Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Recommended Posts

Z płytą się nie przejmuj. W takim przypadku jak Twój, gdy zawiodła logistyka, ważne jest jedynie aby krawędzie stykające się z następną płytą były takie same. Jeśli dobrze widzę to masz tam ciętą krawędź. Mogła być oryginalna, ale to chyba efekt odrwrócenia g-k. Jeśli się mylę, to spróbuj jednak ją zdemontować. Tylko nie młotkiem! Bądź opanowany! :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,3k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

@compi - możesz rozwinąć temat tych krawędzi?

Ta krawędź, o której mowa nie jest cięta, ona tak wygląda, bo płyta na niej długo stała sztorcem, była suwana po wylewce i się przytarła po prostu. Styka się natomiast z krawędzią ciętą. Ponieważ w tej dużej, fazowana strona jest teraz od spodu, chciałem po prostu tarką/nożem wykonać normalną fazkę, jak to przy łączeniu ciętych płyt i to potem zaszpachlować. Źle kombinuję?

 

A i jeszcze jedno, tak przy okazji: jak to jest z tym mocowaniem płyt do profili, w miejscach, gdzie te są skręcane? Łby "pchełek" jednak trochę wystają, płyty w tym miejscu , zwłaszcza, jeśli jest to krawędź, się wybrzuszają. Minimalnie, ale miejscami to widać. Pytałem kiedyś o to moich poddaszowców, twierdzili, żeby się łbami nie przejmować, bo to się w płycie schowa, czy jakoś tak. Mi się jakoś nie chowa. Co zrobić, żeby zaczęło? Obstukać gumowym młotkiem, żeby łeb pchełki się wgniótł w płytę? Przetrzeć wybrzuszenie tarką od wierzchu i zapomnieć?

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

... te konstrukcje stelazy tak trza było kombinować żeby nie było łączeń pchłami po stronie płyty...:p trza było skręcać od tyłu. sztywności całej konstrukcji i tak nadaje płyta...

tera dupa zbita.

młotkiem nie dobijaj - pokruszysz płyty ( chyba - nie mam doswiadczenia w dobijaniu... ale wiem jak krucha jest krawędź płyty...a ty właśnie tam masz wystające łebki )

możesz próbować robić w płytach zagłebiania pod łby wkrętów wiertłem 10mm ... ale to rzeźba w gów%&*

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie dałoby się, a przynajmniej nie wyobrażam sobie tego. Choćby brzeg tej mojej rampy - mam poziomy profil CD, u sufitu UD, pomiędzy nimi pionowe wsporniki cięte z CD, całość 20cm od ściany - jak to przykręcić od tyłu?

 

Robienia wgłębień na łby nie wyobrażam sobie szczerze mówiąc. Kurcze, mam niezaszpachlowaną zabudowę łazienki na piętrze, muszę odkręcić jakąś niedużą płytę i zobaczyć, jak to zawodowcy u mnie robili.

Ewentualnie, tam gdzie odstaje (bo śmieszne jest to, że nie odstaje wszędzie, gdzieniegdzie jedynie, w pozostałych miejscach mimo łbów pcheł płyta się jakoś układa po całości, że nic nie widać) pchły zastąpić nitami zrywalnymi.

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Krawędzie - uważam, że jeśli już masz coś robić w przypadku tej odwróconej płyty to zetnij w cholerę tę fazę bo teraz jedynie będzie to miejsce mniej sztywne. Potem sfazuj dokładnie ciętą krawędź, a następną płytę dokręć niedosuwając jej na styk do tej pierwszej. Szpachlując łączenie wciśnij w szczelinę szpachlę i zostaw do zastygnięcia. To pozwoli solidnie usztywnić całość.

Pchełki - przyznam, że ja wykonałbym to wprowadzając pionowe elementy profila CD na przemian skręcając je od wewnętrznej strony lub je nitując. Poza tym masz je chyba za gęsto. Sama płyta trzyma ładnie taki ciężar. Spróbuj co drugi pionowy profil odwrócić i go skręcić. Kiedyś miałem w rękach specjalne cęgi do zaciskania profili. Ładnie się tym podobno pracuje, ale nie mam pojęcia gdzie to dostać lub wypożyczyć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Kurcze, już nawet we własnych subskrypcjach dopiero na drugiej stronie mój Dziennik znalazłem...

