Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

DOM (nie mylic z budynkiem): ale jaki?


Doki

Recommended Posts

Tytulem wstepu:

 

Ten watek zaczal sie tutaj

 

Najpierw istotne cytaty.

 

I wreszcie po ostatnie: zlapalem sie na tym, ze w sumie bardzo malo czasu spedzam w domu i moglbym spedzac jeszcze mniej. Wiec po co budowac superwygodny dom, jesli sie w nim nie siedzi?

Moze troche chaotycznie, ale zmierzam do tego, ze nasze zycie codzienne sie zmienia. Juz nie bedziemy siedziec po domach- wydluzy sie czas pracy (i ten mierzony w godzinach na tydzien, i ten mierzony w latach do emerytury), zreszta zamiast siedziec w domu bedziemy woleli wyjsc gdzies, popodrozowac... bo beda mozliwosci.

 

Tak wlasciwie dom jest jeszcze potrzebny do chowania dzieci, ale poza tym???

 

Rany Doki .......... Dom to jest DOM a nie przechowalnia i noclegownia......

 

Byl, Agnes, byl... I nie ma na to rady... Kiedys wszystko bylo lepsze, a teraz ten swiat zmierza w zla strone, a za moich czasow to nawet mlodziez bardziej szanowala starszych itp...

 

Ale powaznie: wydaje mi sie po prostu, ze w przyszlosci nie bedzie ani zapotrzebowania, ani mozliwosci DOMU przez duze D.

 

Na forum Murator sa sami ostatni Mohikanie...

Doki, nie zgadzam się. Są sytuacje, gdy KAŻDY DOM staje się DOMEM, a nie noclegownią. Im więcej czasu przebywasz w hotelach, tym bardziej tesknisz do "domowego ogniska". Znam to z doświadczenia.

A Wigilia? Cała rodzina przy stole...

 

Najpierw opowiem moje wlasne z tym doswiadczenie: wedlug sporzadzonego dla mnie mojej galezi drzewa genealogicznego, siegajacego do polowy XVII wieku, moja rodzina przez 11 pokolen mieszkala w jednej i tej samej wsi. Dopiero moj ojciec osiadl 500 km od domu rodzinnego i trudno dociec, czy to z powodu ciekawosci swiata, czy z klopotow rodziny ze Stalinem. Ja poszedlem dalej i zamieszkalem 1300 km od domu moich rodzicow. Juz dla mojego ojca rodzina to byl on+zona+dzieci. Ja tez tak uwazam, wiec od razu odpowiadam tomkowi1950: dla mnie "cala rodzina przy stole" to raczej meczace niz fantastyczne przezycie. Nie przepadam za wielkimi rodzinnymi spedami, za to bardzo lubie swieta z zona i corka.

I mysle, ze moj przypadek wcale nie jest niezwykly. Zanika lub wrecz zaniklo pojecie rodziny wielopokoleniowej, a z nim pojecie DOMU jako miejsca, przez ktore przebiega, by zacytowac Bajora, zerowy poludnik naszego zycia. Dom jest teraz tam, gdzie my- dzis Antwerpia, jutro Paryz, pojutrze Jokohama.

Czy to nie ma wplywu na to jak budujemy? Chyba jeszcze nieczesto. A czy powinno miec wplyw? Chyba tak.

Moj ojciec powtarzal mi od ogolniaka, ze oczekuje ode mnie rychlego usamodzielnienia i stopniowo tak sie stalo. Ja tez wynioslem sie z rodzinnego domu i pewnie bede oczekiwal od swoich dzieci zeby nie siedzialy mi na karku dluzej niz to konieczne. No, w Wigilie mozemy sie ostatecznie spotkac, ale nie co roku u nas.

 

Co sadzicie?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

bardzo malo czasu spedzam w domu i moglbym spedzac jeszcze mniej. Dom jest jeszcze potrzebny do chowania dzieci, ale poza tym?
Cala rodzina... brrrr....." to raczej meczace niz fantastyczne przezycie. Nie przepadam za wielkimi rodzinnymi spedami. No, w Wigilie mozemy sie ostatecznie spotkac, ale nie co roku u nas.
po co budowac superwygodny dom, jesli sie w nim nie siedzi?
:o :o :o

I od tego trzeba było zacząć.

