Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Nasza BUKOWA CHATKA


Recommended Posts

Żeby nie było, że nic się nie dzieje.

Mariusz ciągle wykazuje się ostro, więcej wprawdzie na zewnątrz, niż wewnątrz domku, ale i tak znowu zadziałał ostatnio z wielkiego zaskoczenia.

Wracam Ci ja po południu z pracy, zajeżdżam autkiem pod dom, trzask drzwiami od samochodu ;), łapię za klamkę od głównych drzwi, a tu... wrota zamknięte.

Myślę sobie :eek: poszedł gdzieś ten mój chłopina, ale gdzie?

Zawsze był, jak wracałam.

Uciekł może, wystraszył się, ale czego?

Ja przecież niegroźna jestem i raczej potulna jak baranek, więc gdzie Go poniosło?

Nagle..

Jakieś stuk, puk w kuchenną szybę i widzę, że mój ślubny jest jednak w środku i pokazuje mi, że mam iść naokoło i wejść do domku przez taras.

Co jest grane? - myślę sobie.

Okazało się, po krótkiej acz treściwej wymianie zdań, że ten nieprzewidywalny zupełnie człowiek, niespodziewanie dla samego siebie położył kafle na podłodze w sieni i stąd zastałam zamknięte drzwi wejściowe, cobym przypadkiem nie podeptała Jego ciężkiej i efektywnej pracy. :D

Nieprzewidywalność prac mojego Mariusza jest już prawie codziennością pod naszym dachem i nie wiem, czy jest On w stanie zaskoczyć mnie jeszcze czymś niezwykłym.

Zawsze zastanawiam sie, jadąc po pracy do domu, czy zastanę Go dziś na strychu, a może na dachu, a może jeszcze gdzieś indziej?

Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby pewnego pięknego dnia postanowił zbudować na dachu np. bocianie gniazdo, bo akurat miał taki kaprys. :D

Ale zgadzam się z tym, że ta Jego nieprzewidywalność jest momentami urocza.

Wracasz i nigdy nie wiesz, co zastaniesz. ;)

 

A więc (wiem.. wiem.. tak nie zaczyna się zdania) tak właśnie teraz wygląda nasza sień:

00000006.jpg

 

Jakaś taka pomarańczowa wyszła na tym zdjęciu, ale przysięgam, że w realu jest bardziej brązowo - beżowa.

 

Wspomnę tylko, że także w tzw. międzyczasie mój połówek położył podłogę na strychu, ale nie mam zdjęć, więc trzeba uwierzyć mi na słowo.

Co raczej nie powinno być trudne, bo kłamstwem brzydzę się jak Litwin ślimakami.

:bye:

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Kiedy już mój Mariuszek znudzi się robótkami pod dachem, frunie ponownie na

zewnątrz i tam zawsze znajdzie sobie jakieś zajęcie.

Pisałam onegdaj, że nasza Bukowa Chatka zamieniła się na krótko w Chatkę Rumiankową.

Było pięknie, ale to już było i se ne wrati.

Rumianek przekwitł i ostały się na łące jedynie same suche badyle i jakieś resztki trawy.

Kosiarka pewnie zapłakałaby rzewną łzą nad tymi wyrośniętymi chwastami, poza tym rozsiałaby nam ścinane zielska, więc postanowiliśmy zgodnie, że całą naszą wewnętrzną rumiankową łąkę wyrwiemy razem z korzeniami osobiście, czyli naszymi czterema bukowymi ręcami.

Łatwo powiedzieć - gorzej wykonać.

Zajęło nam to dokładnie cały tydzień - z tym, że słowo "nam" jest tu całkowicie nie na miejscu.

 

Ja powalczyłam z tymi badylami jakieś niecałe dwa popołudnia po pracy.

Całą zapyziałą resztę wyrwał Mariusz.

A robota to była godna średniowiecznych czasów.

Myślę, że roboty w kamieniołomach nie były tak deprymującym zajęciem, jak walka z tymi chwastami.

Nie wspomnę tu o pokaleczonych rękach, nie pisnę nawet o nadgryzionych przez komary i meszki nogach.

