Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Chciałabym kota a się boję


daszaA

Recommended Posts

Boję się drapania wszystkiego co popadnie, wchodzenia na stoły , szafki w kuchni.

Ale bardzo chcę kota

To może zapytam: daszA - DLACZEGO chcesz kota?

No! Mnie też się nasunęło od razu to pytanie. Można trafić na koci ideał, ale co będzie, kiedy w domu pojawi się wybrakowany egzemplarz (drapiący co popadnie, łażący po stole i blatach w kuchni, zrzucający bibeloty z półek, urządzający nocne harce)? Nastąpi zwrot towaru? Może lepiej załóż z góry, że właśnie taki kot Ci się trafi (wysoce prawdopodobne) i jeżeli nie jesteś w stanie zaakceptować tego, zrezygnuj z pomysłu.

 

Moje pytanie wynika z niewiedzy, nigdy kota nie miałam. Nie znam kocich zwyczajów w domu. Do tego dochodzą jeszcze dwa psy, które nie wiem jakby zareagowały na kota.

Kota chcę, bo lubię mieć zwierzęta w domu. Do tej pory byłam tylko psiarą, a marzy mi się jeszcze kot.

 

"nastąpi zwrot towaru?"- pierwszy mój pies był ze schroniska, bieda z nędzą. Niektóre zachowania były trudne do zaakceptowania, a mimo to przeżył z nami wiele lat. Także zwrot towaru nie wchodzi w grę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli jesteś w stanie zaakceptować te wszystkie zachowania, których się boisz (+ sikanie do doniczek i inne ekscesy), to weź kota. Zamiast nieobliczalnego kociaka możesz wziąć dorosłego - wiele poszukuje domów. Niestety, nie ma gwarancji, że kot, który w poprzednim miejscu zachowywał się wzorowo, nie zacznie lać gdzie popadnie ze stresu po zmianie miejsca. Nie będzie jednak skakał po ścianach i wspinał się po firankach, choćby dlatego, że będzie na to za ciężki.

 

Miałam kiedyś kotkę, która nadawała się na bohaterkę horroru. Wpadała w furię, gryzła i drapała ile fabryka dała bez żadnych zahamowań. Specjalnie upodobała sobie mojego ojca, na którego potrafiła urządzać regularne polowania. Wbijała w rękę czy nogę wszystkie pazury po rękojeść i wgryzała się zębami najmocniej jak potrafiła. I trwała tak. Odrywanie było gorsze od samego ataku. Gdybym miała takiego kota przy dzieciach, niestety musiałabym w trybie ekspresowym szukać dla niej innego miejsca. Na szczęście wtedy oboje z bratem byliśmy już prawie dorośli i umieliśmy unikać kontaktów z Gryzią. Teraz mam dwie kotki - cudne, kochane i słodkie (pomijając fakt, że nie wolno wpuszczać ich do pokoju gościnnego, bo w tym jednym pomieszczeniu leją i srają na podłogę i meble). Wcześniej była jeszcze jedna - też spokojna i zrównoważona. U mojej mamy do niedawna były trzy kastraty i jedna kotka niesterylizowana. Exkoty były spokojne i dostojne, kotka - istny diabeł (choć Gryzi do pięt nie dorastała), kompletna frustratka z wieczną rują. Ukułam swoją teorię na ten temat - kotka, która nie jest wysterylizowana, nie wychodzi i nie ma młodych - wariuje.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...Miałam kiedyś kotkę, która nadawała się na bohaterkę horroru. Wpadała w furię, gryzła i drapała ile fabryka dała bez żadnych zahamowań. Specjalnie upodobała sobie mojego ojca, na którego potrafiła urządzać regularne polowania. Wbijała w rękę czy nogę wszystkie pazury po rękojeść i wgryzała się zębami najmocniej jak potrafiła. I trwała tak. Odrywanie było gorsze od samego ataku...

...Agduś, przyznam się - uśmiałam się. Przepraszam :oops: :wink:

 

daszA - no to masz pełen przegląd kocich charakterów. Nigdy nie wiesz co się trafi. Ja też się dołożę - półpers, hrabia, łagodny, delikatny... jego ulubionym miejscem na kupkę była kuchnia i jadalnia. Salonem też nie wzgardził. A wszystkie sypialnie musiały być zamykane bo siusiał na łóżka (ale nigdy na moją część!). Miał robione badania - były wzorcowe. To była kwestia psychiki. I tak było 12 lat...

Dzika kotka, złapana z dworu, która, sądząc po zachowaniu, nigdy nie była wśród ludzi - od pierwszego dnia korzysta wyłącznie z kuwety... :o

Powiem tak - znam niewiele osób, które nie uległy urokowi kota. A Ty jesteś odpowiedzialna i kochasz futra. Śmiem przypuszczać, że jeśli się zdecydujesz, to się zakochasz na całe życie.

