Iwona i Mariusz 20.11.2011 22:56 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 20 Listopada 2011 (edytowane) Teraz, kiedy ja tu siedzę i piszę - dochodzi do mnie z salonu kaszel Mariusza. Suchy i przerażający kaszel. Jak nic, mój mąż dorobił się go w czasie "czynu społecznego". W piątek to było, kiedy nasz sołtys skrzyknął parę osób (w finale okazało się, że dwie) i oznajmił, że załatwił kliniec na drogę i wypadałoby pomóc przy rozrzuceniu go i tym sposobem utwardzeniu naszej gminnej drogi dojazdowej. Czyn to był chlubny, bo wreszcie droga, szumnie gminną nazywana, zaczęła prawdziwą drogę chociaż trochę przypominać, zniknęły z niej góry i doliny, dziury i inne drogowe wynalazki, ale mój Mariuszek, jak Go znam, wyskoczył do tej pracy w cienkich pantofelkach i bez kalesonów , więc przewiało Go pewnikiem i teraz skarży się na bolące gardło i rzęzi niczym prosię przed zarżnięciem. Tak to jest, gdy zabraknie Iwonki, żeby przypilnowała chłopinę, jak ma się ubrać do robót drogowych w taką jesienną pogodę. Uff.. Ale fakt pozostaje faktem, że pełna podziwu, wracałam w piątek do domu po drodze gładkiej prawie jak stół. A z domowych nowinek: Po ostatnich wizytach leśnego zwierza na naszym trawniku i tarasie (o lisa chodzi) - Mariusz zainstalował na jednym z tarasowych słupów solidne oświetlenie, które po uruchomieniu przez pilota, oświetla cały nasz teren od południowej strony domku. Chwała Mu za to, bo teraz przynajmniej można nie ruszając się z sofy, zobaczyć co buszuje po naszych włościach - bez obawy, że to coś zjawi się nagle tuż za tarasową szybą i wpędzi w popłoch lękliwą właścicielkę posesji. Teraz to nie nas będą podglądać - ale my mamy podgląd na ciemności za oknem. A co?.. Lampa na słupie: Przybyła także firanka w małej sypialni. Wprawdzie nie planowana, ale wymyślona przeze mnie w przypływie fantazji: Mimo drugiej połowy listopada, w ogrodzie kwitnie jeszcze róża podarowana przez Renatkę: I na koniec - tajemnica. Oczywiście zwierzam się tu Wam w tajemnicy przed Mariuszem, bo gdyby On zobaczył, gdzie urzędował jeden z "naszych" kotów, niechybnie przypomniałby mi zdecydowanym głosem, co myśli na temat zwierzaków buszujących po naszym domku. A gdyby jeszcze zobaczył jak Białaska harcowała po Jego bluzie - pewnikiem Jego głos przybrałby groźniejsze tony. A tak to nie wie i spać będzie spokojnie. A ta spryciula wykorzystała moment mojej nieuwagi i zanim zdążyłam zamknąć drzwi do sieni - już siedziała na szafce i próbowała umościć się na ciepłym ciuszku. Taka z niej cwana wygodnicka: Koty niestrudzenie okupują wycieraczkę przed tarasowym oknem. Siedzą tam bezustannie i jak takie cztery sowy wpatrują się w nas swoimi ślepkami. My w lewo - one oczami w lewo. My w prawo - ich spojrzenia ponownie wędrują za nami. Czasem mam wrażenie, jakbyśmy występowali w jakimś bukowym Truman Show, a te cztery pary oczu śledzą niezmiennie nasze poczynania i - tak, jak w tamtym filmie - gapią się w szybę, wprawdzie nie telewizora, ale tarasowego okna. Jednak, patrząc na to z drugiej strony, to miłe, że te koty są nam wierne jak psy. Tylko nie jestem pewna, czy nam, czy raczej miskom z żarciem, które jak bumerang lądują na tarasie napełnione kocimi przysmakami. Edytowane 9 Maja 2021 przez Iwona i Mariusz Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Iwona i Mariusz 04.12.2011 14:36 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 4 Grudnia 2011 Dotrzymując słowa danego jednemu z naszych czytelników, pragnę śpiesznie poinformować, że w moim poście z dnia 5.09.2010 r. napisanym w komentarzach, wkradł się karygodny błąd.Post ten dotyczył tak ważnego tematu, jakim jest ogrzewanie w naszym domku, a mówiąc dokładniej, paneli na podczerwień. Ponieważ temat ten wzbudza ciągle wiele kontrowersji, wątpliwości, rodzi pytania kierowane do nas zarówno w komentarzach, jak i na prywatną pocztę, a także przyczynia się do licznie składanych nam wizyt przez ewentualnych, przyszłych nabywców tego rodzaju ogrzewania - muszę tu i teraz sprostować adres linku do strony producenta, który nieprawidłowo podałam we wspomnianym wyżej poście.Nasze panele (które notabene polecamy ze szczerego serca) nabyliśmy w firmie ECO PARTNER z Poznania.Link do strony producenta prawidłowo brzmi:http://www.najtanszeogrzewanie.pl/Adres ten na chwilę obecną jest już poprawiony, ale wszystkich, którzy przez moją pomyłkę błądzili w poszukiwaniu prawidłowej strony - serdecznie przepraszam!Iwona. