taka_ja taki_on 23.12.2009 12:03 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Grudnia 2009 http://www.fotoszok.pl/albums/userpics/14937/bombka_1.gif Mam 4-5 lat, jedziemy pociągiem, tłok a moja mama trzyma mnie za rękę przepychając się do przodu na korytarzu wagonu klasy 2. -przepraszam - tylko mówi i czuję że zsuwa mi się moja jednopalczata rękawica... Trzymam ją mocno palcami. Jest Wigilia. Jedziemy do babci i dziadka, rodziców mojego taty. Wieczór i pociąg opóźniony, ale każdy w tym ścisku wydaje się być zadowolony, że w końcu jedziemy. Patrzę przez szybę w oknie i widzę jak płatki śniegu w szybkim tempie tańczą radośnie, kilka z nich zatrzymuje się na krawędzi okna po drugiej stronie, gdzie mróz wymalował część szyby w gałazki świerku. - wysiadamy... czapkę nałóż, daj szalik Ci poprawię. Znowu się przepychamy do wyjścia, czuję mocny uścisk dłoni mojej mamy. Pociąg zatrzymuje się, ktoś otwiera drzwi, pierwsze co to uderza podmuch zimnego powietrza i czuję na twarzy chłod. Idziemy do poczekalni, kolejka za biletami, siadam na ławce. W rogu stoi piec, ale gdy coróż otwierają się drzwi to nie czuć ciepła. Tato z bratem siedzi obok mnie i wzdycha mówiąc coś, że poczekamy na drugi pociąg. - do Malborka dwa całe i jedną połowę... - słychać pana głos. Nie pamiętam jak długo czekaliśmy, pamiętam chłód i jak z miom starszym bratem rzucaliśmy się snieżkami na zewnątrz. Jest, jest pociąg! Przyjechał, teraz ciut mniej osób na peronie. Wsiadamy, tym razem mamy miejsce siedzące, za oknem dalej pada i wieje. Jedziemy tak kilka stacji aby wysiąść i iść 3 km. Śnieg pada, wiatr wieje, a my idziemy -daleko jeszcze? Nic nie widzę... - nie nie daleko -odpowiada mama, która trzyma mnie za rękę, brat idzie z przodu obok taty. - jeszcze ta górka a potem zejdziemy w dół i będzie babci dom - powiedział tato. Idziemy zasypaną drogą, a na poboczu zaspy są prawie mojego wzrostu. Czuję jak marzną mi strasznie palce duże u stóp, a mam ciepłe kozaki z futerkiem i skarpety. Szalik, który osłania mi twarz ciut ogrzewa zmarznięte poliki. Dotarliśmy do miejscowości... Pomimo, że pada śnieg - wieje, to z daleka w domach świecą się różne światełka na chinkach... Wchodzimy do domu babci, gdzie w ganku otrzepujemy się ze śniegu... Zapachy czuć już tutaj. Otwoierają się drzwi i widzę uśmiechniętą twarz babci i dziadka: - ojej w końcu, juz martwilismy się o was... Zaczęła się Wigilia... Pachnie na stole różnymi potrawami, ciasta mmmm... Po połamaniu się opłatkiem i złożeniu każdy każdemu życzeń, siadamy przy stole, potem nagle jeden z wujków mówi, że chyba słyszał sanie Mikołaja i znika na dośc długo Nam kazano grzecznie czekać i spiewamy kolędy wszyscy. Nagle wchodzi dość znajoma postać, ma gumaki ubrane -podobne do dziadkowych, kożuch, czapka -tzw. uszanka - rękawice i wąsy z brodą z włosa anielskiego Moja mama się odwraca i widzę jak cicho się śmieje... Ciocie też... Mikołaj siada na krześle obok pięknej choinki i z parcianego worka wyjmuje prezenty: -Astra jest? Tutaj już moja mama wybucha śmiechem i znika w przedpokoju... -Astra... -Asia Mikołaju - odzywa się babcia -aaaa Asia... Rozwijam prezent... książka słodycze, ojej pomarańcze moje ulubione i lalka... My dzieci znikamy na górze w pokoju i oglądamy swoje prezenty popijając czerwoną oranżadę z butelek... http://www.fotoszok.pl/albums/userpics/14937/Anio%B32.gif GWIAZDA Świeciła gwiazda na niebie srebrna i staroświecka. Świeciła wigilijnie, każdy ją zna od dziecka. Zwisały z niej z wysoka długie, błyszczące promienie, a każdy promień – to było jedno świąteczne życzenie. I przyszli – nie magowie już trochę podstarzali – lecz wiejscy kolędnicy, zwyczajni chłopcy mali. Chwycili w garść promienie, trzymając z całej siły. I teraz w tym rzecz cała, by się życzenia spełniły. Leopold Staff http://www.fotoszok.pl/albums/userpics/14937/bombka3.gif Dla WAS... http://www.jacquielawson.com/preview.asp?cont=1&hdn=0&pv=3150446 lub http://www.jacquielawson.com/preview.asp?cont=1&hdn=0&pv=3150446 Jeszcze raz WESOŁYCH ŚWIĄT http://www.fotoszok.pl/albums/userpics/14937/bombka4.gif Wspominam z ciepłem święta spędzone u jednej i drugiej babci ... a jak było u WAS? Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
