Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Nasza BUKOWA CHATKA


Recommended Posts

W sobotę ponownie odwiedzili nas rodzice.

Od ich ostatniej wizyty minęło trochę czasu, więc podziwiali wszystkie zmiany i postęp prac.

Napiszę krótko - bardzo im się podobało.

Chodzili, podziwiali - a tato Mariusza pstrykał pamiątkowe zdjęcia.

 

Między innymi to, na którym jesteśmy z Mariusza mamą, na tle kuchennego okna:

 

00000022.jpg

 

Urlop, to jednak cudowny i niepowtarzalny wynalazek ludzkości. :D

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 1k
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Po ostatnich upalnych dniach - nastają piękne, księżycowe noce.

Łysek świeci nam prosto w okna od sypialni tak mocno, że niepotrzebne jest światło, aby trafić do łóżka. :)

Ale też widok jest piękny i niesamowity.

Nad ciemnym lasem wieczorem pojawia się wielka, świecąca kula.

Po prostu wynurza się powoli zza drzew i budzi zachwyt swoim rozmiarem i nieziemskim światłem.

 

Tak wygląda co wieczór:

00000024.jpg

 

Moja wnusia, zgodnie z wakacyjnymi trendami - szaleje iście po wiejsku.

Tu buszuje w zbożu razem z koleżanką:

00000025.jpg

 

Świetne zdjęcia zrobiła moja córcia, będąc u nas ostatnio z sobotnio - niedzielną wizytą.

 

Moje biało - różowe pelargonie pnące - w zbliżeniu:

00000027.jpg

 

A tu czerwone z sąsiedniej skrzynki:

00000028.jpg

 

A tu już my z Mariuszem w naszej kuchni.

Mariusz montuje okap nad kuchenką (ja się przyglądam):

00000023.jpg

 

Nasza kuchnia jest już skończona na 90%.

Brakuje jeszcze tylko części szafki cargo (czekamy na metalowe wnętrze) i jednej szafki wiszącej koło okapu (bo to był nasz pomysł na ostatnią chwilę).

No i wiadomo, jeszcze reszta oświetlenia, malowanie, instalowanie wszystkich upiększaczy i przydatnych akcesoriów.

Ale to już, jak mówi Mariusz, sama przyjemność.

Zamontowana jest kuchenka, okap, zlewozmywak, zmywarka.

Wszystko działa rewelacyjnie i bez zastrzeżeń.

Wreszcie można w kuchni normalnie funkcjonować, nie bawiąc się w zbytnią gimnastykę i pomysłowość.

Jednak działająca w pełni kuchnia, to podstawa normalnego bytowania.

Jutro zrobię parę zdjęć i zamieszczę w dzienniku na pamiątkę dla potomnych.

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj Mariusz malował sufit w gościnnej sypialni, ja w tym czasie byłam na wyczerpującej wycieczce we Wrocławiu.

Ze swojego starego mieszkania usiłowałam, razem z wnusią, wytargać jakieś drobiazgi do samochodu.

Powiedzmy, że była to pierwsza próba mojej przeprowadzki.

Uważam, że nieudana, bo po naszym kilkakrotnym maratonie z chałupki do windy i na dole z windy do auta (biegałyśmy tak chyba z sześć razy) - z mieszkania niewiele ubyło.

Jeśli dalej będę działać w takim tempie - nie przeprowadzę się do grudnia. :-x

Tym bardziej, że nie bardzo mi się chce tam jeździć - zrobiłam się przez te kilka dni prawdziwą wieśniaczką.

Denerwują mnie zatłoczone ulice, korki i hałas za oknem.

I pomyśleć, że przez tyle lat byłam zdeklarowanym mieszczuchem. :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Za nami kolejny pracowity dzień.

Przesadzanie przywiezionych ze starego domku kwiatków, sprzątanie i układanie drobiazgów w kuchni - to moje dzisiejsze osiągnięcia.

Poza tym po raz pierwszy zrobiłam normalny obiad, na nowej kuchence w nowej kuchni. :)

Mariusz, jak zwykle, zajął się cięższymi pracami.

Malował ponownie sufit w gościnnej sypialni i po południu pomalował jedną ścianę na wybrany przez kobietki kolor.

Gościnna sypialnia będzie w oranżach, kupiłyśmy z wnusią dwa wiaderka Dekoralu w dwóch różnych odcieniach tego koloru.

Jeden (ten jaśniejszy) wyszedł bardzo ładnie, ale jednak trzeba będzie jutro pociągnąć ścianę farbą jeszcze raz.

Bardzo jestem ciekawa tego ciemniejszego odcienia pomarańczu, na razie w pokoju zrobiło się jasno, ciepło i słonecznie, a poza tym farba ma fantastyczny, słodki zapach.

 

Tak Mariusz wykazywał się przy szpachlowaniu ścian:

00000003.jpg

 

00000001.jpg

 

Mniej więcej w tym samym czasie Nikola dostała bojowe zadanie - gruntowała obudowę kominka.

To tak dla zabawy, żeby znaleźć jej jakieś zajęcie: ;)

00000031.jpg

 

00000040.jpg

 

00000002.jpg

 

No i poza tym mieliśmy dziś przemiłych gości, Mariusza znajomych, którzy wpadli obejrzeć nasz wspólny dorobek.

