Paty 26.10.2009 08:00 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Października 2009 a moim zdaniem autorce wątku brak fajerwerków w małżeństwie, uniesień i chemii z początku związku..............po paru latach wszystko powoli blednie i bardzo dużo zależy od nas czy z tyłu głowy będziemy pamiętać o tym co nas połączyło ( bo chyba nie wzięliście ze sobą ślubu z rozsądku) . Z miłość nie jest dana raz na zawsze i z taką sama mocą będzie w nas zawsze , o miłość trzeba dbać, trzeba ja pielęgnować, trzeba ja podsycać................. oczywiście, ze tak, ale to dotyczy obojga. Trudno jest samodzielnie podsycac, pielęgnowac uczucia, dbac o to wszystko przez ileś tam lat. Nawet najbardziej wytrwała osoba by poległa, gdy nie ma odzewu. Tkwić w nieudanym związku dla dobra dziecka - nigdy w życiu. Dziecko czuje i widzi bardzo dobrze, nie jest glupie, niezaleznie od tego w jakim wieku, by nie było. I jeżeli zalezy nam na tym, by wychowac szcześcliwe dziecko nie można pozwolić, aby żyło w zimnym emocjonalnie domu. A i o sobie warto myslec. Tylko trzeba naprawdę zadac sobie pytanie: czy ja go kocham? Bo jesli jest uczucie, to warto walczyć - warto chociaz spróbowac. Szczera rozmowa, ustalenie jakichs reguł wspólnego zycia (tych dotyczących wspólnego czasu) np. raz na tydzień wspólna wyprawa z dzieckiem (plac zabaw, kino, ciekawe miejsca), jakis wieczór w tygodniu tylko dla siebie: mąz wtedy ma wrócić wczesniej z pracy itp, itd. Ale to tylko wtedy, gdy jest uczucie.... zgadzam się .........że do tanga trzeba dwojga..........ale coś kiedyś tych dwoje ludzi połączyło ze sobą czyli zakładam że jakieś uczucia jeszcze istnieją chociaż może w tej chwili głęboko schowane.............nie znamy relacji z drugiej strony trudno nam ferować wyroki i stwierdzać że uczucie wypaliło się z obydwu stron............. jeżeli chodzi o szczęście dziecka to ono juz chyba jest nieszczęśliwe i zagubione ,jeżeli czuje co się w domu dzieje...... więc rozwód wcale nie będzie dla niego jakimś wielkim szczęściem , ono chce mieć dwoje kochających się rodziców , wtedy będzie szczęśliwe i spokojne więc ani rozwód ani pozostanie w nieudanym związku nie będzie dobre dla dziecka........... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
EZS 26.10.2009 08:05 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Października 2009 punkt widzenia męża: baba siedzi w domu i z nudów sama nie wie czego chce, a ja się zaharowuję dla niej i dla dziecka. Kredyt musi ktoś spłacić a jej się chemii zachciało. Twój mąż realizuje się w pracy a w dodatku w jego mniemaniu w ten sposób wyraża miłość i odpowiedzialność za rodzinę.Bardzo się zdziwi, jak zaczniesz mówić o rozwodzie.Na razie, z tego co piszesz, wyłania się taki właśnie obraz. Jeżeli jest drugie dno, to my o nim nie wiemy.. Chyba musisz pogadać z mężem. O tym, ze chcesz go odciążyć, że za dużo pracuje, że jak go szlak trafi to co zrobicie. jednym słowem, że chcesz iść do pracy. A czy chcesz???Kwestę alimentów na siebie rozważałaś, ale o pracy za dużo nie piszesz...Czy ty przypadkiem nie chcesz, żeby siedział, trzymał cię za ręce i jeszcze dużo zarabiał... Tak to tylko w telewizorze. Jak nie chcesz do pracy, to idź na jakieś dodatkowe studia, które potem dadzą ci lepszą pracę. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