 

W każdym razie, jestem, jestem, żyję. Budowa też żyje, tylko jak tam mieszkam, to jakoś na pisanie nie ma czasu.

Po powrocie z pracy najpierw człowiek docenia fakt, że można się rozwalić z piwkiem w garści na leżaku stojącym na własnym tarasie, z widokiem na własny las, z własnym dachem (wywieszonym) nad głową i kontemplować wszystkie te fakty razem wzięte, połączone z okolicznymi okolicznościami przyrody.

A potem, jak już piwko w garści się skończy i widoki się znudzą, można się przebrać w robocze spodenki i złapać za młotowiertarrrrę i wieRRRRRcić dziurę przy dziurze, i popRRRRRRRRRuć sobie trochę ścian i ponapierdzielać młotkiem i nic się przy tym nie trzeba przejmować tym, że już jest po 22-giej i że ta sąsiadka z sąsiedniego mieszkania, co to jej wszystko przeszkadza, będzie sobie paznokietki łamać waląc pięścią w ścianę (na poważnie - nie, w obecnym mieszkaniu nie mam w zwyczaju napierdzielać wiertarką po 22giej, ale ona nam potrafiła walić w ścianę z powodu płaczącego w nocy niemowlęcia). A na pisanie dziennika potem już ani czasu ani siły.

Echhhh, jak ja już nie chcę mieszkać w bloku...

 

Z ciekawostek na polu okoliczności przyrody - wprowadziła się do nas kuropatwa z młodymi, a wiewiórka przekupiona orzechami zdecydowała się zostać. I nie, nie wiem, jak przekonała gawrony, że to ona tu mieszka, nie one, w każdym razie gawrony póki co cierpliwie siedzą na gałęziach drzew za płotem i czekają... Co jakiś czas przylatują inne gawrony albo sroki i wtedy jest wojna o to, które mają czekać, a które sobie iść... tego... znaczy, lecieć w cholerę, ale mam wrażenie, że zostają w końcu cały czas te same.

Kurcze, na co one czekają?....

 

 

A z wieści budowlanych - podłoga w holu na dole jest już skończona. Zdjęcia finalnego nie mam, poniższe przedstawia prace mocno już zaawansowane, za to można zauważyć, że taśma Lepperowa (którą być może pamiętacie z początkowych stron tego dziennika) cały czas ma się dobrze i cały czas się przydaje, tym razem w roli fladr przeciwwilk... znaczy... przeciwWyjątkowych, chciałem napisać ;)

 

JP093481.jpg

 

Drugi temat, to framugi. Nie pamiętam, czy już pisałem, że zarzucilismy drewniane framugi amatorsko lakierowane na rzecz gotowych z MDFu, bo po pierwsze gotowe, wystarczy wstawić, po drugie - część framug mamy regulowanych i tu nawet z glifami zabawa odpada. I faktycznie, tak jest o wiele szybciej, ale wiecie co? W porównaniu z tymi moimi sosnowymi, jakieś te MDFowe framugi są bardzieeewneeee.... Jeeeezuuuuuu..... Delikatne toto takie, strasznie podatne na uszkodzenie, wciskanie w toto uszczelki to katorga, od litej drewnianej framugi o wiele bardziej wiotkie są, rozpórkami trzeba strasznie się nakombinować... No do dupy po prostu!

Jedyna zaleta to fakt, że są. I że piorunem się je wstawia (pomijając niezbędne czasem podcinanie otworów drzwiowych, bo to tu i tu bywało potrzebne). Na zdjęciu niżej - framuga wiatrołapu, po prawo widać też framugę łazienkową:

 

JP093482.jpg

 

I framuga w garderobie Młodszego (swoją drogą... na potrzeby tego dziennika muszę mu jakąś ksywę wymyślić, starszy został Wyjątkiem a młodszy... cały czas jako "młodszy"?) z już zdemontowanymi rozporami:

 

JP123487.jpg

 

Zanim zaś pokażę jej zdjęcie z drugiej strony, kilka słów wprowadzenia. Kląłem akapit wyżej na to, jakie te framugi z MDFu delikatne. Naoczny przykład na to miałem montując framugę łazienkową - wpychając część ruchomą ościeżnicy regulowanej nie zauważyłem nadlanego od wewnętrznej strony kleju przez co element się kleszczył, a wpychany nawet nie taką dużą, ale jednak "siłom" - się wziął i się nadpęknął wzdłużnie u dołu.