Niestety, byli króciutko, ale zdążyli pooglądać nasze domostwo i pochwalić nas za tempo i determinację. :)

Pocieszająca rzecz na obecne upały - w domku jest chłodno, przyjemnie i w ogóle nie odczuwa się panującego na zewnątrz skwaru.

Być może wynika to z faktu, że domek jest jeszcze świeży, nienagrzany i mamy świadomość, że w przyszłym roku może nie być już tak komfortowo.

Ale póki co, dajemy radę i jesteśmy, jak zwykle, pełni dobrych myśli.

Mój wniosek na chwilę obecną:

jeśli pesymistka spotka na swojej życiowej drodze optymistę - z pewnością wyjdzie z tego optymistyczny związek. :D

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nowa kuchnia cieszy nas ogromnie.

I to nie chodzi tylko o to, że wszystko jest nowe i pachnące, że wszystkie sprzęty są jeszcze nie tknięte upływem czasu.

Bardziej cieszy nas to, że wreszcie jest przestrzeń, dużo miejsca na blacie, wiele szafek, półek, szuflad i wszystko mieści się w nich swobodnie i bezproblemowo.

A poza tym jest dokładnie taka, jak chcieliśmy i jej widok oraz funkcjonalność uszczęśliwia nas bardzo.

Brakuje jeszcze szafki cargo, kompletnego oświetlenia i paru drobiazgów dopieszczających całość, ale i tak jest pięknie.

 

Widok na okno (dlatego zdjęcie wyszło trochę ciemne):

00000033.jpg

 

Prawa strona kuchni, widok na szafki - jamniki i blat:

00000034.jpg

 

Dalej prawa strona - dolne szafki i szuflady oraz kawałek podłogi:

00000036.jpg

 

Rzut na całą prawą stronę:

00000038.jpg

 

I jeszcze krok do tyłu:

00000039.jpg

 

Jutro ponownie jadę do Wrocławia uskuteczniać dalszą przeprowadzkę.

Aż mnie niechęć ogarnia na samą myśl o taszczeniu tobołów w taki upał.

Ale wiem, że muszę przez to przejść.

Potem będę już tylko cieszyć się z wykonanej roboty i delektować faktem, że Bukowa Chatka jest już moim prawdziwym i jedynym domem.

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zmęczona jestem i upałem i pseudoprzeprowadzką.

Przy wydatnej pomocy Nikoli wyniosłyśmy znowu ze starego domu trochę gratów do auta.

Widać już parę pustych półek w szafkach, przerzedzoną łazienkę i kuchenne szafki.

Już mi trochę lepiej, niż ostatnio, chociażby ze względów wizualnych.

Opróżnione na starych śmieciach szafki - działają jednak mobilizująco.

Jeszcze około sto pięćdziesiąt takich rundek - i już wyprowadzę się całkiem. :)

 

Poza tymi przeprowadzkowymi rewelacjami - nie działo się nic nowego.

Oczywiście u mnie, bo Mariusz działał, jak zwykle.

Upiększał, sprzątał, głaskał i malował.

Wykończyć na cacuś trzeba przecież wszystkie okolice ościeżnic drzwiowych, i to - między innymi - robił właśnie dziś.

Pomalował też drugi raz ścianę w gościnnej sypialni na pomarańczowo i przeciwległą, na której będzie zabudowana szafa - na biało.

Ale zdjęcie będzie jutro - dzisiaj jest już za ciemno.

Montuje także oświetlenie ledowe w kuchni.

 

No i dzisiejsza nowina.

Miałam dzisiaj telefon z Gminy o możliwości odebrania decyzji o pozytywnym rozpatrzeniu mojego wniosku o nadanie naszej nieruchomości numeru.

Jedziemy jutro odebrać swój nowy adres. :lol2:

Teraz już, jakby nie było, można się zameldować.

 

A dziś tylko parę zdjęć, które zrobiłam wczoraj około godziny 22 na zewnątrz domku.

Zrobiłabym więcej i dokładniej, ale komary żarły niemiłosiernie.

Nie pozwalały nawet na spokojne trzymanie w rękach aparatu.

 

Strona północna z wejściem głównym.

Od lewej: kuchnia, spiżarka, drzwi wejściowe, łazienka i warsztat Mariusza (chwilowo pokój Nikoli):

00000005.jpg

 

Ten sam widok trochę z boku:

00000006.jpg

 

Strona wschodnia - okno w jadalni z widokiem na salon:

00000007.jpg

 

I też trochę z boku:

00000008.jpg

 

Strona południowa - oświetlone okno tarasowe, obok sypialnia gościnna i następnie nasza:

00000004.jpg

 

Jutro lekki relaks - jedziemy do Gminy po odbiór adresu posesji, potem jakieś zakupy na przyjazd weekendowych gości.

Mój zaległy urlop pomału zbliża się ku końcowi.

W przyszły wtorek wracam do pracy.

Nawet nie wiem, kiedy to zleciało - nie zrobiłam połowy z tych rzeczy, które sobie zaplanowałam.

Ale - jak to mówi Mariusz - nikt nie mówił, że będzie łatwo. :D

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bielusieńki sufit i jasnopomarańczowa jedna ściana - tak wygląda teraz gościnna sypialnia.

Farba pachnie słodkawo, przypomina mi zapach egipskich kwiatów.