morfeusz1 26.10.2009 08:14 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Października 2009 a moim zdaniem autorce wątku brak fajerwerków w małżeństwie, uniesień i chemii z początku związku..............po paru latach wszystko powoli blednie i bardzo dużo zależy od nas czy z tyłu głowy będziemy pamiętać o tym co nas połączyło ( bo chyba nie wzięliście ze sobą ślubu z rozsądku) . Z miłość nie jest dana raz na zawsze i z taką sama mocą będzie w nas zawsze , o miłość trzeba dbać, trzeba ja pielęgnować, trzeba ja podsycać................. oczywiście, ze tak, ale to dotyczy obojga. Trudno jest samodzielnie podsycac, pielęgnowac uczucia, dbac o to wszystko przez ileś tam lat. Nawet najbardziej wytrwała osoba by poległa, gdy nie ma odzewu. Tkwić w nieudanym związku dla dobra dziecka - nigdy w życiu. Dziecko czuje i widzi bardzo dobrze, nie jest glupie, niezaleznie od tego w jakim wieku, by nie było. I jeżeli zalezy nam na tym, by wychowac szcześcliwe dziecko nie można pozwolić, aby żyło w zimnym emocjonalnie domu. A i o sobie warto myslec. Tylko trzeba naprawdę zadac sobie pytanie: czy ja go kocham? Bo jesli jest uczucie, to warto walczyć - warto chociaz spróbowac. Szczera rozmowa, ustalenie jakichs reguł wspólnego zycia (tych dotyczących wspólnego czasu) np. raz na tydzień wspólna wyprawa z dzieckiem (plac zabaw, kino, ciekawe miejsca), jakis wieczór w tygodniu tylko dla siebie: mąz wtedy ma wrócić wczesniej z pracy itp, itd. Ale to tylko wtedy, gdy jest uczucie.... zgadzam się .........że do tanga trzeba dwojga..........ale coś kiedyś tych dwoje ludzi połączyło ze sobą czyli zakładam że jakieś uczucia jeszcze istnieją chociaż może w tej chwili głęboko schowane.............nie znamy relacji z drugiej strony trudno nam ferować wyroki i stwierdzać że uczucie wypaliło się z obydwu stron............. jeżeli chodzi o szczęście dziecka to ono juz chyba jest nieszczęśliwe i zagubione ,jeżeli czuje co się w domu dzieje...... więc rozwód wcale nie będzie dla niego jakimś wielkim szczęściem , ono chce mieć dwoje kochających się rodziców , wtedy będzie szczęśliwe i spokojne więc ani rozwód ani pozostanie w nieudanym związku nie będzie dobre dla dziecka........... nie pisałam, że rozwód bedzie szczęściem dla dziecka. Rozód będzie trudnym czasem, trudnym przezyciem - dlatego wyżej podawałam linki do książek, bo o dziecko trzeba szczególnie zadbac w tym czasie. Miałam na mysli to, co też pisałam już wyżej, że dziecko żyjąc w domu, gdzie rodzice się mijają, gdzie nie mają dla siebie ciepłego słowa, nie interesują się sobą, mają do siebie wiecznie pretensje i żale - chłonie te uczucia, tę atmosferę jak gąbka. I bardzo, bardzo często pojawiają się u niego później problemy emocjonalne, zaburzenia itp. A nawet jak się takie nie pojawią, to najprawdopodobniej bedzie miało kłopoty ze stworzeniem innego związku w dorosłosci. Bo nawet, jak bedzie chciało inaczej, to niestety to, co czego doswiadczaliśmy w dzieciństwie przez wiele, wiele lat, tkwi głęboko w podswiadomości i w chwilach trudnych często się wybiera tę samą "ściezkę" zachowania. Dziecko do szczęscia potrzebuje szczęśliwych rodziców. Potrzebuje stałości w emocjach, bezpieczeństwa, ciepłej atmosfery. Burze emocjonalne, które fundują rodzice, pozostający ze sobą dla mylnie pojmowanego "dobra dziecka" często sa gwarantem rozchwiania emocjonalnego i róznorakich problemów w przyszłości. Rozwód nie musi oznaczać, że dziecko traci jedno z rodziców. Rozpisałam się na temat trochę inny, bardziej skupiłam się tu na dziecku, ale stwierdzenia, ze trzeba tkwic w nieudanym związku "dla dobra dziecka" itp. itd. wkurzają mnie potwornie. Wystarczy porzucić idealistyczne pojęcie o rodzinie, poczytac trochę fachowej literatury (nie ma nic w tym złego) żeby się dowiedzieć co można zafundowac dziecku, pozostając w takim związku. Oczywiście cały czas zaznaczam, że nie ma miłości już między rodzicami, ze się mijają, sa obok siebie, nie poswięcają czasu sobie, mają wiecznie jakieś pretensje i żale. Nie tylko alkoholizm, zdrada, bicie itp. sa przyczynami rozwodów. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
