Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Recommended Posts

Mozaika jest klejona spodem do takiego ażurowego cienkiego kartonika, a od wierzchu jeszcze ma przyklejoną folię.

Pozmieniać jej układ - oczywiście możesz, rozciąwszy to wszystko i układając po tafelku. Brrrr!!!!

 

Złota łazienka - szok! Zwłaszcza z tymi dodatkami. Hotel "Mazurkas" normalnie się chowa...

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,3k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Lepiejsi producenci ceramiki kleją od jakiego czasu mozaikę na silikonowych siateczkach. Ani to nie rozłazi się pod wpływem wilgoci, ani nie ma kłopotu z nierówno przyklejonymi elementami. Proponuję do mozaiki kleje gotowe w wiaderku, chyba na jakimś kauczuku. Drogo, ale wygodnie. Ewentualnie najlepsze zaprawy wysokoelastyczne i mały grzebień 6-7mm. Podłoże musi być równiutkie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

@Compi - tak, faktycznie wspominałeś przy okazji omawiania tej wnęki nadwannowej :(

Klej akurat dałem pod tą mozaikę dość dobry, jakiś superelastyczny ceresit to był (nie pamiętam symbolu, ale cena ~56PLN/worek), ale grubość warstwy niestety była spora...

Nic, jutro to zafuguję, to się zobaczy.

 

A tak dla odświeżenia naszego Dziennika, który jakoś mi się zaniedbało ostatnimi czasy... co prawda i niewiele się ostatnimi czasy u nas dzieje w sensie budowlanym, ale cośtam się zawsze znajdzie. Ot, choćby takie chwasty.

 

No kurcze! Ja nie jestem typowy miastowy blokers, wychowałem się co prawda całe życie w mieście, ale głównie za sprawą działki rekreacyjnej moich rodziców, do pracy "w polu" byłem przyzwyczajony od dziecka, więc temat chwastów nie był mi obcy, wiedziałem dobrze, że to cholerstwo generalnie rośnie na potęgę i jest przy tym złośliwe. Co innego jednak, kiedy się ma lat... no powiedzmy, że się jest w wieku, kiedy się jest najbardziej dorosłym w ciągu całego swojego życia (przynajmniej we własnym mniemaniu) i w ogrodzie się coś robi w wyniku stopięćdziesiątego upomnienia ze strony rodziców, kiedy to po stu czterdziestu dziewięciu powtórzeniach "no zaaaraaaaz" usłyszało się odrobinkę bardziej zdecydowaną zachętę (i oczywiście broń boże nie piszę tu o sobie, tak mi się tylko... zebrało), a co innego kiedy się to robi na swoim i dla siebie.

 

My nie mamy (i nigdy mam nadzieję mieć nie będziemy) strzyżonego od linijki ogrodu w stylu późnego rokokoko. Mamy las i przerastającą ten las łąkę, na łące jak to na łące ma prawo rosnąć przeróżna zielenina, ale do licha nie muszą to być osty po pas przeplatane pokrzywami i pobielane lebiodą rozmaitą. Ta ostatnia w sumie pożyteczna bywa, ale jeszcze aż tak źle finansowo nie stoimy, jeszcze na piwo starcza, a nawet czasem na chleb coś zostaje. Lebioda zresztą przynajmniej nie kłuje. I ogólnie jakaś grzeczna jest: nie chowa się, rośnie sobie zagonem, wyrywana nie ucieka, nie szczerzy się za plecami... nie to co dajmy na to oset. Ten to jakiś szatan jest! Się idzie i się patrzy: rosną. Po pas wysokie, gęsto od nich. To się idzie po rękawice i za minutę wraca, żeby je wyrywać, cholery jedne. I co? I nic. Jakieś pojedyncze mikre krzaczki tylko. Co robić, wyrywa człowiek te pojedyncze krzaczki, rozgląda się gospodarskim okiem, widzi, że czysto, ani śladu ostów. No więc odkładamy rękawiczki, wracamy na podwórko i... i na mur beton, pierwsze na co się nadziejemy, to oset na pół metra wysoki, który stojąc podparty pod boki na środku trawnika, rechoce bezczelnie, prosto w twarz, a za nim rechoce cała gromada mniejszych...