Sama rozkosz!

 

A tu wrażenia wizualne (jaka szkoda, że komputer nie radzi sobie jeszcze ze zmysłem powonienia):

00000010.jpg

 

No i news tygodnia: mamy wreszcie numer posesji! :lol2:

Zawisł już nawet na ścianie elewacyjnej, na razie na części przygotowanej pod drewniane wykończenie:

00000009.jpg

 

I w zbliżeniu:

00000011.jpg

 

Tabliczka z numerem jest podświetlana ledem, zasilanym z akumulatora ładowanego z ogniwa fotowoltaicznego.

Więc świeci również w nocy i jest energooszczędna, bo nie pobiera prądu z sieci energetycznej (ekologia!).

Noo.. to tyle nowinek na dziś.

Jutro przyjeżdża część mebelków ze starej chałupki, zapełni się już częściowo gościnna sypialnia.

A ponieważ na weekend przyjeżdżają do nas goście - będzie jak znalazł.

Tak więc na dziś - kończę.

Musimy się wyspać - z pewnością jutro czeka nas imprezowanie i nocne czuwanie. :D

 

:goodnight:

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siedzę już w Bukowej Chatce. I to na stałe.

Chociaż większość moich rzeczy jest jeszcze na starym mieszkaniu - zadomowiłam się tu już na dobre i z niechęcią jadę do Wrocławia, oczywiście poza koniecznością odwiedzenia miejsca pracy. :)

Moja ostateczna przeprowadzka kuleje w dalszym ciągu, jakoś nie mogę się zebrać i wywieźć tych wszystkich gratów, które nazbierałam, jak chomik, przez ostatnie lata.

Przeraża mnie wizja pakowania tych wszystkich talerzy, kubeczków, miseczek i kieliszków.

Sterty książek zostawiłam na koniec, chociaż ostatnio doszłam do wniosku, że i tak - wcześniej, czy później - muszę je stamtąd zabrać.

Płyty, kasety, jakieś nikomu niepotrzebne bibeloty czekają na swoją kolejkę na wywózkę, a ja patrzę na to wszystko z przerażeniem w oczach i zastanawiam się, dlaczego nikt jeszcze nie wymyślił sposobu na sprawną i niestresującą, automatyczną przeprowadzkę.

Pewnie, gdyby tak się stało - dostałby Nobla, jak nic.

Rekompensatą za te moje spędzające sen z powiek myśli, jest teraz codzienna perspektywa powrotu po pracy nie do starej chałupki, ale do nowego domu.

Drogę powrotną, trwającą około 20 minut dłużej, niż kiedyś, pokonuję z radością w sercu i prawie śpiewem na ustach.

Jaka to radość wracać tam, gdzie ziszczają się marzenia.

Domek pięknieje - pomału, ale sukcesywnie.

Ciągle robi się łazienka. Niestety, nie w takim tempie, jakbyśmy sobie życzyli, ale nasz dzielny Pan Marek pracuje jednocześnie w dwóch miejscach i przyjeżdża do nas z doskoku.

Ale jeśli chce się mieć sprawdzonego fachowca - warto czasem poczekać.

 

Kafelki "kładą się" na kolejnych ścianach:

00000013.jpg

 

Mariusz dalej tańczy z pędzlem w małej sypialni:

00000020.jpg

 

Szafka cargo znalazła się już na swoim miejscu:

00000018.jpg

 

00000017.jpg

 

Wiem, że się powtarzam, ale...

Jest po prostu pięknie !!!

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przed ostatnią weekendową wizytą naszych gości, naszło mnie nagle (nie ukrywam, że za namową Mariusza) na pomalowanie na biało obudowy kominka.

Zawsze lepsza jest choćby biała farba, niż położony łaciaty grunt, który był tam niezbędny, ale nie wyglądał zbyt ciekawie.

Docelowo i tak będzie tam inny kolor, ale w białej oprawie kominek wygląda teraz czyściej i po prostu ładniej.

 

Właśnie tak:

00000019.jpg

 

00000012.jpg

 

W sobotę zjawił się ostatni raz nasz budowlaniec i kończył swoje dzieło.

Położył do końca tynk mozaikowy i zamocował spusty rynnowe.

Tym samym zakończył swoje dzieło, pożegnaliśmy się ostatecznie i podziękowaliśmy pięknie.

Spokojnie możemy Go polecić każdemu, kto chciałby budować się w okolicach Wrocławia.

Wystawimy wtedy jak najlepsze referencje.

 

Teraz domek od strony wejścia głównego wygląda tak:

00000021.jpg

 

A moje wolne już się skończyło.

Od wtorku znowu pracuję i teraz czekam na swój właściwy urlop - myślę, że gdzieś pod koniec sierpnia.

 

W niedzielę odwiedzą nas kolejni goście, tym razem z daleka.

Przyjadą obejrzeć domek, ponieważ przed zakupem projektu Z7, chcieliby zobaczyć go na żywo.

Więc z pewnością czekają nas miłe chwile w towarzystwie miłośników tej chatki.

 

Na koniec chcę się pochwalić całkiem nowym nabytkiem, który przyjechał do nas dzisiaj.

Stół z sześcioma krzesłami od dawna był naszym marzeniem.

Jest już wreszcie, stoi sobie w jadalni i wygląda imponująco.

