Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Jak mogę pomóc swojemu kotu?


sigma_si

Recommended Posts

  • Odpowiedzi 75
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

choć pewnie można było zrobić więcej...

w takim momencie tego typu zdanie jest nie na miejscu!!

chyba, że masz na myśli wetów.

 

sigma_si, trzymaj się cieplutko

w jakim momencie?

Ano w takim:

Dziś Feliksio przegrał walkę.......

:cry:

 

Trochą to poplątane, bo w dwóch różnych wątkach ...

tak sobie to czytam i przyszła mi do głowy historia i reflekcja

zaczę od tej drugiej - postępowaniem weta nie ma co się zasłaniać, za długo trwał problem, żeby temu, co tego kota diagnozował wierzyć, poszedłbym do innego weta, bo widocznie ten to fiut nie wet, teraz dorabia do tego filozofię, nie mógł zdiagnozować wcześniej problemu?;

nauczka na przyszłość, czy przykra czy nie, to już sumienie właściciela niech rozstrzygnie

a historia?

mój dobry kumpel miał psa, od kiedy pamiętam :D

miał go 13 lat, pewnie mógł dłużej, ale coś zaczęło się dziać

a że tatuś znał rózmych mądrych ludzi, to pieskiem zajęły sie sławy

Akademii Rolniczej i ludzie polecani

no i leczyli (a moze jeden, ten alfa i omega, nie pamiętam) pieska na różne przypadłości, w tym i biedne chore serduszko

również nie pamiętam czy po fakcie, czy tuż przed zejściem zwierza, okazało się że miał mocznicę

nie wydaje mi się, ze to takie trudne było do zdiagnozowania, ale przynajmniej zrobili to za późno, po pół roku więdniecia psa w oczach, przenióśł się do krainy wiecznych łowów

 

to często od nas zależy czy zwierzęciem ktoś zajmie się poważnie, trzeba pytać, dzwonić, dowiadywać się i to szybko, bo wet to wet, tak jak lekarz w szpitalu, jeden ok i się stara, drugi zjadł wszystkie rozumy i jego nos jest najwyżej położoną częścią ciała, co niekoniecznie idzie w parze z wiedzą i chęciami

lepiej wyjść na przewrażliwonego idiotę niż odpuścić

taka refleksja

i nie oskarżam Autorki tematu, nie ma po co i o co

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

OK niesamowite, ale tak to już mówią, że to koty wybierają nas, a nie my je :D

a powiedz mi, te guzy przez antykoncepty czy tak po prostu nieszczęśliwie się przyplątało?

Ja jej antykonceptów nie dawałam, co było wcześniej - nie wiem.

Miała dość późno zrobioną sterylkę - jak ją na samym początku wzięłam do weta, ocenił jej wiek na 2-3 lata, sterylkę zrobiłam jakiś rok później (nie ździerżyłam) :roll: Później, już po uśpieniu, wet powiedział, że musiała być dużo starsza... więc ta sterylka była robiona w wieku 7-9 lat :roll: To mogło, ale nie musiało być przyczyną guza :-? Może po prostu miała pecha :(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

OK niesamowite, ale tak to już mówią, że to koty wybierają nas, a nie my je :D

a powiedz mi, te guzy przez antykoncepty czy tak po prostu nieszczęśliwie się przyplątało?

Ja jej antykonceptów nie dawałam, co było wcześniej - nie wiem.

Miała dość późno zrobioną sterylkę - jak ją na samym początku wzięłam do weta, ocenił jej wiek na 2-3 lata, sterylkę zrobiłam jakiś rok później (nie ździerżyłam) :roll: Później, już po uśpieniu, wet powiedział, że musiała być dużo starsza... więc ta sterylka była robiona w wieku 7-9 lat :roll: To mogło, ale nie musiało być przyczyną guza :-? Może po prostu miała pecha :(

no tak, trudno teraz wyrokować.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

OK niesamowite, ale tak to już mówią, że to koty wybierają nas, a nie my je :D

a powiedz mi, te guzy przez antykoncepty czy tak po prostu nieszczęśliwie się przyplątało?

Ja jej antykonceptów nie dawałam, co było wcześniej - nie wiem.

Miała dość późno zrobioną sterylkę - jak ją na samym początku wzięłam do weta, ocenił jej wiek na 2-3 lata, sterylkę zrobiłam jakiś rok później (nie ździerżyłam) :roll: Później, już po uśpieniu, wet powiedział, że musiała być dużo starsza... więc ta sterylka była robiona w wieku 7-9 lat :roll: To mogło, ale nie musiało być przyczyną guza :-? Może po prostu miała pecha :(

no tak, trudno teraz wyrokować.

Wtedy też było trudno - jak u ludzi :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

no dokładnie.

