Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

za tęczowym mostem , czyli : KIEDY PRZYJACIEL ODCHODZI ...


daggulka

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 109
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Valencja -bardzo Ci wspólczuję,bo przed Tobą naprawdę ciężka decyzja...W ubieglym roku byłam w tej samej sytuacji : ukochany owczarek niemiecki,pies walczący z przeciwnościami i słabościami,zwalczyl raka kości,po amputacji przedniej łapy ,niestety pojawiły się problemy neurologiczne-tracił władzę w tylnych łapach.Przez kilka miesięcy nosilam go po schodach (trzecie piętro),pózniej musiałam donosić go też do trawnika i przytrzymywać (na szelkach),gdy stał.Zamówiłam dla niego wózek,niestety nie zdał egzaminu.I ciagle walczyłam o kolejny dzień bo i on walczył.Jego ulubioną zabawka była piłeczka,nawet jak nie mógł chodzić to sie nią bawił-ja mu ja rzucałam,on lapał,"podźlamał" i wypluwał w moją stronę.I tak sobie wmawiałam,że skoro się bawi,to na pewno życie sprawia mu jeszcze radość.W końcu wysiadły mu nerki i juz nie miałam wyjścia...

Teraz , z perspektywy czasu myślę,ze niepotrzebnie przyspożyłam mu cierpienia,że na koniec to już nie było życie,tylko wegetacja.Ciężko jest podjąc samemu taką decyzję gdy jest się silnie emocjonalnie związanym ze zwierzakiem.Dobrze wtedy mieć obok np. zaufanego weterynarza,który dobrze zna pieska i może cos zasugerować. .Kiedyś na konferencji onkologicznej weterynarzy,w ktorej miałam okazję wziąć udział pewien lekarz powiedzial,ze sa trzy wyznaczniki jakości zycia zwierzęcia: apetyt,chęc do zabawy,zdolność ruchu.Jeżeli jeden z tych czynników szwankuje-trzeba walczyć o życie .Jeżeli dwa-dobrze rozważyć,czy dalsza walka ma sens.

Pozdrawiam i życzę Ci,żebyś umiala wyczuć moment,kiedy trzeba juz walki zaprzestać...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

smadalena bardzo dziekuje Ci za to co napisalas. Dokladnie mam taka sama sytuacje . Rowniez nosze swojego psa na rekach na trawe , tez w szelkach. tez moj pies ma problemy neurologiczne , ktore pojawily sie po silnym stresie i pozniej doszlo zapaleniu ucha i juz od tamtej pory nie powrocila jego sprawnosc fizyczna.Ja wlasnie bardzo boje sie o nerki it przestraszylam sie wczoraj , ze to juz koniec , ze nerki wysiadly, poniewaz od piatku rano nie oddawal moczu,, chodzilam z nim przez cala noc na dwor, i dopiero w sobote rano sie zalatwil. Mysle , ze moze juz sie zaczelo cos dziac z nerkami , bo zalatwia sie tylko rano i poznym wieczorem.Pewnie bedziemy walczyli do konca, tak jak napisalas apetyt ma , przytula sie do mnie walczy z tym , ze nie moze chodzic i sie nie poddaje.Wiem , ze moze jeszcze troche czasu mi zostalo , niewiele, ale nie chce podejmowac tej strasznej decyzji sama , moze natura zadecyduje sama i aby tak bylo.Aby sam zasnal. Edytowane przez Valencja
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 5 months później...

Był sobie Pies....

Poznałam go dopiero,gdy spotkałą go tragedia - jego "opiekun" wywiózł go w nieznane mu okolice i porzucił jak śmiecia....

Pies czekal i czekał,ciągle w tym samym miejscu,na skraju lasu,nad zalewem.Ciągle wierzył,że jego pan wróci,przecież nie moze nie wrócić???

Zauważyli go inni ludzie, z okolicznych wsi i zaczęli mu przynosić jedzenie.Pies jadł,ale do nikogo nie podchodził,nikomu nie ufał,czekał.Komuś podobno w końcu udało się go złapać,zabrał Psa do swojego domu,ale on przy najblizszej okazji uciekł i wrócił na swoje stałe miejsce,wypatrywać swojego "opiekuna".Kiedy zobaczyłam go po raz pierwszy on czekał już przeszło pół roku i miał za sobą ciężką zimę.Przeżył,gdzieś miał jakąś swoja kryjówkę a dobrzy ludzie dalej podrzucali jakieś jedzenie.Zaczęłam mu wozić systematycznie i ja.Moja sąsiadka,od której się o nim dowiedziałam,próbowała załatwić sprawę w schronisku,żeby go zabrali- nie ich rejon...Próbowała w urzędzie gminy...bez skutku..Pewien pan,kiedy na pokaleczonej szyi Psa pokazały się wnyki,próbował załatwić z weterynarzem,żeby ten Psa uśpił i zabrał do lecznicy,oferował własny transport.No ale weterynarz chciał mieć pewność,że jak przyjadą na miejsce,to Pies będzie na nich czekał,a takiej gwarancji nikt mu dać nie mógł...Wnyki na szczęście same odpadły,szyja się zagoiła.