Pasuje do wystroju kuchni i deski nad kominkiem.

Bardzo, bardzo nam się podoba.

Jest masywny i solidnie wykonany, mam nadzieję, że będzie się spisywał tak doskonale, jak wygląda:

00000015.jpg

 

00000016.jpg

 

A my wreszcie będziemy konsumować różne pyszności w prawie niebiańskich warunkach.

:popcorn:

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Minęło trochę czasu, odkąd byłam tu ostatni raz, ale panujące na zewnątrz upały nie tylko odbierały wszelką chęć do pisania, ale też prawie uniemożliwiały normalne funkcjonowanie.

Piszę o tym w czasie przeszłym, choć dopiero dzisiaj po południu skwar trochę odpuścił.

Spadło wprawdzie tylko parę kropli deszczu i zagrzmiało gdzieś w oddali, ale powiało trochę mniej upalnym wiatrem i dzięki temu zrobiło się lekko znośniej.

Przez ten miniony czas nazbierało się trochę nowinek.

A więc ruszyły prace w małym kibelku.

Leżą już kafle na podłodze, ściana też uśmiecha się na pomarańczowo.

Naszemu glazurnikowi zostało jeszcze wykończenie przy drzwiach i zafugowanie ścian.

Resztę, w postaci zabudowy tylnej ścianki, będzie robił... No kto?

Oczywiście - Mariusz. :)

00000024(1).jpg

 

Łazienka też nabiera coraz bardziej wymarzonego przez nas wyglądu.

Najpierw zabudowywała się wanna i urósł murek, który będzie oddzielał wannę od kibelka (wszystko to rękami Mariusza):

00000026(1).jpg

 

W międzyczasie, już rękami naszego fachowca, fugowały się łazienkowe ściany:

00000027(1).jpg

 

Potem pod podłogowymi kaflami zniknęło ogrzewanie podłogowe:

00000030(1).jpg

 

A tak to wyglądało jeszcze przed okaflowaniem wanny:

00000023(1).jpg

 

Pomału (choć nie w żółwim tempie), ale suniemy ciągle do przodu.

Już teraz nie spieszymy się tak bardzo.

Można już mieszkać, a to było dla nas najważniejsze.

Niestety, moja ostateczna przeprowadzka utknęła na razie w martwym punkcie.

Samo wyobrażenie sobie, że mogłabym taszczyć to wszystko w te niemiłosierne upały, przyprawiało mnie o słoneczny udar.

Ale siedzę już na stałe w Bukowej Chatce i to jest extra.

:lol2:

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kuchnia przechodzi kolejne kosmetyczne metamorfozy.

Każde dopieszczenie, dogłaskanie - to niesamowita frajda.

Cieszymy się tymi zmianami, jak dzieci nowymi zabawkami.

Wykańczanie poszczególnych pomieszczeń, jest równie ekscytujące, jak samo budowanie.

A nawet przyjemniejsze.

Każde uruchomione nowe światełko, każda dogłaskana półeczka, czy pomalowana ściana - to przyśpieszone bicie naszych bukowych serc, radość dla oczu i spokój dla dusz.

 

W kuchni przybyła półeczka koło okapu:

00000028(1).jpg

 

A pod szafkami ledowe oświetlenie blatu (dzieło Mariusza, chyba nikt nie ma wątpliwości :)):

00000033(1).jpg

 

W międzyczasie przywieźliśmy także, zakupiony dawno temu, narożnik do salonu.

Wprawne oko "oglądacza" dostrzeże - rozłożone w popołudniowym odpoczynku - ciało mojego ślubnego.

Ma już na nim swoje ulubione miejsce, swój kącik do relaksu.

Widać nawet przysypane cementowym pyłem męskie kolana. ;)

Pewnie dlatego leży na białym ręczniku:

00000029(1).jpg

 

W gościnnej sypialni swój docelowy kolor posiada już także ściana naprzeciwko okna.

Zgodnie z założeniami - intensywna pomarańcza, czyli "indiańskie lato" z Dekoralu:

00000035(1).jpg

 

A tu ten sam obrazek, tylko uchwycony przez okno, z tarasu:

00000032.jpg

 

Czyż może być większe szczęście, niż takie właśnie widoki?

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Na komentarz Amelki umieszczony w Waszych opiniach:

"Iwona nie przesadzaj, proszę Cię. Odezwij się w końcu." - po prostu nie mogę nie zareagować.

Więc się odzywam. :)

Żyjemy, jesteśmy cali i zdrowi, tylko..

No właśnie, cierpimy na chroniczny brak czasu.

Zwłaszcza ja, bo dopóki mieszkałam na starych śmieciach, jakoś pchałam ten życiowy wózek.

W Bukowej Chatce tylko bywałam, więc zdarzały się wieczory, kiedy jako słomiana wdowa miałam czas na napisanie choć kilku słów.

Odkąd jestem na stałe w naszym nowym domku, nie mam dosłownie na nic czasu.

I nie będę się tłumaczyć tym, że później wracam do domu, bo ta różnica w czasie, biorąc pod uwagę dojazd, jest naprawdę niewielka.

Ale tu jest ciągle coś do robienia i to teraz przyszedł już czas na takie prace, w których i ja mogę się wykazać.