Trudno, stało się. Drzwi w garderobie młodszego są sporo niższe, więc wymyśliłem, że ten element dam tam, akurat to rozpęknięcie pójdzie do odcięcia. I super. Ponieważ tam opaski musiały dochodzić do skosów, skosy pod kątem nie 45 stopni, a 40, miałem tam niezłą jazdę z kopiowaniem kąta skosu, docinaniem listew. Górną listwę przy użyciu paru prostych sztuczek geometrii wykreślnej i narzędzi mierniczych tak zaawansowanych, jak np. "o tu na grubość tego ołówka trzeba ściąć w klina" udało mi się przyciąć idealnie, szpara między docinaną opaską a skosem jest poniżej milimetra.

I tu właśnie popełniłem błąd. Poważny błąd, przed którym sam niegdyś tutaj przestrzegałem: NIE POPADAĆ W SAMOZACHWYT!!! W każdym razie nie przed końcem roboty! A tu, w tym miejscu, po wstawieniu tej listwy na miejsce pozwoliłem sobie popaść i nawet pochwaliłem się żonie, jak to ja dobrze tą listwę dociąłem, jaki to ja super jestem zdolny i wogóle... Po czym w poczuciu własnej doskonałości zacząłęm docinać tą przyniesioną z łazienki. I też wyszło super, rozłamany dół się niemal w całości ściął, kąt 40 stopni udało mi się zerżnąć od ręki, chcę listwę przymierzać na miejsce i... i zonk. Wszystko wymierzyłem pięknie, ale w lustrzanym odbiciu...

Nawet nie kląłem zbyt długo i soczyście. Nie miałem siły. Póki co zostało w formie jak widać na zdjęciu, to jest od wewnątrz garderoby, a nie w salonie, w tą dziurę oczywiście wstawię ścinek, będzie "jedynie" łączenie widać.

 

JP123488.jpg

 

W międzyczasie - garderoby. Ponieważ przeprowadzka wielkimi krokami się zbilża, a tak naprawdę to już się zaczęła, małżonka gromkim głosem zaczęła się domagać zamknięcia tematu garderób. Obu. Co było robić, zamykałem. Garderobę Młodszego zamknąłem przy pomocy kawałka rury między ścianami:

 

JP113485.jpg

 

Natomiast w naszej garderobie powstanie o wiele wymyślniejsza konstrukcja. Póki co - jej początek:

 

JP113486.jpg

 

I zanim mi ktoś fuszerkę wytknie - konstrukcja wbrew pozorom nie stoi na panelach, ani tym bardziej nie jest do nich przykręcona. Owszem stoi i owszem jest przykręcona, ale wprost do wylewki, między wylewką a wspornikiem rury znajdują się cięte z metalowej rurki tuleje dystansowe długości tak dobranej, że nie ma tam szczeliny, a jednocześnie panele mają zapewnioną swobodę "pływania".

 

I kolejna sprawa - grzejnik w naszej sypialni. Do tej pory niezamontowany, ponieważ miejsce nań przewidziane jest specyficzne. W naszej sypialni skosy schodzą bardzo nisko nad podłogę (70cm, o ile dobrze pamiętam), a ponieważ w krasnoludki nie wierzymy, chcemy je docelowo zabudować szafkami. Te powstaną... kiedyś, ale póki co grzejnik potrzebny. Pod oknem połaciowym. Chciałem to zrobić tak, żeby front grzejnika był w linii z planowaną zabudową i ze ścianką pionową obudowy połaciówki, więc od istniejącej ściany musi on być dość mocno odstawiony. Krótko mówiąc - jakaś konstrukcja nośna tam jest potrzebna. Oto i ona, zrobiona z resztek pozostałych po więźbie, docelowo do zagipskartonowania:

 

JP123489.jpg

 

JP123490.jpg

 

Prawy wspornik ma długie ramię, ponieważ gipskartoniarze trochę za wąsko wykonali wzmocnienia pod mocowanie grzejnika (na ścianie widać miejsca po "sondowaniu" śrubokrętem) i musiałem jakoś do nich "sięgnąć".