Zwierzak może być zdrów jak ryba przez całe życie tak jak mój Punto, który ma 16 lat i nigdy na nic nie chorował, a może być tak jak u sigma_si, albo jak w przypadku mojego Colta i Małego - kociaki wesołe, brykające, a po zgarnięciu ich z działek i zabraniu do domu po tygodniu padły mi jak szmatki i to oba jednocześnie, a każdy na coś innego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2x mi nie mów :lol: ja o kotach mogę godzinami :D

i tu możecie się zdziwić, bo od zawsze kochałam tylko psy :o i nawet miałam jednego w czasach wczesno-przedszkolnych, ale mój ukochany Dinuś [*] szybko zachorował na koci tyfus, a szczepionki jeszcze wtedy nie było :cry: Płakała mama, tata i ja, do dzisiaj to pamiętam, a mam już trochę ponad 30 lat. Od tego czasu śpi nad Wartą, a rodzice już nie chcieli zgodzić się na kolejnego zwierzaka, aż do pewnej reklamy karmy dla kotów, gdzie występowały srebrne, malusie kociaki :wink: Jak tylko usłyszałam zachwyty nad kotkami już nie odpuściłam 8) Puntusia, 16 lat temu przyniosła mi koleżanka z liceum, miał być czarno-biały i już lekko podrośnięty, a okazał się burasem z jeszcze niebieskimi oczkami, mieszczącym się na dłoni. Musiał mieć miesiąc co jest stanowczo za mało, aby odstawiać go od matki. Strasznie piszczał, bardzo się bał i na początku nie chciał jeść, za to z kuwetką zaskoczył od razu. Wkrótce okazał się małym rozrabiaką i cudownym przyjacielem, który nie odstępował mnie na krok - ja do kuchni on za mną, ja z powrotem, on za mną, spaliśmy razem, odrabialiśmy lekcje razem - Punto zawsze kładł się pod lampką na biurku, cwaniaczek itd., itd. Dokociłam się bardzo późno co uważam za największy błąd i radzę takiego nie popełniać. Punto aż przez 11 lat był jedynakiem i innego kota na oczy nie widział, dlatego do tej pory nie lubi młodziaków, a pierwszy rok wspólnego mieszkania to była masakra : prychy, histerie, Punto nawet na jakiś czas wyprowadził się z pokoju i zamieszkał w kuchni na blacie, ale daliśmy radę chociaż było bardzo ciężko. Miałam wyrzuty sumienia, że zrobiłam mu krzywdę adoptując maluchy, rodzice wiele razy mówili mi, że mam im go oddać żeby miał spokojną starość, ale uparałam się, że przez to przebrniemy i będzie lepiej.

