Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 3,3k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Dziękiję Wam za życzenia :)

 

A kontynuując wcześniejsze, odrobinkę na chybcika napisane podsumowanie dwóch lat spędzonych na budowie - przedstawiłem krótką historię powstawania samego domu, to co jednak było widać na zdjęciach, to dzieło ekip. Pora na podsumowanie tego, co powstało "temi rencami" :)

 

Zaczęło się odrobinę przed dniem "W", od takiej oto eleganckiej skrzyneczki (która notabene jest na sprzedaż, gdyby ktoś chciał... nawet z autografem mogę sprzedać ;) )

 

3523_Pr%C4%85d.jpg

 

Niemal równo z erbetką na placu budowy pojawiła się studnia.

 

3521_Studnia.jpg

 

Ta akurat nie została zrobiona "temi rencami", jedyne, co "te rence" z jej powstaniem miały wspólnego, to wręczenie w odpowiednim momencie stosownie grubego pliku stuzłotówek. Z perspektywy zresztą oceniam ten plik jako niepotrzebnie tak gruby. Chcieliśmy mieć porządną studnię i za taką zapłaciliśmy, podczas gdy wystarczyłaby nam połowę tańsza "szpilka". Woda w naszym rejonie i tak nie nadaje się do niczego (pisałem już kiedyś, że nalana do szklanki i odstawiona na pół godziny zaczyna przypominać coś pośredniego między moczem a coca-colą, a zawarte w niej mangan i żelazo pukają pospołu w szklankę od wewnątrz i pytają grzecznie, czy mogą na spacer), do celów ogródkowych superstudnia po prostu jest zbędna. No, ale szastanie pieniędzmi na początku budowy, to jak obecnie już wiem, jest typowy błąd budujących po raz pierwszy.

 

Kiedy tylko powstały fundamenty, trzeba było się zająć pierwszą instalacją z prawdziwego zdarzenia - kanalizacją poziomu zero. Małżonka trochę tutaj oponowała, sugerowała wzięcie do tego fachowca, bo to będzie zakryte, bez możliwości poprawki. Na początku przyznawałem jej rację, ale potem, chodząc po budowie sąsiada i widząc, jak kanalizę poziomu zero zrobili mu fachowcy, stwierdziłem, że ja chyba za taką "fachowość" pożal się Boże dziękuję, ja wolę zrobić amatorsko, ale dobrze.

I robiłem. Trzeba było zacząć od lekkich poprawek przepustów w ściankach fundamentowych, bo murarze się nie popisali:

 

4282_Przepusty%20rozkuwam.jpg

 

Ale potem już szło równo (peszel wzdłuż rury położony został z myślą o czujniku poziomu zawartości w szambie, teraz nim chyba pójdzie zasilanie przepompowni. Tak czy tak PRZYDA SIĘ, polecam!):

 

4987_Kanalizacja%20-%20temi%20rencami.jpg

 

Kiedy tylko dom już stał w formie SSO, kanalizacja poszła w górę:

 

6452_Kanalizacja.jpg

 

Pojawił się też pierwszy, nasz własny, zbudowany w Naszym Domu "kącik cichej zadumy"

 

6986_Kibel.jpg

 

Co prawda jego instalacja była związana z dramatycznymi wydarzeniami:

 

6977_Deska.jpg

 

Ale w końcu się udała! I służył dzielnie do całkiem niedawna. Ja tymczasem poszedłem za ciosem i rozszerzyłem zakres kompetencji o zgrzewanie rur PP. Zacząłem od egzaminu czeladniczego:

 

6755_Zgrzewanie.jpg

 

A uwierzywszy we własne siły, zacząłem tworzyć takie oto cuda:

 

7855_Koniec%20hydrauliki.jpg

 

Upewniwszy się jeszcze tylko, czy wszystko aby na pewno jest szczelne:

 

8948_Pr%C3%B3ba%20ci%C5%9Bnienia.jpg

 

Przesiadłem się na elektrykę. Ponad 3km przewodów do położenia na ściany czekać bowiem nie mogło, tynkarze już na progu tupali (wtedy właśnie mój pracodawca wręczył mi papierek z podziękowaniem za dotychczasową pracę. I paradoksalnie - gdyby nie to, nie wiem, jak bym te instalacje zdążył zrobić...). Kładłem więc:

 

8961_Alarm.jpg

 

Tak, wiem, że brzydko i że odstaje. Zimą, przy trzaskającym mrozie te akurat odcinki robiłem, przewody były sztywne i za diabła się nie układały, przed tynkami potem to gluegunem podklejałem na równo.

Prócz normalnych przewodów energetycznych położyłem też odrobinkę niskonapięciowych. Ot troszeczkę, tak, żeby na alarm starczyło, na jakiś komputer tu i ówdzie i już zupełnie odrobinkę do własnych zabaw w dom inteligentny i takie tam. Naprawdę nie ma nawet o czym mówić...

 

8907_Troch%C4%99%20kabla.jpg

 

(dla pełnej jasności - ta szpuleczka ze zdjęcia to mniej niż 1/3 tego, co zużyłem...)

Potem były tynki.

A zaraz potem - izolacje poziome. Tu wielką pomocą przysłużył mi się mój Brat, któremu niniejszym jeszcze raz dziekuję!

 

JP049435.jpg

 

Na zdjęciu widać jeszcze rurę od odkurzacza centralnego, który rzecz jasna również u nas będzie. Jego instalacja jest jednak na tyle prosta, że nie warta osobnego rozwodzenia się.

Dom nasz również pod względem instalacyjnym jest dość nietypowy, posiada bowiem szacht instalacyjny z prawdziweg zdarzenia. A w nim - drabinki kablowe z prawdziwego zdarzenia. Dane jako bajer i pofolgowanie własnym zboczenim zawodowym, a tymczasem zapełniły się do pełna. Nie wiem, ta odrobinka przewodów, o których akapit wyżej wspominałem spuchła, czy cóś...