 

BTW - jak myślicie - wkręcać oryginalne grzejnikowe kotwy (fi18, blaszane tuleje) w drewno, normalnie jako kotwy rozporowe (krokiew ma 7cm grubości), czy raczej tuleję kotwy ściąć i wpuścić najwyżej na kilka cm w drewno jako "bazę", a całość mocować długim i stosownie grubym wkrętem do drewna?

 

I tyle. Na zakończenie jeszcze dzieło Wyjątka. Któremu strasznie się spodobało kablowanie szafy serwerowej i też wykonał własną serwerownię. Trochę mu jeszcze tylko szycie wiązek kablowych nie wychodzi, ale nauczy się, spokojna głowa!

 

JP093483.jpg

 

J.

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z ostatniej chwili:

 

Wyjątkowi dziś rozwalił się sandałek. Nic szczególnie dramatycznego, ani zaskakującego w dziecięcym obuwiu, zwłaszcza takim używanym do biegania na codzień, zwłaszcza jeśli bieganie odbywa się na budowie, ot po prostu oberwało się mocowanie paska.

Dziecię jednakże nic nikomu nie powiedziało, z problemem postanowiło uporać się samo. I w trakcie prób uporania się z problemem zastała Wyjątka małżonka - usiłował naprawić buta przy pomocy trytytki :D

 

Będą z niego ludzie :) :) :)

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trytytki są mi bliskie o tyle, że ja telekomunikant, a w telekomunikacji trytytki to podstawa jest, dzięki trytytkom telefony działają, komórki dzwonią i internet działa. A Wyjątek - patrzy chłopak, uczy się :)

Sprawdzając w góglu, co gógiel wypluwa na hasło trytytka, znalazłem nawet fotkę przedstawiającą ją w roli spinki do włosów. Pokazałbym, ale potem żona będzie mi się dąsać, że blondynki jakieś wklejam... ;)

 

 

A co do bambusa - nie bój, nie bój, jak nic lada moment choć dekory na brzydsze zmienią.

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej,

 

Miło popatrzeć jak Ci się budowa / wykańczanie posuwa naprzód :)

Trzymam kciuki i podglądam bacznie ;).

 

Dzięki za odpowiedź na grupie p.m.b w sprawie więźby.

Pewnie będę Cię podpytywać jak już wybierzemy ostatecznie projekcik i dostaniemy pozwolenie na budowę.

 

Zagadnąłem Cię jeszcze na p.m.b. , czy cudowny Wodociąg Marecki uwzględnił Cię jeśli chodzi o wodę / kanalizację ?

 

Ja obecnie przyłączam się do wodociągu (na szczęście idzie w ulicy) ... bo przez 2 lata (jak tu już mieszkamy) woda ze studni była OK - tzn. OK do mycia ;) ... czy prania... - bo do picia i tak wożę banieczki - ale teraz to jakaś masakra - ciepła woda zrobiła się ruda - prania nie można zrobić - jak już ty tylko w 30 stopniach ... no tragedia - więc zamówiłem projekt... był dziś koleś, naniósł coś na mapkę... i mam czekać, bo wakacje, bo coś... wszędzie mało ludzi a dużo roboty... 5 tygodni ! ;) nie wiem skąd oni te terminy biorą ... no ale co mam zrobić - czekam.

 

Btw. jak będziesz mieć coś cięższego do przeniesienia, czy w ogóle jakąś robotę / sprawę w której przyda się druga para rąk, to śmiało - jak będę tylko na miejscu (Marki) to podjadę i pomogę.

 

A swoją drogą, udało Ci się sprzedać ten kultowy barakowóz ?

 

Pozdrawiam,

Aleksander

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Aleksander_ - a dziękuję, dziękuję :)

 

Tak, wodociąg mnie (nas, bo to wespół z sąsiadami było organizowane) uwzględnił, ale w naszej, wtedy jeszcze prywatnej ulicy rure musieliśmy położyć w 10 osób na własny koszt. Obecnie ulica już jest gminna i mamy taką cichą nadzieję, że może gmina i tą rurą się zaopiekuje.

 

Kanalizacja - staramy się. Podobna drogą, bo na koszt gminy tak od ręki - niestety, nie da się.

