Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 3,3k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Witam,

Co ja widzę moje ulubione zwierze - wieczorem podchodzi bliżej... dobrze przy nim posiedzieć... występuje w puszczy... się nie nudzi... wiosną chiałoby sie osuszyć... powstaje z jęczmienia...

 

Budowa naprawdę dobrze idzie... już pewnie chciało by się pomieszkać - zazdroszczę...

A jakaś przybliżona data wprowadzki znana?

 

Pozdrawiam...

Inż.

Edytowane przez Inż.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Tom Bor - lakierobejca to Bondex, kolor "Teak półmat", trzy warstwy nakładane wałkiem i zagłaskiwane koniuszkiem pędzla na gładko.

 

@aadamuss24 - tak, a czemu nie? Do emulsyjnej farby w naszym obecnym mieszkaniu klej trzyma znakomicie, tu też nie spodziewam się problemów :)

 

@Inż. - a co ma u nas w lesie innego występować? "Królewskie"? ;) Termin przeprowadzki mamy na wrzesień i jednocześnie jest to z różnych powodów nieprzekraczalny dead-line. Budowa ruszyła z miejsca, bo urlop "tacierzyński" wybrałem i jak widać, zajmuję się dziećmi, aż miło :D

 

 

 

W każdym razie dziś płytki w kuchni zostały skończone, jeszcze tylko zafugować je trzeba, osadzić gniazdka jak należy i już. Kuchnia w całej obecnej okazałości:

 

JP053013.jpg

 

Zbliżenie na drugi narożnik okna:

 

JP053012.jpg

 

tu było o tyle trudniej, że okno oczywiście złośliwie nie miało wymiaru w pełnych płytkach, o ile z lewej strony narożnik zakańczałem całą płytką, tak tu trzeba było docinać, a potem taką dociętą krawędź fazować dopiero. I też zrobiłem to bez noszenia płytek na waterjeta, czy przecinarkę laserową, bez stolikowych pił do cięcia glazury, po prostu tnąc płytkę ręczną maszynką, a potem z ręki szlifując flexem. Da się, naprawdę:

 

JP053012_cr.jpg

 

Skoro o opiece nad dziecmi wspominałem - Wyjątek dalej bawi się w układanie mozaiki, kolejne jego dzieło:

 

JP053011.jpg

 

A żona moja dziś mnie zaskoczyła. W przerwie między robieniem nam wszystkim sniadania, cycaniem najmłodszej latorośli, niańczeniem najmłodszej latorośli, przewijaniem najmłodszej latorośli i robieniem nam obiadu, obwieściła, że ona osadzi kratkę wentylacyjną w kuchni.

Ja na to, że ok, ale tam na pewno trzeba będzie trochę podkuć, to ja to potem zrobię. Ale nie, gdzietam, ona z meslem i młotkem ma duże doświadczenie, ona ileś lat przepracowała w konserwacji zabytków, odkuwając różne detale i inne kilkusetletnie cuda, to się nakuła i ma wprawę.

OK, znalazła mesla, młotka, weszła na drabinę, wzięła się za robotę:

 

JP053007.jpg

 

Kuła, kuła, ale tak jakoś... inaczej. Kiedy dajmy na to ja kuję, towarzyszy temu cała gama dźwięków, wśród których dominuje głośny metaliczno-murowy i zagłuszający wszelkie inne dźwięki w pomieszczeniu motyw przewodni, z mocno akcentowanym "pierdut pierdut pierdut", a co jakiś czas dochodzą elementy dodatkowe w postaci walących o podłogę kawałów gruzu. Tu zaś było jedynie jakieś takie "stuk-stuk-stuk, stuk-stuk, stuk-stuk-stuk"... i tyle. Żadnego walącego o podłogę gruzu, cicho jakoś, dziwne to było na tyle, że w końcu się zainteresowałem. Popatrzyłem, popatrzyłem i pierwszy mój komentarz brzmiał: "ty technikiem protetykiem powinnaś być, a nie murarzem-amatorem". Wtedy właśnie się nasłuchałem, że żona nie żaden protetyk, że ona w zabytkach z meslem i młotkiem swoje odsiedziała... no tak. W miejscu, gdzie nad każdym kawałkiem czcigodnego muru trzęsła się cała czereda konserwatorów, a co jeden z to z bardziej groźnie brzmiącym tytułem naukowym, to faktycznie kuje się odrobinkę delikatniej i precyzyjniej. Osiągając przy tym efekty, które ja bym osiągnął najwyżej przy pomocy szlifierki ;)

 

JP053016.jpg

 

Ech, muszę chyba tylko żonie kupić na imieniny zestaw dłutek i meselków kamieniarskich, takich do robót precyzyjnych, bardziej będą pasować :D

 

J.