morfeusz1 26.10.2009 08:21 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Października 2009 punkt widzenia męża: baba siedzi w domu i z nudów sama nie wie czego chce, a ja się zaharowuję dla niej i dla dziecka. Kredyt musi ktoś spłacić a jej się chemii zachciało. Twój mąż realizuje się w pracy a w dodatku w jego mniemaniu w ten sposób wyraża miłość i odpowiedzialność za rodzinę. Bardzo się zdziwi, jak zaczniesz mówić o rozwodzie.Na razie, z tego co piszesz, wyłania się taki właśnie obraz. Jeżeli jest drugie dno, to my o nim nie wiemy.. Chyba musisz pogadać z mężem. O tym, ze chcesz go odciążyć, że za dużo pracuje, że jak go szlak trafi to co zrobicie. jednym słowem, że chcesz iść do pracy. . Też tak może być. Męzczyźni mają inny tok rozumowania niż kobiety, dlatego tak wazne jest by rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać. I faktycznie może on czuje, ze dba o Was najlepiej jak umie. Trzeba go wyprowadzić z błędu, że lepiej trochę mniej pieniędzy miec, a więcej czasu dla siebie - że to jest najważniejsze. Ale do tego jest potrzebna rozmowa, nei taka w biegu, nei taka z pretensjami, tylko szczera i spokojna. Jesli się kocha, bo jak się nie kocha, to nie ma co zbierac... I ta praca - gdybys nie decydowała się jednak na rozwód, to i tak warto cos ze sobą zrobić, by się uniezależnić finansowo. Praca, studia dodatkowe itp. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
daggulka 26.10.2009 08:32 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Października 2009 ja też mysle , ze jest jak EZS pisze , tylko nie chciałam tak prosto z mostu ino w bawełenke ładnie owinełam .... reasumując - uważam, że akpork powinna isć do pracy , zaczać z ludźmi przebywać , rozwijać się ... i bedzie o czym może wtedy z mężem pogadać ... a i mąż zauważy może w niej może bardziej interesującą babkę a nie tylko mleczarnię i niańke dla swoich dzieci oraz gosposie, praczke, sprzataczke, gotowaczke ...... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
kania 26.10.2009 08:40 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Października 2009 Akpork, ja sobie myślę tak - albo nie jest aż tak źle, jak piszesz, a pomysł rozwodu pojawił się we wściekłości, bo właśnie się pokłóciliście (szlag Cię trafił po kolejnym samotnym weekendzie, jakaś miarka się przebrała itp.) W takim razie dobry pomysł z pisaniem na forum, bo to działa jak wentyl bezpieczeństwa. Są tu życzliwi ludzie, którzy zrozumieją, bo sami od czasu do czasu toczą wojny domowe Wariant numer dwa - jest znacznie gorzej niż napisałaś i są sprawy jeszcze inne poważniejsze, których tutaj nie odkryłaś. Wiesz, wygląda to teraz tak, że zrobiło się nudno więc rozwód. No bzdura jakaś w małżeństwie z kilkunastoletnim stażem, z dzieckiem i mnóstwem wspólnych spraw. Masz dużo wolnego czasu i to Ty pierwsza powinnaś rozkręcić fajerwerki - mąż w którym momencie zatrybi, bo nie wierzę, że nie będzie chciał się oderwać od pracy, pracy, pracy i jeszcze raz pracy. Akpork, kochana pogadałaś o tym wszystkim z mężem? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
