Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Nasz mały kawałek świata - dziennik L. i A.


Recommended Posts

Zaczynam i ja :)

Najlepiej od początku, czyli od pewnego październikowego czwartku przed trzema laty, gdy mój ukochany mąż ni z gruszki, ni z pietruszki oświadczył mi radośnie: Kochanie, budujemy dom i w najbliższą środę stajemy do przetargu! Zdębiałam, bo nigdy nie rozmawialiśmy na temat domu, budowy... - oboje jesteśmy "blokowymi dziećmi", więc nawet bladego pojęcia nie mieliśmy o ziemi i budowaniu. Skinęłam głową jak bezwolna owca i tyle. :)

Postanowiliśmy, że wpłacimy wadium na 3 działki. Po niezwykłym zamieszaniu z pieniędzmi, w jakie wpakowały nas nasze ukochane banki, cudem zdążyliśmy wpłacić kasę w terminie.

Na przetarg wybraliśmy się jak cielęta, nie zasięgaliśmy wcześniej u nikogo języka i nie sprawdziliśmy niczego w urzędzie, bo NIE MIELIŚMY BLADEGO POJĘCIA, ŻE NALEŻY COKOLWIEK SPRAWDZIĆ! :) Jak łatwo się domyślić, strzeliliśmy sobie gola już na starcie, bo spośród trzech działek, na jakie wpłaciliśmy wadium postanowiliśmy wywalczyć sobie największą - narożną. Działunia ma nieregularny kształt i z dwóch jej stron biegną osiedlowe uliczki ( z jednej strony uliczka właśnie jest robiona, więc od tej strony będziemy mieszkać w mieście, a z drugiej strony jeszcze przez parę lat będzie wioska i wyboje).

Linia zabudowy, jaką wspaniałomyślnie wytyczyli twórcy miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, to 15 (!!!) metrów od każdej drogi. Żeby to jeszcze autostrada koło nas przebiegała, to ja rozumiem, ale takie małe uliczki i 15 metrów??? Do zabudowy przypadł nam trójkąt! Szlag mnie trafiał, gdy próbowaliśmy dobrać projekt - najpierw, spośród tych, które nam się najbardziej podobały, a potem już jakikolwiek i gdy za każdym razem jeden róg domu wystawał poza linię zabudowy, bo czworokąty w niewielkim trójkącie jakoś nie chciały nam się mieścić.

Efekt jest taki, że mamy projekt indywidualny, który roooobił się 1,5 roku, bo architekt - przesympatyczny zresztą - wziął sobie mocno do serca nasze nieopatrznie wypowiedziane kiedyś słowa, że nie spieszy nam się zbytnio. Nooo tooo się nie spieeeszył. :)

W tym czasie zdążyły nam się zdezaktualizować mapy geodezyjne i różne warunki techniczne, które zdążyliśmy załatwić w oczekiwaniu na projekt. Po co załatwiać coś raz, skoro można 2 i wtedy jest fajniej i weselej...?

 

I tak się to wszytko kręciło aż do dnia, gdy w czerwcu dostaliśmy PnB, potem tylko jeszcze chwila oczekiwania na uprawomocnienie i do roboty! Tadaaaam!!! :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 202
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Wkrótce potem załatwiłam wielką żółtą koparę, która zrobiła nam wieeeelki brązowy :) wykop - dziura jak w kopalni odkrywkowej w Bełchatowie - niestety zdjęcia, które zrobiłam latając dookoła nie oddają stanu faktycznego i wrażenia, jakie to robi.

Ludzie wokół kopią o wiele płytsze dziury pod swoje domy, a my mamy dom z piwnicą, więc stąd to dziursko, do tego hałdy piachu - też najwyższe wśród sąsiadów i w dodatku to wszystko wysoko, bo działka na lekkim wzgórku - czy już zawsze tak będzie, że u nas: głębiej, wyżej, więcej??? :) Nie mamy takich ambicji :)

http://foto2.m.onet.pl/_m/d22d74a888115021c25ae2ec9bc77a72,6,19,0.jpg

 

http://http://foto3.m.onet.pl/_m/3c5998927f8d0f04cdf548476734f257,6,19,0.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze arcyważna rzecz: HILTON - nasz nowy przyjaciel, z którego śmieją się moje grupy na forum.