 

A co do barakowozu - też już zacząłem mieć takie obawy, ale chyba był moment potrzebny dobry do jego sprzedania, bo najpierw długo długo nic, a potem, po kolejnym daniu ogłoszenia, jak nie rozdzwonił się telefon, jak nie posypały się pytania, czy okna szczelne, czy podłoga wewnątrz nadaje się do cyklinowania, czy boazeria naturalna, czy drewnopodobna. czy dywan jest.... ech....

 

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hehe :)

 

Do tego, że zdjęcia ze swego dziennika napotykam szukając góglem różnych okołobudowlanych spraw co i rusz, zdążyłem już przywyknąć, ale w takim kontekście i na portalu o tak wdzięcznej nazwie... to dla mnie coś nowego :D

 

A swoją drogą - portal genialny, np. sraczoumywalka powaliła mnie na kolana, muszę żonie pokazać, jako o wiele tańszą i prostszą w wykonaniu wersję jej wymarzonej bidetty.

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@BasH - portalik dostarczył mi wczoraj niezłej rozrywki, a dziś stanowi główne zajęcie moich kolegów w pracy, dzięki :)

Co ciekawsze - znalazłem na nim jeszcze jedną swoją robotę, tym razem na szczęście nie w rolach głównych, jako pokazana fuszerka, ale widać ją niejako przy okazji, o tutaj. Co więcej, jest to właśnie to, czym się zajmowałem w trakcie budowy SSO mojego domu, wtedy, kiedy pisałem o bandzie Wściekłych Austriaków i Szkotów, którzy mnie w Krakowie trzymają siłą i nie chcą puścić. Oczywiście nie cała zawartość tego dachu jest "moja", moich tam jest raptem kilkanaście radiolinii, no ale... liczy się :)

 

Ale wróćmy do budowy. Głównym moim zajęciem w weekend, pomijając jakieś pierdółki typu tu futrynka, tu gniazdko, była podłoga w kuchni i jadalni. Tym samym, ilość kurzących, pylących i straszących na każdym kroku wylewek znów się zmniejszyła. Zanim jednak pokażę tą podłogę, kilka słów wprowadzenia:

Kuchnię mamy otwartą, przylegającą do części jadalnej salonu i dalej do samego salonu. Żona projektując to wszystko, wymyśliła sobie optyczny rozdział funkcji pomieszczeń rodzajem podłogi. Salon - drewno, kuchnia - gres. W jadalni - wynikowo. Żeby było ciekawiej, gres miał jęzorem sięgać aż pod kominek (wiadomo - kominek plus drewniana podłoga to nie jest dobre zestawienie, o czym nieodmiennie przekonują się wszyscy pierwotnie bezstresowo stwierdzający, że przecież kominek jest zamykany, będzie dobrze). Żeby było jeszcze ciekawiej - linia graniczna między gresem a drewnem ma być krzywą.

I tu się zaczyna cała historia. Od tej... k... krzywej. Pierwsi się o nią potknęli specjaliści od CO (jedyna instalacja robiona przez fachowców - mi na nią nie starczyło czasu). Pod gresem w jadalni miała być podłogówka, pod drewnem już nie. Hydraulicy jednak trochę uprościli sobie robotę, ja - przyznam bez bicia - nie dopilnowałem, w rezultacie podłogówka nie jest ułożona wzdłuż granicy tej krzywej, a tak trochę wynikowo. W wyniku owej wynikowości częściowo (narożnikiem samym) wchodzi pod drewno, a bardzo niewielka część gresu będzie bez podłogówki. Nie jest to problem.

Następni byli wylewkarze. Którzy pod drewno mieli zrobić wylewkę centymetr niżej, niż pod gres. Ci jednak stanowczo i gromkim głosem odmówili robienia takiego rozgraniczenia po krzywej. Czołowy argument: "no bo, [biiip], jak???!!!???". Stanęło na tym, że granicę zrobili od deski położonej mniej więcej tak, jak ta krzywa ma być. I super, tak sobie to odstało dobry rok. Aż do przedwczoraj...

Przedwczoraj bowiem weszła do boju moja małżonka. Uzbrojona w paczkę kolorowej kredy i artystyczną wizję.