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Iwona i Mariusz 04.12.2011 15:31 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 4 Grudnia 2011 W naszym bukowym świecie nastała cisza i względny spokój. Czas płynie leniwie i jesiennie. Pogoda nie sprzyja składaniu nam wizyt, a krajobrazy za oknem też nie należą obecnie do zachwycających. Zacinający deszcz, nieustające wiatry i szybko zapadająca ciemność nie ściągają do nas tłumu gości, więc dni płyną bardziej monotonnie i szaro. Trawnik jest już skopany Mariuszowymi dłońmi, roślinki zapadły w zimowo - jesienną drzemkę, więc świat zewnętrzny obserwujemy najczęściej zza tarasowej szyby. Raz tylko wyrwaliśmy się ze znajomymi na andrzejkowe szaleństwo, organizowane oczywiście w naszej skonsolidowanej wsi, potańcowaliśmy trochę i pokazaliśmy mieszczuchom, jak bawi się wioskowa społeczność. Bez fałszywej skromności powiem, że bardzo im się podobało. Poza tym czas spędzamy na powolnym delektowaniu się naszym domem, smakowaniu przyjemności z zamieszkiwania w nim i czerpaniu radości ze spełnionego marzenia. Ja, w większości czasu, wymyślam ciągle jakieś drobne upiększenia wnętrza naszej chatki. Mariusz raz studzi mój zapał, innym razem łapie bakcyla i spełnia moje "zachcianki" na innowacje. Tym właśnie sposobem przybyła nam długa półka na kwiaty, umocowana pod sufitem pomiędzy kuchnią a salonem. Miałam taką na starym mieszkaniu i w skrytości ducha marzyłam o takim samym rozwiązaniu w nowym domku. Tyle, że nie bardzo wiedziałam, jak zrealizować ten zamiar, bo tamta półka wisiała na łańcuchach przymocowanych do sufitu, a tu z racji braku tradycyjnego sufitu - było to raczej niemożliwe. Ale musiałabym nie znać swojego Mariusza, żeby nie wiedzieć, że przecież ON COŚ WYMYŚLI !!! I wymyślił - przymocował półkę do przeciwległych ścian i.. jest gites! Zdjęcia na razie nie będzie, bo półkę dla całej jej okazałości muszą jeszcze ozdobić przecudnej urody kwiaty, w pasujących do wystroju doniczkach, a takich obecnie nie posiadam. Mam już na nie pomysł, tylko brakuje mi popołudniowego czasu, żeby go sfinalizować. Ale nie omieszkam się pochwalić tą kuchenną zmianą, kiedy tylko wszystko będzie już na cacy. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Iwona i Mariusz 04.12.2011 16:14 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 4 Grudnia 2011 (edytowane) Czas spędzamy głównie ze sobą i z kotami. Koty są z nami niezmiennie i czasem mam wrażenie, że zapuściły korzenie na naszej tarasowej wycieraczce i że żadna siła ich stamtąd nie wyrwie. Znikają tylko na noc, a od rana przez cały dzień siedzą wtulone w siebie i obserwują nas przez szybę: Żadna niepogoda, czy inne okoliczności nie są w stanie ich zniechęcić do wyczekiwania na bukową miskę. Jedynym ich wrogiem jest pies od sąsiadów. Na jego widok czmychają w popłochu porzucając nawet smakołyki. Ale wracają po chwili, po zbadaniu czy teren jest już bezpieczny. Za to wczoraj ujrzeliśmy całkiem niecodzienny widok. Pusta już, bo wyczyszczona po kolacji kocia miska, zabrzęczała całkiem niespodziewanie na tarasie i oczom naszym ukazał się znany nam już lis, który po długiej nieobecności odwiedził nas ponownie. Pewnie przyszedł sprawdzić, czy zostały jakieś resztki. Koty nie drgnęły nawet na jego widok, patrzyły tylko na niego z takim samym zdumieniem, jak my. Były od niego dosłownie na wyciągnięcie ręki, ale widocznie nie czuły żadnego zagrożenia. Lisek obczaił tylko, że miska jest pusta, spojrzał na nas stojących za szybą, przeciągle i z wyrzutem i.. zniknął w ciemnościach. Najradośniejsze momenty to te, kiedy wynosimy kotom miskę na taras. Stało się to już prawie rytuałem, bo radość kotków z tego powodu, dostarcza nam niezmiennie wiele uciechy. Najpierw Mariusz zbliża się z pełną miską do okna tarasowego, a wśród kotów zapanowuje ogromne