Werwa, z jaką Mariusz wyrywał to pokaźne zielsko - godna była pędzla samego mistrza Matejki.

A duma, jaka gościła na Jego przystojnej facjatce - bezcenna.

Powie ktoś: phi.. wielki mi wyczyn..

Ale ja to widziałam.. ja to wiem..

I wiem, że należy Mu się medal z najsympatyczniejszego, polnego ziemniaka.

A co tam - niech ma. :)

 

No to proszę podziwiać, nasza ogrodowa łąka wygląda teraz tak:

00000022.jpg

 

Tu z innej perspektywy (widać nawet założone kolejne dwa przęsła płotu :)):

00000023.jpg

 

A na koniec - szpaki w cyrku.

Albo inaczej - taniec na linie.

Wywijają na tej linii energetycznej, że aż miło.

Jak siadają, to wszystkie razem.

Jak odlatują, to też gremialnie.

Taka to, ta ptasia społeczność, solidarna.

Ale wygląda to - przyznacie sami - uroczo:

00000016.jpg

 

Szpak (upss.. chyba koń) by się uśmiał. :D

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziś zamieszczę tylko parę wspominkowych zdjęć z ubiegłego weekendu, który spędziliśmy razem z naszą bliską rodzinką.

Czujemy się w swoim własnym sosie niezmiennie doskonale i dążymy do tych spotkań, do pogaduszek, żarcików, śmichów - chichów i innych takich wynalazków młodości.

Choć szron na głowie, choć nie to zdrowie - jak śpiewali Starsi Panowie Dwaj - my nie dajemy za wygraną, swoim fizycznym słabościom śmiejemy się prosto w twarz i.. czasem imprezujemy ile sił w nogach, płucach i sercach.

Tańce także bywają, a jakże.

Częstym gościem tych naszych dorosłych radości, jest kot Zdzisław.

Co wierniejsi czytacze, pamiętają ze zdjęć tego dostojnego kocura siostry Mariusza.

Nie dziwi go już nic, bo ostatnio z racji wieku niewiele słyszy, więc nasze decybele nie przeszkadzają mu zbytnio w weekendowym funkcjonowaniu w Bukowej Chatce.

Niemniej Zdzisław (jak można było kota nazwać Zdzisław??? :eek:) również bywa na tych imprezach, nie tańczy wprawdzie, ale przemieszcza się dostojnie, patrzy na nas spod swoich sterczących brwi i samym spojrzeniem wyraźnie daje nam znać co myśli o takich wariatach, jak my.

Ale to tylko taka kocia refleksja z mojej strony i już biegnę zamieścić jakieś zdjęcia z ostatniego weekendu.

 

Ja w kuchni z Ryszardem, zwanym w pewnych kręgach Kędzierzawym ;), osobistym kuzynem Mariusza:

00000015.jpg

 

Ja na tarasie w towarzystwie Joli, siostry Mariusza.

W tle widać Krysię (tańcującą?), żonę Ryszarda Kędzierzawego:

00000014.jpg

 

Te zdjęcia tutaj to właściwie tylko tak - na wieczną pamiątkę. :rolleyes:

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A teraz parę roślinkowych nowinek.

Zaszalałam ;) razu pewnego wracając z pracy.

Przez szybę samochodu, u przydrożnej ogrodniczki, dostrzegłam niebieskie hortensje.

Przepiękne niebieskie hortensje.

Po prostu nie mogłam się oprzeć.

Więc wysiadłam i kupiłam jedną z nich.

Ale zanim wybrałam tę właściwą, zdecydowanie poprosiłam jeszcze o krzaczek krzewuszki.

Zachwyciły mnie jego małe, delikatne, czerwone kwiatki.

Tak wygląda, już posadzony w ogródku:

00000024.jpg

 

Do tych zakupów dostałam jeszcze gratisa.

Taki malutki rozwar:

00000027.jpg

 

No i wreszcie królowa zakupów.

Jest przepiękna, przeurocza, wprost zachwycająca.

