Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 3,3k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Oni oni, a ponieważ mieszkam od nich dość blisko i była to moja bodajże druga wypożyczana przeze mnie maszyna (wcześniej skoczek), dowóz był gratis, bo normalnie jest płatny. Wymagają jedynie ogrodzonej i dozorowanej działki jeśli sprzęt zostaje na noc, no i niemałą kaucję trzeba wpłacić: 3 tysiące, zwracane przy końcowym rozliczeniu.

 

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciepło się robi, wakacje idą, ludzie przeglądają foldery agencji turystycznych, zastanawiają się, czy walnąć się bębnem do góry na plaży w Tunezji, czy w Turcji (i leżeć tam w charakterze zwłok na leżaku przez dwa tygodnie – brrrrr!!!!).

U nas, niestety, począwszy od 2009 w temacie planów wakacyjnych wchodzą w grę jedynie alternatywy w stylu: robimy grilla na budowie, czy jedziemy do MacBułowni i nic nie wskazuje na to, żeby w najbliższym czasie miało się to zmienić. My to my, wiadomo, jak było kiedy i za co, to kawałek świata udało nam się zwiedzić, obecnie nie musimy, ale dzieciaki – z nudów kota już dostają w ciągu weekendu, co będzie w wakacje? Trzeba było o gówniarstwo zadbać...

Najpierw pojawiła się piaskownica

 

JP276298.jpg

 

Piaskownica – jak widać. Poszedłem na łatwiznę i kupiłem gotowca do samodzielnego montażu na allegro, skuszony jego badzo niską ceną i tym, że przywiozą i będzie, jednak szczerze mówiąc żałuję. Cieniutkie świerkowe klepeczki, całość bardzo wiotka i raczej nie wróżę temu zbyt długiego żywota mimo, że całość zaimpregnowałem i dorzuciłem trochę stalowych wzmocnień ekstra. Nic, zobaczymy, jak zgnije przed czasem, zrobi się nową, tym razem już jak należy, z porządnych desek poszalunkowych, jak należy zaimpregnowanych betonem i wzmacnianych gwoździami ;)

Na pierwszym planie widać stateczną jabłoń, mającą zacieniać piaskownicę, żeby się dzieciom przyjemniej bawiło. Co prawda jabłoń póki co malutka, ale nic to, urośnie. Jak nie dla tych dzieci będzie cień dawać, to dla kolejnego pokolenia... tak czy ta się przyda.

 

W każdym razie piaskownica postawiona (porządnie i jak się patrzy, na geowłókninie), wydawać by się mogło, że wystarczy tam wsypać dzieciaki, dorzucić piach, jakieś zabawki i większa część dnia z głowy. Hehe, maarzeenie. Ze starszym Wyjątkiem rzecz może by i przeszła, bo on jeśliby z piaskownicy zbiegł, to i tak głównie po to, żeby cichcem polecieć do swojego pokoju, do komputera, ale młodsza łajza niestety nie bez powodu nazywana jest przez nas łajzą. Zostawiony samopas na podwórzu natychmiast się wyrywa i gna co sił w nogach na ulicę, a tam leci, gdzie go oczy poniosą, potrafi przy tym się odwrócić jeszcze i ścigającej go osobie „papa” zrobić. Małpiszon jeden.

Co było robić, rzeczą pilną i nie cierpiącą zwłoki stało się wstawienie jakiejś bramy w jedyny obecnie używany wjazd na nasz teren. Dla przypomnienia: mamy dwie bramy: jedna prowadzi wprost do garażu, jej formalnie rzecz biorąc jeszcze nie ma i dłuugo nie będzie, głównie z powodu, że do garażu obecnie trudno taczkę wstawić, a co dopiero samochód. Druga brama, nazywana „gospodarczą” prowadzi wprost na niezalesioną część działki i jest jedyną obecnie używaną. Normalnie stoi po prostu otworem, przy okazji wyjazdów „na dłużej” naciągało się na nią zakończoną deską siatkę ogrodzeniową i zamykało łańcuchem i kłódką.

