Jarek.P 20.11.2010 21:38 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 20 Listopada 2010 (edytowane) Panowie, dzięki za porady, ostatnie pytanie w temacie jeszcze: czy to naczynie wzbiorcze powinno byc gdzieś w bezpośredniej bliskości owego wybijającego zaworu bezpieczeństwa, na dolocie do zbiornika CWU, czy może być gdziekolwiek na rurze ciepłej wody? @TOMII - przekonałeś mnie z odwróceniem naczynia nie będę kombinował, pozostaje tylko znaleźć na nie miejsce. Bo tam, gdzie chciałem, znaczy w dziurze za zbiornikiem CWU, jak ją jeszcze zatkam dodatkowym naczyniem, pozbawię się dostępu do tego, co już tam jest i kombinuje właśnie, czy by nie wsadzić tego naczynia do wnętrza szachtu instalacyjnego. Tam miejsca jest jeszcze sporo i stąd powyższe pytanie... A wracając do samych postępów w pracach wszelakich - są. Postępy, znaczy. Poddaszowcy już się definitywnie wynieśli, wcześniej poprawiając źle zrobione okno. Pisałem o tym, do fuszerki się sami przyznali, obiecali poprawić i poprawili: http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TOgqK1xyPXI/AAAAAAAADlE/p6gnsw1iTQk/s640/JP201551.jpg Ja zaś... glazurę w kotłowni kontynuowałem. Skończyłem tą rozgrzebaną ścianę i zacząłem ją fugować. Na zdjęciu - fugowanie w trakcie: http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TOgqKn4DcaI/AAAAAAAADlA/4DrgreHlWio/s640/JP201548.jpg Kiedy zaś fuga już była zatarta, nie wytrzymałem i założyłem zlew gospodarczy. Póki co - prowizorycznie, wprost na ścianie, docelowo wzdłuż całej tej ściany będzie blat i zlew będzie w blat wpuszczony. Blat ma się opierać na ściankach murowanych z cegły i kiedyś go dorobię. Kiedyś... Nad zlewem zaś... bateria. Nie jestem pewien, czy znajdzie się wiele normalnych domów, nie będących jednocześnie medycznymi gabinetami zabiegowymi, bądź nie mających "na pokładzie" osoby niepełnosprawnej z dysfunkcją kończyn górnych, w których taka bateria jest zainstalowana. Panie i Panowie, oto i ona: bateria "operacyjna", model "Pane doktore, nemocny już czeka": http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TOgqLKrwGRI/AAAAAAAADlI/pYy2ffMThtI/s640/JP201554.jpg Na zdjęciu, w skrócie perspektywy nie za dobrze to może widać, ale to taka typowa bateria znana z filmów typu "Na dobre i na złe", czy też pamiętnego "Nemocnica na krai mesta", taka, którą należy obsługiwać łokciem, a po myciu rąk od zlewu odchodzi się z rękami uniesionymi do góry, wołając przy tym "siostro, maseczkę proszę!". Tu mała dygresja, czy też może raczej tłumaczenie: osoby z dobrą orientacją przestrzenną pamiętają być może, że pomieszczeniem bezpośrednio przylegającym do kotłowni z tym zlewem jest mój warsztat. I tu chciałbym stanowczo i z całą powagą zapewnić, że będzie to warsztat TECH-NICZ-NY!!! Amen! Elektroniczno-stolarsko-mechaniczno-diabliwiedząjaki, ale techniczny! Nie medyczny! Nie planuję tam nawet leżanki, a tym bardziej żadnych zabiegów, przynajmniej innych ni z wyciąganie sobie drzazgi z palucha, tudzież posykiwanie z bólu z poparzonym fragmentem łapy w buzi. Taka bateria się bardzo przyda we wszelkich sytuacjach, kiedy wodę trzeba będzie odkręcić mając łapy upierdzielone skandalicznie i własnie po to ona się przy zlewie, nomen omen, gospodarczym znalazła. Na zdjęciu poniżej: mła, w trakcie treningu obsługi "łokciowej" http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TOgqLYHXCVI/AAAAAAAADlM/mj33hoTDhGA/s640/JP201555.jpg A na zakończenie - ciekawostka. Spędzaliśmy wczoraj wraz z całą rodziną pierwszy wieczór weekendu poza domem. To był taki prawdziwy rodzinny wieczór zgodny z najlepszymi wzorcami, jakie czerpiemy od naszych Nowych Braci z Zachodu. Spędzony wspólnie, w rodzinnej atmosferze... w hipermarkecie. Tamże, z Wyjątkiem za rękę przeszedłem się m.in. do alejki technicznej. W alejce owej dwóch panów jakieś narzędzia oglądało. Panowie byli tacy raczej lumpowato-robociarscy, wyglądali jak coś pośredniego pomiędzy lumpami spod monopolowego, a przeciętną ekipą murarską. Wyjątek wpierw przyjrzał im się spodełba, po czym gromkim głosem spytał: - Taaatoooo? - Cooo? - to była moja odpowiedź pełna entuzjazmu wywołanego oczekiwaniem na kolejne, typowe dla obecnego Wyjątka pytanie - a cy oni to som budowlani? J. Edytowane 20 Listopada 2010 przez Jarek.P Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
amstrong89 22.11.2010 22:09 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Listopada 2010 Panowie, dzięki za porady, ostatnie pytanie w temacie jeszcze: czy to naczynie wzbiorcze powinno byc gdzieś w bezpośredniej bliskości owego wybijającego zaworu bezpieczeństwa, na dolocie do zbiornika CWU, czy może być gdziekolwiek na rurze ciepłej wody?Na wlocie zimnej wody koło zaworu bezpieczeństwa. Duże różnice w temperaturze mogą zniszczyć membranę w naczyniu, dlatego nie powinno się mocować na wylocie ciepłej wody. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 27.11.2010 20:50 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Listopada 2010 OK, dzięki jeszcze raz. Naczynie założę. Kiedyś. Nie teraz. Bo teraz nie ma czasu. Albowiem pokój gościnny szykujemy. Goście się co prawda żadni jeszcze nie zapowiedzieli, ale jakoś tak wyszło, że ten pokój wykańczany jest pierwszy. Nie licząc mojego warsztatu, który pomalowany już dość dawno temu, nadal pełni rolę składu budowlanego raczej, niż użytkowego pomieszczenia. Z pokojem gościnnym będzie jednak zupełnie inaczej. Pomalowany dziś, czeka jeszcze tylko na podłogi (panele), osprzęt elektryczny i parę pierdółek (najpoważniejsza, to chyba futryna drzwiowa) i to będzie już. Koniec. Finito. Można kwiatki na parapecie wstawiać, książki na półkach układać i mieszkać. W tym jednym pokoju póki co, co prawda, ale od czegoś w końcu trzeba zacząć, prawda? A żeby nie być gołosłownym, stosowny materiał fotograficzny: http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TPFmpZVHeLI/AAAAAAAADlo/-e8WdgIXrwA/s640/JP271616.jpg Na zdjęciu niżej podpisany w pozie dumnej, dzierżąc w dłoni orę...