Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Recommended Posts

Gdzież te czasy, jak do dziennika robiłem wpisy i codziennie... Ech, nic nie jest wieczne.

 

Łazienka w każdym razie już niemal się nie robi. Co się dało zrobić teraz - zrobione, reszta - poczeka. Na dostawę brakujących płytek (cokoły), na wymyślenie i wykonanie obudowy zsypu na brudy i jeszcze na skończenie światełek LED we wnęce przywannowej (oprawek szukam albo czegoś, co da się na nie zaadaptować).

 

A co jest? Z jednego końca zmieniło się niewiele, doszły jedynie dekory pod oknem:

 

JP296590.jpg

 

Ale za to z drugiego - wreszcie pojawił się grzejnik. I niech ten grzejnik, czy raczej jego producenta jasny szlag... no dobra, nie będę mu złorzeczył, powiedzmy, że niech go gołębie osrywają co i rusz za moją krzywdę. Szajs strrraszliwy! Produkt firmy Termix - to tak dla pełnej jasności. Znaleziony w internecie, bo taki w kształcie, jak miał być, bo moc, bo wymiary. Zamówiony, przyszedł, zabieram się za podłączanie. I pierwszy zonk nastąpił przy jego uzbrajaniu: za cholerę nie dawały się wkręcić króćce, korki i tym podobne. Po prostu grzejnik do lakierni szedł z niezabezpieczonymi otworami i zalakierowały się też gwinty. Co było robić, gwintownika wewnętrznego do rur nie mam, wziąłem więc jakieś żeliwne kolanko z odpowiednio chropowatym gwintem i powkręcałem "siłom" kilka razy, przetarło się.

Drugi zonk - uchwyty montażowe. Nie dość, że wykonane w sposób skandalicznie badziewny, to jeszcze źle były dopasowane do profila grzejnika. Grzejnik ma szczeble gięte w formie łuku. Czyli, jeśli mocowania są takie, że u góry grzejnika są dwa zawiesia po bokach, a u dołu jedno centralnie, to siłą rzeczy to jedno powinno być dłuższe o strzałkę łuku, prawda? Jest to oczywiste? Wydawać by się mogło, że jest. Szkoda, że nie dla producenta. Co z tego, że zawiesia są rozsuwane, skoro przy tych górnych rozsuniętych do boków grzejnika i na minimalnej długości, ten dolny nawet na maksymalnym wysuwie nie sięgał???

Miałem do wyboru: albo górne zawiesia dać blisko siebie, albo jakoś przedłużyć dolne. Wygrała opcja druga:

 

JP216563.jpg

 

Przedłużka wykonana z korka kanalizacyjnego fi33, jego wygląd jest równie badziewny, jak reszty zawiesia, więc nie odróżnia się specjalnie.

 

Instalacja już przekuta, powyginana i dopasowana do grzejnika, można kleić ostatnie płytki:

 

JP216562.jpg

 

Przy okazji: na podłodze leży sprężyna do gięcia PEXów. Zawodowcy dowolny promień gną co prawda w rękach, dla amatora jednak taka sprężyna to idealna sprawa, gnie się jak chce, bez ryzyka załamania rury.

A widoczne na zdjęciu gniazdko było przesuwane, bo pierwotnie jakoś mi się wykuło nie z tej strony grzejnika - ono jest do grzałki grzejnikowej, a ta, jak wiadomo, na powrocie być musi.

 

I ta strona łazienki już ukończona, jedynie cokołu brakuje i jakichś drzwiczek do pawlacza (jeszcze nie wiadomo na 100% jakich, choć żona ma już koncepcję):

 

JP296587.jpg

 

 

I zupełnie nowy temat: balkony. Malutkie, bo malutkie, ale są, a wstyd się przyznać, ale aż do teraz były one gołymi jęzorami wystającymi ze stropu, od góry nie były zaizolowane niczym, w najmniejszym stopniu. Ech, na szczęście dach je ocieniał na tyle dobrze, że woda czy śnieg raczej na nich nie zalegały. Było nie było, jednak trzeba to wreszcie zrobić jak należy. Robi się więc:

 

Warstwa pierwsza, "paroszczelna": 2 x Dysperbit Dn na podkładzie z Dysperbitu 50/50 z wodą.