akpork 26.10.2009 09:27 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Października 2009 czytam sobie was uważnie i mieszane uczucia mam. Brak mi fajerwerków - nie .Mam świadomość , że nie będzie jak po miesiącu znajomości, motyle z brzucha wyleciały i nie będę nad tym płakać, bo taka kolej rzeczy. Oczekuję jednego wspólnego posiłku w tygodniu, chwili wspólnego czasu, zbyt wiele ? O pracy nie piszę ? owszem piszę, jest to teraz priorytet dla mnie (dziś umówiłam się dwie rozmowy), już wiem, że mam prawo domagać się alimentów na siebie, nie zamierzam jednak tego robić. Zaczęłam pracę jako nastolatka i nie jest to dla mnie żadna nowość,mam dwie ręce , głowę, dam radę. A z pracy zrezygnowałam, na prośbę męża, oczywiście nie był to przymus, poprostu potrzeba na tamten czas. Mówicie o pomocy mężowi w firmie, przerabialiśmy to jakiś czas temu, niestety nie sprawdiło się. Była to kolejna skrajność,kilkanaście godzin razem i jedyny temat to była firma, nawet w domu byliśmy w pracy. Mało tego branża jest bardzo specyficzna, trzeba mieć specjalistyczną wiedzę by to ogarnąć, ja tej wiedzy nie posiadam. I jeszcze kilka spraw dla rozjaśnienia sytuacj:Nie poznałam nikogo i nie planuję się ponownie wiązać .Jestem w trakcie studiów uzupełniającychMąż nie pracuje w weekendy - ten czas spędza z kolegami realizując swoje zainteresowania. I jeszcze słowo, któraś z was pisze o swoim małżeństwie, ze każde z was "przed swoim kompem". Dla mnie to już nie jest związek, to zycie obok siebie pod jednym dachem, z wygody, przyzwyczajenia, nie wiem dlaczego. Ja tak nie chcę ,żyć, to zycie ze wspólokatorem, nie partnerem. A no i mąż nie był tak strasznie zdziwiony propozycją rozwodu. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
agnieszkakusi 26.10.2009 09:35 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Października 2009 a ja powiem szczerze, że nigdy nie rozumiałam kobiet, które same zdecydowały się na to, żeby siedzieć w domu i nie chodzą do pracy. Po pierwsze kwestia dobrego samopoczucia, kontaktu z ludźmi, własnego świata. Po drugie kwestia bardziej przyziemna typu składki emerytalne, rentowe, doświadczenia w pracy. Później następuje jakiś krach typu rozwód czy nie daj bóg śmierć partnera i kobieta budzi się z ręką w nocniku.Akpork, ja myślę, że Ty po prostu masz zbyt wiele czasu na rozmyślanie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
morfeusz1 26.10.2009 09:39 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Października 2009 czytam sobie was uważnie i mieszane uczucia mam. Brak mi fajerwerków - nie .Mam świadomość , że nie będzie jak po miesiącu znajomości, motyle z brzucha wyleciały i nie będę nad tym płakać, bo taka kolej rzeczy. Oczekuję jednego wspólnego posiłku w tygodniu, chwili wspólnego czasu, zbyt wiele ? O pracy nie piszę ? owszem piszę, jest to teraz priorytet dla mnie (dziś umówiłam się dwie rozmowy), już wiem, że mam prawo domagać się alimentów na siebie, nie zamierzam jednak tego robić. Zaczęłam pracę jako nastolatka i nie jest to dla mnie żadna nowość,mam dwie ręce , głowę, dam radę. A z pracy zrezygnowałam, na prośbę męża, oczywiście nie był to przymus, poprostu potrzeba na tamten czas. Mówicie o pomocy mężowi w firmie, przerabialiśmy to jakiś czas temu, niestety nie sprawdiło się. Była to kolejna skrajność,kilkanaście godzin razem i jedyny temat to była firma, nawet w domu byliśmy w pracy. Mało tego branża jest bardzo specyficzna, trzeba mieć specjalistyczną wiedzę by to ogarnąć, ja tej wiedzy nie posiadam. I jeszcze kilka spraw dla rozjaśnienia sytuacj: Nie poznałam nikogo i nie planuję się ponownie wiązać . Jestem w trakcie studiów uzupełniających Mąż nie pracuje w weekendy - ten czas spędza z kolegami realizując swoje zainteresowania. I jeszcze słowo, któraś z was pisze o swoim małżeństwie, ze każde z was "przed swoim kompem". Dla mnie to już nie jest związek, to zycie obok siebie pod jednym dachem, z wygody, przyzwyczajenia, nie wiem dlaczego. Ja tak nie chcę ,żyć, to zycie ze wspólokatorem, nie partnerem. A no i mąż nie był tak strasznie zdziwiony propozycją rozwodu. to fajnie, że umówiłaś się na dwie rozmowy już i robisz studia uzupełniające, czyli działasz, rozwijasz się, super