Ciągłe sprzątanie, układanie, segregowanie, niekończące się rozmowy na temat zagospodarowania i rozmieszczenia poszczególnych mebli, czy przedmiotów codziennego użytku, jest bardzo czasochłonne.

A potem szybciej, niż się spodziewam nadchodzi wieczór, powieki zamykają się same, albo przed telewizorem, albo w wannie i kiedy pomyślę sobie, że rano znów czeka mnie wczesna pobudka - uciekam do łóżka.

No tak..

To tyle mojego usprawiedliwienia, może mętnego, ale jak najbardziej prawdziwego. ;)

A u nas?

Wprawdzie wielkich nowin nie ma, ale prace jak najbardziej posuwają się naprzód.

 

Na początek wspomnę może tylko o wizycie (jakiś czas temu) kolejnych miłych gości, zwolenników budowania Z7, którzy pewnej upalnej niedzieli, zawitali do nas z daleka w celu rekonesansu po naszych bukowych wypocinach.

Podobało im się bardzo i wbrew opinii naszych poprzednich gości, którzy nie polecali takich wizyt (i oczywiście żartowali), nasi ostatni goście stwierdzili, że takie oględziny, zanim zacznie się budować swój podobny domek, są jak najbardziej wskazane.

Podobał im się pomysł z dodatkowym kibelkiem, a także z poszerzeniem salonu i zgodnym chórem stwierdzili, że choć domek z zewnątrz wydaje się niewielki, w środku jest całkiem sporo pomieszczeń i dużo miejsca na zrealizowanie swoich zamierzeń.

Aniu i Darku!

Pozdrawiamy Was serdecznie (Mamę także) i życzymy pomyślności w realizowaniu tego pięknego marzenia, jakim jest budowanie własnego domu.

 

A w naszej chatce dzieje się, oj dzieje.. :)

Przede wszystkim zmieniła się łazienka.

Zdjęcia, które przygotowałam już jakiś czas temu, nie są już niestety aktualne.

Na dzień dzisiejszy postęp prac w tym pomieszczeniu jest oczywiście znaczniejszy, ale nie mam jeszcze zrobionych fotek.

Ale tak robiła się łazienka.

 

Wykafelkowana obudowa wanny:

00000037(1).jpg

 

Zawisło też lustro z kinkietami:

00000038(1).jpg

 

W chwili obecnej pomalowany jest sufit, wiszą już mebelki, zamocowany jest parawan prysznicowy do wanny, zainstalowana jest umywalka i kibelek oraz przybyło kompletne oświetlenie.

Łazienka jest w tej chwili naszym najpiękniejszym pomieszczeniem, podoba nam się bardzo. :lol2:

 

Na zewnątrz domku przybyła także ta część elewacji, która składa się z dekoracyjnych desek.

Zrobiona ręcami Mariusza, wygląda tak:

00000041.jpg

 

00000042.jpg

 

A tu jeszcze inne ujęcie (zresztą identyczne, jak na moim nowym avatarku):

00000006(1).jpg

 

Przybyła nam też prądowa skrzynka, ale o tym... jutro.

Idę :sleep:

Dobranoc............

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak jak pisałam ostatnio, przybyła nam prądowa skrzynka.

Pewnego pięknego dnia zjawili się na naszej drodze panowie z piękną kopareczką, wykopali nią rów i położyli prądowy kabelek.

Było to około tydzień temu, więc jeszcze mniej więcej dwa tygodnie (tyle trwa sfinalizowanie sprawy) i powinniśmy już mieć własny, docelowy prąd.

Jednak widok własnej skrzynki energetycznej na działce budzi niebywałą radość.

00000003(1).jpg

 

Przy okazji okazało się, że graniczące z naszą drogą dojazdową pole, na którym pięknie rośnie sobie zboże, zostało zagospodarowane trochę za daleko i przy okazji kopania rowu panowie z Energetyki, pod dyktando geodety, zmniejszyli trochę jego rozmiary i jednocześnie, tym samym, poszerzyła się znacznie nasza droga.

No i dobrze! :)

Mamy prawie nową drogę, bo i szerszą i - przy okazji - wyrównaną.

00000004(1).jpg

 

00000005(1).jpg

 

A teraz coś z innej beczki.

Swego czasu, czyli parę dni temu, przeżyłam chwile grozy w jednym z pokoi, a konkretnie w warsztacie Mariusza.

Ale najpierw muszę uświadomić czytających, zwłaszcza tych, którzy nie znają mnie osobiście, że odkąd pamiętam, panicznie i wprost chorobliwie brzydzę się, a może raczej (nie bójmy się prawdy ;)) boję, wszelkiego latającego stworzenia, poczynając od komara, a kończąc na ogromnych i przerażających przedstawicielach tego podejrzanego półświatka.

Niestety - w miejscu, w którym mieszkamy obecnie, tzn. na skraju wsi :D, pełno jest tych latających potworów, zwłaszcza wieczorem, kiedy zapali się światło.

Mam świadomość, że dla tych fruwających wampirów jesteśmy smakowitym kąskiem, bo w pobliżu nie ma żadnej chałupy, więc mają nas, jak na widelcu.

Czas był wielki już się do nich przyzwyczaić i przyznam z ręką na sercu, że poczyniłam w tym kierunku znaczne postępy, ale to co zobaczyłam ostatnio, przerosło moje najśmielsze oczekiwania.

