Miesięcznik Murator ONLINE

Skocz do zawartości

Hierarchia wartości


alfa36

Recommended Posts

Od dwoch lat budujemy, teraz już wlasciwie wykanczamy. Mąż już się praktycznie przeprowadzil, więc żyjemy na dwa domy. Ja jakos nie mogę się zebrac, bo najpierw nie bylo wody, teraz nie ma internetu, jeden samochod.... Od dwoch lat nie bylismy na wakacjach z dzieckiem (sami bylismy na wycieczkach z pracy). Z dzieckiem jeżdżę sama na dzialkę rodzicow (mlody uwielbia, dzialka nad pięknym jeziorem). Mi urlop się konczy, mąż z pracocholicznych , wiecznie cos ma ważnego w pracy. Ale... ma do mnie pretensje, ze ja urlopuję (w sensie wyjeżdzam ), on nie...Jak proszę, zeby wziął kilka dni urlopu, to mowi, ze nie moze. Poza tym panicznie boi się zostawic ten dom bez nadzoru. Czy to już zawsze tak będzie? Ja tak nie chcę. Ja nie chcę miec kostki wokoł domu, tylko wspomnienia z wakacji. Mąż jesienią będzie mial operację, czekają go 3 miesiące rehabilitacji i siedzenia w domu. Twierdzi, ze do tego momentu musi wszysko byc na tip top. Ja od wrzesnia ruszam z kopyta do pracy, mam urlop w wakacje, a nie potrafę wypocząć w domu. Mi oderwanie się jest potrzebne, wypoczywam tylko poza domem.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 51
  • Utworzony
  • Ostatnia odpowiedź

Najaktywniejsi w wątku

Nie zmuszaj męża do wyjazdu, jeśli nie chce, może sam kiedyś zrozumie, jak ukończy prace wykończeniowe, że teraz czas odpocząć. Ja też jestem pracoholikiem, remontuję, wykańczam domek. Na prawdziwych wakacjach nie byłem od 4 lat, jedynie w tym roku na 3 dni wyjechaliśmy razem z dzieckiem do Bałtowa i w minionym roku żona była sama z dzieckiem tydzień nad możem, a ja tyrałem w tym czasie. Ja podchodzę do tego zaganienia w ten sposób, że najpierw obowiązki a poźniej przyjemności, jeżeli każdy odłożony grosz inwestuję w chałupę.

pozdr

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja rozumiem alfę. Mimo budowy (początek wykończeniówki) i spłacania kreydytu wiedziałam, że wakacje muszą być. Tym bardziej, że pamiętam, jak moi rodzice się budowali i nie miałam pieniędzy na nic, nie było wakacji, ciuchów, zabawek. Jasne, że miałam co jeść i w czym chodzić, ale dla 13 latki to za mało. I wiedziałam, że za chiny nie zgotuję takiego losu swojemu dziecku. Dlatego też nigdy jej nie powiedziałam, że ponieważ budujemy/spłacamy to nie kupię jej tego czy tamtego. Również wakacje to dla nas priorytet (tańsze niż innymi laty) i te dwa tygodnie razem z całą rodziną musieliśmy spędzić razem. Co mam poradzić ? Współczuję, ale widzę też po sobie (jak dziecka nie miałam), że jak jeden rok się odpuści, to następnymi laty wakacje jeszcze bardziej się oddalają. Może warto porozmawiać, związek to przecież same kompromisy - powiedz, że samotne wakacje (czyli bez całej rodziny) to dla Ciebie nie wypoczynek. Może dla Ciebie choć to zrobi jak już nie dla siebie ? Warto cały rok planować, rozmawiać o tym i kuć żelazo puki gorące (czyt. przedpłacić wakacje).