Z tego, co piszesz, wynika, że powiedziałas już mężowi o tym, ze zastanawiasz się nad rozwodem. Nie był zdziwiony tzn.? Jeśli możesz napisz, jak zareagował: cos powiedział, podjął temat czy tylko przytaknał i na tym się skończyło? Jak pisałam, uwazam, ze nie ma co trwać w związku, w którym człowiek się męczy, albo w takim, w kótrym dwie osoby wiecznie obok, a nie ze sobą (chyba że obojgu to pasuje, ale to inna bajka). Piszesz, ze mąż weekendy z kolegami - zawsze tak? Każdy weekend??? a z dzieckiem spędza czas? I pewnie, ze dasz radę - dokładnie tak jak piszesz: głowa na karku, dwie ręce i chęci działania, zmiany, rozwoju - to bardzo, bardzo dużo Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
morfeusz1 26.10.2009 09:46 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Października 2009 a ja powiem szczerze, że nigdy nie rozumiałam kobiet, które same zdecydowały się na to, żeby siedzieć w domu i nie chodzą do pracy. Po pierwsze kwestia dobrego samopoczucia, kontaktu z ludźmi, własnego świata. Po drugie kwestia bardziej przyziemna typu składki emerytalne, rentowe, doświadczenia w pracy. Później następuje jakiś krach typu rozwód czy nie daj bóg śmierć partnera i kobieta budzi się z ręką w nocniku. Akpork, ja myślę, że Ty po prostu masz zbyt wiele czasu na rozmyślanie. a ja, gdybym miała taką możliwość (finanse) w sytuacji, gdy urodziłoby się dziecko - to chciałabym z nim zostac w domu jak najdłuzej - to bardzo wazny i fajny czas. Owszem jest ryzyko: rozwód, śmierć męża, wypadek i kalectwo męża, choroba długotrwała męża itp. Od pierwszej sytuacji nie ma ubezpieczen, ale od kolejnych wymienionych jest ubezpieczenie na życie ale może ja tak uwazam dlatego, że dizecko dla mnie najwazniejsze. I za nic nie oddałabym możliwości spędzenia z nim pierwszych lat dzieciństwa tak na 100%. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
jagoda555 26.10.2009 09:52 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Października 2009 Akpork, dziewczyny dobrze radzą - idź do pracy, nie będziesz taka zdołowana siedzeniem w domu, pójdziesz między innych ludzi, pojawią się nowe zadania a nie ciągłe dbanie o dom i siedzenie w nim 24h/7 dni w tygodniu. Ja też pewnie byłabym wkurzona.Ustal może z mężem, że idziesz do pracy a co za tym idzie wnosisz do wspólnego budżetu określoną kwotę, ale np. niedziele należą tylko do Was - wspólne wycieczki, kino itd. Nianię zawsze można wynająć na kilka godzin lub spędzić czas we troje. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
agnieszkakusi 26.10.2009 10:01 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Października 2009 Morfeusz, ja pierwszą ciążę przesiedziałam w domu i 1,5 roku życia małej. Po tym czasie powiedziałam dość i poszłam do pracy. Do tej pory uważam, że to był dobry krok dla wszystkich: dla naszego małżeństwa jak i dla dziecka, które chodziło do żłobka. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 26.10.2009 10:19 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Października 2009 A z pracy zrezygnowałam, na prośbę męża, oczywiście nie był to przymus, poprostu potrzeba na tamten czas. No i jak by Ci machnął drugiego, to znów bylby przymus, potrzeba na nowy czas i wszystko wróciłoby do normy Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość coolibeer 26.10.2009 11:08 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Października 2009 To może i ja coś dorzucę. Młody gównioż jestem ale czytam wasze posty i się z wieloma nie zgadzam. Nie pamiętam kiedy ostatni raz byliśmy gdzieś razem, nie pamietam kiedy ostatni raz rozmawialiśmy (nie kłóciliśmy) ze sobą, nie pamietam kiedy ostatni raz kochaliśmy się. Jakbym żyła z obcym