żżżż..... no... ten... wałek malarski, toczy spojrzeniem po świeżo pomalowanych ścianach, a wzrok jego zdaje się mówić: "taaak, [biiip], temi rencami to [biiip] zrobiłżech, [biiip]" A na poważnie - na zdjęciu robota w toku, kolor nałożony wałkiem, a miejsca styku jeszcze nie dociągnięte na równo, więc tak trochę krzywo w narożnikach widać, że jest, ale to już skorygowane. A jak już przy wałkach malarskich jestem, popsioczę sobie tutaj. Bo to jakiś ciężki temat jest, niestety. Pierwszy wałek kupiony był jakiś taki normalny. Marki "wałek malarski". Starczył na cały warsztat i zagruntowanie salonu, nie był zły, tylko się trochę farfoclił. Zużył się jednak, kupiłem więc nowy. Tym razem chciałem, żeby się nie farfoclił, kupiłem taki ze średniej półki cenowej. Dolphin, czy jakoś tak. I to dopiero była zgrrroza! Owszem, od tamtego noname był o wiele bardziej chłonny, ale za to zachowywał się jak karakułowe futro po przegranej batalii z molami. Normalnie, gdybym chciał mieć ścianę z tynkiem japońskim, takim nakładanym przy pomocy wałka a'la futerkiem, to temu cholerstwu niewiele brakowało. Nakładałem nim podkładówkę i po pierwszych przymiarkach przestałem nawet te farfocle zdejmować, stwierdziłem, że dziś przed właściwym malowaniem sobie to zeszlifuję. Mało tego, gdzieś tak w połowie nie tak dużego znów pokoju, z wałka zaczęła się odwijać jakaś nitka... Domalowałem dziadostwem do końca, po czym wałek uroczyście wywaliłem w diabły, za to zastanawiając się, czy następnego nie kupić jakiegoś wałka "profi" za 50zł, sięgnąłem po posiadany w zapasie wałek marki "Castorama", tym się różniący od tego pierwszego, że ten był jakiś specjalny "do farb jednowarstwowych" i w związku z tym od zwykłego o całą złotówkę droższy. I to wreszcie było to. Malowało się super, pojedyncze farfocle co jakiś czas wychodziły, bezproblemowo je zgarniałem. W trakcie mojego malowania zaś... reszta rodziny zajmowała się czym kto mógł. Znaczy: małżonka "spędzała czas w salonie" sprzątając go z resztek gruzu, pyłu, piachu, petów po budowlańcach i tym podobnych, Wyjątek wył, że on też chce szufelkę i zmiotkę i on tez będzie zamiatał, bo on przecież potrafi, najmłodsza latorośl wyła w wózku z powodu znanego jedynie pięciomiesięcznym niemowlęciom, które nakarmione, przewinięte i tak dalej, po prostu muszą sobie czasem powyć. No sielanka po prostu http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TPFmp9xs4WI/AAAAAAAADl0/hg5Z0JHKLdU/JP271621.jpg http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TPFmp0uqodI/AAAAAAAADl4/wX744PiWQ6c/JP271624.jpg Skończywszy malowanie, zrobiłem jeszcze małe porządki w rozdzielni, zakładając tym samym część dekli już na miejsce: http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TPFmptOK_nI/AAAAAAAADls/UOTilWWRWc4/s640/JP271619.jpg. Górnego dekla cały czas nie mogę założyć, ponieważ cały czas wystaje mi z rozdzielni ostatni fragment prowizorki budowlanej, która, jak każda prowizorka, cały czas ma się dobrze i jest niezastąpiona. No i opisów jeszcze nie ma... Na koniec jeszcze kotłownia. Poza skończonymi fugami nic w niej więcej nie robiłem, ale jakiś taki dumny z niej jestem i jeszcze z innego kąta fotkę zamieszczę, a co! http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TPFmphPFjqI/AAAAAAAADlw/EsIkwXcfock/JP271620.jpg Drzwi między garażem a resztą domu na pilnie tylko muszę założyć, albo choć jakiś stary koc w widocznym na zdjęciu przejściu w charakterze kotary powiesić, ponieważ garaż jest nieogrzewany, drzwi garażowe dalekie od szczelności (dołem dmucha - tam jeszcze 2cm warstw podłogowych brakuje i nie dochodzą) i ciepło nam ucieka. J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 29.11.2010 10:55 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Listopada 2010 (edytowane) Koooza, koooza z Centralnej Polski, kooooza, komu koooza? Sprzedam. Bydle w stanie idealnym, jednoroczne a więc już ładnie odchowane, a jeszcze całe życie przed nią. Niezapchlona, nienarowista, mleka co prawda nie daje, ale żre wszystko jak leci, drewno poszalunkowe (gwoździe jej tylko między zęby włażą, trzeba czasem pomóc wyciągać), worki po cemencie, no wszystko po prostu. Koza bardzo miła, szybko zaprzyjaźnia się z właścicielem i znakomicie umila długie zimowe wieczory spędzane na budowie. W komplecie rury spalinowe, dwie proste (2x1m), dwa kolanka, rozeta do uszczelniania, cybanty. Jako gratis mogę dorzucić widoczną na zdjęciu przekładkę do stabilizowania temperatury garnucha z herbatą Garnucha nie dam! Pamiątkowy jest! Koza od dostępnych w hipermarketach badziewi po 199PLN odróżnia się ebonitowymi gałkami na ryglach drzwiczek, oraz normalnymi drzwiczkami popielnika, a nie jakąś idiotyczną zasuwką. Również wierzchnia płyta jest porządna, z wywiniętymi brzegami, w tych hipermarketowych jest to zwykle ostrokrawędzisty kawał blachy. Cena 100PLN, odbiór osobisty. http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SvhfQz6tW1I/AAAAAAAACDc/TpPUhbvAcmU/s912/7624_Koza%20grzeje%20ile%20wlezie.jpg http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/S6JuhuNxYEI/AAAAAAAAC6I/0xciaCUmuj4/s640/8863_Czwartek.jpg http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TPOFlf_EnpI/AAAAAAAADmQ/36tXdGoxzpk/s640/8810_Zima.jpg A jak juz przy handlowych sprawach jestem - mam jeszcze do sprzedania: - RBTke budowlaną. wyposażona w gniazdka 3F 16 oraz 32A, podwójne gniazdko 1F, panel z bezpiecznikami. - betoniarka 160l, profesjonalna, ze ślimakową obrotnicą - barakowóz. J. Edytowane 12 Grudnia 2010 przez Jarek.P Koza nIeaktualna już Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 03.12.2010 12:00 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 3 Grudnia 2010 (edytowane) Wczoraj był dzień... dziwny. Z budową związany dość luźno, ponieważ miałem wczoraj zaplanowane przewiezienie części mebli z likwidowanego mieszkania mojej babci. Chodziło o stare meble, których wyrzucić szkoda, zrobić z nimi nie ma co, "a wy nowy dom będziecie mieli, to wam się przyda" Przyda się, broń Boże nie marudzę, przedstawiam po prostu klimat, dość typowy chyba w takich okołoprzeprowadzkowych momentach, to zdaje się dość typowe jest, że szczęśliwcy, którzy właśnie-zbudowali-dom, są zasypywaniu przeróżnymi rzeczami "bo wy tyle miejsca teraz macie, a poza tym na pewno się wam przyda" W każdym razie poplanowane było wszystko już od tygodnia, załatwiony transport, umówiony mój Brat do pomocy, jeszcze