Żonie się przy okazji jakiejś bytności w Castoramie spodobały sprzedawane tamże niskobudżetowe bramy spawane z kątownika. Stwierdziliśmy, że w sumie mogłaby taka być. „Na razie...” ;) A ponieważ jak raz jakaś niezagospodarowana gotówka nam się pojawiła, szybka decyzja: „kupujemy!”. Rozmiar? Ależ oczywiście, że cztery metry, oboje pamiętamy, że cztery metry! Bierzemy, ładujemy na dach skodziny, wieziemy do domu.

W domu... coś mnie tknęło. Zanim rozpakowałem bramę, poszedłem po miarkę. I nastąpił prawidłowy ZONK... Cztery metry to owszem, ma, ale ta druga brama. Ta gospodarcza ma 3,5m... I ni cholery nie chciała się mimo soczystego kurwienia przy niej rozsunąć...

 

Następnego dnia powtórna wyprawa do Castoramy, ta brama do zwrotu, kupujemy węższą. I znów ZONK: węższe są w ofercie, ale wyszli. I nie zamówili nowych. I już raczej nie zamówią, z powodów panu sprzedawcy nieznanych.

Dojrzewałem już do pomysłu obcięcia boków tej czterometrowej, ale poszliśmy oglądać inne, nie spawane z kątownika, a udające „kute”. Było tego sporo i ku naszemu zdumieniu wcale nie były droższe od tej z kątownika. Ta kosztowała 498zł, a te „kute” zaczynały się od 435zł. Przynajmniej tak nam się pierwotnie zdawało, jednak ganiając najmłodszą łajzę po sklepie (ta wielka drabina do dostawania się przez pracowników na same góry regałów, tak ta z tabliczką, że zabronione jest wchodzenie na nią przez klientów – zaliczona już w pierwszym rzucie, żona zanim dobiegła, to ściągałą łajzę już gdzieś z jej połowy) odkryliśmy „ostatnią sztukę” ze starej dostawy, z już nieprodukowanego systemu, za... za 398zł. A potem, udało nam się jeszcze uzyskać na nią kolejne 50zł upustu, bo lakier nam się nie podobał :D

Tak więc mamy wreszcie BRAMĘ! Prawdziwą!

 

JP266284.jpg

 

Bramę wieszałem pół soboty, jednocześnie przechodząc przyspieszony kurs spawacza. Spawarkę... mam. Zakupiona 30 lat temu przez ojca, nawet nie z realnej potrzeby (tata jest absolutnie atechniczny), a po prostu dlatego, że trafiła sie okazja (lata 80te to były... wtedy, jak rzucili do sklepu musztardę, to się brało musztardę, jak przyszły spawarki, to się kupowało spawarkę, zawsze potem w razie braku musztardy można się było z kimś na spawarkę zamienić ;) ), w tamtych czasach, jako nastolatek, krótki czas się z nią zmagałem, usiłując spawać zbyt grubymi i mocno zleżałymi elektrodami chomikowanymi od lat przez mojego dziadka (budowlańca). Potem spawarka nie była używana przez dobrych dwadzieścia lat. Aż wreszcie się doczekała.

Włączona zaczęła przyjemnie mruczeć, a ja ucząc się od nowa spawać zacząłem mruczeć wraz z nią. Pierwszy spaw, treningowy, drugi już użytkowy, trzeci czwarty, w międzyczasie przerwy na to, czy na tamto, przy każdej przerwie spawarkę wyłączałem. Za kolejnym jej włączeniem spawarka prócz mruczenia zaczęła też wydawać podejrzane skwierczenie. Chwilka zdziwienia, po czym zastosowałem Standardową Metodę Naprawczą, polecaną zwłaszcza do sprzętu precyzyjnego. Znaczy, mniej technicznie, a bardziej obrazowo mówiąc: przyładowałem jej z kopa. Nic, skwierczy dalej. No więc, Metoda Naprawcza Numer Dwa, inaczej zwana „wyjść i wejść jeszcze raz” -jak w Windowsach. Też nic. No więc trudno... westchnąwszy ciężko, nachyliłem się nad spawarką, chcąc przez otwory w obudowie dojrzeć, co tam skwierczy. Ponieważ w spawarce transformatorowej psuć się w zasadzie nie ma co, a ta stała 20 lat w dość zapuszczonej piwnicy, podejrzewałem jakąś zdechłą myszę, skwierczącą między zaciskami bądź coś równie trywialnego. W każdym razie zaglądam ja w te otwory, przechylam jeszcze spawarkę dla lepszego widoku i....