Tfu.. tfu.. tfu.. na psa urok :):

00000026.jpg

 

A w sobotę pojechaliśmy z Mariuszkiem do pobliskiego miasteczka.

Właściwie tylko po worek kwaśnej ziemi do posadzenia hortensji.

I wróciliśmy i z ziemią, i z wierzbą.

Tak.. tak.. w przypływie naszych małżeńskich uczuć, na przypadającą właśnie rocznicę ślubu, kupiliśmy sobie wierzbę.

Taką, jaką zawsze chciałam mieć.

No i stoi już sobie nasza iwa, dumnie szeleści swymi wierzbowymi gałązkami i wygląda zniewalająco.

Widzę ją z okien sypialni i jest to ściskający serce widok.

Proszę bardzo:

00000025.jpg

 

Takie to właśnie jesteśmy roślinkowe wariaty. ;)

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Za to teraz będzie post, zawierający rozkoszniaste wprost zdjęcia.

Więc do rzeczy, ale po kolei.

Od pewnego czasu przychodziła do nas na taras wiejska kotka, oczywiście na mleko i inne okazjonalne smakołyki.

Nie wyglądała na chudzieńką, raczej przeciwnie.

Jej okrąglutki brzuszek sugerował wciąż pełen żołądek.

Nic bardziej mylnego, gdyż pewnego pięknego dnia przyszła raptownie wychudzona, co najmniej jak po Dukanie.

Tylko, że jej napęczniałe od mleka cycuszki wskazywały raczej na to, że gdzieś tam w wiejskich klimatach powiła małe kocięta.

Po tym fakcie nasze dokarmianie jej stało się bardziej intensywne.

Dostawała przeróżne smakołyki i wracała konsekwentnie po jedzonko.

Aż tu nagle przedwczoraj...

Robiłam coś w kuchni, kiedy Mariusz krzyknął: "Chodź, chodź szybko, zobacz".

Przez pole naprzeciwko naszych okien zasuwała spokojnym truchtem nasza znajoma od miski, a za nią, czy raczej wokół niej plątały się cztery małe kociątka.

Rozkoszne zresztą, jak to małe kociaki.

Ufna kotka, znając nasze dobre intencje dokarmiania wszelakich ruszających się stworzeń - przyprowadziła do nas swoje dzieci na wyżerkę.

Doceniliśmy ten akt zaufania z jej strony i pełne miski szybciutko znalazły się na tarasie, a widok był po prostu rewelacyjny.

Pięć kocich pyszczków, w tym jeden maminy i cztery kociaczkowe - zanurzyło się zgodnym ruchem w postawionych miskach.

Jeśli ktoś jest ogromnie ciekawy - wsuwały resztki grochówki:

00000028.jpg

 

Kotki są przeurocze:

Jeden prążkowany tygrysi, drugi biało - łaciaty o najukochańszej mordce i dwa czarne, ale każdy z innym kolorem ślepków.

Jeden ma zielone, drugi niebieskie jak chabry.

Można się w nich zakochać już na sam ich widok.

 

Tutaj ten czarny z niebieskimi oczkami:

00000031.jpg

 

Tu jego brat lub siostrzyczka (?) o zielonych ślepkach:

00000032.jpg

 

Tu ten, który najbardziej ujął moje serce:

00000029.jpg

 

A tu zdjęcie - bomba.

Czwarty kotek o tygrysim umaszczeniu, z miną filmowego kota ze Shreka:

00000030.jpg

 

Kotki są jeszcze bardzo małe, psotne, ale też i nieufne.

Uciekają na sam widok bukowego człowieka, ale mamy nadzieję, że to się zmieni, w miarę jak urosną im brzuszki od bukowego mleczka i jedzonka.

 

Taką to właśnie mamy kocią rozrywkę na bukowym tarasie. :)

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A dziś spotkała mnie wielka niespodzianka.

Mój, zawsze pełen niespodzianek mąż, zakupił w pobliskim ogrodniczym sklepie młodą jabłonkę.

