnym tynkowaniem tych bruzd).

Wróćmy jednak do grzejników. Ciężkie jak licho, a według producenta mają wisieć na takich oto dwóch plastikowych dynksach:

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TKd5SOwVNLI/AAAAAAAADeY/d7RUYK6KImk/s912/JP281218.jpg

 

Nic, zaufałem, zobaczymy...

 

Brakuje nam jeszcze wszystkich grzejników łazienkowych i tym podobnych, zamiast nich są pozakładane bypassy - końce rur są zgięte do siebie i połączone przelotką PEX-PEX. Chińską, z castoramy.

Kotłownia uruchamiała się pod moją nieobecność, przyjechawszy więc wczoraj na budowę od razu rzuciłem się biegiem, macać grzejniki, pokrzykując przy tym "cieeeepłooooo". I latałem tak od grzejnika do grzejnika, z wyżej wymienionym okrzykiem na ustach i miną jak u głupka wioskowego, który dostał lizaka, kiedy nagle złapałem za jeden z takich bypassów, gęba sama mi się rozwarła do:

- cieeeep..... o [biiip], co jest? Zimne? Dlaczego?

Zimny pot mi spłynął po plecach, w wyobraźni ujrzałem już załamanego pexa gdzieś w podłodze pod wylewkami. Ale nic, macam dalej. Kolejny bypass - tez zimny. Następny - zimny. Z pięciu grzał bodajże tylko jeden. I tu już zacząłem się zastanawiać, że coś mi nie gra. Po pierwsze byłem bezpośrednio przy wylewkach, żadnych uszkodzeń rur nie widziałem, a jeśli nawet by były - dlaczego tak dziwnie, że tylko na te zakończone obecnie bypassami trafiło? Może te chińskie przelotki z castoramy przelotu nie mają? Może to były przelotki nieprzelotowe? Albo może jakieś korki miały, które powinienem zdjąć?

 

Żeby nie przedłużać - wytłumaczenie było trywialne: powietrze. Instalacja świeżo napełniona, jeszcze nie w pełni odpowietrzona, na tych bypassach odpowietrzyć nie było jak, więc w każdej takiej pętelce stało sobie powietrze i to już wystarczyło do zaczopowania obwodu, woda sobie płynęła tam, gdzie łatwiej. Wystarczyło jednak zakręcić rozdzielacze na parterze, żeby na poddaszu silniejszy strumień wody przepchnął co trzeba, ta sama operacja uruchomiła grzanie i na bypassach parteru.

 

Dalej będzie o zwierzątkach.

W deskach poszalunkowych zamieszkał sobie rudzik. Bardzo ładny, niestety nie dał sobie zrobić zdjęcia. Nie miała wyjścia natomiast sikorka, która absolutnie nieznaną mi drogą wleciała do wnętrza domu (okna pozamykane, musiała którąś z dziur między ociepleniem elewacji a deskowaniem dachu) i nie potrafiła się wydostać. Strachu mi napędziła, ale potem zrobiłem jej zdjęcie. Jedno tylko niestety i w dodatku niezbyt wyraźne, ale za to złapałem moment, jak pięknego "orła" robiła:

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TKeJvQkMcjI/AAAAAAAADfM/f3-D0tJyaJE/JP011246_cr.jpg

 

Żeby rzecz się nie powtarzała i przede wszystkim, żeby nasze zwierzątko futerkowe nie usiłowało się do nas zimą wprowadzać, zacząłem robić zapory przeciwkunowe:

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TKd6Z0mHqbI/AAAAAAAADe8/c0QPRsJBfYw/s912/JP011265.jpg

 

Siatka - normalna podtynkowa, z dostępnych na rynku ma chyba najlepszy stosunek solidności do ceny. Ostra poza tym skubana bardzo, montując ją dzisiaj tak sobie zmasakrowałem opuszki palców, że teraz ledwo klawiaturę obsługuję, biedaczek, chlip...

Rękawiczki? Próbowałem, ale mam standardowe wampirki, a w nich więcej czasu spędzałem na wyczepianiu się z siatki niż na samej robocie. Skórzane są potrzebne, a takich nie miałem.

Na zdjęciu widać też peszla prowadzącego do podbitki pod dach na zewnątrz domu. Położyłem taki peszel po każdej stronie budynku, będzie potem jak znalazł do przeciągnięcia przewodów do kamer, oświetlenia podbitki, czy choćby girland światełek bożonarodzeniowych, mikołaja na drabinie, wywiniętych z węża świetlnego reniferów na dachu no i oczywiście podświetlanego nadmuchiwanego śniegurka!