 

JP316603.jpg

 

Warstwa druga, docieplająca: styropian:

 

JP016604.jpg

 

Warstwy trzecia, czwarta, piąta i szósta: folia "poślizgowa", wylewka, zbrojenie z siatki szklanej (dane "bo tak" - siatkę mam w sporych ilościach, a chciałem tą płytę choć odrobinkę wzmocnić) i znów wylewka:

 

JP016605.jpg

 

I tyle jest zrobione na teraz (znaczy... oczywiście wylewki są zaciągnięte do końca, tu po prostu zamarzyło mi się takie zdjęcie, jak to w katalogach produktów robią. Prawda, że "prawie" tak samo wygląda, prawda???? ;) )

Natomiast dalej... dalej zaczną się schody. Bo szczerze mówiąc nie wiem, co dalej. Na wierzch - wiadomo, jakaś izolacja, ale co wokół? Stara szkoła mówi prosto: balkon MA MIEĆ obróbki blacharskie. Jedne obróbki naokoło zewnętrznej krawędzi balkonu i te na razie zostawmy, zaraz do nich wrócę. Drugie obróbki wg starej szkoły mają jednak być na styku płyty balkonowej ze ścianą. I te obróbki zacząłem nawet robić, nie mając giętarki, zrobiłem sobie takową z dwóch desek i paru solidnych zawiasów, oto i owa giętarka w trakcie pracy:

 

JP316597.jpg

 

A oto gotowy produkt - obróbka "testowa" wykonana z jednego z licznych zrzynków po wykończeniach blacharskich dachu, zachomikowanych "bo taki ładny kawałek blachy zawsze się do czegoś przyda":

 

JP316602.jpg

 

Zrobiłem sobie taką obróbkę i poszedłem pogóglać, żeby się doteoryzować w temacie, czy blacha pod papę, czy na papę, jak toto kleić, czy wcinać pod styropian, czy wystarczy, jeśli na to cokół machnę. I szok! Ileś stron-poradników przeryłem i na styku balkon/ściana obróbek blacharskich nie zalecają obecnie nigdzie. Tylko folie w płynie bądź inne foliopodobne zajzajery, wspomagane na styku najwyżej jakąś taśmą doszczelniającą. I co ja mam robić? Taśmę mam, blachę też mam. Szaleć i robić tego superszczelnie nie muszę, bo jak pisałem, na balkonach nam woda nie stoi, ale jednak chciałbym to zrobić po prostu dobrze...

 

Ta strona balkonu to jednak jest mały pikuś. Jaja zaczynają się przy krawędzi zewnętrznej. Wygiętej w łuk. Ja proszę o pomysły: jak obrobić blacharsko łuk!

Pytany na tą okoliczność nasz dekarz mówi, że przy takim promieniu on się nie podejmie, ale są firmy, które robią gięte (czy raczej walcowane) takie obróbki po łuku. Dostałem namiar, dzwoniłem, faktycznie, robią, ale kurcze, czemu tak drogo...

Zrobić to na chama z blachy wygiętej w kątownik, z jedną stroną kątownika powycinaną w ząbki - fajnie się wygnie, ale szczyty tych ząbków będą miały styk z podciekającą wodą, zardzewieją po paru latach jak nic.

 

Wymyśiłem póki co jedynie coś takiego:

 

http://izoforum.pl/izorysik/images/izorysik_faa56b60c527842def95da92f07d1c46_2012-08-04_23:49:57.jpg

 

Płytki, którymi balkon będzie płytkowany delikatnie wysunę poza jego obrys, a pod nie wsadzę aluminiowy kątownik 10x40 - dziesięciomilimetrowy bok będzie robił za kapinos, a ten szerszy bok powycinam w ząbki do wyginania. Aluminium będzie miało tą przewagę nad blachą, że nie zardzewieje z czasem. Ewentualnie w tej samej roli zamiast aluminium mogę dać kątowniki z PVC, są w podobnych wymiarach do kupienia, a przynajmniej kolory jeszcze mam do dyspozycji czarny bądź brązowy. Tak czy tak jednak wydaje mi się to strasznym ersatzem. Kurcze, przecież półokrągłe balkony nie są znów taką wielką rzadkością, jak na nich są robione obróbki??? Wcale???

Dziś nawet z żoną przejeżdżając obok cudzego domu oglądaliśmy taki balkon - miał całe czoło zalaminowane blachą łączoną na rąbek. Ani to nie było ładne, ani nie rozwiązywało zasadniczego problemu: co z punktem przegięcia blachy do poziomu, w momencie kiedy jej pozioma część musiała być powycinana, bo inaczej cała ta rynna by się w łuk nie wygięła.

Gotowy profil "schodowy" elegancko zakańczający kafle i z pięknym kapinosem u dołu - kupiłem, próbowałem wygiąć. I po dobroci i młotkiem. Nie da się. Znaczy owszem, da się, młotkiem da się wszystko, tylko nie byłem pewien, czy chcę mieć to potem założone na widoku.

 

I na koniec jeszcze - kolejne zwierzątka nam się do domu wprowadziły. Tym razem osy...