 

PIEEEERDUUUUUUT!!!!!!

 

Co skwierczy niestety nie zobaczyłem, bo błysk był taki, że trochę mnie oślepiło. Oczywiście wyłącznik walnąłem odruchowo i w następnym odruchu lecę do domu zobaczyć co z rozdzielnią, bo wielkość PIERDUUUT wskazywała mi na pełne metaliczne zwarcie i obawiałem się o nietestowaną jeszcze w tak drastyczny sposób selektywność. W drzwiach spotkałem jeszcze małżonkę, która ze zgrozą wymalowaną na twarzy leciała zobaczyć, co mi się stało i czy żyję, ale jak się okazało, selektywność jest pierwsza klasa! Wywaliło jedynie NP od trójfazówki i nic więcej, mimo że udar prądowy poszedł na tyle duży, że nawet UPS zareagował na spadek napięcia i przełączył na chwilę zasilanie na akumulatory (co wiemy, bo obwieszcza ten fakt głośnym PIIIP PIIIP). I fakt zdania przez rozdzielnię tego egzaminu z selektywności podkreślam z dumą, bowiem pełne metaliczne zwarcie daje ten typ przeciążenia, przy którym bardzo często wylatuje wszystko jak leci: NP, różnicówka i zabezpieczenia okołolicznikowe na dokładkę. U nas selektywność działa! :D

 

Ale dosyć samochwalstwa, wróćmy do „pierduut”. Ze spawarki poleciało sobie trochę dymu. Żona stojąc obok mnie zaczęła namawiać mnie, żebym przejechał się do castoramy i kupił nową, a tego starego trupa wywalił, ale gdzieeetam! Rozkręciłem i co się okazało? Ano producent (Bester) chciał dobrze. Chciał zadbać o współczynnik mocy, krótko mówiąc i dał do środka kondensatory. Dwa. A te... niestety, raz że starość im na zdrowie nie wyszła, dwa, że projektowane jeszcze na napięcie sieci 220/360 miały maksymalne napięcie pracy 400V, obecnie podłączone właśnie do 400V niestety nie wytrzymały, jeden z nich rozsadziło, dodatkowo musiały się wtedy zewrzeć jego końcówki,bo doprowadzenie do jednej z nich po prostu wyparowało.

Ale nie rozpaczałem nad nimi. Ukręciłem im po prostu łby i wywaliłem cholery do kubła. I nie będzie kondensatorów! A współczynnik mocy? A chrzaaanić... Nową spawarkę sobie zapewne kiedyś kupię, bowiem bardzo mi się marzy jakiś fajny, leciutki inwerterek (ta obecna waży 50kg i nosząc ją można przepukliny dostać), ale rzeczy, które „kiedyś sobie kupię” jest jeszcze potężna lista, spawarka ma na niej dość odległą pozycję, więc ta musi trochę jeszcze posłużyć.

Do bramy zaś wracając – jej mocowanie jest dość skomplikowane, ponieważ wystające mi ze słupków wąsy były oczywiście nie tam, gdzie brama miała zawiasy. Ich przespawanie nie wchodziło w grę, bowiem jeden z wąsów był na to za wysoko. Miałem jednak wśród pozostałości budowlanych płaskownik 5x40, wykorzystałem go. Powycinałem w nim otwory na te wąsy wystające z muru i go po prostu wspawałem na płąsk wzdłuż słupka, dodatkowo jeszcze wzmacniając w miejscu spodziewanego górnego zawiasu prętem gwintowanym fi10 przechodzącym na wylot słupka. A nowe zawiasy po prostu przyspawałem wprost do tego płaskownika :)

Moje spawy na zbliżeniu:

 

JP266286.jpg

 

I tak wiem, że przeciętny ślusarz w tej chwili kiwa z politowaniem głową, bądź wręcz rechoce na całego, ale cóż... to tak naprawdę było moje bodajże trzecie podejście do spawania w życiu. A pierwsze dwa były jak pisałem, ponad 20 lat temu. Spawy może nie są za ładne, ale są mniej więcej ciągłe, nie jest to zawias przysmarkany żużlem, tyle mogę na swą obronę napisać. Spawy zostały po powieszeniu bramy uczciwie przetestowane metodą powieszenia na jej końcach dynamicznie podskakującego ciężaru ok. 70 kilo, nie oberwała się :)