Nawet zakopał ją już do ziemi, więc pozostało mi tylko podziwianie jej smukłej, jabłonkowej sylwetki i delikatnych, kształtnych listków:

00000034.jpg

 

Jabłonka ta, to odmiana Discovery, wyczytałam, że ma mieć smaczne, intensywne w kolorze owoce i nie rośnie zbyt wielgaśna, maksimum do 2 metrów.

Tym sposobem moje kolejne drzewkowe marzenie zostało spełnione.

Jeszcze tylko pozostały do kupienia dwie wisienki (ale to w październiku) i moja potrzeba posiadania owocowych drzewek zostanie zaspokojona.

 

Oprócz tego przybyły dziś dwa kolejne przęsła płotu (ty sposobem jest ich już na tej stronie sześć), więc widok od zachodniej strony naszej działeczki, zbliża się już coraz bardziej do wymarzonego przez nas wyglądu.

 

Tak wyglądają kolejne części płotu, ze stojącymi na jego tle nowymi drzewkami:

00000033.jpg

 

A na pierwszym planie - jak widać - róże, rododendron, hortensja i zjawiskowe dziwaczki.

Och :rolleyes:, cieszą nas te zieleninki niesamowicie.

:wiggle:

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month później...

Jak miło być tu znowu.

Jak wspaniale móc znowu pisać i dzielić się swoją radością z mniej lub bardziej anonimowymi czytelnikami.

Ale do rzeczy.

Żyjemy, cieszymy się bukową codziennością, tylko to mnie dopadły jakieś całkiem nieprzewidywalne przeszkody.

Właściwie główną z nich była śmierć mojego komputera.

Umarł nagle, ale najpierw całkowicie zniechęcił mnie do pisania, bo zupełnie niespodziewanie wyłączał się np. w trakcie pisania i niweczył wszystkie moje dotychczasowe zapiski. Bezsensowne stawało się jakiekolwiek pisanie.

Choroba jego była ciężka, choć na szczęście nie zaraźliwa, ale Mariuszowi udało się wstawić mu nowy rozrusznik serca i inne nowe części.

Po długiej rekonwalescencji mój uzdrowiony komp pozwala mi znowu na spotkania z wirtualnymi "czytaczami" bukowych wypocin.

 

Więc w telegraficznym skrócie:

Już dawno, dawno temu odwiedzili nas kolejni budowniczowie Z7, skądinąd przesympatyczni ludzie.

Obdarowali nas przepiękną białą hortensją ogrodową:

00000036.jpg

 

00000037.jpg

 

W tym samym czasie, moja niebieska hortensja cieszyła nasze oczy swoim cudownym kolorem:

00000039.jpg

 

Mój ogród zielenił się coraz bardziej, a płot rósł w siłę:

00000038.jpg

 

Koło tarasu szalały aksamitki:

00000040.jpg

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

We wrześniu w naszej wiosce odbyły się gminne dożynki.

Uroczystość to była nie byle jaka, z wielką werwą zabrano się do spraw organizacyjnych i sama impreza odbyła się hucznie i zjawiskowo.

Oczywiście zorganizowano różne konkursy, no i z wielką pompą zaprezentowały się wszelakie wiejskie dobra i smakołyki.

Parę wspominek z tego uroczego dnia zamieszczam poniżej.

 

Na sianie:

00000006(1).jpg

 

Wiejska baba:

00000007.jpg

 

I dwie blondyny, w tym jedna bukowa: :)

00000009.jpg

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W tym czasie "nasze" małe kotki urosły i zmężniały.

Mieszkają już prawie na stałe na naszym tarasie i są prawie naszymi domownikami.

Prezentują się wspaniale.

 

Nasz "białasek":

00000002.jpg

 

Codzienne tarasowe urzędowanie:

00000001.jpg

 

Czarny murzyn pod latarnią: ;)

00000011.jpg

 

Prysznic z mleka:

00000012.jpg

 

I na koniec białasek pokazał nam język:

00000013.jpg

 

Kociaki są cudowne i przesympatyczne.

Mamy z nimi wiele uciechy i zabawy.

Na tarasie mają już swoją stołówkę, w ciągu dnia także sypialnię, bawialnię i salon.

