Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Dom z klocków LEGO


Recommended Posts

Wielkimi krokami nadchodzi rozpoczęcie budowy, więc jest to doskonały moment na rozpoczęcie pisania dziennika. Przy odrobinie szczęścia wbicie pierwszej łopaty, czy też bardziej dosłownie, wgryzienie się łyżki koparki w naszą ziemię, pokryje się z dziesiąta rocznicą ślubu.

 

Kilka słów o działce:

Poszukiwanie działki zaczęło się ponad jedenaście lat temu i po roku zostało uwieńczone sukcesem. Pierwsze większe zarobione przez siebie pieniądze zostały wydane na jej zakup. Oczywiście nie było to całkiem proste, ale, jak wszystko w naszym życiu, udało się dzięki niezwykłej życzliwości znajomych. Brakująca suma na zakup działki pożyczona została od serdecznego przyjaciela (który oczywiście należy do rodziny ;) ), a koleżanka wykazała się głęboką wiarą w wizję świetlanej przyszłości mojego pomysłu. Skutkiem czego 18 arów zostało podzielone na pół i zostałyśmy właścicielkami łąki w całkiem przyzwoitej lokalizacji w obrębie Stołecznego Królewskiego Miasta Krakowa. Do dziś dojechanie do niej po większych ulewach na ostatnich dwustu metrach jest nieco problematyczne. Ale pozostałe kilka kilometrów do ścisłego centrum jest w zasadzie niekłopotliwe.

 

Działka liczy sobie 898 m2, jest prostokątna, płaska, znakomicie ulokowana pod względem kierunków świata. Niedaleko szkoła, przedszkole, sklep, droga asfaltowa :), do przystanku autobusowego ca. 10 min spaceru. Brak wody, gazu, prąd dzięki niesamowitym wysiłkom sąsiadów dostępny od jakiegoś półtora roku. Solą w oku jest maleńka oczyszczalnia biologiczna, która jak dotąd nie ruszyła, a została wybudowana kilka lat po zakupie działki, w odległości ok. 300m.

 

I w ramach historycznego rysu wzrostu cen nieruchomości krakowskich: jedenaście lat temu cena za 1 ar wyniosła 1500 zł. Patrząc na dzisiejsze ceny, stwierdzam, że nie były to wyrzucone pieniądze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 208
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Działka rozciąga się od widocznego w prawym rogu zdjęcia, na pierwszym planie, drewnianego kołka zaznaczonego sprayem do widocznego po przekątnej słupa stojącego na dalszym planie. http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/PA210129-1.jpg

Działka w czasie zakupu była gładką, równo i często koszoną działką. Niestety okoliczni mieszkańcy zrobili sobie w jej rogu śmietnik, który pokrył się jeżynami, a z czasem porosły go małe drzewka. Widoczna trawiasta droga, to przegon używany i wydeptywany przez autochtonów, przecinający mniej więcej działkę w 1/3.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Działka została spłacona w ciągu pół roku.

 

Pierwsza nasza aktywnośc małorolna polegała na zasadzeniu kilku małych świerczków i jesionów, które otrzymaliśmy w prezencie. Niestety po kilku tygodniach okazało się, że zniknęły co do jednego.

Przechodząca obok działki staruszka stwierdziała, że aktu wandalizmu dokonała miejscowa krowa. Ile miała nóg już nie dociekaliśmy.

 

Po kilku miesiącach od zakupu działki przeżyliśmy potyczkę o miedzę. Nieświadomi miejscowych stosunków towarzysko-gruntowych pewnym majowym popołudniem sprowadziliśmy na naszą łąkę znajomych. Pochodzili, popodziwiali, pokiwali głowami. I tak sobie staliśmy wesoło rozmawiając, gdy wtem z pobliskiego zbocza (teren za naszą działką podnosi się dośc znacząco do góry, na szczycie której znajduje się kilka domów) w naszym kierunku potoczyła się trzyosobowa bojówka. Grupka bojówkarzy składała się z ojca rodziny, jego żony i nastoletniego syna. Pośród ogólnych wrzasków kwestionujących naszą obecnośc posrodku traw udało się nam dojśc do tego, ze są wybitnie rozzaleni faktem, iż nie powiadomilismy ich o naszych planach zakupu ziemi. Jeszcze bardziej dotknięci poczuli się tym, że nie otrzymali powiadomienia z urzędu o podziale geodezyjnym, którego dokonaliśmy.