A dodatkowy „pusty” zawias na górze pełni rolę elementu przeciwkradzieżowego. Te zawiasy ostały mi się po zeszłorocznej przygodzie z miejscowym ślusarzem, który miał nam wyspawać bramę i furtkę i z którym rozstaliśmy się w delikatnej niezgodzie. Zawiasy do bramy nie pasowały (za cienkie), a jako zbędne, zostały użyte w roli blokad przed „zniknięciem” bramy celem oddania jej na złomie za fundusze na flaszkę.

 

I na koniec króciutko jeszcze o nieśmiertelnej ostatnio łazience. Dużo się tam nie zmieniło, po prostu obudowa wanny została przeszlifowana na równo (a reszta wnętrza domu pokryła się po tej operacji upojnym białym pyłem... ), nierówności zostały zaciągnięte na równo zaprawą wyrównującą, w trudzie i znoju zostało wymodelowane podcięcie na stopy (na zdjęciu niżej – jeszcze mokre i dlatego niezaimpregnowane), po czym na całość poszła folia w płynie. Za tydzień pójdą na to płytki! :)

 

JP276292.jpg

 

J.

 

PS: nasz dom lubi wszystko, co żyje. Nie chcę mi się po raz kolejny wymieniać, co już usiłowało u nas mieszkać, dodam tylko stan bieżący:

- szerszenie znów usiłują się wprowadzić. Ale teraz jesteśmy już czujni, zwiadowcy przyłapani na gorącym uczynku są rozstrzeliwani bez sądu w miejscu ujęcia.

- sikorka. Uwiła gniazdo w dziurze między styropianem elewacyjnym a konstrukcją dachu (podbitki nadal brak). Bałem się, że zasra nam elewację, ale jak wyczytaliśmy w internecie, sikorka to czyściutki ptaszek, odchody piskląt nie są wywalane „za okno”, tylko wywożone dalej, w związku z czym niech sobie mieszkają. Zwłaszcza, że kursujące w te i wewtę z robalami w dziobach dorosłe sikorki, przystające złapać oddech na balustradzie naszego balkonu, to widok dość miły.

- i... i coś. Coś, co wydawało mi się pierwotnie jakimś zabrudzeniem elewacji, myślałem że to pajęczyna z przyczepionym do niej tumanem muszek. Okazało się jednak, że nie nie są to muszki. I pajęczyna (jeszcze) też nie. Tylko takie oto urocze, najwyraźniej świeżo wyklute (i sporo liczniejsze niż przedstawiana na zdjęciu przykładowa grupka) stadko:

 

JP266291_cr.jpg

 

JP266291.jpg

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z ostatniej chwili...

 

Klapę do otworu rewizyjnego pod wanną robię. I mam małą zagwozdkę. Sęk tkwi w tym, że wszelkie fabryczne klapki rewizyjne są płaskie, pod płaskie, było nie było, płytki. A obudowa naszej wanny od płaskości daleka...

 

Dobra, do rzeczy: klapkę kupiłem, taką typową podglazurową blaszankę. Oczywiście płaska. I usiłuję na nią nanieść coś, co jej wierzch uwypukli, zrównując go z krzywizną zabudowy wanny. W przekroju ma to wyglądać mniej więcej tak:

 

Klapka.JPG

 

Żona mi na ten rysunek protestuje, że łuk nie taki, ma zły promień, złe cośtam, ale trudno, tak mi się narysowało, mam nadzieję, że widać, o co chodzi. Czarne to oryginalna metalowa klapka rewizyjna. Ja na nią muszę nanieść to coś pomarańczowe, co ją uwypukli do czerwonej linii odwzorowującej krzywiznę zabudowy wanny (na bokach klapki tak, jak jej kryza, tzn. 5mm, a w strzałce łuku - 2cm). Myślałem pierwotnie o jakiejś masie typu szpachla dwuskłądnikowa, ale sprzedawca mi odradził mówiąc, że nie ma szpachli które można kłaść tak grubą warstwą, że te co są, spękają i odpadną.

Masy Epoxy... niby byłyby ok, ale sprzedawane są w aptekarskich ilościach, tu by tego trochę trzeba było, z torbami bym poszedł...