poruszenie. Skaczą po szybie, tłoczą się w kierunku otwieranych drzwi, a ich gębusie uśmiechają się prawie: Potem ja otwieram tarasowe drzwi, a wszystkie cztery sztuki naszych sówek, wsypują się do pokoju jak ulęgałki: Hałasują przy tym nieźle, urządzając koci koncert w postaci wspólnego miauczenia, po czym w ślad za Mariuszem i pełną miską wracają na taras, powarkując już na siebie, tak na wszelki wypadek: No tak.. mamy teraz dodatkowe cztery "gęby" do wyżywienia, co jest nie lada wyzwaniem. Na szczęście to Mariusz z racji zamiłowania do warzenia potraw i większej ilości wolnego czasu, częściej stoi przy kocich garach. Edytowane 9 Maja 2021 przez Iwona i Mariusz Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Iwona i Mariusz 11.12.2011 22:36 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Grudnia 2011 Ostatnio zadałam pytanie Mariuszowi, czy nasz komin z racji swojej nieużywalności, jest zatkany? Usłyszałam, że tak! I już teraz wiem, dlaczego w tym roku nie trafił do nas Mikołaj! Z radia dowiedziałam się, że Pan Mikołaj wchodził do domów tylko kominem! Pozamykane, jak to bywa zimową porą, wejściowe drzwi i wszystkie okna, a także nieczynny komin - spowodowały, że biedny, zdezorientowany Mikołaj nie znalazł właściwej drogi do naszego domostwa. A tak na poważnie, to teraz ja zamykam drzwi Bukowej Chatki! Te wirtualne drzwi, bo nie będzie mnie tu jakiś czas. Nie wiem jeszcze jaki i na jak długo się ulatniam, ale wiem na pewno, że znikam, bo muszę podreperować swoje ręce (na razie prawą). Zużyte wiekiem, a także komputerową myszką i klawiaturą nadgarstki, odmówiły mi już jakiś czas temu posłuszeństwa i żeby móc normalnie funkcjonować - muszę je naprawić, odmłodzić i zregenerować. Więc kompletnie nie mam pojęcia, kiedy będę w stanie znowu coś napisać, chyba że dam radę posługiwać się tylko lewą ręką i stukać nią pojedyncze literki, co nie będzie dla mnie proste, bo zawsze piszę obiema rękami jednocześnie, a od urodzenia jestem praworęczna i moja lewa ręka służy mi tylko i wyłącznie do dekoracji. No zobaczymy! Jeśli jednak zdarzy się, że nie jestem urodzonym piratem (nie drogowym, tylko takim jednorękim) to wszystkich naszych "czytaczy", którzy zaglądają tu czasem, proszę o wyrozumiałość i cierpliwość - wcześniej czy później dam znać, co u nas słychać. Trzymajcie za mnie kciuki, żeby nasza kochana służba zdrowia swoimi staraniami spowodowała, że moje obie dłonie za jakiś czas będą znowu w pełni sprawne i żebym mogła snuć dalej swoje "Opowieści z Bukowej Krainy". Czego sama sobie także życzę, pozostając konsekwentna w swoim nieustającym życiowym optymiźmie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Iwona i Mariusz 22.12.2011 14:11 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 22 Grudnia 2011 (edytowane) Magia Świąt, to dziecięca wiara w Świętego Mikołaja, spokojna rozmowa z bliskimi przy kominku, rozleniwiony telefon, zaspany budzik i śnieg, który nie jest utrapieniem. Magicznych Świąt Bożego Narodzenia wszystkim zaglądającym do Bukowej Chatki życzą Iwona i Mariusz.. Edytowane 9 Maja 2021 przez Iwona i Mariusz Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Iwona i Mariusz 29.12.2011 15:44 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Grudnia 2011 (edytowane) Święta.. Święta.. Minęły spokojnie, cicho i sympatycznie. Ja z powodu swojego schorzenia niewiele się napracowałam, właściwie z ręką na sercu to mogę napisać, że prawie wcale. Jedynie udekorowałam świąteczny stół i trochę posprzątałam. Na tyle, na ile można zrobić to lewą ręką. A biedny Mariusz nie dość, że robił prawie wszystko koło mnie, to jeszcze zajął się całymi przygotowaniami do Świąt. Mam w domu po prostu Anioła. Ale z moją ręką jest już coraz lepiej, wczoraj ściągnęli mi szwy i teraz tylko patrzeć, jak znów będę mogła zaszaleć i pisać obiema rękami. Jeszcze przed Świętami "przycisnęłam" trochę mojego ślubnego do paru zmian w wystroju chałupki, z którymi nosiliśmy się już jakiś czas, ale ciągle nie było kiedy. Więc teraz kiedy byłam w domu, "suszyłam" Mu głowę o sfinalizowanie tych upiększeń. I tak: W naszej sypialni przybyły żółte zasłonki: W salonie przybyła firanka z woalu. Nie jest biała, tylko ecru, więc pokażę ją w różnym świetle: Na ścianie w korytarzu wreszcie zawisły, przywiezione przez nas z Egiptu papirusy: Na szczęście dla Mariusza, moje pomysły na upiększanie domu są już na wyczerpaniu (niech Mu będzie, że tak jest). Edytowane 9 Maja 2021 przez Iwona i Mariusz Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Iwona i Mariusz 29.12.2011 16:05 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 29 Grudnia 2011 (edytowane) Kiedyś tam obiecałam, że zamieszczę zdjęcia półki na kwiaty pomiędzy kuchnią i salonem, którą Mariusz zrobił onegdaj. Nie miałam wtedy tylko odpowiednich doniczek na roślinki, więc tym samym, półka nie nadawała się do demonstracji. Takie doniczki wreszcie są, skompletowane takie same kwiatki również, więc mogę dokonać odsłony tychże cudów. Wymarudzona przeze mnie u Mariusza półka (ale długo nie musiałam marudzić): I z oddali: A żeby jeszcze przedłużyć świąteczny nastrój - pokażę, jak świątecznie przystroiłam kominek: A taki świąteczny stroik towarzyszył nam przy Wigilijnej Wieczerzy: Nie jestem pewna, czy to dobrze, że pokazuję tu takie nieistotne szczególiki, ale kocham swój Dom, uwielbiam go dekorować i upiększać, więc wszystkie te małe bzdurki cieszą mnie ogromnie. Edytowane 9 Maja 2021 przez Iwona i Mariusz Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Iwona i Mariusz 30.12.2011 00:32 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Grudnia 2011 (edytowane) W komentarzach "Mag" zapytała o kociaki, a ponieważ nosiłam się z zamiarem napisania co u nich nowego, więc parę wiadomości z ich kociego życia. Nasze mruczki mają się całkiem dobrze, leniuchują i rosną jak na drożdżach. Apetyty mają nieposkromione, tylko by jadły i się bawiły. Mariusz, od czasu kiedy zupełnie sam zajmuje się kuchnią - dogadza im niemiłosiernie. Gotując dla nas, zawsze nawarzy tego jadła więcej, niż trzeba i dzieli to wszystko na trzy: mój talerz, Jego talerz i.. miska dla kotów. http://teraz.com.pl/vardata/gify/kotki/kotki015.gif Jakby tego było mało - wymyśla dla nich specjalne dania. Fakt, że nasze koty są wszystkożerne i dzięki temu żadne jedzenie się teraz nie marnuje. W czasie Świąt miały używanie, bo i ryby dla nich były i resztki z tych ryb także. Czekaliśmy w Wigilijną Noc, aż przemówią ludzkim głosem, po cichu licząc na to, że popłyną w naszym kierunku same pochwały i słowa dziękczynienia. Niestety, nasze miauczki zrobiły nas w konia i zaraz po napełnieniu brzuchów resztkami świątecznej kolacji - uciekły dość niespodziewanie i wypięły się na nasze oczekiwania. Pocieszaliśmy się tylko tym, że pewnie pobiegły nazłorzeczyć tam, gdzie te miski dla nich pozostają ciągle puste. Bo była to dla nich jedyna okazja, żeby wywalić z siebie to, co się myśli, a ponieważ nam dobrze z oczu patrzy , więc liczyły na to, że u nas nic się dla nich nie zmieni, mimo braku pochwał. Tak to sobie wytłumaczyliśmy. Ostatnio nastały bardzo ciepłe dni, więc naszym kotom coś się chyba pozajączkowało. Nie wiem, czy poczuły jakiś powiew wiosny, czy inny zew natury się w nich odezwał, ale oszalały dosłownie któregoś dnia i zaczęły takie harce wyprawiać na moich roślinkach, że musiałam je stamtąd przeganiać - niestety, bezskutecznie. Włażenie po naszych tarasowych słupach, to już codzienność. Skakanie po ogołoconych z liści drzewach (zwłaszcza po wierzbie) i skubanie łysych gałązek, to też zjawisko powszechne. Ale tego dnia oszalały dosłownie i urządziły sobie taką gonitwę po moich pozabezpieczanych na zimę roślinkach, że włosy stawały mi dęba na głowie. Owinięty agrowłókniną cyprys - stał się świetną kryjówką do zabawy w chowanego. Takie samo zabezpieczenie hortensji, zostało brutalnie ściągnięte ostrymi pazurkami na glebę i posłużyło jako tunel do zabawy w "a kuku". Mniej więcej tak: A oprócz tego, oszalały berek rozpanoszył się po całym ogrodzie, bez względu na wystające roślinki, wszelkie nierówności i inne przeszkody. Myślałam, że zwariuję, obserwując ich poczynania prowadzące do całkowitej dewastacji moich ogrodowych wypocin. Nie pomagało moje tupanie ze złości, przeganianie