A najbardziej rozgniewani z tego powodu, że znajdujemy się w niebezpiecznej odległości od posadzonej przez nich kapusty.

 

Z braku większego doświadczenia w walkach o miedzę, zdecydowaliśmy się udac się do domu po mapy geodezyjne i pokazac rozjuszonym nie na żarty tubylcom (ojciec rodziny wrzeszczał, żona dorzucała swoje trzy grosze, a syn starał się ważniejsze fragmenty powtarzac), że nasze działki dzieli całkiem spora droga, co prawda będąca wciąż kawałkiem łąki, a kapustą obsadzili ową drogę i prawie wleźli na nasze. Granitowe słupki graniczne wcale ich nie przekonywały.

 

Gdy godzinę później pojawiliśmy się na progu ich domostwa dzierżąc papiery, obawiając się najgorszego, zostaliśmy powitani serdecznie i po staropolsku wódką. Państwo stwierdzili, że przyjrzeli się również swoim mapom i mamy rację. Całe zamieszanie zakończyło się w całkiem przyjaznej atmosferze i w dodatku na trzeźwo. A my wyszliśmy bogatsi o kolejne doświadczenie życiowe.

 

A tu na prawo od popryskanego sprayem kołka droga, która była przedmiotem sporu. Słup widoczny za samochodem wyznacza kolejny wierzchołek działki.

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/PA210128-1.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kupiona przez nas działka miała status działki rolnej. Rok 2000 miał przynieść gotowe szczegółowe plany zagospodarowania dla miasta Krakowa. Już kilkanaście miesięcy przed magicznym 2000 poskładaliśmy wnioski o przekwalifikowanie na działkę budowlaną. Czekaliśmy. I czekaliśmy. W pewnym momencie pojawił się w Urzędzie Architektury do wglądu plan dzielnicy wraz z obszarem, który miał być opracowany w niedalekiej przyszłości. I ... I naszej działki nie było na tym planie! Nasza działka z paroma innymi stanowiła wglębienie w granicach przyszłego planu. Niestety po jego zewnętrznej stronie.

 

Kicha. Po prostu kicha. Można pietruszkę z marchewką sadzić. O ile jej we wczesnej młodości jakaś krowa nie zeżre...

Marzenia złożyły skrzydełka i z hukiem rąbnęły o ziemię.

 

To był drugi rok pomieszkiwania w bloku w moim życiu. Mieszkanie było dzielone ze znajomymi i w przyjemny sposób nie pozwalało zapomnieć o czasach studenckich. Jednak zdecydowanie umacniało moje postanowienie o zielonej trawce i kawce na własnym tarasie.

 

Nie mogąc mieć tego co chcemy zabraliśmy się za walkę z niżem demograficznym. Tu poszło nam błyskawicznie. I tak pojawił się nasz pierworodny.

 

Przenieśliśmy się na rok do rodziców. Później z powrotem wynajęliśmy mieszkanie. To był już trzeci rok w bloku. Nie lubię bloków. Nawet jak mieszkania mają dużą powierzchnię. Po pewnym czasie pojawiła się córa.

 

Zdecydowaliśmy się jednak kupić mieszkanie. W bloku. Taka desperacja w poszukiwaniu własnego kąta. Kredytu niestety żaden bank nie chciał nam dać. Postanowiliśmy sprzedać działkę, jednak zainteresowanie było mierne, działka była rolna, bez większych widoków na zmianę swojego statusu. Mieszkania nie było za co kupić. Opatrzność wyraźnie miała swoje plany względem nas.

 

Dostaliśmy propozycję dobrej pracy, w zawodzie, związaną jednak z przenosinami do innego kraju. Dlaczego nie, ekonomiczne przesłanki były jasne. Sentymentalne mniej. Wyjechaliśmy, zadomowiliśmy się i latem 2006 roku nastąpił pewien zwrot w kwestii działki. Bardzo konkretny i brzemienny w skutkach.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pewnego dnia, w upalne lato 2006 roku otrzymaliśmy list w białej kopercie podpisany przez nieznanych nam adresatów. Przeszedł długą drogę nim trafił w nasze ręce. W środku znaleźliśmy prośbę o zezwolenie na umieszczenie wzdłuż drogi słupów elektrycznych , na naszej działce, gdyż potrzebny jest prąd do zasilania powstającego domu. Gdzie? Na sąsiedniej posesji.