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tymi kafelkami to jedziesz do samej ziemi? czy resztę zabudowa zasłoni...

Mam pytanie czy według ciebie, lepiej przewód TV i FTP kłąść w ścianach w peszlu?

Nie biorę pod uwagę możliwości wymiany... bo to oczywista korzyść z peszla...

 

Pozdro, ja też często popełniam króla puszczy...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Inż. - Nie no, płytki się raczej od dolnych rzędów w górę klei, w dół bym nie doklejał :) To, co pod nimi, będzie akurat za zabudową, więc tu nie ma problemu.

A co do przewodów w peszlach - jeśli pomijasz możliwość wymiany, to chyba nie ma po co. Tynkarze, przynajmniej ci normalni, chyba nie masakrują przewodów aż tak, żeby było warto. może niech tu jakiś instalator zawodowy się wypowie, ja nie mam doświadczeń akurat w tej działce, moi tynkarze przewody raczej szanowali, póki co znalazłem uszkodzony tylko jeden, a i to nie jakoś szczególnie mocno, po prostu wystający przewód z puszki był nadcięty pacą (sama zewnętrzna izolacja) i tyle.

A nawet co do wymiany - ja tam jestem w tym temacie sceptykiem. Znaczy da się, oczywiście, ale jeśli peszel długi, ułożony "po ścianach", pełen zakrętów 90stopni, to zwykle jest to bardzo trudne lub czasem wręcz niemożliwe.

 

A wracając do Dziennika (który ostatnio faktycznie stał się codziennikiem) - żona moja ciężko przeżyła dzisiejszy poranek, kiedy to wychodząc z domu (w kierunku: na budowę), w starych ciuchach i bylejakich butach pokrytych jeszcze budowlanem pyłem dnia wczorajszego, spotkała w windzie sąsiadkę: umalowaną, wystrojoną, na niebotycznych obcasach i z łapkami obwieszonymi paroma kilogramami biżuterii. Wyobrażacie sobie ten stres? :lol:

 

Ech, facet jednak tutaj ma lepiej (na ogół przynajmniej, bo pojawiło się ostatnio takie dziwo, jak metroseksualność). Choć i ja miałem kilka dni temu ciekawe przeżycie - 3 Maja, a więc w bardzo świąteczny dzień, odwoziłem brata na dworzec. Nie przebierałem się, pojechałem wprost oderwany od malowania, w roboczym ubranku, bereciku z antenką, całość równo przyprószona białymi kropkami (malowanie skosów i sufitu białą podkładówą było). Wracając na budowę stwierdziłem, że jeść mi się chce i pić, a po drodze stacja BP była. Skręciłem więc na hotdoga z kawą.

Wchodzę ja sobie do środka, a tam po pierwsze, cała liczna cygańska (?) rodzina deliberowała nad dalszą drogą. Było ich tam jakieś nieprzebrane, jazgoczące w dwóch językach mnóstwo, starsi deliberowali nad mapami rozłożonymi na stolikach (dwie rozłożyli, nad jedną by się nie pomieścili), krzesła zajmowali nestorzy, wokół, a także między regałami sklepu latała liczna dzieciarnia, całość, jak już wspominałem, była bardzo hałaśliwa i... powiedzmy, dominująca.

Ja sobie boczkiem dopchałem się do kasy, zamówiłem co chciałem i czekałem na realizację. Absolutnie nie krępując się swoich wyżej opisanych ciuszków i zapewne niezbyt świeżego, roztaczanego po całym dniu ciężkiej pracy zapaszku. Tymczasem koło mnie, zaczęła odbierać zamówienie pewna pani. Pani była "W Futrze", przez duże "F", jak to od święta. Ze wszystkimi tegoż konsekwencjami typu dodatki, kosmetyki i tak dalej, no wiecie. I coś bardzo zdenerwowana była. Ręce się jej trzęsły, sypiąc do odebranych herbat cukier sporo rozsypywała na boki, poza tym, nie wiem, czy ze zdenerwowania, czy to u niej była norma, ale do kubka 0,4l z herbatą takich jednorazowych tutek z cukrem wsypała osiem (OSIEM!!!!), a na koniec palnęła do męża: "Chodźmy stąd, bo tu zupełnie jak w schronisku" :D

 

Cóż. Nie szata czyni człowieka, jak ktośtam kiedyś powiedział ;)

 

A co dziś nowego na budowie?