Powodzenia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja też nigdzie na wakacje nie wyjeżdzałem, gdyż brakowało pieniędzy, pierwszy mój wyjazd na obóz 2 tygodniowy miał miejsce w 3 klasie szkoły średniej. W dodatku w każde wcześniejsze wakacje pracowałem pomagając ojcu w pracach ślusarskich, a gdy przychodziły żniwa to dziadkowi w polu. Bardzo, to mnie denerwowało, jak patrzyłem na rówieśników, którzy pałetali się przez cały dzień nic nie robiąc, albo gdzieś wyjeżdzali. Obecnie jestem wdzięczny rodzicom, bo nauczyłem się obowiązku i nie boję się ciężkiej pracy. Dlatego nadal sądzę, że na pierwszym miejscu wykończenie domu a potem przyjemności.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Problem chyba gdzieś indziej leży. To mąż się cieszy domem a nie ty. Bo inaczej przeprowadziłabyś się nawet na goły beton a nie czekała na internet.

Moja rada - skocz na głęboką wodę i się przeprowadź. Nie warto uciekać, problem sam nie zniknie. A jak uznasz, że to nie to, to pogadaj poważnie z mężem i... sprzedajcie dom. Bo dom to nie kajdany, nie może być priorytetem a mieszkanie w nim musi wszystkim pasować.

Co do wakacji - ja w tym roku wyjechałam z ciężkim sercem na 10 dni. Miałam miesiąc urlopu i większość spędziłam z radością w domu. Czulam się lepiej wypoczęta, niż po tym wyjeździe. Więc można i tak. Ale trzeba się faktycznie tym domem cieszyć. I działką. I lasem blisko. Itd.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlatego nadal sądzę, że na pierwszym miejscu wykończenie domu a potem przyjemności.

Nawet kosztem małżeństwa ?

Dla mnie najważniejsze jest dziecko, małżeństwo a dopiero potem dom. Mogłabym spokojnie z niego zrezygnować jeżeli stał by na przeszkodzie w dążeniu do tych dwóch pierwszych "szczęść".

A choć ja sama widzę wiele plusów takiego "spapranego" dzieciństwa bo podobnie jak Ty wiem że tylko ciężką pracą dochodzi się do czegokolwiek, to widzę także to nieszczęście w moich oczach jak byłam mała.

Ale faktycznie może tutaj mamy klasyczny houseblues ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Alfa, trochę Cię rozumiem, a trochę nie. Czy wcześniej jeździliście razem na wakacje? Czy może rzeczywiście to jest tylko taki moment, kiedy Twojemu mężowi zależy na wykończeniu domu przed planowaną operacją? Może rzeczywiście problem nie w wakacjach, a w domu, którego nie chcesz? No bo dwa lata to jeszcze nie nieszczęście... Tym bardziej, że z dzieckiem wyjeżdżasz. Czy mężowy strach przed zostawieniem domu będzie przeszkodą w kolejnych latach, kiedy dom będzie już wykończony?

 

U nas w domu nigdy nadmiar kasy nie był problemem, ale wakacje to były wakacje - trzeba było wyjechać. Mama kombinowała, jak mogła. Jeździła jako wychowawczyni na kolonie, jeżeli mogła nas zabrać za darmo albo za jakieś mniejsze pieniądze. Część wakacji zawsze spędzaliśmy w górach. Samochodu nie było, więc nie jeździliśmy daleko, ale dwa razy w dzieciństwie byłam nad morzem. Poza tymi dwoma wyjazdami unikaliśmy wczasów zorganizowanych. Kiedy skończyły się dobre czasy z koloniami i mama nawet jako kierowniczka kolonii zarobiłaby mniej niż musiałaby zapłacić za nas dwoje, jeździliśmy do mamowej ukochanej Wisły. Zazwyczaj poza domem spędzaliśmy większość wakacji, wpadając ewentualnie pomiędzy kolejnymi wyjazdami, żeby się przepakować.

Do tego się przyzwyczaiłam, w czasach studenckich też wyjeżdżałam na prawie całe długie wakacje (dwa miesiące pracy przy koniach, a we wrześniu minimum tydzień w górach) i tylko tak wyobrażam sobie wakacje do dzisiaj. A mój ślubny nie czuje takiej potrzeby. Wyjeżdżał wprawdzie z rodzicami na wczasy i do dziadków na wieś, ale może równie dobrze wypoczywać w domu. Nie rozumie, że dla mnie wakacje są tylko wtedy, kiedy gdzieś wyjedziemy. Nie rozumie, ale... ustępuje i jeździmy.