parę spraw mniej istotnych a też wymagających załatwienia przy okazji, główny logistyczny problem zaś sprowadzał się do tego, że meble owe trzeba było przewieźć z miasta położonego 90km od naszej budowy. Zamieszanie zaczęło się już dnia poprzedniego, tzn w środę. Konkretnie, zaczęło się od histerycznych w tonie komunikatów medialnych, że w nocy środa/czwartek oraz w sam czwartek będzie śnieg, mróz, wiatr, zawieje, zamiecie, gołoledzie, sodoma, gomora, plagi egipskie, plagi syberyjskie, plagi marsjańskie, Dzierżyński z Leninem pospołu z grobów wstawszy będą samochody z dróg do rowów spychać, a w samej Warszawie niejaka Hanna Gronkiewicz-Waltz (wg pewnych kręgów główna winowajczyni tego, że zima do Warszawy przyszła i że śnieg złośliwie pada) osobiście będzie stała z łopatą i rechocąc złowrogo dorzucała śniegu samochodom pod koła. A i śnieg miał padać, zapomniałem chyba napisać. Duuuuużo śniegu. I żeby broń boże nie wyjeżdżać samochodem z domu, bo Jezus Maria, zasypią, poślizgną i zasypią, zostanie się w zaspie na dni całe, nie dojedzie się, a w domu dzieci będą płakać, znikąd pomocy, NIE JEEECHAAAAAĆ!!!!! Nastał czwartek, godzina ósma z minutami, dzwoni umówiony kierowca bombowca: - I jak, jedziemy? - No chyba tak - mówię - ale słyszał Pan prognozy? - słyszałem, ale liczę na to, że od rana te główne drogi już są odśnieżone, a przecież gierkówka (którą mieliśmy jechać) to jedna z główniejszych. Ponieważ tak czy tak, ja najpierw miałem prywatnym samochodem przejechać na budowę, a on mnie miał stamtąd zabrać, stanęło na tym, że jadąc zorientuję się, jaka jest sytuacja. Zaczęło się nieciekawie. Wyposażony w kanapki, szalik, czapkę, rękawiczki wciśnięte mi w ostatniej chwili przez troskliwą małżonkę wsiadłem do samochodu, przekręcam kluczyk.... - chłechłechłechhhhłeeechhhhłeeeeechhhhhhh...hhhh....hhhhh.......... i ch... ! Cóż, kable rozruchowe szczęśliwie mam, kupione dawno temu, przydały się już wielokrotnie, głównie do ratowania cudzych czterech liter co prawda, ale trzeci raz z kolei uratowały i moją, przy niejakiej pomocy sąsiada, który się jak raz napatoczył. Uruchomiwszy auto, ruszyłem w drogę. Jadę sobie, jadę i nadziwić się nie mogę potędze mediów. Owszem, śnieg pada, trochę go na drogach leży, ale i nie jest to nic strasznego i naród się na tyle skutecznie medialnej paniki wystraszył, że większość ludzi chyba się nie odważyła wsiąść za kierownice, ulice puściutkie, zero korków (chyba, że gdzieś pod górkę TR się rozkraczył, wtedy, niestety mogiła, ale szczęśliwie na moim kierunku żadnych takich nie było). Na budowie zasypane śniegiem na pół metra, trzeba było złapać za łopatę i odkopać podjazd choć na tyle, żeby się dało tam auto wstawić. Nic, chciało się domu, trzeba się przyzwyczajać do zimowej porannej gimnastyki. Podjazd w każdym razie odkopałem, auto wstawiłem, załamałem się po spojrzeniu na licznik gazowy i zobaczeniu, ile obecnie piec gazu ciągnie na dobę (zeszło mi juz do 3-4m3/doba, a teraz z powrotem 15... ), po czym ruszyliśmy w drogę. Dojechaliśmy po te meble bezproblemowo, puste drogi, owszem, śliskie, ale bez jakichś straszliwości, meble zostały załadowane, powrotna droga również bez problemów, choć przez samą Warszawę trzeba było jechać objazdami, bo na naszej wlotówce TIR się rozkraczył w poprzek ulicy. Na miejscu rozładowaliśmy meble, zapłaciłem za transport i mówię jeszcze kierowcy, żeby zaczekał chwilę, ja sprawdzę, czy dam radę odpalić mój samochód, bo rano miałem problemy. Podchodzę do auta, macam się po kieszeniach... macam się jeszcze raz po kieszeniach, tylko bardziej nerwowo... macam się bardzo nerwowo po kieszeniach... jeszcze raz macam się po WSZYSTKICH kieszeniach, uważnie przeglądając, co w nich mam... wreszcie staję na środku podwórka i gromkim głosem wygłaszam dłuższą przemowę złożoną z kilku w zasadzie wyrazów, łączonych w przeróżnych konfiguracjach, może nie będę jej cytował w całości, napiszę tylko, że z owej przemowy do powtórzenia nadawałyby się jedynie dwa wyrazy: "zgubiłem" oraz "klucz". Dalej nastąpiła nerwowa bieganina i poszukiwanie. Miałem te klucze jadąc jeszcze bagażówką (sprawdzałem, z nieistotnych powodów), więc musiałem je zgubić albo w bagażówce, albo przy noszeniu mebli. Bagażówkę przeszukaliśmy - nie ma. Dom przeszukaliśmy (tam, gdzie meble były noszone) - nie ma. Została droga pomiędzy: ulica, na której bagażówka stała (nie odważył się wjechać na podwórko) oraz dobre 30-40m drogi od niej do drzwi, prowadzącej przez kopny, pierwotnie dobrych 30-40cm gruby i puszysty, a obecnie częściowo ubity i wielokrotnie przemieszany naszymi kopytami śnieg. Znaczy rzecz beznadziejna, zwłaszcza, że zrobiło się już ciemno, a kluczyk od samochodu (on był solo) nieduży. Mimo to szukałem długo. Bez skutku. Dupę mi uratował kolega, który poproszony przywiózł mi od żony klucz zapasowy (dzięki Marcin !!!), do domu wróciłem póóóźnym wieczorem, kupując jeszcze po drodze nowy akumulator do auta. Przed spaniem zdążyłem się jeszcze na pociechę dowiedzieć z internetu, jak dużym problemem jest taki zgubiony kluczyk. W skrócie: fakt zgubienia oryginalnego kluczyka należy zgłosić ubezpieczycielowi, inaczej nici z ubezpieczenia, dorobienie zaś nowego kluczyka kosztuje od kilkuset PLN u rzemieślnika (kluczyk z immobiliserem i pilotem) do ok. 1000PLN w ASO. Na szczęście dziś nastał nowy dzień. Śnieg nie pada, Hanna Gronkiewicz-Waltz nie rechoce złowrogo na ulicach, na ulicach w dalszym ciągu pusto i bezkorkowo, a do pełni szcześcia miałem jeszcze telefon od bagażowego, który obwieścił mi, że ma dla mnie dobrą wiadomość - znalazł mój kluczyk. Wpadł był sobie (kluczyk, nie bagażowy) do kieszeni w drzwiach, przy których siedziałem J. Edytowane 3 Grudnia 2010 przez Jarek.P Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gosiek33 03.12.2010 19:14 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 3 Grudnia 2010 szukam komentów... ale w końcu doczytałam - bezpośrednio... http://www.123video.nl/img/smileys/smile001.gif aż się spociłam czytając o śniegu, Gronkiewicz z łopatą i kluczykach.... kiedyś miałam podobne zdarzenie, znaczy zgubiłam kluczyki do samochodu, już byłam w salonie zamawiać nowe ... jednak tknęło mnie... wpadły