Po pierwsze - zabudowę brodzika skończyłem. Jeszcze nie zafugowana i niedokładnie odczyszczona, ale fugował będę hurtem, wraz z podłogą. Tak czy tak, tu już, jeśli chodzi o płytki, listwy i tym podobne - finisz.

 

JP063020.jpg

 

I a'propos omawianego niedawno styku brodzika z płytkami - po oględzinach w naturze stanęło jednak na płytkach dochodzących wprost do brodzika. Ładnie się jedno z drugim zeszło, wąziutkie miejsce na silikon zostało i jest super. A jak przymierzałem listwę aluminiową, z racji swej większej szerokości (niż sama płytka) odstawała o wiele bardziej i nie było to już takie ładne.

 

Druga rzecz zrobiona dziś w łazience - wentylator. Wspominałem już chyba, że nie będzie typowego łazienkowego, tylko schowany w zabudowie kanałowy. Miałem tylko mały problem, jak okrągły wentylator osadzić w prostokątnej, znajdującej się wprost w winklu dziurze. Problem został rozwiązany za pomocą specjalnej kształtki produkowanej przez wytwórcę kanałów wentylacyjnych specjalnie dla Jarka.P, do łazienki Domu w Lesie, a dla niepoznaki jedynie sprzedawanej pod nazwą przejścia z kanału okrągłego fi125 na prostokątny 7x14. Pasuje idealnie, co do centymetra:

 

JP063021.jpg

 

Jeszcze tylko jakieś sterowanie tego wiatraka będę musiał dorobić (na początek pewnie ciągadełko z łańcuszkiem, potem się pomyśli o czymś rozwojowym). A w ścianie zabudowy, w glazurze, będzie rzecz jasna normalna kratka wentylacyjna, widoczny na zdjęciu wentylator będzie za nią.

 

No i najważniejsza robota wykonana dziś: wiatrołap. Cały. Zrobiony. Do pełni szczęścia brakuje mu jeszcze tylko:

- fug (będą jutro),

- cokołów (będą, jak się kupi)

- framugi do drzwi wewnętrznych (będzie, jak się kupi)

 

Ale nawet w takiej formie, jak jest, jest pięknie, że sobie tak nieskromnie napiszę:

 

JP063018.jpg

 

Na ścianie npko aparatu widać Beamowy wynalazek do odkurzacza centralnego: gniazdkoszufelkę. Planowałem tam po prostu szufelkę, ale okazało się, że w ścianie działowej nie ma szans jej schować, a to w sumie załatwia sprawę, bo można pod to i podmieść piasek z butów, a potem po prostu wessać, jak i podłączyć normalną rurę ze szczotkossawką.

A co do samej podłogi - wbrew pozorom nie są to dwa rodzaje płytek, to jedne i te same płytki, produkowane w mieszanych odcieniach. Przed właściwym klejeniem wraz z żoną rozkładaliśmy je na sucho, dopasowując ich wzajemny układ i zwrot każdej płytki, potem każda płytka była ponumerowana (kredą) i zaznaczonym kierunkiem ułożenia, tak to zostało starannie pozbierane i potem położone. I dzięki temu, tzw. "pierwsze wejrzenie" w drzwiach naszego domu wygląda obecnie tak:

 

JP063019.jpg

 

I jeszcze "z ostatniej chwili" - pisałem niedawno o pobudowlanych pozostałościach, które mogę sprzedać za pół ceny, wymieniałem m.in. nadproża L19, długości 120cm. No więc, to już nieaktualne, komuś te nadproża były potrzebne bardziej...

 

Ii znów, nawiasem mówiąc, nie mogę się oprzeć, żeby nie opisać skojarzenia, które mi się rodzi: jest niedaleko nas pewna budowa, bardzo swoją drogą dziwnie prowadzona, ale mniejsza o nieistotne szczegóły. Dziwnym jednak trafem, dokładnie w momencie, kiedy na tejże budowie było robione zbrojenie ław, mi z placu zginęło dwadzieścia dwunastometrowych prętów fi8. Obecnie tam stawiane są ściany, a mi akurat wtedy giną nadproża. No taki przypadek i oczywisty zbieg okoliczności... Aż kurcze, boje się, co będzie, jak tam zaczną robić instalację CO :bash: TFU TFU TFU!!!

