Jarek.P 18.08.2009 16:49 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Sierpnia 2009 Jarek,co zadecydowało o budowie stropu monolitycznego? To była sugestia naszej pani konstruktor. Chodziło jej o to, że w takim stropie (w jego grubości) można było schować żebra podpierające słupy, na których stoją płatwie naszego dachu, a na typowej terriwie wg niej nie było to możliwe. Z perspektywy czasu mam co do słuszności tej argumentacji powiedzmy mieszane odczucia, bo z jednej strony wiem, że nie ma problemu, żeby w terriwie dorobić takie żebro (po prostu się zestawia kilka belek nośnych razem), z drugiej strony... może nie będę powtarzał opinii naszej ekipy na temat tejże pani konstruktor i jej doświadczenia zawodowego, zacytuję jedynie jedną z delikatniejszych wypowiedzi "ta pani chyba w życiu budowy na oczy nie widziała", z trzeciej jednak strony samej decyzji o zrobieniu monolitu nie żałuję, bo kosztowo wyszło na to samo (robociznę miałem liczoną za całość, nie od poszczególnych prac, materiały natomiast wychodzą podobnie, jeśli wręcz nie taniej w przypadku monolitu), a przynajmniej mam strop sporo cieńszy, nie było problemu z wstawieniem przepustów no i takiego stropu już byle co nie ruszy J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
manieq82 18.08.2009 22:44 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Sierpnia 2009 ja też obstaję za monolitem terivę sie ukłąda szybko, bez deskowania stąd jej popularność dobry monolit jest ... monolityczny !! żadnych pęknięć, klawiszowania itd. Pozdrawiam Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
makow11 19.08.2009 06:18 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Sierpnia 2009 Mnie też kusi ten typ stropu,jest cieńszy,od strony sufitu równiejszy od terrivy, no i zbudowanie ścian poddasza można swobodnie rozplanować w późniejszym czasie.Martwi mnie tylko ,że nie każda ekipa może dać sobie z min radę.Zastanawiam się również nad filigranem. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 21.08.2009 21:40 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 21 Sierpnia 2009 Cały tydzień budowa stoi odłogiem, więc dziś pojechałem sprawdzić, czy wszystko OK. Co prawda ginąć stamtąd nie ma co, ale... wiadomo. No i niestety, okazało się, że na budowie byli nieproszeni goście. I to całym stadem. A straszeni przez człowieka przebywającego na budowie sąsiada zza płota tylko się wydzierali na niego, że ma nie przeszkadzać i dalej swoje robili Stały sobie na budowie dwa ogromne wory (240l każdy) pełne śmieci bytowych naszej ekipy, z całego w sumie ich pobytu (a przypominam, że oni na budowie mieszkali, żywili się...). Już dawno miałem to wywieźć, ale zawsze jakoś nie miałem siły ani ochoty się za to zabierać, bo wielkie, ciężkie i ruszone broniło się m.in. wydzielajac strrrasznie śmierdzące gazy bojowe. I nie wiem, być może w końcu bym te wory wywiózł, ewentualnie stałyby sobie tak, aż liczne formy życia z wnętrza koło by wynalazły, potem opanowały termodynamikę i w rezultacie całość sama by odjechała w siną dal, ale niestety... do worów dobrało się stado kawek. Człowiek zza płota mówił, że kłębiło się przy tych worach jakieś straszliwe stado, z jego pokrzykiwań nic sobie nie robiąc, a na rzucane kamienie reagując jedynie pogardliwym uskoczeniem, ja w każdym razie na działce zastałem zawartość tych worów rozwleczoną po sporym kawałku obejścia. No i niestety, trzeba było założyć rękawice, wziąć nowe wory i powstrzymując odruchy wymiotne wyzbierać wszystko na nowo... J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 22.08.2009 18:22 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Sierpnia 2009 Oryginalnych gości ciąg dalszy. Tym razem nie o kawki chodzi, ale też latające, tylko tak nocą bardziej. Ano, jak dziś przypadkiem odkryłem świecąc halogenem w zaułek, normalnie wiecznie w ciemnościach będący, mamy w domu naszą własną, prywatną Dolinę Motyli W Turcji za wstęp i zwiedzanie się jakieś kilkanaście Euro płaci, w Grecji też coś koło tego, u nas póki co możemy stawki preferencyjne ustanowić, wstęp: jedno piwo dla gospodarza Chętnych zapraszamy, a na razie na zachętę zdjęcie. Moim osobistym zdaniem są nawet ładniejsze od tych ze wspomnianych śródziemnomorskich "Dolin Motyli": http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SpAvyhLtNOI/AAAAAAAABhs/mBiXzPmuLsw/s720/6448_Dolina%20Motyli.jpg Prócz podziwiania cudów natury, dzisiejszy dzień był bardzo roboczy. Przyjechał do nas do pomocy mój brat (dzięki, Grzegorz!) i najpierw usypał ze wszystkich trzystu stempli straszliwy sąg drewna, a potem pozamiatał tak z 1/6 wnętrza domu z gruzu, trocin, ścinków desek i diabli jedni wiedzą, czego jeszcze. Małżonka moja w tym czasie odczyściła schody, ale tak, że w zasadzie możnaby ich nawet niczym nie wykańczać, tak jak są (beton zaciągnięty metalowa pacą na gładko) wyglądają pięknie W międzyczasie powstała jeszcze oryginalna barierka zabezpieczająca szczyt "klatki schodowej", model autorski, niepowtarzalny, gdyby ktoś reflektował na rustykalne wnętrza, to mogę zrobić, materiał dam własny, tanio policzę http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SpAvuiz7LqI/AAAAAAAABhk/Gd7Rbfkur4M/s512/6454_Barierka%20przeciwKubowa.jpg Niestety, wszystko wskazuje, że sprzątanie po budowie jest straszliwa katorgą, której końca dłuuugo chyba nie będzie jeszcze widać. W trakcie tych porządków ja ciągnąłem dalej kanalizację. Plany miałem wielkie, niestety jak to z planami, udało mi się ich zrealizować tak z 1/4, ale i zrobiłem to co najgorsze, przede wszystkim wykułem z chudziaka jeden wstawiony na etapie jego zalewania trójnik. Wykułem go, ponieważ w międzyczasie zmieniła mi się koncepcja wykonania kanalizy w tym pomieszczeniu. Podkuwałem również lekko strop, ponieważ chciałem lekko w niego wsunąć czwórnik, żeby to, co z niego wystaje, zmieściło mi się potem w grubości warstw podłogowych. Szczegółów można od biedy się dopatrzeć na zdjęciach, ja po całym tym kuciu (młotowiertarka oraz klasyczny zestaw mesel + młotek) mogę z czystym sumieniem stwierdzić: ten beton, za który zapłaciłem, to był B20, z całą pewnością nic słabszego! A w przypadku stropu może nawet bardziej, niż B20... Poniżej widać węzeł kanalizacyjny w kotłowni. Góra póki co zaślepiona, za kilka dni wyjdzie z niej pion do górnej łazienki. Ściana