A kwestia psów i ich oswajanie z obecnością kota, to zupełnie oddzielny i bardzo obszerny temat. W każdym razie - jest duża szansa, że da się zrobić. I ja się już lepiej przymknę, bo nie umiem pisać krótko i zwięźle. Szczególlnie o zwierzach. Ale jakby co - pytaj.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam :D

 

Uwielbiam koty-kocham, ale po tym jak moja kotka zginęł w starciu z psem sąsiadów nie mogę sie pozbierać(to sie stało w piątek)cierpie stasznie-ból nieowybrażalny. Nie jem, płaczę nie moge sobie ze soba poradzić. Swierdziłam ,że nie nadaję się na to aby mieć kotka :cry: Juz sie nie zdecyduję na następnego. Pomocy!!!

 

 

Ania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ania67 - bardzo mi przykro :( Wiem jak jest ciężko.

Ale co to znaczy, że TY się nie nadajesz? Przecież to nie Twoja wina. Tak się niestety zdarza - zwierzaki nam giną tragicznie, chorują, umierają...Takie życie. A my to co możemy robić to karmić, dbać, leczyć i kochać.

Nie wiem co Ci poradzić, ale wiem to, że mały kociak, któremu dałabyś dom, pełną miskę i miłość, z pewnością pomógłby Ci się pozbierać. I to, że taki los spotkał Twoją kicię, nie znaczy, że musi tak się stać i następnym razem.

Pomyśl o tym jeszcze.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dzi ękuję Jagna za Twoje słowa. Bardzo dziękuję. Tak bardzo potrzebuję teraz ukojenia i pocieszenia :cry: W czwartek wieczorem przeczytałam o Twoim kotku, a w piątek rano opłakiwałam juz mojego.

Napisałam, że sie nie nadaję ... zwariowałam z powodu mojego kotka. Codziennie czkałam na powrót, nie spałam jak nie wróciła, wstawałam w nocy i zaglądałam na taras,temat kota przewijał się często(moi bliscy już byli zmęczeni). I tak przez dwa lata-obłęd :roll:

Wiem, że kotek to byłoby ukojenie. Mąz, chociaż też b. lubu kotki, nie chce się zgodzić. Ja już nie miałabym siły przechodzic przez to samo. Tłumaczę sobie, że zwierzęta odchodzą i mój koteczek też mógły kiedyś nie wrócić do domu. mam nadzieję, że ból minie.....

Jeszcze raz dziękuję...........

 

Ania

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...Miałam kiedyś kotkę, która nadawała się na bohaterkę horroru. Wpadała w furię, gryzła i drapała ile fabryka dała bez żadnych zahamowań. Specjalnie upodobała sobie mojego ojca, na którego potrafiła urządzać regularne polowania. Wbijała w rękę czy nogę wszystkie pazury po rękojeść i wgryzała się zębami najmocniej jak potrafiła. I trwała tak. Odrywanie było gorsze od samego ataku...

...Agduś, przyznam się - uśmiałam się. Przepraszam :oops: :wink:

 

 

Nie ma za co. Ja też się z tego śmieję. W ogóle Gryzia była jedyna w swoim rodzaju. Zapewne tak samo sądził wet, do którego przyjeżdżała na szczepienia. Najpierw był zdziwiony widząc, że oboje z bratem zakładamy grube drelichowe rękawice przed podjęciem prób wyciągnięcia potwora z koszyka. Gryzia zachowywała się jak kotwiczka na ryby - rozcapierzała łapy na cztery strony i blokowała się w wejściu. Wydawała przy tym odgłosy, które śmiało można by wykorzystać w ścieżce dźwiękowej filmu o ataku obcych. Przygnieciona do stołu przez nasze cztery ręce potrafiła się tak wywinąć, że użarła mnie w nadgarstek. Miałam na sobie bardzo grubą zimową kurtkę (nie puchową tylko taką ciężką i z jakimś podobnym do grubego dżinsu materiałem na wierzchu), której zęby kota nie zdołały przebić na wylot. Zaskoczyła mnie siła nacisku na szczęki - słodka kicia wydała mi się przez moment rekinem. Dłuuugo miałam sińca na nadgarstku.

Gryzia była przy tym prześliczna - czarna, z uroczym, niewinnym pyszczkiem, olbrzymimi żółtymi ślepiami i pięknym błyszczącym futerkiem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dzi ękuję Jagna za Twoje słowa. Bardzo dziękuję. Tak bardzo potrzebuję teraz ukojenia i pocieszenia :cry: W czwartek wieczorem przeczytałam o Twoim kotku, a w piątek rano opłakiwałam juz mojego.