mi za fotel w mieszkaniu Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 03.12.2010 20:21 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 3 Grudnia 2010 (edytowane) A bo te klucze to takie złośliwe bestie są... Ale, ale, opisując szczególność dnia wczorajszego zapomniałem na śmierć o jeszcze jednej rzeczy, która uczyniła ów dzień szczególnym. Zatem owa rzecz, swój osobny odcinek będzie miała. Otóż... nasze domowe zoo się rozszerzyło. O jedno zwierzątko. Które sobie przyszło w ciepełku spędzić zimę, biedactwo jedno. Konkretnie, czekając na kolegę stwierdziłem, że sobie herbaty zrobię. Otwieram zatem szafkę będącą zaczątkiem naszej kuchni, a tam... SZCZUUUUUÓÓÓÓÓÓUUUUUURRRRR!!!!!!! Nie, nie narobiłem pisku, nie wskoczyłem na tąże szafkę zadzierając z wrzaskiem... sam nie wiem, co, ja nie blądynka (Ą!!!). Niemniej szczur mi uciekł w czeluści szafki niemalże spod ręki. Po pierwszym szoku przyładowałem w szafkę z kopa, wywołując wewnątrz panikę. Drugi i trzeci kop spowodowały, że szara, ogoniasta błyskawica przeleciała z szafki za lodówkę. Stamtąd małpiszona nie mogłem już przepłoszyć, lodówki odsuwać mi się nie chciało, póki co zostawiłem, zająłem się czymś innym. W międzyczasie usłyszałem z kuchni dość głośne szelesty - aha, znaczy szczurek się gdzieś przemieścił. Poszedłem po chwili do kuchni, cośtam w niej robię i w pewnej chwili słyszę, że wór ze śmieciami (duży, 160l, niemal pełny, głównie śmieci bieżące, m.in. spożywcze, w końcu na budowie jeść też czasem trzeba) się rusza. Wór oberwał z kopa - dalej się rusza. I w tym momencie wyskoczyła mi nad głową żarówka. No taka, jak u Pomysłowego Dobromira. Złapałem za górę wora, ścisnąłem i szybko z worem na taras. I udało się. Więcej, do końca dnia nic już w domu nie szeleściło, bydlak musiał być tylko jeden, zesławszy go na sybir, pozbyłem się tym samym problemu. Zwłaszcza, że szybki remanent możliwych dróg dostania się do wnętrza domu wykazał, że jest tylko jedna możliwość - szpara pod drzwiami garażu (nie ma jeszcze płytek, więc drzwi nie dochodzą), którą od razu obetkałem deskami. I mam nadzieję, że to wystarczy... Tak więc... łasica w herbie chyba będzie musiała mieć towarzystwo... J. PS: no dobra, kuna, nie łasica. Ale to zdaje się niemal to samo jest, Łasica jest kunowata, czy tez kuna jest łasicowata... nie wiem, nie znam się, w każdym razie to i to ma futro, cztery łapy, długi ogon i cwaniacką mordę. Edytowane 5 Grudnia 2010 przez Jarek.P Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Zbigniew100 05.12.2010 17:18 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Grudnia 2010 Fajnie się czyta Twój dziennik w ten zimowy wieczór. Wpadłem na koniec, muszę zacząć czytać od początku. Puki co pozdrawiam:bye: Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 09.12.2010 19:57 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Grudnia 2010 (edytowane) @Zbigniew100 - dzięki, również pozdrawiam A wracając do Dziennika... Wojna! Tora Tora Tor... yhm... ten... Szczura Szczura Szczura! Nie Będzie Szczurzysko Pluło Nam W Twarz! I Dzieci Nam ... cośtam cośtam! Póki co, po zastosowaniu broni chemicznej wynik wojny dwa do zera. Po stronie Agresorów jeden zesłany na sybir i jeden poległy w wyniku ataku chemicznego, straty obrony to ponadgryzane i podejrzanie podśmiardujące pół kilo cukru do wywalenia. Oto nędzny zewłok agresora, sfotografowany ku przestrodze, a zaraz potem z wszelkimi honorami przynależnymi poległemu wrogowi zgarnięty na łopatę i wypiżony za drzwi gdzieś w uliczne błoto. http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TQEfykvU54I/AAAAAAAADmk/bMvTyXDf0fM/JP091652.jpg W przerwach między bitwami, patrolowaniem okopów i uzupełnianiem amunicji w działkach typu Vulcan M61 wyposażonych w automatyczne naprowadzanie na cel http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/8/89/Vulcan1.jpg/797px-Vulcan1.jpg w każdym razie, w tych krótkich chwilach, które pozostały, poprawiłem wreszcie montaż baterii chirurgicznej w kotłowni, uzupełniając jej przyłącze o przedłużki i w rezultacie mogąc założyć maskownice. Tak to wygląda obecnie, bateria już się lekko spatynowała, ponieważ regularnie myję pod nią pędzle i wałki malarskie. http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TQEuXhsO-PI/AAAAAAAADnc/BJ2-IW0erQw/JP091656.JPG Dalej - zaczął się malować pokój Wyjątka. I tu będzie dygresja: Drodzy.. Rodzice. Takoż Dziadkowie, Wujkowie, Ciocie, Babcie i wszyscy inni mający kontakty z dziećmi. Uprasza się. Nie czynić dziecku obietnic bez pokrycia. Albowiem dzieci mają pamięć jak słonie. Zwłaszcza w temacie obietnic. I potem z głupiego "Jak zjesz kaszkę, dam ci zajączka" zostaje dziecku trauma na resztę życia, że zjadło to ohydztwo, mało pawia pod stół nie puszczając, tylko i wyłącznie z powodu owego zajączka a tu co? A tu duuupa, a nie zając. Nie ma. Obietnicodawca się sianem wykręca i spać wygania. Dlatego, zanim się coś dziecku obieca, warto się ze dwa razy zastanowić. I/lub w porę w język ugryźć. Albo na wszelki wypadek nie obiecywać nic. Tylko, kurcze, czasem się, niestety coś wymsknie. No i wtedy nie ma przeproś, trzeba być konsekwentnym... Dlaczego to wszystko opisuję? Ano daawno daaawno temu, chyba jakoś w lato, byliśmy na budowie całą rodziną, a niżej podpisany za pomocą wałka malował swój warsztat. Wyjątek patrzył jak urzeczony i koniecznie, ale to KONIECZNIE chciał też. Czymkolwiek, kijem, własną ręką, byle coś wsadzić w kubełko z farbą i też malować, po wszystkim, po ścianach, po drzwiach i oknach, po mamie,. po sobie, wtedy dziecię byłoby dopiero szczęśliwe. I ja wtedy, zamiast jak należy ryknąć "won, gówniarzu!", chciałem być dobry tata i dziecku naściemniałem, że teraz to nie można, bo jest tylko jeden wałek, nie ta pora roku, zła faza księżyca i chyba jeszcze na ustawę parlamentu w Kwabongo się powołałem, ale za to, jak będziemy malować poddasze, to Wyjątek będzie mógł pomalować swój pokój. Tak mi się to palnęło bezmyślnie. No i kurcze, mogiła. Dziecko się o to, kiedy będzie malować swój pokój dopytuje od tamtej pory przy każdej okazji, która choć trochę mu się z malowaniem kojarzy. I nie żadne, czy będzie mógł malować. Że będzie mógł, to on wie, bo przecież