taka_ja taki_on 23.12.2009 18:50 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Grudnia 2009 Nu weszłam i nikt nie ma żadnych wspomnień? Biegnę robić rybkę po grecku Piszcie..noooooooo... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Chef Paul 23.12.2009 19:41 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 23 Grudnia 2009 ... hmmmm ... ten, tego ... różne te wspomnienia być mogą Do dziś w mej pamięci żywo tkwi (w wieku około 5 lat), wpierdol od dziadka który był umprzejmy mnie zaaplikować, kiedy polazłem na glinianki popływać ... zresztą kto dziś pamięta co to glinianki ? ... jeszcze swędzi mnie dupa, na myśl samą o tamtym wydarzeniu echhh ... lezę do kuchni na powrót, co by Ciemiężycielki swej nie denerwować świąteczne pozdróweczka Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
bratki 24.12.2009 22:50 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 24 Grudnia 2009 Już późno. Mróz ścisnął jak rzadko na wybrzeżu. Pyrkoce kapusta z grzybami na ogniu. W bloku cicho, bo większość sąsiadów to starsi ludzie i już poszli na wigilie do dzieci. Trąbi Wolna Europa. Trochę za głośno, więc zciszamy radio. Wtedy z klatki dobiega jakiś niezwykły dźwięk. Wsłuchujemy się... Chrapanie? I szuranie jakieś. Dużo tego szurania, to nie jeden czy dwóch ludzi. "Kto tam?!" przez zamknięte drzwi zaczepnie pokrzykuje Mama. Cisza. "Kto tam!?" "ciii, nic nic..." dobiega cichy męski głos. "Jakie nic?! Kto tam jest, bo wezwę milicję!". "Ciii, to my jesteśmy milicja". "Proszę żartów sobie nie robić, już dzwonię na komisariat!". W tym momencie na klatce rusza łomot i stukanie buciorami jakby stado bizonów biegło po schodach do drzwi. Biegniemy do okna a tu wyskakują z klatki rosłe chłopaki: Jeden, drugi, trzeci... piąty. A każdy w mundurze ZOMO i wieją byle dalej. świąteczności dla wszystkich Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
taka_ja taki_on 27.12.2009 18:03 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Grudnia 2009 nie wiem niestety co tóz są te glinianki -czy... dołek wykopany i zalany wodą, czy to jakieś obuwie? Zaczęłam szukać w necie ale jakoś znajduje mi nazwy tzw. glinianek Ja jednego dziadka miałam choleryka, drugi był prawdziwym dziadkiem jakoś ciepło zawsze go wspominam. Z drugiej strony tamten choleryk nic dziwnego że na nas nieraz krzyczał i groził że nam wleje -jak tak 5 wnuków mu skakała w pokoju nad głową i wrzeszczała Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
taka_ja taki_on 27.12.2009 18:06 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Grudnia 2009 się chłopaki z ZOMO popili Wyobrażam sobie miny... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Gosiek33 27.12.2009 18:43 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Grudnia 2009 Glinianki, to takie bardzo głębokie wykopy po wybranej glinie do wyrobu cegieł. Bardzo niebezpieczne bo brzegu żadnego a i głębokość różna Niejeden się w takiej gliniance utopił stąd baty... jakby się utopił to by się tyłkowi upiekło ze wspomnień najwcześniejszych pamiętam barrrdzo wysokie narty stojące w kibelku i myszy biegające po węglu. Jak z nienacka podnosiłam pokrywę od paki w której wiadra z węglem stały to udawało mi się jakąś zobaczyć... zawsze to jakieś zwierzątko było Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
