Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Nasz mały kawałek świata - dziennik L. i A.


Recommended Posts

No, trochę się tu zakurzyła tablica :)

 

Psiulek albo psiulka zamówiony/a - teraz będziemy czekać. Nakupiłam książek i będę się nakręcać do zimy. :)

 

Teraz budowa:

najpierw małe sprostowanie: okna dachowe mamy owszem R7, ale dwuszybowe, a nie trzy, jak niedawno tu pisałam - pomerdało mi się coś...

Okienka w każdym razie już są - czekają na ekipę, która wchodzi w piątek na dach i robi ile sił w "rencach".

 

A'propos okien, to zamówiliśmy też pozostałe. Dziś podpisałam umowę, z którą były zawirowania, bo najpierw u tego dostawcy zamówiliśmy też okno tarasowe, a potem przed wpłatą zadatku zrezygnowaliśmy, bo zrobią nam przepiękną suwankę w innej fabryce.

Okna będą z PCV, kolor - orzech.

Suwaneczka będzie drewniana, w identycznym kolorze co okna (jeździłam z pożyczonym z salonu okien narożnikiem okna, żeby dobrać kolor! :D), będzie na płaskim progu i da się ja odsuwać jednym paluszkiem - poezja!

Mój mąż tak się zakochał tych drzwiach, że mało diabłu duszy nie sprzedał byle je mieć - no i se zamówił! Teraz ma swój dach i swoje okno tarasowe - reszta będzie po mojemu! :) - oczywiście konsultowana, ale z mniejszą dozą elastyczności z mojej strony :D

 

 

Teraz dalsze koleje losu z budową związane:

Dziś przyjechała pani Ania od ogrodów i zaprosiliśmy też naszego pana Jurka "Maliniaka", żeby ustalić wspólnie poziomy działki, wygląd murków przy wjeździe do garażu i ogrodzenie - poziomy, stopniowania itd, bo mamy spadek terenu i płot będzie musiał w jednym miejscu lekko się obniżyć.

Wszystko obgadane - projekty murków i miejsca na rośliny między nimi pani Ania ma nam zrobić do przyszłego tyg. Jak tylko dostanę wizualkę, to się pochwalę. Projekt ogrodu będzie podobno gotowy do połowy czerwca. Już nie mogę się doczekać.

 

No i to by było na tyle, bo przyplątała mi się jakaś angina i bardziej mnie dziś ciągnie do łóżka niż do kompa... :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 202
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Allelujah!

Dziś panowie zaczęli montować okna dachowe - założyli 3. Robotnicy zachwyceni, że tak prosto się je montuje. Myślałam, że wszystkie okna połaciowe zakłada się jednakowo, ale okazuje się, że podobno nie... Cieszę się, że zrobiliśmy dobrze nie tylko sobie, ale i panom murarzom. :)

Wygląda to super! Niestety widziałam tylko z zewnątrz, bo jak mąż z dziewczynkami poszli do środka to we mnie obudziła się śpiąca jeszcze zimowym snem hrabianka i stanęła okoniem przy wykopie na rury gazowe. Zaprotestowała dziarsko i nakazała mi powrót, coby sobie nóżek nie upiaszczyć! :) A stało się tak dlatego, że właśnie wracaliśmy z festynu dniomatko-dziecko-ojcowego i oważ hrabianka miała na sobie eleganckie sandałki z "brylantami", toteż chyba logiczne, że stópek skalać nie chciała, nie???

Nabzdyczona więc czekałam w aucie aż reszta rodziny powróci z obchodu - słyszałam tylko przez dziury na pozostałe okna okrzyki zachwytu dobiegające z wnętrza chałupy. Zazdrościłam, ale ta druga - bardziej szlachetna JA trwała uparcie przy swoim. Mało tego - podpowiadała mi, że tak właściwie to powinnam się na męża obrazić, że takie wyprawy urządza, gdy na kończynach mam brylanty! :D Cichych minut było 5, no może 10 i moje 2 żywioły poczuły się usatysfakcjonowane. Jutro zaś biorę jakieś ciapagi i lecę oglądać te okna - zobaczę więcej, bo jutro montażu ciąg dalszy. Może zdążą zrobić 5, to mielibyśmy już wszystkie 8 okienek...? Najbardziej ciekawi mnie jak będą wyglądały pokoje dziewczynek i nasza sypialnia, gdy już opadną dechy.