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jestes na tyle doświadczonym magikiem, że z pomocą Basha powinieneś już dawno sklecić jakiś monitoring. Na tym etapie warto chyba, chociaz podejrzewam, że alarm już i tak działa.

Nawiązując do Twoich obserwacji i udziału w przekształcaniu renomowanej marki BP na schronisko to wczoraj moja małżonka wraz z synem po częściowej wyprowadzce starej piwnicy na budowę wpadli do sądu dowiedzieć się czemu nic się nie dzieje w sprawie mojej stłuczki z lutego, gdzie sprawca nie przyjął mandatu, a policja skierowała sprawe na wokandę. I dopiero gdy wypełniali papierki zauważyli jak mocno umorusanymi łapkami robią to oboje. Wzrok paniusi bezcenny gdy długopisem wskazywała co gdzie i jak. A nauczka dla wszystkich poszkodowanych uczestniczących w kolizjach gdzie druga strona upiera się i sprawa do sądu wędruje. Musimy określić się koniecznie jako oskarżyciele posiłkowi obok oskarżyciela publicznego. Inaczej pies z kulawą nogą nie szczeknie, że sprawa dawno sie odbyła, jest wygrana, że nikt nie poinformował ubezpieczyciela, poszkodowanego itd. Aby otrzymać wyrok oczywiście należy opłacić jakieś tam znaczki sraczki.

Jarku, ładną macie łazienkę. Pochwal się oświetleniem!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@compi - Wewnątrz domu alarm oczywiście działa. Budowlana prowizorka co prawda, ale nad podziw skuteczna i co ważniejsze, raportuje mi SMSami o każdym związanym z alarmem fakcie typu uzbrojenie, rozbrojenie, wyłączenie zasilania itp., dzięki czemu, kiedy np. robili mi poddasze, dokładnie wiedziałem, kiedy zaczynają pracę i kiedy kończą.

 

Na zewnątrz natomiast - musiałbym kupić kamerę, jakoś zapisywać strumień video... całość by była wielokrotnie droższa niż te rzeczy, które mi się w obejściu poniewierały. na prętach, licząc ich realną wartość odsprzedania, jestem w plecy jakąś stówę, na nadprożach - może z 50PLN. Razem 150zł - oczywiście szkoda, ale monitorowania terenu jeszcze nie uzasadnia. A niech się nowy właściciel tym wszystkim udławi, życzę mu serdecznie, żeby mu któreś z tych nadproży z łapek wypadło prosto na nogę w trakcie przenoszenia. I pies go trącał!

 

A co do oświetlenia - jesteśmy tutaj tradycjonalistami, więc może nie ma się za bardzo czym chwalić, ale ok, pochwalę się, jak zrobię je do końca :)

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kurcze czytam i aż mi się gorąco zrobiło... mam nadzieję, że nie o naszej budowie z Wołodyjowskiego piszesz. Jesteśmy na etapie montowania nadproży, ale takich full legal, z hurtowni osobiście zamówionych... a chyba innych w okolicy sąsiadów na tym etapie nie ma. Wyślę Ci na prv swój nr telefonu, to pogadamy, dobrze?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mój Boże....

 

W naszej okolicy jest lekko licząc kilkanaście budów. Skąd przeświadczenie, a sądząc po stylu, w jakim Twój mąż do nas wmaszerował, wręcz pewność, że chodziło właśnie o Waszą? Ja te zaginione nadproża wczoraj zauważyłem, nie wiem, kiedy mi zginęły, w grę wchodzi kilka ostatnich miesięcy. A pręty zginęły ponad rok temu, więc przed Waszą budową, co wraz z Twoim mężem, mam nadzieję zdołaliśmy sobie wyjaśnić.

 

Jeśli jeszcze ktoś się moim wczorajszym wpisem poczuł dotknięty, od razu wyjaśniam:

Sprawa jest prosta: o którą budowę mi chodzi, wiem ja, bo mam swoje powody (a ponieważ nikogo za rękę nie złapałem, nie będę pisał konkretniej) oraz ewentualny winowajca, bo chyba wie, co robił. Innych osób rzecz po prostu nie dotyczy.