I tak pięknie mruczą...

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

We wrześniu gościliśmy też ponownie znanych już wszystkim właścicieli Z7, którzy odwiedzili nas onegdaj, a teraz kończą już budowę swojej wymarzonej chatki.

Są już bezsprzecznie naszymi przyjaciółmi, a właśnie ten projekt i mój dziennik budowy zbliżył nas niesamowicie i pozwolił nam poznać się z tą wspaniałą rodzinką.

Tym razem zatrzymali się u nas na trochę dłużej, a ja ściągnęłam też na tamten weekend swoją wnusię, aby chłopaki miały damskie towarzystwo. :D

 

Wspólna fotka w naszym salonie:

00000014(1).jpg

 

I jeszcze jedna:

00000010.jpg

 

Agnieszko, Arku, Mikołaju i Antku!

Ściskamy Was mocno.. mocno..!!!

:hug:

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Inwazja obcych.

Był kiedyś taki film.

Nasz prywatny film rozgrywał się pewnego weekendowego dnia na naszym trawniku.

Inwazja wszędobylskich szpaków zaatakowała naszą pseudotrawę, szukając w niej chyba tylko robaków, bo z pewnością niczego innego nie da się tam znaleźć.

Widok niepowtarzalny, a wrażenie niesamowite.

Po prostu inwazja obcych:

00000015(1).jpg

 

00000016(1).jpg

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczorajszy poranek ukazał nam za oknem wyjątkowy widok.

Wprawdzie oszronione pola i drzewa zdarzały się już tej jesieni, najczęściej wczesnym rankiem i w egipskich ciemnościach, ale o tej godzinie i przy wychylającym się zza mgły słońcu - był to raczej rzadki widok.

Rzadki, ale przepiękny.

Mimo zimna, wybiegłam z domu w szlafroku i pstryknęłam te zdjęcia, nie czekając aż białe czapeczki rozpuszczą się w ciepłych, słonecznych promieniach.

 

Skamieniałe aksamitki:

00000032(1).jpg

 

Biała róża rozpościera swoje skrzydła:

00000028(1).jpg

 

Świeży pąk róży złapany w szpony mrozu:

00000029(1).jpg

 

Jesienne rozchodniki w białych berecikach:

00000033(1).jpg

 

I klonik palmowy pokryty srebrnym szronem:

00000030(1).jpg

 

Mimo srebra na czuprynkach, to nie starość dopadła nasze roślinki.

To zbliżająca się nieuchronnie zima wysyła swoje pierwsze sygnały, że jest, pamięta o nas i że ani się obejrzymy, jak zawita w nasze progi, zadomowi się na dobre w naszych ogródkach i pozostawi swoje ślady na okiennych szybach naszych chałupek. :(

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nigdy nie byłam jakąś strasznie zapalczywą "kociarą".

Lubię zwierzęta, uwielbiam je obserwować i obcować z nimi.

Ale nie mam świra na ich punkcie.

A właściwie nie miałam.

Bo świr dopadł mnie całkiem niedawno, a właściwie już jakiś czas temu, kiedy to czarna kotka z sąsiedniego podwórka przyprowadziła do nas czworo swoich dzieci.

Fakt, że zaczęliśmy je dokarmiać zdecydował o tym, że "zamieszkały" na naszym tarasie.

Ponoć tam, gdzie jest ich prawdziwy dom rzadko ktoś bywa i świadomość, że chodzą głodne i zdane na siebie zdecydował o tym, że zostaliśmy z Mariuszem rodzicami zastępczymi dla tej prześmiesznej czwórki małych kociaków.

Obserwowanie ich zabaw, codziennych zajęć prysznicowo - wannowych i potrzeby bliskości wyzwala we mnie uśpione pokłady czułości, zainteresowanie i uśmiech.

Wielokrotnie próbowaliśmy zrobić im, jedyne w swoim rodzaju, zdjęcia z ich fascynujących zachowań, ale nie jest to łatwe, bo kociaki są niezmiernie ruchliwe i wszędobylskie.

