Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Z kostki domek robi romek


romanek11

Recommended Posts

Jestem "blokowcem". Nie blokersem, a zwykłym blokowcem. Całe życie, dziecięce i to poważne, spędziłem w bloku. Czasem to był mały bloczek, czasem całkiem spory blok w mojej, kilkunastotysięcznej miejscowości. Tak wychowany, nigdy ale to przenigdy nie chciałem do domku. Tym bardziej nie wchodziła w grę wieś. Tym "jeszcze bardziej" nie mogła to być "kostka" na wsi koło niewielkiego miasta. Tfu! Co to za paskudny pomysł musiał by być... I się stał!

 

Po kolei: po wielu - czyli kilku - latach dałem się namówić na poszukanie większego mieszkania w najbliższej okolicy. Przerodziło się to w poszukiwanie domku w naszym mieście. Okazało się to zadaniem nie do wykonania. Ograniczone - choć nie tak skromne - środki finansowe plus totalny marazm na rynku nieruchomości plus oczekiwania żony, że z domku będzie można rankiem wyjść na taras i w sposób nieskrępowany spożyć kawusię w niekoniecznie kompletnym i wyjściowym stroju... - te i inne warunki "wyrzuciły" nas z naszymi poszukiwaniami poza miasto.

 

Zaczęliśmy szukać coraz dalej.

 

Nawet się nie obejrzałem jak zostałem poszukiwaczem wiejskiego domku.

 

Pozostało kilka warunków do spełnienia przez oferty:

- prosta komunikacja z miejscowością, w której pracujemy;

- możliwość dojazdu do miasta rowerem - liczy się i odległość i możliwość skorzystania ze ścieżki rowerowej;

- media - i to różne, czyli kanalizacja (szambo to dla mnie szambo), gaz (bo nie zawsze starcza zdrowia by dygać z węglem), telefon (jeszcze czasem kabelek się przydaje);

- odpowiednio duża, a za razem nie szalenie wielka działka ( tak około 1000 m2 jest O.K.);

- stan budynku - do zamieszkania jak się ktoś uprze.

 

Sprawdzenie wielu ofert kosztowało nas sporo czasu i zdrowia.

Często oferta w prasie lub w internecie miała z rzeczywistością tyle wspólnego, co nic. Dużym problemem było też to, że my jak wielu normalnych, przeciętnych ludzi nie zna się na ocenie stanu nieruchomości. Taka nieznajomość skutkuje tak wielkimi niepokojami podczas oględzin nieruchomości, a jeszcze większymi podczas podejmowania decyzji, że często takiej decyzji podjąć się nie da. Próby oparcia się na "fachowcach" to jednak też tragedia - o tym dalej, gdy dojdziemy do szczegółów transakcji. Więc pełni obaw ruszyliśmy na okoliczne wsie...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rajdowanie po okolicy też nie przynosi ulgi w postaci ciekawych ofert - jedne mają wadę oszustwa, a mianowicie mydlą nam oczy niezłym wykończeniem elewacji, gotowym dachem, kutymi balustradami balkonów... a jednocześnie wnętrze... no nie ma wnętrza, jest klepisko zamiast posadzki, wielka nicość zamiast stropu, nieotynkowane ściany i całkowity brak "rozprowadzenia" mediów wewnątrz budynku. Całości tragedii dopełnia brak kanalizacji i gazu.

 

Chwilę później natrafiamy na ciekawszą ofertę - podwójna działka (2 x 1500m2) i poniemieckie zabudowania. Wszystko wygląda ciekawie i zachęcająco tylko... za daleko od miasta. Do naszego miejsca pracy trzeba dojeżdżać i to koniecznie samochodem, przy naszym trybie pracy - dwoma samochodami, do tego zajęcia dzieciaków w innych porach niż nasza praca... Nie, to nie jest oferta dla nas.