Ale wróćmy do tematu..

Weszłam po coś do tego warsztatu i.. nagle, zza sterty ustawionych tam desek doszedł do mnie jakiś dziwny i głośny dźwięk, jakby trzepot skrzydeł, czy coś w tym rodzaju.

Moja wyobraźnia zaczęła szaleć i podsunęła mi od razu przerażającą wizję jakiegoś latającego potwora.

No i nie pomyliłam się, zza desek wyleciał nagle jakiś straszny batman, a ja pewnie zostałabym mistrzynią świata w sprincie, gdyby tylko ktoś zechciał wtedy zmierzyć czas, w jakim pokonałam odległość dzielącą mnie od salonu i Mariusza.

Okazało się, że nie było to nic strasznego, raczej było zachwycające, ale obejrzałam go spokojnie dopiero na zdjęciach, które pstryknął mu Mariusz, zaintrygowany jego rozmiarem i piękną barwą.

Był to po prostu wielkich rozmiarów świerszcz, ale z pewnością ponadprzeciętny. :rolleyes:

Na zdjęciu jego rozmiar można porównać do wielkości puszki instalacyjnej:

00000001(1).jpg

 

Taaak, życie w Bukowej Chatce bywa pełne niespodzianek. :)

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i cóż z tego, że jest dopiero po 22 - giej, jak ziewam już niemiłosiernie i jedyne o czym marzę, to ciepłe łóżeczko i taka sama kołderka. :)

Nie mam kiedy pisać - naprawdę nie mam.

Wieczorami znajduję chwilę czasu na rozkoszowanie się naszym domkiem, spędzamy parę chwil przed telewizorem, trochę pogadamy i potem już tylko koncentruję się na tym, żeby moje szczęki nie puściły w zawiasach, kiedy próbuję stłumić niekończące się ziewanie.

Pomału wykańczamy naszą chałupkę, a właściwie to Mariusz wykazuje się najbardziej.

Ja wychodzę z pracy, robię jakieś drobne zakupy, przyjeżdżam do domku i już jest mniej więcej siedemnasta.

Pichcę jakiś obiad, zjadamy, pozmywam, czasem jakieś pranie, czy inne domowe zajęcia - i już robi się wieczór.

Chociaż, tak po prawdzie, przez ostatnie dwa dni, to Mariusz wykazywał się w kuchni i po przyjeździe do domku czekał na mnie gotowy posiłek.

Ale i tak zawsze jest co robić.

A w domku?

Zmiany są widoczne gołym okiem, ale - odkąd zakończyły swoją pracę wszystkie nasze ekipy - mój Pan Mąż został na placu boju całkiem sam, a jak wiadomo ma tylko dwie ręce i określone możliwości fizyczne, więc walczy sam z tymi wszystkimi drobiazgami, które trzeba przymocować, przybić, przykręcić i co tam jeszcze.

Łazienka pięknieje w oczach, zmienia się w miarę zawieszenia każdej kolejnej szafki i przymocowania każdego kolejnego gadżetu.

Do jej końcowego, stuprocentowego efektu - brakuje jeszcze jakieś, no może około 3 %.

I tak w ostatniej chwili zmieniliśmy koncepcję odnośnie jej wyposażenia.

A mianowicie zdecydowaliśmy, że wywędruje z niej pralka, która psuje nam wizualnie końcowy efekt.

Przeniesiemy ją najprawdopodobniej do małego kibelka.

W związku z tym byłam dziś dokupić jeszcze jedną łazienkową szafkę, która zostanie powieszona w miejscu, gdzie pralka stoi obecnie.

 

Zdjęcia łazienki nie są zbyt aktualne, ale zmienia się ona codziennie.

Obecnie jest jeszcze piękniejsza, ale muszę zrobić kolejne fotki.

Na tych nie widać ścianki z czerwonych kafli, ani czerwonej obudowy wanny.

 

Tak wyglądała parę dni temu (brak jeszcze wiszących szafek i przypominam, że pralki nie będzie):

00000008(1).jpg

 

00000009(1).jpg

 

00000010(1).jpg

 

00000011(1).jpg

 

00000012(1).jpg

 

A dziś....... przeżyłam chwilę grozy.

Podjeżdżając po pracy pod chatkę zobaczyłam widok, która zaparł mi dech w piersiach, aż zahamowałam zbyt gwałtownie.

Po naszym brązowym dachu skakał sobie jakiś przystojniak i montował tam skomplikowane w wyglądzie rusztowanie.

Poznałam go od razu (która z nas nie pozna swojego własnego męża?) :) i tym bardziej struchlałam.

W wyobraźni zobaczyłam go już oczywiście, leżącego na dole z połamanymi kończynami (tfu, na psa urok) i krew zatrzymała mi się w żyłach.

Okazało się, że mój sprytny małżonek zabrał się za mocowanie konstrukcji pod solary.

Chwała mu za inicjatywę, ale to nie na moje nerwy oglądać Go skaczącego po tej pochyłej powierzchni.

Widocznie mam zbyt wybujałą wyobraźnię, ale myślę, że taka właśnie wyobraźnia przydaje się czasami w przeróżnych, codziennych i niecodziennych sytuacjach. ;)

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bukowe nowinki, to:

1. Mamy już oficjalne, telefoniczne zawiadomienie z Energetyki o podłączeniu prądu do skrzynki, teraz czekamy na fakturę, trzeba będzie zapłacić drugą ratę i potem już tylko kopać kabel od skrzynki do domu.