wygląda nieciekawie, bo po niej właśnie leje się woda z całego piętra w trakcie opadów. Ale to już niedługo... http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SpAvwXkJD0I/AAAAAAAABho/kYNa_EcfWFs/s512/6452_Kanalizacja.jpg A na tym zdjęciu węzeł kanalizacyjny w małej łazience przy naszej sypialni. Tu właściwie wszystko skończone, brakuje jedynie podłączenia samego kibla oraz rury, która w podłodze będzie na skos przez łazienkę przechodzić do umywalki. Założę ją później, bo teraz szkoda, żeby ktoś połamał. Górą wychodzi wentylacja pionu, skręca sobie do pomieszczenia obok i tam idzie do dachówki wentylacyjnej. W samej łazience nie mogła, bo okno połaciowe, którego narożnik widać w górze zdjęcia (narożnik skrzynki, w którą okno zostanie wstawione), by przeszkadzało: http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SpAvsjiimRI/AAAAAAAABhg/ERvkWd6Kz5Y/s512/6458_Kanalizacja.jpg I to by było na tyle J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 27.08.2009 18:49 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Sierpnia 2009 Oj dziś, to się działo... Dzień zaczął się niewinnie, miałem wolne, więc wstaliśmy sobie skoro świt po 10-tej, w planach mieliśmy wyskoczenie na działkę, ale tak niezobowiązująco, chciałem sobie przy kanalizacji trochę podłubać po prostu. Jemy sobie niespiesznie śniadanie, a tu z nagła telefon się odzywa, a w nim "ja przepraszam, ale ja się z pół godziny spóźnię". Panika, szybkie ustalenie, kto i za co mnie przeprasza i już wiem, że tydzień temu umówiłem się na dziś na działce z szambiarzem. Który właśnie do nas jedzie. A my w sosie własnym jeszcze, na drugim końcu wawy... No cóż, skleroza. W każdym razie wypadliśmy z domu w biegu, na budowie byliśmy pół godziny po facecie, na szczęście nie robił problemu, poczekał. Szambiarz nie z Radomia, tylko miejscowy, wielokrotnie polecany tu na muratorze. Od radomskich szamb oczywiście droższy, ale za to w cenie dawał kompletny montaż wraz z wykopem, podłączeniem, zasypaniem itp. no i jego szamba podobno najwyższej klasy są. Człowiek w każdym razie marketingowo świetnie przygotowany, bo jak usiłowałem targując się o cenę uderzać w nutę "bo jak nie, to ja sobie szambo z Radomia sprowadzę", to roześmiawszy się serdecznie wyciągnął z samochodu i pokazał mi zdjęcia z radomskim szabem, które jego firma gdzies wykopywała celem wymiany na porządne: zbrojone dosłownie kilkoma drutami na krzyż, płyta boczna pękła od samego naporu ziemi obciążonej podobno jakimś większym autem. Zdjęcia robiły wrażenie. Z kalkulacji wychodziło mi, że w porównaniu z szambem Radomskim (polecanej firmy), z kosztem transportu i wynajęcia koparki, to było jakieś 500-700zł droższe. Machnąłem ręką, zgodziłem się, spodziewając się, że tak jak wcześniej ustalaliśmy, szambo będzie zrobione jakoś w przyszłym tygodniu. Ale w tym momencie facet mnie zaczął zaskakiwać: - ale wie Pan co?, ci pana murarze tu własnie płot szalują? - no tak... - bo to dobrze by było to szambo wkopać, zanim oni ten płot zaszalują, im tu jeszcze z parę dni zejdzie? - eee, panie, oni to pewnie jeszcze dziś do wieczora wyszalują. - acha, to ja zaraz zadzwonię do swoich, może mają jeszcze jeden wolny zbiornik... Złapał za telefon i słyszę, jak zaczyna organizować na już zaraz natychmiast HDSa, koparkę i ekipę do montażu! Dwie godziny nawet nie minęły, a pod działkę podjechało najpierw szambo a potem cała reszta ciężkich maszyn. Tu przeżyłem drugi szok - planując jeszcze szambo spod Radomia, mocno się zastanawiałem, jak to z tym wykopem będzie: miejsca między bramą a garażem mało, szambo ma być wg planu zagospodarowania odsunięte od drogi, do ściany fundamentowej nawet dwóch metrów nie zostaje, jak to kurcze wykopać, żeby się nic nie obsunęło... Planowałem to na zasadach "jakoś to będzie", a tu ekipa na jednej z ciężarówek przywiozła wielgachny stalowy szalunek, który był wstawiony w wykop i dalej koparka wybierała ziemię z jego wnętrza, co jakiś czas go łychą wpychając głębiej. Na koniec zostało wstawione szambo, potem jeszcze raz (bo trzeba było podebrać) i jeszcze raz (bo trzeba było wyrównać) i już. Po chwili HDS wyciągnął szalunek i w ten sposób wykop był szerszy od szamba o pół metra z każdej strony może. Koparkowy generalnie był wirtuozem koparki, ogromna maszyna, wielgachna łyżka, a operował nią z taką precyzją, że podziw brał. Co do jakości szamba - przy wykuwaniu podejść do kanalizacji i do wybierania widziałem, że zbrojone gęsto, nie tak jak te ze zdjęć Pokrywa i kominek klejone na piankę, ale ta potem została zasmarowana wodoodpornym klejem Mapei. Z tego wszystkiego nie wziąłem aparatu, więc szambo zostało niestety uwiecznione jedynie za pomoca komórki, jakość parszywa, ale dobre i to. Na pierwszym wyładunek szamba (ciężarówka zaraz odjechała), z boku widać róg szalunku. http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SpbS0mYkiNI/AAAAAAAABio/fC5-6Qeo_M0/s720/27082009(001).jpg A tu samo szambo w trakcie ustawiania: http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SpbJNLhH_pI/AAAAAAAABiI/sSQKsnODQC4/s720/27082009(005).jpg Trzecia rzecz, którą szambiarz mnie pozytywnie zaskoczył, to innowacyjność: - panie, gdzie panu zrobić wentylację tego szamba. - yyyy... nie wiem? A co Pan proponuje? - no wie pan, ludzie nie robią wcale, szambo jest wentylowane przykanalikiem i wentylacją kanalizacji w domu. Inni robią osobny kominek przy szambie. Ale wie Pan co? Tu zaraz obok Panu szalują słupek od ogrodzenia, może w ten słupek Panu wstawimy rurkę wentylacji, wywietrznik będzie nad słupkiem wystawał? Pomysł mi się bardzo spodobał i mimo, że małżonka kręci nosem, że to niezgodne z przepisami (wszelkie otwory z szamba minimum 2m od granicy działki musza być), tak sobie zażyczyłem. A i jeszcze ciekawostka, skrajnie odległa od szamba. Ta nasza prywatna Dolina Motyli... pisałem, że to ćmy jakieś, bo i tak wyglądały w stanie "złożonym". Dziś jednak jednego wypłoszyłem niechcący i ten usiadłszy gdzieś w słońcu rozłożył skrzydła. I to nie są ćmy. Tylko naprawdę piękne Pawie Oczka, całe stado! J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 30.08.2009 21:29 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Sierpnia 2009 SSZ (Zadeskowany, nie Zamknięty!) zakończony, teraz dopiero zaczęła się prawdziwa robota Z zaległości jeszcze mam