 

Jeszcze kilka innych znalezisk o podobnych zaletach i dyskwalifikujących wadach doprowadza nas do zakupowej depresji. Już prawie decydujemy się na zakup większego mieszkania w bloku gdy... zaświtała mi myśl: jeden z domków oglądanych przez nas już kilka miesięcy temu spełniał niemal wszystkie nasze warunki z wyjątkiem jednego - był tak brzydki i tak źle zorganizowany, że wręcz uciekliśmy z niego błyskawicznie.

Teraz wymyśliłem, jak przebudować i przeorganizować ideę podziałów wnętrza tej chałupy, tak by dało się w niej żyć.

 

Musieliśmy udać się jeszcze raz na rozmowę z dziwacznym właścicielem domku...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ale o co chodzi? bloga piszesz, czy szukasz na forum porady? jeśli tak, to o co pytasz bo to nie wynika jakoś z Twojego elaboratu

 

hmm... nie wydaje mi się żebym zadawał do tej pory jakieś pytanie... nie szukam porady - na razie - może z czasem... kto wie? ale dzięki za zainteresowanie. W razie problemów odezwę się do Ciebie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja tam bym ruszył wszystkie ściany we wszystkich budynkach z epoki Gierka...buldożerem

 

No tak, ale niestety nie zawsze można sobie na to pozwolić... finansowo.Czasem trzeba się cieszyć tym co jest. Trochę można poruszać tymi ścianami, trochę pomyśleć jak mieszcząc się w już pobudowanych ścianach, stworzyć nową jakość - ja tak postanowiłem zrobić. Przynajmniej spróbować.... Więc próbuję.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam nadzieję, że teraz będzie już coś widać... :]

 

Więc tak to wyglądało...

http://images39.fotosik.pl/317/3431697f9e1e89cdm.jpg'[/img]

 

Na pierwszy rzut oka widać, że będzie tu sporo do zrobienia. Prawdę mówiąc, ten widok nas podłamał - niby mieścimy się "w budżecie" ale jakoś inaczej w myślach wyglądał "mały biały wiejski domek".

 

Zapraszam do środka:

http://images39.fotosik.pl/317/3431697f9e1e89cdm.jpg' alt='3431697f9e1e89cdm.jpg'>

 

A w środku "jak w pudełeczku"... niestety - dosłownie. Fakt, iż właścicielem był stolarz starej daty odcisnął swoje niebywałe piętno na tym, powiedzmy, wnętrzu. Będzie co zrywać i wyrzucać....

Edytowane przez romanek11
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przegląd pomieszczeń to prawdziwa przygoda. Tu i ówdzie natrafiamy na ciekawostki.

[/img]

 

Czasem trafiamy na takie oto dziwa - wężowisko, czy coś?!

[/img]

 

Drewniana, pudełkowa kuchnia z kolekcją zagrzybiałych zakątków i... za jednymi z typowych drzwi do pokoju znaleźliśmy plątaninę stalowych rur o grubości ludzkiej ręki. Z ledwością było pod nimi widać stary, staruteńki piec CO. To wszystko już jutro rozwalamy. Plan jest taki, że wraz z dwójką znajomych wpadamy jutro z rana i zaczynamy demolkę - myślę, że dwa, góra trzy dni wystarczą żeby pozbyć się tych desek i obrzydliwych kafelków. Oczyszczony plac boju pozwoli podjąć kilka następnych decyzji.

Edytowane przez romanek11
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Dzięki!

Na razie mam więcej pracy niż możliwości pisania - szkoda, miałem nadzieję na więcej wolego czasu, czasu na cieszenie się postępami w remoncie.

Może teraz jakoś się powolutku to ułoży...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Więc nacieramy... ze szwagrami, znajomymi i obcymi... jest co demolować - poprzedni właściciel, a jednocześnie budowniczy był bardzo przywiązany do wszystkiego co zbudował. Nie ma znaczenia czy to co zrobił jest dobre czy złe, wszystko tak jak zostało postawione ćwierć wieku temu, tak pozostało do dziś.

