Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Nazwałbym ten wątek "ku przestrodze", ale... nie.


Samuel--

Recommended Posts

jeśli związek nie przetrwał z powodu 2 letniej budowy domu to tylko i wyłącznie wyszło jego uczestnikom na zdrowie.

Ja bym nie chciał spędzić reszty zycia z człowiekiem, który nie sprawdza się w chwilach trudnych.

To co to by było gdyby Wam kiedys dziecko zachorowało na 2 lata ? Też byście się rozstali bo nie macie o niczym innym rozmawiać tylko choroba, choroba i choroba ? Albo wypadek - jak u mojego kolegi (spadł ze skuterka tak niefortunnie, że noga w łydce mu się trzymała tylko na jakiś ścięgnach). Operacje +rehabilitacje= 2,5 roku. Na początku ktoś mu musiał tyłek wycierać - wiadomo, ze żona.

Nie ma co ronić krokodylich łez - głowa do góry.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 90
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

jeśli związek nie przetrwał z powodu 2 letniej budowy domu to tylko i wyłącznie wyszło jego uczestnikom na zdrowie.

Nie ma co ronić krokodylich łez - głowa do góry.

 

słuchaj - skoro piszę o innych uwarunkowaniach - to zrozum.

Budowa trwała nie 2 a 5 - i nie że związek nie przetrwał - tylko próby różne są.

I czasami właśnie związane z budową.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jeśli związek nie przetrwał z powodu 2 letniej budowy domu to tylko i wyłącznie wyszło jego uczestnikom na zdrowie.

Nie ma co ronić krokodylich łez - głowa do góry.

 

słuchaj - skoro piszę o innych uwarunkowaniach - to zrozum.

Budowa trwała nie 2 a 5 - i nie że związek nie przetrwał - tylko próby różne są.

I czasami właśnie związane z budową.

ale on miał na mysli Samuela ....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałam ochotę napisać że faktycznie może to małżeństwo Samuela nie miało szans od początku....ale.

Tak sobie czytam co napisał Samuel i po swoich ostatnich doświadczeniach uważam, że nie ma złotego środka na przetrwanie związku. Nieważne czy 2 czy 20 letniego.

My jeszcze nie zaczęliśmy na dobre budowy i nagle po 17 latach znajomości mojemu małżonkowi coś odkorbiło i stwierdził z dnia na dzień, że już mu się ot tak nie chce. Zapragnął zmienić wszystko: - pracę, miejsce tej pracy a na koniec żonę. Stwierdził, że jest zimnym draniem i egoistą i chce żyć i się cieszyć życiem (cokolwiek to znaczy) po swojemu i w pojedynkę.

Nie chce się tu w szczegóły wdawać. Było tragicznie i nieźle mnie to zaskoczyło i podłamało. To był największy szok w moim życiu.

Na szczęście większy zakręt już za nami. Chociaż kto wie jaki i kiedy będzie następny?

Gdybym się poddała i podjęła wyzwanie, które mi rzucił małżonek to pewnie by się posypało wszystko szybciutko. Może spodziewał się że jak się wyprowadzi to ja mu jeszcze pomogę spakować walizki a tu taki zonk bo mnie ani w głowie było puszczać ot tak bez żalu najważniejszego człowieka w moim życiu. Uważam, że burzy się błyskawicznie a buduje bardzo długo i powoli i warto walczyć o to co dla nas najważniejsze w życiu. Teraz powolutku sklejamy do kupy to co się posypało. Ponieważ z takich wycieczek nie wraca się nigdy w całości i takim samym.

Ja wyciągnęłam bardzo dużo wniosków dla siebie i wiem co warto zmieniać. Budowę w tej chwili odkładam na potem. Mam w nosie marzenie o wspaniałym domu - mamy gdzie mieszkać i nie mamy na szczęście parcia za wszelką cenę żeby się wprowadzać w ciągu 1 czy 2 lat.

Nie wiem kiedy będę w stanie zaufać swojej drugiej połowie na tyle mocno by sobie zafundować taką jazdę bez trzymanki w postaci budowy, po ostatnich wydarzeniach.