zdjęcie frontu naszego domu wraz z wyszalowanym i wylanym już ogrodzeniem: http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SpreBuN108I/AAAAAAAABjY/oMsZIH3agh4/s720/6468_Koniec%20budowy.jpg Ten kloc vis-a-vis wejścia to furtka, która będzie cofnięta z linii ogrodzenia, zblokowana wraz z dostawionym obok boksem na śmietnik, całość ma być docelowo obłożona płytką elewacyjną taką samą, jak cokół domu i od góry przykryta ażurową pergolą, po której puścimy jakieś dzikie wino. Jeśli się stanie centralnie naprzeciwko domu, widać będzie właściwie tylko tą konstrukcję i po jej wylaniu szczerze mówiąc ogarnęły mnie wątpliwości, ale to po pierwsze będzie kiedyśtam ładne, a nie tak koszmarne, jak na zdjęciu, po drugie poziom gruntu się podniesie i to nie będzie aż tak monstrualne. Po trzecie - zawsze można rozwalić, jak się okaże, że okoliczne psy przylatują szczekać na to Kontynuowałem też rzeźbienie kanalizacji, oto jeden z wcześniej pokazywanych węzłów, w niemal pełnej krasie (przypominam, że nasze ściany nie są tak parszywe, to wapienne wykwity i wilgoć od wody, która póki co z całego dachu głównie tędy się przesącza): http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sprd_iZGpFI/AAAAAAAABjQ/oSkV-8b5Efw/s512/6529_Koniec%20budowy.jpg A dziś... dziś teoretycznie jest niedziela i teoretycznie dziś powinniśmy siedzieć tam przy grillu, ale niestety. Za tydzień wchodzą nam na budowę dekarze i będą robić dach, a żeby oni mogli robić dach, trzeba im przygotować lukarny, znaczy obłożyć je styropianem, styropianiarz miał robić same lukarny, a resztę później, ale tak mu wyszło, że zrobi całość, najprawdopodobniej od poniedziałku (znaczy ja mam taką nadzieję, bo coś takie niezbyt zdecydowane te jego obietnice są...). A żeby on robił te lukarny, trzeba w nich zrobić okna na docelową wysokość. Murarze je wymurowali tak jak im z bloczków wyszło i teoretycznie to oni powinni je domurować na pożądaną wysokość, ale na koniec im cała masa takich poprawek i popraweczek została, a już się im bardzo spieszyło na kolejne budowy, których zdaje się w tym sezonie trochę za dużo nabrali, a że lato mamy w tym roku takie raczej jesienne, nie wyrabiają się. Tak czy tak, wymogliśmy na nich jedynie te istotne poprawki, a z takich drobiazgów zrobili jedynie część a i tak już przez to rozstawaliśmy się w atmosferze, no może nie ciężkiej, ale momentami trochę kłótliwej. W każdym razie, dwa okna w lukarnach zostały niepodmurowane, bo się "zapomniały". A że niżej podpisany miał dziadka mistrza budowlanego i za młodu był przez niego uczony murarki (a że w wieku lat siedmiu, to drobiazg), zakasał rękawy, wdział spodenki robocze, rozrobił sobie zaprawy i murował... http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sprd90FPKJI/AAAAAAAABjM/SJfJk11X37M/s720/6536_Koniec%20budowy.jpg Tu sam początek, gotowego podmurowania już nie sfotografowałem, pokażę je może następnym razem, ale myślę, że nie mam się czego wstydzić Druga robota była ciut bardziej skomplikowana i nie wynikała już z niedoróbek naszej ekipy, tylko z nieprzemyślenia kilku spraw na etapie projektu. Chodzi znów o te nasze nieszczęsne okna wykuszowe. Fachowiec od okien jak był u nas na obmiarze, na widok tych wykuszy stwierdził krótko: toseneda. Okna mają być mocowane do góry i do dołu, owszem, ale oprócz tego jeszcze na boki, a tu nie ma do czego. Po dłuższej dyskusji i przemyśleniu kilku rozwiązań (od wycinania szlifierką innego kształtu wykuszy począwszy) stanęło na dorobieniu do tych wykuszy "boczków" z ciętego w trójkąt równoboczny siporexu. Robota dość upierdliwa, okniarze stwierdzili, że w cenie montażu tego nie zrobią z całą pewnością, za ile by to zrobili, woleliśmy nie pytać, stwierdziliśmy, że sami damy radę. Wycinanie "suporka" załatwiłem ręczną piłą tarczową z ruchomym blatem i tarczą, której mi nie było szkoda. Widowiskowe to było zajęcie: http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sprd8e-t9qI/AAAAAAAABjI/pcr-ECD0Pck/s720/6544_Koniec%20budowy.jpg A tu klejenie gotowych elementów (póki co trapezy, jak zaschną, będę je dodatkowo kotwił kołkami rozporowymi, a na wierzch na klej cienkowarstwowy jeszcze pójdą trójkąty "zamykające" przekrój do pełnego trójkąta) http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sprd67jUmFI/AAAAAAAABjE/jdkTDejrSAI/s512/6562_Koniec%20budowy.jpg A w tym czasie małżonka moja napełniała kolejne wory śmietnikiem zostawionym przez ekipę, tudzież usypywała kolejne sterty desek, ścinków itp. http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SprnxST4V6I/AAAAAAAABjk/d64SA1VV30k/s720/6592_Koniec%20budowy.jpg Tych ostatnich została nam jakaś przepotworna ilość, sterta widoczna na zdjęciu jest jedną z kilku i wcale nie największą, a jeszcze od groma ścinków mamy na poddaszu. Planujemy tym przez zimę palić w kozie, którą trzeba kupić i którą będziemy się dogrzewać w czasie wykańczania domu, ale taką ilość drewna koza by spaliła może za jakieś pięć lat... Dłuższe deski i pozbijane blaty mam nadzieję, że uda mi się sprzedać jako szalunki, resztą jako drewnem co prawda sosnowym, ale dobrze wysuszonym a więc nieżywicznym chyba będę próbował kominek opalać, ewentualnie bratu do spalenia w węglowym piecu CO woził. J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
krzyk123 31.08.2009 08:36 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 31 Sierpnia 2009 Druga robota była ciut bardziej skomplikowana i nie wynikała już z niedoróbek naszej ekipy, tylko z nieprzemyślenia kilku spraw na etapie projektu. Chodzi znów o te nasze nieszczęsne okna wykuszowe. Fachowiec od okien jak był u nas na obmiarze, na widok tych wykuszy stwierdził krótko: toseneda. Okna mają być mocowane do góry i do dołu, owszem, ale oprócz tego jeszcze na boki, a tu nie ma do czego. Po dłuższej dyskusji i przemyśleniu kilku rozwiązań (od wycinania szlifierką innego kształtu wykuszy począwszy) stanęło na dorobieniu do tych wykuszy "boczków" z ciętego w trójkąt równoboczny siporexu. Robota dość upierdliwa, okniarze stwierdzili, że w cenie montażu tego nie zrobią z całą pewnością, za ile by to zrobili, woleliśmy nie pytać, stwierdziliśmy, że sami damy radę. Wycinanie "suporka" załatwiłem ręczną piłą tarczową z ruchomym blatem i tarczą, której mi nie było szkoda. Widowiskowe to było zajęcie: J. A nie można by tego okna mocować na kotwach? Tak jak się robi z oknami przy ciepłym montażu, kiedy wysuwa się je poza lico ściany nośnej do warstwy ocieplenia. Druga sprawa czy mocowanie okna w "doklejonym" gazobetonie spełni swoją funkcję? Wytrzymałość takiego połączenia może być dyskusyjna... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 31.08.2009 11:41 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 31 Sierpnia 2009 [A nie można by tego okna mocować na kotwach? Tak jak się robi z oknami przy ciepłym montażu, kiedy wysuwa się je poza lico ściany nośnej do warstwy ocieplenia. Druga sprawa czy mocowanie okna w "doklejonym" gazobetonie spełni swoją funkcję? Wytrzymałość takiego połączenia może być dyskusyjna... Dobre pytanie... Fachowiec twierdził, że on musi to okno między czymś rozeprzeć i że gazobeton mu wystarczy, ja ze swojej strony dodatkowo chcę go kotwić, w każdy pustak dwa kołki 16cm długości, więc takie słabe to nie będzie. Mocowanie na piance i na kotwach jest wpisane w umowie, ale tu chyba rzecz się rozbija o kąt, pod jakim by musiały być wwiercane te kotwy okienne. Nie wiem, chcieli, zrobię, a wtedy przy okazji z nimi pogadam, może tutaj dłuższe kotwy niech dadzą, żeby przez ten gazobeton do żelbetu sięgały. J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 31.08.2009 20:44 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 31 Sierpnia 2009 Co do mocowania tych okien jeszcze - żona jak się okazuje słuchała fachowca uważniej, chodzi nie o kotwienie okna, bo tu nie ma problemu, tylko o piankę, bez tych domurówek ona by się nie rozpierała w poprawny sposób, w zasadzie nie miałaby się o co rozeprzeć. Dziś prac porządkowo - dokończenowych ciąg dalszy, zrobiłem też zdjęcie wczorajszych podmurówek, oto jedna z nich: http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SpwysPmOMSI/AAAAAAAABkA/l60qlH72Xds/s720/6607_Porządki.jpg Te docinane domurówki w wykuszach sfotografuję jak skończę, narazie są przyklejone wszystkie trapezy, w środę będę je kołkował i doklejał trójkąty po wierzchu, w środę też przychodzi do nas styropianiarz, jednak jak się dziś okazało, zrobi tylko lukarny i kominy, reszta w październiku. Ponieważ dziś w zasadzie nie mam o czym pisać, jeszcze jako ciekawostkę pokażę podjazd do garażu w obecnej formie: http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SpreDbfU5TI/AAAAAAAABjc/AaH150DkBf0/s720/6600_Koniec%20budowy.jpg Trochę stromy wyszedł i ten rowek ociekowy w progu ciut głeboki wyszedł, ale to się splantuje jeszcze A pod tą całą górą znajduje się najdrożej chyba wychodzący (jeśli policzyć cenę metra kwadratowego) pokoik ze wszystkich przynależnych do naszego domu, bez okien co prawda i z niezbyt wygodnym wejściem, ale za to wyposażony w super wentylację dwoma niezaleznymi kanałami, w tym jednym tajnym i dodatkową rurę do zelektryfikowania. O tu, na zdjęciu wejście to tegoż pokoiku (póki co nie obrobione, obrobi się na cacy wraz z robieniem podjazdu do garażu): http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SpreFTXqQnI/AAAAAAAABjg/u1QDwAuRck4/s720/6599_Koniec%20budowy.jpg J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 02.09.2009 20:15 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 2 Września 2009 Dziś trochę zdjęć pozamieszczam. Po pierwsze obiekt dumy małżonki - taras. W projekcie miał być zupełnie inny, ten przyszedł jej do głowy nagle, niemal tuż przed zabraniem się ekipy do jego wykonania, został "zaprojektowany" wprost na gruncie, metodą ustawiania obok siebie ścinków stempli. Pierwotny taras był niezbyt szeroki, prostokątny i przykryty do połowy połacią dachu, a od połowy podwieszoną pod połacią pergolą, po której miało rosnąć jakieś dzikie wino. Ten obecny - połać dachu jak była tak jest, pergola jest rzeczą dyskusyjną, prawdopodobnie jej po prostu nie będzie, bo nie ma jej jak mocować, żeby to sens miało, za to na tarasie na wszelkie grille itp. jest duużo miejsca http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sp7NAuAIAZI/AAAAAAAABlM/7SFSISzpW-w/s720/6621_Porządki.jpg Następne zdjęcie - wejście "gospodarcze" wraz z przynależnymi schodkami. Zastanawiamy się jeszcze nad ich przeróbką polegająca na poszerzeniu podestu. http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sp7NP7vhJiI/AAAAAAAABls/7u-Fww1xaI8/s720/6626_Porządki.jpg I premiera w tym dzienniku- schody wejściowe, jeszcze nie rozszalowane: http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sp7NNzGmJ2I/AAAAAAAABlo/h7PVhJyxbRw/s512/6635_Porządki.jpg Docelowy poziom gruntu będzie oczywiście wyższy, tak żeby pierwszy stopień miał jakieś 15-16cm, a nie pół metra, jak teraz A tu widok tych schodów od góry - niestety tuż po ich wylaniu lunął deszcz. Potem gres się będzie lepiej trzymał, a póki co jest oryginalnie http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sp7NMSYMvFI/AAAAAAAABlk/VAr9eCeuYbM/s720/6650_Schody.jpg I jeszcze co oryginalniejsze okna - widok na okno nad garażem z pokoju potomstwa (samo okno jest w przynależnej do pokoju małej garderóbce) http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sp7NKovwbSI/AAAAAAAABlg/8X7kSzXYbZ0/s512/6679_Porządki.jpg I widok przez samo to okienko, należy mu się utrwalenie, bo właściciel działki npko coś wspominał, że w przyszłym roku się chce budować... http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sp7NHaDAPSI/AAAAAAAABlc/Oy2Ht4MX1mE/s512/6681_Porządki.jpg I widok od wewnątrz na nasz słynny wykusz, ten konkretnie jest górny, gdyby to co za oknem nie było ciut przepalone, byłoby tam widać "sztycę" reklamową Ikei i centrum handlowego M1. Przy tym wykuszu jest planowany okrągły stolik "herbaciany" http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sp7NFrW2pPI/AAAAAAAABlY/4nV2EqQNW5Y/s512/6696_Porządki.jpg A na koniec jeszcze moje ostatnie robótki. Kolejna łazienka (a'propos, dziś byłem nagabywany przez pracujacego po sąsiedzku hydraulika, czy czasem nie szukam fachowca. Nie, nie szukam ) http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sp7NCmrGDcI/AAAAAAAABlQ/pWpHsxiTKc8/s720/6703_Kanalizacja.jpg I rzeźbione dziś dziwo związane z ukochanym moim tematem, wykuszami. Ano, jak już toto jest, to trzeba toto zrobić dobrze. Po pierwsze, żeby toto nie przemarzało, trzeba te żelbetowe parapety jakś ocieplić. Najlepiej grubo styropianem. Po drugie, żeby