 

Zacząłem więc rzeźbić z żywicą epoxydową i matą szklaną, robiąc na tej blasze normalny laminat. Dać się daje, ale strasznie mozolnie to idzie... póki co mam zrobioną warstwę 4mm, na którą poszło pół metra kwadratowego maty (osiem warstw) i jakieś 350-400ml żywicy. I już mi się nie chce ciągnąć tego dalej, robota jest dość upierdliwa i nie jestem pewien, czy chcę tą samą metodą formować samą krzywiznę.

 

Chodzi mi w związku z tym po głowie pomysł na ułatwienie sobie życia: naklejenie na to co już zrobiłem (albo nawet na nową, pustą klapkę, drogie nie są odżałuję) plastra twardego styropianu FS200 (akurat mam taki, został mi się z opakowania profili styropianowych do rampy), wyrzeźbienie łuku w styropianie i zaciągnięcie styropianu po wierzchu... no właśnie, czym? Normalnym klejem do styropianu na siatce? Czy warstwą laminatu epoksydowego na macie szklanej, z piaskową posypką po wierzchu dla poprawienia przyczepności wierzchu (mam w końcu na to nakleić jeszcze mozaikę)? Mata i żywica wydają mi się pewniejsze, ale jak sądzicie, czy połączenie epoksydu ze styropianem to dobry pomysł? Epoksyd styropianu nie zdegeneruje?

I drugie pytanie: co z przyczepnością? Czy ta żywica epoksydowa z piaskową posypką wystarczy, żeby przykleić nań mozaikę? Czy też dla pewności mozaikę kleić również na epoksyd, tyle że gęściejszy (a choćby zagęszczony garścią suchego piachu, skoro już jest pod ręką)?

 

EDIT: sam sobie odpisuję, bo już wygóglałem. Niestety tylko żywica naprawdę epoksydowa nie rozpuszcza styropianu, popularniejsza obecnie poliestrowa - owszem, rozpuszcza. Moja oczywiście okazała się być poliestrowa. Znaczy ze styropianu nici...

Chyba, że jak wspominałem, kupię nową klapkę i styropian przykleję na nią klejem poliprenowym (do styropianu - kurcze, czy to będzie wystarczająco pewnie trzymać?), a na wierzchu normalnie naciągnę siatkę na kleju, jak na elewacji....

 

Wszelkie inne pomysły mile widziane.

 

J.

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Wszelkie inne pomysły mile widziane.

 

J.

 

mam rozumieć że ta klapka stoi pionowo gdzies wkomponowana w mozaikę okalającą wannę dookoła ? tak?

 

jak jest na froncie... rozumiem problem estetyczny

jak jest gdzies z tyłu - olałbym to...

 

...ale pewnie jest na froncie i ma wyglądac jakby jej nie było...:cool:

 

pokombinuj z uniflotem ( tak mnie naszło ) .. jest twardy ... z włóknem... raczej nie pęka

zrób z niego ten owal... nałozysz... zaschnie.... machniesz promienie flexem i z bani...

 

laminat se odpuść... syf masakryczny... domyłeś się po żywicy?:cool:

 

to tak na zywca bez głebszych przemyśleń...

 

pozdro

NETbet

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdyby to było gdzieś z tyłu, to bym sobie nawet du... yyy.... głowy nie zawracał, ale to niestety ma być dokładnie na samym froncie wanny i żadna inna opcja prócz "idealnie się zgrywa z resztą" nie wchodzi w grę:

 

JP276292.jpg

 

Uniflot... szczerze mówiąc nie widze tego. To jest jednak gips, tu by był dość cienką warstwą na dość cienkiej, gładkiej blaszce, raczej nie wróżyłbym mu długiej kariery.

Laminat wydawał mi się opcją bardzo dobrą, póki się za to nie zabrałem. Akurat z myciem nie miałem żadnych problemów, z góry założyłem, że się nie da i zaopatrzyłem się w lateksowe rękawice, ale sama babranina z układaniem kolejnych warstw maty, jej cięciem, smród styrenu..., w perspektywie jesczze szlifowanie... eeechhh, idę po piwo!

