Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Spó?niony dziennik Czupurka


Recommended Posts

Rok 2005

10 czerwca

podjazdy - gdy, emocje już opadną......

Po kilku telefonach i wczorajszej osobistej wizycie w hurtowni, dzisiaj spełni się moje trywialne marzenie i przybędzie szanowna pani kostka.

Według zapewnień hurtowni, powinnam spodziewać się dostawy koło południa. Na tą okazję ściągnęłam mężowi, majstrów do pomocy przy wyładunku. Chłopy czekają....

Godz. 9.00 - informacja z hurtowni, że trwa załadunek.

Godz. 12.30 - dzwoni mąż, ze transportu nie widać.

Godz. 12.45 - hurtownik twierdzi, że wyjechali o 11.00 i lada moment będą (notabene 2 godz. ładowali 4 palety?!).

Ponadto, w tym miejscu okazało się, że ta kostka jedzie ze szczecina, od producenta który nie chciał obniżyć mi ceny. :o

Godz. 14.00 - moje chłopy się denerwują, kostki ni widu, ni słychu.

Hurtownia twierdzi, że jadą. Dla świętego spokoju dostaję telefon do producenta, który również potwierdza wyjazd. Uprzejmie daje mi jednak telefon do kierowcy, który mówi, że jest już w pobliżu i za pół godziny najdalej będzie. uff...

Godz. 15.00 - telefon z domu, że nikt nie przyjechał.

Ja, telefonuję ponownie do kierowcy, który coś tam tłumaczy, że zajechał najpierw do hurtowni, potem kontrolna służby celnej, etc...

Godz. 15.30 - dojechała szanowna kostka!

Godz. 15.40 - telefon z domu. Mąż twierdzi, że kierowca żąda zapłaty 150,00 zł za transport.

Jakie 150,00 zł! Nie były ustalane żadne opłaty!

Godz.15.45 - dzwonię do hurtowni z informacją o żądaniu kierowcy i zastrzeżeniem, że niczego nie zapłacę bo, nie było w umowie.

Hurtownik coś mętnie tłumaczy i staje na tym, że kierowca ma zajechać do niego, a my nic nie płacimy.

..... Godz. 16.00 - cicho i spokojnie, kostka stoi przed domem, nie widać, że chwilę temu, było tu tak gorąco....

 

11 czerwca

ogrodnictwo - musiałam, naprawdę, musiałam kupić te rośliny. :wink: Tawułki zostały wykopane, przystrzyżone i wyniesione w cień (może odżyją), a ich miejsce zajęły: jałowce grey pearl i golden corpet. oraz najśliczniejszy - świerk b. maigold - według zapewnień producenta - roślinki bez problemu powinny dać sobie radę na słońcu.

 

13 czerwca

Wydarzenie na miarę uroczystości państwowej - moje majstry, podjęły wreszcie jedyną, słuszną decyzję i opuściły swoje dotychczasowe lokum, czyli mój garaż. Fakt, nie przeprowadzili się zbyt daleko, bo na przeciwko do sąsiada, ale najważniejsze, że opuścili moją posesję, a do dalszych prac będą ewentualnie przychodzić jak... majstry, a nie domownicy. :wink:

 

Ufff, można odetchnąć i wykrzyczeć hurrrra, nareszcie sami. :p

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...
  • Odpowiedzi 88
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Rok 2005

22 czerwca

podjazdy - the end. Niniejszym donoszę, że prace z ułożeniem kostki betonowej ukończone. Teraz do chatki wchodzi się kulturnie. :p

Z tej okazji zdjęliśmy przegrody i nasze pieseczki mogą już latać dookoła domku. Owczarek jest wręcz zachwycony tą perspektywą i to tak bardzo, że zdążył w pierwszych minutach tej wolności wykopać w świeżo nasypanym, wyrównanym, piaseczku dziurę metr na metr, zasypując jednocześnie dopiero co zamiecioną kostkę.

 

Zrobienie wejścia i wjazdu kosztowało nas ogółem 3,27k: krawężniki 30mb i kostka 48m2 - 1,75k (w tym, w wyniku niezbyt ścisłych obliczeń zostało mam nie wykorzystane 4m2), piasek 0,45k, cement 0,27k, robocizna 0,80zł.

 

 

Teraz wypadałoby wziąść się za posianie jakiejś trawki i roślinek od frontu, bo jak narazie to, rosną bujne chwasty.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Rok 2005

24 czerwca

ogrodnictwo cd - podjęliśmy nierówną walkę z uporządkowaniem terenu od frontu. Jak wszędzie glina, ił, gruz, no i chwasty na 1,5m -po prostu masakra.

