Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Recommended Posts

@Kamila i Marcin - Gotowe korpusy brałem pod uwagę pierwotnie, ale przekonało mnie porównanie ceny korpusu prostej szafki D60 (wg cen Castoramy) z kosztem jej samodzielnego złożenia z zamawianych w tejże samej Castoramie formatek - różnica wyszła mniej więcej dwukrotna :)

Natomiast dzięki zamówieniu formatek nie w Castoramie a w specjalistycznej firmie cenę mam jeszcze troszkę niższą (choć już bardzo nieznacznie), ale za to jakość lepszą no i całe "resztki" z płyty zostały mi się jako bonus.

Tak więc, jeśli tylko nie boicie się samodzielnej pracy, macie podstawowe narzędzia , to polecam tą drugą wersję. Zwłaszcza jeśli oba jej człony ("kupić płyty" i "dać do pocięcia") odbywają się w jednym miejscu.

 

Co do narzędzi potrzebnych do składania kuchni - tak naprawdę niezbędna jest jedynie wkrętarka, miarka zwijana i poziomica. Warto się zaopatrzyć w specjalne wiertło do konfirmatów, dość drogie, ale warte swej ceny. Felcownica umożliwia proste zrobienie rowków do wsunięcia pleców, warto ją mieć, ale jeśli się nie ma... można zawsze spróbować rowki ciąć odpowiednio ustawioną "ręczną" tarczówką, albo wręcz plecy przykręcać wprost do korpusu odpowiednio gęsto dawanymi wkrętami.

 

@bajcik - nie, nie przyszło mi do głowy robić mebli kuchennych na kółkach :) To typowe nóżki do takich mebli, tak to wygląda (zdjęcie linkowane wprost ze strony producenta):

 

http://www.drewmix.koszalin.pl/nogi_meblowe/nogi_meblowe22.jpg

 

Natomiast co do patentu z gniazdkami - chodziło o możliwość przemieszczania gniazdek bez potrzeby wykonywania bruzdy na przeciągnięcie przewodu w nowe miejsce. Przez całą "roboczą" ścianę kuchenną idzie u mnie peszel, na zdjęciu powyżej on jest mniej więcej na poziomie drugiej płytki od dołu. Spójrz zresztą na to zdjęcie, będzie wszystko jasne:

 

8864_Czwartek.jpg

 

Jeśli kiedyś będę chciał dołożyć gniazdko w innym miejscu, wystarczy, że otwornicą machnę w tym miejscu dziurę na tej samej wysokości co reszta gniazdek i dzięki temu peszlowi przewodami mogę manewrować dowolnie. Zlikwidowanie gniazdka to też nie problem - pół pudełka tych kuchennych płytek czeka w zapasie właśnie na tego typu okazje :)

 

J.

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,3k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Kasa, kasa, zewsząd kasa się sypie...

 

Pisałem już ze dwa razy conajmniej o obrzydliwie bogatych starszych paniach z Ameryki, które przysyłają do mnie wzruszające maile, wg których stojąc u progu życia doczesnego szukają dobrej duszy, która pomoże im przekazać ich majątek na zbożne cele, o zawiadomieniach z Brytyjskiej Loterii Jakiejśtam o wygranej fafnastu milionów funtów brytyjskich czekającej na odbiór.

 

Wszystkie te sprawy są cały czas w toku, starsza pani z Ameryki zachorzała chyba biedaczka, bo nie odpisuje, ale wierzę, że odpisze, bo tak się z nią silnie duchowo związałem, że poczułbym, gdyby zmarła, abo co. Loteria - no wiadomo, urzędowa, to musi potrwać.

Ale, w międzyczasie, pojawił się następny worek z kasą. I to dużą.

Sprzedaję mieszkanie. Swoje dotychczasowe. Znaczy... ja to sobie tak tłumaczę, że je sprzedaję, bo póki co sprzedaż wygląda tak, że od miesiąca wydzwaniają do mnie najprzeróżniejsi agenci pośrednictwa, z ogólnie znanych firm pośredniczących w handlu nieruchomościami (a o 99% których w życiu wcześniej nie słyszałem) i... i tyle.

 

I wreszcie! Wreszcie się coś ruszyło!