Tata obiecał, a jak Tata coś obieca, to to jest święte. On się w związku z tym nie pyta nawet: "czy?", on się pyta: "kiedy?". Cytuję: "Noo kieeeedyyyyyy??????!!!!!!????", koniec cytatu. No i trzeba będzie słowa dotrzymać. W Leroju widziałem jednoczęściowe kombinezony malarskie z flizeliny, takie, które zakrywają ciało w stopniu... no gdzieśtam 99,9%, gdyby to uzupełnić o gogle narciarskie, byłoby pełne 100% i wtedy możnaby zaryzykować, ale, kurcze, tych kombinezonów nie produkują w rozmiarze 116cm, niestety. W każdym razie już wynegocjowałem z Wyjątkiem, że całość pokoju pomaluję ja, bo on nie da rady, ale za to on pomaluje swoje dwa garaże. Póki co całość jest zagruntowana i czeka: http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TQEua-Gm5GI/AAAAAAAADnY/I_s2g3smuq4/JP091660.JPG W pokoju gościnnym zaś zostały wykonane ostatnie poprawki (o nich za moment) po czym wtachałem tam pierwsze... Baczność! MEBLE Spocznij! Meble! Prawdziwe! Nie ma tam jeszcze co prawda podłogi, ale meble już są. I po trudzie i znoju można się położyć i przeeespać. We własnym domu... http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TQEwklpDL7I/AAAAAAAADnw/152tz3-GEQ8/JP091673.JPG Przed chwilą zdjęcie widziała moja małżonka i oczywiście źle tą komodę postawiłem, miała być na ścianie zewnętrznej. Znów do projektu nie zajrzałem, eeechhhh... A'propos projektu - chciałbym przy pomocy innego zdjęcia zwrócić uwagę na kunszt projektowy mojej żony. Projektując ten dom, od razu wrysowywała zagospodarowanie. Mnóstwo rozwiązań konstrukcyjnych u nas, tak mocno dziwiących kolejne ekipy, jest własnie wynikiem takiego czy innego zagospodarowania. W pokoju gościnnym miała się mieścić wersalka. I, jak widać, zmieściła się. Z luzem 5cm... http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TQEwD8SvlqI/AAAAAAAADnk/YVp1KRq4yVs/JP091665.JPG A we wnęce za ścianką podpierającą dach lukarny wystarczy wstawić półeczki W każdym razie ewentualnych chętnych na projekt indywidualny domu zapraszamy, zapraszamy Zdjęcie (jedno i drugie) wyszło strasznie niewyraźne, jakby "komurą" robione - to wynik wcześniejszego zamiatania pyłu z podłogi - tuman musiał jeszcze w powietrzu wisieć i flesz dał taki efekt... Co do ostatnich poprawek - wstawiłem drzwiczki szachtu z zaworami odcinającymi naszej łazienki. Łazienka jest malutka, zaworów w niej nie było gdzie zrobić, wymyśliłem, że dam je w korytarzyku pokoju gościnnego, gdzie jest na to miejsce, a przeszkadzać nikomu nie będą. Tak to wygląda: http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TQEwGndA53I/AAAAAAAADno/Ls-tJqzktM8/s800/JP091669.JPG A tak za drzwiczkami. Drzwiczki niestety kupiłem za małe. Mierzyłem je po obrysie wewnętrznej strony ramki i wychodziło mi, że będą dobre, ale niestety nie przewidziałem, że oś obrotu drzwiczek część tego obrysu zajmuje. I musiałem rant drzwiczek podciąć szlifierką. Na razie niech będą, a jak zaczną rdzewieć - wymienię na inne. http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TQEwiAQ3-NI/AAAAAAAADns/F_8jSIYF4C8/s640/JP091670.JPG I na koniec wreszcie - termowizja dla ubogich - po śniegu leżącym na dachu znakomicie widać jakość ocieplenia poddasza. Znakomicie to ilustruje przykład dwóch moich niedalekich sąsiadów. Jeden przyoszczędził i nie dał ocieplenia w szczycie dachu (ponad poziomem poddasza), przez co zimą ma dach a'la flaga Monako. Znaczy miałby, gdyby miał dachówkę czerwoną. Albo Monako flagę brązowo-białą. Inny sąsiad z kolei ma dach, na którym regularnie poszczególne elementy konstrukcyjne dachu (ich zarysy znaczy) odznaczają się w topniejącym śniegu U nas chyba nie jest tak źle. Północna połać dachu - śnieg leży mniej więcej równo po całości, tendencję do przyspieszonego topnienia widać jedynie na połaci nad garażem, dokładnie w zarysie pomieszczenia pod nią. Swoją drogą, ciekawe, dlaczego akurat tam, a gdzie indziej już nie. http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TQEfy2Ec0kI/AAAAAAAADmo/_NcfRlmI2Cc/JP091653.jpg Z drugiej strony domu zaś śnieg nam się musiał zsunąć z dachu: http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TQEfzPp6HvI/AAAAAAAADms/Em9W8Xmslmc/JP091654.jpg Szkód po drodze nie narobił, rynny nie oberwał, zaspa pod połacią nie przeszkadza, więc w sumie nie jest źle. J. Edytowane 9 Grudnia 2010 przez Jarek.P Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Zbigniew100 09.12.2010 20:20 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Grudnia 2010 Pomysł z drzwiczkami udany.ja bym je pomalował w kolorze ściany, nawet emulsją, nie muszą być tak widoczne. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 09.12.2010 20:37 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Grudnia 2010 Szczerze mówiąc metalowe gładkie drzwiczki pomalowane farbą emulsyjną dla mnie byłyby mało atrakcyjne. Można by dobrać spraya w takim kolorze i pociągnąć drzwiczki sprayem, ale chyba mi się nie chce. Takie rzucające się w oczy mi absolutnie nie wadzą. Ale dzięki za podpowiedź. J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 12.12.2010 17:59 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 12 Grudnia 2010 (edytowane) Weekend niestety miałem niebudowlany, więc była jedynie krótka wizyta na budowie. Wieści z frontu - brak. Wróg zszedł był do podziemia, gdzie się przegrupowywuje przed decydującym atakiem ani chybi i pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że będzie to ostatnia bitwa "o honor", a nie ogłoszenie Dżihadu, zejście do partyzantki i podjęcie działań terrorystyczno-sabotażowych. W każdym razie ogłaszam, tu w tym miejscu, że jak odstąpią, to odpuszczę, w lesie niech sobie żyją, nie przeszkadza mi. Ale niech ja tylko jeden ślad zębów na przewodzie jakimś znajdę... chociaż jeden, malutki.... Czasu dużo nie miałem, więc i za duże roboty się nie brałem, ale jedną małą zrobić się udało. Kratkę ściekową w kotłowni. Kotłownia - jak to kotłownia, rury, rurki, rureczki, przyłącze wodociągowe, kran czerpalny, z którego się leje wprost na podłogę, do tego pralka, która też teoretycznie może powódź spowodować, ociekające czasem wodą pranie suszące się u sufitu - wszystko to spowodowało, że w tym pomieszczeniu miała się pojawić w podłodze