Mamy na działce od wtorku szopę, której, PRZYSIĘGAM, nikt (!!!) nie przebije!. Geodeta, który robił nam pomiary zaoferował nam starą szopę, którą chciał spalić. Ucieszyliśmy się, bo nie mieliśmy nic dla robotników. Mój mąż pojechał na oględziny i powiedział, że ósmy cud świata to to nie jest, ale przecież nie o urodę baraku chodzi. No i we wtorek toto przyjechało. O matko! Na miejscu nawet mój mąż stwierdził, że to jednak porażka. Ta szopa ledwo się trzyma kupy. Z każdej strony ma kształt trapezu i w dodatku deski tak zniszczone, że cud, że to jeszcze stoi. Codziennie mamy na działce jakichś gości i KAŻDY kto tam przychodzi, to ma niezły ubaw. Najbardziej my się śmiejemy, ale tu śmichy chichy, a tak naprawdę, to ten barak jest największym obciachem, jaki sobie można wyobrazić. Chyba kłódka, która przy nim wisi ma większą wartość niż cała budowla. Nazwaliśmy ją (szopę) Hilton

http://foto1.m.onet.pl/_m/015f839d081d52b3b579339a356e0a3d,6,19,0.jpg

Edytowane przez Lidia_G.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks później...

Oooo matko! ale się porobiło - tak zaniedbać dzienniczek! Na tę straszną zbrodnię składają się następujące fakty:

1. budowa absorbuje - nawet, gdy jest się tylko inwestorem :),

2. gdy mieszka się nad jeziorami, to nagle latem mnóstwo osób stwierdza, że to wspaniale miejsce i nagle okazuje się, że tęsknią za nami tabuny ludzi, których nie widujemy cały boży rok,

3. ogrom pracy związanej z byciem szefem samemu sobie w branży mocno pulsującej latem

Bilans jest taki, że nie ma czasu na pisanie dziennika...

...że SIĘ nie pisze, to nie znaczy, że SIĘ nie dzieje... Dzieje się sporo, bo już 17. sierpnia, we wtorek będziemy mieć pierwszy strop - ten nad garażem i piwnicą. W tak zwanym "międzyczasie" zdążyliśmy prawie wyleźć z dziury w ziemi i mieliśmy już pierwszą przewałkę z materiałami, bo nie dojechała druga partia zamówionych bloczków fundamentowych - rzekomo "deszcz je zniszczył", a potem okazało się, że znalazł się klient, który potrzebował "na już" wielką partię towaru...no comment...

 

To tak w wieeelkim skrócie, bo sporo się wydarzyło, ale nie wiem czy byłoby to dla kogoś na tyle ekscytujące, żebym opisywała szczegóły... ha ha...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zdjęcia oczywiście będą, ale dziś zadziałało prawo Murphy'ego i właśnie gdy żona zamierzała nadrobić zaległości dziennikowe, to mąż akurat dziś (wrrr) musiał zostawić aparat w bagażniku auta na noc :).

Zdjęcia więc znajdą się na forum w "najbliższym czasie" - ileż dyplomacji w tym stwierdzeniu hi hi hi - nie na próżno chyba mój małż ciągle mi powtarza, że powinnam być dyplomatą w chińskiej ambasadzie...:)

 

Cóż jeszcze... może to, że zaraz gdy tylko została kupiona działka pod budowę, moja starsza córeczka (wtedy dwulatka) postanowiła, że jak tylko wybudujemy domek, to będziemy mieć psa, labradora i że on będzie wabił się Clifford (oglądacze mini-mini wiedzą o co biega:D).

