Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

13 Grudzień - co robiliście tego dnia ?


aandrzejek

Recommended Posts

Chodzi oczywiście o rok 1981. Ja pamiętam tylko, że nie było teleranka. Zresztą miałem wtedy 6 lat i mieszkałem w małej wsi.

Jak wy zapamiętaliście stan wojenny? Byliście jakoś prześladowani (Wy lub Wasi bliscy), musieliście się ukrywać? Czy byliście po drugiej stronie barykady? Jak zmieniło się Wasze życie w pracy? na uczelni? w szkole? może w przedszkoly?

Jeśli ktoś chce podzielić się wspomnieniami to zapraszam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W nocy z 12/13 grudnia oglądzałem z żoną film w telewizji. Telewizor był czarno-biały. Film Św. Michał miał koguta. Dokładnie o 24 przerwano film. Na ekranie ukazała się speakerka i powiedziała: "Na tym kończymy program dzisiejszy" . I koniec.

Rano nie było teleranka, radio nie działało, Trójka i "60 min na godz." - Cisza. około 11 wpadli sąsiedzi wołając "wojna"...

A późnije to już długa historia. Życie się zmieniło.

 

 

Pozdrawiam

Tomek

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystko się załamało... Wszystko... Łaziliśmy jak pijani po ulicach, czytając te białe szpalty obwieszczeń, nie bardzo rozumiejąc co się stało... Jak to ? Oni Nam to zrobili ? Jednak ??? A przecież od marca mówiło się o tym, ze może tak być...

Był zimny dzień, śnieg leżał na ulicach...

Potem, w 1982 roku, matura, przedtem studniówka, która musiała skończyć się o 22.00, dyrektor ogólniaka, który jeszcze pół roku wcześniej z pasją mówił o Katyniu, teraz "wiecie, nie można, nie można"...

Parę razy łomot od milicji, raz scieżka zdrowia, rewizje, strach, ale i Wielka Nadzieja...

Kasety, Kaczmar i piosenki internowanych z Białołęki i Gołdapi, przegrywane na magnetofonach, "Wolna Europa" i "Głos Ameryki", stosy bibuły po plecakach, spotkania "nielegalne"...

Ale chciało się żyć... wtedy...

 

"Zielona wrona

dziób wężem szamerowany

kto nie da drapaka

kto nie chce zakrakać

ten będzie internowany..."

[na melodię "Teraz jest wojna"]

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...........pierwsze odczucie........strach.Mój ukochany wtedy w wojsku...niedaleko, a za daleko.Wiem co oni wtedy mówili " mamy już ostrą na składzie...niech tylko wejdą...będziemy lać..my nie Węgrzy ani Czechosłowacja..." Każdy dzień jak modlitwa. Ocenzurowane każde słowo. Ale czasy..płakać się chce. Ja nie śpiewałam Kaczmarskiego...stałam w okropniastych kolejach za przepustką..by dotrzeć do niego..upodlona ,przeszukana 5 razy na każdych rogatkach.

Dziękuję Najwyższemu za pobraną lekcję pokory. Bo nic innego nie umiem powiedzieć...nawet teraz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chciałam odpisac anonimowo, ale sie nie da.

 

!3 grudnia o swicie obudzily nas krzyki zołnierzy. Otoczyli schronisko w gorach, wyrywali nas z łóżek. Oni byli przerażeni, my zdezorientowani. Mieli broń, amunicje ostrą. telefony nie działaly w tv gadał naokrąglo kiepski gościu w czarnych okularach. Mowił, ze nas ratuje.....