Mianowicie, w piątek dostałem z jednego z portali z nieruchomościami, na których tkwi moje ogłoszenie, maila od zainteresowanego klienta. Mail po angielsku, dla uproszczenia podaję tu swobodny i lekko skrócony przekład:

 

"Mój przyjacielu, jaka jest ostateczna cena tej nieruchomości, jestem zainteresowany kupnem"

Podpisano: Kpt. Clinton West, pisz na adres, blabla

 

Odpisałem w lekko zdziwionym tonie, że jeśli jest faktycznie zainteresowany zakupem mieszkania w Polsce, to ja jak najbardziej mogę sprzedać, moja cena jest taka, zapraszam. Odpowiedź przyszła po dwóch godzinach, w postaci sążnistego listu (ze strona A4 będzie), nie będę go tu przytaczał całego, ograniczę się do istotnych faktów. Po pierwsze:

 

Thank you for the details and information about your property. It seems you are a sincere person. I want to inform you that I want to buy your property at your last given price.But I have a business proposal for you but keep it secret.

 

Jak widać, Pan Kapitan zdecydował się kupić ode mnie mieszkanie, mało tego, ma dla mnie propozycję biznesową. Zastrzega co prawda że mam ją trzymać w sekrecie, ale znam Was przecież, moich czytelników, dobrze i tak jak pan Kapitan mi zaufał, ja również ufam, że nikomu nie powiecie ;)

 

Dalej Pan Kapitan informuje mnie, że aktualnie służy w Iraku, gdzie walczy z terroryzmem. Tamże również dorobił się majątku wartego 16,2 milionów USD na ropie naftowej. Niestety, w przyszłym roku USA rozpoczyna ewakuację żołnierzy z tamtych terenów i żołnierze dostaną nowe przydziały. Mr West wie już, że będzie dalej stacjonował "in your country" i postanowił zainwestować te pieniądze w "good bussiness". Niestety, jako osoba mundurowa nie może się tym zająć osobiście (jak to ładnie napisał: "I am a uniformed person and I can not be parading such an amount so I need to present someone as the beneficiary") i dlatego potrzebuje pośrednika. Kogoś, komu można zaufać, kogoś do kogo ta kasa zostanie przetransferowana. Cała sprawa jest w 100% pewna i nie budząca obaw, albowiem " I am an American and an intelligence officer for that so I have a 100% authentic means of transferring the money through diplomatic courier service. I just need your acceptance and all is done." - mało tego, że Amerykanin, w dodatku oficer wywiadu! No jakbym mógł nie zaufać!

 

W każdym razie, żeby nie przedłużać: z tej kwoty 16 milionów dolarów 30% byłoby dla mnie. Wystarczy, że się zgodzę, podam mu personalia i adres, na który przesyłką dyplomatyczną przekaże kasę. A i telefon, na który zadzwoni, żeby mi podać dalsze szczegóły. Dalej następują instrukcje dalszego postępowania, zaiste godne doświadczonego oficera wywiadu. Dzwonienie do mnie z telefonu na kartę spoza jednostki (bo podsłuchy!), korespondencja z tajnej skrzynki pocztowej specjalnie utworzonej na hotmailu i tak dalej. Normalnie, pełen profesjonalizm, wszystko zgodne z najlepszymi wzorcami filmowymi.

 

No i sami powiedzcie, jak człowiekowi nie pomóc?

 

Tak mi jeszcze tylko po głowie chodzi... on chyba nie wie, że wg polskiego prawa nie da się kupić nieruchomości zdalnie, potrzebny jest choć pełnomocnik do podpisania aktu. I trzebaby mu tego pełnomocnika ustanowić. Muszę mu zaproponować, że pełnomocnika znajdę na miejscu, wynagrodzi go najwyżej jakimiś skromnymi 2-3 procentami od całej kwoty za fatygę.

Czy możeby się jeszcze potargować? Nie 30% a 40? Jak myślicie?

 

J.

 

PS1 - budowlano trochę nie ma co pisać, pierdoły jakieś dokańczam, kuchnia się robi, drzewka jakieś jeszcze posadziliśmy wokół domu, no mieszkamy już pełną gębą.

PS2 - a tak całkiem już na poważnie, może ktoś szuka niedużego mieszkania na zachodnich krańcach Warszawy (Ursus)? Jakby co, to zapraszam na priv.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jarek.P Uważaj, to jest pranie brudnych pieniędzy :(

 

Jak będziesz zainteresowany po poproszę koleżankę, która wystawiając swój dom na sprzedaż dostała podobną propozycję. I to ona powiedziała, że w ten sposób niektórzy próbują robić lewe interesy. Dla mnie to czarna magia, ale ostrzegała przed tego typu cwaniaczkami !