taka_ja taki_on 27.12.2009 19:22 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 27 Grudnia 2009 No to dziadek nic dziwnego, że złoił skórę... Ja pamiętam jak miałam kilka lat -za namową kuzynów w lato poszłam kąpać się nad staw -przyszła po nas moja mama z kablem na sam widok darłam się na całą wieś u mojej babci - ale potem kobieta miała z nami problem -uczulenia czerwona pokrzywka... Pamiętam jak uciekalismy do domu babci mało nóg nie pogubiliśmy... pomysleć, że tam pływały kaczki i gęsi a muł był po pas... Nu i śmierdzieliśmy strasznie... Mój brat dostał lanie nad jeziorem -bo z kolegami rozebrali ścianę szopki i zbudowali sobie tratwę i mój brat jeszcze wziął prześcieradło na maszt -popłynęli... Nie daleko... Ale ojcowie czekali na nich na brzegu... jak mój machnła bratu pasem tak trzy razy...to reszta brała ten pas i też po trzy razy innym... Potopiliby się... tylko sąsiad powiedział, że mu szopkę rozebrali i poszli nad jezioro... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
taka_ja taki_on 30.12.2009 22:30 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 30 Grudnia 2009 Oto kartka animowana ode mnie: http://www.jacquielawson.com/preview.asp?cont=1&hdn=3&pv=3111904 Stary Rok odchodzi wielkimi krokami, niech więc złe chwile zostaną za nami. Niech Nowy Rok przyniesie dużo zdrowia, radości a przede wszystkim morze miłości! http://www.fotoszok.pl/albums/userpics/14937/Nowy_Rok3.gif http://www.fotoszok.pl/albums/userpics/14937/normal_Nopwy_Rok_1.gif Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
JMW 31.12.2009 13:33 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 31 Grudnia 2009 Jedziemy z 20 km trabantem (mam koło 10-12 lat) wchodzimy do nowego domu babci (takiego kwadraciaka) - w dużym pokoju płonie ogień w otwartym kominku ze złoconą koroną, w kącie stoi aż po sam sufit kolorowa choinka. Do Wigilii zasiada z 20 osób. Modlitwa, dzielenie się opłatkiem, życzenia i do picia - mak (chyba z mlekiem?) A potem przychodzi "Mikołaj" wygląda strasznie - dorośli ledwo powstrzymują się od śmiechu; ja i tak poznaję babcię Antosię - na głowie pończocha, a pod nią makijaż - rumieńce i czerwone usta, barani kożuch na lewą stronę, relaxy na nogach. I tak nie boimy się takiego Mikołaja a potem czas oczekiwania na pasterkę; dzieciaki zasypiały - a dorośli pojechali; wracają i zaczyna się nocne świętowanie - wędliny wędzone, rozmowy, śpiewy Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
orfelis 02.01.2010 05:37 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 2 Stycznia 2010 pamietam jak sniegu bylo po pachy, mialam moze 10 lat, wojek zrobila dla nas pochodnie i latalismy z tymi pochodniami po sadzie, w okolo drzew, krzyczac, niech u nas beda jablka i sliwki a u sasiadow same ogryzki, oczywiscie sasiedzi biegali po swoim sadzie i krzyczeli to samo i robilismy rozne rzeczy ze sniegu np przed domem stalo pianino ze sniegu, prawdziwych rozmiarow. Jezdzilismy tez po sniegu na miskach metalowych i workach wypchanych sloma. Super bylo. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
taka_ja taki_on 02.01.2010 11:31 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 2 Stycznia 2010 pamietam jak sniegu bylo po pachy, mialam moze 10 lat, wojek zrobila dla nas pochodnie i latalismy z tymi pochodniami po sadzie, w okolo drzew, krzyczac, niech u nas beda jablka i sliwki a u sasiadow same ogryzki, oczywiscie sasiedzi biegali po swoim sadzie i krzyczeli to samo i robilismy rozne rzeczy ze sniegu np przed domem stalo pianino ze sniegu, prawdziwych rozmiarow. Jezdzilismy tez po sniegu na miskach metalowych i workach wypchanych sloma. Super bylo. Ahahaaaaaaaaaaaa... nie znałam tego i nie słyszałam przyznam takich okrzyków - ale musiało to wyglądać super -jeszcze biegający sąsiedzi Fajnie! Na miskach nie