Napisałam, że sie nie nadaję ... zwariowałam z powodu mojego kotka. Codziennie czkałam na powrót, nie spałam jak nie wróciła, wstawałam w nocy i zaglądałam na taras,temat kota przewijał się często(moi bliscy już byli zmęczeni). I tak przez dwa lata-obłęd :roll:

Wiem, że kotek to byłoby ukojenie. Mąz, chociaż też b. lubu kotki, nie chce się zgodzić. Ja już nie miałabym siły przechodzic przez to samo. Tłumaczę sobie, że zwierzęta odchodzą i mój koteczek też mógły kiedyś nie wrócić do domu. mam nadzieję, że ból minie.....

Jeszcze raz dziękuję...........

 

Ania

 

Rozumiem Cię. Nasza kotka wychodziła co wieczór i wracała rano. Pewnego ranka nie wróciła. Nie panikowałam, może przyjdzie później. Wieczorem wołałam, ale nie przyszła. Następnego dnia rano zauważyłam coś czarnego w trawie po drugiej stronie drogi (to dróżka prowadząca przez pola tylko do naszego domu). Poszłam sprawdzić, kiedy dzieci nie widziały. To była nasza kicia. Nie żyła. Nie przyglądałam się dokładnie, nie było widać żadnych śladów, ran, krwi. Dopiero wieczorem, kiedy dzieci spały wysłałam tam męża. Też nie zauważył przyczyny jej śmierci. Do tej pory nie wiem, co się stało. Ona biedna usiłowała wrócić do domu, szukała naszej pomocy. Nie doszła... Nie umiałam tego powiedzieć dzieciom. Do tej pory myślą, że ona gdzieś sobie poszła i żyje. Opłakałam kicie, kiedy nie widziały.

 

Musiało minąć kilka miesięcy zanim w domu pojawiła się kolejna kotka, a potem następna. Od wiosny do jesieni całe noce spędzają na polu. Nie umiałabym ich zamknąć i pilnować (zresztą to by było niemożliwe do wykonania). Wiem, że może im się coś stać. Nie potrafię ocenić, czy one wolałyby żyć dłużej i bezpiecznie w domu, czy ryzykować życiem podczas nocnych eskapad, gdyby umiały się nad tym zastanowić. Wychodzą, kiedy chcą.

 

Myślę, że i u Ciebie pojawi się prędzej czy później kot. Może nie będzie to przemyślana decyzja, że już nadszedł czas. Pewnie przypałęta się jakaś kocia bida i poprosi o pomoc, pełną miseczkę, ciepły kąt, kawałek serca i dłoń miziającą po futerku. A wtedy nie będzie ważne, czy ładny, czy mądry, czy podobny do poprzedniczki. Zostanie...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witaj Agduś

 

Też smutna historia :cry:

 

Ja myślę, że naszej kotce niewytrzymało serduszko. Widziałam jak siedzi na stercie drewna a pies skacze koło niej. Nie wydaje mi się, że skoczyła prosto w jego paszczę.Nagle zobaczyłam, że nie ma już psa, a po chwili widziałam jak trąca ja nosem.Nie była pogryziona, poszarpana :roll:

Mój kotek chyba wolał chodzić niz szedzieć w domu-siedział tylko zimą.Nie potrafiłby zamkna kota w domu(nasza miała do dyspozycji strych i piwnicę)

 

Ja też myślę, że jak pojawi sie jakiś bidulek to nie wygonię go...

 

Ma tez nadzieję, że ból minie i będę mogła normalnie żyć, jeść,spać i przestanę już płakać........

 

Bardzo dziękuę za pomoc :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mój Maciuś miał 17 lat (pochowałam go w zełszym roku w listopadzie). Piękny czarnobiały kotek z ogromnym sercem i typowym kocim charakterem. Pomimo, że mam jeszcze dwa owaczarki niemieckie - to on rządził w domu. Oczywiście skakał po szafkach, łaził po blacie, ostrzył pazury na dywanie, obgryzał kwiaty, spał w łóżku (albo z psami pod drzwiami).

Kochałam go jak członka rodziny, całowałam, pieściłam, kupowałam smakołyki, zabierałam na wakacje. On odwajemniał tą miłość, wszystko rozumiał, wyczuwał moje nastroje, zawsze wiedział kiedy się przytulić lub "zrobić byczka". Jak było mi okropnie źle - wtulał się do mnie mocno i mruczał, i mruczał, i mruczał. Nieprawdą jest, że koty są wredne i śmierdzą. Koty to indywidualiści o wyjątkowej zmysłowości. Zawsze też dbają o swoją higienę.