Mam nadzieję, że do siewu trawy (sierpień) się wyrobimy.

Żebyście widzieli te korzenie, które wyciągałam łapkami - wielkości dorodnej marchewki - ale mój pies je bardzo lubi :p

 

No i pierwsza roślinka z przodu już posadzona (nie mogłam przecież czekać do sierpnia :lol:) - kupiłam młodziutką jodłę koreańską - będzie miała super niebieskie, duże szyszki, rosnące do góry.

 

02 lipca

ogrodnictwo - małżonkowi już się znudziło lanie trawy i roślin z węża (2 godz zabrane z życiorysu), więc zakupiliśmy zraszacz (fajny, duży i wielofuncyjny). Fakt, podlewanie trwa nieco dłużej, ale teraz to nie boli. No i w razie upałów zawsze można pod tym zraszaczem troszku postać. :lol:

 

Wkopaliśmy również parę nowych roślinek (mam nadzieję, że to, koniec roślin na ten sezon :p ):

- berberys red chief - w okolice skalniaka (jako przyszłe tło fontanny)

- parę skalniaków

- a z przodu - wierzbę hakuro - prezent imieninowy małżonka.

 

Jeszcze musimy uporać się z glebą od frontu, zasiać tą trawę i raczej koniec ogrodnictwa na ten rok. :wink:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rok 2005

05 lipca

ogrodnictwo - na umówione od Didi (mojej guru ogrodniczej :wink: ) hasło:

- ciąć żarnowce

dokonałam tegoż procederu, modląc się jednocześnie żeby im nie zaszkodziło, bo mistrzem nożyczek to ja nie jestem. :lol:

 

Ponadto, podczas wieczornego spaceru z psami nazbierałam reklamówkę szyszek i próbnie wysypałam pod jedno z drzewek (na więcej nie starczyło). Efekt jest ciekawy. Wygląda o niebo lepiej niż wysypana kora, którą zwiewa i która dość szybko się degraduje. Zobaczymy tylko jak upływ czasu działa na te szyszeczki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rok 2005

06 lipca

długo się zastanawiałam..., ale jednak, niech będzie KU PAMIĘCI (przestrodze?)...

 

Rozprawa pt:

"Negatywny wpływ pozytywnych czynników zewnętrznych na wybrane jednostki ludzkie przybyłe z obszarów nieatrakcyjnych ekonomicznie na tereny rozwojowe"

 

(...) a powiadają, że ludzie się nie zmieniają....

Po transformacji ustrojowej, na terenach naszego województwa, w aglomeracjach wiejskich i małomiasteczkowych, poziom życia mieszkańców uległ gwałtownemu obniżeniu, głównie z powodu likwidacji wielu miejsc pracy i zubożeniu większej części naszego społeczeństwa. Nastąpiła naturalna migracja tej ludności do większych i prężniejszych ośrodków, w poszukiwaniu „lepszego jutra”.

Poddana obserwacji grupa osób z branży budowlanej, lat temu około pięciu, została zatrudniona przez inwestora indywidualnego do postawienia budynku mieszkalnego na obrzeżach miasta, z którego to, zadania wywiązała się medalowo i w terminie. Dodatkową zaletą była również cena za wykonaną usługę: niższa niż stawki stosowane przez ekipy miejscowe. Jednym słowem same plusy.

Dzięki powyższemu, omawiana grupa została polecona następnemu inwestorowi, który z kolei rekomendował ekipę, tym razem piszącej te słowa.

I tak, lat pięć, Panowie budowlańcy, bez konieczności opuszczania terenów, na które przybyli, pracowali w ruchu ciągłym, zapewniając sobie i rodzinom byt godziwy.

Autorka niniejszej rozprawy, jako osoba otwarta i wdzięczna, niejednokrotnie, acz sporadycznie, nagradzała po dobrze wykonanej pracy ekipę, pod postacią drobnych, niskoprocentowych napojów alkoholowych, w myśl zasady: „dobrze pracują, należy się dowód uznania”.

Przed zbliżającym się końcem zatrudniania rzeczonej grup przez autorkę, ta ostania zauważyła u zatrudnionych nieregularne występowanie niepokojących symptomów w sferze socjalno-psychicznej. Ekipa niby pracowała jak wcześniej, ale co jakiś czas wysyłała w postaci werbalnej i niewerbalnej sygnały nasycenia pracą i ciągłych niedoborów finansowych.