jeździłam, ale ... worki były nie do pobicia -dość, że lekkie -gdy je ciągnęło się pod górkę (wtedy wyglądała na taką gigantyczną ), ale pamiętam jak niedaleko od naszego domu był zakład sklejki i zjeżdżaliśmy z takich odpadków -co to za płotem się walały. Z jednej strony były lakierowane -taką gładką nawierzchnię miały - tylko gorzej z ich wygięciem było -aleeeeeeeeeeeee zjeżdżało się na nich tez super! Pamiętam jak mój wujek -o 6 lat starszy miał -motorynkę i zabrał mnie z kuzynką na sankach i ciągał po bocznej drodze... takiej w ogóle nieuszczęszczanej -ale miałyśmy frajdę! Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
retrofood 02.01.2010 13:05 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 2 Stycznia 2010 A ja pamietam jedno: ferie wtedy były na przełomie roku, śnieg spadał przed świętami, rzadko przejeżdżające pojazdy jednak go ubijały. i po takim śniegu na drodze jeździliśmy na łyżwach. Tyle, że zaraz na drugi dzień po opadach na drodze pojawiał się taki cieć z łopatą i posypywał piaskiem wszystkie zakręty. Pojazdy roznosiły ten piasek na oponach i po dwóch dniach droga nie nadawała się do jeżdżenia na łyżwach. A lód na stawach był zasypany sniegiem. I dupen klapen, nie było gdzie jeździć.modliłem się wtedy, żeby Pan Bóg tego faceta zniszczył i żeby nikt nie sypał nam piasku na drogi.i popatrzcie, Pan Bóg nierychliwy, ale pomógł!!! Po 50 latach nikt już nie posypuje zakrętów piaskiem. Jak ich śnieg i mróz oblodzi, tak trwają do wiosny.tyle, że ani ja już nie jeżdżę na łyżwach, ani dzieci obecne też. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
taka_ja taki_on 03.01.2010 11:43 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 3 Stycznia 2010 retrofood napisał:modliłem się wtedy, żeby Pan Bóg tego faceta zniszczył i żeby nikt nie sypał nam piasku na drogi. i popatrzcie, Pan Bóg nierychliwy, ale pomógł!!! Po 50 latach nikt już nie posypuje zakrętów piaskiem. Jak ich śnieg i mróz oblodzi, tak trwają do wiosny. tyle, że ani ja już nie jeżdżę na łyżwach, ani dzieci obecne też. No tak tyle, że już nikt na tych łyżwach po drodze nie jeździ... Ale to łyżwy były takie z podwójną płozą te tzw. saneczkowe -tak u nas je nazywano... U nas było lodowisko na stadionie -nawet łyżwy się wypożyczało -niedrogo, tylko takie ciut jakieś powykoślawiane były aleeeeeeee to była frajda. Potem miałam swoje figurówki - to nic, że o 3 numery zaduże... to był hit. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 03.01.2010 20:11 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 3 Stycznia 2010 Święta spędzaliśmy albo u dziadków albo w domu. Kiedy mama nas pytała, wołaliśmy, że chcemy do Krakowa jechać. Przy Wigilii było fajnie, bo więcej osób. Babcia kupowała niewielką choinkę, bo mieli niewielki mieszkanie w bloku (nie miałam żadnej babci ani innej rodziny na wsi, więc nie znam tych uciech). Na Kleparzu sprzedawali (do dzisiaj sprzedają) takie robione z prawdziwych gałęzi. Babcia zawsze mówiła, że woli taką niż ścięte drzewko, bo drzewek żal, a gałęzi nie.Wieczerza Wigilijna była dla mnie zawsze traumatycznym przeżyciem, bo w ogóle byłam niejadkiem, a w dodatku żadnej z tradycyjnych potraw nie lubiłam. Najgorszy był biały barszcz - jedna z dwóch zup, których nie byłam w stanie przełknąć (druga to rosół), zresztą w ogóle zup nie lubiłam. Potem karp (gdyby nie ości, to nawet nie byłby taki tragiczny) i wstrętny, śmierdzący kompot z suszu (kompot teraz sama gotuję, bo go polubiłam). Babcia nie darowała i musiałam każdą z tych potraw zjeść.Wiedziałam, że po kolacji Aniołek podrzuci prezenty, więc czekałam na koniec niecierpliwie. A tu dziadek i ojciec prosili o dokładki karpia! Nie rozumiałam, jak ci dorośli mogą tak spokojnie czekać.Aniołek przychodził zawsze, kiedy go wypatrywaliśmy z