Gniazdo mają gdzieś w dachu, na tyle głęboko, że pierwsze podejście do ich tępienia okazało się nieskuteczne, użyty spray "na osy" miał po prostu za słaby zasięg, ale rzecz powtórzę, tym razem z użyciem używanej wcześniej "gaśnicy na szerszenie", ta ma 6m zasięgu, powinna wystarczyć.

Bo oczywistym chyba jest, że po wygranej wojnie z szerszeniami na taki drobiazg, jak osy nie mam zamiaru wołać specjalistów, prawda?

Choć, z drugiej strony, jak cały czas dziś żonie powtarzam: gdyby te szerszenie zostały, to osy by w okolicy nie było ani jednej... A szerszenie może i groźniej wyglądają, ale przynajmniej nie pchają się do jedzenia spożywanego na tarasie i do piwa nie włażą, latają sobie w swoich własnych sprawach i nieniepokojone są całkowicie niegroźne.

 

Przy okazji: "ostatnia fotografia" niżej podpisanego tuż przed wyruszeniem w bój, wykonana przez małżonkę czule żegnającą męża idącego na (wg niej) pewne pożarcie przez stado rozwścieczonych bzykaczy:

 

JP296595.jpg

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,3k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Najaktywniejsi w wątku

Dodane zdjęcia

Przykazanie budowlane... któreś. Tam.

 

Każde przyłącze, podejście itp. zrobione bez znajomości dokładnego docelowego miejsca, na zasadzie "a to będzie gdzieś tutaj" okaże się zlokalizowane w najgorszym możliwym miejscu.

 

(swoją drogą... trzebaby te przykazania kiedyś spisać razem, ponumerować, ładnie zredagować i oprawić w skórę bydlęcą, jako pobudowlane dziedzictwo)

 

Zasada ta sprawdzała mi się przy chyba wszystkich podejściach kanalizy do umywalek, chyba każde jedno było przesuwane. Zwykle z powodu, że nie było dokładnie na środku docelowo wybranej umywalki, a troszkę na bok. To co jednak miałem teraz, to już było kuriozum:

Dawno dawno temu, jeszcze na drugiej stronie Dziennika pisałem o czerpni powietrza do kominka. Jej wylot został zlokalizowany dokładnie tam, gdzie miał stać kominek, tak, żeby to wyszło mniej więcej pod nim, broń Boże nie pod podporami. I super, tak to zostało zrobione, było sobie i było, w międzyczasie pomysł mania kominka w formie ogromnej landary z panoramiczną, giętą szybą wyewoluował do postaci całkiem niedużego pieca kaflowego z wkładem kominkowym. Konkretny model takiego pieca został też po długich perypetiach wybrany, zamówiony i zadatkowany, a ja zacząłem sprawdzać, jak tenże piec będzie stał i jak podłączyć doń powietrze (bo do tego konkretnego modelu powietrze doprowadzić można). No i co się okazało?

Ano piec postawiony w przewidzianym nań miejscu stanie swą tylną ścianą (wzmacnianą solidnym stalowym profilem, więc nie ma mowy o żadnym wycięciu) dokładnie w połowie wylotu powietrza... :bash::bash::bash:

 

Co było robić, młotowiertarka, dłuto i jadziem z koksem, prujemy nową podłogę, wylewkę samopoziomującą (jakie to cholerstwo twarde nawiasem mówiąc, wcale się kuć nie chciało, szybciej szło odspajanie od jastrychu), dalej wylewkę właściwą ("wysypkę", czyli jastrych), izolację ze styroduru (pod kominkiem jest styrodur XPS ze względu na nośność) i jeszcze kawałek "chudziaka" (u nas chudziak jest z B20...), a wszystko to po to, żeby czerpnię powietrza przesunąć o 15cm do przodu.

 

Stan już po odtworzeniu dolnej izolacji p/wilgociowej (gruuubo Dysperbit Dn i folia), wstawieniu kolanek, połamanego XPSa i zapiankowaniu całości:

 

JP106622.jpg

 

I wylewka zawylewkowana na nowo:

 

JP116627.jpg

 

Płytkę przykleję na nowo za kilka dni. Jak wylewka przeschnie. I jak uda mi się w tym gresie wyciąć okrągły otwór nie od brzegu płytki...

 

Przy okazji: zlikwidowałem istniejący wcześniej koło czerpni króciec do wprowadzenia tam wężyka spustowego do wody z komina. Zrobiony z takim nakładem starań, zamontowany na dnie komina "garnek na wodę" okazał się całkowicie zbędny - jego wylot wychodzi nam wprost na salon i nigdy, nawet w trakcie straszliwych ulew nie wyleciała zeń nawet kropla wody. Uprzedzając pytania: tak, komin jest drożny, wylot z garnka drożny jest również. Jak pada deszcz, woda do komina leci (można to wyczuć wtykając przez czopuch rękę), ale są to tak niewielkie ilości, że poziom wody w "garnku" nigdy nie osiąga progu rurki odprowadzającej. Tak więc nie będzie wynalazku!