 

I dziś nadszedł kres tej epoki - ROZZZWALAMY!!!

 

[/img]

 

i ROZZZWALAMY!!!

 

[/img]

 

Wszystko dzieje się znacznie wolniej niż można by się spodziewać. Cała demolacja posiadłości trwa znacznie dłużej niż myślałem. Z planowanych 2-3 dni wyszedł tydzień. Każdego dnia mam plan na następny dzień i na to co zostało do zrobienia. Wychodzi na to, że "jutro" będzie już koniec rozwalania, a wtedy okazuje się, że nie. To jest związane i z tym, że z każdym uderzeniem młotka ukazują się nowe sprawy do załatwienie, i z tym, że co chwila pojawia się jakiś "grosz" nadający się do zainwestowania. Tam gdzie myśleliśmy tylko o malowaniu, teraz planujemy znacznie dalej idące kroki. Z wymiany części instalacji gazowej, wodnej i elektrycznej - teraz decydujemy się na to co może droższe ale też i najlepsze na dziś i na przyszłość - szalejemy na całego, a co?! Ale tak będzie lepiej. Wierzymy w to i wiemy to.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziś sukces niebywały! Wężowisko zostało poskromione - wielki, stary, żeliwny piec poooszedł... a nie było łatwo. Na szczęście znajomek stwierdził, że przyda mu się to-to i wraz ze swoją podręczną ekipą osiłków wpadł, sapnął, jęknął, stęknął i już go nie było. I mojego piecyka też. Sukces!

<!--url{0}-->[/img]</p><p> </p><p> Jest i refleksja, smutna jakaś taka: na demolkę miało być 2 góra 3 dni a tu... no szkoda gadać.</p><p> Więc nadal demolujemy, tu i ówdzie zaczynają się dalsze prace - jak na to patrzę to widzę dalsze demolowanie choć ponoć to już odbudowa. Tak przynajmniej twierdzą "fachowcy". </p><p> Choć jest plan i wiem jak to ma na końcu wyglądać to serce się kraje gdy widzę te metry albo i kilometry wyrytych bruzd pod przewody, rury i znów przewody. Niby wiem, że tak musi być ale ja za te ściany zapłaciłem, a "Oni" łojom czym popadnie po tych ściankach i posadzkach. </p><p> </p><p> Domek zaczyna odkrywać przed nami swoje równoległe, drugie, mroczne oblicze: pod częścią "wspaniałej" wszechobecnej boazerii nie ma tynków... a gdzie indziej są... a tu i ówdzie częściowo odpadają... będzie co robić. Jak wiadomo, remont jest robiony trochę z marszu. Oznacza to, że nie mieliśmy szansy zadziałać za pomocą jednej, dużej firmy. Robimy więc pochwyconymi firemkami. Skutek - jest ciężko zapewnić jeden, równy (najlepiej wysoki) standard wykonywania usług.</p><p> </p><p> Na koniec dnia miła rzecz - przybył godny następca "wyciętego" z wężowiska pieca.</p><p> <img src=[/img]

 

Vitodens 100W - będzie ciepło, ekonomicznie i kulturalnie... no kino i teatr w jednym :wiggle: ...mam nadzieję...

 

na dziś to już.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No tak... udało się "wyprowadzić" całe zbędne drewno z domu. Jest tego ze trzy przyczepy - trzeba znaleźć chętnego na to drewienko - sezonowane ćwierć wieku i pociągnięte lakierem jeszcze przed "Okrągłym Stołem" - jest o co powalczyć. Myślę, że może to się palić jak marzenie.

