compi 20.12.2011 06:40 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 20 Grudnia 2011 Tak na poważnie to na prawdę na podstawie tych zdjęć trudno byłoby podjąć decyzję. Wiem, że to może kłopotliwe, ale cyknij jeszcze z dwie fotki. Tak na zdrowy rozum to chyba wszystko byłoby zależne od wypełnienia, które planujecie. Gdyby nie szkrab to pewnie same słupki byłby ok. Mi się podobają. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
cronin 20.12.2011 09:51 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 20 Grudnia 2011 No właśnie a co będzie wypełnieniem? Bo w pierwszej chwili zrozumiałam że na każdym schodku słupek (bądź dwa) a potem sobie przypomniałam o tych misternych drucianych koronkach Zasada jest taka (tzw. rodzicielski design) żeby nie zostawiać otworów na tyle dużych żeby dziecko dało radę przecisnąć głowę, a jak wiadomo dziecko jest jak kot i wciśnie się tam gdzie na zdrowy rozum absolutnie nie powinno się zmieścić Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 22.12.2011 00:51 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Grudnia 2011 (edytowane) Śpię ja sobie dziś w najlepsze snem na tyle głębokim, na ile może być głęboki sen osoby, która nie musi danego dnia iść do pracy, zawozić dzieciaka do przedszkola, ani zrywać się z kurami celem wykonania orki w polu (czy co tam się w grudniu w polu robi, może nie orki, może czego innego, nie wiem, nie znam się, z pola to ja jedynie za młodu kartofle kradł... znaczy... sprawdzaliśmy, czy one naprawdę w ziemi pod tymi krzaczkami rosną, bo jakieś to takie niewiarygodne było). No i śpię sobie w najlepsze, kiedy nagle, bladym świtem (przed 9:00 !!!!) zrywa mnie na równe nogi telefon: "Bry! Panie drzewo przywieźlim!" W pierwszym odruchu chciałem oczywiście odpowiedzieć "a nie, dziękuję, my już mamy", ale uczucie wielokrotnego deja vu mnie dobudziło na tyle, żeby skojarzyć, że jedne drzewo "przywieźlim" jakoś tak w maju 2009, inne tego samego roku, ale w końcu lata, jeszcze inne niedługo potem (i tym faktycznie powiedziałem, że dziękuję, ale już mamy - szczegóły gdzieś w czeluściach niniejszego dziennika). O pierwowzorze z "Misia" nie wspominając... W każdym razie to dzisiejsze drzewo jest od szalunkowego delikatnie mówiąc skrajnie odległe. I jakością i konsystencją i niestety również ceną. Ale co robić? Się zachciało małżonce kuchni z wypasionym blatem, a nam obojgu drewnianych parapetów w domu, to trzeba bulić... Parapety na większość okien w domu kupowałem surowe prod. Kornika i je potem samodzielnie lakierobejcowałem, pisząc o tym do znudzenia. Problemem jednak były oba okna wykuszowe, gdzie każdy parapecik to lekko licząc jakieś dwa metry kwadratowe Trzeba było zamawiać robione na wymiar. Zamówiliśmy w ramach transakcji wiązanej (z blatem do kuchni, o którym niżej) w lokalnej firmie znalezionej przez internet. Mieli dobre opinie i cóż... póki co mogę tylko te dobre opinie podtrzymać. Zamówienie było typu "postaramy się zrobić na 21-go, ale nie obiecuję na 100%, że się uda". Każdy, kto ma choć cień doświadczenia z takimi sytuacjami, wie dobrze, że jak branżowiec mówi "na pewno będzie", to znaczy, że można mieć cichą nadzieję, że będzie faktycznie, jeśli jednak jest zostawiona jakakolwiek furtka typu "no nie wiem, czy zdążymy", to należy to rozumieć jako "panie, w życiu tego w terminie nie będzie, ale przecie panu tego wprost nie powiemy". I tak też to zobowiązanie traktowaliśmy, zastanawiając się co najwyżej, czy choć przed wigilią się wyrobią. A tu proszę, jaka