Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Pół-udomowiona kotka chce na dwór


Jagna

Recommended Posts

Zwracam się do kociarzy. Od ponad miesiąca jest u mnie kotka przygarnięta ze śniegu. Widywaliśmy ją od dawna i w końcu udało się ją złapać. Ma mniej więcej pół roku i trzy dni temu była wysterylizowana. Na początku zupełnie dzika, teraz daje się głaskać (ale jeszcze sama nie przychodzi), ma apetyt, pięknie korzysta z kuwety i jest bardzo radosna. Bawi się jak na kociego podlotka przystało, szczególne szaleństwa odbywają się w towarzystwie naszego, półtorarocznego kocura, którego uwielbia. Mam też dwa grzeczne psy, z którymi żyje w zgodzie. Ale od pewnego czasu zauważyła, że całe towarzystwo regularnie wychodzi na spacery i zaczęło ją to bardzo interesować. Po ich wyjściu patrzy za nimi przez drzwi tarasowe i miauczy. Nie trzeba mi tego tłumaczyć - też by chciała iść z nimi. Ale tak jak w przypadku tej trójki mam pewność, że zaraz wrócą, tak nie wiem co mam zrobić z nią. Wypuścić?

W tej chwili jeszcze chodzi w kubraczku po sterylizacji, który zdejmujemy za tydzień. Ale co potem? Zaryzykować? Wróci? W domu dobrze wie gdzie jest jej miseczka z wodą i jedzeniem. Ma swoje ulubione miejsca, sypia na fotelach i kanape (ale jak się boi to chowa się pod kominkiem). Co radzicie? Pozwolić jej wyjść? To, że da sobie radę na zewnątrz to raczej wiem, dawała sobie radę jako maleństwo, ale chodzi mi o to czy wróci z innymi zwierzakami do domu. Może przetrzymać ją jeszcze?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

na pewno do końca rekonwalescencji żadnego wychodzenia na dwór.

Posiadając koty wychodzące nigdy nie ma pewności, że wrócą. Niestety koty nie wracają, a przyczyny są najczęściej tragiczne. Koty na puszorek i długą linkę aby miały teren ogrodu do dyspozycji, a za płot nie muszą wychodzić bo do szczęścia i to nie jest potrzebne.

Szkoda by było gdyby kicia wróciła do tego świata z którego została odratowana. Kot niestety nie ma świadomości i działa instynktownie, nie wie, że czeka go jedzenie po śmietnikach, zimne noce, upalne dni bez kropli wody, psy, samochody i niestety ludzie. Gdyby wiedział to co my pewnie wybrałby kanapę, głaszczącego człowieka i michę suchego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ja bym wypuściła, skoro Twoje wcześniejsze towarzystwo (zwłaszcza kot) wychodzi, najlepiej żeby wypuścić ją właśnie z kotem i na początku zostawić uchylone drzwi, jeśli to możliwe obserwować dokąd idzie, koty nie są takie że lecą przed siebie na łeb na szyję, są świetnymi obserwatorami i bardzo po woli rozpoznają teren obwąchując każdy centymetr kwadratowy "nowego"(obserwowaliście to pewnie po przyniesieniu nowego kota do domu, też tak się zachowuje), na początku kot nie odejdzie dalej niż kilkadziesiąt centymetrów od drzwi i ucieknie w ich kierunku w razie jakiegokolwiek nieznanego dźwięku ( stąd prośba o zostawienie uchylonych drzwi aby mógł bezpiecznie się schować) i czas pierwszych wyjść kot sobie sam skróci do kilku minut, kotka zna możliwość przebywania na zewnątrz i nie uda Ci się w dłuższej perspektywie utrzymać jej w domu ( wyjątek bym zrobiła tylko mieszkając przy ruchliwej ulicy), poza tym kotka będzie uczyła się zachowań od Waszego wychodzącego kota, ( w domu też pewnie naśladuje jego zachowania ) :D ,

rozpisałam się, ale od 1 grudnia oswajam tak taj TY kolejnego kociaka (tym razem rudzielec :lol: ) więc jakoś tak na świeżo....

koty na prawdę nie są takie głupie jak niektórzy sądzą :o :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wychodzenie tylko w towarzystwie Twoim oczywiście. Na razie na szeleczkach żeby Ci gdzie nie smyrgła a potem jak już pozna teren to może hasać z pozostałymi zwierzami :D jednak proponuję by zawsze ktoś był na dworze i nie żadne filowanie przez okno.