Kiedy przeprowadziliśmy się do Niepolomic z zamiarem kupienia działki i budowy domu, w pierwszej chwili poczułam się jak na wakacjach. Pierwszy raz w życiu mieszkałam w domu (wynajętym), kiedy wychodziłam za próg, powietrze pachniało pobliską puszczą. Mając świadomość, że trzeba zacisnąć pasa, postanowiliśmy (ja z lekkim żalem, Andrzej bez trudu), że tu spędzimy wakacje. Miasto organizowało dla dzieci ciekawe zajęcia trzy razy w tygodniu, spacerowałyśmy po puszczy, wyjeżdżaliśmy w weekendy gdzieś niedaleko... A jednak w sierpniu, kiedy Andrzej miał urlop, poczułam się jak w więzieniu, czułam, że coś się dzieje nie tak, jak powinno, że MUSIMY gdzieś wyjechać, bo inaczej to nie będą wakacje!!! Wyjechaliśmy na kilka dni do Zębu koło Zakopca. To był namiastka wakacji. Żałowałam potem, że nie pojechaliśmy gdzieś na dłużej. Kolejne wakacje były wciąż jeszcze "niebudowlane" z powodu przedłużającej się papierologii. Wprawdzie nie udało się wyjechać na długo, ale w ciągu chyba dwóch czy trzech tygodni wypoczywaliśmy tak intensywnie, że potem wydawało nam się, że byliśmy dłużej poza domem. Kolejny rok - budowa. Wyrwałam się z dziećmi tylko na tydzień do rodziców. Do miasta. Żadna bajka. Jednak od tego czasu wyjeżdżamy. Chyba tylko w pierwsze wakacje po zamieszkaniu mieliśmy tydzień urlopu Andrzeja spędzić na urządzaniu domu, które trwa już od kilku lat i końca nie widać, ale od tego czasu stawiam na swoim - wyjeżdżamy razem na 5 tygodni, poza tym staram się jeszcze gdzieś z dziećmi na tydzień pojechać albo jadą na obóz czy do babci. Oczywiście słyszę za każdym razem, żebym nie marudziła, że dom niewykończony, bo trzeba było zostać i zrobić... (tu można wstawić całą listę), ale puszczam to mimo uszu. Wiem jedno - gdybyśmy od tych kilku lat nigdzie nie jeździli, żeby dom wykończyć, to już bym go dawno znienawidziła, i kto wie, czy nie mieszkalibyśmy w bloku wspominając tylko krótki etap mieszkania we własnym domu z ogródkiem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hauseblues... Boże, może rzeczywiscie....

Ponad 8 lat temu wprowadzilam się do męża, faceta z przeszłoscią, i dlatego bardzo nie chcialam tego mieszkania/ domu (bo to taka patrerowa szeregowka ze wspolnym podworkiem, w centrum malego miastecza), bo wspomnienia, bo mieszkanie dosc stare. Własciwie to od początku malzenstwa uklad byl taki, ze kupujemy mieszkanie w bloku, ale najpierw nie mozna bylo obecngo mieszkania sprzedac (bo tuż przed slubem wykupione, jakies terminy trzeba bylo dotrzymac czy cos...), potem męża zwolnili i klopoty finansowe, potem poszedl na studia, więc wydatki i brak czasu. A potem, kiedy ceny mieszkan zwariowaly, mąż kategorycznie zmienil zdanie odnosnie kupna, bo stwierdzil, ze za te pieniądze mozna sie wybudowac (a ja nie walczylam o blok bo ak naprawde nie mialam zdania, czego chcę). No i nam się udalo. Jesien 2007- kupno dzialki, wiosna 2008 fundmenty, sierpnien 2010- wlasciwie mozna mieszkac (choc salon bez mebli, znaczy są, ogrodowe). No i wlasnie wczoraj postanowilam wszystko przewieśc i ... jakos nie mogę się zebrac. Wczoraj kladlam ogorki:) Dzis siedzę w necie:( ale już lecę...moze się jakos posklada. Na wakacje, moze bez szalenstw ale przynajniej na dzialkę rodzicow jezdzilismy wspolnie (ale już rok temu nie, bylam tylo z dzieckiem). Teraz mąż argumentuje, ze w tym roku już mial urlop- bylismy na tygodniowej wycieczce we Wloszech , mama nas namowila i doinwestowala;). A z tego mieszkania... kurcze, jak pomyslę, ze nie mam sąsiadki za scianą, ze już nie otworzę drzwi i nie zawolam jej na podworkową kawę..., ze nie wyskczę na mnutę do sklepu za rogiem po kilo cukru.... Żal mi..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