Więc proszę się nie dziwić, że poświęcę im tutaj trochę uwagi, zamieszczając co lepsze zdjęcia, bo są już naszymi codziennymi towarzyszami doli i niedoli. :)

 

Czarne rodzeństwo. Tu wyraźnie widać, że jeden z nich ma zielone oczy, a drugi niebieskie i bardziej skośne:

00000020.jpg

 

Tu pozostała dwójka - Białasek z różowymi uszkami i - jak go nazwaliśmy - Tiger, bo pręgowany, jak tygrys:

00000019.jpg

 

Cała czwórka za tarasową szybą:

00000018.jpg

 

Tak reagują, jak któreś z nas zbliża się do drzwi z pełną miską:

00000021.jpg

 

Gdyby nie szyba, byłyby już w środku:

00000022(1).jpg

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miny pełne wyczekiwania:

00000023(1).jpg

 

Po posiłku czas na braterskie czułości:

00000026(1).jpg

 

I poobiednia drzemka:

00000027(1).jpg

 

Popołudnie na parapecie:

00000035(1).jpg

 

A to mały Tiger, mój ulubiony:

00000038(1).jpg

 

Obserwowanie ich codzienności bywa naprawdę fascynujące.

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Na zewnątrz naszego domku trochę się zmieniło.

Przygotowywaliśmy (a właściwie Mariusz) ziemię pod nasz przyszły trawnik.

Płot wyrasta coraz dalej, choć to już chyba końcówka robót na ten rok.

Przy domku stanęły z dwóch różnych stron, wykonane własnoręcznie przez Mariusza, dwie duże podpory ażurowe, które na wiosnę będą mocnym oparciem dla różnych wijących się zieleninek.

 

Oto one:

00000036(1).jpg

 

00000039(1).jpg

 

Także od frontowej strony ogródka Mariusz wykonał kawał niezłej roboty, bo zagospodarował teren wzdłuż płotu.

Trawnik oddzielony jest krawężnikiem, ziemia odchwaszczona, a wzdłuż płotu posadzone są tuje szmaragdy, na razie malutkie, ale mamy nadzieję, że na wiosnę pokażą nam co potrafią:

00000037(1).jpg

 

Przybyło nam także parę różnych roślinek, bo przez cały sierpień i wrzesień kupiłam ich trochę.

Zostaliśmy także obdarowani różnymi ogrodowymi cudami przez nowopoznanych znajomych z sąsiedniej wioski.

Więc mam nadzieję, że na wiosnę nasz ogród rozbłyśnie ferią kolorów, zapachów i kształtów.

 

Na koniec zdjęcie krzaczka, który dostaliśmy w prezencie od mazurowych ludków, którzy odwiedzili nas onegdaj w naszym bukowym domostwie:

00000040(1).jpg

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Noo, takiego gościa to jeszcze w Bukowej Chatce nie było.

Zjawił się razu pewnego całkiem niespodziewanie na naszym trawniku przed tarasem.

Ciemno już było i kiedy to "coś" przeleciało mi przed oczami - zdębiałam po prostu.

Siedzące na tarasie koty nastroszyły się przeraźliwie, pokazały piękne "kocie grzbiety" i wpatrywały się w to zjawisko z równym zdumieniem, jak my.

A oczom naszym ukazał się okazały lis.

Pobiegał trochę po trawniku, spenetrował puste miski i popatrzył nastawionym bojowo kotom, prosto w oczy.

Nie wyglądał wcale na wystraszonego, wprost przeciwnie - pojawiał się i znikał bez jakichkolwiek obaw.

W pewnym momencie rozbisurmanił się do tego stopnia, że wtarabanił się na nasz taras, biegał sobie po nim swobodnie i gdyby nie szyba, mogłabym z pewnością go pogłaskać, gdyby tylko się dał. :eek:

Mariuszowi udało się zrobić mu kilka zdjęć, ale nie są zbyt wyraźne, bo robione przez szybę i w zapadających ciemnościach.

Obserwowaliśmy z zaciekawieniem nasze koty, które nie wyglądały na wystraszone, a raczej na zaciekawione tym nowym widokiem.