 

 

Tyle dobrego, że z komarami względny rozejm zawarliśmy. Rozejm został okupiony czterema donicami roślinki znanej pod nazwą komarnica i regularnie palonym Kadzidłem BROS (taka zielona sprężynka, polecam!) - jedno z drugim powoduje, że na tarasie można siedzieć i zajmować się czymś innym, niż machanie łapami i klepanie się po wszelakich częściach ciała, a poza tarasem wieczorem można już nawet się przejść... no może nie to, że w pełni bezpiecznie, ale już przynajmniej nie trzeba szpadla w dłoni trzymać dla obrony.

 

Ma to te swoje dobre strony, że wróciwszy znów do produkcji szafek kuchennych (bo kiedyś to do licha trzeba wreszcie skończyć!) mogłem stolarnię rozłożyć sobie "na łonie natury" na tarasie. O, proszę, jaka sielanka:

 

JP156420.jpg

 

Na zdjęciu akurat przerwa w wycinaniu felcownicą rowków pod plecy szafek, hurtem we wszystkich elementach szafek i przy okazji szuflad do garderoby (tu oczywiście rowki pod dna, nie plecy).

 

Półprodukcja (produkcja półproduktów) już na gotowo:

 

JP156421.jpg

 

I dla wyjaśnienia, dla spostrzegawczych: nie, ja nie zdradziłem tego, co Występuje w Puszczy. A tego, co na zdjęciu, to wręcz niezbyt lubię, ale kupiłem promocyjną skrzynkę, dla skrzynki właśnie, bo fajna, pożyteczna. Jeszcze ze studenckich czasów mi zostało to trudnoosiągalne wtedy marzenie: mieć do dyspozycji własną skrzynkę piwa! I nie oparłem się. Piwo się wypije jakie by nie było, a potem w klatkę wstawi się inne ;)

W głębi, na stole widać wspominaną wyżej spiralkę antykomarową. A jeszcze bardziej w głębi - zaczątek zjeżdżalni dla dzieci, zrobionej ze stempli pobudowlanych. Pokażę, jak skończę.

 

Jedna skręcona dziś szafka (kupę czasu zajęło produkowanie półproduktów, pozostałe ostatnie trzy szafki to w tym momencie jest kwestia kilku godzin pracy raptem), już nie na tarasie, a w domu, bo wszystko ma swoje granice, czasowe rozmiary rozejmu z komarami również i nie można go nadużywać:

 

JP156422.jpg

 

Szafka będzie miała jeszcze ruchomą półkę.

 

A wracając z powrotem na podwórze - wspominałem niedawno o bramie, którą zrobiliśmy, żeby uniemożliwić naszej młodszej łajzie zbieganie na ulicę. I tu jest super, łajza już nie zbiega (choć kombinuje w tej sprawie jak koń pod górę...), ale mi dla odmiany leń się włączył. No niechcemisie! Konkretnie nie chce mi się wyłazić z samochodu celem otwarcia bramy, potem wyłazić celem zamknięcia...

Dodatkowo dochodzi problem z listonoszem, specjalnie na użytek którego, po paru awanturach na poczcie w temacie "dlaczego zostawiono awizo w skrzynce, skoro cały czas ktoś był w domu???!!!???", na naszej furtce zawisła kartka z treściwym, z daleka widocznym komunikatem: "Wejście przez bramę po prawo. Dzwonek JEST przy drzwiach!". I wszystko było fajnie, awantury z listonoszem skończyły się jak ręką odjął, tylko co teraz? Skoro brama "po prawej" jest teraz zamykana?

Krótko mówiąc, żeby się nie rozpisywać, zamarzyły mi się siłowniki do tej bramy (ta brama docelowo ma być gospodarczą, otwieraną od wielkiego dzwona i nie planowałem, ale chyba jednak się złamię i dam), a koniecznością wymuszoną sytuacją stało się pilne zainstalowanie nieobecnego do tej pory domofonu. I może jeszcze niezależnego od niego dzwonka. A żeby jedno i drugie (i przy okazji trzecie, czwarte i piąte) zrobić, potrzebne jest dociągnięcie kabli do płota. A żeby dociągnąć kable do płota, trzeba je mieć gdzie dociągnąć. Skrzynka rozdzielcza jest potrzebna po prostu.