Jak nie zapomnę aparatu, to jutro popstrykam zdjęcia i wstawię do dziennika. Pochwalę się, a co! W końcu jak pisze Ola w komentarzach, jak są okna to już nie budowa tylko DOM :)

Hawk!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 4 weeks później...

Dzięki Bogu - zdążyłam z kolejnym postem przed upływem miesiąca od poprzedniego - bo nie pisać miesiąc to już byłaby doprawdy gruba przesada! :)

Cóż się od tego czasu wydarzyło? Ano trochę się działo. Okna dachowe mamy już wszystkie. Mamy już wymurowane z bloczków słupki ogrodzenia - nie pomyliła nam się kolejność, mimo, że ktoś mógłby tak pomyśleć. O kolejności napiszę dalej. Mamy jeszcze od wczoraj okna!!! Hurrra! http://emotikona.pl/gify/pic/08aborygen.gif

Okienka przyjechały z tygodniowym opóźnieniem, bo podobno tydzień temu nie dojechały na czas rolety do nich... :)

Brakuje nam jeszcze suwanki tarasowej, bo przyjedzie od innego producenta. To jeszcze nie wszystko w "kwestii okiennej" - musimy domówić jeszcze 2 okna weneckie, które będą po obydwu stronach drzwi wejściowych i... jeszcze jedno dodatkowe okno, które dziś postanowiliśmy wyciąć w ścianie. :)

Jakiś czas temu zastanawiałam się w dzienniczku (i w głowie też :D) czy nie zrobić jeszcze jednego okna w salonie. Powstrzymaliśmy się wtedy, ale temat wrócił dziś przy porannej kawie. Doszliśmy z A. do wniosku, że salon może okazać się jednak zbyt ciemny - lubimy światło. Dach tarasowy jeszcze zabierze trochę światła, jasne ściany niewiele chyba by pomogły, a takie okno zawsze można przysłonić roletą. Nasza ukochana ekipa "bobkowa" jeszcze nie wie jaką im w poniedziałek zafundujemy niespodziankę! :) Nigdy to jednak nie stanowiło dla nich problemu.

Cóż jeszcze się dzieje...? Przymierzamy się do zakładania ogrodu - pani Ania dzielnie przyjeżdża, mierzy, liczy i planuje. Murarze przymierzają się do murowania murków oporowych przy wjeździe do garażu.

Wiemy, że kolejność być może komuś wyda się śmieszna, ale chcemy, by nasi murarze zrobili co się da u nas i spokojnie odeszli sobie na inną budowę - nie chcemy trzymać ich w szachu do końca sezonu budowlanego, więc kolejność robót wyznacza "życie" :D

W naszym domu nie tylko my chcemy zamieszkać - mieliśmy już pierwszych lokatorów - zagnieździły się w naszej kuchni szczygiełki - pomiędzy nadprożem okna, a deską podtrzymującą stempel uwiła sobie mama szczygiełkowa gniazdo, a potem pojawiły się 4 szczyglątka. Mieliśmy niezłą frajdę. Ptaki awanturowały się, aż echo się po całej chałupie niosło. :) Cała rodzina i cała ekipa przeżywała ich jaśnie oświecona obecność w naszych skromnych progach - murarze skakali na paluszkach i nawet jak usuwali deskowanie z okien, to tak zrobili, żeby gniazda nie popsuć. Podglądaliśmy ptasią rodzinkę z drabiny, a wczoraj gdy A. chciał zrobić zdjęcia, to okazało się, że wyfrunęły. Mają niebywale dużo taktu, bo wyniosły się w samą porę - dokładnie w dniu, gdy miały przyjechać okna! :) To się nazywa wyczucie! Szkoda, że niektórym ludziom tego brakuje, cha cha cha...

 

Zdjęcia naszych poczynań na placu boju zaraz wkleję. Wcześniej jednak jeszcze napiszę o zaangażowaniu naszej (męża) babci.

Otóż babcia - osóbka w słusznym wieku lat 86, jak się okazuje też przeżywa naszą budowę. Dziś dopytywała mojego męża co tam się dzieje na działce. Wnusio (ukochany, bo pierworodny) opowiada, opowiada, mówi, że okna są i teraz można robić wnętrza, a babunia na to: a na podłogi, to co dacie? LENTEKS????

Wyliśmy ze śmiechu przez pół dnia, ale kiedyś to chyba był szczyt marzeń...