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Gosiek - dzięki za ostrzeżenie, ale ja oczywiście nie mam najmniejszego zamiaru traktować tej oferty powaznie, ja po prostu dobrze się bawię :)

 

A co to jest tak naprawdę? Ano najzwyczajniejsze w świecie kolejne wcielenie tzw "przekrętu nigeryjskiego":

 

http://pl.wikipedia.org/wiki/Nigeryjski_szwindel

 

http://nospam-pl.net/4-1-9.php

 

Wg najbardziej typowego, najczęściej opisywanego scenariusza zapewne ciągnąc tą zabawę dalej dostanę jakieś podrobione skany dokumentów, z których wynika, że owe 16 milionów baksów już czeka na mnie w jakimś Bardzo Ważnym Międzynarodowym Urzędzie (najczęściej Western Union) i muszę tylko przelać wcześniej na podane konto jakąś śmieszną kwotę, stanowiącą maleńki ułamek promila owych szesnastu milionów dolarów (jakieś tam paręset $, no najwyżej parę tysięcy) na opłatę manipulacyjną, podatek, czy co tam jeszcze, oczywiście tą kwotę będę sobie mógł z owych milionów odliczyć :)

 

Rzecz mi się zapewne zaraz znudzi, ale teoretycznie mógłbym w odpowiedzi wysłać bambusowi podrobiony dowód wpłaty tych pieniędzy i twierdzić, że wszystko już zapłacone, czekam na kasę :) (oczywiście, żeby samemu w ten sposób nie narobić sobie problemów, dowód wpłaty nie mógłby udawać dokumentu z żadnego istniejącego banku, dodatkowo mógłby mieć np. na skos przez cały dokument napis po polsku: "Tylko zabawa" bądź coś w tym stylu) i zobaczyć, jaki będzie następny krok.

 

Póki co jednak dopiero smaruję gościowi odpowiedź, w której proponuję mu na pełnomocnika swojego kolegę, który jest również ze wszech miar godny zaufania, ponieważ jest Polakiem i aktywnym memberem organizacji "Moherowe Berety" (dalej tłumaczę, że to coś na wzór Armii Zbawienia). I że mój kolega na pewno byłby gotów taką przysługę wykonać za darmo, ale przypuszczam, że Mr West jako oficer i człowiek honoru nigdy by się na to nie zgodził, w związku z czym podpowiadam, że w Polsce ogólnie przyjętą stawką za pośrednictwo w sprzedaży nieruchomości jest 2-3% wartości transakcji.

Jeszcze parę obowiązkowych w Polsce opłat może mu wymyślę, byleby tylko nie przesadzić, bo tych szesnastu milionów w końcu mu braknie... :)

 

J.

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już parę wichur nasz dom i las wokół niego przetrwał, w tym i znacznie potężniejsze od tej z dzisiejszej nocy [odpukać i ja absolutnie żadnego Amona, Aeolusa i innych Bogów odpowiedzialnych za wiatry nie prowokuję!], niemniej ta wichura była pierwszą, w trakcie której byliśmy w domu. Wrażenia... raczej niesamowite. Nocna cisza, teoretycznie "jak makiem zasiał", praktycznie - raczej coś w stylu "garścią kamieni zasiał po dachówkach". Taki efekt dawały lecące z drzew na dach gałęzie. Najciekawsze jest to, że według dokonanych rano oględzin, to były nieduże gałązki i patyczki. A słychać je było tak, że zastanawialiśmy się z żoną w jednym momencie (tak koło 4 nad ranem), ile dachówek trzeba będzie wymienić.

Do tego dochodziły liczne Niezidentyfikowane Obiekty Latające obijające się o drzewa i ogrodzenie. I coś, co w pewnym momencie zaczęło monotonnie i dość hałaśliwie, metalicznie tłuc gdzieś w ścianę. Szybkie, dość nerwowo przeprowadzone śledztwo pozwoliło zlokalizować przyczynę. Była to ta lampa (zdjęcie z lata, zaraz po jej powieszeniu):

 

JP184131.jpg

 

Dziś w nocy ślepia zaspane me ujrzały tąże samą lampę, w dość szybkim tempie wirującą wokół pionowej osi i zawadzającą przy tym o obie boczne ściany. Co było zrobić, w trosce o elewację (i o lampę trochę też) musiałem się ubrać, wyjść i lampę poskromić. Drutem...