Jednak ostatnie słowo też jeszcze tu nie padło i być może za jakiś bliżej nie określony czas pozwolę się skusić na nowo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdybym się poddała i podjęła wyzwanie, które mi rzucił małżonek to pewnie by się posypało wszystko szybciutko. Może spodziewał się że jak się wyprowadzi to ja mu jeszcze pomogę spakować walizki a tu taki zonk bo mnie ani w głowie było puszczać ot tak bez żalu najważniejszego człowieka w moim życiu.

 

Nie wiem kiedy będę w stanie zaufać swojej drugiej połowie na tyle mocno by sobie zafundować taką jazdę bez trzymanki w postaci budowy, po ostatnich wydarzeniach.

.

Stanełam nad twoim postem i myśle, myślę... myle oczywiscie co ja bym zrobiła..

pomijam oczywiście fakt, ze póki się coś nie wydarzy, to nie wiem, co bym zrobiła, ale znając siebie mogę gdybać...

kurcze, spakowałabym te walizki?

No bo co to za najważniejszy człowiek?

Chyba bym spakowała..... :roll:

 

przepraszam za OT :-?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość M@riusz_Radom
koniec żonę. Stwierdził, że jest zimnym draniem i egoistą

 

Znaczy się DUPKIEM, tylko łatwiej wypowiedzieć tego drania i egoistę ;)

 

Jedyne co tak na prawdę może człowieka załamać to te ilość śniegu za oknem, którego nie ma już gdzie składować ..

 

Z resztą sobie człowiek poradzi .. A co dopiero z odejściem jakiegoś dupka czy panienki - w zależności od tego co się w majtach chowa ;)

 

Martwi mnie tylko jedno - z doświadczenia wiem, że jak się od kogoś dostało kopa, to kolejnym razem można otrzymać solidny cios w ry ... w twarz .. A najgorsze jest to, że się nie wie ani kiedy, ani z której strony... Ja z tych co dają tylko jedną szansę - tę na początku związku ....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

koniec żonę. Stwierdził, że jest zimnym draniem i egoistą

 

 

jak się od kogoś dostało kopa, to kolejnym razem można otrzymać solidny cios w ry ... w twarz .. A najgorsze jest to, że się nie wie ani kiedy, ani z której strony... Ja z tych co dają tylko jedną szansę - tę na początku związku ....

a ponadto jak można żyć ze świadomością, iż Pan mąż jest w związku tylko dlatego iż żona go "przytrzymała" na siłę .... ?

 

nie powinniśmy raczej tutaj komentowac tego faktu, bo autorka nie prosi o to,

ale nie mogłam sie jakoś powstrzymac ... :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

My jeszcze nie zaczęliśmy na dobre budowy i nagle po 17 latach znajomości mojemu małżonkowi coś odkorbiło i stwierdził z dnia na dzień, że już mu się ot tak nie chce. Zapragnął zmienić wszystko: - pracę, miejsce tej pracy a na koniec żonę. Stwierdził, że jest zimnym draniem i egoistą i chce żyć i się cieszyć życiem (cokolwiek to znaczy) po swojemu i w pojedynkę.

 

Gdybym się poddała i podjęła wyzwanie, które mi rzucił małżonek to pewnie by się posypało wszystko szybciutko. Może spodziewał się że jak się wyprowadzi to ja mu jeszcze pomogę spakować walizki a tu taki zonk bo mnie ani w głowie było puszczać ot tak bez żalu najważniejszego człowieka w moim życiu.

Uważam, że burzy się błyskawicznie a buduje bardzo długo i powoli i warto walczyć o to co dla nas najważniejsze w życiu.

Teraz powolutku sklejamy do kupy to co się posypało. Ponieważ z takich wycieczek nie wraca się nigdy w całości i takim samym.

 

Nie wiem kiedy będę w stanie zaufać swojej drugiej połowie na tyle mocno by sobie zafundować taką jazdę bez trzymanki w postaci budowy, po ostatnich wydarzeniach.

1.Twój mąż jest najwazniejszy w Twoim zyciu, to jest zrozumiałe, a kto jest najwazniejszy w zyciu Twojego męża ?