 

 

I osobny temat: balkony. Już się płytkują:

 

JP116624.jpg

 

Obróbki krawędzi - jeszcze nie są ustalone. Kupiłem takie listwy, jak Compi polecał i chciałbym to zrobić tak, że jedna taka listwa będzie normalnie zakańczać brzegi płytek, a druga, położona "w drugą stronę" i odrobinkę względem tej pierwszej cofnięta będzie kapinosem. Żona cały czas upiera się, żeby jeszcze pod ten kapinos wsunąć pasek blachy jako obróbkę blacharską, ja trochę tego nie chcę tak robić, bo nie jestem pewien, czy to cokolwiek da, a wyglądać może tak sobie. Ale jest to jedna z opcji, które wymienię za chwile.

 

Przy robieniu elewacji styropianiarze ocieplili płytę balkonu od spodu i od czoła i po całości polecieli strukturą. Teraz ja na to dołożyłem do góry 3cm styropianu i 3cm wylewki. Wszystko to znów od czoła okleiłem styropianem:

 

JP116625.jpg

 

I stan po obcięciu i przeszlifowaniu (balkon z drugiej strony):

 

JP116626.jpg

 

Na oba te paski jest już naciągnięta siatka z klejem (zdjęć nie robiłem, bo kończyłem to po ciemku i nie chciało już mi się, pokażę następnym razem). Z ciekawostek związanych z naciąganiem siatki mogę jedynie "ad acta" opisać nerwowe przewalanie całego domu w poszukiwaniu wyniesionego gdzieś przez Łajzę kluczyka od samochodu, bo trzeba było po klej do siatki jechać. Fakt, że Łajza się kluczykiem bawił potwierdzał Wyjątek, ale co z nim zrobił - już nie wiedział. Po półgodzinnych poszukiwaniach kluczyk znalazł się w wiatrołapie, w żony bucie. A wcześniej zdążyliśmy sprawdzić nawet garnki w kuchni oraz zawartość wyniesionego wcześniej do śmietnika worka ze śmieciami

 

Wracając zaś do balkonu - teraz mamy zagwozdkę: co dalej?

 

- Po pierwsze: mogę próbować naciągnąć na to strukturę (mam, zostało całe wiaderko).

- Po pierwsze "a" - mogę próbować dociągnąć tą strukturę do istniejącej, kładąc ją tylko na tej nowej siatce (specjalnie ją zrobiłem minimalnie cofniętą)

- Po pierwsze "b" - mogę położyć ją od nowa po całości czoła balkonu, wcześniej dorównując (choćby drugą warstwą siatki) tą górną warstwę do dolnej

Istotna uwaga do "po pierwsze": struktury nigdy w życiu nie kładłem. Co prawda nie mam dwóch lewych rąk (czego niniejszy dziennik jest, mam cichą nadzieję, wystarczającym dowodem), ale prace szpachlarsko sztukatorskie akurat nie są moją mocną stroną. Tak więc szansa, że moja struktura będzie obrazem nędzy i rozpaczy jest realna.

 

- Po drugie: mogę posłuchać żony i dać tam wsunięty pod tą aluminiową listwę pasek blachy. Na szerokość tej dorabianej części bądź wręcz na całość czoła balkonu. Pomysł byłby OK, blachę mam, nie podoba mi się w nim tylko jedno: dolna krawędź blachy byłaby po prostu ciętą krawędzią. Nie jestem pewien, czy to by nie wyglądało "dziwnie", o rdzewieniu tej krawędzi nie wspominając. Mogę się oczywiście pokusić o wywinięcie centymetrowej krawędzi blachy na drugą stronę i sklepanie tego młotkiem gumowym w taki zakładkowy margines, ale obawiam się, że wtedy mogę się pożegnać z szansami na ładne ułożenie się takiej blachy na łuku balkonu.

 

I wreszcie po trzecie: pomysł proponowany przez Compiego: czoło wykleić od góry płytkami. Te nasze, kładzione na wierzchu balkonów trzebaby pociąć na wąskie (I krótkie) paski bądź wybrać jakieś inne.

 

Co robić?

 

J.