ich, czy próba przemówienia do ich kocich rozsądków. Uciekały wprawdzie, ale zaraz wracały i zaczynały na nowo. No, istna Sodomia i Gomoria. Takimi aniołkami to one z pewnością nie są: Ani takimi: Ale teraz mają za to karę. Skończyło się Bukowe Truman Show. Powieszona w salonie firanka skutecznie ogranicza im możliwość podglądania naszej codzienności. Z pewnością odrobinkę nas widzą, ale to już nie jest to samo. Skończyło się zaglądanie nam w talerze, wykonywanie nieskończonej ilości litościwych miauknięć i rzucanie błagalnych kocich spojrzeń. Kara za niesubordynację musi być!!! Mimo wszystko, kocie, bukowe życie - choć nie jest może usłane różami - i tak jest do pozazdroszczenia przez niektórych przedstawicieli tej pięknej, mruczkowej społeczności. A czy ja na stare lata skończę tak? Edytowane 9 Maja 2021 przez Iwona i Mariusz Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Iwona i Mariusz 30.12.2011 14:49 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Grudnia 2011 (edytowane) Na koniec roku jeszcze jedna, ostatnia rzecz, na zamontowanie której udało mi się namówić zapracowanego Mariusza. Komplet luster w Ikei kupiliśmy dawno temu, w czasie, kiedy nasz dom był jeszcze tylko papierowym projektem. Ale już wtedy wiedziałam, jakie będzie ich przeznaczenie i gdzie znajdą swoje docelowe miejsce. I tak oto, zawisły wczoraj na korytarzowej ścianie: Przeznaczenie mają bardziej dekoracyjne, niż użytkowe. Tak to sobie tłumaczę, bo mam świadomość, że zbyt częste przeglądanie się w lustrze w moim wieku, może prowadzić do krótko lub długotrwałej utraty humoru lub - w najgorszym przypadku - do nieuleczalnej depresji. Edytowane 9 Maja 2021 przez Iwona i Mariusz Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Iwona i Mariusz 30.12.2011 15:50 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Grudnia 2011 (edytowane) Znaleziony w necie przepis na Nowy Rok: Weź dwanaście miesięcy, obmyj je dobrze do czysta z goryczy, chciwości, pedanterii i lęku, podziel każdy miesiąc na 30 lub 31 części tak, żeby zapasu starczyło akurat na rok. Każdy dzionek przyrządzaj oddzielnie, biorąc po jednej części pracy i dwie części wesołości i humoru. Dodaj do tego trzy kopiaste łyżki optymizmu, łyżeczkę tolerancji, ziarnko ironii i szczyptę taktu. Następnie masę tę polewaj obficie miłością. Gotowe danie ozdób bukiecikami małych uprzejmości i podawaj je codziennie z pogodą ducha i porządną filiżanką odżywczej herbaty. Edytowane 23 Marca 2013 przez Iwona i Mariusz Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Iwona i Mariusz 30.12.2011 16:36 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Grudnia 2011 (edytowane) Po zaciemnionym niebie biegnie smuga kolorowa, z ogonem rozpryskującym się po królestwie nocy. Po chwili znika w blasku księżyca, tak jak rok miniony. Lecz coś po nim pozostanie - wspomnienia i marzenia. Szczęście, ale i te gorsze dni. Uśmiech igrający ze łzami. A my życzymy Wam wszystkim, aby te wspomnienia, które pozostaną w pamięci, w Nowym Roku były inne. Z marzeniami, masą dobrych dni, słowami płynącymi z serca, które uszczęśliwią, z morzem miłości i przyjaźni. Niech Nowy Rok przyniesie zdrowie, radość, pomyślność i spełnienie wszystkich marzeń, a gdy już się one spełnią, niech dorzuci garść nowych, bo tylko one nadają życiu sens. Iwona i Mariusz Edytowane 23 Marca 2013 przez Iwona i Mariusz Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Iwona i Mariusz 05.01.2012 22:00 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Stycznia 2012 (edytowane) No i nastał nam Nowy Miłościwie Panujący 2012. Dni lecą jeden za drugim, nie wiadomo kiedy. Mimo, że ciągle jeszcze siedzę w domu na zwolnieniu, czas leci nieubłaganie i niezauważalnie. Wciąż nie do końca sprawna ręka, nie pozwala mi na normalne funkcjonowanie, więc i wachlarz moich możliwości spędzania wolnego czasu, jest też bardzo ograniczony. Telewizor, książka, od czasu do czasu komputer - to teraz towarzysze moich wolnych chwil. Trochę pomagam Mariuszowi przy przygotowywaniu posiłków, ale naprawdę w bardzo ograniczonym zakresie. Sylwester minął pod znakiem szampana i dobrej zabawy, oczywiście