Montując dziś zresztą tego peszla musiałem sięgać poza zasięg mojej drabinki. A że większej nadal niet, trzeba sobie było jakoś radzić:

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TKd6aPxzItI/AAAAAAAADfA/cwGFhmJE2K4/s640/JP021269.jpg

 

Ostatnia rzecz na dziś: kampania "a na jaki kolor pomalujemy..." już w pełnym rozkwicie, rozkręciła ją zaś praktikerowa promocja "Farby bez VAT" - nakupiłem farb pełniuteńki wózek, a teraz je dopasowujemy do poszczególnych pomieszczeń. Próbki? Sami sobie robimy:

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TKd6aOiKh-I/AAAAAAAADfE/_t8a-VNkKLY/s640/JP021274.jpg

 

Ściana po lewo od dziury kominowej jest jeszcze niewyschnięta, stąd ciapy, na prawo zaś są kolejne próbki farby rodzimej, rozcieńczonej białą 1:1 i 1:2, przy okazji widać, jakie są skutki niedostatecznego rozmieszania. Mieszałem łyżką, a że po wlaniu kolejnej porcji białej, było już troszkę zbyt pełno, nie wymieszałem dokładnie. W kubku wydawało się jednolicie, na ścianie wyszło koszmarnie...

 

J.

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z ostatniej chwili:

 

Wyjątek, przysłuchawszy się dziś mojej rozmowie z żoną na temat siatki Rabitza (w skrócie: chodziło o to, że siatka przeciwkunowa, którą kupiłem, nie jest, jak całe życie sądziłem, siatką Rabitza, tylko wg castoramowej nomenklatury "siatką budowlaną", a wg gógla "siatką Leduchowskiego"), przy okazji wieczornych ablucji zagaił rozmowę:

- Taaatooo, a jutro kupimy siatkę Labitza?

- nie, rozbieraj się.

- ale Tato, taka Labitza to się nam przyda na budowie

- ale już mamy kupioną, rozbieraj się

- ale jak taka Labitza to będzie Labitza i będzie na dachu?

- cooo??? Ech... rozbieraj się!.

 

My z żoną przynajmniej wiemy, o czym on mówi, ale jak gówniarz idzie potem do przedszkola i zaczyna do pani przedszkolanki nawijać o Panu od Kledytów owiniętym w siatkę Labitza, na któlego kuna naslała i o tym, że on, Wyjątek musi jeszcze zadzwonić do hultowni i zamówić faktuly, to ja wiem, że ona ma ileś lat doświadczeń z takimi Wyjątkami i zapewne nie takie opowieści już słyszała, ale mimo wszystko jej współczuję.

 

J.

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I jeszcze o fuszerkach.

Ale nienienie, tym razem nie naszych, tylko cudzych. Jakoś tak przy okazji tych grzejników się parę fajnych kwiatków pojawiło i stwierdziłem, że warto pokazać.

 

Po pierwsze - Grzejniki. Każdy miał instrukcję montażu. Międzynarodową. M.in. polską. Przy czym polskie tłumaczenie chyba było również robione przez jakiś międzynarodowy zespół, mocno wspierający się słownikiem i może jakimś pamiętającym jeszcze polską mowę folksdojczem, albo przynajmniej przez tłumocza - humanistę, któremu było wszystko jedno, co tłumaczy i jak, "bo on sie przecież na tych wszystkich śrubkach nie zna".

W rezultacie - studiując instrukcję polskojęzyczną w pewnym momencie stwierdziłem, że [biiip], nic nie rozumiem i sięgnąłem po angielską. No bo jak ma człowieka nie trafić szlag, kiedy po długiej chwili zastanawiania się nad pozycją "10 zaworek" w tabeli z wymiarami montażowymi okazuje się, że jest to po prostu przetłumaczona na polski nazwa modelu grzejnika "10 Ventil"? Albo inny kwiatek: kotwa to wg tłumocza "konsola nawiercana" ;)

 

Drugą pokazową fuszerkę miałem okazje oglądać przez okno, w czasie kiedy sąsiadowi parapety kleili. Zrobili to równo i (przynajmniej z daleka oceniając) porządnie, ale jedna rzecz mnie ubawiła. Robił gość parapet nad wykuszem i chciał osłonić przed upapraniem obróbkę blacharską tego wykusza. I osłonił:

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TKd5SQoPpOI/AAAAAAAADec/tO1Eq4pzQfk/s720/JP281219_cr.jpg

 

Aż miło było popatrzeć, jak pan powoli i dokładnie klei pasek obok paska, z dokładnością niemalże parkieciarza układając kolejne bryty. Zajęło mu to z dobrą godzinę, zużyło zapewne całą rolkę taśmy malarskiej. Ale o ileż solidniej wygląda od przyklejonego w dwie minuty jednym paskiem taśmy kawała folii, prawda? ;)

 

Muszę tylko sąsiadowi podpowiedzieć, żeby to cudo usunął w miarę szybko, jeśli nie chce mieć takiej ozdóbki na tym wykuszu na stałe...