 

W każdym razie szkód u nas nie ma, natomiast za płotem było uschnięte drzewo, taka rachityczna, ale jednak kilkunastometrowa sosna. Obecnie owa sosna jest tam nadal, ale już skosem,, a jej szczyt opiera się o jedno z naszych drzew, już po naszej stronie płotu. Jak poleci, to parę metrów siatki będzie do wymiany. Muszę dziś chyba coś z tym zrobić, nie wiem tylko, czy żebrać o pomoc w gminie, czy wziąć sprawę w swoje ręce. Drzewo jest na prywatnym terenie, nie wisi nad żadnym ciągiem komunikacyjnym, więc obawiam się, że gmina się na mnie wypnie. Kontaktu z właścicielem tego terenu nie mam żadnego, nawet nie wiem, kto to jest i gdzie go szukać, odnalezienie go drogą urzędową to będą pewnie tygodnie... Tak więc, o ile nie uda się wyżebrać pomocy w gminie, pozostaną chyba "nieznani sprawcy". Oczywiście, o ile byliby tak mili... ;)

 

(żarty żartami, ale jeśli drzewo:

- jest ewidentnie suche,

- jest ewidentnie naruszone przez wichurę (stoi tylko dlatego, że się oparło, korzenie już puściły)

- wisi nad moją posesją i zagraża,

to chyba u licha mam prawo interweniować, prawda?)

 

 

Ale wróćmy do cieplejszych wnętrz. Cieplejszych tym bardziej, że uległem w końcu narzekaniom własnej małżonki i wobec wiszącej już nad głową groźby strajku generalnego podniosłem temperaturę w domu. O stopień. Teraz jest 21 stopni i małżonka co prawda nadal chodzi po domu w polarze, ale, jak sama mówi, jest już w stanie myśleć o czymkolwiek więcej niż, że jest jej zimno :)

 

W trosce jednak o własne dobre samopoczucie, na które wydatnie wpływa prędkość kręcenia się kółek w liczniku gazowym (wg średniej z zeszłego tygodnia, czyli przy temperaturach od -4 nocą, do +6 w dzień: radosne 10m3/dobę), zacząłem dalej kombinować nad dociepleniem ostatnich stref, przez które ciepło spierdziela.

 

Klapa strychowa zamówiona, będzie za tydzień-półtora. Ale zostaje strop strychowy. Docelowo też ma być docieplony, trzeba to wreszcie kiedyś zrobić. Na jego żelbetowej części położyć można cokolwiek, ale na gipskartonach - niestety, musi być coś po pierwsze lekkie, po drugie możliwe do rozesłania w zakamarkach bez potrzeby opanowywania trudnej sztuki lewitacji. Idealne wyjście: granulat styropianowy.

Niestety, trochę za późno na to wpadłem i zupełnie niepotrzebne wcześniej zutylizowałem masakryczne ilości odpadów styropianowych z czasów robienia elewacji. Trochę się jednak tego i teraz uzbierało, choćby z licznych opakowań. Potrzebny był jednak stary muratorowy wynalazek, zwany od nicka wynalazcy "Gem-maszyna".

 

Oto i wynalazek w stanie pierwotnym:

 

JP274618.jpg

 

Prawda, że ambitnie wygląda? Full profeszynal i tak dalej? :D

 

Gem-maszyna w trakcie próbnego rozruchu:

 

JP274620.jpg

 

W trakcie rozruchu wyszły na jaw pewne niedociągnięcia pierwotnej koncepcji. Po pierwsze rura podawcza jest zbyt krótka, kawałki styropianu są odbijane z powrotem, a dopychanie jest ciutkę niebezpieczne. Po drugie - sam korpus gem-maszyny przymocowany do deski trytytkami niestety ma tendencję do obracania się, zwłaszcza przy mieleniu twardych kawałków.

Tak więc zaraz po pierwszych próbach gem-maszyna została upgrejdowana do wersji v2.0. Za pomocą kilku wkrętów (mocowanie korpusu do deski), kawałka rury fi110 (przedłużenie rury podawczej) oraz kawałka rurki fi50 zamkniętej deklem na końcu (na zdjęciu poniżej - wetknięta od góry w rurę podawczą) jako praktyczny popychacz:

 

JP274622.jpg

 

Mieli jak złoto. Urobku co prawda przybywa dość wolno i niestety trzeba będzie parę worków granulatu dokupić, ale idzie, idzie. Rozkłada się też wygodnie, grabiami do liści, problemem jest tylko równe podścielenie folii pod spód, zwłaszcza w odległych zakamarkach nad gipskartonami (choćby widoczne w głębi zdjęcia czeluści).