Jeszcze jedno z tej samej beczki: Teść ma remontować garaż u babci, planują roboty a babcia mówi "ale tych starych regałów, to nie wyrzucaj - będą dla Artura do piwnicy"

Z. na to, że tych regałów to już chyba nawet na złom nie będą chcieli przyjąć i że my sobie nowe sprawimy, a babcia mu na to, żeby tak nie gadał, bo na sam początek to wnusio na pewno chętnie weźmie! http://emotikona.pl/emotikony/pic/02icon_mryellow.gif

Kochana jest i jedyna w swoim rodzaju. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I jeszcze zapomniałam napisać, że mamy już dociągnięte do domu instalacje. Jeszcze tylko gaz, bo okazuje się, że papierologia w naszym kraju jest nie do pokonania - uwielbiam po 3 razy robić to samo wrrr! Warunki wykonania przyłącza gazowego sa ważne rok, więc właśnie w środę złożyłam kolejny (już 4.!) wniosek o wydanie warunków, których 3 egzemplarze mamy w teczce, ale ponieważ SIE przeterminowały, to chcąc podpisać umowę, musimy najpierw miesiąc poczekać, aż na jakaś pani zrobi "kopiuj-wklej" warunków, jakie mamy, przywali aktualną datę i raczy nam wydać kolejne.... Taka lajfa - jak mówi moje serdeczna koleżanka z NYC.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

Ależ się wkurzyłam - wyrąbałam tu dłuuuugachny post, wkleiłam zdjęcia i mnie wywaliło - oczywiście nic nie zostało zapamiętane! WRRRRRRRRRR!!!!!!!!!!

 

Jeszcze raz więc donoszę, że walę się w piersi i że taaakie wydłużenie czasu oczekiwania na moje foty nie było zamierzone.

Oto więc parę spóźnionych fotek:

 

 

Najpierw pokażę okna dachowe, bo jeszcze w roli głównej na forum nie występowały - są u nas już od dość dawna, ale nie chwaliłam się.

 

http://foto3.m.onet.pl/_m/30c38c2063fc96c72224a446100dde9f,10,19,0.jpg

Edytowane przez Lidia_G.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No! Więcej dzisiaj nie mam.

Za kilka dni przyjadą duże drzwi tarasowe i będą już murki oporowe przy wjeździe do garażu.

W wolnej chwili opiszę jeszcze wydarzenia ostatnich dni bo było i śmieszno i straszno.

 

Dziś jeszcze tylko się pochwalę, że niezły ze mnie negocjator - targowałam się z dwiema firmami o cenę klimatyzacji. Żonglując kwotami pomiędzy panami, zbiłam cenę z 9100 zł na 6400 zł. Zdaję sobie sprawę, że usługodawcy zawsze zawyżają ceny, żeby takie łośki jak ja miały potem satysfakcję, że coś ugrały, ale nie o to chodzi - zastanawia mnie jak wysoką marżę te firmy narzucają na produkt, że po obniżce prawie 3000 zł wciąż opłaca im się ta usługa....

 

Nara, dozo, papatki, czy jeszcze inne idiotyczne pożegnania - w każdym razie do następnego... :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż tam panowie słychać na budowie?

Ano słychać to, że wczoraj zrobiliśmy rajd po chacie z moim teściem i jednocześnie naczelnym elektrykiem oraz z panem od instalacji wszelakich, czyli od rurek wod-kan, od pieców, odkurzacza, podłogówki i nie wiem czy jest coś czego on nie instaluje :)

Z grubsza obgadaliśmy co i gdzie ma być, żeby pan wiedział jak prowadzić instalacje, a dokładnie będzie wiadomo, jak dostaniemy projekt kuchni i łazienek od zaprzyjaźnionej projektantki wnętrz. Wtedy będzie wiadomo co robimy dalej. Pan powiedział, że w kotłowni to będziemy mieć więcej zaworów niż w Moskwie rakiet. :D - on i nasz Maliniaczek ze swoimi tekstami = ból mięśni brzucha ze śmiechu przez cały następny dzień.

Jeśli chodzi o projekty kuchni i łazienek, to koleżanka zgodziła się nam pomóc ogarnąć parę dupereli, bo ja już zaczynam się gubić - chałupa jeszcze w powijakach, a tu trzeba zaplanować dokładnie każdy kontakcik i gniazdko, kolorystykę i cholera wie co jeszcze...!