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poddasze się robi. Pokazała się nawet już wełna na pierwszych skosach:

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TLDK4UmEWVI/AAAAAAAADf8/FpyKgP8968U/s912/JP091290.jpg

 

Poddaszowcy póki co bez większych uwag, choć z jedną rzeczą mnie rozczulili. Robili drewnianą konstrukcję na strychu, która od góry ma być legarami do ułożonej tamże podłogi z desek (poszalunkowych, to ma być strych, nie salon), a od spodu konstrukcją nośną do fragmentów zabudowy poddasza. Na samym strychu poniewierało się trochę kabli pozwijanych w kręgi i rzuconych gdziebądź, zgodnie z zasadą: "na razie niech leżą, a jak się będzie robić tą podłogę na strychu, to pod podłogą się je przeciągnie w miejsca docelowe".

I wszystko fajnie, robienie tej podłogi w końcu zleciłem poddaszowcom, mi nie starczyło czasu, kabli więc nie miał kto układać, poddaszowcom nie zostawiłem w tej sprawie żadnych wskazówek. Skutek był taki, że tak, jak te kable leżały (a przypominam, leżały dość bezładnie i dość przypadkowo), tak układając legary porobili pod nimi przepusty, żeby te kable mogły leżeć dalej :lol:

 

Ciekawe, czy gdyby na tym strychu leżała sobie dajmy na to martwa myszka, czy też w legarze zostałaby wycięta stosowna norka? ;) Panowie ani chybi są tego samego sortu, co opisywani kilka lat temu w prasie drogowcy, którzy malując pasy na jezdni przymalowali również leżącego na asfalcie, raczej dwuwymiarowego już pieska :)

 

Ja zaś...

Ja z jednej strony cały czas ciągnę epopeję grzejnikową. I tu z doświadczenia od razu ostrzeżenie: uwaga na hipermarketowe ceny!!! Bo potwornie wręcz zdzierają. Sezon grzewczy (w sensie zakupów) w pełni i chyba na tym bazują, trochę towarów wystawiają na wabia po cenach konkurencyjnych, a cała reszta - zgrrrozzzzaaaa!!!! 200% przebicia cenowego to norma. Przykład? A proszę bardzo: głowica termostatyczna Schlosser w Leroju kosztuje 45zł, zawór do niej - nie pamiętam dokładnie, ale powyżej 30zł, powiedzmy 35. Razem:80PLN. Na allegro pierwsza oferta od góry z tematu "głowica schlosser": głowica w komplecie z zaworem: 46zł". Szukając po stronach typu "skąpiec" czy "ceneo" można znaleźć jeszcze taniej...

 

Na boku grzejników - wymęczyłem wreszcie stelaż do zabudowy ślepej ścianki w kotłowni:

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TLDK4eSzHyI/AAAAAAAADf4/ZSMxy4aT_Dg/s640/JP091303.jpg

 

Tamże spostrzegawcze oko dojrzy łączówkę, którą są sztukowane kable przecięte przy okazji montowania kotła. Druga strona już też podłączona (łączówki druga strona, nie kotła), całość w pełnej okazałości wygląda tak:

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TLDK4tUVwoI/AAAAAAAADgI/_rtcE-y9s6E/s912/JP091309.jpg

 

Pełna okazałość zapewne zostanie przez durny skrypt muratorowego forum obrabiający grafikę przycięta do jakichś 2/3 albo wręcz 1/2, informacyjnie więc dodam, że zdjęcie oryginalne przedstawia całą łączówkę z dziesięcioma polami.

 

Jak już przy elektryce jestem - skrzynka połączeniowa w garażu. Nie nazwę jej rozdzielnią, bo to by musiała być już piąta rozdzielnia w domu, a ileż można (pozostałe cztery, to: główna, oświetlenia salon+kuchnia+hol+schody, oświetlenia naszej sypialni i czwarta: rozdzielnia rackowa do zasilania serwerowni i rozdziału obwodów "gwarantowanych", za UPSem). Skrzynka zaś stanowi zakończenie przewodów niskonapięciowych i energetycznych, które mają zasilać różności w okolicach bramowo-furtkowo-przeddomowych, ponieważ licho jedne obecnie wie, co to będzie, rzecz rozwiązałem tak, że w ścianie garażowej jest taka oto skrzynka z końcami przewodów dość uniwersalnych i mocno nadmiarowych, a od skrzynki na zewnątrz wychodzi sobie grubachny, 50mm peszel.Co będzie z czasem potrzebne, to się wciągnie, podłączy...