 

JP080461.jpg

 

JP100510.jpg

 

Następni w kolejce byli specjaliści od CO. Samodzielnego zbudowania kotłowni się nie podjąłem, a na instalację obwodów CO najzwyczajniej w świecie brakło mi czasu, bowiem w międzyczasie zostałem na powrót przyjęty do pracy. Trzeba się było zatem zdać na fachowców, którzy mieli tą wielką zaletę, że przyszli w pięciu i całośc instalacji CO, która mi pewnie zajęłaby z tydzień, machnęli w jeden dzień, nawet kończąc przed czasem.

 

JP089487.jpg

 

I tu przyszły wylewki, a zaraz potem okna. A my, tym samym, mogliśmy wreszcie poczuć się bardziej "jak w domu" niż "jak na budowie" :)

 

JP049976.jpg

 

CDN

 

J.

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kontynuując:

Ponieważ również od zewnątrz pojawił nam się w międzyczasie pokazywany w pierwszym podsumowaniu zaczątek elewacji, z żoną zaczęliśmy się powoli przyzwyczajać do myśli, że nie jeździmy już "na budowę", tylko do "nowego domu". A w tymże nowym domu zaczęła się wykończeniówka na całego.

Ot, np. uruchomiłem instalację elektryczną:

 

JP070707.jpg

 

Zacząłem również stawiać moje ulubione miejsce w domu (zaraz po warsztacie), jakim będzie "serwerownia". Zabudowana w racku kalibru, którym niejedna firma nie może się pochwalić ;)

 

JP120730.jpg

 

Ponieważ szła zima, a te, za sprawą Globalnego Ocieplenia stały się u nas na powrót takie, jak przed laty, znaczy mroźne i śnieżne, należało uruchomić instalację CO. Powstała więc kotłownia (fachowcy zrobili):

 

JP011256.jpg

 

JP150771.jpg

 

Oraz zawisły grzejniki, już "temi rencami". A takie oto urządzenie zaczęło śnić mi się po nocach i powodować codwumiesięczne wypadanie włosów i problemy trawienne wynikające ze stresu pt.: "ile tym razem przyjdzie do zapłacenia".

 

JP011261_cr.jpg

 

I najważniejsza z prac wykończeniowych - malowanie! To cały czas jest w toku, niemniej już z 50% załatwione. Dominującym kolorem u nas stał się dzięki temu... nie, właśnie, że nie, wcale nie żółty! Bo on w jednych pomieszczeniach jest brzoskwiniowy, w innych miodowy, w jeszcze innych.... jakiśtam! Się nie znam. Żona jak się odezwie, to może napisze, ona będzie wiedzieć.

 

JP082007.jpg

 

Parapety, framugi - wszystko amatorsko lakierowane, a z efektów jestem szczerze mówiąc dumny, bowiem po pierwszych niedoróbkach, zacząłem produkować powłoki jak z komory lakierniczej.

 

JP152156.jpg

 

Kolor lakierobejcy też udało nam się dobrać tak, że parapet niemal nie różni się od okien:

 

JP162193.jpg

 

I wreszcie łazienki. Jedna już w stanie mocno zaawansowanym:

 

JP142624.jpg

 

Pozostałe sobie jeszcze trochę poczekają.

 

I to w zasadzie tyle na dziś. Właściwie mógłbym tak jeszcze długo, wklejać kolejne zdjęcia, chwalić się tym, co zostało zrobione, spowiadać się z tego, co zostało spieprzone, ale w rezultacie wyszłaby mi epistoła nieznacznie jedynie krótsza od całego tego dziennika. Ogólnie mówiąc, budowa domu to... to jest wielka rzecz. Największa epopeja, jaka mi/nam się trafiła w życiu i mam nadzieję, że jednocześnie ostatnia taka. Być może któreś z naszych dzieci kiedyśtam zacznie budować dla siebie, z chęcią wtedy pomogę (jeśli będę w stanie), ale drugi raz budować samemu - o nieeeeee....

I dla jasności - nie, nie żałuję. Ostatnie dwa lata były dla mnie najtrudniejszym okresem w życiu, przede wszystkim właśnie za sprawą budowy (choć niestety nie tylko, jak pisałem wcześniej, na ten okres skumulowało się parę innych, momentami również bardzo trudnych historii), wspominam je jednak jednocześnie jako coś arcyciężkiego, ale i wspaniałego. Bo dało się! Zbudowaliśmy! Daliśmy radę! Stoi!

Tu wypada mi dygresję wstawić - tak naprawdę, to jeszcze nie zbudowaliśmy, cała masa rzeczy jest jeszcze do zrobienia, budynek nie jest jeszcze oddany formalnie i może nie powinienem o tym procesie pisać tak, jakby już został zakończony, choćby dlatego, żeby nie zapeszyć. Ale... z drugiej strony, to już naprawdę końcówka, gdyby nam nawet z jakichkolwiek losowych przyczyn przyszło się przeprowadzić już dziś, teraz, zaraz, byłoby to może trochę kłopotliwe, ale jak najbardziej realne i nawet nie takie trudne. Tak więc, z okazji jubileuszu, pozwolę sobie na takie małe naciągactwo :)

 

Co mogę jeszcze napisać innym, zwłaszcza początkującym?