W poniedziałek jedziemy na rajd po sklepach z kaflami do łazienek - ciekawe co z tego wyniknie - naprawdę jestem ciekawa, bo żadnej wizji jeszcze nie mam - liczę na fachowość dziewczyn. Ja miewam bowiem wizje na bieżąco, tzn, jeśli zajmujemy się murkami oporowymi, to ja sobie je wizualizuję w głowie i wiem jakie mają być, a ni diabła nie potrafię sobie wyobrazić jak ma wyglądać wnętrze z detalami, kiedy jeszcze nawet nie ma tynków - za szybko to jak dla mnie! :) Ja będę miała wizję - nawet tysiąc pincet sto dziewincet, ale dopiero jak przyjdzie etap urządzania... Póki co mam wizję jednej ściany - będzie śliczna :)

 

A'propos murków oporowych - dziś byliśmy na działce oglądać murki, co to je panowie świeżutko wybudowali. Będą piętrowe (stopniowane 50, 100, 150 i 200 cm wys.), a między nimi pasy ziemi, tak, żeby rośliny tworzyły kaskadę przy wjeździe do garażu - nie chcieliśmy wjeżdżać do garażu przez murowany tunel (garaż bowiem mamy w piwnicy domu).

Oprócz tego buduje się od razu śmietnik ze składzikiem na drewno do kominka - będą pod jednym dachem - jak zgram foty z aparatu, to wrzucę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz będzie i śmiesznie i strasznie.

2 tyg. temu nasz murarz ze swoją ekipą - dodam NASZ WSPANIAŁY NIEZAWODNY, ZAWSZE FAIR, WYCHWALANY PRZEZ NAS POD NIEBIOSA MURARZ!!! uporządkował teren na budowie i następnego dnia nie przyjechał. Kolejnego też nie. Ponieważ wiedzieliśmy, że on doskonale wie co ma jeszcze robić i kiedy, to w ogóle się tym nie przejęliśmy. W środku i tak nasza ekipa nie ma co robić, bo najpierw muszą pójść instalacje, a potem posadzki i tynki, więc nic nam tą przerwą nie zblokowali. Wiemy, że zaczynają też nową budowę, z naszym zresztą błogosławieństwem, bo przecież w tym zawodzie latem zarabia się na zimę.

Minął jednak tydzień i zaczął mijać drugi, kiedy stwierdziłam, że zadzwonię i dowiem się kiedy wrócą , trzeba było dokończyć murować ogrodzenie i wymurować murki oporowe, bo chcieliśmy nawieźć ziemi do ogrodu.

Dzwonię więc raz - nie odbiera, dzwonię drugi i czwarty i piątyv - NIC. Ok, może wylewają stropy, może siedzą gdzieś wysoko i nie słyszą telefomu...

Dzwonie następnego dnia i kolejnego i k.....a mać nic! Szlag mnie z lekka zaczął trafiać, ale wciąż jeszcze w miarę spokojnie....

Na trzeci dzień zaczęłam się zastanawiać czy może nie wydarzył się jakiś nieszczęśliwy wypadek... Potem jednak doszłam do wniosku, że Maliniak nie odbierał telefonów pierwszego dnia, a później pewnie wstydził się odebrać, żeby się nie tłumaczyć, że mnie olewał gdy dzwoniłam...

I tak bujałam się 4 dni. Zadzwoniłam więc na domowy. Odebrała córka, powiedziałam jej bardzo spokojnie, wręcz ze śmiechem, że traktujemy jej tatę jak rodzinę, ale coś nam się ta rodzina psuć zaczyna. Obiecała, że przekaże moją prośbę o kontakt, bo chodziło mi tylko o to, żeby podał termin kiedy wrócą na budowę, żebyśmy mogli rozplanować kolejne prace. Oczywiście Jureczek nie oddzwonił!

Następnego dnia to samo - próbowałam z różnych numerów i kodowałam swój i d... Uczucia miałam mieszane, z jednej strony cholera mnie brała, ale z drugiej jak wyobrażaliśmy sobie z Arturem jego minę jak dzwoni telefon i co on wtedy gada i jak się po głowie drapie (bo robi to zawsze jak jest zakłopotany), to turlaliśmy się ze śmiechu...