toto nie przemakało, trzeba toto od góry zabezpieczyć przed wodą/śniegiem. Najlepiej obróbka blacharską. A ponieważ blacha styropianu tak się, kurcze, jakoś nie za dobrze chce trzymać, wymyśliliśmy z żoną takie cosie, które dziś tam wykonałem, po dwa na wykusz: http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sp7NEJmDGGI/AAAAAAAABlU/-y_1XiU9k3o/s720/6700_Podpory%20obróbek.jpg I to na razie tyle. J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 03.09.2009 21:39 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 3 Września 2009 Dziś zaczęli nam chałupę styropianić http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqA0-bHhhRI/AAAAAAAABmQ/YjCln8VKSqY/s720/6708_Styropian.jpg Póki co styropianem zostaną obłożone jedynie lukarny i daszki nad wykuszami, reszta w październiku dopiero. Do tego standard - ciąg dalszy kanalizacji, odrobinka jedynie, bo czasu na robotę miałem wszystkiego trochę ponad godzinę. Dokończone podejście pod umywalkę, w którym się jeszcze zastanawiam nad zastąpieniem dolnego kolanka 90 stopni dwoma 45stopni: http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqA06GJyozI/AAAAAAAABmI/16UV5qo2Us8/s720/6714_Kanalizacja.jpg i wentylacja głównego ciągu kanalizacyjnego, wygląda to może niepozornie, ale jestem z tego fragmentu dumny, wyszło idealnie dopasowane, a rur nie trzeba było przycinać nawet o centymetr http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqA08K0CwHI/AAAAAAAABmM/_aABFbVNS_k/s720/6712_Wentylacja%20kanalizacji.jpg Tyle zdjęć, a ja dodam jeszcze coś, co wczoraj powinienem opisać, tylko się zapomniało. Otóż wczoraj było wielkie wydarzenie. Po raz pierwszy od wbicia pierwszej łopaty to ja czekałem z wyciągniętą w geście "tu mi dać!" łapą, a ktoś na tą łapę mi odliczał kolejne setki. Tylko kilka co prawda, ale i tak było to o wieeele milsze od ciągłego bycia z tej drugiej strony. Konkretnie - udało mi się 2/3 stempli sprzedać J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 05.09.2009 21:35 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Września 2009 Lukarny się oklejają: http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqLTNMEnBtI/AAAAAAAABm0/ONMUcU67hhc/s720/6730_Lukarny.jpg Taki widok zastaliśmy dziś na budowie, styropian na lukarnach jest już skończony, teraz go trzeba podocinać, doszlifować, zasiatkować, zaklejować... jeszcze kominy i ocieplenie daszków nad wykuszami i mogą wchodzić dekarze My natomiast dziś znów odwaliliśmy kawał dobrej roboty, Małżonka moja osobiście się zabrała za skucie jednej warstwy pustaków w głównym oknie salonu. Okno przed ta operacją można sobie zobaczyć dwa posty wyżej, po skuciu wygląda zaś tak: http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqLTKz-nxAI/AAAAAAAABmw/ehuydszr-gI/s720/6732_.jpg I jeszcze pochwalić się muszę, kupiłem sobie dziś nową zabawkę. Taką, bez której żaden szanujący się facet, wychowany na "Teksaskiej Masakrze Piłą Łańcuchową" (*), myślący o przeprowadzce do lasu, ze zbyt blisko domu rosnącymi drzewami i potworną masą resztek desek i pniaków wcześniej ściętych drzew do pocięcia na opał, po prostu nie może normalnie żyć, o! http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqLTIbPMp1I/AAAAAAAABms/MgLl92OotpA/s512/6739_Teksaska%20Masakra....jpg Piła elektryczna co prawda, ale doszedłem do wniosku, że taka mi wystarczy, lżejsza, prostsza w uruchomieniu i obsłudze, prąd na działce mam wszędzie w zasięgu, po co mi spalinowa. * - odnośnik aż musiałem dać, bo tu mi się proszą trzy zdania dygresji. Tak, wiem, że w polskiej dystrybucji, ten będący absolutnym i arcywzniosłym arcydziełem kina amerykańskiego film ma tytuł "Teksaska masakra piłą mechaniczną", tfu tfu, ale obwieszczam wszem i wobec, że nie mam zamiaru akceptować i powielać pierdu tłumocza - technicznego idioty, który w ten sposób przetłumoczył termin "chainsaw", taka jego mać! Chain to łańcuch, a chainsaw, to piła, skup się pan, łań-cu-cho-wa, amen! A wkurza mnie to tym bardziej, że ten niby niszowy film dla wielbicieli specyficznego kina (w którym cała treść sprowadza się do rechocącego złowrogo pana z piłą tnącego co się da i bardzo głośno piszczącej "blądi", którą za same te piski powinni zaszlachtować w pierwszej kolejności jej właśni koledzy, a która oczywiście jako jedyna na końcu przeżywa), spowodował, że pół Polski teraz ten rodzaj piły określa mianem "piła mechaniczna". J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 09.09.2009 20:52 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 9 Września 2009 Mało się póki co dzieje, czekamy na dekarza, w międzyczasie styropianiarze skończyli lukarny i kominy (zdjęć brak, będą po sobocie), ja załatwiam formalności związane z przyłączeniem wodociągu i instalacją gazową i to w zasadzie tyle. Jedna jest tylko rzecz warta odnotowania w dzienniku, melduję posłusznie o zdobyciu nowej budowlanej sprawności: Młodszy Zgrzewacz Rurowy zgłasza gotowość do robienia hydrauliki, oto arcydzieło czeladnicze, przy którym pamiętna "Treblinka od kombajna" się chowa, przedstawicieli galerii sztuk nowoczesnych informuję, że jestem uchwytny wieczorami, w sprawie zorganizowania mi wernisażu (czy jak się tam to cholerstwo nazywa) proszę pisać oferty na maila, najlepiej od razu z cenami. Nie będę drogo liczył http://lh3.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqZ1nD8EmsI/AAAAAAAABno/29_aRxpDJrk/s720/6755_Zgrzewanie.jpg A na poważnie i na użytek innych planujących samodzielne zgrzewanie rur PP. - rękawice są wskazane, przynajmniej póki się nie nabierze wprawy, parzy pieroństwo boleśnie... - samo zgrzewanie jest bardzo łatwe, choć kilka prób trzeba wykonać, warto też wcześniej poczytać na ten temat. - tania chińska zgrzewarka z Allegro myślę, że się sprawdzi, ale gratisowe nożyce do cięcia rur, które do niej były dołączone w stanie pierwotnym nawet nie cięły rury, tylko ją miażdżyły, trzeba je było naostrzyć na szlifierce a i tak myślę, że do właściwej roboty kupię coś chociaż odrobinkę wyższej jakości. J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 11.09.2009 09:42 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Września 2009 Ponieważ "ladachwila" zacznie nam się robić poszycie dachu, najwyższy czas napisać wstęp do tego jakże ważnego rozdziału niniejszego dziennika Na temat dachu rozmawialiśmy z żoną wiele razy, jeszcze