 

No nie, nie ma siły, dygresja będzie. Niedawno sąsiedzi nasi robili bruki na podwórku. Robiła im to firma przez duże "F", jedna z tych, o których się czyta, że "drodzy, ale bardzo dobrzy". Wraz z żoną podziwialiśmy cały proces tworzenia tegoż bruku, począwszy od pierwszej wizyty pana z długim, rozwianym włosiem, nawiedzoną miną i dechą kreślarską w ręku, który, jak z daleka wyraźnie było widać, Miał Wizję. Pan generalnie sprawiał wrażenie Artysty z prawdziwego zdarzenia, jednego z tych, którzy wizje mają non stop i żyją po to, żeby te wizje wizualizować. I tenże właśnie, wraz z sąsiadką chodząc wokół domu, wizualizował, aż iskry strzelały.

Żona moja bardzo się z tego pana podśmiewała, że taki artysta, że wizjoner... i teraz wreszcie wylazło szydło z worka. Zwykła rywalizacja fachowa, żeby nie powiedzieć zazdrość o poziom fachowości z małżonki wychodziła :D

Gryzło to biedaczkę, gryzło, spać nie mogła, aż wreszcie znalazła pole do realizacji. Ową krzywą graniczną.

Ech, co tam się działo...

Ja sobie spokojnie kleiłem płytki, a za plecami co i rusz słyszałem a to odgłosy rysowania, a to mamrotanie pod nosem, a to ścieranie nogą, a to Wyjątek gromko obwieszczający, że on tez chce kredą rysować. Acha, włosie rozwiane i Wizja wymalowana na obliczu też była ;)

Aż wreszcie powstała. Ona! Ta jedna, jedyna, wyśniona:

 

JP233602.jpg

 

JP233613.jpg

 

Właściwa jest ta biała. Niebieska i czerwona, to wcześniejsze wersje. I nie, one wcale nie przebiegają tuż obok siebie i nie pokazują tego samego. To tylko profani i dyletanci mogliby tak podejrzewać, one są zupełnie i diametralnie różne.

 

Płytki płytkami, ale różnica poziomów... Na pierwszym zdjęciu widać to, co wyszło wylewkarzom od deski. I jak widać, odrobinkę trzeba będzie tą granicę cofnąć (kupiłem "garnek" do szlifierki kątowej i za tydzień będę próbował ten kawałek wylewki po prostu zeszlifować. Jeśli się nie da - ponacinam tarczą raz przy razie i skuję). Większa część krzywej jednak jest do nadlania. I tu była niezła jazda, jak to zrobić. Jak przenieść wizję małżonki na wylewkę samopoziomującą?

 

Pomogła siatka zbrojeniowa z elewacji. Na rozwiniętą na wylewce siatkę została odrysowana pisakiem linia z podłogi. Potem siatka została zwinięta, a do podłogi przykleiłem na piankę arkusze styropianu 1cm. Na to siatka i znów pisakiem ślad, tym razem przeniesiony został na styropian. Na koniec potrzebny był nóż:

 

JP233616.jpg

 

I dwa worki wylewki samopoziomującej, nawiasem mówiąc, genialny wynalazek, pierwszy raz się nią posługiwałem i podobało mi się:

 

JP243619.jpg

 

W głębi drugiego zdjęcia można się dopatrzyć też drugiego takiego placka - wylanego jęzorka do zapłytkowania pod drzwiami balkonowymi. Tak, żeby z tarasu wchodzić najpierw na płytki i dopiero potem na drewno.

 

I to nie jest, niestety, koniec. Bowiem teraz został ostatni dłobiazg: jak, do krzywej nędzy, dociąć wzdłuż tej granicy płytki. Gres wybrany do tego wnętrza jest dość kruchy, próbowałem, jak się go tnie po krzywej szlifierką i odpowiedź jest prosta: wcale. Jeśli tylko może się gdzieś złamać (np. ostro zakończony narożnik), to na pewno się złamie. Póki co, roboczy pomysł to odrysować na płytkach linie cięcia pisakiem i zawieźć je do firmy usługowo tnącej Water Jetem, ale muszę się dowiedzieć, czy oni wogóle robią takie usługi cięcia gresu po odrysowanej na nim linii krzywej, czy potrzebny jest im szablon, albo co gorsza plik wykonawczy do CNC. A jeśli się nie da... to nie wiem, będziemy układać na granicy jakąś mozaikę pewnie...