Zadzwoniłam znów na domowy, córka gdy tylko mnie usłyszała, to mówi: "I co, pani Lidio, nie oddzwonił....? My mu tu wczoraj z mamą urządziłyśmy pranie mózgu, to się speszył, warknął, że to jego sprawa i wyszedł" Warto dodać, że jego rodzina z jego opowiadań chyba nas dość dobrze zna i chyba lubi, bo jak miałam z dziewczynkami kiedyś podjechać, żeby coś podrzucić, to żona nawet ciasto upiekła dla dzieci :D

No i córka zaproponowała, żebym przyjechała wieczorem. To był czwartek. Powiedziałam, że do końca tyg. dam Jurusiowi spokój, bo mam ważny egzamin, a po weekendzie zjawię się na bank. Uknułyśmy plan, że najpierw do niej zadzwonię i ona mi powie czy tata jest w domu. :)

Nadszedł poniedziałek (ten, który właśnie minął) i ja po południu wybrałam się do naszego Maliniaka. Zadzwoniłam do córki, powiedziała, że on jest już w domu i że ona teraz wyjeżdża, ale mama o wszystkim wie. Powiedziała jeszcze, że słyszała jak się umawiał z pracownikami na wtorek na naszą budowę. :)

Przyjechałam, żona mi otworzyła, wchodzę sobie do pokoju, a nasz murarz rozwalony w fotelu ogląda TV. Siedział tyłem do wejścia, więc mnie nie widział jak wchodzę. Jak powiedziałam "dzień dobry panie Jurku" to skoczył do góry tak wysoko, że o mało się nie zabił :D

Jaki on był przerażony! Cha cha cha!!! Z tego strachu zaczął do mnie mówić per pani, chociaż już od dawna mówi po imieniu. :)

I w te pędy zaczyna plątać się w zeznaniach :jaki ja miałem kłopot, ooooo, żeby Pani wiedziała, pani Lidziu, jaki JA miałem kłopot, taki miałem kłopot, że szkoda gadać, o mówię pani JAKI ja miałem ten kłopot.... (słowa wielkimi literami mają oddać akcent, bo za każdym razem akcentowal inne słowo :D)" A żona na to "no jaki ty miałeś kłopot??? Guzik miałeś a nie kłopot, bo tylko wstyd nam przyniosłeś - jak tak można!?" A na to Maliniaczek "Ty się A. nie odzywaj, bo ty nawet nie wiesz JAKI ja miałem WIELKI kłopot!!!"

Ludzie, ja już w tym czasie prawie leżałam ze śmiechu - siedziałam na kanapie, słuchałam, patrzyłam mu w oczy i śmiałam się głośno! :) On myślał, że ja pojechałam mu dać opieprz, a ja się chciałam dowiedzieć kiedy ten fragles na budowę przyjedzie. On się bał chyba, że go wywalę i tak się tam biedny skręcał - a oczy krążyły mu na wszystkie strony i drapał się tak, że myślałam, że się własnymi pazurami oskalpuje, bo jak powtarzał sześciokrotnie, że miał ten kłopot, to widać było jak go właśnie próbuje na poczekaniu wymyślić - mam to obcykane, bo moja czteroletnia Lenka robi tak samo jak chce skłamać (tylko się nie drapie, ale dłubie w nosie i przewraca oczami :D)

No i Juruś lawiruje lawiruje, a ja mu na to jak już mogłam dojść do głosu, że ja wiem jaki on miał kłopot - zbystrzał i pyta naiwnie "taaaak?" ja mu na to, ę na pewno miał kłopot z telefonem - albo mu się popsuł, albo zasięgu nie było i zaczęłam się śmiać. On znowu puścił pazurki w ruch (biedna jego potargana :D) i zaczął plątać się w zeznaniach.

Koniec końców powiedziałam mu, że wiem, że się wstydził ze mną gadać... No i wtedy już mi na Ty zaczął walić znowu i mówi "Córcia, jak mnie było głupio, jak ja się wstydziłem, że tak długo mnie nie ma. Już dzisiaj chłopakom powiedziałem "Pierdolę, przyjeżdżam na budowę, nawet mogę tyłem iść, żeby im w oczy nie patrzeć, nic nie mówimy, tylko stajemy do roboty jakby nigdy nic!""

Ależ się ubawiłam słuchając tych jego wywodów!