Uciekł w końcu, ale następnego wieczora pojawił się znowu, lecz nie pozwoliliśmy mu już na beztroskę na naszych włościach.

Mariusz spłoszył go skutecznie, samym tylko poruszeniem klamki od drzwi tarasowych.

Zwiał i jak dotąd się nie pojawił.

 

I fotorelacja.

 

Gość w dom - Bóg w dom :):

00000042.jpg

 

00000041.jpg

 

W szybie widać moje odbicie, klęczałam na podłodze obserwując tego Liska Chytruska:

00000002(1).jpg

 

Zwiedzanie tarasu:

00000003(1).jpg

 

Spotkanie na trawniku z naszą Białaską:

00000004(1).jpg

 

Czas już chyba przywyknąć do składania nam wizyt przez różnych mieszkańców bukowego lasu. :D

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przez ostatnie dni, Mariusz wszystkie swoje siły skoncentrował na naszym pseudotrawniku.

Postawił sobie za szczyt honoru, że jeszcze przed zimą skopie go w całości i przygotuje tak, żeby na wiosnę można było od razu siać trawę.

Wyczyn to jest nie byle jaki, bo i terenu pod trawnik jest raczej sporo, no i mój Pan Mąż nie dość, że kopie, to jeszcze wybiera własnoręcznie z ziemi wszystkie korzenie perzu, których jest tam zatrzęsienie.

Moja rola w tym karkołomnym zadaniu jest raczej niewielka, bo w tygodniu wracam już prawie po ciemnicy i pozostaje mi tylko podziwianie efektów jego pracy w świetle zapadającego zmierzchu.

Popracowałam z Nim tylko trochę przez ostatnie dwa wolne dni (kopać, to nie kopałam, wybierałam tylko perz) i w nagrodę za to dziś mój kręgosłup wyszeptuje mi do ucha przeróżne jęki i westchnienia bólu.

Nie ma łatwo!

Ale efekt tych prac jest widoczny gołym okiem i cieszy nas to ogromnie.

 

Tak wyglądał prawie półmetek:

00000006(2).jpg

 

00000005.jpg

 

Hurra!!! Hurra!!!

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W zeszły, ciepły jeszcze weekendowy dzień - wybraliśmy się z Mariuszem na wioskowy spacer.

Ubaw mieliśmy po pachy, bo po zrobieniu paru kroków naszą "gminną" drogą w stronę wioski, jak na komendę obróciliśmy głowy i zobaczyliśmy całe nasze kocie towarzystwo w ilości czterech sztuk, maszerujące za nami równym krokiem.

Próbowaliśmy zawrócić nasze kociaki z powrotem w stronę domu, ale bezskutecznie.

Na nasze fukania, tupania i próby odwrócenia ich od zamiaru towarzyszenia nam w spacerze, tylko przystawały, patrzyły zdziwionym wzrokiem, po czym, gdy ruszaliśmy dalej, wszystkie cztery ponownie, jak jeden mąż, zaczynały swój marsz naszym śladem.

Wędrówka ta trwała czas jakiś i najbardziej wytrzymałe (a może uparte) okazały się dwa kociaki: jeden z czarnych i Białasek.

Szły tak za nami jak psy, aż do momentu, kiedy niespodziewanie, już pomiędzy wioskowymi domostwami, wyskoczył na nie zza płotu jakiś pies i tak je wystraszył, że biały kociak wskoczył na sąsiednie podwórko przeciskając się cudem pomiędzy szczebelkami płotu, a czarny z prędkością światła wdrapał się na przydrożny słup i zastygł tam w bezruchu ze ślepiami wlepionymi we wroga.

Poszliśmy dalej, a ja liczyłam na to, że te nasze dwa kocie stworzenia przyłączą się do nas w drodze powrotnej.

Nic bardziej mylnego, gdy wracaliśmy nie było ich nigdzie i serce moje zadrżało z trwogi, że przestraszyły się tak skutecznie, że zgubią się, nie znajdą drogi, przejedzie ich auto itd.