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Masz cierpliwość to potniesz te kawałki, może niekoniecznie na całość czoła płyty balkonowej, a na ten kawałek z nowym styro( przedtem styro trzeba to doszlifowac na grubość płytki z klejem). Dół płytki czołowej powinien być oryginalny, góra docięta i przeszlifowana. Cięcia na gilotynie plus późniejsze szlifowanie kamieniem lub ściernica na kątówce. Robota wredna bo pewnie z rusztowania lub drabiny. Podczas fugowania niestety istnieje ryzyko zabrudzenia już położonego niżej tynku.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nuuudno się tu ostatnio zrobiło, prawda? Balkoniki, półeczki, płyteczki, finfidluszki... zupełnie jak nie na budowie. I pyłu wszechobecnego w domu już jakoś nie ma, i zaprawy na butach się po podłodze nie roznosi... Oczywiste chyba dla każdego fana budowania, że tak dłużej być nie mogło, prawda?Trzeba było coś z tym zrobić!

 

Miejsce zostało starannie wybrane: takie, gdzie pyłu i wszelakiego innego barachła budowlanego najbardziej chyba brakowało: salon!

Źródło pyłu i owego barachła - myślałem nad tym długo. Rozpatrywałem kilka pomysłów, ale staneło chyba na najlepszym możliwym źródle: gipskartonach :lol2:

 

A jak już był pomysł, to co rychlej go wprowadziłem w życie. Akurat miałem w garażu kilka zbędnych profili, więc skręciłem z nich coś takiego:

 

JP136628.jpg

 

Pomiędzy profile poszły resztki wełny prasowanej "kominkowej", pozostałości jeszcze z obkładania wkładu kominowego, z samych początków budowy, a na resztę - wełna szklana z poddasza (nie nie wydłubałem, naddał się kawałek po prostu i poniewierał się w garażu):

 

JP136630.jpg

 

I potem to, co tygryski lubią najbardziej: płyta GK :D

 

JP146631.jpg

 

Następnie, niestety to, co tygryski lubią najmniej, ale za to, jak się potem z tego znakomicie pyli! ;)

 

JP156632.jpg

 

Zużyłem na to posiadaną resztę jakiegoś finiszowego gipsu "z worka", niestety nie starczyło. Kusi mnie, żeby dokończyć jakąś gotową mieszanką z wiaderka typu Śmig, czy Kreisel Gipsel Plus (ten ostatni zwłaszcza, bo w moim ulubiony sklepie na "C" ma bardzo atrakcyjną cenę dwadzieścia parę zł za 20kg wiadro). Można?

 

I... i tyle. Zużyłem na to (i na wcześniejsze prace) tyle wcześniej zachomikowanych budowlanych przydasi, że garaż zaczął mi pustkami świecić. Normalnie, ryzyko istniało, że niedługo samochód tam będzie chciał parkować... Ale nieee, niedoczekanie! Garaż, jak sama nazwa wskazuje i jak zapewne wszyscy Budujący wiedzą doskonale, służy do przechowywania materiałów budowlanych! I Basta!

Coś trzeba było więc z tym zrobić. Ponieważ z budową najbardziej chyba się kojarzy cegła, kupilim cegłę. Ładną, ręcznie formowaną. Dużo. Na zdjęciu niżej: paleta w połowie rozładowana (temi rencami, 50 kursów do garażu i z powrotem, w każdym kursie po pięć cegieł):

 

JP166633.jpg

 

Łącznie z cegłą dostaliśmy gratisa. Gratis miał ciemny, niemal czarny odwłok oraz dość krótkie, ale za to całkiem grube łapki w ilości osiem sztuk, na których całkiem żwawo spierdzielał spod kolejnych podnoszonych cegieł. Nieśmiały troszkę, ale zadomowi się. Kiedyśtam pokazywałem zdjęcie siedmiocentymetrowego bydlaka, ktoś znający się na pająkach stwierdził, że jest to Kątnik Większy, czy jakoś tak. Nie wiem, jaki ten nowy jest Kątnik i czy wogóle jest to Kątnik, ale rozmiary ma takie, że ten wtedy opisywany jak nic będzie do niego mówił "Szefie" :)

 

Razem z cegłą... powiedzmy pełną, przyjechała też cegła niepełna. Cięta znaczy. Do postaci pytek klejonych na ścianę. W końcu, skoro gipsu zabrakło, czymś tą niezaszpachlowaną ściankę trzeba było zasłonić, prawda?

 

Klejenie cegiełek na ścianę najbardziej chyba spodobało się Łajzie. Jeszcze bardziej spodobały mu się krzyżyki. Duże, fajne. Z początku uznał, że to, co ja rozkładam, to w ogóle jest dla niego i że on będzie się tam bawił:

 

JP166635.jpg

 

Po wywaleniu go z frontu robót oczywiście była awantura. A potem i tak co rządek musiałem go ganiać i odbierać ukradzione krzyżyki. Tudzież kielnię upacianą w kleju, którą dziecię zamierzało "jak tata" posmarować ekran telewizora. I takie tam...

W takich to warunkach zasłoniłem dzisiaj pół ściany. Drugie pół... może jutro?

 

JP166652.jpg

 

J.