 

No i drzwi wewnętrzne. Również baaardzo ważny element mania-w-domu-ciepło. Zwłaszcza, jeśli część pomieszczeń (obie poddaszowe łazienki) niewykończona, bez grzejników. Drzwi mamy już kupione wszystkie, trzeba je tylko poosadzać, coponiektóre dopasowując jedynie do pełnionej roli. Jak choćby widoczne niżej drzwi łazienkowe. Które za sprawą kilku kupionych na allegro pierdółek zmieniają się własnie ze zwykłych, niskobudżetowych drzwi "pełnych" w wypaśne drzwi z bulajem :)

 

JP254566.jpg

 

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jarku myszy będą miału używanie, u nas same muszą sobie tak styropian poszatkować :lol2: wełna znacznie lepsza tyle, że w koszty człowiek musi znowu wchodzić :(

 

 

Z tą lampą to niezła jazda - u nas tylko drzewa się kładły, nawet te do wycinki, ale żadne nie wywaliło się

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Gosiek - wełna może i znacznie lepsza, ale i znacznie cięższa, a z dwojga złego wolę myszy na strychu, niż sufit "z nagła" na głowie. Zwłaszcza, że niejaką wprawę w tępieni gryzoni już mam :lol:

 

A co do drzew - ta sosna była sucha i jak mi właśnie z oględzin pnia wyszło, kompletnie spróchniała. Zajmie się nią w każdym razie Straż Pożarna, tylko, że dziś im się nie dojechało jakoś. Nic, jutro się przypomnę.

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja po porannym braku prundu musiałem później zgłosić brak jednej fazy i leżący świerczek na linii za płotem, który był tego powodem. Po kilku godzinach chcąc się upewnić czy dzisiaj będą, usłyszałem że nia ma szans bo wszyscy robią naprawy na średnim napięciu. Chwilę później, gdy już brałem się za przerzutkę w rozdzielni, pod bramą pojawił się kampo z załogą GI. W miarę szybko poradzili sobie z problemem, wypili też szybką kawę i pojechali. 30 minut później pod bramą znów widzę pojazd ZE, ale już z wysięgnikiem. Zdziwiona brygada ledwo zawróciła z tym plecakiem na pace i pomknęła dalej.

Co do samej wichury to przyznam, że parterówka to jest to. O tym, ze coś się tam na zewnątrz dzieje można było się tylko przekonać oglądając widoki za oknem lub od czasu do czasu przysłuchując się cichemu gwizdaniu w kominie.

Patenciku z młynkiem do styro gratuluję i dzięki za cenne wskazówki. Ja odpalam toto w tym tygodniu. Chciałbym jedynie uzyskać towar(jak to brzmi...) bardziej rozdrobniony niż ten u Ciebie na zdjęciach. Wrzucę to w worki i takie placuszki(będzie tego sporo) poukładam na strychu na stropie. Jedyna obawa to zęby gryzonia, ale mając 170m2 podłogi styropianowej do gryzienia raczej polietylenu nie ruszą. Taka mam nadzieję.

Co do rozpoczęcia sezonu kotłowego to również długo broniłem się przed rodziną w okopach, bo kominek moim zdaniem był wystarczającym źródłem ciepła w domu. Jedyny minus to ewentualne poranne oczekiwanie na efekty szybkiego rozpalenia i wychłodzona łazienka, a kobitki zimnej deseczki nie znoszą o poranku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@compi - co do konsystencji "towaru" (kurcze, zaraz nas nasza krajowa wersja DEA zamknie :) ) - widoczne na zdjęciu większe kawałki, to właśnie to, co z młynka się odbijało, ewentualnie cieńsze płaty, które wychodziły bokiem. Na wychodzenie bokiem rozwiązanie jest proste - większe mieszadło użyć. Moje było sporo mniejsze od średnicy rury (takie po prostu miałem), gdyby było oczko większe, byłoby idealnie.

Tak czy tak, to była tylko kwestia powtórnego wrzucenia tych skrawków do młynka, mi się po prostu nie chciało.

 

Co do ciepła... ano niestety, one zwykle mają zepsuty termostat, a moja żona jest tu przypadkiem ekstremalnym, u mnie opcja, że rano jest zimno jak w psiarni i czekamy, aż ja się zwlokę i napalę w kominku, groziłaby... nie wiem, czym. Czymś strasznym. Zamiast okopów, raczej bunkier byłby potrzebny.