Dali nam godzine na spakowanie i zjazd na dół, ale szef sie nie zgodził, tak więc pod lufami karabinkow przeszlismy caly egzamin. Dopiero po ciemku zjechalismy do miasta. W domu cyrk, mama musiała sie ukrywac, UB odpuścilo dopiero po 2 tygodniach. nasze miasteczko zostalo przeznaczone na szpital i zamknęli dojazd do niego na miesiąc. bylsmy odcięci od wszystkiego, czasami nawet nie bylo pieczywa. Nie mielismy ZOMO, mielismy wojsko. I tyle, więcej nie będę pisać. W każdym razie łatwo bylo wpaść w klopoty, a że to moja specjalność.... :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 grudnia......rano włączyłam synowi telewizor na bajkę i ....cisza. Telefony nie działały. Poczta pantoflową dowiedziałam się, że jest "wojna". Ogarnąl mnie ogromny strach. Potem dowiedziałam się, że nie jest to wojna tylko stan wojenny. Pojechałam do rodziców. Okazało się, że mojego tate internowano. Zabrano go w środku nocy. Przez tydzień nie wiedzielismy, gdzie jest ani czy żyje. Tata wrócił na same Święta. To były rzeczywiście Święta. Widywałam wojsko na ulicach, czołgi...tzw. akcje z gazem i pałkami. Ponieważ mój syn chodził do przedszkola w Śródmieściu a mieszkaliśmy na Żoliborzu niestety byłam częsty świadkiem takich zamieszek. Wtedy bałam się przede wszystkim o dziecko, żeby przez przypadek nic mu się nie stało. Po za tym nie się nie zmieniło. W pracy było jak przed stanem wojennym...tylko ludzie sympatyczniejsi.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pamiętam jak nosiłam tacie jedzenie do stoczni szczecińskiej, gaz łzawiący na ulicach, czołgi, które przejeżdżały koło naszego domu... Ale najbaradziej, jak kiedyś stałam na przystanku tramwajowym z lizakiem w ręce (wiecie taki okrągłe z kwiatkiem w środku) i wszyscy się dziwili skąd ja mam tego lizaka. Byłam dumna jak paw. Mój wujek był komendantem straży pożarnej. Dzień, a raczej wieczór, wcześniej miał straszelną popijawę i budzenie go do pracy w nocy wyglądało mniej więcej tak jak w "Czerdziestolatku" na druga akcję klin...

Ach, no i Popiełuszkę, oporniki w klapach u rodziców..... Kurcze, dużo tych wspomnień.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdyby nie stan wojenny pewnie nie byłbym wstanie powiedzieć cokolwiek o tym co mnie spotkało konkretnie w siódmym roku życia. A tak również mnie generał zafundował wyraźny znacznik w autobiografii. Standardowo pamiętam brak Teleranka i generała na okrągło, żołnierzy i wozy opancerzone na skrzyżowaniach, koksiaki na przystankach i strach rodziców szczególnie w pierwszych dniach. Okazało się, że kuzyn przetrzymany nadterminowo w LWP dostał przydział akurat na krzyżówkę tuż obok mojego domu więc co dzień gościł u nas przedstawiciel sił reżimu na domowym obiadku i gorącej kawie. Ja w domu miałem okazje dokładnie obejrzeć jego kałacha i zwiedzić skota na posterunku drogowym. Pamiętam też jak z mamą wielokrotnie nielegalnie przekraczałem granicę aby kupić chleb w prywatnej piekarni poza granicami administracyjnymi mojego miasta. Ciekawie było jeszcze w Grudniu jak przyniosłem do domu skrzętnie pozbieraną na ulicy bibułę - rodzice byli pod wrażeniem mojego wyczynu :) . Osiem lat później byłem już bardziej świadomy przełomu.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8) ... 12-tego koło 22-giej zadzwonił Ojciec z pracy na Miłocinie żeby zapytać czy wszyscy są w domu i powiedzieć, że u nich podejrzanie śmierdzi i strasznie wieje ze wschodu, i żeby nigdzie się nie włóczyć tylko siedzieć w domu... Nie pierwszy raz miał dyżur, i nie pierwszy raz ostrzegał mego Brata przed nocnymi eskapadami... O północy wysiadł nadajnik w Chwaszczynie (w trakcie dobrego filmu), ale to nie pierwszyzna... Ranek 13-tego spędziłem na szykowaniu opakowania i przelewaniu benzyny... Tego dnia bowiem, byłem umówiony z kolegą z Przymorza na odbiór od niego motoroweru. Szkopuł był w tym, że motorower był ciut popsuty i nie miał paliwa, więc musiałem mieć ze sobą i narzędzia i to nieszczęsne paliwo (benzynka z olejem), i w dodatku dostać się jakoś z tym "niezbędnikiem wywrotowca" na drugi koniec trójmiasta (no, z Sopotu...). Kiedy koło południa byłem gotowy do wyjścia, Mama kazała mi usiąść przed telewizorem i uważnie posłuchać.

... Zmroziło mnie... I co ja teraz zrobię ? Telefony nie działają, młodszy Brat z samego rana gdzieś się urwał, a ja mam kolejką dyndać się z tą benzyną na Przymorze ? A co potem ? Miałem przyjechać tym motorowerem do domu, ale jak mi go po drodze zarekwirują na potrzeby wojny ?