A jak się dokociłam? :lol: to słuchajcie :D Z 7 lat temu na działce rekreacyjnej moich rodziców pojawiła się kotka, totalna dzikuska. Tak sie nas bała, że nawet jak spała to czuwała i zaraz zrywała się na równe nogi i uciekała gdy za bardzo się zbliżyliśmy, ale oswajanie postępowało chociaż bardzo powoli. Kotka dostała na imię Julia i już po jednym dniu intensywnego nauczania załapała i pięknie na nie reaguje. W długi weekend majowy, 5 lat temu zjawiła się już mocno ciężarna ( od razu mówię, że jakiekolwiek próby odłapania na sterylkę, czy to w klatke łapkę, czy "wrzutem" do transporterka, niestety nie powiodły się nigdy), cały dzień chodziła za mną i kładła się na plecach wystawiając brzuszek do masowania, więc masowałam chociaż było to mega szokiem dla nas, ale tego co zdarzyło się wieczorem i tak nikt z nas nie przewidział. Siedzieliśmy wieczorem w domku, drzwi jak zawsze otwarte, Julia się kręciła jak zwykle, wchodziła, wychodziła, znowu wracała, norma. W pewnym momencie wskoczyła na tapczan, ułożyła się między siedzącymi i zaczęła się lizać w wiadomym miejscu. Mój tata się śmieje, hahaha hihihihi zaczyna rodzić i było tak wesoło dopóki nie zobaczył rodzącego się kotka, osłupieliśmy z wrażenia i przerażenia :o Pierwszy był czarnulek, którego Julia wzięła w pyszczek i wyniosła pod domek. Przez następny miesiąc nie wiedzieliśmy co z kotkiem, czy ma ich więcej, czy czarny żyje, aż zauważyliśmy, że zaczęła wnosić pod domek jedzenie, a ja miałam 2x wrażenie, że słyszę jakieś piski. Na początku czerwca pierwszy raz je zauważyliśmy : 2 szaraki i 1 czarny. Kociaki były przecudne, a cała rodzina totalnie w nich zakochana :D To były najpiękniejsze wakacje w moim życiu, nie jakieś egzotyczne wyjazdy, ale właśnie miesiąc spędzony z maluchami na działce. Razem z mężem leżeliśmy na trawie z głowami prawie pod domkiem i obserwowaliśmy jak maluchy szaleją, gonią się, przyglądają nam się, prawdziwe kino :lol: Mam cudowne zdjęcia jak ssą mleczko, a potem zasypiają. No mówię Wam, coś cudownego :D Oczywiście powiedzieliśmy sobie, że nie możemy mieć więcej kotów niż Punta, że nie będziemy małych dotykać żeby się nie przyzwyczajały itd. Bzdury totalne :lol: W lipcu zaczęły się schody, bo urlop się skończył, a na działce zazwyczaj bywaliśmy tylko weekendowo, no ale przecież teraz były kociaki, które trzeba było dokarmiać, chociaż Julia była cudowną matką i bardzo długo je karmiła, no ale ją też trzeba było karmić. Obmyśliliśmy super plan - na działkę przyjeżdżaliśmy już w piątek po pracy, a wyjeżdżaliśmy w poniedziałek o 5 rano żeby zdążyć do pracy, w środę z mamą wsiadałyśmy w pociąg, potem 5 km. marszu i kotki znowu dostawały papu, a wieczorem odbierał nas tata, tak więc tylko we wtorek i w czwartek nas nie było i super sprawdzało się to do września, aż w jakiś poniedziałek rano było już tak zimno, że kociaki zrobiły się o połowę mniejsze, tak były skulone. Wiedzieliśmy, że nie możemy ich tam zostawić na zimę :( Dałam ogłoszenie na 2 kociaki, bo Colcik miał zostać z nami. Zgłosiła się dziewczyna i zaadoptowała czarnula czyli Pineskę, a po Małego odezwały się jakieś nieodpowiedzialne małolaty więc ogłoszenie szybko usunęłam i Mały został przez zasiedzenie :wink: To co wyprawiały 3 małe koty na ogrodzie tego nie da się opisać, ale specjalnie kupiliśmy kamerę i mamy wszystko nagrane, bo nieznośne i niszczycielskie były jak tornado, a najsłodsze jak spały :wink: Opowiem Wam jeszcze tylko jedną historię, która moim zdaniem świadczy o tym, że nie tylko my je pokochaliśmy i związaliśmy się z nimi, ale i one z nami. Może wtedy miały 2 miesiące i brykały jeszcze po działce. Domek na działce to drewniak typu fińskiego, taki trójkątny, ocieplony styropianem i otynkowany. Pożegnaliśmy się z kotkami (one nocowały na dworze) i na pięterko udaliśmy się spać, po jakimś czasie słyszymy jakieś dziwne skrobanie, a co zaskakujące słychać je coraz głośnej i bliżej nas. Moja pierwsza myśl, mysz! więc zapaliłam światło, a na parapecie siedział Colcik :o Możecie wierzyc lub nie, ale on się do nas wskrobał po elewacji na pierwsze piętro :o :D Wracając do Pineski, to oczywiście szybko kontakt się urwał, ja w międzyczasie zaczęłam oficjalnie działać w jednej z poznańskich, kocich fundacji i 2 lata temu zadzwoniła do mnie dziewczyna w sprawie kotka, którego miałam pod opieką przygotowując do adopcji i rozpoznała mnie po głosie, więc wiem, że i siostra Colta i Maleństwa ma się dobrze :D Ot i cała taka nasza historia. Współczuje czytajacym, bo dość drętwo piszę, ale za to bardzo kocham swoje kotki :D :D :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

:o agip, co za głupoty mówisz! Jakie współczuję czytającym?!! Przeczytałam z zapartym tchem i pewnie jeszcze z pięć razy do tego wrócę!

Niesamowita i piękna historia!!! Najbardziej podobało mi się zdanie, że wakacje z kotami na działce, były Twoimi najpiekniejszymi, a nie jakieś tam egzotyczne wyjazdy! :D

Co do wspinania po elewacji drewnianej, to wierzę bez problemu, bo Feliks zawsze po wypuszczeniu drzwiami tarasowymi, wracał do domu po kratce na różę pnącą, do drzwi balkonowych na piętrze! Niejednokrotnie zamykałam oczy, jak tak śmigał :lol:

Jestem pewna, że wszyscy będą zachwyceni Twoją historią i pełni podziwu dla Waszej miłości do zwierząt.. I jeszcze ta działalność w fundacji... Szacunek.. i zawstydzenie dla nas... :oops:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

http://img197.imageshack.us/img197/25/kotmikolaj.jpg

Wszystkim kociarzom z okazji Świąt Bożego Narodzenia najlepszego!!!

Pada śnieg, suną sanki - jest renifer i bałwanki... śnieżki z nieba spadają, życzenia zdrowych świąt składają. Niech te święta będą wyjątkowe a prezenty odlotowe - życzy... Aga

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję wszystkim odwiedzającym i wspierającym mnie w tym wątku...

 

Z OKAZJI ZBLIŻAJĄCYCH SIĘ ŚWIĄT ŻYCZĘ, ABY PRZY ŚWIĄTECZNYM STOLE NIE ZABRAKŁO MIŁOŚCI I CIEPŁA RODZINNEJ ATMOSFERY, A NOWY ROK NIÓSŁ ZE SOBĄ NIEUSTAJĄCE SZCZĘŚCIE I POMYŚLNOŚĆ! WESOŁYCH ŚWIĄT!

 

http://lh5.ggpht.com/_qoeKFYnOvD4/Sy-3fJYhyFI/AAAAAAAAALU/KVI4ydUlUBs/boze_narodzenie_062.JPG

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...