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Garaż garażem, wypełnianie garażu to bardzo ważna i odpowiedzialna funkcja, docelowo z tej cegły jednak będą wymurowane murki wykańczające naszą kuchnię. Oba ciągi dolnych szafek będą zamknięte takimi właśnie murkami, na jednym z nich będzie jeszcze blat "barowy". Dodatkowo minimurek koło lodówki będący podpórką pod mały blacik (to, co się wykroiło pod płytę kuchni gazowej akurat się nada) przy lodówce, słupek z cegły pełnej przybudowany do tej obecnie stawianej ścianki, osłaniający niezbyt estetyczny "tylny" bok pieca kaflowego, który tam stanie i jeszcze w kotłowni "nogi" pod blat roboczy. I akurat te pół palety wyszło.

 

BTW, jeśli ktoś planuje cegłę ręcznie formowaną, to teraz jest doskonały moment na jej zakup. Euro staniało i ceny co za tym idzie, jak się dobrze poszuka, też można znaleźć suuuper. Ta nasza cegła przyjechała w cenie chyba ze 25% niższej, niż wyjściowa, pierwotnie proponowana na Bartyckiej, też zachwalana, jako promocyjna, "specjalnie dla nas" itd.

 

A co do pająków... pająki jak to pająki, chodzą sobie. Szerszeni mi szkoda. Mówiłem żonie, prosiłem, błagałem: pokochajmy, zaprzyjaźnijmy się, a ona nie, "zabić!!!", "wymorrrdować!!!" i żadnej innej opcji. No i nie mamy szerszeni, a za to zalęgły nam się osy. Na tarasie posiłki jadamy trzymając w jednej ręce widelec, w drugiej nóż, a w trzeciej muchobijkę do opędzania się. A kotleta, czy słodkie ciasto, to trzeba oburącz trzymać, bo inaczej chcą zabrać...

A u mojego Taty na działce, w domku letniskowym też w podbitce gniazdo szerszeni jest, szerszenie sobie latają we własnych sprawach, nikomu nie przeszkadzają, a za to na tarasie tego domku można siedzieć z plackami, owocami, pootwieranymi nawet arcysłodkimi napojami i nic! Nawet pół osy nie przyleci...

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@compi - co to znaczy "na grube"? Ja nią chciałem zaciągnąć na gładko to, co już mam zaszpachlowane (żarty żartami, ale zależy mi właśnie na tym, żeby to się ładnie wyciągnęło na gładko i żeby potem szlifowania nie trzeba było, a z gipsem mi tak jakoś nie wychodzi), więc warstwę potrzebuję minimalną. Jedynie na jednym poziomie tych półek widocznych na zdjęciach mam jeszcze w ogóle niezaszpachlowane i tam pójdzie warstwa może do dwóch milimetrów. Może być, czy najpierw podrównać gipsem?

 

@cronin - u Taty szerszenie są w miejscu absolutnie niedostępnym bez długiej drabiny. A latają gdzieś w odległe strony, nie bzyczą koło ucha.

Te nasze... no fakt, że były w miejscu trochę mniej ciekawym, bo nad oknem pokoju dziecinnego. Ale za to, jakie ładne gniazdo miały... chlip...

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli to co na zdjęciu widać to tylko wyszpachlowany lekko narożnik to trzeba to jakoś do płaszczyzny podciągnąć bo inaczej łódkę zobaczysz przy odpowiednich warunkach oświetleniowych. I o to mi tylko chodziło. Jeśli natomiast masz tam ładnie wyciągniętą" prostą to faktycznie bierz gotowca i ładnie to na gładko wyszpachluj.

 

Szerszenie zadomowiły się nam w domku ogrodowym, chyba gdzieś w ocieplenie wełniane wlazły. Najpierw im odciąłem dostęp od frontu tym co miałem pod ręką, a więc pianką. Padło kilka sztuk, ale znalazły wejście z boku i to nam nie przeszkadzało. I tak przymierzam się i przymierzam do do eksterminacji, czasami podczas koszenia kosiarą czy kosa ciarki mi po plecach chodzą jak się zbliżam do ich królestwa, ale nie podjąłem jeszcze radykalnych kroków. Nie atakują, nie przeszkadzają, ostatnio jedynie, jakieś zabłąkane sztuki próbują do domu się dostać nocą przez zamknięte okno. Było kilka artykułów o pladze os i szerszeni na południu Polski. I faktem jest, że obecność jednych wyklucza obecność tych drugich. Nasze szerszenie, takie mam wrażenie, wiedzą o tym co to współpraca, bo gdy sięgam po jakieś narzędzia do przyległego, do wspomnianego domku, magazynku to nawet stukanie - pukanie nie denerwuje ich, tak jak i hałas spalinowych narzędzi. Jakoś perspektywa ich wykończenia coraz bardziej mi się nie podoba. Niech pożyją jeszcze trochę, do zimy : ).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To, co widać na zdjęciu, na którymśtam kolejnym zdjęciu jest już do połowy obłożone cegłą :)

A będzie obłożone w całości, więc tu nie ma problemu. Nawet tego narożnika tam mogłoby nie być, ale bez narożnika nie wyobrażałem sobie równego wyciągnięcia gipsem powierzchni czoła tej ścianki.