 

I znów... jakby to napisać... Powiedzmy, że normalnym ludziom do takich spraw wystarcza zwykle puszka hermetyczna w płocie. No może dwie, osobna do niskonapięciowych połączeń (domofon, ew. linia z TPSA), osobna do elektryki (brama). U mnie instalacje są delikatnie mówiąc mało normalne, więc i tu nie mogło być inaczej ;) Też będę miał puszkę hermetyczną. I to tylko jedną. Taką malutką (40x30x20)...

 

JP156415.jpg

 

Na zdjęciu widać trzy godziny wczorajszego kucia, po którym mam całkiem odbitą prawą dłoń (kułem młotowierkarką, ale trzecia zasada Newtona działa i tutaj).

I bunkier śmietnikowo-furtkowy w całej okazałości, dla oddania skali:

 

JP156418.jpg

 

Wsadzę sobie tam (do puszki, nie do bunkra) rozszycie okablowania bramy, drugiej bramy, furtki, oświetlenia, domofonu, ewentualnych wynalazków (jak np. czujnik obecności czegoś w skrzynce na listy), automatykę siłowników bramowych i (mam nadzieję) jeszcze niewielkie miejsce zostanie :)

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od kilku dni używamy czegoś takiego, niskobudżetowego http://www.e-adma.pl/p/2/15/domofon-eura-rl-3203id-z-brelokami-na-karte-domofony-domofony-wideodomofony.html. Miał być początkowo videodomofon za też niedużą kasę, nawet stwierdziłem że warto na wszelki pociągnąć do bramy koncentryk, a od centralki drugi do miejsca gdzie zawiśnie kiedyś wieeeeelkie TV, ale stwierdziliśmy że widoczność furtki z okna jest idealna i nie ma to sensu. Szukałem czegoś czegoś ze zbliżeniówką, coby nie trzeba było po imprezach trafiać w dziurkę kluczykiem i znalazłem ten zestaw u siebie w mieście. Działa elegancko, dźwięk jest czysty, jedyne dwa małe minusiki to konieczność wykręcenia gdniazda JACK po to aby zasilacz 12V (taki zwykły jak ładowarka do koma)przenieść w mniej reprezentacyjne miejsce i brak możliwości podsłuchu tego co się pod furtką dzieje. Dopiero próba nawiązania połączenia przyciskiem przy panelu furtki uruchamia łączność. Poza tym same zalety. Od razu drugi przycisk na zestawie słuchawkowym z oznaczeniem dzwonka, służący do wywołania drugiej słuchawki przerobiłem na bezpotencjałowy styk zwierny dla uruchomienia bramy wjazdowej. Nie muszę już patrzeć na wiszącego na ścianie pilota Hormanna. Panel słuchawkowy ma trzeci nieczynny przycisk, ale bez kłopotu można go uruchomić wstawiając zamiast blokady małą sprężynkę. Przycisk jest połączony z mikrostykiem na płytce drukowanej, więc można go wykorzystać, po przeniesieniu go i wstawieniu małej diody, choćby do sygnalizacji skrzynki pocztowej. Uff, mam nadzieję że napisałem to w miarę przejrzyście. Niska cena i łatwy dostęp do wnętrzności powoduje, że można się tym sprzętem zainteresować.

Kłujące chwaściory pryskaj czymś dedykowanym. Mały spacer raz na 10 dni z rozpylaczem w dłoni da efekt. Teraz te środki są łatwe w aplikacji. Pryskasz górę kwiatuszka i ten powoli chłonie środek do korzenia i usycha. Wyrywanie jest nieprzyjemne, a pozostawione resztki korzenia to potencjalny ponowny rozrost.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@compi - dzięki za podpowiedź, ale u nas niestety z widocznością na furtkę jest kiepsko. Znaczy owszem, widać ją, ale w tym sęk, że tylko ją, kto stoi po drugiej stronie to już nie bardzo. Tak więc wideodomofon musi być.