 

1) ostrożnie podchodzić do wszelkich szacunków. Zarówno kosztów jak i ilości. Ale zwłaszcza tych kosztowych. One są oczywiście niezbędne i zawsze się takie szacunki robi. Zaczyna się od pytań "czy xxx złotych wystarczy na budowę yyym2 domu". Potem jest etap: "Wujka Kazka sąsiadowi koszt budowy wyszedł na 2000PLN/m2, to ja też za tyle dam radę, a że mnie w składzie rabat obiecali, to na pewno zbuduję nawet taniej!", na końcu szacuje się wreszcie konkretne roboty za konkretne stawki. I tu, z własnego doświadczenia mogę powiedzieć jedno: do wszystkich tych szacunków należy dodawać duży margines. Bo na pewno wyjdzie więcej. Nie ma innej możliwości. Wyjdzie tym więcej "więcej", im mniej doświadczeni jesteśmy. Wręcz gotów byłbym podać to w formie zasady: wszelakie oczekiwane koszty należy pomnożyć przez współczynnik niedoświadczenia, wynoszący od mniej więcej x1,5 dla osób regularnie czytających muratora i wiedzących, czego się po budowie spodziewać, do nawet x3 dla osób totalnie zielonych. Nie, naprawdę nie przesadzam. ten współczynnik może być mniejszy przy konkretnych robotach, ale jak się podliczy cały, duży etap budowy, zsumuje nie tylko wydatki spodziewane, ale wszystkie "a tu trzeba dysperbit dokupić, bo brakło", to tak właśnie wyjdzie.

 

1a) jak już przy kosztach jestem - oszczędzać, oszczędzać i jeszcze raz oszczędzać. Zwłaszcza na początku. Początki bowiem są trudne. Zwykle budujący mają wtedy kuuupe kasy, a to ze środków własnych, a to z przyznanego właśnie kredytu w kwocie, która jeszcze do niedawna wydawała się czystą abstrakcją, a teraz jest na wyciągnięcie ręki gotowa do wydania. Szasta się wtedy, a to na lepsze pustaki, a to "a masz tu pan tysiąc więcej, ale tego chudziaka zrób pan z lepszego betonu". A potem się płacze, że na drzwi wewnętrzne brakło. Bo braknie. Na 100% braknie, ile kasy by się nie miało. Jak się ma dużo, to się wydaje dużo, jak się ma mało, wydaje się mało, ale ile by się nie miało (pomijam oczywiście przypadki szczególne, bo takich chyba nie ma za dużo), wyda się w trakcie budowy wszystko, co do grosza. A w tym momencie zwykle wychodzą też, czające się do tej pory za węgłem i szczerzące zębiska z niecierpliwości tzw "wydatki nieoczekiwane". Czają się, rechocąc złowrogo, a jak tylko zobaczą pustki w portfelu, to wyskakują i cap zębiskami za dupę...

A to dziecko zachoruje i ma się do wyboru chora kasa i najbliższy termin zabiegu (pilnego i do zrobienia na już) za półtora roku albo zabieg prywatny za pierdylion złotych, a to uliczna latarnia się samochodowi pod koła rzuci, a to gmina złośliwie kanalizację zacznie w drodze robić...

 

2) nigdy nie polegać na "a to prosta robota jest, to w jeden dzień się zrobi". Bo albo robota się okaże nie taka prosta, albo czegoś niezbędnego braknie, albo, jeśli nawet wszystko będzie OK, wydarzy się coś zupełnie niezwiązanego z budową, co nas odciągnie. I w rezultacie czasu braknie.

 

3) Niejaki Dzierżyński, Feliks, w przerwach między mordowaniem a torturowaniem mawiał "Ufaj i kontroluj". To bardzo dobra zasada. Niezbędna wręcz przy pracy z ekipami, ale i do samego siebie warto ją czasem stosować.

 

4) Nie porywać się z motyką na słońce. Dobrze przemyśleć wybór projektu, jego wielkość, warto przed ostatecznym wyborem również go omówić z fachowcami, popytać, co o nim sądzą. Wybrać jakiś złoty środek między pałacem marzeń, a malutką prostopadłościenną stodołą, z dwuspadowym dachem i bez żadnych elementów wystających z elewacji "bo to podraża".

My oczywiście mamy najwspanialszy dom pod słońcem, ale gdybyśmy mieli zaczynać od zera, chyba bym jednak wymógł na małżonce zaprojektowanie czegoś odrobinę mniejszego i z troszkę prostszą konstrukcją. Choćby po to, żeby wspominany wyżej licznik gazowy się zimą odrobinkę wolniej obracał...

 

I tyle na razie. Dziennik oczywiście będzie nadal kontynuowany, jeszcze trochę do zrobienia (i opisania) zostało :)

A kończąc niniejszym to długawe podsumowanie chciałbym jeszcze podziękować wszystkim czytelnikom za cierpliwość w lekturze i wszystkie miłe słowa, jakie otrzymuję, zarówno tu w komentarzach, jak i na priv :)

 

J.

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pojechaliśmy dziś na budowę całą rodziną. W związku z czym prócz czysto roboczych spraw pojawiło się kilka pobocznych.

 

Ot choćby nasz pokój gościnny, z racji tymczasowego umeblowania, przekwalifikowany chwilowo na pokój dziecinny. Postawiliśmy tam już jakiś czas temu staruszka peceta, wraz z jeszcze starszym monitorem (notabene - monitor małżonki, swego czasu kupiony na kredyt za ciężkie pieniądze specjalnie do autocadowych zastosowań, obecnie, jak z allegro nam wyszło, realna jego wartość zawiera się między +20zł a -20zł, czyli między znalezieniem jelenia, który da za toto 20zł, a uproszeniem kogoś, żeby za dwie dychy wyniósł to ciężkie jak licho dziadostwo na śmietnik). I dziś stwierdziłem, że włączę tego peceta Wyjątkowi, to sobie pogra w coś i nie będzie pod nogami się kręcił. Ale nie chciałem już motać przedłużaczy, postanowiłem założyć gniazdko, żeby było już na ładnie.

I zakładam gniazdko, zakładam, całą baterię gniazdek, bo to podbiurkowa szyna ma być docelowo, założywszy sprawdzam obecność napięcia i... i nic. Dupa.