 

Zabraliśmy się też za usuwanie tego co na posadzce. Pan gospodarz zapodał na posadzkę wykwintne płytki z lastriko. No mniodzio... Z resztą, dał co chciał, ale czemu przykleił to na coś tak diabelsko trzymającego, że skuwamy to centymetr po centymetrze...?! Po całym zabiegu trwającym już w sumie drugi dzień nie było nawet komu zrobić fotki. Walą się ściany i tynki, wypada za próg posadzka i odpadający parkiet. Jest superrr.

 

W domku wygląda coraz gorzej. Zaczynamy wątpić czy to dobry kierunek. Oczywiście innego kierunku nie ma więc... idziemy dalej, a "zniszczenie" to nasze drugie imię.

 

Zauważyłem, że już kilka osób tu weszło... może cóś tam zaczytało... niektórzy zostawili ślad - to miłe. Dzięki i pozdrawiam utrudzonych w kurzu ;P

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam.

W domku zmiany. A jakże, na gorsze.

Elektryk z hydraulikiem dokonali dzieła zniszczenia. Obie firmy są jednymi z lepszych rzeczy jakie się nam trafiły. Gorzej jest z tzw. budowlańcami. Budowlańców mamy w dwóch grupach. Pierwsza, od początku z nami, to firemka znajomego. Chłopaki się starają ale jeszcze wiele nauki przed nimi. Cóż, z każdym dniem bardziej mi szkoda, że to mój dom ma być ich poligonem. Nie żałuję im nauki ale wolałbym mieć wszystko zrobione na tip-top. Chodzi mi o bardzo proste rzeczy – nasza przebudowa nie jest w żadnym razie „wykwintna”. Więc te nie wykwintne sprawy powinny być tym bardziej elegancko zrobione. Męczą już mnie powoli teksty, że jakoś tam to się później zrobi, albo że kogoś się tam ściągnie. Jakiś Jasiu ma przyjść zamurować niepotrzebne drzwi balkonowe. Jest tylko problem, bo trzeba się „wstrzelić” w termin gdy czcigodny Jasiu jest bez grosza. Wtedy, zgodnie z prawami gospodarki rynkowej, niejaki Jasiu nie posiada podaży biletów NBP i nie wzbudza w związku z tym popytu na napoje procentowe. W konsekwencji, jest on gotów wykonać pewne prace, na których poniekąd się zna.

Kręcącym z dezaprobatą głową przypominam, że nasze przebudowywanie zaczęło się trochę z Nienacka, a ograniczony czas i budżet (chyba w kolejności jednak odwrotnej) miota nas ku takim decyzjom.

Jak wspomniałem, mamy bardzo dobre doświadczenia z elektrykami i hydraulikami (choć łobuzy teraz demolują ściany mojego domku). Obie ekipy są już nam znane – nie tak dawno robiliśmy kapitalny remont mieszkania i obie ekipy tam pracowały ze znakomitym skutkiem – nabywca naszego mieszkanka może się cieszyć z bardzo dobrze wykonanych instalacji. Praca tych firm jest nam ulgą w troskach: zmiana przeznaczenia pomieszczeń wymagała przeprowadzenia kilku istotnych zmian w zakresie prowadzenia instalacji wodnej i gazowej… firma w dużej mierze odciążyła nas z trudów poszukiwania dróg rozwiązań problemów i od strony formalnej, i od strony organizacyjnej. Elektrycy zaproponowali kilka świetnych rozwiązań, pomogli w niełatwych kontaktach z zakładem energetycznym i już kolejny dzień na moje utyskiwania mówią, że będzie dobrze. To też ważne, żeby ktoś nakreślił pozytywny obraz przyszłości.

A! Jest jeszcze jedna mini-firma budowlańców. Jest ich dwóch do trzech ludków. Nigdy nie wiem ilu ich będzie jutro.

Nie wiem nawet ilu jest ich dziś.

Jakoś mnie to irytuje.

Jakoś to muszę rozwiązać, żeby mnie to już nie irytowało.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.



×
×
  • Dodaj nową pozycję...