 

Ogólnie zresztą mam tu sporą zagwozdkę. W marzeniach, chyba nawet kiedyś tutaj prezentowanych (przy okazji omawiania łączności wewnętrznej w domu, opartej na SIP-serwerze, o ile mnie pamięć nie myli) chciałem domofon podpiąć do domowej instalacji telefonicznej, mając możliwość odebrania zgłoszenia z furtki dowolnym telefonem w domu, a w przypadku "nikto ne je doma", domofon miał być przekierowywany na komórkę np. moją (i tu barwna wizja rozmówki z akwizytorem ubezpieczeniowym stojącym wedle płota i usiłującym zrozumieć, dlaczego "nikogo nie ma w domu", skoro on z kimś przez domofon rozmawia ;) ).

Marzenia, jak to marzenia, piękne były. Niestety chyba pozostaną marzeniami. To, co wymyśliłem, jeszcze nie tak dawno temu realizowało się bezproblemowo byle telefoniczną centralką domową. Obecnie nikt normalny nie będzie w domu instalował analogowej centralki - to po pierwsze. Po drugie - owe nieszczęsne wideo...

 

Najgorsze jest to, że owszem, są na rynku wideodomofony potrafiące przekierować wywołanie na linię telefoniczną. Znalazłem nawet taki potrafiący bezpośrednio współpracować z SIPem. Znaczy hosanna. Przynajmniej, póki się nie spojrzy na cenę... (jakieś dwa i pół tysiąca...)

 

Tak więc wszystko wskazuje na to, że póki co przynajmniej, będziemy mieli normalny wideodomofon. A może z czasem, jak się nowe technologie bardziej upowszechnią, trafią pod strzechy, Chińczycy w garażach malutkimi rączkami będą konkurencyjne modele robić... Może wtedy?

Model - myślałem ostatnio raczej o dość popularnym modelu ABAXO MC-730C, decydująca okazała się kwestia wyglądu (zarówno monitora jak i panela zewn.), bo funkcje on ma typowe. Breloki jednak wyglądają atrakcyjnie, może się jeszcze zastanowię nad jakimś modelem z brelokami.

 

Póki co jednak - instalacja pod te (i wszelkie inne) domofony już gotowa:

 

JP176431.jpg

 

Na razie siedzi tam jedynie korespondencja: kabel 10x1,5mm2 ("sygnalizacyjny", bardzo fajna sprawa do takich zastosowań :) ) i telekomunikacyjny żelowaniec dziesięcioparowy. Reszta - będzie. Kiedyśtam, jaksię tym znów zajmę. I jak mi się uda do tej skrzynki ponownie dostać, ponieważ niestety kluczem do niej zaopiekowała się nasza łajza...

 

Nie, nie ma siły, musi być dygresja. Łajza jest dzieckiem potwornie ciekawskim. Każde miejsce, do którego on nie może się dostać, stanowi dla niego osobiste, wielokrotnie podejmowane wyzwanie. Przykładem może być przylegająca do jego pokoju garderoba, zajęta w tej chwili popakowanymi w pudełka poprzeprowadzkowymi dobrami okołodzieciowymi i w związku z tym stanowiąca obiekt jego wielkich marzeń (i to proszę sobie wyobrazić wizję dziecięcia siedzącego z rozradowaną miną na stosie ciuchów, starych zabawek i akcesoriów okołoniemowlęcych, wysypanych z iluś pudeł na kupę). Z początku wystarczała klamka. Niestety, jak tylko dziecię dorosło na tyle, żeby do niej sięgnąć, pierwsze co zrobiło, to się tam włamało. Garderoba więc zaczęła być zamykana na klucz.

I tu się dopiero zaczęło.... Wszystko, co się mieści do dziurki od klucza, jest tam wkładane i testowane na okoliczność bycia kluczem. Drewniana zabawka udająca narzędzie, kiedy w odpowiedzi na pytanie dziecięcia "cio-to?", tata powiedział, że to klucz (był to zabawkowy klucz oczkowo-płaski), pierwsze co dziecię zrobiło, to wystartowało z owym kluczem do drzwi, bo a może tym razem się uda.