człowiekiem. Nie rozumiem jak takie coś może w ogóle zaistnieć. Rozumiem że czasem się nie da ale cały czas? Spędzać wolny czas z kolegami itp a o własną żonę nie dbać? To coś tu jest nie tak w tym związku. I moim zdaniem nie ma co czekać na olśnienie... że będzie super itp itd. ...przez ostatnie lata tylko strach mnie powstrzymywał przed tą decyzją. Przecież ja jestem zależna od męża, sama na to pozwoliłam To jeśli to już tak długo trwa to poprawy w tym nie widzę A co do tej zależności to może twój mąż myśli że jak jesteś od niego zależna to go nie zostawisz. W postach piszecie raz tak raz siak że będzie dobrze raz że nie. Wiem że nie ma idealnych związków ale teraz ludzie są wygodniccy. Moi dziadkowie wytrzymali wiele złych i dobrych dni ze sobą byli na dobre i na złe i jakoś wytrzymali ponad 60 lat ze sobą. Da się da? Pytanie dlaczego tak się dzieje? Jest więcej spraw, zachcianek itp które niestety niszczą to co było wcześniej. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Nefer 26.10.2009 11:26 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Października 2009 a ja powiem szczerze, że nigdy nie rozumiałam kobiet, które same zdecydowały się na to, żeby siedzieć w domu i nie chodzą do pracy. Po pierwsze kwestia dobrego samopoczucia, kontaktu z ludźmi, własnego świata. Po drugie kwestia bardziej przyziemna typu składki emerytalne, rentowe, doświadczenia w pracy. Później następuje jakiś krach typu rozwód czy nie daj bóg śmierć partnera i kobieta budzi się z ręką w nocniku. Akpork, ja myślę, że Ty po prostu masz zbyt wiele czasu na rozmyślanie. I pod tym się podpiszę. Siedziałam w domu 4,5 roku. Mój mąż pracował na utrzymanie domu, mnie, dzieci, ale ja w zamian zdjęłam mu z głowy obowiązek zajmowania sie dziećmi. Czyli - dzieki temu, że mnie miał mógł robic karierę. On dużo wyjeżdzał (nardzo dużo - tak 250 dni w roku) ja siedziałam w domu, kupki, kaszki, choroby, obowiązki. Z mojego punktu widzenia on zwiedzał zagranicę, chodzil do knajp, poznawał ludzi - a ja była uje....a w domu. On wracał a ja prosiłam : "chodźmy gdzieś na obiad, do restauracji." Słyszałam : "znowu ? Do restauracji ? Ja już mam dość knajp". Tak to w życiu jest, że w takich chwilach mamy dwa oddzielne życia. Ale czy to powód do rozwodu ? NIe wydaje mi się. Po prostu sami od siebie się oddalacie, bo można się zbliżyć jesli sie chce. Ale obie strony muszą chcieć. A następuje to wtedy, gdy nie zaczyna się myślenia od słow : "A ja chcę" albo "A bo Ty nigdy/zawsze". Byliście dorośli, żeby wziąć ślub, mieć dziecko - bądźcie dorośli by usiąść przy stole i się zastanowić czy jeszcze chcecie być ze sobą. Dlaczego ? Bo szkoda dziecka. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 26.10.2009 11:34 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Października 2009 On wracał a ja prosiłam : "chodźmy gdzieś na obiad, do restauracji." Słyszałam : "znowu ? Do restauracji ? Ja już mam dość knajp". A kelner: Panie Kaziu, to co zawsze? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Nefer 26.10.2009 11:34 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Października 2009 On wracał a ja prosiłam : "chodźmy gdzieś na obiad, do restauracji." Słyszałam : "znowu ? Do restauracji ? Ja już mam dość knajp". A kelner: Panie Kaziu, to co zawsze? Dokładnie tak Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