Baaaaardzo się zdziwiłam. Czyli jest ktoś komu się udało? Czyli, skoro komuś się to udało, to znaczy, że może nam... Aaaa! Nastąpił wreszcie długo oczekiwany cud. Teraz należało zacząć działać ...

 

Małżonek łypał podejrzliwie na mnie, wiedząc już z doświadczenia, że nie ma bynajmniej do czynienia ze słomianym zapałem. Glęboko wzdychał, ale będąc niezwykle uprzejmym z natury, nie mówił głośno "nie". Pewnie w głębi serca liczył na to, że nie będziemy się porywać z motyką na słońce. I przez dwa następne lata stawiał bierny opór, patrząc sceptycznie na odległość z jakiej przyszłoby realizować budowę, brak środków etc. etc. Paskudny realista.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

List nadesłany został przez bardzo sympatyczną młodą parę, która zamierzała się wybudować na sąsiedniej działce. Sąsiadującą przez sławetną drogę. Oczywiście zgodę na słupy wyraziliśmy błyskawicznie, przekonaliśmy naszą drogą koleżankę mającą drugą połowę oryginalnej działki, że prąd na działce leży w jej interesie i ona również nie sprzeciwiała się dekoracyjnym słupom.

 

Tylko i wyłącznie dzięki tej sympatycznej parze mogła się rozpocząć nasza epopeja budowlana. Przetarli wszystkie urzędowe szlaki i zdołali uzyskać pozwolenie na budowę. A że nasz dom będzie domem w bezpośrednim ich sąsiedztwie, to w świetle przepisów sprawę mieliśmy bardzo ułatwioną. Co więcej, polecili nam swoją panią architekt, która zajęła się całą papierkologią w naszym przypadku. Ogromnie jesteśmy im za to wdzięczni.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z panią architekt skontaktowaliśmy się wczesną jesienią. Pokazaliśmy jej co mamy i co chcielibyśmy mieć.

 

Znalezienie projektu nie zabrało nam zbyt dużo czasu i nim jeszcze rozpoczęliśmy wszelkie papierowe procedury związane z uzyskaniem WZ wiedzieliśmy jak ma wyglądać nasz przyszły dom.

Wybór padł na Groszek z pracowni Archon. Nie do końca byliśmy pewni, którą wersję chcemy: 3 lub 4. Okolica ma charakter wiejski i dlatego chcieliśmy mieć dom nawiązujący bryłą do tradycyjnej architektury.

 

Mieszkając od zawsze w domach z piwnicami chciałam je mieć oczywiście u siebie. Dom miał być obłożony cegłą klinkierową. Potrzebny był garaż. Zamknięta kuchnia, bez lączenia z salonem. Schody prowadzące na piętro z klatki schodowej, a nie z salonu. Bo dzieci, które kiedyś podrosną. Ten projekt miał prawie wszystko to co trzeba.

Wiedzieliśmy wstępnie, że ze względu na położenie działki projekt musi byc "spokojny", z dachem dwuspadowym, szerokością domu nie większą niż 9m ( wiecie, że większość projektów przewiduje szerokość domu powyżej 9m?! )

 

Zebranie papierów potrwało dobrą, długą chwilę. Złożenie ich w stosownym urzędzie też trochę potrwało. Nasza pani architekt jest miła i grzeczna. Na tym etapie budowania skuteczna, aczkolwiek tragicznie powolna. Ale my ciągle mieszkaliśmy daleko i w zasadzie nam się tak znów bardzo nie spieszyło. Urzędowi właściwie też nie. Ba, wiadomo, że to Kraków, wiadomo, że uzyskanie pozytywnych WZ już samo w sobie jest na tyle radosnym faktem, iż zawracanie głowy długością oczekiwania na nie jest po prostu nietaktem.

 

Pozytywna decyzja została wydana póżną jesienią 2007. Jeszcze uprawomocnienie i dopiero wtedy uwierzyłam naprawdę, że może uda nam się w końcu wybudować dom.

 

Nieśmiałe, aczkolwiek pilne i pełne zapału podczytywanie forum Muratora stało się pasją, obowiązkową poranną lekturą i niewyczerpanym źródłem informacji. Dzięki Wam piszącym nauczyłam się niewiarygodnie dużo w bardzo krótkim czasie!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W czasie starania o WZ krystalizowały się powolnie dokładne wyobrażenia o domu.

 

W połowie 2007 rodzinka znów się nam powiększyła o kolejną córkę, więc już na pewno potrzebowaliśmy cztery sypialnie.