w Bukowej Chatce i w sprawdzonym towarzystwie. O północy niebo nad Bukową Chatką rozświetliły rozbłyski petard i spadające z nich, na nasz przyszły trawnik, migocące gwiazdy fajerwerków. Było, jak zwykle w takich chwilach, uroczyście, podniośle i bardzo nastrojowo. Migawka z tego wieczoru, z gospodynią na pierwszym planie: A tak bawiła się w tę sylwestrową noc moja ukochana wnusia, gdzieś tam daleko ode mnie: Teraz, po tym przydługim okresie świętowania, czas wziąć się za bary ze zwykłą codziennością i czerpać z niej tylko same radości i wyławiać pozytywne chwile, jak drobne okruchy bursztynu ze spienionych fal. A moje motto na 2012? "Przechodząc przez życie pozostawiajmy po sobie ślady miłości." Edytowane 9 Maja 2021 przez Iwona i Mariusz Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Iwona i Mariusz 07.01.2012 16:42 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 7 Stycznia 2012 Wreszcie dziś, chociaż przez niedługą chwilę, jakoś tak normalniej za oknem się zrobiło, bo w ciągu ostatnich dni nawet nosa nie chciało się wyściubić na zewnątrz i - jak to Mariusz określał - nawet wroga grzech było wypuścić na taką pogodę. I choć sielanka ta nie trwała długo, bo słonko poświeciło tylko trochę dopołudnia, to i tak raźniej nam się zrobiło na duszy i jakoś tak.. wiosną zapachniało? Przez ostatnie dni, paskudna pogoda spowodowała, że siedzieliśmy w domku non stop. Przerażający wiatr, z deszczem zacinającym prosto w twarz, nie nastrajał ani do spacerów, ani nawet do wychodzenia na zewnątrz. Mariusz tylko raz wyszedł wynieść śmieci do kubełka i pozbierać kocie miski, które bezlitosny wicher porozrzucał po całej działce i wrócił skulony, zziębnięty, zamykając za sobą w popłochu wejściowe drzwi. Zakupy zrobione na zapas, żadni goście się nie zapowiedzieli (niezapowiedziani raczej nam się nie zdarzają ), więc zajęliśmy się trochę sobą , a trochę każde swoimi sprawami. Lubię takie dni. Czas płynie wtedy jakoś spokojniej, leniwiej, jest okazja do nadrobienia różnych osobistych zaległości. Przystrojona jeszcze świątecznie choinka, ledowe lampki na suficie, dające ciepłe, delikatne światło i żarzące się złotym blaskiem kominkowe płomienie, stwarzają ciepły, przytulny i prawdziwie domowy nastrój. Mogłabym tak siedzieć tu i nie wychodzić wcale, nie wiem wprawdzie, jak długo, ale patrząc na aurę za tarasową szybą - myślę, że chyba bardzo długo. Nawet nasze koty dostosowały się do nieprzyjaznej pogody i przybiegają najchętniej tylko wtedy, kiedy - jakimś sobie znanym szóstym zmysłem - wyczują, że zbliża się miska z jedzeniem. A Mariusz dogadza im ostatnio wyjątkowo. Do solidnych i treściwych potraw dodaje gotowane jarzynki, żeby te tłuściochy szybciej obrastały w puszyste, ciepłe futerka. Ale też często nasze sierściuchy siedzą skulone i wtulone w siebie na tarasowej wycieraczce, wciskając się jeden w drugiego, byle tylko było cieplej. Może, skoro zimy już ma nie być w tym roku, niech już lepiej przyjdzie chociaż przedwiośnie? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Iwona i Mariusz 11.01.2012 20:47 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 11 Stycznia 2012 (edytowane) Pracujemy w swoich "gabinetach". To znaczy Mariusz w swoim warsztacie, a ja w gościnnej sypialni, gdzie mam swój komputerowy kącik. W domku cisza, słychać tylko stukot moich paznokci uderzających w komputerową klawiaturę. Zasiadłam tu z kubkiem gorącej herbaty, żeby postukać trochę, jeszcze póki mam więcej czasu. Niebawem wrócę znów do rytmu dnia codziennego i wiem, jak trudno będzie znaleźć jakąś wolną chwilę. Jutro odwiedzę znowu swojego Pana Doktora, tego samego, który pokroił i potem piękną fastrygą pozszywał moją rękę. Chce obejrzeć swoje dzieło i stwierdzić ostatecznie, na ile nadaje się ona do codziennego użytku. Rana na dłoni goi się ładnie, tylko przecięty wewnątrz troczek zginaczy powoduje czasami jeszcze ból, zwłaszcza przy wykonywaniu niektórych czynności. No nic - zobaczymy co powie jutro Szanowny Pan Doktor. Zauważyłam, że nasze koty wpadają w amok z jakąś dziwną systematycznością. Po ostatnich harcach, dziś znów ganiały po całej