morfeusz1 26.10.2009 12:05 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Października 2009 Morfeusz, ja pierwszą ciążę przesiedziałam w domu i 1,5 roku życia małej. Po tym czasie powiedziałam dość i poszłam do pracy. Do tej pory uważam, że to był dobry krok dla wszystkich: dla naszego małżeństwa jak i dla dziecka, które chodziło do żłobka. ale zawsze to 1,5 roku z dzieckiem mi chodziło o pójscie do pracy od razu po macierzyńskim. Poza tym to kwestia decyzji w małżeństwie - obie strony muszą się zgadzac z taką decyzją, żeby nie było potem wspólnych żali, niedomówień i poczucia niesprawiedliwości. No i kwestia wyboru osobistego - ja tam bym wolała z dzieckiem jak najdłużej się da (oczywiście bez przesady) - przeciez bedąc w domu też można robić wiele ciekawych rzeczy, a nie tylko kupki, kaszki, pieluchy i gary. Są różne zajęcia, na ktore mozna chodzic z maluchem. Ale tutaj tez bardzo duzo od męża zależy: czy nas w tym wspiera, czy organizuje wspólny czas, czy daje odetchnąć: to, ze ja się decyduję na bycie w domu z dzieckiem, nie musi oznaczac, ze i on czasem nie może z dzieckiem zostac, a ja do kina, na kawę na ploty, do fryzjera. Wcale nie muszą to być chwile wyrwane niemal z gardła. Ale to od ludzi zależy, od charakteru, od wzorców. Dla jasności: nie neguję pracy i jednoczesnego wychowywania są kobiety, które potrzebują tej pracy jak powietrza, nie w kwestiach finansowych, ale poczucia bezpieczenstwa: bo własne pieniądze, bo są wśród ludzi. I tak dobrze i tak dobrze. To tylko kwestia wyboru: dobrego wyboru Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gość coolibeer 26.10.2009 12:17 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Października 2009 Morfeusz, ja pierwszą ciążę przesiedziałam w domu i 1,5 roku życia małej. Po tym czasie powiedziałam dość i poszłam do pracy. Do tej pory uważam, że to był dobry krok dla wszystkich: dla naszego małżeństwa jak i dla dziecka, które chodziło do żłobka. ale zawsze to 1,5 roku z dzieckiem mi chodziło o pójscie do pracy od razu po macierzyńskim. Poza tym to kwestia decyzji w małżeństwie - obie strony muszą się zgadzac z taką decyzją, żeby nie było potem wspólnych żali, niedomówień i poczucia niesprawiedliwości. No i kwestia wyboru osobistego - ja tam bym wolała z dzieckiem jak najdłużej się da (oczywiście bez przesady) - przeciez bedąc w domu też można robić wiele ciekawych rzeczy, a nie tylko kupki, kaszki, pieluchy i gary. Są różne zajęcia, na ktore mozna chodzic z maluchem. Ale tutaj tez bardzo duzo od męża zależy: czy nas w tym wspiera, czy organizuje wspólny czas, czy daje odetchnąć: to, ze ja się decyduję na bycie w domu z dzieckiem, nie musi oznaczac, ze i on czasem nie może z dzieckiem zostac, a ja do kina, na kawę na ploty, do fryzjera. Wcale nie muszą to być chwile wyrwane niemal z gardła. Ale to od ludzi zależy, od charakteru, od wzorców. Dla jasności: nie neguję pracy i jednoczesnego wychowywania są kobiety, które potrzebują tej pracy jak powietrza, nie w kwestiach finansowych, ale poczucia bezpieczenstwa: bo własne pieniądze, bo są wśród ludzi. I tak dobrze i tak dobrze. To tylko kwestia wyboru: dobrego wyboru Dobrze gada dać mu Wódki Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Nefer 26.10.2009 12:21 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 26 Października 2009 Oczywiście, że to kwestia dogadania się małżonków.Gorzej jak żona siedzi w domu a mąż przychodzi i mówi, że sie zakochał.Bo od dnia ustalenia pewnych spraw wiele się zminiło. POszłam do pracy, gdy dzieci poszły do przedszkola. NIe dlatego, że bałam się, że nie będę miała na chleb jak mojemu mężowi się "odwidzi", ale dlatego , (po pierwsze) w razie czego musze mieć na chleb dla dzieci (vide autorka postu) oraz (po drugie) mój mąż nie jest nieśmiertelny i wypadki chodzą po ludziach - i tu też muszę mieć na chleb dla dzieci. Dlatego lepiej myśleć perspektywicznie niż zastanawiać się "no i co ja teraz mam zrobić ?". Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.