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TLDcuhpg8bI/AAAAAAAADgU/dO3WHyDWgT0/JP091307.jpg

 

Dla równowagi z elektryką - odrobinka hydrauliki. Ponieważ przy okazji zabudowy skosów poddasza, poddaszowcy zabudują i stelaże kiblowe w łazienkach, trzeba je było wreszcie podłączyć. I tu znów kłania się kwestia robienia "dla siebie". Hydraulik pewnie by się nie chrzanił, tylko machnąłby w tym miejscu wężyk elastyczny w oplocie. Bo przecież jak świat światem, kible się podłącza wężykami. I jak świat światem, te wężyki potem szlag trafia, zwłaszcza, że co drugi jest montowany niezgodnie z zasadami (zbyt mocno zagięty, zagięty jakkolwiek, ale tuż za zaciskiem, bądź najczęstszy i najpoważniejszy błąd: skręcony), a wiadomo przecież że z praw Murphyego choćby wynika, że katastrofa taka się wydarzy nie w biały dzień i jak ktoś jest akurat w kiblu, tylko np. jak dom będzie zamknięty, a domownicy wyjechani na urlopie. A tu, w momencie kiedy taki wężyk miałby byc po podłączeniu obudowany gipskartonem, oklejony glazurą i zapomniany, w założeniach na wieki? Jak nic pękłby chwilę po zakończeniu fugowania płytek na tej zabudowie...

Na to oczywiście nie można było pozwolić, stąd w miejsce standardowego wężyka elastycznego, wężyk przeciwpancerny:

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TLDK4v8W9PI/AAAAAAAADgA/Gr3G5e2NyKQ/s640/JP091306.jpg

 

Ten, mam nadzieję przetrwa i tą glazurę w łazience i sam kibel. Jest to jednolity wytłok z rurki ze stali nierdzewnej.

 

I ostatnia rzecz: kupiliśmy płytki do holu. Klejone będą jakoś później, może na wiosnę, ale kupić kupiliśmy. Ponieważ centralna część holu będzie kwadratowa i kwadrat ten będzie podkreślony rampą świetlną na suficie, żona wymyśliła, że kwadrat ten jeszcze się powtórzy i na podłodze, na środku tej kwadratowej części dając inne płytki, niż pozostałe. Tak więc oprócz tych z szachownicą, które mają być na reszcie holu, zostało zakupionych dziewięć płytek nawiązujących wyglądem do tych planowanych w części jadalni i w kuchni.

Znaczy tak to miało wyglądać w teorii. W praktyce zaś: Zamówilim dziewięć, zapłacilim za dziewięć, a jak w domu się okazało, odebralim osiem...

 

Oczywiście spróbujemy się o tą ostatnią płytkę upomnieć, ale póki co, żona wyłożyła w przedpokoju to, co mieliśmy:

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TLDXE8AAOkI/AAAAAAAADgQ/MR9E1vRFvUg/s640/JP091275_cr.jpg

 

Płytki na pierwszym planie będą na całości holu. Za nimi ów kwadrat z płytek. I dziura po płytce brakującej. I tu, uwaga uwaga:

 

***** KONKURS !!! *****

 

Co wstawić w tym środkowym polu?

- powtórzyć płytkę z reszty holu, tą w drobną kratkę

- uzupełnić brakującą inną płytką

- dać jakiś zupełnie inny dekor, np rozetę (jaką?)

- dać robiony na zamówienie ręcznie malowany kafel z napisem "Welcome", "Home sweet home", albo czymś w podobnym guście

- j.w. ale ze wspominanym niegdyś herbem rodowym (cały czas niewymyślonym)

- j.w. ale ze zdjęciem obojga inwestorów i datą

- coś innego.

 

Pomysły proszę nadsyłać dowolną drogą, dla autora rozwiązania, które nam się spodoba i zostanie zrealizowane przewidziana jest nagroda. Nie wiem, jaka, jakaś. Ot, choćby mój odręczny autograf wraz z dedykacją, na wychodzącym właśnie lada dzień listopadowym numerze Muratora, wraz z dodatkiem specjalnym, w którym znajdą się m.in. fragmenty tego właśnie dziennika wydane drukiem ;)

Sam fakt wydania drukiem moich wypocin (mocno okrojonych fragmentów pierwszych wpisów jedynie, ale fakt pozostaje faktem, dwie gazetowe strony z tego im wyszły) wbił mnie w taką dumę i samozachwyt, że teraz już pierwszy kolegom "cześć" raczej nie mówię (nie to, żebym wcześniej jakoś regularnie pierwszy mówił, ale wcześniej jako krótkowidz, w dodatku wiecznie chadzający w stanie zamyślonym, po prostu znajomych nie zauważałem, a teraz zauważam i patrząc z góry, oczekuję na oddanie szacunku należnego), tak więc mój własny autograf w roli nagrody - tak, to będzie chyba dobre. Wrodzona skromność mi nie pozwala na więcej :lol:

 

A'propos herbu - nie pamiętam już, w związku z czym go kiedyś zacząłem wymyślać, ale planowałem wtedy użycie w nim wizerunku owego wiertła, nad którym się tu kiedyś tak zachwycałem.

Otóż, niestety....

to wiertło....

... ono ....

... się wzięło...

... i ....

no WIDIA MU SIEM URWAŁA, BUUUUU!!!!!!!!!!!!