działce, tratując wszystko co znalazło się na ich drodze. Kiedy tylko ruszyłam klamką od tarasowych drzwi, pędziły jak oszalałe na swoją wycieraczkę z nadzieją na pełną miskę. Gdy tylko okazywało się, że to nie zapowiedź kolejnego posiłku, a czeka na nich jedynie mój grożący im zza szyby palec - wracały szybko do swoich zabaw, nie zważając już na mnie wcale. Próbowałam zrobić im przez tę szybę jakieś zdjęcia w czasie ich wymyślnych podwórkowych wariacji, ale zawsze, kiedy zbliżałam się do okna, one przybiegały w te pędy i spoglądały na mnie z nadzieją w szaro - zielonych oczach. Więc pstryknęłam im tylko takie przypadkowe fotki, żeby nie było, że ostatnio częstuję moich "czytaczy" samym tylko tekstem, bez ilustracji. A więc (wiem, wiem) cieplutkie, jak świeże bułeczki, zdjęcia moich dwóch ulubieńców. Tutaj Białaska patrzy, czy przypadkiem nie otwierają się tarasowe drzwi: Tu z wyraźnym żalem i pytaniem w spojrzeniu: "Kiedy będzie miska?": A tu Tiger, największy aktor wśród naszych kotów. Skutecznie udaje, że miskowy problem jego nie dotyczy: A dlaczego koty? Bo jak mówią wielcy tego świata: "Nawet najmarniejszy kot jest arcydziełem, a to jak traktujesz koty, decyduje o twoim miejscu w niebie". Edytowane 9 Maja 2021 przez Iwona i Mariusz Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Iwona i Mariusz 13.01.2012 00:13 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 13 Stycznia 2012 Za oknem znowu pogoda, jak z jakiegoś najgorszego horroru. Deszcz z takim impetem zacina w szyby, że mam wrażenie, jakby chciał dostać się tu do środka. Przy tym wieje niemiłosiernie. Chwilami wydaje się, że wiatr porwie nas i uniesie do góry całą Bukową Chatkę razem z działką. Nasze młode drzewka przechylane silnymi podmuchami, kłaniają się nisko ziemi i zdają się prosić o pomoc swymi cieniutkimi gałązkami, jak wyciągniętymi w rozpaczy ramionami. Koty wtulone w siebie dzielnie pilnują tarasowej wycieraczki. Po domku rozchodzi się zapach świeżo upieczonego piernika. Posiadanie wolnego czasu ma jednak swoje dobre strony. Ale nadchodzi kres mojej wolności i nieuchronnie zbliża się czas powrotu do rannego wstawania i przemierzania moim osobistym czołgiem tych ponad 20 kilometrów, które dzielą mnie od miejsca, w którym mi płacą. C'est la vie - jak mawiają Francuzi. Dziś Pan Doktor stwierdził, że moja prawa ręka miewa się już coraz lepiej. Mam jeszcze wrażenie, jakbym nosiła ją ciągle w za ciasnej rękawiczce, ale ponoć to schorzenie regeneruje się nawet do pół roku, więc muszę uzbroić się w cierpliwość i na razie wysługiwać się bardziej lewą. Choć przyznam, że ta też już czasami się buntuje, no i oczywiście pobolewa po dawnemu, bo i ją za jakiś czas czeka taki sam zabieg, jak jej sąsiednią towarzyszkę. Ciężko żyć na co dzień z takimi niepełnosprawnymi dłońmi, ale pocieszam się, że zupełnie bez nich, byłoby zdecydowanie gorzej. Więc staram się za dużo nie narzekać. Mariusz w swoim "gabinecie" walczy z jakimiś elektronicznymi wynalazkami. Nie mam już czasem do Niego siły , siedzi do późna w nocy, od czasu do czasu wydaje z siebie takie odgłosy, jakby odkrył Amerykę, ale wiem, że cały ten poświęcony przez Niego czas, przyniesie po jakimś czasie namacalne efekty. Myślę, że nie zostanie nam w domu żaden sprzęt, który nie będzie obsługiwany automatycznie z pilota, z pozycji leżącej (oczywiście na sofie) i jedynie z lekko wyciągniętą do przodu ręką - nawet, gdyby ten sprzęt miał się znajdować w drugim końcu naszej działki. Taki właśnie bezobsługowy dom sobie wymarzył. To dobrze, że ma właśnie takie hobby, a nie inne. Zdecydowanie wolę Go siedzącego tam, niż na przykład leżącego na kanapie z puszką piwa w ręce. No tak, ja tu się rozpisałam, a zegar bezlitośnie wskazuje, że czas już najwyższy położyć głowę na poduszce i przykryć się ciepłą kołderką. A więc: Dobranoc - pchły na noc, karaluchy pod poduchy. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Iwona i Mariusz 24.01.2012 21:10 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 24 Stycznia 2012 (edytowane) Posypało, zawiało i zamiotło. Śniegiem oczywiście. Taką zawieruchę, jaka nawiedziła nas kilka dni temu, pamiętam raczej z zeszłego roku, bo w tym roku zima taka jakaś niemrawa jest raczej. Przynajmniej do tej pory. Zabieliło się w ułamkach sekund, ostro powiało śnieżnym pyłem, aż.. przewróciło nam kubeł na śmieci: Grube płatki mokrego, lepkiego śniegu, przyklejały się do szyby i wyglądały groźnie, choć równie szybko topniały, jak spadały: Chwilami razem z wilgotnym śniegiem, padał grad. Skulone koty spoglądały na to zjawisko przestraszonym i pytającym wzrokiem: Choć zima już w pełni, dla nich to raczej nowość. Zła aura oszczędza je na razie i.. całe szczęście. Niech podrosną najpierw solidnie i zaopatrzą się w puszyste futerka, by móc stanąć w szranki z zimowymi zamieciami. Niekiedy ratunkiem przed zmoczonymi łapkami, staje się dla nich skok na gościnny parapet. I łypanie przez okno, co też tam ciekawego dzieje się w środku: Ech.. Widzę po tych skośnych oczach, że kocurki też, tak jak ja, czekają już tylko na wiosenne ciepełko. Edytowane 9 Maja 2021 przez Iwona i Mariusz Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Iwona i Mariusz 24.01.2012 21:47 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 24 Stycznia 2012 (edytowane) Czasami wracając z pracy, w celu spełnienia jakiegoś niesprecyzowanego bliżej kaprysu, zamiast jechać główną drogą, skręcam sobie w boczną trasę, która na skróty, przez las, prowadzi mnie prawie prosto do mojej wsi. Dzisiaj też tak zrobiłam. Ale tylko dlatego, że leśne widoki zza szyb samochodu, zapierały dech w piersiach. Biała szadź przylgnęła do drzew i otuliła swoją śnieżną powłoką każdą, najmniejszą nawet gałązkę. Pojechałam przez ten las tylko po to, aby nacieszyć oczy tym rzadkim, ale jakże pięknym widokiem. I pstryknęłam dwie fotki, ale tylko telefonem, więc i jakość jest taka sobie, no i zupełnie nie oddają one rzeczywistości. Ale co tam, popatrzmy sobie razem: Patrząc na te szarości na zdjęciach, możnaby sobie pomyśleć, że jestem jakąś niepoprawną romantyczką? A jestem! I już! Edytowane 9 Maja 2021 przez Iwona i Mariusz Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Iwona i Mariusz 24.01.2012 21:53 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 24 Stycznia 2012 (edytowane) Dzień dobry!!! Jestem nowym członkiem bukowej rodziny i chciałem się wszystkim przedstawić. Mam na imię Alex i przyszedłem na świat w piątek, 20 stycznia tego roku, o godz. 5.50. Jestem słodkim wnuczusiem Babci Iwonki i bratem Nikolki. I bardzo się cieszę, że się w końcu urodziłem, bo tam gdzie byłem do tej pory było ciemno i było mi już trochę ciasno. A oto ja! 10 minut po urodzeniu (nawet mnie nie zdążyli przyzwoicie umyć ): Tu trochę się opalałem pod jakąś lampą, ale Wyspy Kanaryjskie to nie były : A tu już w swoim domku (hurra, mam już 4 dni) : I choć nikt mi nie obiecywał, że tu na zewnątrz będzie łatwo, to mam nadzieję, że teraz moje życie będzie już tylko miłe, przepełnione miłością, wszelakimi rozrywkami i innymi ziemskimi przyjemnościami. Witajcie! Edytowane 9 Maja 2021 przez Iwona i Mariusz Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Iwona i Mariusz 31.01.2012 20:38 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 31 Stycznia 2012 (edytowane) Mam nieodparte wrażenie, że umieszczane dotychczas zdjęcia kotów (przynajmniej na razie), zastąpię obecnie zdjęciami Alexa, który zmienia się, jak w kalejdoskopie, rośnie i mężnieje. Ale taka jest ponoć cecha babć (cóż za słowo - dziwoląg), że chcą się, przynajmniej na początku, pochwalić nie swoim wprawdzie dorobkiem, ale - jakby nie było - nowym osiągnięciem pokoleniowym. Ta mała istotka jest na razie numerem jeden w toczących się bukowych rozmowach i - chcąc nie chcąc - musi zagościć także w niniejszym dzienniku. No bo jakiż to byłby dziennik budowy, gdyby nie było w nim relacji z budowania rodzinnych więzi? Więc, proszę bardzo, mała porcja rozkoszy dla oczu i dla ducha. Zdziwiony, że tak wygląda zewnętrzny świat: Myśliciel: W tatusiowych ramionach: W tatusiowych dłoniach: Tak dla kontrastu: Czy ktoś się jeszcze dziwi, że rozpiera mnie radość i babcina duma? Edytowane 9 Maja 2021 przez Iwona i Mariusz Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.