Natomiast taką sytuację, jak piszesz mam na tych niezagipsowanych ściankach wewnętrznych na jednej półce, tam warstwa będzie miała z 2-3mm. Robić w dwóch warstwach gotowcem? Czy paprać wpierw gipsem z worka? Nie ukrywam, że wolałbym gotowcem, bo kupiłem. A finisz, jak pisałem, mi się skończył, więc do wyboru mam najwyżej klej gipsowy bądź zwykły gips budowlany.

 

A co do szerszeni - one generalnie są nieszkodliwe i człowieka po prostu ignorują, a straszliwa moc ich jadu to też głównie urban legenda (ciekawi niech sobie sprawdzą na wikipedii). Zdarzają się wyjątki oczywiście, z takim wyjątkiem spotkała się choćby moja mama, która niedaleko gniazda szerszeni (może ze dwa metry) zaczęła trzepać czerwoną narzutę na łóżko, efekt był taki, że przez ładnych kilkanaście minut nie można było z domku wychodzić (tak, to też chodziło o letniskowy, działkowy domek moich rodziców, tam szerszenie często goszczą).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szpachla, to jest tak, że jak nie masz ochoty na kupowanie dodatkowego wora to rozumiem i wtedy musisz wiedzieć, że te gotowce to tak maks. do 2mm grubości nakładasz. Inaczej potrafi być miękkie na drugi dzień lub pękać. Już lepiej takie większe nierówności Goldbandem przeciągnąć i na mokro "zalizać" po tych 20 minutach. Potem na dwa razy finisz i na drugi dzień spokojnie malujesz. Jak masz czas to na raty i finiszem oblecisz.

 

Szerszenie jak są zdenerwowane to podobno wydają skrzydełkami taki metaliczny dźwięk. Ja wolę je obserwować tradycyjnie i gdy widzę zamieszanie przy wejściu do ich "chałupy" to już wiem, że bliżej ze spalinówką raczej nie podejdę. Mamy teraz z sąsiadem na sporym areale cztery psy, w tym dwa to geriatria, suszka w kwiecie wieku i małego wszędobylskiego szkraba/cwaniaka. Kręcą się przy tych szerszeniach nonstop, ale ale reakcji owadów kompletnie nie widać. Całkowita asymilacja......

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak czytam o kluczykach.. kielniach podebranych tacie.. to jakbym o własnym dziecku czytała.. niedawno już mieliśmy dorabiać kluczyk do auta, bo jeden dostał nóg.. po tygodniu okazało się, że schował do pudełeczka.. i już na drugiego się szykował.. ale autem trzeba przecież jeździć..

 

w każdym razie u nas z garażem to samo.. co się go w miarę posprząta i opróżni, to zwożą coś nowego.. a to kompresor, a to drewno (na schody, parapety i blat) a to znów co innego.. potem pewnie styropian..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ech...

 

Z ostatnich kilku dni (a czytającym polecam uruchomienie wyobraźni i domyślenie się, jaki był zakres poszukiwań zanim zguba została znaleziona):

 

  • Kluczyki od samochodu - znalezione w Mamy butach.
  • Sitka od konewki - w pralce
  • Samochodzik Wyjątka - w gniazdku odkurzacza centralnego, szczęśliwie utkwił w samym wlocie. I nie, nie chcę wiedzieć, co wcześniej ów wlot pokonało i leży sobie obecnie w rurze OC. Będę odkurzacz uruchamiał, to się będę martwił co tam jest i jak to wyciągnąć...
  • Cośtam - w kuchni, w szafce na garnki, wrzucone do garnka.

 

 

 

 

Do dziś nie znalezione:

- klucz do szachtu zewnętrznego

- klucz do garderoby (tak, tej samej. W końcu się do niego dorwał, przysunąwszy sobie krzesło do "wysokiego miejsca", w którym klucz był przed nim chowany i najwyraźniej stwierdził, że skoro on nie może wchodzić do garderoby, to nie wejdzie do niej nikt! Klucza nie ma. Nigdzie.