2. A o co zamierzał walczyc Twój mąż ??? :roll:

3. Kto skleja Ty czy on ?

4. A cóż jest za małżeństwo, skoro byle budowa miałaby go rozpirzyć ? Taka prowizorka małżeństwa ? Odpowiada Ci to ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dajcie spokój

to jest takie indywidualne

ja też do końca nie wiem, co bym zrobiła

 

Jedno, czego jestem pewna, to że kobieta MUSI być na tyle samodzielna, żeby mogła wybierać, co CHCE zrobić...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

1.Twój mąż jest najwazniejszy w Twoim zyciu, to jest zrozumiałe, a kto jest najwazniejszy w zyciu Twojego męża ?

2. A o co zamierzał walczyc Twój mąż ??? :roll:

3. Kto skleja Ty czy on ?

4. A cóż jest za małżeństwo, skoro byle budowa miałaby go rozpirzyć ? Taka prowizorka małżeństwa ? Odpowiada Ci to ?

 

No tak nie prosiłam o rady czy komenty ale to oczywiste, że czytającym jakieś wnioski zawsze się nasuwają ( i dobrze)

 

Ad.1 Napisze wprost, nie mam pojęcia - do niedawna wydawało mi się( ba byłam pewna, że to ja), w chwili obecnej z wiadomych względów nie jestem już tego wcale pewna. Dałam sobie i nam po prostu czas.

Ad.2 Nie bardzo zrozumiałam kontekst pytania. Jeśli ma on odniesienie do tego, że mnie tylko tutaj zależy na nim to nie jest chyba jednak tak do końca.

Nie chcę się rozpisywać i pisać jakiegoś smętnego love story. Napiszę tak, Sama osobiście też zaniedbałam pewne sprawy i popadłam w jakąś przygnębiającą rutynę, żeby nie powiedzieć w depresję (z różnych mnie tylko wiadomych względów) Otworzyły mi się nagle szeroko oczy na pewne sprawy po takim wstrząsie.

Wina nigdy nie leży tylko po jednej stronie, niestety.

Ad.3 Myślę, że sklejamy jednak razem ( czas pokaże czy miałam rację, czy tylko mi się wydawało, że ją mam)

Ad.4 Absolutnie tu nie poszło o budowę - tak myślę. Nawarstwiło się jednocześnie wiele innych stresów (budowa to jednak najmniejszy problem)

Nigdy nie traktowałam swojego małżeństwa jako prowizorki i nie miałam nigdy poczucia, że jest nic nie warte. Znamy się z moim mężem dokładnie połowę swojego życia. Trochę soli razem zjedliśmy i różne burze też się przetaczały i zawsze wychodziliśmy obronną ręką.

Nie mam pojęcia jak się to wszystko ułoży i czym się skończy ale wydaje mi się, że głupotą byłoby to wszystko co razem przeżyliśmy i stworzyliśmy ot tak przekreślić i nie dać sobie szansy. Takie pakowanie walizek od ręki to pójście jednak na łatwiznę bez jakiejkolwiek walki o siebie.

Kiedyś też miałam tak jak M@riusz_Radom - 0 kompromisów i tylko jedna szansa, teraz podchodzę do życia jednak zupełnie inaczej.

I oczywiście uświadomiła mi ta beznadziejna sytuacja, iż nadal jestem beznadziejnie zakochana w tym moim dupku. Tak samo jak dawno temu, na początku naszej znajomości :oops:

Oczywiście to jest moja bardzo osobista subiektywna ocena. Każdy ma prawo w takiej sytuacji zachować się w oczywisty tylko dla siebie sposób.

Z jedną małą różnicą - fajnie i prosto pisze się o hipotetycznych sytuacjach, które nas bezpośredni nie dotykają. Zupełnie inaczej wyglądają sprawy jak staniemy oko w oko z demonem i musimy coś konkretnie postanowić. Wtedy to co wydawało nam się takie oczywiste jak staliśmy na poboczu jako wolni obserwatorzy przestaje być proste do zrealizowania i już wcale nie wydaje się takie łatwe.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

popadłam w jakąś przygnębiającą rutynę, żeby nie powiedzieć w depresję

 

I oczywiście uświadomiła mi ta beznadziejna sytuacja, iż nadal jestem beznadziejnie zakochana w tym moim dupku. Tak samo jak dawno temu, na początku naszej znajomości :oops:

 

Zupełnie inaczej wyglądają sprawy jak staniemy oko w oko z demonem i musimy coś konkretnie postanowić. Wtedy to co wydawało nam się takie oczywiste jak staliśmy na poboczu jako wolni obserwatorzy przestaje być proste do zrealizowania i już wcale nie wydaje się takie łatwe.