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jarku, a słyszałeś może o kształtowaniu blach już dość starodawną metodą, mianowicie na kole angielskim? Bierzesz kawałek takiej blachy do starszego blacharza i prosisz o nadanie niemal dowolnej sfery na niej, potem już pozostaje zagiąć krawędzie i dorobić mocowanie zawiasów w zależności od potrzeb. Całe błotniki do obłych aut lat 50 robiono czasem ręcznie na tym urządzeniu.

 

Czasem jeszcze elementy blacharskie kształtuje się tylko młotkiem na worku z piaskiem. Dla wizualizacji pracy na kole czy z młotkiem znalezione w sieci:

http://www.platinum-motor.pl/index.php/warsztat

 

PS. I ja gratuluję posadzonego domu.

Edytowane przez doneinstein
Uzupełnienie myśli
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Słyszeć - słyszałem, ale to jest wszystko, co o tej metodzie mogę powiedzieć.

Tak czy tak jednak nie wydaje mi się, żeby mnie ona ratowała - dekiel od drzwiczek ma kryzy, więc cięęzko byłoby go formować zapewne, a tak czy tak... musiałbym specowi od tej metody dać jakiś kształt wzorcowy, jakieś kopyto. A jak mam robić kopyto, to co mi szkodzi to kopyto potem przykleić na blachę, zamiast giąć samą blachę?

 

J.

 

PS.: dzięki! :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

taaaa......

 

.... a jeszcze jedna łazienka czeka niezrobiona....

 

... i płytki do niej wybrane mają bodajże nawet jakieś całkiem podobne zakrętasy...

 

... i brodzik wypadałoby do tego też jakiś pasujący zrobić...

 

 

RATUUUUNKUUUUUUU!!!!!!!

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I jeszcze jedn: w temacie robionych wczoraj prób, mam już wnioski :)

 

W konkurencji "styropian do blachy" silikon owszem, trzyma, ale pianka zdecydowanie trzyma lepiej, tak więc the winner iiiissss:.... piana!!!!! [i tu miejsce na oklaski].

[dalej - dłuższe miejsce na wystąpienie pianki i opowiedzenie, komu dziękuje za ten sukces]

 

Z kolei płytki do silikonu - gdyby to była cała płytka, to pewnie byłoby ok, niestety muszę tu przykleić mozaikę, a testowo przyklejane takie malutkie ścinki płytek (udające mozaikę) na silikonie zachowywały się zbyt wiotko. Z pianą zapewne będzie niewiele lepiej, po prost słabym punktem tu jest chyba sam styropian, który się rozwarstwia.

Dlatego za chwilę spróbuję zrobić kombajna: do blachy przykleję na pianę kawał styropianu EPS200 (choć zorientuję się jeszcze, czy posiadane ścinki XPSa by się kwalifikowały), wyrzeźbię w nim profil, po czym naciągnę na niego siatkę na kleju, zrobię to dość grubo, może dwie warstwy siatki nawet dam? Chodzi mi o to, żeby uzyskać na tym sztywną i mało podatną na ukruszenie powłokę.

 

A i przy okazji - skończył mi się klej do styropianu, myślę że nie będzie problemu, jeśli zamiast niego użyję elastycznego kleju do glazury, prawda?

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I znów mały przerywnik od tematów łazienkowych - kotłownię odrobinkę rozbudowałem. O zapowiadany już dawno zbiornik wyrównawczy, dzięki któremu (mam nadzieję) przestanie już wybijać zawór bezpieczeństwa podczas grzania zasobnika CWU.

Kotłownia po przeróbkach:

 

JP306329.jpg

 

Powiesiłem go wysoko, żeby nie dominował wizualnie. Ma 12l - niby niedużo, ale bambaryła jest jednak spora. Chciałem nawet kupić 18l, ale szczęśliwie akurat nie mieli w sklepie...

 

Ciśnienie wstępne: na reduktorze mam ustawione ciśnienie 3,5 bara, zatem w zbiorniku, zgodnie z instrukcją ustawiłem na 3 bary - to tak gwoli informacji.

 

J.

 

PS: uprzedzając komentarze - nie, czajnik nie stanowi backupowego źródła ciepłej wody do kąpieli, w żaden sposób też z kotłem nie współpracuje. Tak sobie po prostu stoi jako przeniesiony do rezerwy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...