Nie było wyjścia, umowa to umowa, chlebak pod pachę i opłotkami do kolejki ... Tylko na wierzch chlebaka wpakowałem brudny fartuch z pracowni chemii nieorganicznej, biały ale mocno poplamiony i przesiąknęty smrodami laboratorium. W kolejce tylko zwykła kontrola biletów, ale "podobno " w Oliwie (większa stacja) rewidują wszystkich... Wolałem nie ryzykować, wysiadłem na Żabiance i dymałem per pedes na przełaj do falowca na Przymorzu... Kawał drogi, słowo daję !

Motorower "naprawiłem" i uruchomiłem po jakichś 2-ch godzinach grzebania przy latarce, a popsute było dosłownie wszystko!, w piwnicy, bo kolega był przerażony i bał się wychodzić na dwór... I pojechałem ...

Dopóki jechałem bez świateł, bo droga osiedlowa, bo działki, bo jakieś latarnie, to wszystko było w porządku, ale jak tylko włączyłem światła, to silnik padał... Mrygałem więc tymi światłami jak kiepska choinka by cokolwiek zobaczyć przed kołami i by jakkolwiek jechać... Paliwa wystarczyło na połowę drogi... Pozostałe 5km pchałem tę "maszynę"...

Zdążyłem przed godziną policyjną , ale jak wchodziłem do domu to ręce i nogi trzęsły mi się jak galareta... Bynajmniej nie ze strachu... Nie spotkałem ani jednego patrolu.

... Na czerwonej ramie zrobiłem biały napis "PEGAZ-81 dec 13"...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mój Boże.... Do czwartej rano graliśmy z przyjaciółmi w brydża. Grał magnetofon, więc świat do nas nie docierał. Nasz półroczny synek spał sobie smacznie w łóżeczku. O 9 rano obudził nas ostry dzwonek do drzwi - przygnębiony i przerażony teść zawiadomił męża, żeby natychmiast pojechał na komendę zdać broń (obaj myśliwi). NIE WIERZYŁAM, ŻE SIĘ ZDECYDOWALI NA STAN WOJENNY. Mój synek 2 miesiące po operacji ratującej życie, my mieszkamy w wynajętym mieszkaniu bez meldunku, a ja w ciązy....

Właśnie dziś zadzwonił z USA z życzeniami świątecznymi znajomy, któremu pół roku po 13.12 i zaliczeniu internatu, wyrzuceniu żony z pracy i córki z liceum, a o reszcie nawet nie wspomnę, zaproponowano paszport w jedną stronę. I powiedział, że chyba w przyszłym roku wróci na stałe do Polski.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szkoda gadać. Byłem wtedy w wojsku, pobór jesień 80 - jesień 82. Gorzej nie mogłem trafić. 13 grudnia stałem SKOTem w Jastrzębiu pod Manifestem Lipcowym i Borynią. W wojnie jaruzelsko-POLSKIEJ byłem wbrew sobie po stronie pierdolonej wrony. Do dzisiaj to głęboko siedzi we mnie. Szkoda gadać.

aandrzejku, jedni mają wspomnienia o braku teleranka, a inni ..... Nie chce mi się wspominać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 grudnia 1981.. miałem 8 lat z kawałkiem, oczywiście brak Teleranka rano, a później jakaś obrzydliwa bajka, powtarzana kilka razy w ciągu dnia, wszechobecny general. Mieszkałem na osiedlu wojskowym, ojciec zawodowy żołnierz w stopniu sierżanta. Kilka razy w ciągu dnia był u nas żołnierz (w pełnym uzbrojeniu) po ojca, że koniecznie musi stawić się do jednostki. Ojca w domu nie było, pojechał dzień wcześniej pod Koszalin do babci - Łucji (imieny 13 grudnia), to taka tradycja rodzinna. Koło południa wpadł do nas dziadek, ojciec ojca i zaczął nas straszyć, że ojca rozstrzelaja za dezercje. Strach w oczach, ja 8 lat, brat 2 lata, pod wieczór pojawił się ojciec, pokonanie 130 km zajęło mu cały dzień. Przebrał się i pojechał do jednostki, pierwszy raz podezwał się po dwóch dniach, a w domu był dopiero pierwszy raz po tygodniu. Na szczęście jednostka radiolokacyjna, więc takiego wielkego strachu o ojca nie było (pomijając dwa pierwsze dni niepewności). Potem było już lepiej, ojciec bywał w domu dwa-trzy razy w tygodniu. Pamiętam też że była wtedy niezła zima, potem były zakumplowane panie kioskarki, potem kilkudniowe kolejki za butami i kapciami (brało sie co było - handel wymienny kwitł w najlepsze). Ale wracając do 13 grudnia, po osiedlu chodziły uzbrojone po zęby patrole, każdy się ich bał, czuło się że coś wisi w powietrzu. Może nie miałem żadnych "kombatanckich" wspomnień, ale coś tam się przeżyło, kilka ulotek przyniosłem do domu, bo były na nich śmieszne rysunki, do dziś są w domowym archiwum. No cóż takie były czasy, dziś ciężko w to uwierzyć, ale tak bylo...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szkoda gadać. Byłem wtedy w wojsku, pobór jesień 80 - jesień 82. Gorzej nie mogłem trafić. 13 grudnia stałem SKOTem w Jastrzębiu pod Manifestem Lipcowym i Borynią. W wojnie jaruzelsko-POLSKIEJ byłem wbrew sobie po stronie pierdolonej wrony. Do dzisiaj to głęboko siedzi we mnie. Szkoda gadać.