Szybki rachunek sumienia i bingo, przypomniałem sobie! To gniazdko jest ostatnie w łańcuchu na tym obwodzie, trzeba założyć wcześniejsze gniazdko. Założyłem więc wcześniejsze. I znów sprawdzam obecność napięcia i znów dupa blada. Pokląłem sobie soczyście, znów podumałem i przypomniałem sobie o jeszcze jednym gniazdku po drodze...

 

Zabranie rodziny na budowę miało w każdym razie swoje wielkie plusy. Ot choćby taki obiad. Już nie "makaron w sosie serowo-śmietanowym" Knorra, popijany piwem, tylko, o, proszę bardzo:

 

JP302844.jpg

 

na zdjęciu kącik "herbaciany" naszej sypialni, jeszcze niepomalowany, za to już z firankami w oknach :D

A piwo było swoją drogą, wiadomo, piwo przy robocie rzecz niezbędna!

 

No i sam Wyjątek mnie dziś zastrzelił. Za tynkowanie kolejnego glifu się biorąc, odbyłem z nim (z Wyjątkiem, nie z glifem) minidialog:

- Tataaa???

- eee?

- a co ty robisz?

- niic, idź do mamy!

- a dlaczego nic?

- dlatego, idź do mamy!

- ale co to jest? - tu wskazał wiaderko ze świeżo rozrobionym tynkiem

- tynk, cicho, idź do mamy!

- będziesz się bawił w tynkarza?

I tu właśnie umarłem :)

 

A nawiasem mówiąc dziecko przejawia nieprzeciętne talenty glazurnicze. Odpady płytek tnie na maszynce już jak stary glazurnik i nie ważne, że tnie je w sposób całkowicie przypadkowy, liczy się technika cięcia, a ta jest (po paru niepowodzeniach i jednym przytrzaśniętym już jakiś czas temu paluchu) perfekcyjna, a mało tego, dziś zaczął się objawiać jego talent w układaniu mozaiki. O, prosze bardzo, całkowicie spontanicznie wykonana praca Wyjątka z tego, co znalazł na podłodze:

 

JP302848.jpg

 

A co ja zrobiłem?

Nakleiłem wreszcie opisówki w rozdzielni, bowiem w miarę rozrastania się instalacji coraz częściej miałem problem z doliczeniem się, za który hebel należy pociągnąć, a którego nie dotykać. Nie chciało mi się i nie chciało, ale ponieważ w końcu udało mi się rozmrozić na skutek takiej pomyłki lodówkę, opisówki w końcu nakleiłem:

 

JP302856.jpg

 

I łazienkę dalej rzeźbiłem. Brodzik już osadzony. Niestety nie przyszło mi do głowy zrobić malowniczą fotkę przedstawiającą półtora opakowania pianki poliuretanowej wypsikanej na podłogę, mam tylko już efekt końcowy (na dziś) - brodzik ustawiony, z podłączoną kanalizą i nawalonym nań dociążeniem, żeby przez noc rozprężająca się pianka nie wypchła brodzika za drzwi dajmy na to ;)

 

JP302841.jpg

 

Ściana wokół brodzika pokryta folią w płynie, dojdą tam oczywiście płytki, a na styku z brodzikiem pójdą listwy na silikonie, zastanawiam się jednak, co dać pomiędzy brodzik a ścianę, w te wąskie szpary. Nic? Zaprawę z wodouszczelniaczem (mam akurat jakiegoś hydrostopa)? Silikon (parę opakowań by tam weszło, trochę mi się nie widzi...)? czy może upchać tam i ubić jakieś folie itp. a zasilikonić po wierzchu jedynie?

No i zostaje jeszcze do dorobienia 10cm półka pomiędzy prawym końcem brodzika a prawą ścianą. Muszę czymś ten brodzik przedłużyć krótko mówiąc do szerokości pomieszczenia. Podmuruję coś z cegieł, na wierzch pójdzie glazura, zastanawia mnie jednak styk płasko kładzionej płytki z brodzikiem. Tylko silikon? Czy są jakieś systemowe listwy do takich połączeń?

 

I wreszcie: ŚWIĘTO!!! Kiiibeeeel mamy !!!!!

Założyłem. Ku zachwytowi wszystkich, od czasu demontażu kibla tymczasowego skazanych na latanie pod drzewko, korzystanie z wiaderka, bądź wstrzymywanie do czasu powrotu w cywilizowane warunki.

Założywszy wszystkie niezbędne rurki i podkleiwszy niestety na tym kawałku cokół (niestety, bo generalnie cokół powinienem kleić już po podłodze):

 

JP302840.jpg

 

Nasadziłem na docelowe miejsce kibelek, przykręciłem i nawet założyłem deskę. O, proszę bardzo, czyż to nie jest czysta sublimacja piękna, odlana w ceramice, wykończona polewą i udekorowana dodatkami? ;)

 

JP302850.jpg

 

(na prawo widać bidettę, cały czas w osłonie ochronnej, nie zdejmuję jej jeszcze, bo po co?)

I jest, działa, wreszcie na powrót można... jak cywilizowany człowiek. Wyjątek tak się przejął sprawą, że jakiegoś moczopędu w rezultacie dostał :)

 

No i... jak wykańczać, to wykańczać, oświetlenie punktowe nad lustrem założyłem:

 

JP302851.jpg

 

Na prawo widać niedokończony słupek zabudowy, bowiem tam cały czas problem jest z wentylacją, a konkretnie z kupnem kratki. A dopiero, jak będzie kratka, będzie wiadomo, jaką dziurę w glazurze i GK wyciąć, wtedy też dopiero będzie to można skończyć.

A lampka - świeci. I nadaje nowego kolorytu łazience. Z braku lustra co prawda, póki co musi wystarczyć mój autoportret, ale... nie od razu Dom w Lesie zbudowano!