niespodzianka. Dobra, dosyć ględzenia, pora na fakty. Parapecik w stanie surowym podczas docinania: Jak widać, nawet spód parapetu folią aluminiową wykleili. BTW - po co właściwie się tak robi? Typowy parapet wystaje nad grzejnik jedynie wąskim paskiem, więc odbijanie ciepła jakoś nie bardzo mi tu pasuje, już prędzej jakaś izolacja drewna od muru? Czy cóś?... Pierwsze przymiarki: I parapet w trakcie lakierowania. Na zdjęciu - jedna warstwa, jeszcze przed szlifem: I kuchnia. Jakoś do tej pory nie pokazywałem jej za bardzo, bo same korpusy nie były szczególnie reprezentacyjne, ale z blatem już zaczyna to nabierać charakteru. Tak więc, Panie i Panowie, tera będzie przedstawiana nasza Kuchnia! A ściślej mówiąc - większe pół kuchni (bo nie ma jeszcze górnego rzędu zabudowy i jednej, winklującej całość szafki na dole). W dodatku i tak jeszcze nie skończone, bo bez szuflad i frontów. Wstępny montaż blatu (na pierwszym planie widać miejsce na brakującą szafkę-winkiel): Na zdjęciu wygląda prościutko, ale to była epopeja. Do wpakowania na szafki najdłuższego odcinka musiałem prosić o pomoc sąsiada, bo sam, z pomocą żony nie byłem w stanie, ciężkie to cholerstwo jest jak nie wiem. Ale i to nie było problemem, o wiele poważniejszy problem był z tym odcinkiem widocznym w głębi zdjęcia. Tam jest pas pod oknem i prostopadle do niego ustawiony krótki blat na szafce po prawo. No taka litera L tam jest. Oba elementy łączone na szerokie, 4cm pióro. Czyli, łopatologicznie rzecz przedstawiając, żeby je złożyć, trzeba je mieć najpierw rozsunięte o 2cm. A całość jest pasowana między ściany z centymetrowym luzem... Pierwsza koncepcja - częściowo zburzyć ścianę działową do spiżarni i po zmontowaniu blatu postawić ją od nowa szybko upadła, ponieważ nie chciało mi się. Skuwanie tynku wraz z płytkami - też. Tu głównie z powodu, że w domu źle się wiadro po kleju myje, a na dworze teraz z tym ciężko. Pozostało kombinowanie. Blaty zostały połączone w pozycji "na ukos", a potem jakoś się młotkiem je wbiło na miejsce. Gniazdka tylko musiałem ze ściany zdemontować. No i dość spory młotek wziąć... I to też nie było najgorsze. Najgorsze okazało się wycinanie otworów. Wyrzynarkę mam MacAllistera, nie jest to sprzęt profi, ale i nie dolnopółkowy amatorski, powiedzmy, że coś pomiędzy (Castorama co prawda twierdzi, że Macallister to rozwiązania profi, ale gdzież im tam do profi...), więc nie jest źle. Ma cofanie, ma regulację obrotów, ma przyzwoitą moc. Ale, kur....cze pieczone, cięcie nią 4cm jesionu to była morrrrdęga!!!!!! Dziurę pod płytę wychechłałem samą wyrzynarką, ale to była męka. Samo cięcie w tempie dwa centymetry na minutę (może przesadzam, ale niewiele), nóż, który mimo cofania cały czas usiłował falować swobodnym końcem, a że nie mogłem śledzić linii cięcia od spodu, to i potem się okazywało, że dziura niby wycięta, ale wycinek nie da się wyjąć, bo kleszczy. Zgrroooza! W związku z ową zgrozą, dziurę pod zlew zacząłem ciąć metodą kombinowaną: proste odcinki tarczówką, wprowadzaną w materiał "od góry" (i uprzedzając pytania od znających to narzędzie i wiedzących, jak pod żadnym pozorem nie powinno się nim pracować - tak, nadal mam wszystkie palce), a jedynie dokańczając wyrzynarką, ale tu mi sprawę dodatkowo utrudniały: - skomplikowany kształt - parapet okna nachodzący na jedną z linii cięcia, - techniczny "podblat" będący konstrukcyjnym elementem szafki narożnej. I tu, niestety, jeszcze jestem w trakcie cięcia. Po prostu, w pewnym momencie po złamaniu kolejnego