widzisz, kiedyś (dawno temu) jak narzekałam na mężą, że on tego nie robi, tamto źle itd, moje przyjaciółka dała mi radę - jeżeli już muszę narzekać, to na każdy jego minus mam od razu znaleźć plus i mówić je razem. Bo jak się wiecznie powtarza tylko te minusy, to człowiek zaczyna w nie wierzyć a plusy giną w niepamięci. To baaardzo pomaga utrzymać równowagę :)Znajdź plusy nowego domu i zacznij o nich mówić, bo inaczej będziesz wiecznie nieszczęśliwa.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jednak mądry był ten kto powiedział

 

"Jeszcze się taki nie urodził, co by Kobiecie dogodził"

 

oj drogie Panie, doceńcie w końcu tych swoich chłopów, że domy nowe dla Was, dla Waszych rodzin budują, oni naprawdę chcą jak najlepiej

 

 

pozdrawiam, zadowolenia i uśmiechu życzę

 

Tinek (co też nie może zadowolić... i nie myślę mi tu o "tych" sprawach ;) )

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja na wakacjach to nie pamiętam kiedy byłem - nie stać mnie. A poza tym to marna to przyjemność płacić za gofra w Zakopcu 8 zł gdy zarabia się tyle na godzinę.

1h roboty=1 gofer w Zakopcu , szaleństwo jakieś ludzi opanowało, jakby nie było chętnych to i ceny byłyby normalne.

Jestem pewien że alfa36 nie tylko wyjeżdża w wakacje ale i w zimę na jakieś narty czy cuś smerfnie ,ogólnie mówiąc myślę że ludziom z dobrobytu po prostu odbija i szukają wrażeń ,których nigdy nie znajdą.

A może Twój mąż ma w nosie Twoje wakacje i woli zostać w domu, tylko boi się to powiedzieć. Jak ma się wylegiwać w upale na plaży i sapać z wrażenia woli ułożyć kosteczkę w cieniu itp.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wakację kosztuja - jak wszystko i nieraz trzeba wybierać albo one albo dom. Prawda jest taka , że dom to studnia bez dna, my sami nigdzie nie wyjeżdżamy, nigdy nigdzie razem nie byliśmy na żadnych wczasach , chociaż jesteśmy młodzi i nie mamy dzieci. Poprostu nas nie stać chodź nieraz szlag mnie trafia, kiedy mam wszystkiego dość i wtedy pojechałabym gdzieś na chwilę. Głupi przykład- wczoraj mieliśmy smaka na pizze ale doszliśmy do wniosku , że za drogo - i zrobiliśmy sobie tańszą domową ale za to smaczniejszą:) to jest może i żałosne dla niektórych ale odkładamy każdy grosz , żeby było na budowę, którą zaczynamy na wiosnę 2011.Jedyne co mnie wkurza to to , że niektórzy członkowie naszej rodziny chcą nam dyktować co mamy kupić co mamy teraz zrobić i jak mamy wydać nasze pieniądze . Pokłócilismy się wczoraj o to z jedną osobą. Najważniejsze , że jest się razem i wiem , że takie wspólne pokonywanie trudności tylko cementuje nasz związek. Kiedys może nas będzie stać na to żeby objechać i pól Europy, narazie stawiamy na dom, nasz dom,żeby mieć do czego wracać.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wakację kosztuja - jak wszystko i nieraz trzeba wybierać albo one albo dom. Prawda jest taka , że dom to studnia bez dna, my sami nigdzie nie wyjeżdżamy, nigdy nigdzie razem nie byliśmy na żadnych wczasach , chociaż jesteśmy młodzi i nie mamy dzieci. Poprostu nas nie stać chodź nieraz szlag mnie trafia, kiedy mam wszystkiego dość i wtedy pojechałabym gdzieś na chwilę. .

jak rany, nie przesadzaj.. Nie trzeba jeźdxić na wczasy. Jak się kasy nie ma, to się bierze rower, namiot i karimatę i jedzie w Polskę albo robi objazd znajomych czy rodziny. Pobyt w domu przecież też kosztuje, jeść coś trzeba.