Nie jestem zwolenniczką puszczania kotów samopas, nawet jeśli nie pójdzie za płot to może się jakiś pies z zewnątrz na teren dostać. Koty to bardzo ciekawskie istoty więc prędzej czy później za ten płot się będzie chciała wybrać.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo dziękuję za odpowiedzi.

Agip - na szczęście u nas okolica jest przyjazna dla kotów, bo do najbliższej jezdni jest około pół kilometra a dookoła domu jak okiem sięgnąć pola i działki. Jest bardzo cicho i rzadko kiedy przejeżdża samochód lub ktoś na rowerze (wiem, że mój kocur wtedy ucieka, bo na szczęście boi się samochodów i obcych, mimo, że od urodzenia był z ludźmi i jest oswojony). Martwi mnie właśnie to o czym piszesz, że ona nie myśli po ludzku i nie kojarzy, że w domu jest bezpieczna (niestety wobec nas zachowuje się nadal z dużą rezerwą, gdzie sprawę pogorszyło wsadzanie do klatki w celu wizyt u weta :evil:) a tam będzie jej źle.

Poza tym, w nawiązaniu do tego co pisze Marta, ta kotka świetnie zna okoliczny teren, bo stąd została odłowiona. Pierwszy raz widzieliśmy ją jako malutkie kocie, kiedy chyłkiem przemykała po działce czy tarasie. Tak więc ona w tej okolicy się wychowała i dla niej to nie będzie nowe, tylko właśnie stare i znajome. Dlatego się martwię, bo w przypadku "przeprowadzonego" kota wiem czego się spodziewać (jest dokładnie tak jak Martuś piszesz) a tu jestem głupia :-?

Też liczę na to, że już zaobserwowała wyjścia i POWROTY pozostałych zwierzaków i teraz naśladując będzie trzymała się Amoka (kot) i razem z nim wróci. I wiem, że nie będzie szansy utrzymać jej w domu na siłę, bo już niebawem, w co trudno teraz uwierzyć, drzwi tarasowe będą stale otwarte.

Dobry znak jest taki, że ona nie jest totalnie owładnięta chęcią wyjścia. Wczoraj wypuszczałam wieczorem całe towarzystwo a ona leżała na fotelu i się myła, kompletnie nie zainteresowana. Jak wraca kocur, to ona podchodzi do drzwi, ale po to, żeby się z nim przywitać i w pląsach leci za nim do kuchni. W zasadzie to ona podchodzi do drzwi tylko wtedy jak widzi, że reszta zwierzów wychodzi. Wtedy gapi się za nimi i jęczy. Ale już po chwili idzie się bawić albo spać.

Tak więc po prostu zastanawiam się, czy pozwolić jej wyjść już teraz, jak już oczywiście zdejmiemy szwy po sterylce, czy pilnować aż nie zrobi się zupełnie ciepło i liczyć na to, że kolejne tygodnie pozwolą jej zapomnieć jak to było TAM.

Rozpisujcie się, rozpisujcie. Jak widać ja inaczej to bym nawet nie umiała :lol: Marta, a skąd jest Twój rudzielec?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O. Byłam tak zajęta smarowaniem, że nie zauważyłam kolejnych odpowiedzi :D

Zazdrośnica - tak jak napisałam. Dla niej to nie jest obcy teren, nie musi go poznawać. Zna pewnie wszystkie zakamarki mojej działki o niebo lepiej niż ja 8)