I na tym właściwie skończyć :cry: bo w tych kilku zdaniach wszystko o sobie powiedziałeś, jeśli to prawda. Albo działasz na zasadzie wsadzania kija w mrowisko :-? Niektórzy siedzą z całą rodziną i docenianią fakt owego siedzenia. Często po to właśnie dom budują. Dziwię się, że z takim podejściem nie przeniosłeś się do hotelu. Nie byłoby tematu spiżarni, garażu czy sprzątania.

teraz ten swiat zmierza w zla strone
I ty mu w tym pomagasz
Ale powaznie: wydaje mi sie po prostu, ze w przyszlosci nie bedzie ani zapotrzebowania, ani mozliwosci DOMU przez duze D
Ty tak twierdzisz.
Co sadzicie?
Wszelkie możliwe negatywne uczucia przeleciały przeze mnie. Oburzenie, złość, żal ... Szczerze ci powiem, że nie chciałabym mieć cię w swojej rodzinie. Za przyjaciela tez bym cię mieć nie chciała. Jako znajomego, raczej z trudem. Preferujemy zupełnie inne wartości. Co innego jest dla nas ważne. Sprawiasz wrażenie wyrachowanego egoisty, takiego hej do przodu, a za toba choćby potop.

Widzę, że świat staje się materialistyczny i hedonistyczny, że dla wielu uczucia są zbędnym balastem, hamującym ich pęd do bogactw i przyjemności. Ale to nie znaczy, że ja tez tak muszę żyć. Budowanie i utrzymanie więzi emocjonalnych w rodzinie, tej dalszej również, ma dla mnie ogromną, nieprzecenialną wartość. Ta więź, to jest DOM. Nieważne, gdzie on jest. W Antwerpi, Paryżu, Jokohamie. Jest tam gdzie ja i moja rodzina. Nawet jeśli bez spiżarni i garażu. Dla DOMU i rodziny jestem zdolna do wielu poświęceń i wyrzeczeń, do rezygnacji z własnych przyjemności a często i celów. Być może wielu uzna, że są to przebrzmiałe wartości, że tacy jak ja, to przeżytek i nie ma dla nich miejsca w obecnym świecie. Być może ... Ale to nie mój świat, w którym dziecko ma być samodzielne w wieku 16 lat, rodzice sa w domu starców, a przyjaciele - jednodniowi, dobierani w zależności od profitów, jakie ze soba niosa.

Nie kop bracie leżącego, bo są jeszcze tacy co próbują go reanimować.
To wprawdzie z innego wątku, ale tu bardzo pasuje. Śmiej się, ale ja właśnie próbuję :D
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja właśnie im więcej czasu spędzam poza domem, tym większą mam potrzebę powrotu do DOMU przez duże D :p Nawet jeżeli tylko na chwilę, jeśli trzeba pędzić dalej (niestety takie jest dzisiaj życie :( ), to potrzebuję miejsca przyjaznego, ciepłego, gdzie jestem z bliskimi mi osobami przy których jestem naprawdę sobą. Takie własne miejsce dające poczucie bezpieczeństwa, spokój... Właśnie w dzisiejszym zagonionym, materialistycznym świecie taki azyl jest mi baaardzo potrzebny...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

teraz ten swiat zmierza w zla strone
I ty mu w tym pomagasz

 

Przeceniasz moj (i swoj) wplyw na losy swiata.

 

 

Ta więź, to jest DOM. Nieważne, gdzie on jest. W Antwerpi, Paryżu, Jokohamie. Jest tam gdzie ja i moja rodzina. Nawet jeśli bez spiżarni i garażu. Dla DOMU i rodziny jestem zdolna do wielu poświęceń i wyrzeczeń, do rezygnacji z własnych przyjemności a często i celów.