 

Bardzo mi Jego brakuje a ból po śmierci wcale nie przechodzi. Serce krwawi tym bardziej, że musiałam podjąć najbardziej okrutną decyzję w swoim życiu - zadecydować o eutanazji. Maciuś miał niewydolność nerek (+dramatyczny poziom mocznika i keratyniny we krwi). Nic nie mógł jeść, naokrągło wymiotował (nawet po zastrzykach oslonowych i hamujących odruch wymiotny). Kroplówki przez tydzień 2x dziennie. Bardzo cierpiał, w trakcie choroby momentalnie stracił wzrok, zaczęły się jakieś paraliże. Nie był już ratunku....

 

Dziś wiem jedno. Warto był przeżyć kocią miłość, pomimo tego bólu i cierpienia niż nie przeżyć jej wcale.

Kocia miłość jest wielka, czysta i prawdziwa bez względu na wszystko!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

Jezeli boisz sie drapania, musisz sie przelamac.! Przedewszystkim kot- wiadomo ze bedzie wszedzie doglądał, to jest jego natura. Drapanie- z czasem kot sie osowi, to kwestia wlasnie czasu. Jezeli chodzi o twoje psy, nie mam pojecia, nie wiem jak reaguja na inne zwierzeta, jezeli sa to starsze suczki nie powinny byc agresywne gdyż mialam 13 latnia suczke i dwa koty- nie wchodzily sobie w droge. :))

 

Podsumowując: nie ma sie czego bac o drapanie, raczej przemyslalabym sytuacje z psami- zalezy to tylko od ich charakteru. :))

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej!

 

daszaA - myślę, że jeśli byłaś w stanie zaakceptować różne "naganne" zachowania psów, to przeżyjesz i z kotem :)

 

szczerze Ci polecam adopcję dorosłego zwierzaka z forum.miau. Sama po odejściu mojej ukochanej kocicy zaadoptowałam następnego zwierzaka z tego forum. Wybraliśmy dorosłą kotkę - dzięki temu wiedzieliśmy, jaki będzie charakter zwierzaka - wolontariuszki z forum opisują je uczciwie. No i ominęły nas atrakcje typu wspinanie się po firankach oraz koszty sterylizacji.

 

Musisz się tylko "wliczyć w koszty" kocie zwyczaje (jak wskakiwanie na stół) i jakieś zniszczenia mienia (u nas to podrapane drzwi, niestety). Jeśli Ci się trafi ideał, to odetchniesz z ulgą, a jeśli normalny "niszczyciel", to będzie Ci się łatwiej pogodzić ze stratami :)

 

Nie wiem jednak, jak to będzie z psami, szczególnie jeśli nie są przyzwyczajone do kotów...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja tez polecam miau z calego serca. Adoptowanie kota z domu tymczasowego (DT) ma duza przewage nad schronem, bo bierze sie kota "przetestowanego", przebadanego itd. Zanim wzielam kota wiedzialam o nim czy wskakuje na firanki, czy ostrzy pazury na meblach, czy zjada kwiatki itd. No i polecam koty dorosle jesli sie ma takie watpliwosci.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tez się wypowiem, a co. Kotów u mnie mieszka sześć. Było pięć, kiedy przybył pies. Rasy akita, więc niełatwy w kontaktach. Kot alfa ustawił mojego suka do pionu, szybko nauczyla się, że do kota nie podchodzi się z przodu. Teraz sie tolerują, czasem nawet razem śpią. Suka była już dorosła, kiedy syn przytargał kociaka z krzaków. Bidne to było i chore, ale sie wylizał i DAJE NAM POPALIĆ. 5 kotów przez 5 lat nie narobiło mi tyle szkód ile ten cholernik przez 5 miesięcy. Po kastracji niewiele się zmieniło, śmiga po meblach, drapie meble, niszczy kwiatki, atakuje inne koty, ZAPRZYJAŹNIŁ się z suką (!!!), a jak się potrafi przytulać! Nie muszę dodawać, że jest moim ulubieńcem, bo to przecież oczywiste, prawda? I tak na poważnie, każdy kot ma inny charakter, jak się ktoś boi, niech weźmie kota z fundacji np. Bezpieczna Przystań, tam wiadomo z grubsza jaki dany kot ma charakter i coś można dobrać. Do 2 psów nie brałabym chodzącej łagodności, bo się bedzie stresować. Z kolei bardziej zadziorny kot - patrz wyżej. Twoja decyzja, ale jest ryzyko, kot nie maskotka, oddać z powrotem niedobrze. A, w w/w fundacji koty mają kontakt z psami, też istotne. Szefowa P. Ania bardzo KONKRETNA.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...