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak, wczoraj był właśnie Ten Dzień. Wielki Dzień! Dzień, po którym nic już nie będzie takie samo, jak było do tej pory. Dzień, począwszy od którego co najmniej dwie rodziny (z dwóch posesji) będą mogły z przyjemnością wyglądać przez okna najważniejszego pomieszczenia w domu, my będziemy mieli wreszcie miejsce na działce (która niby dość duża, jak na budowlane standardy, po wybudowaniu na niej domu nagle okazała się być maleńka i na nic nie ma na niej miejsca, bo wszędzie resztki lasu przeszkadzają), a myszy i szczury straciły komfortowe lokum do rozmnażania się.

Lokum bowiem... odjechało.

Nowy własciciel też co prawda doszedł do wniosku, że jadąc z barakowozem na kołach ryzykuje ciut więcej, niż mandat "za niemanie świateł", bo zorganizował lawetę, ale i tak zastosowaną metodą operacji mnie po prostu zabił :)

No, ale po kolei:

 

Całooość... BACZNOŚĆ! Poczet Sztandarowy... Sztand... yyy. ten... Baraaakoowóóóz! WYPRRROWADZIĆ!

 

JP073024.jpg

 

Na początku było ciężko, traktor mały, barakowóz duży i ciężki, w dodatku postawiony był na świeżo rozgarniętym przez koparkę gruncie z wykopu i trochę mu się osiadło. Ale po odrobinie perswazji za pomocą szpadla łopaty oraz osoby, która kilkadziesiąt lat na traktorze przesiedziała, pooooszło!

 

 

JP073027.jpg

 

I tu dopiero nastąpiło najlepsze. Normalnie, ludzie w takich sytuacjach organizują dużego HDSa. Oni... załatwili to inaczej :)

 

JP073032.jpg

 

Żeby było ciekawiej, traktor był za słaby, żeby po prostu wjechać na platformę, więc rzecz załatwiał w paru podejściach, cofając się i z rozpędu ponawiając ataki. Za którymś razem się udało, barakowóz przy tym jakimś cudem się nie rozpadł, ani, czego szczerze mówiąc się spodziewałem, jego umeblowanie (liczne i również swoje ważące) nie wyjechało wraz z drzwiami i tylną ścianą barakowozu na ulicę.

To jednak nie był koniec, ciąg dalszy był jeszcze ciekawszy:

 

JP073034.jpg

 

I tu niestety nie dało rady, konstrukcja ułożona jako podjazd się wzięła i połamała w drobny mak przy pierwszym najechaniu na nią kół napędowych. Ale i barakowóz w tym momencie okazał się być w całości wewleczony na platformę, więc po usunięciu tych palet i dosunięciu tylnych kół do oporu do ściany, całość tak własnie została potroczona łańcuchami i pasami: barakowóz lekko wystający poza platformę i ciągnik podziwiający błękit nieba ponad szoferką lawety.

 

I paaaaszli!:

 

JP073047.jpg

 

Być może z sentymentu powinienem tu choć łezkę uronić, był to w końcu pierwszy dach i pierwsza budowla mieszkalna na naszej działce, służył dzielnie dając schronienie kolejnym ekipom, a w przerwach pomiędzy nimi rzeszom myszy i szczurów (ech, jakie fajne efekty bywały, jak wieczorem niespodziewanie się drzwi otworzyło ;) ), ale jedyne uczucia, które tutaj żywię, to radość i ulga. Poszło sobie! I dobrze! I niech nie wraca!!!

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A z wieści stricte budowlanych:

 

Heej, heej, hej cokoły...

 

JP073065.jpg

 

Miałem dziś te płytki fugować, ale ponieważ udało się do nich dokupić cokoły (przez Wyjątka uparcie nazywane sokołami), fugowanie spadło z planu. Zafuguje się w poniedziałek, a tymczasem sokoł... TFU! cokoły są na swoim miejscu. Ze szlifowaniem narożników rozbisurmaniłem się już na tyle, że tu przeszlifowałem narożniki i w gresie. Również ot tak po prostu, z ręki. Da się. Tylko obroty na flexie musiałem podnieść.