2. Mariusz przerabia wodę i kanalizację w małym kibelku, ponieważ stanie tam nasza pralka.

3. Jednocześnie, kiedy pogoda na to pozwala, montuje na dachu kolektory słoneczne, a myśl o tym, że skacze po tych pochyłościach niezmiennie powoduje moje przerażenie.

4. Postanowiłam nieodwołalnie, że do wykończenia podbitki dachowej zatrudnię jakąś ekipę, bo nie wyobrażam sobie Mariusza balansującego na tej wysokości na zwykłej drabinie (rusztowanie warszawskie odjechało razem z naszym budowlańcem).

5. Drugie moje nieodwołalne postanowienie jest takie, że czas chyba zająć się terenem wokół domku. Mieszkać na razie można w takich warunkach jakie są, a ani się obejrzymy, jak przyjdzie jesień i chciałabym wcześniej posadzić jakieś rośliny, tylko najpierw muszę mieć uporządkowany teren, żeby przynajmniej wiedzieć, gdzie będzie ich docelowe miejsce.

6. Pomyślałam sobie, że jak spiszę to wszystko tutaj, to będę mogła po kolei realizować punkt po punkcie i odhaczać sobie po prostu załatwione sprawy, a zresztą słowo pisane jest chyba jednak trwalsze, niż takie zwykłe marudzenie wieczorną porą, pomiędzy zerkaniem w telewizor, a zastanawianiem się, co jutro znowu zrobić na obiad.

7. Ostatnio, prawie codziennie z samiutkiego rana, obserwuję widok z naszego tarasu, czyli mówiąc bardziej zrozumiale, stoję z nosem przylepionym do szyby (nawet kosztem spóźnienia się do pracy) i zerkam na widoczne przede mną pole. Zdarzyło się parokrotnie, że pośród porannych mgieł, pojawiała się na nim malutka, rozkoszna sarenka. Razu pewnego Mariuszowi udało się zrobić jej zdjęcie, choć mgła skutecznie uniemożliwiała utrwalenie wyraźnego obrazu.

 

Ale wyszła tak:

00000015(1).jpg

 

Dla mnie - dotychczasowego mieszczucha - to niebanalny widok.

Wiecie, że mam wtedy lepszy humor przez cały dzień? :)

 

 

A na koniec ZAGADKA!

 

Poznajecie tego mężczyznę obok mnie?

Któż to taki???

 

00000013(1).jpg

 

00000014.jpg

 

Prawidłowe odpowiedzi proszę przysyłać na numer tysiąc pięćset sto dziewięćset, czeka nagroda w postaci jednego słonego paluszka, do odbioru na stacji głównej wrocławskiego metra, po wcześniejszym telefonicznym uzgodnieniu. ;)

 

Powodzenia!

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kiepski ze mnie reporter, bo już posunięty wiekowo i z tego powodu cierpiący na chorobę, zwaną sklerozą. ;)

Jak mogłam zapomnieć napisać o naszej sieni, która w jakimś tam momencie ubiegłego tygodnia zaczęła przypominać taką sień z prawdziwego zdarzenia (na razie w powijakach, ale zawsze to coś).

Oczywiście Mariuszowymi ręcami, jakżeby inaczej.

Ma już biało pod kopułką, czyli pomalowany sufit (sień, nie Mariusz :rolleyes:).

Zawisła także plafoniera, czyli rozumieć należy, że jest normalne światło uruchamiane na pstryczek - elektryczek.

No i do ścian przylgnęło parę desek boazeryjnych, bo jak pewnie wierni "czytacze" pamiętają - sień będzie w drewnie, albo raczej drewno będzie w sieni.

 

Na takim etapie jest na dziś (widok przez otwarte drzwi wejściowe):

00000017(1).jpg

 

Tak samo zapomniałam o zamontowanych na drewutni ogniwach fotowoltaicznych, które dzięki światłu słonecznemu zasilają prądem instalację alarmową w domku oraz światło z zainstalowanym czujnikiem ruchu na blaszaku, a w przyszłości będą oświetlać za darmo koronę domu, która będzie udekorowana ledowymi światełkami.

Także na przyszłość, w przypadku braku prądu, będą służyły jako awaryjne oświetlenie wewnątrz domu.

 

Tak się prezentują:

00000018(1).jpg

 

A tu zamieszanie i przeróbki w kibelkowym pomieszczeniu - robi się miejsce na pralkę:

00000019(1).jpg

 

I jak tu nie podziwiać faceta, który sam, jednoosobowo, przy pomocy własnych dwóch rąk i dwóch nóg, wtargał na nasz dach taką konstrukcję pod kolektory słoneczne:

00000021(1).jpg

 

I to po takiej, własnym sumptem skonstruowanej "drabinie": :eek:

00000016(1).jpg

 

Teraz, po obejrzeniu tych zdjęć, z pewnością już nie znajdę ani jednej osoby, która będzie się dziwić, że na widok mojego małża pełzającego lub stąpającego jak kotka po tym blaszanym dachu - dostawałam czegoś, co niektórzy nazywają "gęsią skórką", a co na moim ciele wyglądało jak kolce egzotycznego kaktusa lub jak igły wbite w ciało jakiegoś osobnika poddanego akupunkturze. ;)

 

Brrr.....