 

Dokladnie. Ja tez, z ta tylko jedyna i drobna roznica, ze nie dla byle ciotki- idiotki czy dziadka- szkaradka, tylko dla moich dzieci i mojej zony. ma75 swietnie to ujal:

 

A ja właśnie im więcej czasu spędzam poza domem, tym większą mam potrzebę powrotu do DOMU przez duże D Nawet jeżeli tylko na chwilę, jeśli trzeba pędzić dalej (niestety takie jest dzisiaj życie ), to potrzebuję miejsca przyjaznego, ciepłego, gdzie jestem z bliskimi mi osobami przy których jestem naprawdę sobą. Takie własne miejsce dające poczucie bezpieczeństwa, spokój... Właśnie w dzisiejszym zagonionym, materialistycznym świecie taki azyl jest mi baaardzo potrzebny...

 

Nie widzisz roznicy miedzy wysiadywaniem przy zastawionym stole z kims, kogo widze raz do roku albo rzadziej a siedzeniem przy kawie z kims, kto spi prawie codziennie najdalej 5 m ode mnie i z kim dziele rozne dzienne sprawy, to Twoja sprawa. Ja te roznice widze. I w ogole widze, ze dyskutujesz nie z tym, co napisalem, tylko z tym, co chcialas przeczytac miedzy wierszami.

 

A przyjaciol, jak wlasnie piszesz, wybiera sie. Rodzine dostaje sie w spadku. Dlatego wole przyjaciol od rodziny.

 

A co do Twojego zdania na temat mojej skromnej osoby: fair enough.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moi znajomi generalnie dzielą się na dwie grupy.

1.Takich jak DOKI

pogląd - przyjaciół się wybiera i oni są cacy, rodzinę się dostaje w spadku i ona jest be - w każdym razie ta jest be, którą się dostało, czyli rodzice, ciotki, rodzeństwo itp. - żona jesy OK, bo się ją też wybrało ( i zawsze można zmienić jak się nie sprawdzi, podobnie jak przyjaciół), dzieci są też OK, zwłaszcza że są z nami tymczasowo (częsty motyw: dziecko ma 5 lat, ale jego tata już uważa, że "za chwilę" ono pójdzie na studia i odejdzie z domu); w dzisiejszych czasach na rodzinę (w szerszym tego słowa znaczeniu) nie ma miejsca ani czasu

2. Takich jak EWUNIA

pogląd - fajnie jest mieć przyjaciół, ale rodzina jest najważniejsza i z nią utrzymuje się najbliższe i najserdeczniejsze kontakty, również z tą dalszą rodziną (widać duzo takich osób na forum - to np. te osoby, którym w budowie pomagają teść, wujek i szwagier babci :wink: )

 

Moje przemyślenia nad tymi różnicami wśród znajomych już dość dawno doprowadziły mnie do dość banalnego wniosku, że ci "jak Ewunia" wywodzą się ze szczęśliwych, ciepłych domów, z bardzo "rodzinnych" rodzin. I tak chcą mieć dalej, i tak chcą żeby miały ich dzieci.

Ci "jak Doki" natomiast z różnych powodów niezbyt lubią swoją rodzinę i nie mają ochoty na zażyłe kontakty. I tak chowają swoje dzieci, a ramach wypełnienia powstałej próżni mają na ogół bardziej rozbudowane życie towarzyskie z wszelakiej maści znajomymi, zwanymi - czasem nieco na wyrost - przyjaciółmi.

 

Te dwie strony się raczej nie zrozumieją, dyskusja nie doprowadzi do niczego - po prostu inny życiorys tworzy inne poglądy na te sprawy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A mi się wydaje Doki, że Ty bardzo lubisz prowokować, a wręcz szokować pisząc bez ogródek to co myślisz. Pamiętam Twoje wypowiedzi na innym forum dotyczące sensu dalszego życia chorego dziecka. To dopiero było mocne!

 

To wtedy akurat nie bylo obliczone na prowokacje. Naprawde. Bylo oparte na moim przekonaniu co jest najlepsze i dla dziecka, i dla rodzicow. I do dzis tego przekonania nie zmienilem.