 

JP302861.jpg

 

Ciąg dalszy już niedługo.

 

J.

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szkoda, że brodzika nie odznaczyłeś na podłodze i ścianie(tu minus górna pozioma płytka) i nie wyjąłeś spowrotem. Wkleiłbyś tam coś dociętego np z gazobetonu, pociągnął klejem, a potem folią czy czym tam masz na budowie. Dopiero wtedy montaż brodzika byłby właściwy. Teraz chyba warto taki kawałek dociąć, ładnie wyszpachlować klejem i hydrystopem i dokleić.

Mógłbyś podać cenę bidety? Miałem ten luksus montować, ale jakoś nie było czasu szukać dobrej oferty.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O ile dobrze rozumiem, o czym piszesz - robota byłaby zegarmistrzowska (musialbym z siporka wycinać kliny 8cm wysokie i centymetr grube u podstawy) i miałbym duży problem z wstawieniem brodzika na miejsce - on tam jest dość ściśle pasowany między ścianę z oknem, a zabudowę kibla i i tak wchodzi ledwie ledwie, a już grubość płytek naklejonych wyżej jest przeszkodą. Chyba jednak wolę coś wklejać teraz, od góry, ale nie wyobrażam sobie robic to z preparowanego siporka. Szczerze mówiac najbardziej podoba mi się pomysł z upchnięciem tam czegoś nienasiąkliwego i pokryciem sikikonem od góry. To i tak przykryje listwą, nie musi być ładne, chodzi jedynie o barierę p/ko wilgoci.

 

Bidetta jest firmy Tres, a kosztowała 425PLN.

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@compi - ten temat już pozamiatany :)

 

Dzień Święty Święcić - jak powiada Pismo. A ponieważ dziś Międzynarodowe Święto Klasy Robotniczej, krócej zwane Świętem Pracy, to i jak je miałem święcić, jak nie pracą właśnie? No jak?

 

Dużo się co prawda nie naświętowałem, bowiem inne niedzielne plany w postaci Teściowej czekającej z obiadem w kolejce stały, ale m.in. zamknąłem sprawę tego uszczelnienia.

Została mi po wylewkarzach zapomniana przez nich (z własnym materiałem byli umówieni) rolka pianki dylatacyjnej. No więc w tą szparę utkałem tej gąbki, ile wlazło, dopychając ją i ubijając za pomocą szpachelki. Sama ściana - przypominam - dwukrotnie malowana folią w płynie. Na to poszedł silikon, dość grubą warstwą, dopełniając szparę na równo z brodzikiem. Na ten silikon położyłem jeszcze dodatkowo wałek z silikonu i wepchnąłem na to listwę narożnikową. I mam wrażenie, że prędzej ten brodzik pęknie kiedyś, TFU TFU TFU, niż to się rozszczelni!

 

JP012866.jpg

 

Wyjątek natomiast tak się przejął kwestią szczelności i tego, żeby woda z kąpieli za brodzik nie wpływała, że po długim tłumaczeniu, o co chodzi, postanowił, jak się potem okazało, dodać coś od siebe. Konkretnie - warstwę asfaltu ;) I słusznie. Silikony, pianki, sranki - to wszystko to półśrodki są. Asfalt - to jest dopiero uszczelniacz!

 

Z drugiej strony brodzika, jak pisałem, potrzebne było jego przedłużenie. Tu niezastąpiony okazał się poniewierający się na budowie bloczek siporka:

 

JP012867.jpg

 

Na siporek pójdą płytki. Oczywiście z lekkim spadkiem w stronę brodzika, ale tu znów się robi problem - co na styku?

 

- Jeśli to zrobię normalnie, płytki na jednym poziomie z wierzchem brodzika, na styku zrobi się wklęsły kanalik, którego jednym bokiem będzie obły brzeg płytki, drugim - brzeg brodzika. Kanał, którym cała woda będzie płynąć na podłogę.

- jeśli podniosę płytkę i ją nadrzucę nad brodzik, tworząc coś w stylu stopnia, gospodarka wodna będzie idealna, ale całość będzie wyła do księzyca swoją paskudnością

- jeśli kanał wspomniany w pierwszej wersji zaciągnę silikonem na równo, to w rezultacie uzyskam centymetrowej szerokości fugę silikonową, ani to ładne nie będzie, ani trwałe.

- najbardziej w sumie do mnie przemawia pomysł z wstawieniem tam jakiegoś specjalistycznego profila o przekroju w kształcie litery T, który stworzy co prawda wypukłą barierę dla spływu wody, ale będzie już można tym spływem pokierować, choćby robiąc przy ścianie przerwę dla odpływu wody. Problem tylko jest taki, że takiego profilu jeszcze nie widziałem...

 

Eeechhhh, kiedyś wstawiało się do łazienki wannę żeliwną, jej obudowanie płytą pilśniową pomalowaną farbą olejną to już było wykończenie wyższej klasy ( o enerdowskich panelach z tłoczonego PCV udających glazurę nawet nie wspominam) i było!

 

Małżonka moja natomiast zaczęła zagospodarowywać wnętrza. O, proszę, jedno z wnętrz widziane od zewnątrz (edit: mało widać na zdjęciu, więc dopowiem, że chodzi o okna wykusza na poddaszu i widoczne zza szyb firanki-zazdrostki):

 

JP012869.jpg

 

J.

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zerknij na listwę zakańczającą płytkę, najlepiej jej oryginalny koniec, w kształcie L z malutkim haczykiem. Ja używam aliminiowych. Wtedy tę poziomą beżową listwę kończysz na tej elce. Płytki poziome klejone do ytonga w takim przypadku raczej na bank będą wystawały lekko ponad poziom brodzika. Inaczej się chyba nie da, chyba że mozaikę zastosujesz, wtedy spadki optycznie można zgubić. http://www.cezar.eu/?str=4&n=1&p=6 Edytowane przez compi
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@compi - o ile dobrze rozumiem, co proponujesz, byłby to bardzo dobry pomysł. Listwę taką mam nawet w zapasie, spróbuję to przymierzyć.