 

A takie dobre wiertło było, zawsze z opresji ratowało, zawsze pod ręką... Przywiercałem nim dziś profile do ściany w związku z robieniem tego wspominanego wyżej stelaża. I zwróciłem uwagę, że wiertło owszem wierci, jak wierciło, ale jakoś tak dziwnie. I kleszczy się w ścianie i w ogóle... Wyciągnąłem więc z wiertarki i oglądam, patrzę, a tam widii nie ma. Koniec wiertła wyrobiony na okrągło i samym żelazem wierciłem. Młotowiertarce z energią udaru 3J, przy tak niskiej średnicy wiertła nie przeszkadzało to w żaden wyczuwalny sposób, dziury wierciła normalnie, ale ponieważ takie wiertło bez pióra trochę jak gwóźdź działało, to i w ścianie się zakleszczało, po tym jedynie się zorientowałem.

 

Cześć jego pamięci!

 

J.

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

w srodku: szklana tafla a pod spodem zatopiony w czystym piasku kamien wegielny w postaci tuby z nierdzewki (w srodku z przeslaniem dla potomnych). Na tubie wygrawerowany herb, jak juz zostanie wymyślony. Delikatne podświetlenie mile widziane.

 

W herbie wyobrażam sobie kunę trzymającą w jednej łapce wiertło a w drugiej kabelek :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra, to skoro już o klatce mowa, to może nie bawić się w żadne herby, tylko pod tą szklaną płytą po prostu kunę w klatce wstawić? I najwyżej jakąś dyskretną klapkę w płytce obok, do wsypywania resztek z pańskiego stołu, żeby się zwierzątko nie zaśmiardło zbyt szybko?

 

W tym momencie zostałby tylko dłobiazg: złapanie kuny...

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z przyjemnością przeczytałem dziś cały Twój dziennik (choróbka=dużo czasu) i szczerze gratuluję :) Ale odnośnie podłączenia zestawu podtynkowego - jeśli masz zgrzewarkę i całą instalację robiłeś sam to polecam rezygnację nawet z tego pancernego wężyka i podpięcie bezpośrednio pod rurkę oraz małą eskę dla kompensacji - chwila roboty a pewność większa. Tak mi zrobił doświadczony hydraulik. Powiedział, że nigdy w życiu nikomu by nie podpiął wężykiem. Resztę zrobiłem sam ale zrobienie rurek wolałem zostawić fachowcowi.

 

Wyszło to tak:

http://images46.fotosik.pl/334/8d6511f97937fb49.jpg

 

Z ciekawostek w wc dociągnąłem pod zabudowę wypust ciepłej i zimnej wody (zaczopowane na stałe a nie zamknięte zaworami!) a także zasilanie (nie podłączone w puszce) tak gdyby kiedyś produkowali jakieś ładniejsze wc z bidetami i innymi fontannami (te dzisiejsze mi się nie podobają)

 

A i jeszcze jedno mnie natchnęło widzę, że masz stelaż grohe, tam te blaszki nie masz chyba wciśnięte do końca, one tam muszą naprawdę porządnie siedzieć, trzeba je na siłę czymś metalowym docisnąć (ja zrobiłem to trzonkiem młotka) . Ponieważ jedna w trakcie prac i obstukiwania mi wyskoczyła (!) to rozgiąłem końcówki tej blaszki na boki, wprawdzie w instrukcji tego nie ma ale pewność większa.

 

YHM czy można umieszczać zdjęcia w czyimś dzienniku budowy?

Edytowane przez crab
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@crab - dziękuję za miłe słowa i oczywiście nic nie mam przeciwko cudzym zdjęciom w moim dzienniku :)

 

I tak po kolei - wiesz, myślałem o tym, żeby te spłuczki podłączyć bezpośrednio, ale robiąc instalację nie chciałem, żeby odstawała od ściany, nie znałem zresztą wtedy dokładnej lokalizacji wyjść ze stelaży. Oczywiście, mogłem obciąć kolanka podejściowe i dogrzać podłączenia teraz, ale to już mi się wydawało za dużą robotą w porównaniu z instalacją tych pancernych wężyków. Twój hydraulik ma rację ze swoją opinią co do wężyków, ale opinia ta dotyczy wężyków w oplocie i z całą pewnością nie chodzi mu o takie, jak te moje, one są nie do za... zdarcia, powiedzmy, to nie jest gumowy wężyk w metalowej siatce, tylko lita rura z nierdzewki.

A na parterze robiąc wewnątrzstelażowe podłączenia do umywalki zrobiłem je z kawałków PEXa. Też nie do zdarcia, ale więcej chrzanienia, ta rura z nierdzewki o wiele prostsza w użyciu, a kosztowo (licząc pexa wraz z koniecznymi zakończeniami) wychodzi niewiele drożej.

 

Wypust ciepłej i zimnej wody przy kiblu, powiadasz? Hmmmm....