Teraz odkładacie na dom, potem na samochód, potem będzie dziecko, które kosztuje a potem będziecie starzy albo... dawno po rozwodzie, czego absolutnie nie życzę. Noe można, nawet nie wolno dać się zwariować jednej idei!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

jak rany, nie przesadzaj.. Nie trzeba jeźdxić na wczasy. Jak się kasy nie ma, to się bierze rower, namiot i karimatę i jedzie w Polskę albo robi objazd znajomych czy rodziny. Pobyt w domu przecież też kosztuje, jeść coś trzeba.

Teraz odkładacie na dom, potem na samochód, potem będzie dziecko, które kosztuje a potem będziecie starzy albo... dawno po rozwodzie, czego absolutnie nie życzę. Noe można, nawet nie wolno dać się zwariować jednej idei!

 

Masz rację, nie wolno, trzeba żyć, jednakże my nie należymy do takich osób, które mają na tyle pieniędzy żeby nie wiedzieć co z nimi zrobić i trzeba decydować co jest w danym momencie lepsze. Dom budujemy tylko i wyłącznie za swoje oszczędnosci bez żadnych kredytów z czego oboje jesteśmy dumni. Co do roweru i karimaty może ty za tym przepadasz my raczej nie, a co do rodziny żeby ja objeżdżać to nie usmiecha mi się jeździć od bloku do bloku i wycieczki miejsko-krajoznawcze robić. Dla nas priorytet to dom na wakację przyjdzie czas, nie mówie tu o 2-3 dniowych wypoczynkach gdzieś w zakopanem tylko o jakimś 1-2 tyg pobycie gdzieś tam. Narazie jak to mądrze stasiek napisał -wolimy zostać w domu, [...] Jak mamy się wylegiwać w upale na plaży i sapać z wrażenia wolimy ułożyć kosteczkę w cieniu itp.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo zazdroszczę EZS że potrafi wziąść rower i jechać na wakacje ,fajnie się dobraliście chyba? Marzę o tym abym miał z kim pojechać na takie wakacje rowerem, niestety moja żona nie zna czegoś takiego jak rower. Ja prawie codziennie kilkanaście kilosków smerfnę w nocy a ona to tylko wygoda , a to ziuziu , komary, księżyc nie taki i BÓG wie co jeszcze?

Bardzo zazdroszczę też Tobie domowa - fantastyczne jest to że razem potraficie wyznaczyć sobie cel i do niego bezapelacyjnie dążyć. Super . Moja żona powiedziała mi ostatnio tak: " gdyby nie ten twój dom byłyby pieniądze na przedszkole dla dzieci (mamy dług 1200zł), a poza tym ty nigdy tego domu nie skończysz , całe życie będziesz budował - zobaczysz" dodam że żona nie pracuje tylko (niby wychowuje) ale to farsa się zrobiła już, nawet już jej nie kocham.

 

I niech ktoś mi powie moi drodzy że pieniądze szczęścia nie dają, to Go wyśmieje i splunę w twarz łgarzowi. Gdybym miał szmal coby budować, wakacjować , kupować , planować, projektować itp . po prostu bylibyśmy szczęśliwi z żonką , a tak stoimy dziś nad przepaścią i niebawem każde pójdzie w swoją stronę i jak zwykle dzieci nie bgędą wiedzieć czemu tatuś z mamusią się rozstali ,- a odpowiedź jest krótka - TATA ZA MAŁO ZARABIAŁ - I NIE MIAŁ SWOJEGO TATUSIA Z KONEKSJAMI WIĘC DZIECI DROGIE MAMUSIA NIE WYTRZYMAŁA Z TAKIM BIEDAKIEM! WSTYD BYŁO JEŹDZIĆ PO WARSZAWIE TAKIM STARYM AUTEM BEZ KLIMY! A CO DOPIERO NA WAKACJE.