 

W niniejszym watku jest moja niepewnosc co do omawianego tematu (a nie przekonanie, ze wiem lepiej). I zaproszenie do dyskusji. Nie skorzystaliscie, to trudno.

 

PS: wywolalem ostry spor z Najlepsza Zona Swiata. "Po co tak piszesz, przeciez wcale nie jestes taki potwor" to w skrocie jej stanowisko.

 

Tylko ze to nie miala byc autoprezentacja; :oops:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Doki, a po co szukałeś żródeł swojej rodziny do XVII wieku? :)))

Nie jesteś potwór, tylko lubisz szokować - co też jest w pewnym stopniu potworne, hehe.

Ale masz trochę racji, nie da się ukryć - coraz mniej mamy tego naszego czasu dla DOMU, praca i życie nas goni. Ale po to właśnie chce się ten Dom mieć, żeby mieć gdzie się cieszyć swoim życiem bez pracy i miłością najbliższych - przynajmniej my tak myślimy. I nieważne jest, gdzie on jest, ten dom, ważne, czy my chcemy w nim być. Po prostu.

I nie kłóć się z Najlepszą Żoną Świata bo i tak ona ma na pewno rację :))))))))))))))))))))))))))))))))))

Pozdrooffka

PS. Wreszcie kładą blachodachówkę, poproszę jeszcze o 10 dni bez śniegu:))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Doki, a po co szukałeś żródeł swojej rodziny do XVII wieku? :)))

 

Nie szukalem. Mam pociotka (ktorego nie znosze, ale to inna sprawa, bo polityczna), ktory pasjonuje sie genealogia i to on kopal w ksiegach parafialnych i dal mi to wszystko na karteczce, poczawszy od pewnego kolodzieja, ktory uciekl z Czech przed przesladowaniami religijnymi do Polski i jest moim praprapraprapraprapradziadkiem.

 

Nie jesteś potwór, tylko lubisz szokować - co też jest w pewnym stopniu potworne, hehe.

 

Moze potworne jest to, ze ja na serio stawiam sobie (a teraz i Wam) rozne takie pytania.

 

I nie kłóć się z Najlepszą Żoną Świata bo i tak ona ma na pewno rację :))))))))))))))))))))))))))))))))))

 

Z definicji. Ale nawet nie wiesz jaka ona jest sliczna, jak sie zlosci. :o

 

 

PS. Wreszcie kładą blachodachówkę, poproszę jeszcze o 10 dni bez śniegu:))

 

Nie wierze w gusla, ale moge odtanczyc na twoja intencje oryginalny szamanski taniec mojego pomyslu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a ja chyba jestem gdzies posrodku.

mam rodzine, ktora bardzo kocham i cenie i to nie tylko chodzi o meza, ale tez dalsza czesc (ale nie cala, bez wyjatku:)). i mam tez przyjaciol, z ktorymi mam bardzo bliskie kontakty od wielu lat, bez wzgledu czy domy moje badz ich byly w Chinach, Rumunii, Francji, czy w Polsce. Nigdy nie mialo to dla nas znaczenie, jestesmy zbyt blisko zwiazani, zeby nasza przyjazn skonczyla sie tylko dlatego, ze ktos jest daleko. i bardzo lubie goscic ich u siebie w DOMU.

pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dla DOMU i rodziny jestem zdolna do wielu poświęceń i wyrzeczeń, do rezygnacji z własnych przyjemności a często i celów.
Ja tez, z ta tylko jedyna i drobna roznica, ze nie dla byle ciotki- idiotki czy dziadka- szkaradka, tylko dla moich dzieci i mojej zony
Ja i dla ciotki i dla dziadka, jeśli jestem z nimi emocjonalnie związana przez lata wspólnych przeżyć. Ale gdybym miała wujka - ...jka podobnego w poglądach do ciebie, to raczej nie.