ANNNJA - wiem, że nie utrzymam. Jak chcą to pójdą. Mój od niedawna nieżyjący, dwunastoletni kocur nie oddalał się poza taras. Jego przyszywany brat bliźniak - też był pół-persem a szalał po całej okolicy i odszedł po prostu (?) na raka.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ja teraz stoję przy wyzwaniem___ adopcja Nowego kota i jego oswajania w domu - zanim wypuszczę na dwór, mam zamiar trzymać min. 2tyg. a potem to zależy jak mocno będzie sie rwał do wyjścia,

ale...mam juz 2kocurków i każdy inny, ale ten drugi - NOWY po zobaczeniu pare razy jak wychodzi zadomowiony kot to już robi tak samo jak Twój, leci do drzwi i miauka że chce wyjść= jest u nas dopiero 3tyg. ale juz puszczam go razem z moim wcześniejszym, spokojna okolica i kot bardzo przestraszony, zalękniony, nie oddala się od domu, jego wyjścia to obejście 3razy wkoło domu,

pierwsze wyjścia był na szelkach i ja z nim, potem chodził sam ale ja za nim, na każde wołanie przybiegał, teraz wychodzą już samodzielnie, ale pilnuje żeby po kilku minutach wołać małego do domu, aby nie był za długo sam i nie przyszła mu myśl o wycieczce gdzieś dalej...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ANNNJA - no to jedziemy na tym samym wózku. Z tą tylko różnicą, że ta moja małpa jest w o wiele lepszej komitywie nawet z psami (obwąchiwanie pysków i te sprawy) niż z nami, ludźmi. Tak jak w pierwszym okresie oswajania doszłyśmy obie do stanu gdzie mnie się prawie nie bała, dawała się głaskać, nawet brać na ręce i wyraźnie to lubiła, tak teraz po dwukrotnej wizycie u weta na badanie a parę dni później na sterylkę, cofnęła się w tym zaufaniu do mnie i przeważnie wieje na mój widok :-? Z drugiej strony jest bardzo zazdrosna i jak widzi, że głaszczę drugiego kota lub psa, to też chce być pogłaskana, ale bardzo ostrożnie. Tak więc moja obecność z nią na spacerze może tylko pogorszyć sprawę. A już na pewno, jak sądzę, nie przyjdzie na wołanie. Prędzej ucieknie przede mną.... ale oby do domu :roll:

No i ona jest u nas pięć tygodni. Dla młodego kota to chyba sporo.

Pocieszam się myślą, że nawet jeśli (odpukać!) wybierze dzikie życie, to nie będzie narażona na bezustanne ciąże i chowanie kolejnych pokoleń bezdomnych kotów.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 tyg. to szmat czasu do przyzwaczajeń kota, ale u Ciebie fakt....- dałaś jej popalić klatkami no i zna swoje podwórko,

ale jak zgłodnieje to przyjdzie do domu!! ale samo sobie dobrze odpowiedziałaś, poczekać pare dni aż nie będzie minusowych temperatur i wtedy wypuszczać z resztą zwierzyńca....

 

mój klatki też nie lubi- ostatnio musiałam po 2tyg. zabrać do wet, bo mi się nie podobało to co widziałam,...miałam obawy czy aby napewno to kastrata zaadoptowałam, ale nie zmieniło się jego nastawienie w domu, poza tym że jak widzi rewetes to czuje że jakaś podróż no i ucieka... i nie przychodzi na wołanie!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 grudnia, zima,ciemno jak w ..., wieczorny spacer z kundlami (skąd inąd znajdy przygarnięte 2 lata temu, najukochańsze pod słońcem) :p po polach, kundle luzem, ale są trochę szkolone :o więc spoko, kiedy jest ciemno nie odchodzą daleko, pilnują nas żebyśmy się nie zgubili :lol: nagle Sonia (mieszaniec malamuta) odbiega i za chwilę zaczyna szczekać :o (po raz pierwszy chyba, na spacerze szczeka, normalnie jest zainteresowana wszelkimi zapachami i nie dziamga), zaniepokojeni biegniemy w kierunku jej głosu, na szczęście mamy latarkę i naszym oczom ukazują się wielkie oczy w malutkim ciele, machające w obronie własnej łapkami przeciwko szczekającemu potworowi :o (Soni) wzięłam toto w czapkę męża , zmieścił się cały,