Pisząca te słowa, nie mająca przygotowania zawodowego ani z zakresu psychologii, ani ze stosunków społecznych, zbagatelizowała zaistniały problem, tym bardziej, że zakres zlecanych do wykonania prac ekipie dobiegł końca i nastąpiło rozstanie na czas dłuższy.

Autorka, z uwagi na utrzymujące się zapotrzebowanie rynku na niedrogie i zaufane ekipy budowlane, poleciła omawianą grupę dalej.

Jakie było jej zdziwienie gdy, dowiedziała się od kolejnego inwestora, iż budowlańcy Ci twierdzą, że każdy (?) inwestor kupował im niskoprocentowe napoje alkoholowe, jednocześnie twierdząc przy tym, że 8 półlitrowych opakowań dziennie tegoż napoju to, w końcu nie taka duża ilość, jak na możliwości zatrudniającego. Ponadto, stwierdzili, że normalną praktyką jest zaliczkowanie umówionej ceny, na poczet przyszłego wykonania prac.

Jedyną reakcją piszącej na takie rewelacje było zdziwienie, szok, zaskoczenie. Po przeprowadzeniu głębokiej, kompleksowej analizy przedmiotowej ekipy, nasuwa się jedynie słuszny, już nienaukowo przedstawiony, wniosek: Panowie się przez te lata rozpuścili, obrośli w piórka, mówiąc delikatnie i krótko ZAPOMNIELI GDZIE ICH MIEJSCE I JAKA ROLA.

Reasumując, nastąpił (…)"Negatywny wpływ pozytywnych czynników zewnętrznych na wybrane jednostki ludzkie przybyłe z obszarów nieatrakcyjnych ekonomicznie na tereny rozwojowe"

 

A autorka?, cóż już nikogo, nikomu polecać nie będzie.

THE END

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rok 2005

bez daty

żyjątka - czyli co mieszka w moim ogrodzie

Mam ślimaki, takie z domkami, ale w ilości znośnej. Jednak poczytałam, że są szkodnikami i jedzą liście, więc jak tylko któregoś spotkam, lądują za płotem na niezagospodarowanym w tej chwili kawałku łąki, a niektóre kończą swój szczęśliwy żywot pod nożem kosiarki (blee :-? ).

Są i dżdżownice (chyba), które spotykam tylko przy okazji wkopywania kolejnych roślinek, więc generalnie mają spokój.

Natomiast, w czerwcu tego roku odkryłam rzecz makabryczną. W moim ogródku mam mrówki, takie małe, czarne, żyjące w ziemi. Po stosownej lekturze, jako człowiek czynu, postanowiłam zawalczyć, a mogłam wpierw spokojnie pomyśleć. :wink:

- pierwszy sposób był ekologiczny - kilka litrów wrzątku. Efekt - mrówki lokalnie utopione, reszta przeniosła się w inne miejsce. Mnie została ugotowana w tym miejscu trawa. :-?

- drugi chemiczny - kupiłam mrówkofon. Ale z powodu ciągłych opadów, nie mogłam od razu zastosować. Przy okazji czekania na suszę odkryłam, że miejsc mrówkowych jest więcej i ...

dopiero wtedy przemyślałam sprawę .....

... i doszłam do wniosku, że niech sobie te mrówy żyją. W końcu to ja jestem na ich terenie, no i chciałam być ponoć bliżej natury. A dopóki nie mieszkają ze mną, jest ok.

 

Generalnie już i tak można odczuć naszą ingerencję w lokalny ekosystem. :cry: W zeszłym roku, latem, zachwycałam się koncertami jakie dają świersze.

W tym roku odkryłam ... ciszę. :cry: Dlaczego? Wtedy były na naszej działce wysokie trawy, więc świerszcze szalały. W tym roku założyliśmy trawnik i.... nie ma świerszczy. :cry:

Na pocieszenie dodam, że narazie z dwóch stron za ogrodzeniem są chaszcze - dzięki temu tam rezydują świerszcze i jeszcze grają, ale jak powstaną nowe domy ........ pewnie zalegnie kompletna cisza ..... :cry:

 

....Mrówką daję spokój....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rok 2005

11 lipiec

ogrodnictwo - melduję, że małżek się przyłożył i dzisiaj zakończyliśmy wstępne prace ogrodnicze od frontu. Teren wyrównany, trawka posiana, pełna kultura. :p

Coby tylko ta trawa wzeszła! Połówka mówi, że wzejdzie i będzie picabello bo, nawet nawóz i substrat torfowy rozsypaliśmy, czego we właściwym ogrodzie nie stosowaliśmy, a i tak wyrosło. :lol:

 

No ale zawsze coś po drodze musi się skichać. :evil: Przystąpiliśmy do wymiany oleju w kosiarce (wg instrukcji pierwsza wymiana po 5 godz). Nie wspomnę, że klucza nie było w komplecie i trochę trwało zanim odpowiedni dobraliśmy i że nie mogliśmy znaleźć spustu (taka czytelna instrukcja :x ).