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TLX7FWcR2HI/AAAAAAAADgY/8Lv03yqgTuY/s640/JP299416_cr.jpg

 

To jest nasza "prywatna" łazienka przysypialniana i podejście wody właśnie do niezamontowanego jeszcze na tej fotografii stelaża. Górne oczko jest do stelaża, a oba dolne to zimna i ciepła woda własnie na użytek słuchawki "bidetty" (takiej małej słuchawki prysznicowej z przyciskiem spustowym, specjalnie do "tych" celów). Tak, wiem, że są na odwrót (ciepła po prawo), nie chciało mi się tego już krzyżować, to i tak będzie w zabudowie GK, to podejścia sobie skrzyżuję.

 

I co do blaszek wreszcie - wydaje mi się, że one są wciśnięte do końca, ale oczywiście sprawdzę to jeszcze, dzięki.

 

Pozdrawiam

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam Jarku,

Ja w sprawie konkursu, ale chyba także, niech nawet zabrzmi górnolotnie, w sprawie spokojnej przyszłości Twojej rodziny.

Podpowiadałem już kiedyś w sparawie kuny. Borsuki, odgłosy, Niemki, krzyki itp.

Mam więc chyba prawo zaproponować posadzenie na "dziewiątym" kaflu borsuka.

Z braku półoswojonego, jak to było w obejściach domostw naszych pradziadków niechby zasiadł i elektroniczny.

Pozdrawiam

dixxl

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@dixxl - ale ten borsuk to w sensie, że namalowany, czy żywy? Albo może niekoniecznie żywy, ale w formie 3D w każdym razie? To ostatnie to raczej nie, to w końcu główny ciąg komunikacyjny w domu ma być, szkoda by było sobie o takiego wystającego z podłogi borsuka facjatę przefasonować... A idea mania żywego borsuka nie powiem, nawet mi się podoba, ale bydle chyba za długo na kaflu nie wysiedzi. Zostaje więc obrazek...

 

A do dziennika wracając:

 

Yes!, Yes!, Yes!!!! - chciałoby się klasyków zacytować.

Albowiem wczoraj był ten wielki dzień. Dzień, od którego począwszy, wychodząc w kapciach do sklepu, przeciwsłoneczne okulary będę musiał zakładać i sztuczną brod... yyy.... no nie, sztuczną brodę to może niekoniecznie, do naturalnej się pewnie źle będzie trzymać, no ale płaszcz "prochowiec" z postawionym kołnierzem, przeciwłsłoneczne okulary i wbity na czoło kapelusz obowiązkowo. Wszystko po to, żeby tłumy fanów po autografy się nie pchały, paparazzi krępujących zdjęć do brukowców nie robili, blond wielbicielki z piskiem na szyję się nie rzucały, deklarując przy tym różne rzeczy, echhh... sława, sława....

Konkretnie: od wczoraj w kioskach można kupić listopadowego Muratora z dodatkiem specjalnym, w którym fragmenty niniejszego dziennika wydane są w formie papierowej :)

 

http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TLoMFkpmfOI/AAAAAAAADg0/r9h9wKlU7ac/JP161345_cr.jpg

 

Na poważnie - jestem tam "jednym z dziesięciu", co najwyżej o tyle dodatkowo uhonorowanym, że wydrukowanym na całych dwóch stronach, reszta dzienników ma po jednej, z wyjątkiem jedynie NadiiArt i Netbeta, którzy mają półtorej, ale za to załapali się z początkiem na pierwszą stronę. Ale zawsze to miła pamiątka do pokazywania rodzinie. No i miło mi, że moją pisanine ktoś docenił.

Wszystkim, którzy oddali na nasz Dziennik głos - DZIĘ-KU-JE-MY !!! :yes:

 

A teraz do rzeczy. Dziś bowiem nadszedł czas, żeby parę słów napisać o strrrasznie niedocenianym i pomijanym elemencie naszej budowy, jakim jest wspominana jedynie z rzadka i "przy okazji", było nie było pierwsza nieruchomość, jaka stanęła na naszej działce.

Nie, nie kibel. BARAKOWÓZ! Pojawia się na drugiej stronie dziennika wraz ze wzmianką, że się pojawia. I tyle. Potem już najwyżej jest o nim cośtam wspominane "przy okazji". A przecież oddał on nam nieocenione usługi. Mieszkali w nim murarze, potem dekarze, następni byli tynkarze (znaczy jeden nocował), wreszcie mój brat. A w międzyczasie legiony myszy, szczurów i czego tam jeszcze, o drobniejszym drobiazgu nawet nie wspominając.