aandrzejku, jedni mają wspomnienia o braku teleranka, a inni ..... Nie chce mi się wspominać.

 

Do żołnierzy nikt nie ma pretensji, nieraz stawali kordonem między górnikami a ZOMO :evil:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W sobotę 12.12.81. impreza była super, całą klasą bawiliśmy się na wycieczce w Beskidach, noclegi w Ustroniu (w tych trókątach), rano o 7.00 pobudka, w radiu nadają coś o stanie wojennym, natychmiast wszyscy mają się udać do miejsc zamieszkania, w pociągu tłok nieziemski, przymusowe wakacje do początku stycznia...

Uczucia: głównie niepokój o strajkującego ojca, 15.12. na pobliskim Manifeście Lipcowym ZOMO-wcy spałowali żony strajkujących górników, które przyszły po wypłatę...

16.12. zamordowali górników na Wujku... świat się zawalił, ale żyć trzeba...

W maju ,,wojenna" matura, komers, studia,wojsko, praca...

Nie jest ważne, że ta praca jest ciężka i niebezpieczna,

najbardziej boli to, że większość Rodaków przekona się o tym, że jest potrzebna dopiero wtedy, gdy będziemy musieli importować węgiel...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W tym roku miałam 7 lat i nie pamiętam tego dokładnie, ale jak czytam co starsi forumowicze przeżyli to może się to wydać głupie, ale niektórym zazdroszczę. Chociażby poczucia jedności, tego, że coś się zmienia, nadziei na lepsze. Niestety obecnie podejrzewam gdyby trzeba było stanąć w obronie naszego kraju nie byłoby zbyt dużo patriotów(może się mylę mam taką nadzieję) Jednak to co wydarzyło się po roku 81 podejrzewam, że w niejednej osobie, która walczyła o wolność może budzić zniechęcenie, bo coż, że nie ma kolejek, które najlepiej pamiętam bo w roku 81 zmarła moja matka i czas wojenny w nich spędziłam , ale to co wydarzyło się później to niestety nie jest happy end.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Byłem na spotkaniu towarzysko-brydżowym w gronie koleżanek i kolegów z grupy studenckiej. Telewizji nie oglądaliśmy. Rano widzieliśmy tylko sporo osób na dachach bloków regulujących anteny telewizyjne :wink: . Byliśmy trochę zdziwieni i rozweseleni tą "masowością" . Był to właściwie jedyny wesoły fragment tego dnia. Potem dopiero dowiedzieliśmy sie o przyczynie "zaniku sygnału".

 

Po kilku dniach udało nam się uzyskać za porednictwem uczelni przepustki na pobyt w strefie przygranicznej. Powód oficjalny- zabezpieczenie na okres zimowy górskiej chatki studenckiej. Powód nieoficjalny spotkanie sylwestrowe w swoim gronie - mimo wszystko.

2 stycznia do chatki weszli milicjanci + WOP. Sprowadzili nas do wioski na komisariat, gdzie po 10 godzinach przetrzymania wypuszczono nas z "wilczym biletem" na pobyt w gminie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month później...
Jak do tej pory najgorszy okres mojego życia. Pierwszy rok studiów na morderczym wydziale AGH. 13 do 3 rano rozwiązywaliśmy całki. Na uczelni strajk, w Hucie strajk. Głód. Smak starego smalcu ze skwarkami w słoiku na parapecie za oknem. Gorzka herbata i chleb bez niczego. Kto tego nie jadł - nic nie zrozumie. Stary chłop a łzy mi ciekną jak to pisze. I ta muzyka z akademickiego głośnika. Nielegalne rado KBL 01, Studio Akropol...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...