Badania geologiczne wykazały bardzo wysokie wody gruntowe i po wielkich bólach zrezygnowaliśmy z piwnicy.

WZ była dość restrykcyjna. Z najistotniejszych rzeczy: nie wolno było nam zabudować więcej niż 17% powierzchni działki, do kalenicy max. 9m, dom nie szerszy niż 9m, uskok w elewacji co 11 m, dach tylko dwuspadowy, itd, itd. Zdaje się, że Urząd Architektury preferuje liczby nieparzyste.

 

Ostateczny wybór padł na Groszek 3 z pracowni Archon. Wprowadziliśmy w nim kilka niewielkich zmian, o których za chwilkę.

W ręce pani architekt papierowa wersja projektu trafiła pod koniec lutego 2008, do września udało się jej zmodyfikować oryginalny projekt, po kolejnym miesiącu złożyć papiery tam gdzie trzeba.

Po krótkim stosunkowo oczekiwaniu, praktycznie przed Bożym Narodzeniem otrzymaliśmy upragnione PnB. Uprawomocniło się w Sylwestra 2008! Jeszcze w starym roku.

 

W zasadzie ilość telefonów, maili, ponagleń, próśb i błagań kierowanych w stronę naszej pani architekt powinna kwalifikować się do księgi Guinessa. Pani jednak była niezmiennie miła, uśmiechnięta i nieczuła na wszelkie sugestie. I niestety często nieosiągalna przez wiele, wiele dni. I muszę przyznać, że doprowadziła sprawę do końca. Niemniej papierkologia trwała dwa lata i trzy miesiące.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oryginalny projekt naszego przyszłego domu wygląda następująco:

 

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/groszek3-1.jpg

 

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/groszek3-2.jpg

 

A tak już po adaptacji:

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/ele3.jpg

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/ele4.jpg

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/ele1.jpg

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/ele2.jpg

 

Główne zmiany, których dokonaliśmy:

- zamiana ściany dwuwarstwowej na trójwarstwową;

- zmiana dachu pulpitowego nad garażem na dwuspadowy;

- poszerzenie i wydłużenie garażu (chlip, chlip, nie ma moich piwniczek... to w zamian) i umieszczenie nad nim dodatkowego pomieszczenia gospodarczego;

- wyrównanie wysokości wszystkich otworów okiennych i drzwiowych;

- przeniesienie kominów (zrobiły się przydługawe niestety);

- podniesienie parteru o 20 cm i z konieczności zachowania odległości do kalenicy rozpłaszczenie dachu o 1 stopień (jedyny samodzielny pomysł naszej pani architekt, reszta to nasze sugestie powstałe w wyniku lektury tego forum);

- dodanie okna dachowego nad naszą przyszłą sypialnią;

- zamiana kształtu tarasu na prostokątny;

-dodanie dwóch małych okienek na bocznych ścianach kuchennego wykusza;

- zamurowanie ściany pomiędzy salonem a kuchnią;

- zmiana biegu schodów wewnętrznych.

Inne drobne zmiany wewnątrz są kosmetycznym następstwem wyżej wymienionych. Uff, to z grubsza wszystko.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lato 2008 było czasem wstępnych przymiarek budowlanych.

 

Spotkaliśmy się z panem Osiniakiem z cegielni Hoffmanowska w Kraśniku w celu wstępnego omówienia naszych zapotrzebowań względem elewacji. Bardzo sympatyczny pan. Cegły się nam również bardzo spodobały.

 

Elewacja ma być wykonana z cegły ręcznie formowanej, chciałam, żeby przypominała mi fasadę domu, w którym mieszkałam w dzieciństwie. Ma być na niej również kilka "koronek" , ale jeszcze ostatecznie nie wiadomo jak będzie to wyglądało.

 

Porobiliśmy wyceny dachu.

 

I najważniejsze, spotkaliśmy i umówiliśmy się z p. Romankiem i jego ekipą na budowę domu. Ekipę tę zawdzięczamy Słoneczku z naszego forum. Dzięki!

 

Na wiosnę 2009 został nam przyznany numer domu. Wystąpienie o niego było konsekwencją chęci posiadania elektryki na działce.