bratem przez okno w małym pokoju. Podrzucał prezenty i znikał niezauważony. Potem my je rozdawaliśmy. Jednego roku wystąpiłam w stroju aniołka - miałam niebieską koszulę nocną i skrzydełka, które ciocia kleiła do późnej nocy. Nie pamiętam tych prezentów, ale chyba były zgodne z zamówieniami i zawsze nas cieszyły.Drugiego dnia świąt chodziliśmy oglądać szopki w kościołach. A tak w ogóle, to obijaliśmy się o siebie w małym mieszkanku dziadków. Mama wolała zostawać w domu, bo mogła sobie spokojnie posiedzieć i poczytać, a nas wysłać na sanki. No i te podróże koleją w tamtych czasach, to była wielka przygoda za każdym razem i wielka niewiadoma - jak długo pojedziemy, w jakich warunkach, czy w pociągu będzie parówka czy lodówka, czy będzie miejsce (w przedziale, na korytarzu czy w kibelku?). U nas w domu do Wigilii zasiadaliśmy sami we czwórkę, czasem chyba przyjeżdżała ciocia. Choinka była sztuczna, stała na telewizorze. Ubieraliśmy ją z bratem w kolorowe bańki, samodzielnie zrobione łańcuchy i pawie oczka i długie cukierki, które przywoziła z Krakowa ciocia. Mama miała dla mnie litość i gotowała czerwony barszcz (niestety na głowach karpi). Karpie pływały w wannie przez kilka dni i nie można się było kąpać. Fascynowały nas, nadawaliśmy im imiona, a potem ojciec je ukatrupiał, co opłakiwaliśmy rzewnie.Szopek nie odwiedzaliśmy, ale za to spędzaliśmy całe dnie na sankach. Nasz blok stał nad samą Odrą, pod balkonem mieliśmy wały przeciwpowodziowe, które stawały się torami saneczkowymi dla wszystkich dzieciaków z osiedla i okolic. Jednego roku Odra wylała i zamarzła na łące. Wtedy chyba lodowisko zanotowało straty finansowe, bo mnóstwo ludzi tam jeździło. Kiedy byłam starsza, okres przedświąteczny kojarzył mi się z koszmarnymi kolejkami po mięso. Mama mnie zabierała. Stawałyśmy w kolejce długo przed dostawą. Na początku rozmawiałyśmy normalnie, ale kiedy zbliżałyśmy się do lady, miałam udawać, że jestem sama, żeby nikt się nie przyczepił, że we dwie kupujemy na te same kartki. W pewnym momencie następowało ogólne poruszenie, panie ekspedientki z ważnymi minami wciągały wielkie pojemniki z mięsem i wędlinami, wieszały pęta kiełbas na nagich hakach, rąbały wielkimi tasakami krwawe ochłapy. Kiedy z przodu dobiegały wieści, ile czego "rzucono", mama pisałam mi na kartce, co mam kupić i dawała kolorowe karteczki o wielkiej wartości. W takiej kolejce trzeba było stanąć kilka razy, żeby wykupić kartki, bo przecież nie sprzedawano zbyt dużo na raz.Czasem przybiegałam z osiedlowego SAM-u z wiadomością, że pomarańcze przywieźli. Mama zostawiała nas w domu samych i biegła po nie, a potem, w święta, wydzielała codziennie jedna pomarańczę. Dzieliła ja na pół dla mnie i brata, czasem brała dla siebie jedną cząstkę. Mimo tych kolejek, mimo na pewno skromniejszych prezentów, wspominam te święta bardzo miło. A moje dzieci mogą mi zazdrościć tego luzu i samodzielnych wyjść na sanki. My nie mamy górki w pobliżu. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
taka_ja taki_on 04.01.2010 12:19 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 4 Stycznia 2010 Agduś fajne te Twoje wspomnienia, w niektórych sytuacjach widzę siebie... Te kartki i te kolejki, też udawałam, że nie znam mamy, bo wtedy łatwo było o awantury innych. Ale oglądania szopek w Kościołach -zazdroszczę... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