Drugie takie drzwi stanowiące obiekt jego marzeń, to drzwi gospodarcze, z boku domu (prowadzą do kotłowni). Te drzwi również były już otwierane wszystkim, np. gwoździem. No i kończąc dygresję, a do rzeczy przechodząc: zostawiłem dziś nieopatrznie kluczyk od tej skrzynki w jej drzwiczkach. A pogoda taka, że dziecię cały czas latało na podwórku. No i kluczyk wziął i wsiąkł... Na amen. Łajza pytana, czy brała, kiwa głową, że tak. A gdzie zaniósł? Łapie za rączkę i prowadzi, prosto do tamtych drzwi. I pokazuje, że je otwierał.

Drzwi są. Nadal zamknięte. Klucza nie ma. "Gdzie zaniosłeś kluczyk?" - niestety tu już udaje, że nie wie, o co chodzi, zapewne widząc, że znów nic z tego, porzucił gdzieś kluczyk, sam nie wie, gdzie. Trop w każdym razie był ewidentny, niestety urwał się przy tych drzwiach. Działka przeszukana, ale wiadomo... szukać klucza w lesie, to jak igły w les... tfu, w sianie.

To taki normalny energetyczny kluczyk typu rurka ze skrzydełkami, dokupi się, albo wykombinuje coś, nie ma problemu, ale szkoda tego oryginalnego :(

Łajzo jedna, kiedyś to przeczytasz, to sam zobaczysz, co Tata z Tobą miał, grrrrr!

 

A jak już o dzieciach mowa - zrobiłem im coś. Coś, z czego jestem dumny, jest to arcydzieło małej architektury ogrodowej, czysty styl forest-rustica. Zrobiłem, patrzę i im dłużej patrzę, tym bardziej dochodzę do wniosku, że ja to marnuję swój talent normalnie, pierdoły jakieś robiąc. Meble do salonów powinienem produkować! Na zamówienie! Za ciężkie pieniądze! Chętni proszeni o zgłaszanie się pojedynczo. I tłoku mi pod furtką nie robić, nie pchać się!

 

Patrzcie i podziwiajcie:

 

JP176433.jpg

 

Na zdjęciu Wyjątek za pomocą swojej starej piły "lisi ogon" dokonuje ostatnich poprawek.

A tu - pierwszy zjazd:

 

JP176436.jpg

 

A na poważnie - ślizg ufundowali na "Dzień Dziecka" Dziadek z Wujkiem, kotwy gruntowe kupiłem, reszta to pobudowlane stemple, których mi trochę zostało i gwoździe po dekarzach (pięciocalowe bydlak! Znaczyyyy... gwoździe bydlaki, nie dekarze. I mniejsza o cale). Całość - do lasu chyba pasuje, prawda? ;)

 

I na koniec łazienka, w której zafugowałem wreszcie wannę:

 

JP176437.jpg

 

Z fugą wygląda lepiej, ale i tak nie jestem zadowolony.

Łazienka w całości:

 

JP176442.jpg

 

Przy następnym podejściu biorę się za podłogę!

Ściana po prawo nieskończona, bo czeka na grzejnik. Prócz niej, niezafugowane są jeszcze tylko wnętrza półek i niezrobiony jest pawlacz. No i ten dekiel rewizyjny w wannie, ale to już dłobiazg.

 

J.

 

PS - a i zapomniałbym, w temacie ostów jeszcze: Compi, a możesz (Ty bądź ktoś zorientowany) polecić jakiś środek konkretny? Może spróbuję, choć pierwsza moja myśl jest trochę na nie. Może i te środki są skuteczne, ale skoro i tak trzeba obejść i każdy krzaczek z osobna potraktować, to po pierwsze one cholery i tak się będą chować, a wtedy już nie sposób będzie stwierdzić wracając tą samą ścieżką i widząc dwa razy więcej ostów, niż przy poprzednim nawrocie, który był pryskany, a który jeszcze nie. A one, wiedząc o tym, jak nic się będą podmieniać jeszcze...