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Madamy i Żemeny - Balustradę czas zacząć!

Tą... wewnętrzną, znaczy. Na schodach.

 

Co prawda przyzwyczailiśmy się, my z żoną po prostu uważamy, Wyjątek jest i tak bojaź...yyyyy...ten... no ostrożny jest, czasem aż do przesady i inaczej jak przy ścianie po schodach nie chadza. Ponieważ jednak najmłodsza gadzina rośnie, a jest aktualnie na etapie uciekania z radosnymi okrzykami w stronę miejsc zakazanych, trzeba wreszcie coś z tymi schodami zrobić.

I robi się. Elementy łączeniowe będą z Castoramy (cenowo wygrała), natomiast materiał na słupki i pochwyty - z internetu. Pomijając kwestię lakierowania - dwukrotnie taniej wyszło, niż takie same wałki w Castoramie. A w lakierowaniu mam już sporą praktykę :)

 

JP294629.jpg

 

U producenta tych wałków na pochwyty/słupki zamawiałem też kilka akcesoriów, m.in. drewniany szablon do osiowego wiercenia tychże wałków (do ich łączenia takie dziury są potrzebne). Szablon przyszedł w formie niepowtarzalnej, ręcznie zdobionej:

 

JP294631.jpg

 

Muszę napisać im maila z podziękowaniami za rękodzieło. Zastanawiam się tylko, czy któryś z pracowników córkę zamiast do przedszkola do pracy przyprowadził, czy sekretarce się nudziło :D

 

Dobra, tyle o balustradach, teraz będzie Nowa Era. Era Telewizji!

 

Założenia, jak kiedyś opisywałem, były wielkie. W każdej z sypialni, w salonie i w moim warsztacie gniazdko "antenowe" R+TV+Sat, do każdego z tych pomieszczeń po dwa koncentryki, do salonu natomiast cztery, wszystko po to, żeby można było naraz oglądać Polsat Sport, równolegle wraz z najnowszym odcinkiem "Zakochanego Anioła" na Romantice, w tym samym czasie nagrywając bajki na Minimini i ściągając jeszcze "Video on Demand". O piwie i popcornie nie wspominając rzecz jasna, bo to się samo przez się rozumie.

To wszystko było w założeniach. I instalacja jest pod te założenia "ready". Bo kto wie, może kiedyś zaczniemy mieć właśnie takie potrzeby.

 

Póki co jednak... cóż. Z telewizji wystarcza nam obejrzenie raz w tygodniu jakiegoś filmu z któregoś z popularnych kanałów, a gdyby nie dobranocki, telewizor by nie był włączany wcale, w roli plazmy 72 cale też zresztą występuje u nas stary (ale jary) CRT 24", więc na diabła szaleć? Prowizorka powstała.

 

Źródło sygnału TV:

 

JP294625.jpg

 

Źródło zresztą do odbioru TV naziemnej całkowicie wystarczające i tu akurat nie potrzeba nic więcej, odbiór jest żyleta, podstawowe interesujące nas kanały w ten sposób są zapewnione, ja Polsat Sport mógłbym oglądać co najwyżej "za karę", żona też wielbicielką Romantiki chwalić Boga nie jest, tylko Wyjątek za MiniMini tęskni, ale trudno, odzwyczai się. Tak więc, jeśli nawet kiedyś tą widoczną niżej instalację zacznę przerabiać na profesjonalną stację CaTV, ta antena w tym miejscu zostanie.

A instalacja - a proszę bardzo. Multiswitch w wersji superoszczędnościowej:

 

JP294627.jpg

 

Zapodaje w jedną stronę zasilanie do wzmacniacza w antenie, a w drugą idzie sobie zbiorczo TV z pasmem radiowym. I wystarczy. Odbiór, jak pisałem - żyleta.

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@compi - antena "do cyfrówki" różni się od anteny "nie do cyfrówki" zwykle naklejoną gdzieś naklejką "especially for DVB-T", albo czymś w tym stylu, w co doinwestował producent, żeby być bardziej trędi. Technicznie różnic nie ma żadnych, to dokładnie to samo pasmo, te same anteny.

 

A ponieważ oferta kanałów cyfrowych dostępnych z powietrza u nas bogata, a jak wspominałem, Polsat-Sportów i tak nie potrzebujemy, pewnie przy tej instalacji zostaniemy, nawet jak kiedyś się obecnego starego soniaka na jakąś plazmę 70" wymieni. Nie będziemy sobie dachu michą do satelity psuli! O abonamentach, dekoderach i tym podobnych nie wspominając.