był w dodatku cały mokry, z wyjątkiem łebka( jak by skąpał się w pobliskim stawie) i biegiem do domu, myślałam że jako "dzikus" będzie się wyrywał i drapał, ale gdzie tam, zamiast tego całą drogę miałam murmurando :o , zanim psy skończyły spacer stworzonko było wykąpane (strasznie śmierdział bagnem :-? ) i nakarmione siedziało w przygotowanym naprędce z ręczników miski posłaniu. Stworzonko okazało się pięknym rudym kocurem ~3 miesięcznym tylko strasznie chudym, po prostu nic nie ważył :cry: teraz jest największym rozrabiakiem w domu, żyje w wielkiej komitywie z naszą kotką i psami którym zawdzięcza życie (pewnie taki mokry nie dożyłby rana)

dla mnie w tym wszystkim najbardziej niezwykłym jest udział Soni, na początku myśleśmy że po prostu chciała go pogonić, za co zresztą nieźle od razu jej się oberwała reprymenda, ale po późniejszych obserwacjach jej zachowań( chodziła za nim krok w krok, próbowała mu matkować i pilnować jeśli chciał się gdzieś oddalić w domu) względem kota zweryfikowaliśmy poglądy :o i twierdzę teraz że ona nas po prostu wołała i uratowała mu życie, gdyby chciała zjadła by go na "dwa kęsy",

więc....???

teraz Ginger (takie dostał imię względem wyglądu :D ) jest pełnoprawnym członkiem naszego stada :lol: i jako jedyny kot potrafi spać w psiej budzie bez konsekwencji :lol: (pozostałe dwa nie próbują :lol: ),

a wracając do tematu to nasza kotka była przygarnięta w podobnej sytuacji jak Twoja, została jeszcze zabrana do bloku na parę miesięcy i wróciła razem z nami na stare śmieci , muszę Ci powiedzieć że poznała otoczenie i mimo moich obaw i pilnowania bardzo szybko "przypomniała sobie" stare podwórko,

a co do powrotu ze spaceru ja bym się tak nie martwiła, wróci, gdzie jej będzie lepiej :D ,

sory za przydługawy wywód, ale ja o swojej "arce Noego" mogę długo.... :oops:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...sory za przydługawy wywód, ale ja o swojej "arce Noego" mogę długo.... :oops:

No właśnie. I dlatego ja też nie odpisywałam od razu, bo nie chciałam na odwal się, a mam tendencję do długaśnych postów (szczególnie tych o zwierzakach), więc bałam się, że coś mi przerwie w połowie i kicha.... :lol:

Cudna historia :p Tak, jestem przekonana, że Sonia "znalazła sobie" kota. I całe szczęście! Ta bida by pewnie długo nie przetrwała. To zdumiewające jak zwierzęta budują swoje relacje. Bardzo się martwiłam tym jak moja kotka przyzwyczai się do psów. JA wiem, że one są posłuszne i w domu tolerują wszystko co im pod nos podstawię. Ale sam proces łapania odbywał się z ich aktywnym udziałem - syn usłyszał jak ujadają, wyjrzał i zobaczył jak szaleją przy opuszczonej budzie. Kot siedział wciśnięty pod budą a psy próbowały się do niego dokopać. Syn przegonił psy i dorwał kocinę, która wyskoczyła i nieudolnie próbowała skakać w głębokim śniegu. Pomyślałam sobie, że to koniec. Do nas się przyzwyczai, ale psów nie będzie tolerowała nigdy, bo będzie pamiętała jak chciały ją zjeść. I co? Jest dokładnie na odwrót: Frędzla zaczepia do zabawy, oblizują sobie mordy a z Tulcią jest sympatyczne obwąchiwanie pysków i zachwyt jej (Tuli) merdającym, puszystym ogonem jako zabawką... Relacje z nami są na dużo gorszej stopie... :roll:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ponieważ założyłam ten wątek, więc czuję się w obowiązku (bardzo przyjemny obowiązek) złożyć relację. Kocica ma brzuszek po sterylce wygojony, kubrak zdjęty a dzisiaj piękny dzień na spacery. Jej kolega kocur podszedł do drzwi tarasowych, więc ona też. Otworzyłam drzwi, ale kocur się zrezygnował z wyjścia (to nie jego pora), natomiast kotka wystawiła łeb... powąchałą powietrze... i wycofała się http://www.freesmileys.org/smileys/smiley-shocked006.gif