Teraz preferencje zmieniła córeczkom mamusia, która stwierdziła, że lepiej kupić goldena, bo łagodniejszy podobno... Fakt faktem, że dzięki dzieciom tak się napaliłam na tego psa, że dom jeszcze w dziurze, a ja już dzwonię po hodowlach...; przynajmniej z rok powinnam poczekać... :)

Mąż chce psa, jak najbardziej, ale dopiero, gdy będzie dom i kawałek trawy wokół niego, a my - dziewczyny - już przebieramy nogami. Młodsza córa - Lenka - upewnia się systematycznie, "czszy panowie na pewno zadzwonią do nas gdy juszsz wybudujom domek i czszy my na pewno zdonżżymy kupić tego pieska?"...

Domku nasz - powstawaj więc jak najprędzej, bo my chcemy psa do kochania ;) - to już moje zaklęcie - oby się w świńskie g.... nie zamieniło, tylko szybko zmaterializowało...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz jeszcze słów kilka o kredycie...

Banki są strasznie dziwne, bo teoretycznie są problemy z kredytami i podobno ludzie zbyt dużo ich biorą. Jeśli jednak trafi się jeleń, który chce budować za gotówkę i brakuje mu tylko trochę, by zamknąć pewien etap budowy, to banki tego "trochę" nie chcą pożyczyć, bo chciałyby, żeby ten jeleń wziął duuuuużo, a nie trochę - ha! A jak już chcą to "trochę" dać, to na baaardzo niekorzystnych warunkach i za strasznie dużo. Porąbane to jak nie wiem co. Efekt jest taki, ze przez 2 dni mieliśmy zagwozdkę co robić: czy brać dużo na długo, czy brać trochę za dużo czy może nie brać wcale i nie robić dachu przed wiosną...?

Dziś pojechaliśmy jednak do naszego "ojca chrzestnego" budowy (czyli do zaprzyjaźnionego mocno z rodziną kierownika budowy - prawie-wujka) i robiliśmy wspólnie wyliczenia. Hurrrra!!!! Wyszło tak, że chyba wystarczy na dach i może jeszcze cosik zostanie!!! Okazało się, że szacunkowa kalkulacja zrobiona przez architekta jest dość mocno zawyżona i jest ogromna szansa, że dopniemy budowę przed zimą tak, jak to było planowane, czyli dach: deskowanie i papa! Nawet boję się cieszyć, ale tak naprawdę to mnie roznosi z radości, bo to chyba oznaczałoby, że nie będziemy mieć przestoju w budowie - no, poza tym zimowym, oczywiście...

Na dziś wystarczy, bo troszkę późno się zrobiło, a rano nawet zakamieniałe sowy u mnie wstają, jak 2 młode koguty pieją, że chcą śniadanko i bajkę na dzień dobry :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ha ha i nawet się udało powiększone zdjątko wstawić - ciekawe czy będę umiała powtórzyć następnym razem te wszystkie fiku-miku, które zrobiłam, żeby fota była większa niż poprzednie tu obecne :) ...

Przy najbliższej okazji sprawdzę...

 

Jeśli chodzi o aktualności z placu boju, to dziś mój ukochany monsz zamówił porotherm na ściany i byli na działce hydraulicy - kombinowali coś w kwestii wyprowadzenia rur z budynku i zwołali "konsylium" (dwóch majstrów +mój teść) w sprawie zaworu zwrotnego na kanalizie i jego usytuowania - dowiedziałam się, że będzie pod jakąś kratką w kotłowni...

 

Poza tym okazuje się, że piaseczek, którego wszędzie mamy pod dostatkiem, bo taki grunt nam przypadł, jest super i "very" jak mówi mój teściunio, ale nie w każdym przypadku, bo na przykład niezbyt wdzięczny to materiał do osadzenia uziemienia - trzeba będzie "głębiej zaprętować" - to w ichnim - majstrów slangu :) ;)

...Prętujta, prętujta, byleby mnie piorun nie strzelił przy pierwszej lepszej burzy w tej chałupie...!