 

A co do pochwytów - one na zdjęciu tak wiotko wyglądają, ale to uczciwe fi50mm jest.

 

J.

 

PS. - z ciekawości przegóglałem sobie oferty anten tv naziemnej i jestem w szoku. Okazuje się, że nie doceniałem producentów anten :) Otóż nie tylko naklejka "DVB-T", jak się okazuje, ale nawet całe plastikowe obudowy mieszczące antenę i sugerujące, że wewnątrz jest Bóg wie jak zaawansowana technologia :rotfl:

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to chyba ciekawostką będzie fakt, że nasza podobno dedykowana do cyfry, ma inny kształ (jest dłuższa) i zdaje egzamin, a stara z dachu teściów nie dawała rady(może dla tego, że bez wzmacniacza). Na dekoderze-tunerze-konwerterze, który został dokupiony, aby stare 29cali w CRT działało w tym systemie, sygnał na starej antenie był maks 50%, ta z Liroya(celowo tam kupiłem, aby ewentualnie zwrócić) daje prawie 90% mocy sygnału. No ale ta stara to nie wiem czy nie lata 70-te. Nadajnik mamy przy dobrej pogodzie w zasięgu wzroku, ale to podobno jeden z najwyższych w Polsce za to sygnał musi się przebić przez praktycznie całe poddasze i dach. Z tego samego nadajnika mamy też TVP I i TVP II, ale jakość jest marna. Z odbiorem satelitarnej też będzie kłopot bo drzewka na południu mamy wysokie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prawdopodobnie ta stara antena nie zapewniała odpowiedniego poziomu sygnału, żeby cyfrowa tv działała. Prawidłowy DVB-T ma dość restrykcyjny związek z jakością odbieranego sygnału, jeśli masz dalej do nadajnika, niedoskonałości anteny mogą mieć spory wpływ. Ale nie znaczy to, że potrzebna jest antena specjalna do cyfrówki, wystarczyłaby być może antena lepsza, np. dłuższa, bardziej kierunkowa, z większym zyskiem.

 

Tu masz kompendium:

 

http://www.ntvc.pl/anteny-do-odbioru-dvb-t.html

 

A tu o samych antenach trochę:

 

http://www.telewizja-cyfrowa.com/antena_dvb_t.html

 

I cytat: "Do prawidłowego odbioru telewizji DVB-T, tak naprawdę nie potrzebujemy stosować specjalnych anten, wystarczy nam antena którą do tej pory stosowaliśmy do odbioru naziemnej telewizji nadawanej analogowo w paśmie UHF 21-60. Większość produkowanych do tej pory anten na pasmo UHF przystosowana była do pracy w zakresie kanałowym 21-60, więc jeżeli nasza dotychczasowa antena pracuje w takim paśmie nie musimy nic zmieniać."

 

W dalszej części linkowanego materiału co prawda piszą, że te anteny "DVB-T" obsługują i wyższe kanały 61-69, przy analogowej nie używane, ale po pierwsze - póki co nie są one używane (jeszcze) i przy cyfrowej, miejsca w eterze jest w paśmie TV na tyle dużo, że wydaje mi się, że nie ma pośpiechu, po drugie - jak nietrudno sprawdzić, sporo tych anten niby nadających się do cyfrówki, również tych kanałów nie obsługuje.

 

Na zakończenie dodam, że kolega ma idealny odbiór DVB-T ze zwykłego "grilla", taniej anteny siatkowej znaczy.

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przepis powiadasz?

 

Weźmisz czarno kure...

 

Nie, może nie tak.

 

Składniki:

- jedne drzwi pełne gładkie, w kolorze okleiny, jaki się podoba

- jedno Allegro. Najlepiej to stare, normalne, sprzed ostatnich przemian, ale w ostateczności i to nowe idiotyczne się nada.

- odrobinka kasy na koncie.

 

Bierzesz Allegro, w wyszukiwarkę wpisujesz "bulaj" i szukasz. Modele okrętowe kosztujące po 800-1000zł możesz pominąć, to, co Ciebie interesuje nie powinno być droższe, niż sto kilkadziesiąt PLN. Wybierasz pasujący Ci wielkością i wyglądem model, zamawiasz, płacisz, kupujesz.