kratka. I tu na dzieńdobry coś, na co ja niestety wpadłem już zbyt późno, a szkoda, bo mnóstwo zachodu by oszczędziło. Na etapie projektowania kanalizy mój tok rozumowania był prosty: kratka ściekowa => ścieki = > kanalizacja, wniosek: kratkę trzeba podłączyć do kanalizacji. Było to dla mnie tak oczywiste, że nawet do głowy mi nie przyszło zastanawiać się nad alternatywami. A tymczasem jest to bardzo kiepskie rozwiązanie. Dlaczego? Ano dlatego, że kanalizacja śmierdzi. W normalnych przyborach typu kibel czy umywalka przed przedostawaniem się owego smrodu do pomieszczeń chroni syfon wodny (oczywiście o ile kanaliza jest dobrze zrobiona, nikt nie zaoszczędził na jej wentylacji, dobrze rozplanował odgałęzienia i przemyślał ich napowietrzanie, dzięku czemu syfon działa jak należy - to tak na marginesie). W takiej kratce ściekowej też oczywiście jest syfon, ale niestety, syfon ma to do siebie, że wymaga obecności w nim wody. A woda paruje... W zlewie, kiblu, wannie jest regularnie uzupełniana, w kratce podłogowej natomiast tego stałego dopływu świeżej wody nie ma. I co? I śmierdzi. Po prostu. Rozwiązanie jest - zamiast zwykłej kratki za 30PLN wystarczy kupić kratkę pięć do dziesięciu razy droższą, wyposażoną w zawór antysmrodowy. Przy czym "wystarczy kupić" to też jest fajny tekst, bowiem znaleźć taką kratkę jest baaardzo ciężko. W popularnych sklepach ich na ogół nie ma, sprzedawcy nie za bardzo wiedzą, o co chodzi, jeśli nawet wiedzą, to nagminnie usiłują wciskać kratki z zaworem zwrotnym, zabezpieczającym przed "cofką" jako właśnie to, co trzeba. Tak czy tak rozwiązanie drogie, dość kłopotliwe i podobno też nie idealne, bowiem te zawory podobno różnie działają, nie zawsze idealnie, wymagają dbania o ich czystość. A tymczasem wystarczyło chwilę pomyśleć w sposób twórczy.... czy ktoś do tej kratki będzie sikał, bądź coś jeszcze gorszego robił? Nie. Będą w nią zlewane jakieś straszliwe chemikalia? Nie. A co będzie w nią czasem, od wielkiego święta wlatywało? Wooodaaaaa. A gdzie wodę można odprowadzić? Wszędzie? Ano właśnie... Wystarczyło od tej kratki rurę poprowadzić nie do kanalizy, a do najbliższej zewnętrznej ściany, na zewnątrz. Zakończyć krótką, zakończoną kapinosem rurką tuż nad poziomem gleby, a żeby przez nią przeciągi do domu nie hulały, możnaby jeszcze na wylocie zamontować jakiś zaworek zwrotny, nie wiem, klapę "burzową" czy coś takiego, co się otworzy pod naporem wody od wewnątrz a normalnie będzie zamknięte. No, ale niestety, u nas rura była już podpięta do kanalizy, pruć wylewek mi się nie chciało, a ponieważ zupełnym cudem i przypadkiem kupiliśmy w tygodniu kratkę z zaworem p/smrodowym, w piątek właśnie zostało ustrojstwo zainstalowane, przynajmniej w swojej "podziemnej" części. Trzeba było w tym celu odrobinkę rozorać wylewkę: http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TQT_v8cOauI/AAAAAAAADoY/h7SRJ_Fse3A/JP101675.jpg Widać przy okazji na zdjęciu, jak cienka wyszła wylewka na środku pomieszczenia, gdzie jej ubyło z racji wykonanego do środka spadku. Trochę z tym spadkiem wylewkarze przesadzili zresztą, o czym za chwilę napiszę. Poza wylewką, na zdjęciu wycieczka widzi 10cm styropianu, izolację poziomą (folia, pod folią papa termozgrzewalna, pod papą chudziak doszczelniony dysperbitem). Obok dziury - podstawa kratki. Pierwsza faza ustawiania ustrojstwa: http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TQT_wU7nGPI/AAAAAAAADoc/RY69wfgLdjo/JP101677.jpg Na zdjęciu nie widać, więc dopiszę, że "solidną podstawę" kratce zapewnia kupka ułożona z trzech warstw ścinek płytek glazury ściennej. A naokoło poszła pianka poliuretanowa. Będzie i stabilnie i dość szczelnie, zwłaszcza, że na wierzch nakleję plaster folii budowlanej, który całość doszczelni na wypadek jakichś przecieków między kratką a gresem podłogowym, szczeliny mam zamiar dodatkowo zapaprać jakimś uszczelniaczem. I całość po zapiankowaniu, zabezpieczona jak należy przed wypchnięciem przez piankę do góry: http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TQT_ww21-4I/AAAAAAAADog/7A8BkYb-8us/JP101679.jpg Płytki oparte o bok konstrukcji pełnią bardzo ważną rolę - pomagają całości w byciu idealnie poziomo - coś prężyło i całość miała tendencję do delikatnego pochylania się właśnie na tą stronę, tych kilka płytek było pierwszą rzeczą, która mi podeszła pod rękę, jak to ustawiałem, wystarczyły całkowicie.Deska i ścinek płytki podłogowej mówią rosnącej piance "Halt ! " - no rosła skubana i jak konstrukcję ustawiałem, zaczęła przeszkadzać, musiałem czymś jej zapędy ograniczyć. Ponieważ po zainstalowaniu tej kratki miałem jeszcze trochę czasu, pociągnąłem dalej podłogę w kotłowni. I przy tej podłodze na moment się zatrzymam. Wygląda ona tak: http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TQT_xAr3lfI/AAAAAAAADok/Vz7WFlBPJn0/JP101680.jpg Gdyby ta podłoga była równą, poziomą płaszczyzną, to rzecz byłaby prosta: płaszczyzna, jaka by nie była, da się pokryć prostokątami, jest to równie oczywiste, jak "kartka w kratkę". Tu, w tym pomieszczeniu jednak, podłoga płaszczyzną nie jest. Podłoga jest niecką... No niestety, na środku pomieszczenia jest kratka, całość wylewki została więc wykonana ze spadkiem do środka, spadek jest uformowany w formie bardzo mocno rozwartego stożka, wylewkarz formował go w ten sposób, że długą łatę oparł końcem o miejsce zainstalowania kratki, po czym zaczął tą łatą "chodzić" jak wskazówką zegara, zbierając materiał wylewki i tym samym formując stożek. Zebrał sporo - wylewka na końcu pomieszczenia ma 6cm, przy kratce zaś może ze 3.Ja jestem glazurnik - amator i w dodatku samouk i szczerze mówiąc nie wiem, jak by sobie z taka podłogą poradził glazurniczy mistrz, pomieszczenie nie tak znów duże, płytki 33x33cm, układane równolegle do ścian pomieszczenia. Siatki Merkatora się z płytek nie zrobi, za dużo docinania by było. Ja radzę sobie "gubiąc" rozchodzące się płytki na fugach, ale za dużo w ten sposób zgubić nie mogę, bo narożniki się w końcu zaczynają mijać, dostępny ruch jest minimalny, więc i spadek jestem w stanie wyrabiać jedynie minimalny, gdzieś tak z połowę mniejszy niż ten wyrobiony przez wylewkarzy (oni zrobili ponad centymetr na