CDN jak się wyśpię i obsłużę gości, których w sierpniu mam urodzaj - takie miejsce do mieszkania - jeziora wszyscy kochają zwłaszcza latem, a do tego i nas też przy okazji... :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

..aaa, dziś mieliśmy kinder-bal w małpim gaju, bo nasza młodsza córeczka została oficjalnie trzylatką i był to dla nas barrrdzo ważny dzień, toteż sprawy budowy troszkę dziś po macoszemu były traktowane ;D

jakąś fotkę z tego święta też niebawem wkleję razem z innymi zaległymi zdjęciami.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Aj, kusi mnie i stwierdziłam, że jednak dziś trochę zdjęć wkleję

Tak mieliśmy jeszcze niedawno, gdy zalali nam ławy:

http://foto0.m.onet.pl/_m/295fb9bab5dfa2f2d889ac0fe8a1c060,21,19,0.jpg

 

A tak inwestor - mój mąż znaczysie, kładł pierwszy bloczek pod swój własny, rodzony dom :)

http://foto0.m.onet.pl/_m/fbbbdc9310caa97195e050724218d3b4,21,19,0.jpg

 

a nasz naczelny bob budowniczy stał nad nim z dechą, która chyba miała być wykorzystana jako środek perswazji w przypadku, gdyby A. krzywo wmurował bloczek :)

 

http://foto0.m.onet.pl/_m/dccf94c9db3a6e14ba52c9e46c59f5cc,21,19,0.jpg

Edytowane przez Lidia_G.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

...niech się mury pną do góry... - jesteśmy coraz bliżej krawędzi dziury, co oznacza, że wkrótce wyleziemy z etapu "kreta" i znajdziemy się na powierzchni :)

http://foto3.m.onet.pl/_m/dbc7a19aafedd01da6312ad4dac06dbf,21,19,0.jpg

 

chłopaki ostro jadą - dosłownie i w przenośni ha ha

 

http://foto0.m.onet.pl/_m/9faaf7df478599029011644b219aed08,21,19,0.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a moje ciekawskie, wszędobylskie dzieci mają raj, bo tyyyyle tam jest do oglądania i zwiedzania - żeby jeszcze tylko starzy pozwolili się powspinać i pobawić w chowanego między bloczkami i narzędziami...ooo...:)

 

http://foto2.m.onet.pl/_m/aafda40deb4a2c7b9ea4c7ff322b7e46,21,19,0.jpg

 

a tu już wychodzimy na grunt z niepodpiwniczoną częścią domu

http://foto3.m.onet.pl/_m/677121af59fb092369bd2af86052879b,21,19,0.jpg

 

 

i to by było tyle na dziś :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hej, kochani, ktokolwiek to czyta :)

Dziś znowu nawrócona ze spuszczoną głowa postanawiam nadrobić kilka dni zaległości w pisaniu i fotografowaniu.

Zanim jednak napiszę cokolwiek o naszym rosnącym z dnia na dzień domu, to muszę napisać tu co nieco o pewnej kolacji :) , bo wciąż nie mogę się "zmieścić w sobie", jak mi się to przypomina.