Nie widzisz roznicy miedzy wysiadywaniem przy zastawionym stole z kims, kogo widze raz do roku albo rzadziej a siedzeniem przy kawie z kims, kto spi prawie codziennie najdalej 5 m ode mnie i z kim dziele rozne dzienne sprawy, to Twoja sprawa. Ja te roznice widze
Taka sytuację stwarzasz sam nie widując się z dalszą rodziną. Część rodziny z sąsiedniego pokoju, czy z drugiej strony łóżka zawsze będzie mi najbliższa, co nie znaczy, że ta dalsza jest mi obca. Tym bardziej, jeśli rozmowy przy wspólnym stole zbliżyły nas emocjonalnie.

dyskutujesz nie z tym, co napisalem, tylko z tym, co chcialas przeczytac miedzy wierszami
Błędne wnioski. Masz zawężone pole widzenia.
A przyjaciol wybiera sie. Rodzine dostaje sie w spadku. Dlatego wole przyjaciol od rodziny
A ja z tego samego powodu w zasadzie odwrotnie, choć nieliczne i wypróbowane przez lata grono przyjaciół cenię na równi z rodziną :D
wizja domu z Ewunia- babcia, siegajaca po sloik z konfiturami albo robiaca wigilie dla 4 pokolen, jest na dluzsza mete skazana na funkcjonowanie tylko w starych filmach
Bardzo bym chciała tego doczekać. Tyle, że z tymi 4 pokoleniami, to zdecydowanie przesadziłeś - życia zabraknie. Doki - dziadek, to raczej z siostrami miłosierdzia będzie spędzał Wigilię w domu starców. Tam za odpowiednia opłatą może ktoś raczy ci tylko zmienić pampersa, bo na serdeczną rozmowę, to raczej nie licz.
Właśnie z powodu zaniku wartości rodzinnych ja chcę je pielęgnować w moim domu i ciesze się, że są jeszcze ludzie którzy też chcą to robić. Wierzę , że dzięki temu moje dziecko (może w przyszłości dzieci?) bedzie lepszym człowiekiem i że będzie wiedziała co w życiu naprawde się liczy i gdzie jest jej i nasze miejsce.
Agnes :D :D :D
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dyskutujesz nie z tym, co napisalem, tylko z tym, co chcialas przeczytac miedzy wierszami
Błędne wnioski. Masz zawężone pole widzenia.

 

Juz dajmy temu pokoj. Ty wyrobilas sobie zdanie o mnie na podstawie moich tekstow, nie zmuszaj mnie, bym ujrzal Twoj obraz w gifie, ktorego masz w sygnaturce. Zadalem pytanie:

 

Czy to (zmiany trybu i stylu zycia, jakie sie dzieja, a jakie podalem na swoim przykladzie) nie ma wplywu na to jak budujemy? Chyba jeszcze nieczesto. A czy powinno miec wplyw? Chyba tak.

 

Czy to jest jasne? Chyba nie, bo rzucilas sie na mnie z pazurami o cos, co jest OBOK PROBLEMU. Jaki mam wysnuc z tego wniosek? Tylko taki, ze nie rozumiesz tego, co napisalem. Nie twierdze, ze to Twoja wina- byc moze zbyt metnie pisze.

 

Doki - dziadek, to raczej z siostrami miłosierdzia będzie spędzał Wigilię w domu starców. Tam za odpowiednia opłatą może ktoś raczy ci tylko zmienić pampersa, bo na serdeczną rozmowę, to raczej nie licz.

 

Nie dojdzie do tego. Mam zbyt wyczerpujacy tryb zycia, by dozyc poznej starosci i w sumie to dobrze. Faktycznie, wizja, ktora roztaczasz, nie jest zbyt apetyczna. A jesli serdeczna rozmowa to taka jak teraz z Toba, to tez lepiej teraz, gdy nie mam nadcisnienia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Usiłowałam rzeczowo

 

:o :o :o :o :o :o :o

 

"Rzeczowo", to znaczy "uzywajac argumentow". Poki co wyglosilas tyrade o mojej malosci, podlosci i czym tam jeszcze i ze wolisz byc oddalona ode mnie jak najwiekszym dystansem.

 

No to teraz pytam: gdzie jest to rzeczowe podejscie? W tym, ze wyartykulowalas swoja opinie o moim widzeniu tych spraw, a nastepnie przedstawilas swoja wizje tychze spraw, nie motywujac dlaczego niby Twoj poglad jest "lepszy" od mojego? Przy czym w ogole nie chodzilo ani o jedno, ani o drugie.