 

W momencie, kiedy postawiliśmy ten barakowóz na pustej jeszcze wtedy działce, to było jakoś niedługo po skradzeniu nam fragmentów ogrodzenia, martwiliśmy się że i on odjedzie. Martwienie przerodziło się wręcz w panikę w momencie, kiedy na drugi dzień po postawieniu barakowozu, przyjechawszy na działkę, zobaczyliśmy po jej drugiej stronie, na polnej drodze pod lasem, jakieś 20m od naszego ogrodzenia małą ciężarówkę ustawioną tyłem do naszej działki i kręcących się przy niej panów, którzy coś przy tyle tej ciężarówki robili, a chwilę po naszym przyjeździe wzięli i się zabrali. Oni oczywiście mogli tam robić cokolwiek, ale sęk w tym, że nie było tam nic, przy czym warto byłoby się zatrzymywać, nic nie zabrali z lasu, bo ciężarówka była pusta, śmieci żadnych nie zrzucili (sprawdzałem, nic nowego nie było), na siusiu - 50 metrów dalej mieli ładne krzaczki, tu zatrzymaliby się akurat przy najbardziej widocznym zewsząd fragmencie, poza tym ta ciężarówka tam musiała tyłem wmanewrować w ślepy fragment polno-leśnej drogi kończący się akurat na naszym płocie (nasza działka grodząc się przecięła jedną z licznych tam, zwyczajowo wyjeżdżonych dróżek), na samo siusiu trochę za dużo zachodu. A leżący obok barakowozu i z całą pewnością nieobecny tam wcześniej metrowy kawał kantówki, takiej w sam raz do wyważania antaby od drzwi, panikę ową pogłębiał.

Z rzeczy wartych ukradzenia w barakowozie był wtedy szpadel i łopata i być może panowie zobaczywszy przez okno, co w nim jest zrezygnowali, a być może byli tam w zupełnie innych celach, tak czy tak jednak przedsięwzięte wtedy zostały środki ostrożności. Od demonstracyjnego i wymownego przyglądania się ciężarówce począwszy (tak, wiem, ale numerów nie mogliśmy dojrzeć zza płotu), na spuszczeniu powietrza z opon barakowozu skończywszy. Barakowóz ma dodatkowe stalowe podpory, które się opuszcza na ziemię i on stoi na nich, nie na kołach, liczyłem więc na to, że spuściwszy z kół powietrze postawię go na tych podporach na amen i jego ewentualna kradzież nie będzie już taka prosta.

 

Czy to był pomysł dobry, czy głupi - trudno powiedzieć, faktem jest, że barakowozu nikt nie ukradł. Murarze twierdzili jednak, że takich starych opon już się teraz nie napompuje, jak długo bez powietrza stoją. Wystraszony usiłowałem je napompować potem na powrót, jednak okazało się to nie takie proste. Nożna pompka z hipermarketu użyta do pompowania ciężarowego koła oczywiście była testowana, ale niestety w hipermarkecie nie było jak raz w sprzedaży galerników do obsługi tejże pompki, a bez pomocy galernika było to zadanie nierealne, spuchłem po kilkunastu minutach pompowania, a po kole nie było nawet widać specjalnej różnicy.

Pożyczyłem od kolegi kompresorek, Taki badziew zasilany z 12V. Tym nawet szło, tylko strasznie mozolnie, po 10 minutach pracy kompresorek bowiem zaczynał śmierdzieć (Piotrek, jeśli czytasz te słowa - ja oczywiście przesadzam, on aż tak nie śmierdział, właściwie to prawie wcale, no taki tylko się lekko ciepły robił, tak ledwie ledwie, a ten zapach, to pewnie ta opona, taka stara i sparciała to i śmierdzi ruszona...), musiałem go wtedy wyłączać, czekać aż ostygnie i dalej. Trwało to bardzo długo, a i sam kompresor był słabiutki, więc podpompowanie było dość symboliczne, a i niestety jednego koła nie dałem rady w ten sposób napompować wcale, ponieważ miał krótki kabel, a podjechać samochodem na tył barakowozu nie było jak.

Planowałem nawet zakup w Castoramie normalnego, dużego kompresora, użycie go i oddanie z powrotem do sklepu, ale jakoś nigdy nie było kiedy i tak sobie zszedł cały rok.

Aż wreszcie... hosanna! Znaczy, ta... lodówka! Stara! Do wywiezienia na złom! A w niej: agregat. Sprężarkowy. Dobry. Po prostu skarb prawdziwy!

Agregat został z lodówki wycięty, wyposażony w kupiony w Castoramie odolejacz, szybkozłączkę i spiralny przewód ciśnieniowy (tak, wiem, wystarczyłby metr szlaucha, ale gdzie szpan wtedy?), do tego zestaw końcówek pneumatycznych z Lidla zawierający m.in. dynks do pompowania kół i jazda:

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TLoLx0mC8wI/AAAAAAAADgg/2NEdHX_QahE/JP161328.jpg

 

Pompowało się jak złoto, wszystkie cztery koła nabiłem przywracając im pierwotny kształt i do dziś wieczór przynajmniej (czyli po jakichś 4-5 godzinach) nie było widać, żeby powietrze schodziło. A kompresor oczywiście docelowo wyposażę w zbiornik ciśnieniowy, presostat, manometr... albo dwa... ;)

Wydajność ten wynalazek ma mizerną, takie ciężarowe koło pompował około 20 minut jedno, ale ciśnienie jest za to w stanie dać straszliwe. Manometr na dynksie do pompowania jest skalowany do dwunastu barów i te dwanaście barów (jak się wylot czymś zatka) sprężarka daje nawet nie zmieniając tonu pracy silnika. Więcej - nie miałem czym sprawdzić, ale korespondując z innymi doświadczonymi na polu lodówkowych kompresorów wiem, że powyżej trzydziestu barów pompuje bezproblemowo, dlatego presostat presostatem, ale robiąc do niego zbiornik muszę zadbać i o zawór bezpieczeństwa.