Potem podeszła jeszcze raz, ale zaszczekał pies...Uciekła do domu. Teraz drzwi są cały czas otwarte, kocica łazi po domu, bawi się, je... ma w nosie wyjście.... Będzie dobrze?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Martuś - dziękuję. Też myślę, że to nie chodzi tyle o mój urok osobisty ile o tę MICHĘ. Laska miała fatalne dzieciństwo. Stanowiła smutny widok, kiedy w największe mrozy taka malizna siedziała przycupnięta na pompce od oczyszczalni, która była choć troszkę cieplejsza od śniegu. Teraz ma ciepły fotel, pełną miskę jedzenia i spokojny sen.

Dzisiaj miała wyjątkowy humor. Chyba przestał zupełnie boleć brzuszek po sterylce, wyspała się i wariowała jak dzika. A jak otwierałam drzwi, żeby wypuścić psy, to podeszła, powąchała powietrze i w szalonych podskokach uciekła :lol:

Dziękuję w jej imieniu za komplementy. Miała być tricolorką, ale coś nie wyszło :-?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

I kolejny update, niestety niezbyt pozytywny. Kocica zaczęła coraz częściej interesować się wyjściem, ale tylko wtedy jak było ciemno na zewnątrz. Potem zaczęła wychodzić (również jak było ciemno) na moment na taras i zaraz wracała. W zeszłym tygodniu wyszła poza taras. Zawołałam ją i po chwili wróciła. Następnego dnia wyszła i nie było jej ok. pół godziny. Na wołanie wróciła. W sobotę wyszła późnym wieczorem (razem ze wszystkimi zwierzakami) i wróciła po dobie, około północy. Pomyślałam, że dobra nasza, wie gdzie mieszka i będzie wracać, nie ma się co martwić, ale na wszelki wypadek nie pozwalałam jej wychodzić przez dwa dni. Do wtorku, kiedy ruszyła do wyjścia razem z innymi. Nie wróciła do dzisiaj. Właśnie zaczęła się trzecia doba jej nieobecności... :( Zaczynam wątpić czy wróci. Widocznie jednak bezpieczniej czuje się "u siebie" czyli na wolności, gdzie nikt nie próbuje jej głaskać, nikt nie używa głośnego odkurzacza, nie dzwoni domofonem... Jedzenia na polach ma w bród, okolica jest bardzo spokojna, dobrze jej znana...

Szkoda. Właśnie zaczynała się ze mną co rano witać, ocierając prawie o nogi. Coraz częściej dawała się pogłaskać, nawet mojemu synowi, którego zawsze bała się najbardziej. Pytałam panią weterynarz czy jest szansa, że oswoi się zupełnie. Powiedziała, że raczej już na zawsze zostanie trochę dzika. I została. Pewnie gdyby trafiła do niewychodzącego domu, miałaby większe szanse się udomowić.

Jej miseczka i kuweta czekają.

P.S. Umówiliśmy się z Bębniarzem, że jeśli przez następny tydzień nie pojawi się ani razu, to adoptujemy nowego kociaka. Ale tym razem malucha, wychowanego przez ludzi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

spokojnie, poczekajcie jeszcze trochę, teraz jest sprzyjający czas dla niej na zewnątrz , tak jak piszesz więc jej nieobecność może trwać kilka dni,

ale powinna "kręcić" się w pobliżu waszego domu, nieobecność kota na wsi, nawet domowego, kilkudniowa nie jest niczym nadzwyczajnym,

może się jednak okazać, że wybrała wolność, ale do końca lata/jesieni , a wróci dopiero na przeczekanie najtrudniejszego dal dzikich kotów okresu,

bądźcie dobrej myśli.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...