noża w wyrzynarce, a także po uświadomieniu sobie, że oryginalne, dostarczone wraz ze zlewem trzymaki są za krótkie (one są do typowego blatu 35mm, toto ma 4cm) i że trzeba będzie jeszcze blat od spodu podfrezowywać, ręce mnie opadli i poszedłem spać (jak widać). Kończył to cholerstwo będę jutro! Zdjęcie dziury na zlew w obecnym stadium: Jak widać, pod parapetem jest niedocięte. Tarczówka mi tam nie wchodzi, od biedy da się wyrzynarką, będę to męczył jutro. Na zdjęciu widać jednak inną rzecz dającą cień nadziei, że ta robota się kiedyś skończy. Ów cień przedstawiony ciut biżej wygląda tak: I będzie pięęęknie! Ma być! Musi! J. PS: schody jeszcze, balustrada znaczy. Poniżej zdjęcia, które udało mi się zrobić. Niestety nie mam bardziej szerokiego obiektywu, niż 28mm, więc nie mogę pokazać tej balustrady inaczej, niż z ukosa, ale może te zdjęcia oddadzą problem "ile słupków dać" lepiej. A tak czy tak, pozwolą się pochwalić nowym, prowizorycznym wypełnieniem w pełnej krasie. Na trytytkach, a co! Edytowane 22 Grudnia 2011 przez Jarek.P Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
compi 22.12.2011 06:37 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Grudnia 2011 Teraz to widać, że dwa słupki trzeba wstawić. Ale żeby nie było łatwo, to ten narożny na samej górze powinien wg mnie być przesunięty bardziej do środka krótkiego odcinka barierki(pewnie juz nie do wykonania). Może bana nie dostanę za te wymysły.Wyrzynarka. Mój Kress ma dodatkowo nastawy pochyłu ostrza, tak aby ostrze mogło atakować materiał pod różnymi kątami. I zauważyłem, że to zdaje egzamin własnie w momencie różnej grubości ciętych elementów. Poza tym czym twardzszy materiał tym chy ba obroty powinny być mniejsze, ze względu na temperatury pracy ostrza.Folia pod blatem to byc może zabezpiecznienie przed wilgocią(parą) ze zmywarki. Producenci AGD dodają własne folie do naklejania i tu należy tego dopilnować. W okolicach montażu zmywarki może pokryj dodatkowo blat jakimś impregnatem lub olejem, ktory widać na zdjęciu. Zwykłe blaty w miejscach pionowych cięć, należy wg sztuki stolarskiej wyszpachlować specjalną chemią. Jak jest w przypadku drewna nie wiem. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
cronin 22.12.2011 10:29 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Grudnia 2011 A dziecię to Ci nad tym wypełnieniem nie przejdzie? Może lepiej jakąś płytą GK zasłonić, jeśli ci zostały. A słupki rzeczywiście dwa - popieram żonę Co do kuchni, hmm nie pokażę tego wpisu mężowi , będę mu dalej wpierać że samodzielny montaż jest lekki łatwy i przyjemny Wesołych Świąt Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
rasia 22.12.2011 14:46 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Grudnia 2011 http://desmond.imageshack.us/Himg710/scaled.php?server=710&filename=kartkawitecznonoworoczn.jpg&res=medium Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Kamila i Marcin 23.12.2011 09:20 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Grudnia 2011 http://magia-swiat.web21.pl/wp-content/uploads/2011/11/choinkas1.gif Kiedy gwiazdka zabłyśnie na niebie każdy złoży życzenia od siebie, łamiąc się opłatkiem nawzajem każdy wtedy ciepło podaje. Tak prosto do serca słowami ze świątecznymi życzeniami. I siadamy do stołu wokoło kolędy śpiewamy wesoło, choinka migocze lampkami przybrana kolorowymi bombkami. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 23.12.2011 10:06 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Grudnia 2011 (edytowane) @rasia, @Kamila i Marcin - dzięki za życzenia @cronin i compi - ech... znikąd wsparcia Może inaczej: spójrzcie na to, jak to wygląda "na płasko" na projekcie: Wersja z jednym słupkiem po drodze: I wersja z dwoma słupkami: I teraz co do konkretów - pierwszy słupek od góry dlatego nie jest zaraz za zakrętem, ponieważ wtedy nijak nie wychodził podział dalej, jedyna możliwa wersja to by był słupek na każdym stopniu, a to by niestety zrobiło zaporową cenę całości (jeden słupek kosztuje jakieś 60zł, do tego trzymanko: 90zł i głowiczka - bodajże 25zł, koszt pracy pomijam), tak wiec zdecydowaliśmy się dać go niżej i dzielić resztę. Wersja z dwoma słupkami "po drodze" mogłaby być, wygląda ok, a zadowolenie własnej małżonki jest dla mnie warte więcej, niż te sto parędziesiąt złotych. Dlaczego więc się przed tą wersją tak bronię? Ano z jednego powodu: pochwyt dolnego biegu. Ma być też od strony środka schodów, nie wchodzi w grę jego przeniesienie na ścianę przeciwległą. Jak widać na obu powyższych rysunkach, zaczynał się będzie od najniższego słupka i dalej szedł sobie po ścianie. I wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że w wersji z większą ilością słupków dolny pochwyt dokładnie mi się krzyżuje ze słupkiem. A problem jest tym większy, że słupki tego górnego biegu nie wyrastają nam ze stopni (wtedy nie byłoby problemu, jedno z drugim by się minęło), tylko są mocowane do boku stopni (przyjrzyjcie się zdjęciom schodów, widać na nich, jak są mocowane słupki). Odstawienie słupka od ściany jest bodajże o 7,5cm, dokładnie o tyle samo odsuwają uchwyty do mocowania pochwytu na ścianie. Czyli: w wersji z większa ilością słupków mam idealnie krzyżujące się słupek z pochwytem dolnego biegu. I niestety, muszę albo po prostu zrobić takie skrzyżowanie (w tym momencie ręka schodzącego po schodach będzie miała po drodze "szykanę", z którą się trzeba minąć), albo wykombinować jakieś robione na zamówienie uchwyty mocujące pochwyt w większej odległości od ściany, co pomijając nawet problemy typu "gdzie to zamówić, żeby pasowało wyglądem do reszty", zwęża nam o 10cm dolny bieg schodów, a tych nie mamy znów tak szerokich, żeby na to machnąć ręką. Tak więc podsumowując wszystkie możliwości: 1) Słupki wg wersji mojej - wszystko gra, wizualnie wg mnie do przyjęcia, z dolnym pochwytem nie ma problemu , żona jednak obawia się, że taka konstrukcja będzie zbyt wiotka i całość się będzie gibać na boki, ten jeden słupek więcej miałby to usztywnić, 2) słupki gęściej i krzyżujemy pochwyt ze słupkiem, 3) słupki gęściej i odstawiamy dolny pochwyt na dalszą odległość od ściany, zwężając tym samym dolny bieg schodów, 4) słupki gęściej i przenosimy dolny pochwyt na przeciwległą ścianę. I na koniec jeszcze - @compi, wyrzynarkę z regulacją kąta natarcia ostrza kiedyś widziałem i pamiętam, że strasznie się dziwiłem, po co to komu. Uznałem wtedy, że to przerost firmy nad treścią, marketingowa sztuczka w stylu fotoaparatu, w którym do zumu "razy pincet" i matrycy "dwadzieścia milionów pixeli" dołożyli jeszcze wysuwany z boku otwieracz do piwa, ale jednak, jak się okazuje, nie tylko ma to uzasadnienie, ale i owo uzasadnienie jest całkiem sensowne. Cóż, kupując następną wyrzynarkę będę wiedział, czego szukać, dzięki za info Co do folii - ta folia, o której pisałem, była klejona pod parapet, blaty przyszły gołe. Zmywarka miała na wyposażeniu swoją folię, oczywiście nakleiłem. Cięcia - zgodnie z sugestią sprzedawcy blatu, po prostu je nasączyłem olejem, nie żałując go tam. J. Edytowane 23 Grudnia 2011 przez Jarek.P Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