 

Dziś... był ciężki dzień. Dla wszystkich. Wzięliśmy się za robotę równo, bez wyjątku, łącznie z moim Bratem, który przyjechał do pomocy i zaczął nam porządkować teren wokół domu (wreszcie...). Resztki desek szalunkowych trafiły na jedną stertę, gałęzie z lasu i ze ściętych drzew na drugą stertę (ogniska nie paliliśmy z troski o sąsiadów, tego wyszła straszna kupa, a wiatr prosto w ich okna wiał), a ogólne śmieci i sterty przegnitego igliwia spod tych stosów - do kontenera. I tu własnie Brat miał dzielnego pomocnika, który uwijał się ile sił i pracował całkowicie samodzielnie:

 

JP022880.jpg

 

JP022881.jpg

 

JP022882.jpg

 

Z rozładunkiem co prawda trochę nie szło zbyt sprawnie, logistyka zawiodła - ani rampy najazdowej, ani żadnego przenośnika, trzeba było ręcznie, ale jak widać - poradził sobie. I to nie była ta jedna taczka, ileś rund gość zrobił :D

 

Młodsza latorośl z kolei pilnowała moją małżonkę przy malowaniu naszej garderoby:

 

JP022873.jpg

 

Zainteresowanym śpieszę z wyjaśnieniami, że to, co żona moja ma na głowie nie jest wbrew pozorom garnkiem ani durszlakiem, nie jest to również kask motocyklowy marki "orzech". Jest to zwyczajna chustka zawiązana na głowie celem ochrony przed farbą, tylko tak jakoś na fotografii wyszła ;)

 

No i łazienka - o tu, to dziś się działo duuużo.

Zaczęło się od brodzika - uzupełniałem płytki cokołowe wokół niego. Wczoraj pokazywałem wklejone na silikon listwy narożnikowe, dziś w nich osadzałem płytki, przy czym ich dół we wspomnianą listwę wklejałem również na silikon:

 

JP022872.jpg

 

Obleciawszy w ten sposób brodzik, zająłem się jego górnymi partiami. Listwa mocująca szybę:

 

JP022891.jpg

 

Futryna widoczna na zdjęciu jest tymczasowa. Garb na moich plecach mam nadzieję też jest tymczasowy. Grzejnik niewidoczny na zdjęciu, a jedynie zapowiadany przez rurki - też jak najbardziej jest to stan tymczasowy. Ogólnie, takich stanów tymczasowych jest u nas jeszcze duuuuuużoooooooo..... echo... echo....

 

Następna przyszła bateria prysznicowa. Choć w sumie, powinienem o niej pisząc używać nazwy Bateria. A złośliwe bydle...

Wkręciłem mimośrody, ustawiłem poziomo, przykręciłem baterię, żona akurat weszła i mówi: "krzywo!". Przykładam poziomicę, sprawdzam - no faktycznie krzywo. Demontuję, poprawiam mimośród, który się skrzywił przy dokręcaniu nakrętki, zakładam baterię - znów krzywo. Potem było już prosto, ale za to, gdzieś spod rozetki wylazł kawałeczek brzegu dziury w płytce. Potem, po przekręceniu mimośrodów w drugą stronę okazało się, że rozetki odstają u dołu od ściany (a pancerne, nie poddawały się nic a nic. Tanie blaszane gówienka przynajmniej są trochę elastyczne i zawsze się ułożą). Wreszcie po licznych próbach i dziesiątkach odkręcań i przykręcań Baterii osiągnęliśmy jakiś kompromis - rozetki dolegają, krawędź płytki widac spod jednej jedynie minimalnie i jest przy tym poziomo.

Teraz przyszła pora na górę Baterii. Zmontowałem, założyłem, spojrzałem na swoje dzieło.... spojrzałem jeszcze raz, zadarłszy wyżej głowę, patrzę patrzę, a tam heeet, heeet, gdzieś wysoookooo w góóóóuóóórzeee, między chmurkami i ptakami przelatującymi wiiidaaać deszczooownię.

 

No kuurcze! Ponad rok temu, robiąc hydraulikę szukałem, pytałem (m.in. na forum muratora), na jakiej wysokości robić podejścia pod natrysk. Wyszło mi wtedy z poszukiwań, że normatyw mówi: 110-150cm, ale raczej bliżej tego dolnego wymiaru się robi. Ponieważ wtedy miał być głęboki brodzik, zrobiłem na 130cm od poziomu gleby, co przy wysokim brodziku dałoby jakies 110cm od dna. Przy obecnym jest równe 120. I deszczownia wypada na takiej wysokości, że ręką się do niej już nie sięgnie...

 

JP022918.jpg

 

Na zdjęciu widać i deszczownię i poziom, do którego będzie sięgać szyba zabudowy brodzika - tu też się obawiam, czy deszczownia nie "przesika" aby na boki przez burtę tej zabudowy, jutro to sprawdzę.

Pierwszy dzisiejszy pomysł - zdemontować cholerstwo w cholerę, wziąć młotowiertarkę, założyć mesla, rozpruć cztery płytki, skrócić rurki, zgrzać na nowo 20cm niżej (żona chciała nawet 30cm niżej). I już nawet łapałem za tą młotowiertarkę, ale tak wściekły byłem, że mi wszystko z rąk zaczęło lecieć, więc dałem spokój, zająłem się robotą mniej wymagającą umysłowo, bardziej wskazaną dla dyszącego wściekłością furiata z parą buchającą uszami.