 

Wiosną przyznano również nam niewielki kredyt w banku. Mój Małżonek westchnął głęboko, trochę z radości, bo bez dodatkowych pieniędzy, metodą na zupełnego wariata budować nie chciał. Ale też nieco boleściwie, bo teraz już odwrotu nie ma. Będziemy budować, bez pieniędzy na całość, na odległość. Powinno się udać, z Boską (potrzebne cuda) i ludzką pomocą (potrzebna fachowa rada - Forumowicze liczę na Was!).

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 lipca 2009 wykonaliśmy kilka niezbędnych telefonów i wstępnie pozamawialiśmy podstawowe materiały na budowę. Nieocenioną rolę jak zwykle odegrało nasze ulubione wysypisko różności czyli Allegro.

 

Małżonek uzbrojony w kosztorys Archonu, zrobiony na zlecenie i pod kątem naszego zmodyfikowanego projektu, z wyliczeniami co do jednego gwoździa (dokładność kosztorysu będziemy badać i weryfikować na bieżąco) ruszył na podbój ziem własnych oraz hurtowni budowlanych. A ja, jak to przystało na oddaną żonę, pozostałam na placu boju z naszą uroczą trójeczką. Do tej pory zastanawiam się co było prostsze ;)

 

Dziesiątą rocznicę naszego ślubu uczciliśmy dnia następnego oczyszczeniem działki z zarośli i wyrównaniem jej do gołej ziemi. Prace rozpoczęły się we wczesnych godzinach rannych 4 lipca i niedługo potem ukazał się taki widok:

 

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/P7060591.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Gdy już się wykonało pierwszy krok, akcja potoczyła się wartko.

6 lipca wkroczył do akcji geodeta, zaczęło się odszukiwanie słupków granicznych i działka się nam istotnie powiększyła. Dziesięć lat zrobiło swoje, dróżki się poprzesuwały, jeden słupek wyladował przysypany gruzem na środku "głównej drogi". Po kilku godzinach te, które były na powierzchni ziemi, zostały zaznaczone różowym kolorkiem. Prawda, że ładnie kontrastuje z zielenią?

 

 

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/supek.jpg

 

Kilka godzin później pojawiły się zarysy naszego domu:

 

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/zarys.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako następny tego dnia wkroczył do akcji pan koparkowy. Był relatywnie tani, dokładny i w związku z tym bardzo powolny. Prace wykopaliskowe zaczął późnym popołudniem i zakończył w egipskich ciemnościach przed północą. Istnieją koparki z noktowizorem? Pewnie tak...

Tu początki akcji "wykopy":

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/koparka-1.jpg

 

Krajobraz po bitwie widziany okiem aparatu dnia następnego jakoś mało do mnie przemawiał. Niestety postępy śledziłam jedynie przez internet, więc nie mogłam skonfrotować tego z rzeczywistością.

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/wykopy.jpg

 

Podobno wykopy były całkiem całkiem porobione i nie trzeba było wiele poprawiać ręcznie:

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/row.jpg

 

Woda niechętnie wnika w naszą glebę. Ta na powyższym zdjęciu to efekt krótkotrwałej ulewy. Cały czas zastanawiam się, czy jednak nie warto było walczyć o piwnice. Wiem, że koszty nie przemawiały za tym, ale uwielbiam mieć mnóstwo dodatkowych pomieszczeń. Gdzie można wrzucać tysiące niepotrzebnych gratów, do których zagląda się raz na ruski miesiąc. Tak po prostu mam. Ale niestety jest już po sprawie. Teraz mogę tylko rozważać małą gustowną ziemianeczkę.

 

Nasi panowie budowniczowie nie tracili czasu i postawili szybciutko pierwszą, naistotniejszą budowlę na działce. Skręcili też zbrojenia. A w międzyczasie dojechał świecący nowością garaż blaszak.

 

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/zbrojenie_law.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

Ciąg dalszy retrospekcji.

 

Wylane ławy.

 

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/wylana_lawa.jpg

 

W międzyczasie pojawiły się bloczki fundamentowe. Bardziej opłacało się je sprowadzić ze Śląska niż kupić w Krakowie. W tle widać trójnóg przygotowany do bicia studni.

 

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/studnia.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oryginalna nazwa naszego domu nadana w pracowni Archon to "dom w groszku". Tam zresztą wszystkie domy mają nazwy związane z roślinami. Patrząc jednak na naszą budowę dochodzę do wniosku, że równie poetycko brzmią nazwy "dom w błocie", "dom w madach", "dom w glinie", "dom w szlamie", "dom w wodzie". Wiosną, gdy przyjdzie się tam dostać z pewnością kilka innych nazw jeszcze dojdzie.