daleko przed powstaniem projektu w jego finalnej formie. Założenia pierwotne mieliśmy proste: dom stoi w sosnowym lesie, więc jego dach musi do lasu pasować i być jak najbardziej odporny na mchy, glony i tym podobne, które w lesie są nie do uniknięcia. Warunek drugi - odporność na glony, jak nam wyszło ze zgłębiania tematu jest po prostu i najzwyczajniej niemożliwy do spełnienia, więc sprowadziliśmy go do warunku pierwszego: wyglądu dachu. Kolorystycznie rzecz wydawała się prosta: z marszu odpadał nam najpopularniejszy w Polsce dach czerwony, ceglasty i tym podobne. Po prostu, zielone na czerwonym wygląda delikatnie mówiąc nie bałdzo. Dachy będące obecnie szczytem mody kojarzą nam się głównie z zakładem pogrzebowym, więc żadnych czerni (czy też jak to modni budujący określają mądrze: "antracytów") tym bardziej nie. Przez pewien czas myślałem o dachu zielonym, ale pomysł ten tak jakoś samoistnie w pewnym momencie umarł, chyba jak się okazało, że produkowane zielone poszycia wyglądają strasznie sztucznie na ogół, ta ich zieleń jest jakaś taka chemiczna. Zostały brązy. I to brązy nie jednolite, a ze zmienną kolorystyką, krótko mówiąc "ciapciate", w których ewentualne zaglonienia sobie dodatkowo zginą. Osobną kwestią jest materiał. Blacha na dachu jakoś obojgu nam się nie podobała, dachówka w pierwszych przymiarkach wydawała się za droga do takiego dużego dachu, zostawał więc gont bitumiczny. Regularnie zresztą przejeżdżamy koło domu krytego dokładnie takim gontem, jaki chcieliśmy: brązowe, dość gęsto rozłożone ciapki od jasnego brązu do ciemnego, wypisz wymaluj mielona i rozsypana sosnowa kora. Niestety, gont bitumiczny bardzo nam zaczęli odradzać specjaliści jako poszycie bardzo niepewne i potem trudne w naprawie (paradoksalnie, bo wydawać by się mogło, że nic prostszego, ale jak nam dekarz wytłumaczył, problem jest w tym, że bardzo ciężko jest zlokalizować nieszczelność), poza tym wszyscy nasi sąsiedzi kryli się już wtedy dachówką i stwierdziliśmy w końcu, że jak dom stojący między nimi pokryjemy gontem, będzie wyglądał jak Kuroń na rządowym raucie (z całym szacunkiem dla pamięci jego osoby) Czyli dachówka. Ceramiczna, bo cementowe odpadły po pierwszym ich "pomacaniu". I tu zaczęły się jaja Generalnie za kolorystykę, wygląd itp. sprawy odpowiedzialna jest moja małżonka. Ona też miała tutaj dość konkretną wizję dachówki z mocno zarysowanym kształtem, w kolorystyce dość jasnej. Dachówka taka się znalazła w ofercie Koramica, niestety jej cena powalała na kolana. Z drugiej strony spornym punktem stała się kolorystyka: żona upierała się przy "saharyjskiej angobie": http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqoSEPmjuAI/AAAAAAAABp8/HhRORpt0eGw/s720/5751_Dach%C3%B3wki%20Tomasz%C3%B3w.jpg mi szczerze mówiąc wydawała się ona odrobinkę za jasna (jest jaśniejsza niż na tym zdjęciu), skłaniałem się ku "toskańskiej angobie", godząc się z jej wpadaniem w czerwień: http://lh4.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqoSEJ7ZgmI/AAAAAAAABqA/NR_cZxgKm58/s512/5893_Dach%C3%B3wki.jpg Do pieca zaczęli dokładać moi rodzice, mama z delikatnymi sugestiami, że ta druga wersja jest wg niej ładniejsza oraz mój ojciec, generalnie rozróżniający cztery kolory na krzyż a i to nie zawsze poprawnie, w sposób skrajnie odległy od delikatności obwieszczający, że "ta różowa dachówka już lepsza, a tamta żółta jest obrzydliwa" Żona moja się jednak przy tej kolorystyce zaparła czterema nogami, twierdząc, że ona ten dom projektowała, zachowując przy tym konkretny styl i teraz nie zgadza się na jego zmienianie, ma być ta jaśniejsza i basta. Jedyne ustępstwo na jakie poszła, to rezygnacja z tego wyrazistego kształtu na rzecz łagodniejszych łuków, które żonie się co prawda nie podobają, ale argument, że za różnicę w cenie będziemy mieli akurat kominek, chyba pomógł. Dla jasności kolejne zdjęcie z oboma kształtami: po lewo u góry wersja moja, prawy dół - wersja małżonki, kolor docelowy tu i tu http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SqoSEdVimyI/AAAAAAAABqE/0EYOiASQzBI/s720/5750_Dach%C3%B3wki%20Tomasz%C3%B3w.jpg Z dokonanym już wyborem i zaklepanym zawieszeniem broni przez pewien czas obnosiliśmy się w tajemnicy, rodzicom mówiąc, że cały czas się zastanawiamy, przyznaliśmy się dopiero po jakimś czasie, co skróciło choć trochę czas wysłuchiwania uwag mojego Taty na temat "żółtego dachu" i jego wyglądu. Uprzedzając pytania - mimo, że dach z blachy raczej odrzucaliśmy, z ciekawości poprosiliśmy o wycenę i takiego poszycia. I paradoksalnie, wyszło niewiele taniej niż wycena dachu z dachówki, po prostu blacha jest układana w pionowych pasach, przy naszym skomplikowanym dachu wychodzi makabryczna ilość odpadu, który jest nie do wykorzystania (nie da się go odwrócić i położyć z drugiej strony), sumarycznie konieczna do kupienia ilość blachy czyniła rzecz nieopłacalną. Ja się jeszcze mocno zastanawiałem nad nowością, której nazwy w tej chwili już nie za bardzo pamiętam, to była blacha z jakąś ceramiczną posypką, a nazywało się to dla odmiany "dachówka metalowo-ceramiczna" czy jakośtak. Kładło się to w zupełnie nowatorski sposób, firma miała przeszkoloną ekipę, cenowo wychodziło w porównaniu z dachówką całkiem atrakcyjnie, jednak było na tyle dużą nowością, że nie odważyliśmy się testować jej na sobie. J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 12.09.2009 17:58 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 12 Września 2009 Dziś odwiedzili nas moja mama wraz z bratem i w sumie odwaliliśmy kuuuupę roboty.