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pomysłowość dwulatków nie zna granic, u mojej mamy znikały sztućce, już nawet kosz przegrzebywala bo może z rozpędu tam zamiast do zlewu. Znalazła je jak wymieniała drapaka dla kotów, wiecie taki słupek obity wykładziną. Dziecię wciskało tam łyżeczki od góry przez małą dziurkę w owej wykładzinie. Klucze w butach to standard, to pierwsze miejsce gdzie zaglądamy :)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a ile zabawek pod balkonem.. aż w końcu mąż przykleił gąbkę w dolnej szparze.. ale co z tego dziecię ostatnio górą wyrzuca.. w domu jak wyrzuci przez okno to sam sobie będzie je szukał.. teraz wyrzuci, to ktoś może pozbierać.. u nas jeszcze w szafce pod tv są dwie dziurki w boku i jak nie wiemy gdzie jakieś klucze są to wiadomo, że widzą w owych dziurkach..
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

hehe, no to jeszcze dodam, że w czasie studiów dorabiałem sobie w serwisie RTV, specjalizowałem się w magnetowidach. Ech, czego to ja z mechaniki magnetowidów nie wyciągałem... Od klocków począwszy, na chomiku (martwym, niestety) skończywszy :)

 

J.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tyle napiszę: nigdy więcej nie dotknę się do finiszowego gipsu. Kupiłem tego Kreiselowego Gipsela, spróbowałem i to jest po prostu Re-we-la-cja!!! Jezuuusie, jak to się pięknie zaciąga! Żadne "cekolowanie", żadne "Jadźki kolana", od dzis - tylko gotowce! :cool:

 

I finito! Tamta strona zrobiona na surowo, zostało pomalować i zafugować. Czy tam na odwrót:

 

JP186693.jpg

 

Ta dolna połowa cegiełki, pokazywana poprzednio, już ładnie wyschnięta, zyskała tym samym kolor docelowy, góra jeszcze mokra, a więc ciemna. A ta czarna dziura pośrodku, to taki dekor. Do tej pory w tym miejscu wisiał zegar (widać go przy początkach robót nad stelażem tych półek), ale znudził nam się, opatrzył, teraz będzie czarna dziura, wypełniona wzorcem czerni idealnej.

 

Przy pracy oczywiście asystowała mi Łajza. Asystował tak strasznie, że w końcu padło dziecko ze zmęczenia. Padło tam, gdzie stało:

 

JP176665.jpg

 

Wiaderko na szczęście przezornie zamykałem za każdym odejściem od niego, wizja Łajzy bawiącego się przy tym wiaderku w kąpanie w akrylu swoich ulubionych pluszaków była zbyt przerażająca, zwłaszcza, że całkowicie realna, żeby nie powiedzieć pewna w przeciągu pięciu minut od zostawienia wiaderka bez pokrywki i nadzoru.

Spał tak z dobrą godzinę, potem od flesza się troszeczkę rozbudził, ale zmienił tylko pozycję na równie wygodną i spał dalej:

 

JP176669.jpg

 

Jak widać, dzieciom na budowie naprawdę niewiele do szczęścia potrzeba. Nawet takie zabawki... na cholerę dzieciom jakieś wymyślne zabawki, ja się pytam? Przykład z dzisiaj: przyniosłem z piwnicy duży karton, bo musiałem nim zasymulować coś dużego, żeby zobaczyć, jak będzie wyglądało ustawione tu czy tam. Daliśmy radę, ale ciężko było, bo najpierw w Łajzie włączył się jakiś koci gen i on musiał, koniecznie musiał wleźć do tego pudełka i w nim siedzieć. A jak Wyjątek to zobaczył, to oczywiście nie mógł być gorszy i w rezultacie mieliśmy pudełko aż podskakujące od trwającej wewnątrz bitwy, bo razem się nie mieścili.

Starczyło im na dłuuugo... Zwłaszcza, że po skończonych testach wyciąłem im w tym kartonie okienko i bijatyki o miejsce przy nim rozgorzały od nowa:

 

JP186676.jpg

 

JP186684.jpg

 

JP186685.jpg

 

I na zakończenie, ponieważ ostatnio o pająkach znów było, więc ze specjalną dedykacją dla Cronin, tym razem jeden z naszych mniejszych pajączków, tenże akurat miał dziś dyżur przy drzwiach wejściowych:

 

JP186689.jpg

 

JP186690.jpg

 

J.

 

PS: Szynszyle zeżarły mi całą końcówkę rolki fizeliny do gipskartonów. Wciągnęły do klatki i zjadły w całości, o winie świadczyły nędzne resztki kartonowej tutki i jakieś strzępy samej fizeliny. I trochę się, kurcze, martwimy, bo karton kartonem, one się tym żywią w zasadzie (tutki od papieru toaletowego znikają w ciągu jednego wieczora), ale ta fizelina, to jest, kurcze, włókno szklane, boję się, że to im jelita pokaleczy... :(

Edytowane przez Jarek.P
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...