No i kwestia czysto psychologiczna, możliwość złapania mendy za podstawę, wyrrrrrwania z ziemi, rzzzucenia na ziemię, naskoczenia obunóż i podeptania z mściwymi okrzykami, toczeniem piany z pyska i głuchym warkotem dobywającym się z gardzieli - bezcenne! Tego nie zastąpi jakieś tam... psikanie! ;)

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oset oporny jest, nawet psikanie roundapem trzeba wielokrotnie powtarzać (a przy dzieciach roundap odpada). Zostaje tylko mściwe wyrywane i deptanie i to zanim zacznie kwitnąć i rozsiewać nasiona. Tylko pamiętaj żeby mieć dobre buty bo jak nadepniesz stopą w sandałku lub klapku to oset będzie miał satysfakcję ;) Też mam na działce kolczaste krzaczory po pas, dziś się z nimi właśnie zaznajomiłam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Roundupem wypalałem chwasty wzdłuż płotu, "od ulicy", bo w tym roku doszedłem do wniosku, że nasze frontowe ogrodzenie i tak jest wielce malownicze (słupki i murki z gołego, dość paskudnie lanego betonu, obciągnięte pogiętą starą siatką po budowie), dekoracje z łopianów i lebiody po pas nie są mu potrzebne. Dałem go tam w stężeniu tak ze dwa razy większym niż zalecane, ot tak dla pewności (a ekolodzy z grinpisu mogą mi skoczyć).

Efekt: sina goła ziemia, z resztkami wyschniętych badyli i żadnych śladów życia. Prawie żadnych. Bo osty pozbawione konkurencji innych chwastów nawet jakby lepiej rosły, jak przed tym opryskiem. Tyle tylko, że chować się już gdzie nie miały, bidulki, więc wyrrrrrwałem je do imentu.

 

A co do obuwia do prac ogrodowych - mam, zaopatrzyłem się w praktyczne "buty ogrodnicze" w Jysku i wielce je sobie chwalę :)

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wracając do domofonu/videodomofonu. Jeśli zależy Ci przynajmniej na tym, aby zobaczyć kto się dobijał do drzwi to szukaj centralki z kartą pamięci. Stuka fotki dzwoniącym, lub kręcącym się pod bramą. Podobno niektóre nawet MMS-a na koma potrafią wysłać. Ile to kosztuje nie pamiętam, ale nie były to kwoty powyżej dwóch tysięcy.

Roundap jest środkiem niezalecanym podczas ciąży. Tak słyszałem.

Zjeżdżalnia klimatyczna. Jeszcze trochę i ogródek Jordanowski będziesz miał pod domem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Heh, gdybym wiedział, że coś takiego istnieje, to zapewne bym tego użył...

Rzecz wygląda świetnie. Co prawda u mnie zabudowa wystaje spod wanny na ok.7-8cm i nie jestem pewien, na ile ten styropian jest twardy, czy po prostu sam narożnik wytrzymałby np. ciężar przysiadającego na krawędzi murka człowieka, ale zastanawiać się byłoby nad czym.

 

Cóż, kolejną wannę narożną, jeśli kiedyś w życiu będę osadzał, to jako bardziej doświadczony glazurnik mam nadzieję, zrobię to lepiej.

 

J.

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez wiele lat używałem pigmentu - barwnika do farb kredowych. Kupowałem go w takim " przedwojennym" sklepiku wyłącznie z farbami.

Ostatnio w Castro kupiłem prawie różowy pigment w płynie do farb emulsyjnych.

Zastanawiałem się również gdzie w rozsądnej i niehurtowej ilości i cenie można kupić barwniki spożywcze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kuchnię posunąłem trochę.

W sensie wykonawczym, znaczy. Posunięcie ma postać zachodniej połaci górnego ciągu szafek, które wreszcie wzięły i zawisły i właśnie nawet, w momencie, jak piszę te słowa, żona je zapełnia.

 

Kuchnia w obecnym stadium wygląda tak:

 

JP206447.jpg

 

Jak widać, w dalszym ciągu brakuje jej frontów, brakuje również ostatniej, wiszącej szafki wraz z narożną na ścianie przeciwległej, na zdjęciu właściwie niewidocznej. Ta ostatnia szafka zawiśnie prawdopodobnie już jutro i zaraz potem zaczynamy rozrysowywać fronty do zamówienia. Potem jeszcze zostanie oświetlenie podszafkowe, belki sufitowe (taką ozdóbkę sobie żona wymyśliła), murek z cegły ręcznie formowanej na początku całego ciągu szafkowego, a na murku jeszcze taki wąski blacik "barowy". Po drugiej stronie kuchni, po prawo na zdjęciu, będzie drugi podobny murek, boków szafek nie będzie widać.