Żona moja, przez babcię uwolniona od siedzącego jej ustawicznie na głowie Wyjątka wypucowała na błysk stojący na naszej działce terenowy oddział Sheratona, popularnie zwany barakowozem. Zdjęć niet, ale ciężkie to było zadanie, napiszę tyle, że ekipa nasza była bardzo dobra zarówno w robocie, jak i w robieniu naokoło siebie totalnego rozp... no wiadomo, czego. W tym barakowozie, w którym chłopy w końcu mieszkali ileś tygodni, było absolutnie wszystko. I nie, nie chodzi mi tu nawet o puste flaszki po wódce, czy wszechobecne puszki po piwie, bo to przynajmniej nie śmierdzi (no... może poza tymi puszkami, któryś z nich regularnie nie dopijał i w takiej porzuconej przed miesiącem puszce, owa resztka piwa potrafiła już do pierwszych waśni plemiennych dojść, a tylko dni ją od wynalezienia koła dzieliły). Ale powrzucane pod łóżko resztki jedzenia, flaki od kiełbasy, niedojedzone pasztety z puszki i tym podobne? Na samej budowie szczerze mówiąc też mogliby po sobie trochę większy porządek zostawić, obiecywali kilkakrotnie sami z siebie, że posprzątają, ale sprzątanie się ograniczyło do usypania naprawdę grubych rzeczy w bezładne stosy i tyle. Tyle małżonka, brat mój zaś najpierw wyrąbał w drugim oknie salonu nadmiarowy rząd pustaków (tak samo, jak w oknie na taras, ma być po prostu niżej, salon ma być widny!), po czym razem zabraliśmy się za wprowadzenie prądu do domu. Pierwotnie, przeciągając na działkę kabel, kazałem koparkowemu wykopać na działce trochę szerszy dołek i tam kabel (YKY 5x10) zwinięty w zgrabny krąg został przysypany ziemią, w ten sposób sobie przezimował. Na wiosnę tego roku został odkopany i jego koniec wprowadziłem do RBTki zawieszonej na drzewie, relacja z tego jest już w niniejszym dzienniku. Reszta kabla, cały czas zwinięta w krąg, nadal sobie siedziała w ziemi, jeździły po niej wywroty, co i raz były usypywane pryzmy ziemi, które potem kopary bądź łopaciarze zbierali, aż wreszcie nadszedł dzień dzisiejszy, kiedy to wraz z bratem stanęliśmy u sterów "koparki ręcznej, standardowej" i go wykopaliśmy. Tu muszę bratu oddać sprawiedliwość, bo napisałem, że "wraz", a prawda była taka, że mnie co i rusz coś odciągało, a to konieczność pojechania do sklepu, a to po zobaczeniu, że żona wraz z moją mamą skręcają nowokupionego grilla i dziwnym trafem zamiast grilla wychodzi im wiata przystankowa, wspomożenie ich w tym trudnym inżynierskim zadaniu i w rezultacie kabel odkopywał głównie brat.Kiedy wreszcie kabel został wykopany w całej okazałości, mogliśmy się zabrać do jego wciągnięcia w arota, który został położony jeszcze na etapie robienia stanu zero. Arot w założeniach miał przechodzić niemalże prosto od miejsca wejścia w fundament, do szachtu instalacyjnego, niestety już po jego przysypaniu ziemią, a jeszcze przed wylaniem chudziaka okazało się, że źle go położyłem, o dobre pół metra od właściwej pozycji, więc ta jego końcówka została już dość ostrym łukiem naciągnięta na cel. I ten ostry łuk przysporzył nam mnóstwa problemów. Najpierw za pomocą fabrycznie umieszczonego w arocie pilota wciągnąłem wożoną w samochodzie linkę gdzieś z 4-5mm grubą, do linki został dowiązany koniec kabla i jedziemy, brat pcha ja ciągnę. Ostatnie decymetry pchalim/ciągnęlim, właśnie po tym ostrym łuku, kiedy łuuups... linka się zerwała. Burza mózgów, kilka pomysłów, wreszcie przypadkiem całkowitym odkryłem w bagażniku zwój drutu naciągowego jeszcze z czasów robienia ogrodzenia. Drut już za druga próbą dał się wewlec w arota i tymże drutem kabel został zaciągnięty na miejsce, RBTka przeniesiona do budynku gdzie zajęła honorowe miejsce w hollu. I na koniec muszę odnotować stratę. Mieliśmy na działce grilla. Taki najtańszy hipermarketowy badziew kupiony za promocyjną cenę 9.99 czy coś takiego. Kupiony na potrzebę chwili wczesnym latem, nawet nie był chowany, stał sobie po prostu na działce i w razie potrzeby służył wiernie. I dziś też miał służyć, a tu zonk... nie ma. Kamień w wodę, grill przepadł. I nawet mi go nie szkoda, to jak pisałem, był taki parchaty jednorazowy grill, który za młodu przy weekendowych wypadach "na łono przyrody", się zostawiało potem wraz z pozostałościami po pobycie na tymże łonie na najbliższym śmietniku, ja po prostu nie mogę ze zdumienia wyjść, że komuś to osmolone, wypalone i brudne chińskie gówno do czegokolwiek się przydało i że ktoś zadał sobie tyle trudu, żeby przeleźć przez płot i toto ukraść. Nie był to złomiarz, bo w obejściu poniewiera mi się całkiem spora ilość ścinków prętów zbrojeniowych i poniewiera się cały czas, a na wagę by o wiele więcej niż ten grill wyszło, ktoś po prostu połaszczył się na struclowatego grilla, który nowy 10zł kosztuje, a używany... w zasadzie liczyłbym się raczej z koniecznością zapłacenia za jego zabranie, a nie z realną wartością. J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 12.09.2009 20:02 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 12 Września 2009 O ten właśnie grill nam zginął. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie, prosimy o przekazanie złodziejowi, że jakby był tak miły, to tą stertę gruzu i worków po cemencie sprzed domu też niech ukradnie. Za worki w skupie makulatury na wagę chyba więcej zarobi, niż na tym grillu, a gruz... nie wiem, gruzem może się na przykład dwa razy dziennie, rano i wieczorem w durny, pusty łeb walić, co dzień innym kawałkiem pustaka, cegły czy betonu. http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sqv9xUg5usI/AAAAAAAABqs/MSLJ4SUvT00/s720/6437_Piknik.jpg J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 13.09.2009 19:27 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Września 2009 Te nasze wykuszowe okna to chyba murarz przeklął, bo pechowe od samiuśkiego początku są. I wychodzi na to, że pech się ich trzyma dalej, bo właśnie zauważyliśmy, że styropianowe ocieplenie które nad górnymi "parapetami" zrobili, jest zrobione źle. Bo zrobili z tego coś takiego: http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sq1D2v-dGvI/AAAAAAAABrI/V9vimC5Ow0w/s720/6762_Wykusze.jpg Spad jest zrobiony jedną płaszczyzną, podczas gdy miały być trzy płaszczyzny, schodzące się do punktu położonego gdzieś wewnątrz domu, no normalnie, tak jak się ośmioboczną wieżę kryje. Poprawienie tego to nie problem, na to i tak blacha pójdzie, więc po prostu siatkę się odkroi i na tych bokach do poprawy zerwie, styropian zerżnie albo zeszlifuje i tyle, ale szkoda tej roboty. Póki co, każdy właściwie etap wykonania tych wykuszy jest związany z jakimiś błędami. A przed nami jeszcze: okna, reszta ocieplenia, montaż parapetów wewnętrznych, montaż parapetów zewnętrznych, ten przerabiany żelbetowy dół może się w markizę zmienić, może zacząć przemarzać, przeciekać, czy wreszcie może w któryś z nich trafić meteoryt... Z ciekawostek jeszcze: wyrosło nam na działce coś takiego: http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sq1EGglxqsI/AAAAAAAABrU/XzK_8OqJdp0/s576/6769_Kania.jpg Darowaliśmy jej życie, niech się rozsiewa, ale w sumie nie wiem czemu, w tym miejscu i tak kanie co i rusz wyrastają, a my mielibyśmy dziś na kolację pysznego wegetariańskiego schabowego Efekt wczorajszych prac: http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sq1D-cgL6iI/AAAAAAAABrQ/S28qAxrW-Ak/s720/6766_RBTka.jpg Wschodnia elewacja z już ocieplonymi lukarnami: http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sq1D7P7wmkI/AAAAAAAABrM/LTpfVB8UNIg/s720/6773_Lukarny.jpg I na koniec: jeszcze nierozszalowany furtkośmietnik w widoku z góry, dzięki czemu nie jest aż tak przytłaczający http://lh6.