Otóż lato nad jeziorami to piękna sprawa, a tym piękniejsza, gdy pogoda dopisuje tak jak w tym roku. Goście więc gości poganiają i jest wesoło, a czasem nawet nieco męcząco. Żeby zbyt męcząco nie było i żeby towarzystwo nie musiało gnieździć się w naszych 60 i kilku metrach na ostatnim piętrze w bloku, ile się tylko da, przebywamy na świeżym powietrzu. Zbawieniem po tułaczce w upalne dni jest dla nas ogródek u babci mojego męża (babcia mieszka dosłownie 100 m od nas w domku). Ponieważ to blisko naszego domu, w "gościowym" czasie robimy sobie wspólne wielkie kolacje w ogródku - wielkie z racji liczebności, bo bywa na nich, gdy są goście, nawet po kilkanaście osób. Każdy przynosi co ma lub robimy zaopatrzenie na bieżąco. Tak też było 3 dni temu - przyszli moi teściowie, dwóch szwagrów z "narybkiem", przyjechali moi rodzice i byli też znajomi - wszystko super, wesoła atmosfera, tylko żarełka trochę przymało, więc znajomy skoczył do pobliskiego marketu po zaopatrzenie. Przyniósł wszystko co trzeba i towarzystwo rzuciło się do robienia sobie kanapeczek, a zapowiadały się pyszniutko, tym bardziej, że na świeżym powietrzu wszystko smakuje podwójnie... :) Można by rzec: jedzą, piją, lulki palą..., teściowie i znajomi wcinają gorące bułeczki z aromatycznym pasztetem (bo lubią) i jest sielsko.. Siedzę sobie naprzeciwko znajomej i patrzę jak ona z tą bułą w buzi pochyla się tuż nad stolik i oczy jej się powiększają... dziamie i pochyla się znowu niżej i oczy ma już jak dwie pięciozłotówki i nagle zaczyna chichotać, przeżuwa i bezgłośnie śmieje się coraz bardziej, aż zaczynają jej się trząść ramiona... i tak sobie drga, a nikt na to nie zwraca uwagi. Pytam więc głośno z czego się tak śmieje i co się stało, a ona w milczeniu pokazuje na puszkę z pasztetem i drga dalej w konwulsjach... jedyne co po chwili jest w stanie z siebie wydusić to "k...wa!" i pokazuje palcem na puszkę. Teraz już wszyscy przestali jeść i patrzą na nią wyczekująco, a T. ryczy groźnym głosem do męża: k...wa, czym ty mnie jeszcze w życiu zaskoczysz???!!! Okazało się, że nasz znajomy kupił pyszny pasztecik, ale GOURMET - dla kotów!!! ;) ;) :) Po otwarciu pachniał apetycznie i wszyscy miłośnicy się na niego rzucili.

Idioci w markecie zamiast postawić toto na jakiejś osobnej szafie, umieścili żarcie dla kotów obok jedzenia dla ludzi. Nie chcę nawet myśleć ile starszych babek nacięło sie na to samo!

Ryczymy ze śmiechu do dzisiaj, a jak dzwonię do teściów, to zamiast "dzień dobry" miauczę i słyszę w słuchawce "spadaj" albo "a niech cię cholera!" :)

Mój mąż gdy zapytał mamusię czy zaobserwowała u siebie wzmożony apetyt na mleko usłyszał, żeby się pilnował, bo dla kotów sprzedają też gulasz i najbliższy obiad u niej w domu może być dla niego jedną wielką niewiadomą... :)

Edytowane przez Lidia_G.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A teraz mały fotoreportaż z placu boju :)

 

chwila relaksu - dobrze, że sa już jakieś mury dające cień w taki upał

http://foto2.m.onet.pl/_m/ea98ce872ee52492b83ca3c3872ae41e,10,19,0.jpg

 

sznurki wyznaczają nam pięknie poziom zero :)

http://foto0.m.onet.pl/_m/c1383cd0c84209fc6d12fd3d07f5b6ec,10,19,0.jpg

 

a tu widać zasypane fundamenty niepodpiwniczonej części budynku - wygląda na tym piasku jak chiński mur na zdjęciach satelitarnych - tylko chiński mur otacza zieleń, a nie pustynia, chyba, że... :)

http://foto0.m.onet.pl/_m/d06db98945ba6c9cac3095d358c66df8,10,19,0.jpg

 

słup w garażu - gdy to zobaczyłam, to zaczęłam w panice pytać męża: dlaczego będzie tekturowy, po jakiego diabła nam takie g... ? :)

http://foto1.m.onet.pl/_m/0038a823375c98751934566949cc069d,10,19,0.jpg

Edytowane przez Lidia_G.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ciepło, ciepluteńko... jeszcze mury muszą dogonić ocieplenie...