A'propos ciśnienia - jedna trudność się pojawiła: do jakiego ciśnienia się pompuje koła w osobówce wiem dobrze, ale w ciężarowym... za cholerę. 2,5 bara będące mniej więcej typowym ciśnieniem dla osobówki tutaj ledwie podnosiło sflaczałą oponę z gleby. Kształt mniej więcej normalny, jedynie lekko zniekształcony u dołu wychodził mi przy trzech barach, dopełniałem dla pewności do 3,5 bara, dalej się bałem.

 

CDN

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

CD:

 

Z innej beczki - poddaszowcy skończyli już izolować, dzięki nim poddasze ma obecnie taką piękną formę:

 

http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TLoLyM09VWI/AAAAAAAADgk/yjmL8Fsc5WM/JP161329.jpg

 

Zabudowali już też gipskartonem jedną lukarnę, niestety nie zrobiłem zdjęcia, ale może i dobrze, bowiem jako początek wyszło im kiepsko, w całości jest do zdemontowania i zrobienia od nowa, o czym w poniedziałek będę musiał im powiedzieć. Nie jest bowiem symetryczna (4cm rozjazdu), dodatkowo jedna z płaszczyzn (tych skośnych) nie jest równoległa ze ścianą, tylko "ucieka". Nic, będą poprawiać...

 

Ja zaś znów podłubałem sobie przy przewodach. Skończyłem garażową skrzynkę połączeniową:

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TLoLxvFFZ_I/AAAAAAAADgc/ZkjbLtc_1OA/JP161324.jpg

 

I dociągnąłem do kolejnego etapu głowicę zakańczającą przewody alarmowe:

 

http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TLoLyFNXDaI/AAAAAAAADgo/odT_S-dhVyU/s640/JP161330.jpg

 

Muszę tyllko jeszcze jeden gniezdnik zorganizować, bo jak się okazuje, stuparowa głowica to mało, potrzeba jeszcze drugiej takiej samej, żeby rozszyć wszystko. Bo i mnożą się te kable jak opętane. Choćby dziś. Ani się człowiek obejrzał, a tu ni stąd ni zowąd, do każdego okna połaciowego dopełznął sobie taki przewodzik (prawy dolny róg okna), a jego drugi koniec gdzie? Ano na głowicę pójdzie...

 

http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TLoLyFKKLqI/AAAAAAAADgs/UsyJUVNQLDU/JP161334.jpg

 

A na poważnie - dociągnąłem go, żeby był. Jak czas pozwoli i wymyślę jak to zrobić, żeby nie szpeciło, dołożę do tych okien kontaktrony sygnalizujące fakt ich otwarcia, nawet nie do celów antywłamaniowych, a po prostu do sygnalizacji wychodzącym do pracy/szkoły domownikom, że okno niezamknięte w domu zostało. Wrzucenie magnesu w ruchomą część to nie problem, ale jak wyciągnąć z zewnętrznej strony framugi przewody - o tu jest zagwozdka. Niestety, trzeba było to zrobić przed montażem okien, ale dekarze przywieźli je i od razu wstawili, a ja wtedy jeszcze nie ogarniałem tematu kontaktronów na tyle, żeby o nich myśleć. A teraz trzeba będzie kombinować. I to szybko, bo lada chwila się glify zabudują gipskartonem...

A wolne pary z przewodu (4x2x0,5) - może kiedyś jakieś automatyczne rolety się dołoży?...

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam.

Czytam Twój dziennik Jarku i nie mogę się powstrzymać od poinformowania Cię że nie jesteś osamotniony w stosowaniu łączówek krona do włamaniówki od kilku miesięcy niemiaszki zmuszają mnie i moich kolegów do stosowania ich również.

Zamieścił bym zdjęcię ale nie będę zaśmiecał waszego dziennika.

Pozdrawiam paweł

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wakmen - te satelowskie panele łączówkowe wyglądają porządnie, ale jak dla mnie mają dwie poważne wady: po pierwsze musiałbym je kupić, podczas gdy Kronów mam w domu pokaźny worek, po drugie... nie wiem, może to rzecz gustu, ale mam jakoś o wiele większe zaufanie do trwałości połączenia typu Krone, od końca drucika zaciśniętego śrubką. No i czas montowania - kilkakrotnie szybszy dla głowicy Krone. Do niej zresztą też można dokupić obudowę.

 

Pawlo111 - to ja poproszę o zdjęcia na priv :) Adres mailowy już wysyłam.

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...