I może dobrze, bo siadłszy wieczorem przy komputerze zacząłem szukać. I w jakichś poradach Leroja znalazłem, że optymalna wysokość instalacji deszczownicy to 220cm od dna. U nas jest 230cm od dna. Raptem 10cm za wysoko. Więc może będzie dobrze? Sprawdzę jutro, czy nie będzie deszczownia przesikiwać przez przegrodę, jeśli nie, to chyba tak zostanie.

 

Owa niewymagająca umysłowo robota, to było malowanie podkładówą pokoju młodszej latorośli. Zdjęcie przedstawia stan po pomalowaniu, daję zaś je głównie po to, żeby pokazać, co mieli poddaszowcy na mysli mówiąc, że ten nasz dom to jak trzy normalne dla nich był :)

 

JP022943.jpg

 

Kącik w kącie wyszedł wynikowo ze zbiegu kilku brył naszego domu, można go oczywiście było tak zaaranżować, żeby zniknął, ale po co? Wystarczy półki wstawić i fajna szafeczka będzie :)

 

Ostatnie, co dziś zrobiłem, to druga warstwa lakieru na kolejnej partii futryn. Na zdjęciu w trakcie szlifowania. Berecik z antenką, model "Jasiu - pokaż panu!" sprawdza się :)

 

JP022926.jpg

 

CDN

 

J.

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie ma co, Globalne Ocieplenie daje nam popalić...

Wszystko przez te nieenergooszczędne żarówki! I przez elektrownie atomowe! I przez obwodnicę w Rospudzie!

 

Póki jeszcze wiosna trwała, zdążyliśmy z Bratem (znaczy.. głównie on) posprzątać wokół domu. Wyszła nam z tego wielka kupa drewna opałowego do zabrania przez jednego zaprzyjaźnionego lokalesa:

 

JP032955.jpg

 

Druga kupa podobnych gabarytów złożona z pozbijanych z desek blatów różnej wielkości. Gdyby ktoś z budujących chciał - oddam gratis, ale proszę się śpieszyć, bo lokales to w tym tygodniu zabierze na opał.

 

A jak już o opale mowa, trzecia kupa, jaka ze sprzątania wynikła, to kupka chrustu na ognisko. No taka nieduża:

 

JP032951.jpg

 

I ostatnia kupa, trochę bardziej zorganizowana:

 

JP032953.jpg

 

Ale dzięki temu, wreszcie można bez wstydu i skrępowania pokazywać zdjęcia naszej działki, wreszcie nie ma obaw, że "nieznani sprawcy" znów, jak rok temu, nam podrzucą ulotkę gminną wzywającą do akcji "Wielkie Sprzątanie Marek" (czy jakoś tak), z podtytułem "dajmy przykład dzieciom" (czy jakoś tak) kładąc ją wymownie w widocznym miejscu i przyciskając kawałkiem dachówki, żeby wiatr nie porwał.

W każdym razie nasze podwórko zatarasowe wygląda teraz tak:

 

JP032950.jpg

 

Het daleko w tle widac jeszcze stertę drewna z wycinki naszego lasu, pod zniszczoną czarną folią, więc może nie robi dobrego wrażenia, ale to już nie jest to, co było, kiedy cały widoczny na zdjęciu teren nieporośnięty jednolitą trawą był przykryty wielką stertą... w zasadzie wszystkiego.

Z rzeczy straszących na naszej działce został jeszcze tylko barakowóz, ale to już też jego ostatnie dni, bowiem dziś wręczono mi za niego zadatek i barakowóz odjedzie w siną dal w piątek. Swoją drogą... on będzie na własnych kołach jechał drogami publicznymi na dystansie 50km. To już rzecz nowego właściciela, nie moja, ale ten mówi, że ciągnąc go traktorem i tak będzie jechał wolno, a mandat za niemanie świateł i tak go taniej wyniesie niż wynajęcie platformy z HDSem. Ja tam nie wiem, mam obawy, że jak policja toto zobaczy na drodze, to o ile nie zejdą na zawał z wrażenia i uwierzą w to, co widzą temi oczami na drodze, na mandacie może się nie skończyć (brak świateł, badań, ubezpieczenia, ogólny stan techniczny "pojazdu" wołający o pomstę do nieba), ale jak pisałem - nowego właściciela zmartwienie, nie moje.

Dla pełnej jasności, żeby było wiadomo, o czym piszę:

 

JP032952.jpg

 

Betoniarka też już sprzedana, przyjechali po nią osobiście Szczepko i Tońko. Chłopaki gdzieś z podBużańskich okolic, wespół budują dwa domy i wespół się wybrali po dwie betoniarki z Centralnej Polski, m.in. tą moją. Jeeezuuu, jak oni pięknie zacjągali :D Słuchałem ich i sama mi się micha śmiała, zwłaszcza, że dopiero co odświeżyłem sobie ekranizację "Znachora" (tą późniejszą) i akurat też oglądając podziwiałem, jak pięknie Wojdyłło (niedoszły amant Wilczurówny) zacjonga ("dobry wieczór panno Marysju") :)

 

Z rzeczy, które chętnie bym jeszcze sprzedał, zostały:

- eRbetka

- Nadproża żelbetowe L19, cztery 120cm i bodajże dwa 180cm

- umywalka Roca Victoria - kupiona okazyjnie, służyła jako tymczasowa, ale docelowo nigdzie nam nie pasuje, chętnie sprzedam za równie okazyjną cenę, chińską sztorcową baterię do niej gratis dodam. Stan jednego i drugiego - idealny. Nikt w niej wiader cynkowych ani kielni nie mył.

- kibelek "Cersanit", występował kilka razy w dzienniku. Też w stanie idealnym, niezniszczony, nie "pobrudzony" (i mniejsza o szczegóły), choć jako tymczasowy na budowę się na pewno przyda, oddam za 50zł i jeszcze spłuczkę gratis dorzucę.