Nad blatem "barowym" kolejna drewniana belka z oświetleniem punktowym.

A i zapomniałbym: szafka wisząca druga od okna (ta na zdjęciu i ta nieobecna po drugiej stronie) ma mieć u dołu na tej wąskiej półce rządek małych szufladek - te szufladki muszę z czegoś zrobić, prawdopodobnie ze sklejki (fronty będą normalne). I zastanowić się, czy dawać im w ogóle jakieś prowadnice (np. denne), czy z uwagi na ich małe rozmiary i fakt, że wygodnie będzie je wyciągać w całości, nie lepiej je zrobić po prostu wkładane w tą półkę.

 

Jak widać, już niedużo zostało ;) Biorąc pod uwagę tempo prac przy tej kuchni - jeszcze z rok i będzie :D

 

Szafki wiszą jak należy, na listwach:

 

JP206443.jpg

 

Boczne szafki, te narożne (widać jedną póki co) na listwy już się nie załapały, są mocowane bokiem do korpusu szafki wiszącej "normalnej" - uznałem, że tak będzie bezpieczniej niż wieszać je na jednym zaczepie i estetyczniej, niż wieszać je na dwóch zaczepach, w tym jednym wystawionym na widok.

 

 

Dobra, tyle o kuchni, teraz będzie o zwierzętach. Bo dawno nie było.

W zasadzie odkąd tu mieszkamy na stałe, mamy nocami pewien problem. Problem ów objawia się tylko wiosną/latem, zaczyna się tuż po zmroku i trwa zwykle do początków świtu. A ma on postać monotonnego, dość wysokiego:

 

Piiiiiiiiiii!

 

Piiiiiiiiiii!

 

 

Piiiiiiiiiii!

 

Piiiiiiiiiii!

 

 

 

Piiiiiiiiiii!

 

Piiiiiiiiiii!

 

Piiiiiiiiiii!

 

 

Średnia częstotliwość - co kilka do kilkunastu sekund, czasem następują dłuższe przerwy. Głośność - a tak ze trzydzieści parę decybeli ;) Źródło: a gdzieś za oknem, slychać z jednego punktu, który się przemieszcza. Upierdliwość - idzie przywyknąć, dziś właśnie złapałem się na tym, że bydlę nadaje wyjątkowo upierdliwie, a ja już nawet nie zwracam uwagi. Kiedy jednak już ową uwagę zwróciłem, zadałem sobie wreszcie trud i ustaliłem, co to.

 

Ano, sowę mamy. Tylko jakąś nienormalną, bo zamiast, jak każda szanująca się sowa powinna wiedzieć, a jak każde dziecko dobrze z bajek pamięta, robić UCHUUUU-UCHUUUU, ta, małpa jedna, robi "Piiiiiiiiii!"

 

Zresztą, co ja będę się w opisy bawił, macie, posłuchajcie sobie sami

 

http://www.youtube.com/watch?v=MD-lKV5ll4w!

 

Dźwięki z samego początku filmu to jest właśnie to, ich głośność (przy normalnym ustawieniu "volume") to też jest właśnie to, co słychać u nas w domu. Od zmroku, jak już pisałem, do świtu...

Myśmy po prostu przywykli, ale tak się dziś zastanawiałem, że nocujący u nas latem przygodni a nieprzyzwyczajeni goście chyba się nie wyśpią za bardzo ;)

 

Niech nam tylko małpa jedna wiewiórki nie zeżre, to sobie może mieszkać! Choć, swoją drogą, ciekawe, gdzie sobie gniazdo zrobiła.

 

J.

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I jeszcze mały update, bo poczytałem właśnie o tych sowach. Dorosłe jak najbardziej robią "UUUCHUUUU UUUCHUUUU", natomiast to, co u nas piska, to jest, jak sama nazwa wskazuje, pisklę:

 

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/e/eb/Long_eared_owl_young_gfdl.jpeg/399px-Long_eared_owl_young_gfdl.jpeg

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...