Dodam że nie jestem nieudacznikiem potrafię zrobić prawie wszystko jak mi się raz pokaże , żadna praca mi nie straszna mogę być śmieciarzem szambiarzem maklerem , managerem , a nawet KULCZYKIEM HOLDINGSEM wszzystko mogę robić - ale?! ---- NIE DLA PSA KIEŁBASA PANIE DZIEJU.

 

P.S pisałem te swoje wypociny po paru sobotnich piwkach więc proszę mnie nie ganić!

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bardzo zazdroszczę EZS że potrafi wziąść rower i jechać na wakacje ,fajnie się dobraliście chyba? Marzę o tym abym miał z kim pojechać na takie wakacje rowerem, niestety moja żona nie zna czegoś takiego jak rower. Ja prawie codziennie kilkanaście kilosków smerfnę w nocy a ona to tylko wygoda , a to ziuziu , komary, księżyc nie taki i BÓG wie co jeszcze?

Bardzo zazdroszczę też Tobie domowa - fantastyczne jest to że razem potraficie wyznaczyć sobie cel i do niego bezapelacyjnie dążyć. Super . Moja żona powiedziała mi ostatnio tak: " gdyby nie ten twój dom byłyby pieniądze na przedszkole dla dzieci (mamy dług 1200zł), a poza tym ty nigdy tego domu nie skończysz , całe życie będziesz budował - zobaczysz" dodam że żona nie pracuje tylko (niby wychowuje) ale to farsa się zrobiła już, nawet już jej nie kocham.

 

I niech ktoś mi powie moi drodzy że pieniądze szczęścia nie dają, to Go wyśmieje i splunę w twarz łgarzowi. Gdybym miał szmal coby budować, wakacjować , kupować , planować, projektować itp . po prostu bylibyśmy szczęśliwi z żonką , a tak stoimy dziś nad przepaścią i niebawem każde pójdzie w swoją stronę i jak zwykle dzieci nie bgędą wiedzieć czemu tatuś z mamusią się rozstali ,- a odpowiedź jest krótka - TATA ZA MAŁO ZARABIAŁ - I NIE MIAŁ SWOJEGO TATUSIA Z KONEKSJAMI WIĘC DZIECI DROGIE MAMUSIA NIE WYTRZYMAŁA Z TAKIM BIEDAKIEM! WSTYD BYŁO JEŹDZIĆ PO WARSZAWIE TAKIM STARYM AUTEM BEZ KLIMY! A CO DOPIERO NA WAKACJE.

Dodam że nie jestem nieudacznikiem potrafię zrobić prawie wszystko jak mi się raz pokaże , żadna praca mi nie straszna mogę być śmieciarzem szambiarzem maklerem , managerem , a nawet KULCZYKIEM HOLDINGSEM wszzystko mogę robić - ale?! ---- NIE DLA PSA KIEŁBASA PANIE DZIEJU.

 

P.S pisałem te swoje wypociny po paru sobotnich piwkach więc proszę mnie nie ganić!

 

Ależ się miotasz! Weź daj kobicie do przeczytania ten wpis, może ją otrzeźwi. A może faktycznie jak ona bardzo nie chce a Ty bardzo chcesz to gdzieś potrzeba się spotkać w połowie drogi... A jak Ci już faktycznie nie zależy na niej ( a nie jest to rozgoryczenie na maksa, podlane piwkami ), to smerfnij ją w cztery i szukaj takiej połówki z którą będziesz miał więcej podzbiorów wspólnych.

Może oboje się zapętliliście po prostu. Co powiesz na scenariusz: Wy dwoje, kwiatki, kolacyjka, komplementy, bzykanko i dojdziecie do porozumienia?

Uszy do góry.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Odpowiedz w tym wątku

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.




×
×
  • Dodaj nową pozycję...