compi 23.12.2011 11:40 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Grudnia 2011 Bezwzględnie wersja w z dwoma słupkami jest bardziej symetryczna wizualnie. I pewnie będzie stabilniejsza. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 23.12.2011 11:47 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Grudnia 2011 A co z dolnym pochwytem? J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Kamila i Marcin 23.12.2011 11:53 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Grudnia 2011 Mi także widzi sie druga wersja z dwoma słupkami.. bardziej symetryczna.. co do dolnego pochwyty ja się na tym nie znam nie pomogę.. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
cronin 23.12.2011 11:56 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Grudnia 2011 Dwa słupki pozostałe kwestie techniczne to tzw. męskie sprawy Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
rewo66 24.12.2011 07:52 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 24 Grudnia 2011 Witam czytam twój dziennik już od dawna wiele twoich rozwiązań było dla mnie inspiracją szczególnie te dotyczące elektryki. Też mam zamiar za twoim przykładem sam zrobić kanalizację i wodę w domu. Co do balustrady na schodach wg mnie wersja pierwsza jest ok tylko ja przesunąłbym drugi słupek od góry o jeden schodek niżej wyjdzie troszkę bardziej symetrycznie w środku. Może ta wersja przypadnie do gustu twojej małżonce. Jeśki nie to upieraj się przy wersji pierwszej. Asertywność i asymetryczność też czasami jest wskazana. Zdowych spokojnych i pogodnych świąt Bożego Narodzenia Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
BasH 24.12.2011 12:09 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 24 Grudnia 2011 Wersja z dwoma słupkami zdecydowanie lepsza wizualnie (i pewnie stabilniejsza).A potrzebujesz tak w ogóle podchwyt na dolnym biegu?pozdrawiam http://img835.imageshack.us/img835/9941/swieta2011.jpg Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 24.12.2011 23:49 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 24 Grudnia 2011 Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gosiek33 25.12.2011 07:57 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 25 Grudnia 2011 http://img412.imageshack.us/img412/9122/wesolychswiatfmaa400201.jpg Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
brunet wieczorową 26.12.2011 23:04 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Grudnia 2011 (...) Nasza ogólnobudowlana lodówka, dożywająca swych dni na naszej budowie jako lodówka zastępcza. I jej zawartość, niezwykle mile mi się kojarząca, kiedy bowiem patrzę do wnętrza lodówki, lata młodości mi się przypominają, ów najpiękniejszy okres mojego życia, spędzony w Łodzi, w akademiku Politechniki Łódzkiej. I łezka w oku mi się kręci, co na to zdjęcie spojrzę... http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/TIPu1_ZE8TI/AAAAAAAADbM/Oezu7n9QKxc/s800/JP050908.jpg Czytam dziennik (ale wolniej aniżeli nowych wpisów przybywa, ot taki czas - święta), ale co rusz natrafiam na wpis który żywo mi siebie przypomina... To co napisałeś wyżej to jakoby mnie się tyczyło... A może jeszcze napiszesz, że mieszkałeś w Ósemce na Radwańskiej? Łza w oku się kręci, ech... Chyba jednak w innych latach studiowaliśmy, bo bym Cię chyba z twarzy kojarzył... Ja w latach 1996-2001. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 26.12.2011 23:16 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Grudnia 2011 A może jeszcze napiszesz, że mieszkałeś w Ósemce na Radwańskiej? Łza w oku się kręci, ech... Chyba jednak w innych latach studiowaliśmy, bo bym Cię chyba z twarzy kojarzył... Ja w latach 1996-2001. Echmmm..... tak... Rozminęliśmy się o włos, bo ja w 96 z "ósemki" się właśnie wyniosłem. Niemniej, jeśli widziałeś w kuchni na 9tym piętrze "lekko" zdefasonowaną szafkę hydrantową i słyszałeś opowieści o piromanach, co tą szafkę kiedyś w powietrze wysadzili, tudzież wspomnienia o najlepszej w akademiku "cytrynówce" ze 109/1017, czy choćby o tym, że jeżdżenie w windzie jest nudne, byli tacy, co jeździli i na windzie (a imprezy bywało, że robili na dachu akademika), to jakby to napisać... no tak, jakbyśmy się już znali J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
TINEK 26.12.2011 23:46 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Grudnia 2011 no pięknie toż Jarek my się prawie znamy, ja w 94 ósemkę opuściłem (611) jaki świat jest mały tylko ja z tych elektryków co to jako chemicy skończyli Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 27.12.2011 09:30 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Grudnia 2011 (edytowane) Cóż, świat jest mały, jak się okazuje I po świętach! I znów do roboty! Znaczy, w sensie, że do pracy, bo robota akurat mi nie straszna, ale codzienne zrywanie się skoro świt, przebijanie przez zakorkowaną stolycę... brrrr! Jak to zresztą słusznie dziś rano ściągany siłom i persfazjom z łóżka Wyjątek zauważył: "Ale Taaatooo, czy ja muszę tak strasznie wcześnie wstawać??? Jest mi zimno i jeszcze jestem śpiący! Nie wyspałem się i chcę jeszcze spać!". Też chcę. I co z tego? Marsz, gówniarzu do przedszkola i przyzwyczajaj się. A i ciesz się przy tym, że tata w pracy może się zjawiać o dość swobodnych porach, nie musi "na szóstą do fabryki", bo wtedy byś był zrywany o piątej, nie o siódmej. Do bardziej związanej z "Domem w Lesie" tematyki zaś wracając - pierwsze święta w naszym nowym domu zaliczone. Było... dobrze było Wcześniej jednak... też było dobrze, tylko ciężko. Żeby żona mogła przygotować dwanaście potraw wigilijnych, potrzebna była kuchnia. A żeby w kuchni dało się pracować potrzebny był zlew i płyta kuchenna. A żeby zlew i płytę kuchenną osadzić, trzeba było zaolejować blat. A żeby zalolejowac blat, trzeba było do końca wyciąć dziury.... ech! O dziurach pisałem ostatnio. Jak potwornie ciężko się je cieło, pokazywałem też zdjęcie nieskończonej dziury pod zlew. Wtedy nie skończyłem jej, bo w paradę mi wywieszony nad blat parapet okienny wszedł, pod który nie mieściła mi się ani tarczówka, ani wyrzynarka. Wtedy rozpatrywałem wychechłanie tego trudnego fragmentu wiertarką, metoda wiercenia dziury za dziurą, zastanawiałem się też nad częściowym wysunięciem całego (poklejonego już w jedną całość) blatu. Szczęśliwie jednak poszedłem wtedy spać, z problemem się przespałem, a rano, z nowymi siłami, głową pełną pomysłów załatwiłem sprawę w "pięć sekund". Przy pomocy dość specyficznego jak na stolarstwo meblowe narzędzia, czegoś, czego chyba żaden wykonawca kuchni na zamówienie na montaże ze sobą nie wozi Zupełnie zresztą nie rozumiem, czemu. Narzędzie wielce pożyteczne, szybkie, dokładne, wiele problemów można nim rozwiązać w sposób pewny i błyskawiczny. A wcale przy tym nie jest mniej precyzyjne, niż prowadzona z ręki tarczówka: Dziura wycięta, przymiarka zlewu i kolejny problem: na zdjęciu sprzed świąt widać, że dziury były planowane tylko pod komory, pod ociekaczem