 

Wiedziałam, że glina jest tłusta, ale aż tak ??? Ile razy trzeba myć buty, żeby je doprowadzić do stanu pierwotnego?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bloczki bardzo szybko trafiły na miejsce swojego przeznaczenia. Raptem kilka dni po rozpoczęciu budowy, 9 lipca, nasze fundamenty zaczęły nabierać kształtów. I to bardzo realnych.

 

 

Uprzejmie proszę o zwrócenie uwagi na fosę biegnącą wzdłuż fundamentów. Niewątpliwie będzie to budowla obronna. Chyba, że wymienimy ziemię :) Żeby napełnić fosę potrzeba krótkiego intensywnego deszczu. Woda długo się utrzymuje, nie należy zaprzątać sobie głowy jej częstym uzupełnianiem.

 

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/fundamenty1.jpg

 

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/fundamenty2.jpg

 

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/fundamenty3.jpg

 

I widok na całość:

 

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/fundamenty4.jpg

 

Studnia kopie się nadal. A my będziemy mieć przerwę w nadzorowaniu budowy. Mąż wraca do domu, a mi trafił się służbowy wyjazd do Krakowa. Bardzo się cieszę, przy okazji za cztery dni podotykam wszystkiego z bliska.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przed wyjazdem małżonek zrobił zdjęcie pewnemu gapiowi z pobliskiej lampy. Nie wiem, czy czegoś od nas chciał, ale mam nadzieję, że wybierał się do sąsiadów.

 

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/bociek.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po przyjeździe do Krakowa byłam przekonana, że pomyliłam strefy klimatyczne. Panowie budujący również wyglądali jakby za chwilę miała ich apopleksja trafić.

 

Na słupie pojawiła się skrzyneczka do prądu. Na razie bez skrzyneczki numer dwa, więc prąd pożyczamy od sąsiadów.

 

Fundamenty zostały zasypane piaskiem i zostały ułożone rury kanalizacyjne (16 lipca). Następnego dnia podjechała betoniara i wypełniła fundamenty chudziakiem.

 

W międzyczasie wyrosła również druga ściana, a fundamenty zostały zaizolowane styropianem i na zewnątrz pociągnięte abizolem.

Brakło odrobinę betonu, ale to już zostanie uzupełnione później ręcznie.

 

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/abizol.jpg

 

Ten tajemniczy otwór to moja spiżarnia.

 

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/chudziak3.jpg

 

A euro spada i spada. Zatrzymało się dziś na 4.29. Jutro będzie jeszcze słabsze, ale o tym jeszcze nie wiem.

 

Studnia już jest, woda jest na 11 metrze. Nie było jeszcze inauguracji, bo brak na razie pompy. Studniarze mają kupić i dowieźć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po czterech dniach (21 lipca) ekipa wróciła na budowę. Dowieziono pierwszą partię pustaków. Gdy przybyłam na miejsce ukazał mi się taki widok:

 

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/mury1.jpg

 

A dzień później tak:

 

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/salon.jpg

To jest wejście z przyszłego tarasu do pokoju dziennego.

A tu poniżej mamy widok na kuchnię i wejście do domu.

 

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/wejscie.jpg

 

To bardzo miły etap budowy, wszystko rośnie jak na drożdżach i cieszy oko. I wydaje się, że wszystko już tuż tuż ...

 

I to tyle podczas tego pobytu w Polsce. Ale nie jest źle, za cztery dni wracamy, tym razem na wspólne wakacje. Nie ma jak sobie wyjeździć roczną normę kilometrów w miesiąc.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I jesteśmy z powrotem w Polsce. Niedługo dostanę samochodowstrętu.

28 lipca, drobna inspekcja budowy. Mury nie podrosły w ciągu trzech ostatnich dni. Ekipy na razie nie ma, kończą robotę gdzieś indziej.

 

Nasi budowlańcy podobają mi się również dlatego, że zostawiają za sobą porządek. Za każdym razem gdy wyjeżdzają, choćby na weekend. Sami popatrzcie.

 

Tu stoimy w progu drzwi wejściowych:

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/widok_wejsciowy.jpg

 

Na końcu korytarza widać pokój dzienny:

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/widok_korytarzowy.jpg

 

Przeszliśmy do części jadalnianej w pokoju dziennym vel salonie:

http://i903.photobucket.com/albums/ac233/dorekspl/widok_salonowy.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...