- cały worek kształtek kanalizacyjnych fi110 i fi75, jest tego sporo, po dwóch latach trochę mi to głupio oddawać do sklepu, chętnie sprzedam komuś za pół ceny.

 

W każdym razie, przez to Wielkie Sprzątanie wewnątrz dziś było niewiele.

Po pierwsze - testowo włączyłem deszczownię. I wiecie co? Jest Super! Nic nie będę przerabiał, deszcz pada ładnie pionowo i nawet tak, jak jest teraz, bez żadnej zabudowy brodzika, woda trafia dokładnie tam, gdzie powinna, nigdzie nie leci na boki. O, proszę bardzo:

 

JP032947.jpg

 

Popoprawiałem kila gniazdek, które się tynkarzom osadziły "odrobinkę" na skos. Sam poszedłem przy tym na łatwiznę, osadziłem je na piankę, jutro dotynkuję po wierzchu jedynie.

 

JP032970.jpg

 

Dorobiłem również ostatnie, brakujące gniazdo odkurzacza centralnego:

 

JP032968.jpg

 

Parapet w salonie osadziłem. I przy okazji, wreszcie widok z salonu taki, że pokazać bez obaw można (flesz w szybie niestety się odbija, ale robiąc to zdjęcie myślałem o parapecie, nie przyszło mi do głowy zgrywanie tego z widokiem zza okna):

 

JP032944.jpg

 

Na parapecie kilka paczek glazury w charakterze obciążników. Ściana tutaj tak wyszła, że kliny nie były potrzebne wcale, tylko obciążenie od góry.

 

I wreszcie, na koniec dnia, spróbowałem się z jednym z drewnianych słupów wspierających nasz dach, a będących jednocześnie elementem ozdobnym wnętrz, taka jego mać! Nigdy więcej drewnianych słupów! I drewnianych wystających z sufitu jętek! Drewno do lasu! Beton rzondzi! I płaskie stropodachy! Grrrrr!!!!!

 

Pierwszy słup, po upojnej półgodzince z heblarką i szlifierką taśmową (u dołu zdjęcia Wyjątek kontemplujący szlifierkę mimośrodową):

 

JP032966.jpg

 

JP032967.jpg

 

Jutro na to pójdzie lazura. Amen.

 

J.

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Te puszki pod gniazda które tylko chcesz zapaianować na wszelki weź i przymocuj kołkami, najlepiej dwoma. Gdy fachowo wyciągasz wtyczkę nic sie nie dzieje, ale gdy po skosie ktoś szarpnie za przewód w gniazdku to piana puszcza i widać wtedy ładnie wokół gniazda gdzie Jarek wykonał fuszerkę : ).
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Meggi - ta łazienka ma 150cm szerokości. W najwęższym miejscu, między kiblem a przeciwległą ścianą, na której będzie jeszcze grzejnik, i tak zostaje ponad 60cm, więc przechodzi się swobodnie.

 

@compi - dzięki za radę. Może w takim razie te gniazdka choć naokoło obrzucę gipsem (piankę poddłubię).

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

to to to to ci grzeje na całej szerokości?

JP032944.jpg

Jak robiłem tu gdzie mieszkam to wszyscy mówili, że powyżej 13 żeberek robić krzyżowo zasilanie/powrót, bo inaczej ostatnie żebra chłodniejsze będą.

 

ps: A swoją drogą zazdroszczę finiszu. Pięknie ci to wyszło - gratki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tinek - dopisek pojawił się już kilka dni temu, niemniej dziękuję :)

 

@Bash - szczerze mówiąc nie wgłębiałem się jakoś poważniej, ale i na pewno nie jest to wielki problem, bo bym zauważył, że koniec grzejnika jest zimny. Jeśli będzie trochę chłodniejszy, niż reszta - trudno. W najgorszym razie - zawsze będzie tam można jeszcze parę metrów rurki dodać i zasilanie z drugiej strony doprowadzić, ale nie przypuszczam, żeby było trzeba.

 

A co dziś u nas? Ano wbrew zapowiedziom nie dotknąłem się nawet do słupa. Najpierw kończyłem zabudowę brodzika (zdjęcia brak), a potem... potem przeniosłem się do kuchni. Glazurę kleić.

 

Na zdjęciu - w trakcie koncentrowania się przed dalszym ciągiem:

 

JP042984.jpg

 

Tu już listew narożnikowych nie robiłem, przy tych płytkach listwy byłyby zbrodnią, tu płytki są ładnie przeszlifowane w narożnikach (BTW - szlifowałem z ręki flexem z diamentową tarczą i zupełnie nie rozumiem, po co ludzie zabierający sie do amatorskiego glazurnictwa kombinują z superduper przecinarkami stolikowymi. Z ręki się to naprawdę zupełnie dobrze robi.

 

JP043000.jpg

 

Następnie... następnie nadeszła pora na zaplanowanie dekorów. Było burzliwie i długo:

 

JP043002.jpg

 

Wygrała w końcu i została zrealizowana wersja 38A w odmianie 6c:

 

JP043004.jpg

 

A same dekory, to właśnie te, które, jak kiedyś opisywałem, od jakiegoś czasu nie są już produkowane, a mojej żonie udało się je jeszcze gdzieś w jakiejś hurtowni gdzieś w Polsce pod regałami magazynowymi odnaleźć. I są. Tyle tylko, że wraz ze zmianą dekorów i samą produkcję odchudzili, obecne płytki są minimalnie cieńsze i jakieś takie węziej kalibrowane, klejąc te dekory miałem z tym problem, co przy dokładniejszym przyjrzeniu się jest widoczne, niestety. Na szczęście, przyglądać się trzeba naprawdę mocno i w konkretne miejsca, żeby to zauważyć.

 

JP042999.jpg

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...