Dobrze jest kupując bulaj od razu sprawdzić, czy sprzedawca nie ma też w asortymencie metalowych tulei wentylacyjnych, pasujących wyglądem do bulaja, warto zamówić za jednym zamachem, jeśli drzwi mają być łazienkowe.

A potem już prosto - się bierze wyrzynarkę, się chechła dziurę na bulaj w drzwiach, się przykręca bulaj i już :)

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie cierrrpię przeprowadzek!

 

Pisałem to już chyba, powtórzę jeszcze raz! Nie-na-wi-dzę! I mam cichą nadzieję, że nigdy więcej...

 

Po pierwsze za to, że (pomijając kawalerskie czasy, kiedy z wynajmowanego mieszkania do własnego przeprowadziłem się jednym kursem Astry Kombi, o czym zdaje się też już pisałem) taka przeprowadzka tak właściwie nie ma końca. Zawsze jeszcze coś zostaje, jeszcze jeden kurs jest potrzebny, a to co zostaje na ten ostatni, okazuje się, że i tak wymaga ze dwóch oddzielnych, po czym i tak jeszcze coś zostaje na ostatni kurs... i tak bez końca.

 

Po drugie za to, że rzeczy ruszane puchną. No weźmy taką przeciętną domową szafkę. Mniejsza o to, czy kuchenną, czy ubraniową, dowolną szafkę, w której cośtam jest. Przez lata owo coś ma swoje wypracowane miejsca, utrzymywane w jakimśtam mniejszym, lub większym porządku, w dodatku szafka wcale nie jest pełna, nawet jeszcze w niej jest miejsce.

Przychodzi jednak taki dzień, w którym owo coś zostaje z szafki wypakowane, załadowane do kartonów, przewiezione (wraz z szafką) w nowe miejsce i tamże do tej samej szafki (dla uproszczenia taki oczywisty schemat przyjmijmy,ale równie dobrze może to być inna, nowa szafka o podobnych gabarytach) ma trafić na nowo.

Taaaaaa...... hłe hłe hłe...:confused: :bash::mad:

Jak ze 3/4 rzeczy wejdzie na stare miejsce, to jest super wynik, normalnie wchodzi mniej więcej połowa i więcej się nie mieści...

No puchną, nie da się ukryć.

 

Po trzecie - za to, że rzeczy do przewiezienia nie dość, że nie ubywa, to jeszcze przybywa. Tajemniczym i niewyjaśnionym sposobem, ale jak inaczej wytłumaczyć fakt, że im dłużej się manele wozi, tym więcej ich na przewiezienie czeka?

 

Po czwarte, częściowo zresztą tłumaczące fenomen z "po trzecie", za to, że jakieś tajemnicze siły, ani chybi krasnoludki, ewentualnie jacyś źli sąsiedzi, niechybnie wykorzystują cudze nieszczęście, jakim jest przeprowadzka do pozbycia się własnych śmieci i gratów i podrzucają je. I odkrywa potem człowiek w domu jakieś liczne cosie, które, dałby sobie głowę uciąć, pierwszy raz w życiu na oczy widzi, a czasem nawet nie bardzo wie co to jest i od czego.

 

Technicznobudowlanie będzie może jutro. A jak nie jutro, to w poniedziałek. Dziś nie robiłem, bo nie było kiedy. Cały boży dzień zszedł na przeprowadzaniu tej ostatniej odrobiny rzeczy, która została do przewiezienia. Wyszła z tego Fabia kombi nabita po sufit i znów została jeszcze odrobina rzeczy do przewiezienia za tydzień. Odrobinka, tak na jeden samochód i jeszcze troszkę zostanie...

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam,

mam pytańko odnośnie sterowania pompami obiegowymi od ciepłej wody czy masz sterowanie czasowe czy zastosowałeś fotokomórki o których wspominałeś w jednym z postów.

Może któryś z postów zawiera odpowiedź na moje pytanie ale nie przeglądnąłem jeszcze wszystkich stron Twojego "pamiętnika".

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odpowiedź jest tyle prosta, co wstydliwa: pompy obiegowe jeszcze u mnie są niepodłączone. Po prostu milion pilniejszych spraw jest, niż komfort ciepłej wody na od razu.

Docelowo jednak tak, chcę te pompy obiegowe spróbować sterować sygnałem wystawianym przez centralkę alarmową w momencie wykrycia przez jej czujki alarmowe, że ktoś wchodzi do łazienki, czy kuchni. Niezależnie od tego, będzie jeszcze termostat na końcu recyrkulacji, żeby pompy nie pracowały bez potrzeby.

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...