miał być normalny blat. Tak, żeby zlew miał trochę lepsze podparcie. Niestety, okazało się to złym pomysłem, w ten sposób wstawiony zlew mi z tyłu odstawał od blatu, trzeba było dociąć do końca. Blat gotowy do olejowania: I samo olejowanie: I tu kolejne zdziwko. Olej, zwłaszcza taki z atestem do blatów kuchennych tani nie jest. Puszeczka 0,5l kosztuje sobie coś w okolicy 60zł, ale spoko, wg instrukcji miał starczyć na 10m2 powierzchni. Nasz blat ma 4,5m2 więc liczyłem na to, że akurat na dwa razy starczy i jeszcze odrobinka zostanie na ewentualne poprawki. A tymczasem nic z tego, blat przy pierwszym olejowaniu pił olej tak bardzo, że na pierwszą warstwę poszło niemal 3/4 puszki, trzeba było dokupić. Blat z pierwszą warstwą oleju: Kolejne fazy olejowania mieliśmy rozpisane niemal niczym ofensywę w Ardenach: kolejne działania zazębiały się co do minuty, fazy owych działań miały się pokrywać z takimi drobiazgami, jak konieczność przespania się choć parę godzin, a wszystko to zmierzało do Wielkiego Finału: kuchni funkcjonującej w dzień Wigilii. I udało się: Przy okazji końcowego montażu oczywiście też mnie mało nie trafił szlag. Po pierwsze przeklinałem (klnąc naprawdę szpetnie) chwilę, w której przy zamawianiu blatu, na pytanie o jego grubość zgodziliśmy się z zasugerowanymi nam 4cm. Niestety, typowa grubość typowego blatu kuchennego to 35mm i pod tą grubość są robione wszelakie akcesoria typu uchwyty ściągające do zlewu. Płyta kuchenna w związku z tym nie jest do blatu przykręcona w ogóle, tak sobie tylko siedzi włożona i czeka albo na chwilę, kiedy "coś wymyślę", albo tak sobie już będzie siedzieć na stałe - pasowana jest na tyle ciasno, że nie lata, nic się nie kolebie, spaść też nie spadnie. Natomiast mocowanie zlewu to była ciężka praca i katorga: leżąc pod zlewem na plecach, w większości schowany w jego szafce mocowałem się z kolejnymi uchwytami, podcinając od spodu blat pod jego pazurki i mozoląc się z takim ich ustawieniem, żeby chwyciły. Nie wiem, ile ja wtedy lecących mi wprost na twarz trocin połknąłem, ale gdybym trawił celulozę, to miałbym chyba pełnoprawny posiłek. Następny problem, to były rurki pod zlewem. Pokazywałem je już, jak je sobie pięknie zrobiłem, przerabiając oryginalny syfon tak, żeby w szafce miejsca nie zajmował. I wszystko wtedy było pięknie, szafki były ustawione, rurki porobione, grało. I niestety, przestało grać. Instalacja była zrobiona przy szafkach ustawionych, jak nam się wydawało, już na docelowo, kiedy jednak przyszedł na nie blat, okazało się rzecz jasna, że tamtą docelowość można sobie w... w buty wcisnąć, bo tu trzeba nasunąć, tu wepchnąć, tam wyrównać... chodziło o centymetrowe ruchy, ale owe centymetrowe ruchy spowodowały, że narożna szafka nam przejechała o 2cm. I o owe 2cm przestała się mieścić rurka kanalizacyjna. A nie dawało się jej przesunąć bez przesunięcia jednej rurki od wody. Tak czy tak, całą hydraulikę trzeba było zapgrejdować: Nie jest już tak elegancko, jak wtedy, bo rury kanalizy nie idą już przy samych plecach szafki, a są od niej trochę odstawione, ale i tak jest lepiej, niż przy ustawieniu oryginalnym, producenckim, z syfonem wiszącym niemal na środku szafki i dokładnie blokującym dostęp do jej czeluści. I na koniec parapet w wykuszu jadalni. Na tle kuchennej epopei wygląda blado, ale dzięki niemu nasza jadalnia wygląda wreszcie już w pełni jadalniowo. Parapet w trakcie osadzania: J. Edytowane 27 Grudnia 2011 przez Jarek.P Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.