metrze, ja zaś go niweluję do max. 5mm na metrze). Ma to tą dobrą stronę, że ta cieniutka wylewka prrzy kratce robi się sporo grubsza o warstwę kleju, która bezpośrednio przy kratce wychodzi ponad centymetrowa, ale jednak mam tu pewne wątpliwości, czy tego nie dałoby się zrobić inaczej, lepiej. I ostatnia rzecz na dziś - termowizji dla ubogich część druga - tym razem zdjęcie od strony południowej: http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TQT_xoIqwnI/AAAAAAAADoo/wDYhYfqOkyA/JP101681.jpg I na nim ciekawostka. Na górze dachu śnieg leży grubiej - odpowiada to mniej więcej części poddaszowej, ocieplonej co prawda, ale odciętej sufitem od reszty budynku. Sufit jeszcze nieocieplony, ale jakąś barierę stanowi, efekt widać i jest to zrozumiałe. Niech mi ktoś jednak podpowie, jak można wytłumaczyć niemal całkowity brak śniegu na samym dole dachu? Na jego części wywieszającej się nad tarasem, a więc wogóle nie mającej pod sobą ogrzewanego pomieszczenia? Zachodnie wiatry (od lewej) zwiały? Czy może - dość wydumana teoria spiskowa - tam akurat jest dziura w wiatroizolacji i gdzieś spod dachówek z domu ciepło dmucha? J. Edytowane 13 Grudnia 2010 przez Jarek.P Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
amstrong89 13.12.2010 20:58 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Grudnia 2010 Jeżeli paroizolacja jest dobrze uszczelniona na stykach ze ścianą to nie powinno ciepło wydmuchiwać.(Paroizolacja pod wełną). Powietrze może też przelatywać przez zakład między dwoma foliami paroizolacyjnymi pod dachówką. Jeżeli była tam dawana taśma obustronna, lub odpowiednio napięta to nie powinno dmuchać. Może po prostu ta część dachu jest osłonięta od wiatru. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 13.12.2010 21:51 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Grudnia 2010 Ta zagadka już się chyba wyjaśniła - obejrzałem uważnie zdjęcie w oryginalnej rozdzielczości i na powiększeniu widać, że na tym fragmencie bez śniegu, resztki śniegu siedzą w szparach między dachówkami. Gdyby dmuchało ciepłym powietrzem spomiędzy dachówek, to własnie przede wszystkim tam by śniegu nie było, tak więc ewidentnie z tego fragmentu zachodni wiatr musiał zwiać. A co do paroizolacji - poddaszowcy u nas jej dół wywijali na szczyt ścianki kolankowej, pod wełnę - twierdzili, że zawsze tak robią i że jest to szczelniejsze od folii przyklejanej taśmą do ściany, bo taśma od ściany się odklei, a taka przyciśnięta wełną folia sama nie wstanie. Brzmi w sumie sensownie, zwłaszcza, że ta taśma używana przez nich do klejenia folii jakaś supermocna faktycznie nie jest... J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Inż. 14.12.2010 12:06 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Grudnia 2010 Mam pytanie: Co było argumentem, że nie masz na dachu płatków (lub innych urządzeń) przeciwśwniegowych? Bo widzę, że już lawiny Ci z dachu schodzą... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 14.12.2010 12:32 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Grudnia 2010 W centralnej Polsce płotki p/śnieżne są ogólnie rzadko spotykane, więc szczerze mówiąc nawet się nad tym nie zastanawialiśmy. Realnie jednak patrząc - nasz dach jest dość skomplikowany, żadna połać na nim nie stanowi zbyt dużej, płaszczyzny, zawsze w dodatku coś tam na niej jest, a to lukarna, a to komin, więc te lawiny nie są (nie będą) duże. Rynny też są poniżej płaszczyzny połaci, więc są bezpieczne, pod domem, tam, gdzie te lawiny mogą schodzić, też nic wrażliwego na przetrącenie się nie znajdzie, tak więc chyba szkoda by było zachodu. Zwłaszcza, że jeśli się okaże, że jest to problem, płotki zawsze można doinstalować. J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 14.12.2010 22:14 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 14 Grudnia 2010 Gazie, paliwo moje, Ty jesteś jak zdrowieIle Cię trzeba cenić, ten tylko się dowieKto za Cię płaci... Dziś cenę twą w całej ozdobie. Widzę i opisuję, bo tęsknię po Tobie. Gazomierzu żółty, co metry gazu liczyszI z szafki swej wynikiem zużycia krzyczysz,Ty w dziewiczym stanie wskazywałeś zeraZa jakie grzechy tak mnie krzywdzisz terazZrób coś, spuść pomroczność na inkasenta oczyAlbo sam spróbuj, niech się twe liczydło zbloczySpraw, żeby spokojniej oddychało me łonoTymczasem przenoś moją duszę umęczonąDo tych pagórków leśnych, do tych łąk zielonych, rurociągiem gazpromu wcale nie skażonych Do tych pól malowanych zbożem rozmaitem, Wyzłacanych pszenicą, posrebrzanych żytem;I temperatury plus dwadzieścia w powietrzuSłonka świecącego i ani śladu deszczu Słonioooocyyyyyyyy...... ....echo......echo..... J. (i pierwsza faktura za gaz, obejmująca dwa ostatnie miesiące, 550PLN za miesiąc) PS: lekarzy nie wzywać, już nie warto. Żółte pigułki łykam, zielonych nie łykam, bo nie pomagają i sufit mnie po nich za bardzo przygniata, niebieskie wszystkie mi uciekły, a te czerwone zabrał lekarz, ten, co był ostatnio wraz z pielęgniarzem. Przywieźli nowy kaftan do przymiarki, było miło... PS2: wszystkim zastanawiającym się, czy tynk gipsowy, czy cementowo-wapienny, radzę z całego serca: gipsowy! Mniej się zęby potem niszczą przy obgryzaniu ze ścian i jakoś szybciej idzie. PS3: Natenczas Jarek.P wyjął swój długi cętkowany, krętyyyyyy......aaaaaaa, nieee, sioostrooo, nie zastrzyk, nie teeerazzz, JA MAM WENĘ, JA MUSZĘ PI...saaaaa...... spaaaaać.... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 18.12.2010 22:11 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Grudnia 2010 Wieści z frontu: 3:0 Ten kolejny punkt dla nas znalazłem dziś w wiaderku z wodą - utopiło się biedactwo. Biedactwu rzecz jasna na pohybel, ale niepokojące w tym wszystkim jest coś innego: kolejne znalezione zdechalctwo świadczy o tym, że szczury w domu cały czas są. Więc albo wcześniej nas skolonizowały na tyle skutecznie, że teraz mamy w domu całą szczurzą populację i nie, nie chcę wiedzieć, czym bydlaki się żywią, albo jednak jakaś droga wejścia do domu cały czas jest... Jak to zresztą Wyjątek dziś zgrabnie ujął: - Bo tu scury nagrasowały. Baldzo się tym zmaltwiłem, że te scury nagrasowały na ten styropian. W każdym razie szczurki nagrasowały nie tylko na styropian, ale i w okolice kuchenki i na blat szafki kuchennej. Ratatuje pier... dzielone. Dziś odkryłem kolejną potencjalną drogę wejścia - peszel wyprowadzony z minirozdzielni w garażu na zewnątrz domu. Póki co pusty i po obu stronach otwarty. I dość gruby, bodajże 45mm wewnętrznej średnicy. Oczywiście natychmiast go zaślepiłem, a w domu rozpocząłem nowy etap wojny, bliższy wielbicielom filmów o Wietnamie. Pułapki konkretnie zacząłem zastawiać Zastanawia mnie jeszcze jedna rzecz: w zeszłą zimę grasowała u nas kuna. I udowadniała, że to jej teren, srając gdzie popadnie. Tej zimy po kunie ani śladu, za to nawiedziło nas stado szczurów. I sra gdzie popadnie. To ja się pytam: co będzie w zimę następną??? Stado dzików? Srających gdzie popadnie? Czy słoń - uciekinier z zoo? I mniejsza o to, co robiący... Dziś był też "Dzień M" M jak Malowanie Wyjątek dopytywał się o to, czy pojedziemy i czy będzie malował swój pokój już tak mniej więcej od tygodnia. Z częstotliwością ze sto pięćdziesiąt razy na dzień. Co więc było robić. Trzeba było sprokurować jakiś kombinezon, wyposażyć Wyjątka w malarskie utensylia, zadbać o BHP i hajda do roboty: http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TQ0pgtFE_3I/AAAAAAAADpA/HqC6JOUhrfQ/s640/JP181747_cr.jpg Początki były, jak to zwykle początki, trudne: http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TQ0pgwkBerI/AAAAAAAADpE/YHGPeyf4RIA/s640/JP181751.jpg Ale potem Mały Mistrz Joda się rozkręcił: http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TQ0pgxA2UrI/AAAAAAAADpI/B2oyGFNFWNY/s640/JP181752_cr.jpg Efekt końcowy: http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TQ0phCYM2HI/AAAAAAAADpQ/nihYlyw76OI/JP181757.jpg I pokój w widoku ogólnym, jak widać, Wyjątkowi troszeczkę pomogłem http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TQ0pg3Kwl4I/AAAAAAAADpM/llKmDrBBn68/JP181756.jpg A jak już przy malowaniu jestem - na koniec dzisiejszego wpisu ciekawostka: ściana probiercza: http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TQ0pkDS5SfI/AAAAAAAADpU/L7lqTMBTIYs/s640/JP181759.jpg Jest to zestaw już chyba kilkunastu próbek farb, wykonanych w poszukiwaniu nieodnajdywalnego: tego jednego, jedynego koloru, jaki żona moja wymyśliła do salonu. Z jednej strony - śmiać mi się chce, jak sobie przypomnę wykańczanie kawalerskiego mieszkania, kiedy to "farba z mieszalnika" została wykonana przy pomocy kubła białej emulsyjnej, kupionego w Castoramie barwnika, wiertarki i małego mieszadła na wiertarce. A dobieranie kolorów trwało... a może z pół piwa. Z drugiej jednak strony - granda jakaś. Ściany mamy jak należy zagruntowane. A jeszcze się nie zdarzyło, żeby jakaś farba na nich wyszła tak, jak na wzorniku. I skoro nawet ja, facet, ze swoją zdolnością do rozróżniania szesnastu barw widzę różnicę, to znaczy, że ona być musi! J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
compi 19.12.2010 12:48 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Grudnia 2010 Pocieszę Cię, że u mnie wizyta polnych myszy zaczęła się od zniszczenia dolnej części pionowej uszczelki w bramie garażowej Hormanna. Wygryzły tak z pięć cm skubane. Od poniedziałku wojna! Tyle że u mnie jeszcze brak ogrzewania i reszty oprócz elektryki, zimno jak diabli i nie kumam czego one tam szukają. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 19.12.2010 21:43 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Grudnia 2010 (edytowane) @compi - toś mnie pocieszył... W każdym razie dzisiejsza kontrola zastawionej pułapki wykazała, że szczurki pułapkę mają w... w nosie. Pokombinuję jeszcze z różnymi przynętami, może jeszcze inną chemię spróbuję. Nie odpuszczę w każdym razie. Dałem radę kunie, dam i szczurom! I tym dzikom przyszłorocznym też pokażę! Kumpla mam, wielbiciela broni czarnoprochowej, ze sporą kolekcją tejże, wszystko sprawne i regularnie strzelane, nie żadne atrapy. Już w zeszłym roku się na kunę oferował. Zaproszę na "nocne czuwanie", kupimy skrzynkę... no taką skrzynkę, do siedzenia na przykład i rozzzzzzstrzelamy sukinkotów! Fffszystkich! Rozsssstrzelamy fszystkich na literę "S", hip! A co do doboru kolorów - dziś się pojawiło światełko w tunelu. Kupiliśmy bowiem kolejny tester, tym razem Bondex. I kolor na ścianie wyszedł oczywiście i tak dwa razy ciemniejszy niż na testerze, ale przynajmniej barwą pasuje doskonale, więc teraz wystarczy wypróbować produkt o ton jaśniejszy tej samej barwy (a jest taki w palecie) i powinno być OK. Niezależnie od tego chcę przeprowadzić jeszcze jedną próbę - przemalować kawałek ściany inną podkładówą (to co jest teraz, to farba podkładowa marki "Casto", a w kolejce czeka już "Śnieżka Grunt") i jeszcze raz przetestuję kilka testerów, jak wyjdą na podkładzie Śnieżki. Bo coś w tym, kurcze, jest - kupiony tester Duluxa rozprowadziłem na papierowej tacce, model "i te frytki do piwa szefie raz proszę" oraz na ścianie. I na tacce wyszedł idealnie tak, jak miał wyjść, a na ścianie o wiele ciemniej. Dlaczego? W każdym razie, zgodnie orzekliśmy, że ta nowa próbka będzie już ostatnią, potem się wybierze coś z tego, co mamy. A reszta próbek, testerów i małych opakowań wziętych na próbę z mieszalnika (zostanie nam tego całkiem sporo, na tej wyżej pokazywanej ścianie probierczej chyba ze dwanaście próbek jest) - no cóż... a wezmę wiaderko, wleje po kolei wszystkie te testery, założę na wiertarkę mieszadło, rozmieszam... i tym, co wyjdzie pomaluję piwnicę. I mam jakieś dziwne przeczucie, że jak już piwnica będzie pomalowana, wejdzie do niej małżonka, stanie w drzwiach, rozejrzy się i zakrzyknie: - O! O taki kolor od początku mi chodziło! A wracając jeszcze do dobierania kolorów, żeby nie było jednak, że to wina podkładu - wczoraj kupiliśmy pierwsze dwa parapety wewnętrzne. Sosnowe, surowe. I dwie małe puszki lakierobejcy, wg wzornika najbardziej podobne do koloru naszych okien. I co? I duupa, jak się okazało, jedna owszem, jest podobna, ale o wiele za ciemna (i ze dwa razy ciemniejsza niż na wzorniku), a druga w ogóle w inny kolor leci. Fatum jakieś? Klątwa murarza? Krasnoludki z braku mleka do farb sikają? J. Edytowane 19 Grudnia 2010 przez Jarek.P Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.