 

Reszta podłogi w kuchni na tym tle wypadła blado, jako coś absolutnie bezproblemowego:

 

JP243621.jpg

 

I grzejnik w naszej sypialni jeszcze. Pokazywałem za poprzednim razem drewniane słupki wstawione w roli podpór grzejnikowych. Wczoraj słupki zostały zagipskartonione.

Stelaż:

 

JP243629.jpg

 

I już z frontową płytą:

 

JP243630.jpg

 

Uprzedzając pytania - tak, to JEST symetryczne względem okna. Tak tylko w perspektywie na zdjęciu wyszło, jakby nie było.

Natomiast, ja mam pytanie do czytających mnie specjalistów od gipskartonów - co zrobić ze stykiem nowego gipskartonu ze starym? Warstwa poślizgowa i akryl? Czy normalnie flizelinka i szpachla po całości? Poziomy profil jest przykręcony głównie do istniejącego gipskartonu w skosie (tak mu się akurat wyszło, w dwóch miejscach tylko do stelaża pod nim trafił), więc z jednej strony - jedno z drugim jest związane dość sztywno. Z drugim jednak - obawiam się, że ciężki grzejnik może jakoś powodować, że ta moja konstrukcja będzie pracować i w rezultacie na styku będzie się wykruszać.

 

I na koniec wreszcie: kącik budowlańca - przyrodnika.

Zając. Nie przymierzając. Siedział w trawie tuż przy oknie i fotografowany przez owo okno baaardzo wierzył, że go wcale nie widać:

 

JP243628_cr.jpg

 

I dla równowagi - jakiś morderca nam się na terenie objawił. Rozumiem stertę gołębich piór, jaka nam się objawiła po nocy na tarasie - gołębi nie lubię, im mniej ich wokół mojego domu, tym czystsze parapety i dach na przyszłość, a poza tym gołębie to i kuna nam wcześniej mordowała, żadna nowość. Ale bażant??? W dodatku zamordowany w sposób dość horrorystyczny, bowiem zostały się z niego oba kompletne skrzydła wraz z obgryzionymi kośćmi i łączącym je mostkiem piersiowym, wszystko idealnie zachowane, wypisz wymaluj, jak na zajęcia z anatomii?

Podejrzewam dwoje winowajców: albo kunę, która co prawda od roku śladów życia nie zostawiała, albo kota. Takiego nawiedzającego nas od czasu do czasu czarnego potwora z oberwanym uchem, o którym już kiedyś pisałem, a który, z wyglądu oceniając, spokojnie mógłby pełnić rolę Pratchettowego Greebo (dla niezorientowanych: arcyzłośliwego kota, którego się pół wsi bało, a drugie pół przynajmniej mu schodziło zawczasu z drogi).

Kuna jak kuna, ale tego kota nawet bym chętnie obłaskawił, idea kota podwórzowego, zwłaszcza takiego, który i złodzieja pogoni i szkodniki wymorduje, bardzo mi się podoba, ale kurcze, trochę mi tylko naszej wiewiórki żal.

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od końca odpowiem - tak, otuliny dawałem na wszystkie rury i wszędzie. Żeby się nie rosiły zimne i nie traciły ciepła te ciepłe. W a w podłodze rury sa niby w styropianie, ale w jego górnej warstwie, odkryte od góry, więc otulina też na nie poszła. Tania jest, nie żałowałem.

 

Co do średnic - oczywiście stopniowałem i chyba nawet trochę z tym przesadziłem. Liczyłem to tak, że podejścia to fi20, magistrale doprowadzające do podejść mają fi25, a jak mi się takie magistrale zbiegały do pionu, to dalej pion już zrobiłem fi32, taką tez średnicą doszedłem do wodomierza i do kotła. I gdybym jeszcze raz to robił, to te rury 32mm bym sobie odpuścił, bo to właściwie bez sensu jest, 25 na domowe warunki spokojnie starczy.

 

A i jeszcze jedno - do kranów zewnętrznych cała instalacja jest zrobiona średnicą 25mm. Ma to tę wielką zaletę, że jak po założeniu nań krótkiego odcinka szlaucha z prądownicą na końcu, odkręcę na pełną parę kran ogrodowy, to narzędzia po kleju/betonie/tynku/itp. czyszczę samym strumieniem wody, jak Karcherem :) Plastikowe wiaderko samym strumieniem wody z tego szlaucha do góry podrywam :D

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...