Jak już uporaliśmy się z narzędziami, korek został odkręcony, olej spuszczony i..... przy zakręcaniu...., nie wiem za czyją sprawką: moją czy małżonka (bo robiliśmy wspólnie), w drobny mak rozsypał się spust. :evil:

Kosiarka pojechała do serwisu. Całe szczęście naprawią. Pytanie tylko na czyj koszt? Jak dla mnie był to, wadliwy stop metalu, ale czy oni podciągną to, pod naprawę gwarancyjną? Facet w serwisie mówił, że pierwszy raz widzi takie uszkodzenie i stwierdził, że za dużo pary w rękach miałam :wink:

I na tym chyba skończę prace w tym sezonie letnim. Na dalsze, brak obecnie kasy :cry: . Cóż niedługo urlop, będę odpoczywać i patrzeć jak roślinność wschodzi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month później...

Rok 2005

16 lipiec

ogrodnictwo (bo co może być innego) - trawka od frontu rośnie radośnie. :p No, w jednym miejscu to, raczej nic z niej nie będzie bo, moje psiury co rusz wykopują jamę. :cry: Pal licho, potem coś się wymyśli.

Dokonałam już chyba ostatnich (naprawdę ostatnich :wink:) zakupów w tym sezonie. Do ziemi poszły dwa kolejne jałowce płożące.

 

26 lipiec

Nastał czas wypoczynku urlopowego. A ściślej miał nastać. niestety za sprawą psa (chociaż czy to, jego wina?), już pierwszego dnia urlopu łups... i poszłam na zwolnienie bo, mi się palec w prawej ręce złamał. No sam się nie złamał. Pies połamał mi thuje, więc ja wściekła zrobiłam zamach żeby strzelić psinę. Nie trafiłam, a ręka wylądowała na płocie.

I tym sposobem bumelka, będzie trwała ponad 5 tygodni, a ja tylko leżaczek, browarek i pokazywanie co jest do zrobienia. :p :lol:

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rok 2005

31 sierpnia

P R O L O G

Zwolnienie i urlop dobiegł końca. W tym czasie doszłam do wniosku, że... również czas kończyć mój "Spóźniony dziennik".

 

Dokładnie po roku od naszego zamieszkania (bez 2 dni) 16-go sierpnia a.d. 2005 r. odebrałam z Nadzoru Budowlanego, długo pożądane i oczekiwane ZAŚWIADCZENIE o braku sprzeciwku do zawiadomienia o ZAKOŃCZENIA BUDOWY. :p :p :p :p :p :p :p :p :p :p :p :p :p :p

 

Wreszcie mogliśmy się zameldować i odtąd spać legalnie, spokojnie. :p

 

Z perspektywy - nikomu (jak nie musi!) nie polecam przeprowadzki do niewykończonej chałupy. Prawie pół roku mieszkaliśmy w pyle, hałasie, wśród wiecznie kręcących się robotników, wciąż coś malujących, przykręcających, etc. To się mocno kłóci z funkcją spokojnego mieszkania. :-?

Na szczęście mam już za sobą najbardziej brudne prace wykończeniowe.

Do zrobienia zostało jeszcze parę rzeczy, ale niestety z braku większych funduszy, będą robione w miarę możliwości, być może przez kilka następnych lat.....

 

Reasumując, okres budowy był (jak dla mnie) całkiem ciekawym kawałkiem czasu. Wszystko na najwyższych obrotach, godzenie pracy, rodziny, budowy... Ciągłe załatwianie, bieganie, targowanie. Lubię tego rodzaju "młyn". :wink:

A radość z możliwości mieszkania "pod swoim kawałkiem nieba", satysfakcja, że czegoś się dokonało "tymi ręcami", przeoogromna.

Jeszcze dopóki będzie coś do zrobienia, to pewnie skoczy tu i ówdzie adrenalinka, a potem...., potem przyjdzie pora na celebrowanie spokojnego życia "na trawce". :p

 

 

Pozdrawiam i trzymam kciuki za wszystkich obecnych i przyszłych budowniczych

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...