 

W łazience dochodzą ostatnie drobiazgi przed montażem podłogi. Choćby kaloryfer, który kupiony był jeszcze w zeszłym roku z myślą o jednej z łazienek poddasza, a wczoraj zupełnym przypadkiem odkryliśmy, że i wielkością i co ważniejsze, żółtobeżowym (tak, ja to napisałem) kolorem IDEALNIE pasuje do łazienki na dole. Zainstalowałem więc:

 

JP073062.jpg

 

Dekory w oprawie lustra przykleiłem. Na wietnamską, bambusową modłę rzecz jasna:

 

JP073059.jpg

 

Miała to być prosta robótka, a okazało się być chrzanieniem na dobrej półtorej godziny roboty połączonej z mamrotaniem różnych wyrazów, głośnym kurwieniem (jak Wyjątka nie było za plecami) i szpetnym klnięciem. Brakuje jeszcze góry, zrobię w poniedziałek, jak zorganizuję im jakąś podporę montażową.

No i gniazdko przyumywalkowe. Pierwotnie założyłem tam Venę Kosa taką samą, jak w całej reszcie domu, ale pasowała do płytek, jak pięść do nosa. Została więc podmieniona na Schneidera:

 

JP073063.jpg

 

A austriaków cholernych za sposób montażu tego gniazdka, zwłaszcza w wydaniu IP44, to niech... niech gołębie osrają!

Wygląda to bowiem tak:

- podłączyć gniazdko tak, jak wszystkie inne do tej pory podłączane,

- osadzić w ścianie, wypoziomować, przykręcić - jak zawsze,

- spróbować przymocować ramkę, stwierdzić, że ni cholery nie pasuje,

- zastanowić się, o co chodzi,

- zdemontować wszystko w cholerę

- rozebrać gniazdko, wywalić z niego oryginalne mocowanie, zastąpić je tym specjalnym od ramki szczelnej.

- przełożyć pazurki mocujące

- podłączyć, osadzić.

- nałożyć ramkę.

 

I na koniec dnia wreszcie, zacząłem robić sufit podwieszany w holu:

 

JP073056.jpg

 

Stelaż jeszcze nie skończony, brakło mi bowiem profili UD (brakuje na ścianie w głębi oraz na suficie), poza tym z tego jeszcze będzie wystawać rampa świetlna o której napiszę za moment.

Tu, lewa strona, jak ze zdjęć mi wychodziło, może się pokrywać z położonymi tam dwoma przewodami. Jedynymi przewodami na tym fragmencie co prawda, ale jednak. Wykrywacz tam głupiał, bo przy żelbetowym podciągu danym tamże piszczał cały czas, porobiłem więc wkrętakiem odkrywki. I nestety, wyszło mi, że przewód z miejscem mocowania profila pokrywa się idealnie. Gdzie się dało - pomocowałem wiercąc na odsłoniętych przewodach pomiędzy nimi, a gdzie się nie dało - kombinując:

 

JP073054.jpg

 

Nawiasem mówiąc - na wąsie od mocowania widać czerwony zaciek. Zaciek ów jest dowodem, że taki świeżo przycięty profil ostry jest, skubaniec, jak żyletka...

 

I mocowanie do sufitu. Na wieszaki obrotowe rzecz jasna.

 

JP073057.jpg

 

I teraz co do rampy świetlnej: ma ona biec sobie naokoło centralnej części holu, m.in. przylegając do tej wykonanej własnie zabudowy. Pierwotnie chciałem to zrobić no tak po prostu, tak jak się robi: półka z GK, częściowo zamknięta pionową półścianką. Całość prosta i bezproblemowa.

 

http://izoforum.pl/izorysik/images/izorysik_bfbbecf86582b7cf1dfdbf90c2f8d8a1_2011-05-08_10:18:28.jpg

Tu jednak wmieszała mi się w sprawę żona obwieszczając, że ona od zawsze mówiła, że to ma być po łuku:

 

http://izoforum.pl/izorysik/images/izorysik_bfbbecf86582b7cf1dfdbf90c2f8d8a1_2011-05-08_10:20:23.jpg

 

I niech mi ktoś podpowie, jak to, u licha, zrobić?... :x

 

Tak, wiem, są płyty do gięcia, ale stelaż, stelaż... Uchwyty do rynien kupić i tam pomocować?

Podobno (zona twierdzi) są takie gotowe elementy, wystarczy kupić i zamontować. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie, albo przynajmniej podpowie, jak inaczej można coś takiego zrobić - proszę o wskazówki.

 

J.