 

http://foto2.m.onet.pl/_m/fa702aa0c490235cbed7b93fcdfdcc46,10,19,0.jpg

 

 

a tu nasze bobki planują schody :)

http://foto0.m.onet.pl/_m/066ccd7ac66e6d8c1f01895d5b01a848,10,19,0.jpg

 

taniec na rurze to teraz bardzo modny sport, czyżby mój mąż w tajemnicy przede mną przygotowywał mi w garażu warsztat pracy...? :) :)

http://foto1.m.onet.pl/_m/1ba1b715112588323219219f3f9b7bdd,10,19,0.jpg

 

a tu już przedwczorajszy dzień - nadjechały nasze stropy

http://foto1.m.onet.pl/_m/86bf93e3a2c47ddc1ca7b414e8ec1a71,10,19,0.jpg

 

http://foto2.m.onet.pl/_m/5a3a290081efada8fc11699bd9d786fe,10,19,0.jpg

 

http://foto2.m.onet.pl/_m/86477f7a255b329cd8e48f0780ad3076,10,19,0.jpg

 

 

Jak widać na załączonym obrazku, chłopaki pracują w białych rękawiczkach... :) alll inclusive..:)

http://foto3.m.onet.pl/_m/19394d839f5b5c3d56922c2a54867e03,10,19,0.jpg

 

widok na dom-jeszcze-nie-dom od strony garażu

http://foto0.m.onet.pl/_m/b475e7054b78c2ed46d800f6e31f19d4,10,19,0.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak już te stropy "zaległy" na naszym domu, a raczej jego namiastce, to pojechałam na rekonesans. Obeszłam sobie wszystkie kąty i zakamarki i poczułam się fantastycznie! Po raz pierwszy odkąd mamy tę działkę, dotarło do mnie tak namacalnie, że to rośnie NASZ DOM, że niedługo będziemy w nim mieszkać, że każdy kącik jest nasz własny "rodzony" :). Teraz mieszkamy w sześciesięcioparometrowym mieszkaniu, które też jest nasze, ale nie czuję w nim tego, co poczułam w tym (póki co) bunkrze... może przez to, że w bloku za każdą ścianą są sąsiedzi, a tu sąsiad dopiero za płotem, a wokół domu na razie ugór, który kiedyś zamieni się w trawnik... - to naprawdę jest nasz mały kawałek świata - nazwałam tak ten dziennik "awansem", a poczułam to całą sobą dopiero teraz.... :)

 

Uff, nadgoniłam, jeszcze tylko napiszę jak ostatnio wyglądała rozmowa mojego męża z właścicielem hurtowni - rozmawiali o porothermie:

osoby: A. - mąż, W - właściciel hurt.

A.: panie W., zamówił pan dla nas bloczki ceramiczne?

W.: wysłałem faks

 

Aż się prosi by A. dodał: zjadłem śniadanie albo byłem w toalecie - to w końcu taka sama informacja jak "wysłałem faks" ;)

Dziś pan W. po kolejnym nagabywaniu wypluł z siebie informację, że porotherm będzie na 25. sierpnia... ;)

Edytowane przez Lidia_G.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ha ha ha, budujemy dom, sprawy załatwiamy obydwoje, ze wskazaniem póki co, na A., bo on w tych cegiełkach bardziej biegły jest. Częściej też lata na budowę, bo ja mam tysiąc innych spraw - klienci mi się żenią jedni i drudzy i jeszcze kolejni, więc latam i załatwiam im te śluby, atrakcje, winietki itd... :)

Jak już A. biega po placu budowy, to i fotki robi i skrzętnie mi je donosi, ale z kolei dziennika jeszcze nigdy nie dotknął, za wyjątkiem momentów, kiedy podczytuje.

Upomina mnie natomiast bezczelnie :) :) , że pora dzienniczek uzupełnić, bo mam zaległości...wrrr...

Dzisiaj pokazuję mu "nadrobione" dzieło, a on mi na to: my wstawiamy bardzo dużo zdjęć, prawda?

 

Tak, MY wstawiamy :)

 

Jak w tym kawale, gdzie chłop przywiózł wozem konnym węgiel do wsi położonej na szczycie stromej góry. Wjechał i wrzeszczy: węęęgiel przywioozłem!

Koń się odwraca do niego i mówi: tak, k.....wa! TY przywiozłeś!

:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...