A ja po cichu liczyłam na to,że któregoś pięknego dnia Pies zaufa mi na tyle,że pozwoli się dotknąć i pójdzie ze mną do domu...Nawet już raz wziął jedzenie z ręki,ale gdy wyciągnęłam ją,żeby go pogłaskać,natychmiast odskoczył i musiałam odejść,żeby wrócil do jedzenia.

W piątek zadzwonila do mnie sąsiadka,że Pies nie żyje,potrącił go samochód tam,gdzie przychodził czekać,aż wróci po niego jego "pan'".....

Był sobie Pies,który tęsknił i kochał do końca....

Edytowane przez smadalena
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Opisałam historię tego psa,bo bardzo bym chciała,żeby przeczytała to chociaż jedna osoba z grona tych,co uważają,że "bydle to tylko sra,żre i nie myśli" .Bardziej uładzona wersja "nie jest zdolny do żadnych uczuć"....Wiem,że do tego wątku raczej nikt taki nie zagląda,ale moze kiedyś,przez przypadek...

A poza tym jest mi strasznie smutno i chciałam się wygadać...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

smadalena, masz rację, tutaj zaglądają tylko ci, którym psi los nie jest obojętny. Tak jak Ty mam nadzieję, że może kiedyś, przez przypadek jakiś "człowiek", który mówi, że "bydlę to tylko sra, żre i nie myśli", zajrzy tutaj i zmieni swoje myślenie.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie tylko na onecie,niestety....

Ja nie liczę na to,że zmienią zdanie ci zaprzysięgli wrogowie zwierząt i chyba wszystkiego,co żyje.Ale wiem,że jest wiele osób,którym naprawdę ciagle jeszcze się wydaje,że zwierzęta nie są zdolne do żadnych uczuć i jedyne,co im może dolegać to ból fizyczny.I że jak wywioza psa i gzieś zostawia,to on sobie na pewno "jakoś" poradzi.I może chociaz jedna taka osoba jak przeczyta historię "mojego" psa,czy Dżoka,to chociaz przez chwile pomyśli i ,daj Boze,dojdzie do sensownych wniosków.

A tak generalnie to ja jestem naprawdę przerażona tym,co sie teraz dzieje.Tą niewyobrażalną brutalnościa i właśnie tymi komentarzami w necie.I nie pamiętam,kto ze znanych ludzi to powiedzial,nie zacytuję tez pewnie dokładnie, ale : "im lepiej poznaję ludzi,tym bardziej doceniam zwierzęta"...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 months później...

Pisałam parę postów niżej, że to straszne jak się traci Przyjaciela. W końcu i u mnie nadszedł ten dzień, kiedy wczoraj pożegnałam Konstantego-Stefana. Nowotwór zrobił za duże spustoszenie w tym małym ciałku, żeby miał siłę walczyć. Jednak ja walczyłam do końca. Po wszytskich możliwych badaniach i patrzeniu jak z godziny na godzinę cierpienie jest nie do zniesienia oddaliśmy Go w ręce pani doktor. Byliśmy z nim do końca, mimo bólu patrzenia i czucia jak przestaje bić serce. Tak trzeba by czuł się bezpiecznie przy końcu swojej drogi. 12-letniej.

 

Żegnaj Słoneczko.

 

Tak nas zawsze witał jak wracaliśmy do domu.

 

59dcdf30263a1cf4med.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podobno, kiedy umiera człowiek, pierwszymi, którzy go witają w niebie, są zwierzątka. Mam nadzieję, że kiedy odejdziemy, przywitają nas nasze kotki, pieski, ptaszki, chomiczki, świnki morskie... Mam nadzieję, że podejdzie do mnie moja suczka Kora i powita mnie szczeknięciem; że przyjdzie kotka Sara i otrze się o nogi; że przykica świnka Paulinka i zachrumka prosząc o marchewkę...

Zazdrośnico, do Ciebie podejdzie Konstanty-Stefan i powita Cię jak na schodach.

Rozumiem Cię doskonale.

Edytowane przez Margoth*
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję Kochani, to jest właśnie to miejsce, gdzie wiedziałam że spotkam życzliwość na moje złamane serce. A wiesz Margoth*, że wieczorem siedząc przy laptopie usłyszałam odgłos odbijania się podczas skoku z szafki z telewizorem na parapet, co zawsze nasz kotek czynił, a jak długo nie mogłam usnąć to poczułam na policzku wyraźny powiew jak oddech. Ktoś mógłby powiedzieć, że zmysły płatają figle ale to wszystko było tak wyraźne, że nie śmiem wątpić. Pewnie tęsknimy nawzajem za sobą.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pytałam się wet-ów skąd się biorą te dziadowskie nowotwory. Teraz ich coraz więcej jak u ludzi, nie wiadomo skąd się biorą i co organizm to inny. U mojego Kotka wystarczyło 3 ostatnie tygodnie i koniec, żadnych szans na ratunek, jestem do tej pory w szoku i nigdy się z tym nie pogodzę, że tak cierpiał.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month później...
oj dziewczynki wspolczuje Wam bardzo:-(...przechodzilam kilka lat temu przez taki koszmar,moja sunia tez zachorowala na raka,walczyliśmy do konca,umarła mi na rękach. Zwierzęta są takie cudowne,tak bardzo nas kochają,jak odchodzi nasz ukochany zwierzak to odchodzi członek rodziny i zal jest ogromny:-(
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...