Powiedziałam, że wiem, że jesteśmy fajnymi klientami, bo się nie czepiamy i płacimy na czas, że mają dużą swobodę i wszystko naprawdę się świetnie układa, więc, żeby tego nie psuł i następnym razem, gdy zamierza zejść z budowy, to niech nas uprzedzi i określi mniej więcej termin powrotu, a jak się coś obsuwa, to niech po prostu zadzwoni. Bił się w piersi prawie się krzyżem kładł tak obiecywał poprawę :)

Psu mało pęcherz nie pękł, bo żona nie ufając mężowi cały czas siedziała i przysłuchiwała się rozmowie - widocznie chciała do końca trzymać rękę na pulsie i mieć pewność, że Jurasek przyjedzie do nas na budowę. :)

Dopiero jak skończyliśmy, to biedna psina doczekała się spaceru...

Teraz tamta druga budowa przez miesiąc stoi, więc chłopaki śmigają u nas...

We wtorek raniutko już Juruś meldował się, że od 6.00 są na naszej działce. :)

Śmiesznie było, a strasznie z tym, że sporo nerwów się najadłam i w dodatku strachu czy przypadkiem nic złego się nie stało...

 

No, to by było na tyle - myślę, że statystyczną pulę kłopotów budowlanych mamy dzięki Maliniakowi za sobą, bo do tej pory dziwnie gładko to wszystko szło... :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks później...

http://foto3.m.onet.pl/_m/9e700197c38cb1f5a508d3e3639a811b,10,19,0.jpg

 

http://foto2.m.onet.pl/_m/3f6297a928149e5b167ae1719c4647aa,10,19,0.jpg

 

 

Z prawej strony już prawie gotowe murki - oczywiście w stanie surowym i jeszcze długo tak zostanie :), na wprost widoczny przygotowany do wylewki wjazd do garażu:

 

http://foto2.m.onet.pl/_m/aa914daf1e38fac3f7d982c03996f67e,10,19,0.jpg

 

 

 

Murki - na nich kaskadowo będą rosły rośliny - powstało coś na kształt betonowych donic - na każdym piętrze będzie zielono i ładnie :)

Z lewej strony widać łuk schodów.

 

http://foto3.m.onet.pl/_m/9de31719b99fc921f2a2b1f47ba06523,10,19,0.jpg

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wjazd przed wylaniem chudziaka:

 

http://foto0.m.onet.pl/_m/1b48490080393567c436b674d7cb3fc0,10,19,0.jpg

 

 

http://foto1.m.onet.pl/_m/4304f00ffef4f0a08f74f3b671f010cd,10,19,0.jpg

 

 

 

Wjazd "zachudziakowany" :D :

 

http://foto3.m.onet.pl/_m/e73730f1d651f00154e76a4a6af0fb87,10,19,0.jpg

 

 

http://foto1.m.onet.pl/_m/23bb4025744580fd00befad19e454aa1,10,19,0.jpg

 

Bardzo się cieszę, że spadek jest taki łagodny, bo ten garaż w piwnicy to dla mnie bardzo drażliwy temat :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mamy klimę - niestraszne nam upały :) Jeszcze nic ni ma, ale jest klima! :D

 

http://foto0.m.onet.pl/_m/35d3545b775507b682afe43a78808d8c,10,19,0.jpg

 

 

Z tą klimą to wcale nie taka różowa sprawa - jednostki zewnętrzne spaskudziły nam ścianę - całe szczęście, że to ściana trochę "schowana" - od strony sąsiada. Jak zobaczyłam jak to wygląda i jak się panowie do spółki z moim mężem porządzili, to mało mnie szlag na miejscu nie trafił!!! Mężowi się w domu dostało - ochrzaniłam chłopaka. Zapadła decyzja, że poprawiamy. Chodziło bowiem o to, że panowie wykonawcy robili jak im wygodnie, żeby nie łączyć rurek, a mój mężuś to zaakceptował. Efekt jest taki, że jednostki zewnętrzne zamiast na samym skraju ściany "zdobią" ją na samym środku - wyglądają jak dwa guzy na łbie!

http://foto0.m.onet.pl/_m/e298678660158e675309829551419770,10,19,0.jpg

 

Już uprzedziłam pana od klimy, że trzeba to poprawić - zgodził się, ale będzie to kosztowało 300 zeta. Nie zdziałam cudów, ale też przynajmniej zminimalizujemy trochę tę brzydotę. No cóż - chciało się mieć chłodno, to trzeba pogodzić się ze spaskudzoną ścianą. Pocieszam się, że nie na takich pałacach wiszą te straszydła- agregaty, a co dopiero na naszej chałupce... - nie ma biedy - najważniejsze, że będziemy mogli mieszkać na poddaszu również w upalne lato... :)

Edytowane przez Lidia_G.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...