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A z wieści stricte budowlanych:

 

Tu jednak wmieszała mi się w sprawę żona obwieszczając, że ona od zawsze mówiła, że to ma być po łuku:

 

http://izoforum.pl/izorysik/images/izorysik_bfbbecf86582b7cf1dfdbf90c2f8d8a1_2011-05-08_10:20:23.jpg

 

I niech mi ktoś podpowie, jak to, u licha, zrobić?... :x

 

Tak, wiem, są płyty do gięcia, ale stelaż, stelaż... Uchwyty do rynien kupić i tam pomocować?

Podobno (zona twierdzi) są takie gotowe elementy, wystarczy kupić i zamontować. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie, albo przynajmniej podpowie, jak inaczej można coś takiego zrobić - proszę o wskazówki.

 

J.

 

Poszukać, albo ładnie żonę poprosić, to poszuka producenta, o któego jej chodziło (to nie jest reklama) :D

 

http://www.ecophon.com/PIM/25862__440.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chciałem dziś napisać "zafugowane!" Naprawdę chciałem...

 

Niestety. Złośliwość przedmiotów martwych, nieśmiertelne prawa Murphy'ego... no bo jak inaczej nazwać fakt, kiedy z dwóch kupionych fug do dwóch różnych miejsc, w obu wychodzi cała paczka wystarczając na zafugowanie 90% powierzchni i zostaje niezafugowane takie małe gówienko, na które trzeba będzie kupić druga paczkę, zużyć z niej pół szklanki fugi, a reszta będzie się poniewierać, rozsypywać, myszy będą torbę przegryzały, Wyjątek wraz z młodsza latoroślą będą z tego na środku salonu babki stawiać (po rozrobieniu z wodą rzecz jasna). Grrrrrr....

 

Kuchnia. w części zafugowanej, mniej więcej odczyszczonej oraz częściowo zagniazdkowanej:

 

JP093068.jpg

 

I wiatrołap. Również jak cię mogę odczyszczony, jak widac niezafugowany jeszcze na samym środku - było to miejsce technologiczne do stawiania kopyt w trakcie obsługi zafugowanej reszty, jak dokupię fugę, zafuguję i to.

 

JP093073.jpg

 

Jak widać, zaświniłem sobie fugą pomalowane "na cacy" ściany, niestety. Trzeba będzie poprawiać, problem jest jednak taki, że ta farba nam wyszła cała, a w międzyczasie co się stało? Ano: zmienili paletę barw.... jego mać!

 

No i stelaż sufitu w holu. Myślałem, że mnie dziś przez niego coś trafi, w trakcie dogrywania kątów prostych i boków docelowego kwadratu, który należy na środku wyrobić (pod rampę świetlną). Drabinę czuję dziś... no mniejsza o to, gdzie ją czuję, prościej m wymienić, gdzie jej nie czuję. W uszach jej na przykład nie czuję, za to jak się właśnie macam po tychże uszach, czuję w nich pył z wiercenia dziur w suficie.

Stelaża oczywiście nie skończyłem (a chciałem dziś nawet gipskartony pomontować, żeby jutro już cały hol pomalować się dało...), ale zostało (z podstawowej konstrukcji, sprawa stopni świetlnych cały czas otwarta) już bardzo niewiele, właściwie tylko boki lewy i prawy. I jakieś poprzeczki w części bliżej aparatu, na zdjęciu poniżej. I rura od dystrybucji goracego wozducha, do przeprowadzenia z salonu, do mnie do warsztatu, w tejże właśnie zabudowie. może z jakimś odgałęzieniem do wylotu i na hol? Tu nie jestem pewien, bo dmuchałoby akurat pod białym sufitem, któryby w związku z tym szybko przestawał być w tej okolicy biały. Pomyślimy jeszcze z małżonką nad tym...

 

JP093070.jpg

 

Jutro będzie M jak Malowanie.

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyjątka, kurcze, do serwisu oddajemy...

 

O co chodzi? Ano o to, że trychter mu nawala. Droselklapa mu blinduje, przez co cugu dobrego nie ma, a w nocy, jak Wyjątek śpi, to ryksztosuje nawet. Bo się ferszlus robi.

No i muszą mu to roztrajbować holajzą, prawdopodobnie również boczne lochować. I w trommlach obu iberlaufy powstawiać, żeby culajtung był.

 

Dzieciok przeżywa strasznie, my razem z nim. W poniedziałek idzie pod nóż... I tak, wiem, że migdałki to zabieg o stopniu skomplikowania mniej więcej na miarę plombowania zęba i niemal podobnie popularny, no ale co zrobić, boi się dziecko (strrraszne), a ja mu się wcale nie dziwię. Też bym się bał. Ale co zrobić, trzeba to trzeba...