 

Czy budujac swoj wymarzony dom bralas pod uwage, ze Twoje zycie bedzie wygladac zupelnie inaczej moze juz za 20 lat? Ze zmieniaja sie tak ugruntowane zwyczaje jak postna wigilia (przynajmniej oficjalnie. Tu w Belgii podstawowym daniem na wigilii jest indyk i dziczyzna, ale to nie dla mnie. Tego zwyczaju akuraj JA nie zamierzam zmieniac)? Wezmy to, ze ropy naftowej wystarczy tak gdzies do 2025 roku, pozniej ceny paliw pojda ostro w gore. Nie bedzie nas stac na samochod. Pobaw sie w futurologa, zobacz, jak szybko zmienia sie swiat.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy budujac swoj wymarzony dom bralas pod uwage, ze Twoje zycie bedzie wygladac zupelnie inaczej moze juz za 20 lat?
Tak, dlatego szukam domu na swój "wymiar". Nie interesują mnie rezydencje.

Pobaw sie w futurologa, zobacz, jak szybko zmienia sie swiat.
To akurat widzę. Ale jednocześnie chcę zachować w swojej bezpośredniej bliskości, to co dla mnie jest najważniejsze, co ma największą wartość. Do świata dostosowuję się jedynie w takim wymiarze, w jakim jest to niezbędne do życia.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja odpowiem, mam nadzieję, że rzeczowo, na pytania Dokiego.

Otóż tak:

Kupując dom brałam właśnie pod uwagę potrzeby moje, mojej rodziny i przyjaciół (a konkretnie moją chęc ich zapraszania).

To zdecydowało o tym, ze dom jest duży, bo potrzebujemy miejsca dla nas, rodziny, naszych przyjaciół i przyjaciół moich dzieci.

Tym bardziej, że teraz w tej całej gonitwie życiowej, po pierwsze nie ma czasu spotkać sie w tygodniu, więc przyjaciele przyjeżdzają na weekend i wtedy najczęściej nocują. W moim porzednim mieszkaniu było to trudne. Teraz nie.

Po drugie - własnie przyjeżdzają, a nie przychodzą, bo jakoś tak rozpierzchliśmy się po świecie, a mnie zależy na podtrzymaniu przyjażni i znajomości.

Ale muszę przyznać, że bralam też pod uwagę przyszłość, w której prawdopodobnie ten dom będzie dla nas za duży, niewygodny (schody na piętro i do piwnicy, sprzątanie, dbanie o duży ogród) oraz za drogi w utrzymaniu.

Liczę się z tym, że za ok. 15- 20 lat sprzedam ten dom i przeprowadzę się do nowego, który chciałabym wtedy wybudować, a nie kupić.

Z resztą tak zrobili ludzie, od których kupilismy dom. Dla nich było to trudniejsze, bo tego domu nie kupili, tylko dostali po rodzicach i ta kobieta się tu wychowała. Oddając nam klucze, obydwoje płakali.