taka_ja taki_on 04.01.2010 13:52 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 4 Stycznia 2010 A oto ciut inna historia z Wigilii.......... W jedną Wigilię przyjechał do nas brat z całą swoją familią, wtedy tato -aby dzieci miały Mikołaja, poprosił sąsiada o przebranie się w taki porządny strój, jaki zakupił w OBI na tę okoliczność. Strój nie byle jaki . W zamian tato miał iść do niego w tym stroju, aby sąsiada wnuki miały też Mikołaja. Mojego brata dzieci -wtedy trójka czekały... Mikołaj miał być o 19 -tak nam wtedy pasowało. Tato był u siąsiada, potem - ich przebieralnią była nasza piwnica w bloku. Czekamy, czekamy... w końcu jest! Jeszcze mój tato krzyczy do wnuków -pewnie to św. Mikołaj... Ta trójka dzieci z moja na czele ruszyła na przedpokój, poczym uciekła do pokoju. Tylko ja... oczywiście JA! Musiałam -ale to przez bratową! Uciec do kuchni aby się wyśmiać. No jak się nie smiać, skoro sąsiad był nieźle wstawiony -broda przekręcona -w ostatniej chwili poprawił mu ją tato, który wzruszył ramionami... A ów Mikołaj jeszcze śpiewał kolędę wchodząc i mało nie gubiąc worka - Wśród nocnej ciszy... - śpiewamy wszyscy -zaznaczył... Wróciłam do pokoju, gdy już się wychichrałam w kuchni... Spojrzałam na te nasze dzieci i... widziałam ich radość -ogromną radość! Bałam się tylko o moją -bo ona zawsze była spryciula i niezły obserwator. Miała wtedy 5 lat -ale to był przebiegły pięciolatek Jezooo jak te dzieci patrzyły na tego Mikołaja -widziałam wtedy siebie i w duchu pomyslałam -ale czas leci... Każde dziecko po zaśpiewaniu piosenki lub powiedzeniu wierszyka -albo i bez tego dostało prezent Nawet moja babcia ok. 80 letnia musiała usiąść u Mikołaja na kolanie i zaśpiewać - ahahaha... Nie było wpadki -było wesoło, gdzie Mikołaja żegnalismy śpiewając kolędy To był wesoły Mikołaj Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
miciu 04.01.2010 15:08 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 4 Stycznia 2010 Pamiętam jak miałam 5 może 6 lat (byłyśmy u babci) i Mikołaj przyjechał prawdziwymi saniami, które ciągnął piękny siwy koń. Dostałyśmy paczki ze słodyczami i pomarańczami Teraz co roku staramy się aby Mikołaj przynosił osobiście prezenty wszystkim dzieciom w całej naszej rodzince ( ale niestety nie ma śniegu i sań, a co dopiero mówić o prawdziwym koniu - szkoda )... Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
taka_ja taki_on 05.01.2010 06:24 Autor Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Stycznia 2010 Pamiętam jak miałam 5 może 6 lat (byłyśmy u babci) i Mikołaj przyjechał prawdziwymi saniami, które ciągnął piękny siwy koń. Dostałyśmy paczki ze słodyczami i pomarańczami Teraz co roku staramy się aby Mikołaj przynosił osobiście prezenty wszystkim dzieciom w całej naszej rodzince ( ale niestety nie ma śniegu i sań, a co dopiero mówić o prawdziwym koniu - szkoda )... Aj teraz ta zima to raz jest na święta śnieg raz nie. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Agduś 05.01.2010 08:20 Zgłoś naruszenie Udostępnij Napisano 5 Stycznia 2010 Do nas nigdy nie przychodził przebrany Mikołaj. Chyba rodzice się bali, że się połapiemy. Dzięki temu zorientowałam się, kto daje prezenty dopiero w 3 albo 4 klasie. Przebierańca poznałabym wcześniej. taka_ja & taki_on:), czemu do Ciebie przychodzi w Wigilię Mikołaj, skoro z Małopolski jesteś??? Taż tutaj Aniołek wrzuca prezenty pod choinkę! Mikołaj pracuje tylko 6 grudnia, a potem ma wolne. Moje dziecka też zawsze tak słyszały, chociaż urodziły się i mieszkały czas jakiś w Opolu, gdzie Mikołaj przychodzi dwa razy. To zwiedzanie kościelnych szopek w drugi dzień świąt to taka tradycja. W zeszłym roku też chodziliśmy z dziećmi. Od kiedy pamiętam najbardziej efektowna była u Bernardynów. W zeszłym roku trochę mi wyło połączenie starych figurek z warsztatu Wita Stwosza z lalkami Barbie przebranymi za aniołki i pochodzący z jakiegoś marketu nawilżacz powietrza tworzący kolorowe mgiełki. Jednak i tak jest największa, najbardziej kolorowa i dzieciom się podoba. Cytuj Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania
Recommended Posts
Dołącz do dyskusji
Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.