 

1. większość z nas popada w rutynę, a niektórzy nawet w depresję (to ostatnio popularna choroba), bo życie nie jest usłane różami ..... i trudno jest byc cały czas "na górze", doły zdarzają sie każdemu

 

2. może właśnie dlatego uda Ci się skleić coś co sie rozpadło, bo bez tego faktu szanse byłyby znacznie mniejsze :wink:

 

3. na pewno część osób podjęłaby walkę tak jak Ty, część tych bardziej zasadniczych odpuściłaby ....

 

w każdym razie życzę Ci powodzenia, niech Ci sie układa jak najlepiej

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm... W zasadzie z jednym się nie zgadzam z tego co piszecie. Muszę, bo gdybym się ze wszystkim zgadzał, to nie miałbym powodu, żeby odpisać ;)

 

Otóż z czytania Waszych wypowiedzi odnoszę takie - może mylne - wrażenie, jakby małżeństwo to miało być coś, co już jest zaklepane, utrwalone na beton i nie ma znaczenia co się robi, bo jak jest dobre to i tak wszystko przetrwa, a jak jest złe, to i tak się rozwali.

Otóż absolutnie nie :) Małżeństwo to po prostu pewien rodzaj relacji pomiędzy dwojgiem ludzi, i tak jak nad każdą inną formą relacji trzeba nad nim ciągle pracować, żeby się nie rozwaliło. U mnie mogło rzeczywiście być tak, że od początku były jakieś problemy, nie przeczę, ale uważam, że w odpowiednich warunkach i przy odpowiedniej pracy mogliśmy sobie z tym poradzić. Z drugiej strony są też ludzie, których związki do pewnego momentu działają idealnie, ale w końcu po wielu latach zaczynają się zgrzyty i dochodzi do kryzysu z powodów, których nigdy wcześniej nie było. Pracować trzeba. Ciągle pracować :p

 

tutli_putli: Może Twój przypadek jest całkiem podobny do mojego, tylko że Ty jeszcze masz czas. Rozmawiałaś z mężem, czego konkretnie mu brakuje? Jak jego zdaniem wygląda sprawa z czasem dla siebie, własnym hobby, wyjazdami na weekend z kumplami, itp.?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

trzeba nad nim ciągle pracować, żeby się nie rozwaliło.

Pracować trzeba. Ciągle pracować :p

ale jak można pracowac z kimś kto autorytatywnie stwierdza, że:

 

nagle po 17 latach znajomości mojemu małżonkowi coś odkorbiło i stwierdził z dnia na dzień, że już mu się ot tak nie chce. Zapragnął zmienić wszystko: - pracę, miejsce tej pracy a na koniec żonę. Stwierdził, że jest zimnym draniem i egoistą i chce żyć i się cieszyć życiem (cokolwiek to znaczy) po swojemu i w pojedynkę.

 

jak można kogoś ciągnąć na siłę do dalszego życia jak tak bardzo nie chce .... jeszcze sie podda, odstąpi od swoich pomysłów (pozornie, bo uważam, że po cichu nadal będzie je pielęgnował) i będzie żył w związku na siłę .... :roll:

 

ja osobiście nigdy nie chciałabym być w związku z kimś, kogo przytrzymuję na siłę, kto ze mną jest tylko dlatego, że ja tego chcę, z litości ....

ale ja jestem bezkompromisowa (z czegos to chyba musi wynikać ....:roll: )

myślę, że większośc jednak walczy o swoje .....

nie mam im tego za złe i nie potępiam tego, nie namawiam do zmiany stanowiska, pomimo, że ja nie walczyłabym

 

jednak zawsze zadaję pytania takiej osobie, j.w.,

ciekawa jestem ich zdania, ich "za" i "przeciw", ich motywacji ....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No, jak już doszło do tego to znak, że trochę już za późno. Dom trzeba remontować zanim się zawali :/ Moją ex próbowałem jeszcze jakiś czas przekonywać, ale nie zmieniła zdania, więc pozostało mi się pogodzić z sytuacją.

Ale jeśli dobrze rozumiem mąż tutli_putli jednak nie poszedł w diabły... prawda?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...