Ale mimo tego, racjonalnie podjeli decyzję i w wieku ponad 50 lat zaczeli budowę i wybudowali sobie mały domek na emeryturę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmmmm..... Aleście się tu rozcietrzywili :o Takie głębokie dyskusje to przy piwie lepiej wychodzą niż w Internecie. :lol: Mam odczucie, że każde z Was ma trochę racji, chociaż trudno to ułożyć w spójną całość. Tak naprawdę to wszystko chyba bierze się stąd, że ludzie są po prostu różni a każdy człowiek należy do jakiejś rodziny. Czy ją kocha, lubi szanuje itd zależy właśnie od tego, komu los dał taki a nie inny skład rodzinny. Jednemu Balcerowicza, drugiemu Leppera. Nasze oczekiwania wobec rodziny i oczekiwania rodziny wobec nas mogą się niestety często bardzo różnić. Dlatego jedni kochają, inni nie za zbytnio. A znajomych czy przyjaciół można sobie wybrać. Często wolimy przyjaciół od rodziny i naprawdę może to mieć głębokie uzasadnienie. Sprawa nieco gorsza - mnie zresztą mocno dotyczy - chroniczny brak czasu na spotkania i z rodziną i z przyjaciółmi. Ostatnio chodzi mi po głowie taki pomysł, żeby ludziom bliskim memu sercu zaoferować np. w 3 sobotę każdego miesiąca "Wieczór dla przyjaźni". I każdy kto będzie chciał i mógł, może tego dnia bez uprzedzenia, umawiania itd. po prostu do nas wpaść. Niezobowiązująco, bez typowej otoczki i atmosfery imienin, świąt czy innych "jazd obowiązkowych". Czynne od 18.00 do ostatniego gościa :lol: Fajnie by było......
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ano wlasnie. Przemyslenia nad przyszloscia domu byly u nas w fazie projektu, a namawiali nas do tego nasi architekci. Jak juz kiedys mowilem, projektantow naszego domu zaliczamy do naszego grona przyjaciol juz dluzej niz cala budowlana afera. Wspolpraca z nimi ukladala sie moim zdaniem lepiej niz z innymi architektami, bo sa to ludzie, ktorzy znaja Polske bardzo dobrze, prowadza swoj dom tak "po polsku", wiec wiele rzeczy nie trzeba bylo uzgadniac, bo byly jasne dla obu stron (a rodowici Flamandowie buduja jednak inaczej niz ja sobie wyobrazam jak powinno byc zbudowane) dzieki wspolnemu kodowi kulturowemu. Z drugiej strony, poniewaz sa troche starsi od nas i ich dzieci wlasnie wylatuja z gniazda, a w dodatku ich bagaz doswiadczen zyciowych jest inny, ich spojrzenie na funkcje (a wiec i strukture) domu bylo troche inne. To oni (zwlaszcza Ona) przekonywali nas "po co wam wielki rodzinny dom, ktore dziecko chce jeszcze mieszkac u rodzicow". No i troche posluchalismy, a troche nie. I teraz siedze i zastanawiam sie, czy i to musze dopisac do listy bledow popelnionych w czasie budowy.

 

Najlepsza Zona Swiata uwaza, ze "trzeba bylo kupic mieszkanie, to nie byloby tego calego zawracania glowy", ale ja nie chce po wieki wiekow mieszkac w szufladzie, wiec to odpada.

 

Ale tez np kwestie latwosci przejscia na uzycie innych zrodel energii, rozplanowanie instalacji pod katem nie jednego malego dziecka, ale dwojki dorastajacych, wieelki pokoj goscinny, ktory mozna przerobic prawie na osobne mieszkanko bez osobnego wejscia, fakt, ze na strychu (bo w koncu ktores z naszych rodzicow owdowieje). No i tak bije sie z myslami. :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ewunia, chyba nie do końca zrozumiałaś Dokiego... Przecież on wcale nie napisał tego, co ty tam wyczytałaś.. Wyrwane z kontekstu zdania nie oddają całej treści i klimatu wypowiedzi. On tylko wyraził pewną myśl, wątpliwość ( w końcu zwróć uwagę na tytuł tego podforum), w tonie refleksyjno - filozoficznym. Zaczął zastanawiać się nad pewnymi sprawami, które nie są tak proste, jak byśmy sobie życzyli. Choć nie we wszystkim się zgadzam, mnie jednak jego wywód sie spodobał. I to dobrze, że ludzie mają różne zdania i poglądy na wiele spraw, bo rozmawiając można spojrzeć na świat z innego punktu widzenia.

Ty zaś ruszyłaś szturmem na niego, nie polemizując z jego poglądami, lecz zaatakowałaś go jako osobę. Uważam, że mówienie komuś, że nie chciałoby się go za przyjaciela lub w rodzinie, jest wyjątkowo przykre i nie świadczy dobrze o mówiącym, poza tym, co to wnosi do rozmowy?

Może masz wiele wspaniałych zalet, które doceni twoja liczna i kochająca rodzina, ale jednej nie masz na pewno..TOLERANCJI..

Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...