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/Sq1ENKpcAeI/AAAAAAAABrY/SyT98diwM1Q/s720/6783_Furtkośmietnik.jpg J. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 18.09.2009 20:51 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 18 Września 2009 No i zaczęliśmy robić poszycie dachu. Ekipa dekarska dojeżdżała do nas trochę w bólach, bo przekładane to było co i rusz, a to poprzednia robota się obsunęła, a to gdzieśtam się nie wyrobili, a jak już już mieli odpalać maszyny i jechać do nas, to zły poprzedni inwestor im złośliwie grilla zrobił, niedobry taki. Ale spokojnie, trochę sobie tutaj jaja robię, ale nigdzie nam się nie paliło, tak czy tak dziś dotarli i zaczęli od rozkładania na dachu folii: http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SrPsfxOCZMI/AAAAAAAABs8/6AO6AEqEuEk/s800/6805_Dach....jpg Tak, właśnie folii, a nawet nie tyle folii, bo to do folii nawet podobne nie jest, tylko "membrany dachowej". Na przekór tradycji i wszystkim, którzy na dach z pełnym deskowaniem kładą papę, bo "panie od 50 lat się dachy papą kryje i jest dobrze", my postawiliśmy tu na nowoczesne technologie. Dlaczego? Ano dlatego, że poczytaliśmy o nich trochę i argumenty przemawiające za nimi a przeciwko dachowi krytemu litą papową barierą wydały się nam przekonujące, co więcej takiego dachu schrzanić właściwie nie można. Jesli tylko się dopilnuje, żeby deski były bite z odstępami i nie za szerokie, to potem już jest wszystko cacy, a w dachu izolowanym klasycznie jest wiele zachodu z utrzymaniem szczeliny między wełną a deskowaniem (u nas tej szczeliny po prostu nie ma), z zapewnieniem prawidłowej wentylacji tej szczeliny czy zrobieniem jej tak, żeby za jakiś czas wełna nie zjechała pod własnym ciężarem, zatykając tą szczelinę u dołu połaci. A cenowo? Papa w sumie wcale nie jest tania i dużo drożej to wcale nie wychodzi, a jeśliby rozpatrywać superduper papę termozgrzewalną, to chyba wyjdzie nawet taniej. A u dołu zdjęcia sąg bali pozostałych po wycince naszego biednego lasku, przykryty folią, żeby się w nim przypłaszczek nam nie mnożył, jego i tak tam pełno jest i drzewo za drzewem w okolicy szlag przez niego trafia. W międzyczasie my z żoną zrobiliśmy dostawę rur do hydrauliki, dokonując przy tym niemożliwego, znaczy przewożąc wiązkę kilkudziesięciu czterometrowych rur trzymetrowym samochodem osobowym Znaczy samochód jest dłuższy, ale kupiona w castoramie na próbę rura 3m wchodziła weń akurat od szyby do szyby. Pierwszy pomysł - rury PP są elastyczne, zwinąć w rogala i jakoś upchnąć. Okazało się realne dla kilku rur, nie dla kilkudziesięciu, w tym część dość gruba. Drugi pomysł - wystawić przez przednie drzwi, przez okno. Niestety, samochód zaczął wyglądać, jak przygotowany na turniej kopijników i w przypadku wąskich uliczek trzebaby jechać środkiem, bądź wręcz lewym pasem, a tak czy tak szerokimi łukami omijac pieszych, słupy i znaki drogowe. Odpadło. Trzeci pomysł, zrealizowany - rury zaczynały się w miejscu na nogi pasażera, łukiem szły pod sufit i stamtąd do bagażnika, gdzie przytrzaśnięte klapą, wystawały sobie spod niej na jakieś pół metra jeszcze, klapa uwiązana postronkiem, jakoś dojechałem. Zdjęcia niestety nie mam, za późno wpadłem na pomysł uwiecznienia. A i od dwóch dni trwa rozszalowywanie ogrodzenia. Bunkier przeddomowy w całej okazałości: http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SrPsh_mOXDI/AAAAAAAABtA/vWLsODCCqnw/s720/6814_Ogrodzenie.jpg Łuk w świetle furtki jeszcze nie rozszalowany do końca, nie zdjąłem też do końca szalunku z części śmietnikowej. I cały czas się jeszcze zastanawiam, czy jednak nie wypożyczyć młota wyburzeniowego z wypożyczalni i tego śmietnika nie przerobić na otwarty od tyłu. To niby ma być nie tak wysokie (grunt będzie wyżej o dobre 30cm), ma tez być w ładnej okładzinie i przykryte porośniętą dzikim winem pergolą, ale mimo wszystko... zobaczymy. No i to drzewo przed domem... z jednej strony strasznie go szkoda, z drugiej zostawienie go tam, to kuszenie losu. Coś mi się zdaje, że pójdzie pod topór. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Jarek.P 19.09.2009 20:24 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 19 Września 2009 Dziś na budowie były głównie porządki. I posiłek, tu zawartość naszego kosza piknikowego: Nie, nie pozowana, sama z siebie tak wyszła. http://lh5.ggpht.com/_UD9j3sBeSEQ/SrU7gaNGOiI/AAAAAAAABtc/_zqQ5RhIvNQ/s720/6816_Kosz%20piknikowy.jpg Porządki sprowadzały się do wywiezienia taczką (chyba się nie chwaliłem, kupiłem sobie, to był jej dziewiczy kurs, w zasadzie powinniśmy ją jakoś uroczyście "zwodować", nadać jej jakieś imię, czy coś) hałdy gruzu z parteru oraz zgrubnego zebrania z poddasza ścinków więźby, desek i innych oraz wysłania całej reszty, to jest trocin, resztek zaprawy, pustaków i innych śmieci, na dół. W noszenie wiaderkiem się nie bawiłem, wysyłałem to przez balkon, lotem bliżej. Tam się to po prostu rozgrabi i na to i tak pójdzie jeszcze spora warstwa ziemi do docelowego poziomu. Tą samą droga poleciały też deski, blaty i tym podobne, tych się rzecz jasna nie zgrabi, a pozbiera i ułoży w stertę. Całość w/w prac w opisie brzmi może niewinnie, ale prawda jest taka, że ja w tej chwili w zasadzie nie żyję. Małżonka prawdopodobnie też nie żyje, bo się nie rusza i nic nie mówi. A to, że piszę w tej chwili tego posta to chyba tylko wynik jakichś drgawek. Stężenie pośmiertne w każdym razie mam już wyraźne i tylko kurcze, nie wiedziałem, że przy tym mięśnie tak bolą... J. PS: specjalnie na życzenie małżonki, która na widok wklejonego zdjęcia ożyła na tyle, żeby ostatnią wolę wyrazić, wyjaśniam, tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś miał wątpliwości: ten denaturat w koszu znalazł się przy okazji, nie był przewidziany do konsumpcji. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.