Listę takich przerażających wizji miałam bardzo długą i tylko dzięki uspokajającym argumentom Mariusza, że nic im nie będzie - jakoś dotarłam z powrotem do domu, bez potrzeby zażywania leków na uspokojenie.

Niestety, na naszym podwórku ich nie było.

Nie kręciły się po tarasie, nie biegały po trawie, nie leżały na kołach od samochodu (to ich ulubione miejsce).

Pod drzwiami tarasowymi siedziały sobie tylko dwa pozostałe kociaki - te, które odłączyły się od nas w połowie drogi i zrezygnowały ze spaceru.

Zagryzłam zęby, nie chcąc lamentować głośno i narażać się na śmiech Mariusza, który uparcie twierdził, że wrócą same i to niedługo.

I miał rację!

Najpierw z pobliskiej łąki wynurzył się Białasek, potem nagle nie wiem skąd, zjawił się czarny z zielonymi oczkami.

Mój strach miał wielkie oczy, ale uświadomił mi, jak bardzo już przywiązałam się do tych stworzeń i jak ogromnie byłoby mi żal, gdyby któremuś z nich stało się coś złego.

Ot, takie zwykłe kociaki, a prawie jak domownicy. :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No bo jak tu nie przywiązać się do tych stworzeń, skoro dostarczają nam na co dzień tylu uciech i zabawnych sytuacji.

Dokazują co niemiara, robią prześmieszne miny, bawią się tak, że uśmiech sam pojawia się na naszych twarzach.

Fascynujący jest obrazek ich codziennej wspólnej toalety, kiedy myją się nawzajem iście po bratersku.

Śpią jeden na drugim, tulą się do siebie, gdy nie jest im za ciepło i zgodnie jedzą z jednej miski - nawet wtedy, gdy stawiamy im dwie takie same, żeby miały więcej przestrzeni.

Widocznie wiedzą, że w kupie siła i konsekwentnie trzymają się razem, jak prawdziwe rodzeństwo.

Z pewnych źródeł mamy informację, że ponoć są to same kotki.

Więc, jak dobrze pójdzie, późną wiosną możemy mieć ich cztery razy tyle, czyli około dwudziestu.

Przerażająca to trochę wizja, bo na tarasie docelowo chcemy mieć kafle, a nie dywan z kotów. :D

No ale jak nie karmić i nie hołubić tych urwipołciów.

 

Sami zobaczcie, co wyrabiają.

Zaglądają do nas przez wszystkie możliwe okna:

00000008.jpg

 

00000009(1).jpg

 

00000007(1).jpg

 

Mina, pod tytułem: "zobacz jaki jestem straszny" :eek::

00000010(1).jpg

 

A tu mina: "po prostu mnie kochaj" :yes::

00000011(1).jpg

 

Kochane maleństwa. ;)

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W minioną sobotę, która była kolejnym ciepłym, listopadowym dniem, zrobiliśmy wiele dobrych uczynków dla naszych ogrodowych zieleninek.

Najpierw pojechaliśmy do pobliskiego sklepu ogrodniczego i nabyliśmy, planowane wcześniej, dwie wiśnie, bo był to ostatni dzwonek, żeby znalazły u nas swoje docelowe miejsce.

Po powrocie ruszyliśmy, jak koń z kopyta, do wkopania tych drzewek i do przygotowania naszych roślinek do zimowych niedogodności.

Wszystkie, które potrzebują zimowych okryć, dostały piękne, jednakowe zimowe płaszczyki, a niektóre także takie same czapeczki.

Wyglądają teraz bardzo modnie i twarzowo.

 

A oto efekty naszej pracy z roślinkowymi modelkami:

00000014(2).jpg

 

00000015(2).jpg

 

00000013(1).jpg

 

I postępy przy "trawnikowych" pracach:

 

00000016(2).jpg

 

Tym sposobem, rewia mody na naszym skromnym poletku została zakończona i teraz tylko mamy nadzieję, że nasze roślinki odwdzięczą nam się na wiosnę obfitością kolorów, kształtów i zapachów. :D

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...