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Plątanina kabelków.

Sieć kolorowych drucików powsuwanych w odpowiednie dziurki.

To dzieło Mariusza.

I wiem, że to nie zasługa Jego sprytu, tylko ogromnej wiedzy w tej dziedzinie.

Samo patrzenie na to urządzenie przyprawia mnie o zawrót głowy.

Nie mówiąc już o jakiejkolwiek orientacji w obsłudze tej skomplikowanej maszynerii.

Czy już wiecie o czym piszę?

To rozdzielnia elektryczna.

Wisi sobie spokojnie w sieni, czeka na ostateczną kosmetykę i na Pana z odpowiednimi uprawnieniami, który przyjdzie i przybije nam właściwe pieczątki, żeby można było mieć już w domku właściwy prąd.

 

Oto ona:

00000023(2).jpg

 

Na podwórku znalazła się elektrownia wiatrowa.

Przy silniejszym wietrze zasili akumulatory, które będą wspomagać ogniwa fotowoltaiczne, produkujące dla nas darmowy prąd.

Brzmi to wszystko skomplikowanie, ale urządzenia te wyglądają bardzo dostojnie i godnie.

 

Tak wygląda:

00000024(2).jpg

 

W łazience zawisły już na stałe górne szafki.

Na razie łazienka jest naszym najbardziej reprezentacyjnym pomieszczeniem, może dlatego, że jest najbliżej ostatecznego wykończenia.

I podoba nam się bardzo.

Jak jeszcze wyjedzie z niej na stałe pralka, będzie prawie gotowa:

00000029(2).jpg

 

A tak urosły moje kwiatki, stojące na łazienkowym parapecie:

00000028(2).jpg

 

Ten sam widok od wewnątrz:

00000030(2).jpg

 

Pralka z łazienki wyjedzie już niebawem, ale na razie na przeszkodzie stanęły inne okoliczności, o których napiszę w następnym poście.

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No i teraz polecą gromy na mojego ślubnego.

Chyba po raz pierwszy i mam nadzieję, że ostatni. :)

Za Jego niesubordynację, brak posłuszeństwa i łamanie moich postanowień.

W jednym z ostatnich postów napisałam, że postanowiłam nieodwołalnie o wykonaniu podbitki przez jakąś specjalistyczną firmę.

Niestety moje dwie próby doprowadzenia do spotkania z ludźmi z takiej właśnie firmy, spełzły na razie na niczym.

Nie przyjechali na dwa umówione spotkania, tłumacząc się jakimiś przeszkodami niezależnymi od nich.

Podważyło to moje zaufanie do nich, ale na razie nie dałam za wygraną i umówiłam się ponownie na zbliżający się piątek.

W minioną sobotę zacinający mocno deszcz pchał się bez miłosierdzia na strych, właśnie w miejscu niezabudowanego, bocznego trójkąta.

I chyba właśnie ten fakt zaważył na tym, że widok jaki zastałam wczoraj po powrocie z pracy spowodował, że zatrzymało mi się krążenie krwi.

Do domu jechałam już z sercem na ramieniu, bo Mariusz cały dzień nie dał znaku życia i nie odbierał telefonu.

Pędziłam swoją Hondzią prawie z prędkością światła, żeby upewnić się, że nic złego się nie stało.

Podjechałam z impetem, otworzyłam drzwi samochodu i nie widząc nikogo w zasięgu wzroku, nagle.. usłyszałam gdzieś z nieba słodkie: "dzień dobry".

To była wystająca ze strychu głowa mojego zacnego małżonka, który nic nikomu nie mówiąc - zabrał się za trójkąty i podbitkę, wbrew moim nieodwołalnym postanowieniom.

Oczywiście wtarabanił się tam bez telefonu, bo i po co?

Ale moja złość szybko minęła, kiedy zobaczyłam co i ile zrobił.

A to rezultaty Jego pracy.

 

Stelaż pod podbitkę:

00000025(2).jpg

 

I zabudowa bocznego trójkąta:

00000026(2).jpg

 

00000027(2).jpg

 

No i jak tu się gniewać na takiego pracowitego szaleńca? :rolleyes:

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziś tylko skrótowo i całkiem nie na temat.

Ale to w końcu mój dziennik i mogę tu zamieszczać to, co tylko chcę.

Parę dni temu świętowaliśmy rodzinnie.

70 urodziny mojej mamuśki.

Było z lekka uroczyście i wzruszająco.

 

Fotorelacja:

00000034(2).jpg

 

00000032(1).jpg

 

00000033(2).jpg

 

00000031(2).jpg

 

Wiem, że nie ma to nic wspólnego z budowaniem domu, ale chcę mieć tu te zdjęcia, na pamiątkę.

:goodnight:

Edytowane przez Iwona i Mariusz
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...
Witam, jestesmy od niedawna na muratorze, zastanawia nas jak ustawiliscie wyglad swojego dziennika?? jest inny niz reszta, lepszy, ladniejszy bardziej przejzysty. bedziemy bardzo wdzieczni za podpowiedz:) pozdrawiamy Gosia & Sebastian
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...