 

Wieści budowlane będą jutro, póki co napiszę tylko, że w tygodniu jakoś, kurier żonę moją, samą z dzieckiem w domu zostawioną napadł i przesyłkę wręczył. Przesyłka odarta z zewnętrznych kartonów, ustawiona w tej chwili pod ścianą naszego obecnego mieszkania (czytaj: pod ostatnim wolnym kawalątkiem ściany, który jakimś cudem tylko jeszcze zastawiony nie był), wygląda następująco:

 

JP113078_cr.jpg

 

Lampy głównie zewnętrzne, kilka wewnętrznych też jednak w stercie leży. Się zawiesi, się zaświeci, się usiądzie z piwkiem w garści na tarasie... i się będzie można zacząć od komarów oganiać ;)

 

A co do Wyjątka jeszcze - po wielu bojach stoczonych z nim na budowie, osiągnęliśmy kompromis, w myśl którego Wyjątek zwykle pyta grzecznie, czy może sobie coś wziąć i ustala zakres rzeczy, które wolno mu owym czymś robić. I stara się tych ustaleń przestrzegać. Przynajmniej w teorii, bo z praktyką bywa różnie, niestety...

No i właśnie... przy okazji porządków ostatnich, znalazłem stojące na poddaszu wiaderko po poddaszowcach. Duże, fajne, 20 litrowe i pełne wody, w której myto narzędzia, gaszono pety i nie śmiem nawet myśleć, co robiono jeszcze. I wraz z tą wodą stojące od jesieni zeszłego roku. Od wierzchu wyglądało to spokojnie, po prostu, jak duże wiadro z wodą, ale ruszone zdradzało, że w głębinach już całkiem zaawansowane życie się toczy, do pierwszych waśni plemiennych właśnie dochodzące w swoim rozwoju.

Po znalezieniu wiadro zniosłem na parter i postawiłem w kącie salonu, ze statusem "to się potem wyleje". I jak to zwykle ze sprawami, które taki status zyskują bywa, stało sobie tak i stało. I być może kolejnej jesieni by dotrwało (a życie wewnątrz wynalazłoby koło, opanowało metalurgię albo co nie daj Bóg, odkryło świat poza wiadrem), gdyby nie Wyjątek.

Któregoś dnia z tych ostatnich budowlanych, przyszedł do mnie z pacą gąbkową i pyta się, czy może się tym pobawić. Narzędzie wydawało się bezpieczne, więc pozwoliłem. A niestety nie pomyślałem, że wcześniej przy pomocy pacy filcowej filcowałem zatynkowane szpary pod parapetami. I co? Ano robię sobie spokojnie w łazience na parterze (bodajże grzejnik), kiedy nagle zaczął do mnie jakiś taki dziwny, przeraźliwy smród dochodzić. Pierwsza myśl - smród -> jestem w łazience -> kanalizacja! Ale sprawdzam, wszystko ok, kibel jest, woda spuszczona, brodzik jest, dekielek w kanalizie umywalki jest. Poza tym ten smród jakiś taki nie szambowy, inny i powiedzmy, bardziej dotkliwy. I wtedy mnie tknęło: a dlaczego w domu jest tak cicho (żona w tym czasie na piętrze usypiała młodszego)? A dlaczego Wyjątek nie stoi mi nad głową i nie zadaje miliona pytań zaczynających się od "a dlaczego"? Tu sobie już wpadłem w normalną panikę i truchcikiem wyleciałem z łazienki, wprost do salonu, gdzie zdybałem Wyjątka, jak ową gąbkową pacą maczaną w tym straszliwym syfie, zaciera co sił w łapkach i zasięgu w ramionach, reprezentacyjną, niedawno malowaną ścianę salonu :bash::bash::bash:

 

Co ad acta niniejszym opisuję, niech gówniarz kiedyś przeczyta sobie. I się wstydzi, o!

 

J. (co daaawno daaawno temu, w wieku całkiem zbliżonym do obecnego Wyjątka, z zachwytem w oczach przyglądał się własnemu dziadkowi, zacierającemu świeżo narzucony tynk na ścianie garażu, a potem, korzystając z faktu, że dziadek zajął się czymś innym i stracił go z oczu, złapał za pacę i też ten świeży jeszcze tynk zacierał. Dokąd mógł sięgnąć...)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...